Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 330 takich demotywatorów

Wszystkie klatki są otwarte,tylko ludzie wciąż,nie chcą uczyć się latać.. –

Mój poranek

Mój poranek –
Jakie są 4 absolutnie najlepszepiwa na świecie? – 1. Otwarte2. Zimne3. Następne4. Darmowe
Napisy w szkołach podstawowych w obcych językach, reklamy na przystankach też w obcych, w sklepach zamiast otwarte piszą open. – O taką Polskę walczyli wasi dziadkowie i o Taką wy też teraz walczycie a tutaj tego efekty.
100 kas w sklepie – Dwie otwarte
Jedna z najmądrzejszych opiniina temat imigrantów – Która jest wypowiadana przez kogoś, kto spełnia definicję słowa "uchodźca" Jestem imigrantem. Przeniosłam się do Polski z Kaukazu jakieś pół życia temu. Nie jestem katoliczką. Wychowano mnie w innym wyznaniu, w innej kulturze z innymi tradycjami. Byłam uchodźcą. Uciekałam przed wojną i wiem jak to jest. Z autopsji. Jestem tolerancyjna, daleko mi do ksenofobii czy nacjonalizmu, bo to wszystko, czego się ksenofob boi najbardziej - to ja.Uciekałam przed wojną z mamą, ciocią i moimi dwiema siostrami. Tak, łódką, pamiętam jak dziś. Nie było z nami taty, wujka, a nawet dziadka, tata z innymi mężczyznami walczył o swój, nasz kraj. Uciekałyśmy do Rosji. Nie wybierałyśmy kraju ze względu na dobrobyt czy możliwości. Uciekałyśmy do najbliższego bezpiecznego miejsca, by być jak najbliżej taty i móc jak najszybciej wrócić do domu, gdy tylko się da. Nie wszyscy byli zachwyceni tym, że oto przypłynęłyśmy. Ale o nic nie prosiłyśmy, niczego się nie spodziewałyśmy. Mówiłyśmy po rosyjsku i byłyśmy kulturalne, grzeczne do przesady i pełne szacunku dla ludzi, którzy chcieli nam pomóc. Do dziś nie wiem, jak mama to wszystko wtedy załatwiała, że miałyśmy gdzie spać, co jeść. Dołączyła do znienawidzonych przez ludzi tzw „spekulantów” z wielkimi plastikowymi torbami, którzy handlowali czym mogli na ruinach byłego związku radzieckiego. Moja mama - filolog, muzyk, pianistka.Pamiętam, że przygarnęło nas na jakiś czas sanatorium dla dzieci z chorobami skóry. To nie były dzieci ze zwykłą wysypką, tam były naprawdę przerażające choroby, dzieciaki wyglądające jak 90-letnie starcy... My byłyśmy przerażone, pierwszą reakcją było odrzucenie, ale dorośli bardzo szybko wytłumaczyli nam, że tu żyjemy na ich zasadach. Jemy z nimi, kiedy oni jedzą, śpimy wtedy, kiedy oni śpią, oglądamy telewizję i bawimy się razem z nimi, bo jesteśmy tu gośćmi.Przyjechałam do Polski. Potem już, po latach, na studia. Za sprawę honoru uznałam poprawne wysławianie się bez akcentu, możliwość rozmowy z Polakiem na tematy, które są Polsce i Polakom bliskie, bez pytań "jak się Pani podoba w naszym kraju”, jeśli to miał być mój kraj. Nie chodziło o zdradę własnej kultury czy tradycji, bo poznawanie innych kultur wzbogaca naszą własną, chodziło o szacunek dla ludzi, z którymi żyję.Świętuję razem z teściami katolickie święta. Z miłości do mojej rodziny, z szacunku, ze zwykłej grzeczności i uprzejmości w końcu. Nikt nie każe mi iść do komunii, ale nic mi się nie stanie, jeśli ładnie się ubiorę i kulturalnie zasiądę do stołu. Odwiedzając kogoś w jego kraju, świątyni, domu zastosuję się do jego zwyczajów. Jestem tolerancyjna. Bardzo. Czuję się obywatelem świata i nikomu nie zaglądam do łóżka - wszystkie kolory skóry i tęczy są dla mnie tak samo wartościowe. Ale tolerancja nie polega na ślepej akceptacji wszystkiego jak leci. Może i jestem hipokrytą, ale moja tolerancja jest wybiórcza, bo nie toleruję zła. Nie toleruję agresji i sytuacji, w której drugiej osobie dzieje się krzywda. Jeśli tradycja wymaga okaleczenia, gwałtu, pobicia, to moja tolerancja nie sięga tak daleko.Świat nie jest czarno-biały. Między „jestem na tak” i „jestem na nie” istnieje jeszcze całe mnóstwo półtonów i niuansów. Kiedy ktoś mówi o „dzikusach” i „brudasach” ja pierwsza się oburzam, ja też jestem tym "dzikusem", tym "brudasem", spójrzcie na mnie, żyję z wami od lat. Przecież wśród tych ludzi mogą być lekarze, wielkie talenty i po prostu kulturalne i otwarte osoby, które nie zasługują na to, by się ich bać. Kiedy ktoś mówi, że nie warto pomagać, bo sami mamy niewiele, nie mogę się zgodzić. Ale ludzie, którzy nie szanują jedzenia na tyle, że śmieją je wyrzucać, widocznie nie potrzebują tej pomocy. Nigdy nie zapomnę smaku obrzydliwej zupy w proszku, którą jako uchodźcy dostałyśmy od kogoś, płakałyśmy i jadłyśmy ją, prawdziwa potrzeba nie pozwala wyrzucać jedzenia.Nie zajmę stanowiska w sprawie uchodźców, bo jeśli zranię tym chociaż jedną osobę, która ratując się przed wojną przybywa z pokorą, szacunkiem i wdzięcznością, to nie będzie warto. Tym bardziej, że to samo spotkało kiedyś mnie i moją rodzinę. Tyle że w mojej historii młodzi mężczyźni nie porzucali swojego kraju, żeby wyruszać do bardzo odległych geograficznie i kulturowo państw, by obrzucać odchodami autobusy na granicy, wyciągać kobiety z samochodów za włosy, bić je i kopać z powodu bluzki z dekoltem, a potem gwałcić, tymże dekoltem usprawiedliwiając swoje zachowanie. Ktoś, kto nie szanuje drugiego człowieka na tyle, że w jego własnym kraju, udzielającym azylu, śmie podnieść na niego rękę - nie jest uchodźcą, proszę mi wierzyć. I proszę, nie odbierajcie mi prawa bać się tego kogoś, zarzucając mi nacjonalizm, ksenofobię, zacofanie i nietolerancję, te rzeczy są mi obce, brzydzę się nimi. Tak jak brzydzę się gwałtem i przemocą.
Tak wzruszającym listem żegna się z synem znany dziennikarz –  Jarosław Kulczycki cieszący się sympatią widzów TVP prezenter i dziennikarz przeżywa rodzinny dramat. Jego ukochany syn Filip zmarł tragicznie w niedzielę 13 września. 19-letni chłopak zasłabł, mimo podjętej reanimacji nie udało się uratować jego życia. Przyczyna śmierci jest na razie nieznana. -Filip! Gdzie jesteś?! Nigdy nas tak nie martwiłeś. Zawsze telefon albo chociaż esemes! A teraz nic. Cisza...Nawet gdy byłeś miesiąc temu w Turcji i Albanii, gdy podróżowałeś autostopem przez dalekie kraje, co dwa, trzy dni dawałeś znak życia. A teraz cisza...Mówią, że Cię nie ma. Albo że jesteś, ale gdzie indziej. Gdzie? Dlaczego nie tu z nami?! Mówią, że życie człowieka jest kruche. Ale młodzi ludzie nie znikają tak nagle. Może zdarza się to nieraz, ale zawsze komuś innemu, gdzieś daleko, na horyzoncie kręgu znajomych nam ludzi. Albo czytamy o tym w gazecie.A Ty wróciłeś z górskich wędrówek. Był Giewont i Świnica. Kiepska pogoda, więc Orla Perć musi zaczekać. Jak my, czeka.Martwiliśmy się, żeby nic się w tych górach nie stało. Ale przecież to nie pierwszy raz, a Ty taki dojrzały i rozsądny. I wróciłeś zdrów i cały. Zmęczony, ale szczęśliwy.A tu tyle spraw. Nowe studia. Informatyka po angielsku. I jeszcze zaocznie filozofia. Nie za dużo, Synku? Oj Mamo, oj Tato... Spróbuję, zobaczę, mam czas.A miałeś tego czasu 19 lat i 11 miesięcy. Bez sześciu dni.Iskierko nasza malutka kochana! On taki wrażliwy. Jak mgiełka - mówili. Dyzio marzyciel - to pani Bożenka w szkole. Ale Ty rosłeś pięknie! Dawaliśmy Ci cały nasz świat, a Ty brałeś chętnie. Szeroko otwarte oczy chłonęły wszystko łapczywie, a Twoja główka mała - coraz większa, mądrzejsza.Książki, wspólne czytanie, podróże dalekie. Na Saharze piasek jak cukier puder. Słońce Maroka i wieloryby w Kanadzie. Kajakowe spływy i górskie wędrówki. Rozmowy, dużo rozmów. Spacery w Kabackim lesie.Coraz więcej przyjaciół. Prawdziwych, sprawdzonych. I miłość pierwsza. Wielka, prawdziwa, najszczersza.Tacy dumni byliśmy. Przerosłeś nas. Wzrostem o głowę, umysłem o pięć głów. Nie ma większej nagrody dla rodzica.A potem w niedzielne południe straszny telefon: Syn zemdlał, reanimujemy go. Godzinę o Ciebie walczyli. Nie wróciłeś. Przestało bić Twoje serce. Nasze kochane serduszko...A tego dnia miała być kolacja z mamą. A następnego obiadek u ukochanej babci. A u nas odkładane zdjęciowisko z letnich podróży. I chrzest siostry.Ostatnie rozmowy, ostatnie pożegnanie, uścisk, spojrzenie ostatnie czule chronimy w pamięci.Ale przecież był cichy szept, kiedy mama tuliła Cię zrozpaczona, zapłakana. Powiedzieli, że to tylko powietrze. Czy to było "nie martw się mamo kochana"?I tych kilka kropel z nieba, kiedy ze złamanym sercem płakałem na cichej plaży. To było "żegnaj tato"?Gdzie jesteś Synku? Gdzie teraz wędrujesz? Czy wiesz już wszystko?Tulimy Cię ostatni raz do snu. Przykrywamy kołderką gorącej miłości, dumy, żeś taki wspaniały, wymarzony Syn.Śpij słodko. I czekaj na nas.My przecież też kiedyś zaśniemy- napisał Jarosław Kulczycki.
Drogi sąsiedzie! – Przyszedłem do domu i zobaczyłem, że w twoimdomu jest otwarte okno, przez które dośrodka próbuje dostać się twój kot.Wrzuciłem go wiec do środka i zamknąłem okno. Mam nadzieje, że masz kota - jeśli nie to już masz.

W każdej nawet najbardziej poważnej pracy zdarzają się sytuacje, które potrafią rozbawić do łez

W każdej nawet najbardziej poważnej pracy zdarzają się sytuacje, które potrafią rozbawić do łez –  Pewien Policjant pełniąc służbę znajdował się w pobliżu autostrady i zatrzymywał kierowców, którzy łamali przepisy ruchu drogowego. W pewnej chwili funkcjonariusz zauważył samochód, który przemieszczał się bardzo powoli – niecałe 30 km/h. Policjant pomyślał, że taki kierowca jest równie niebezpieczny w ruchu drogowym jak tzw. ścigacz, dlatego też postanowił zatrzymać podejrzany pojazd. Kiedy Policjant podszedł do pojazdu okazało się, że znajduje się w nim 5 starszych kobiet, dwie na przednim siedzeniu i trzy z tyłu. Staruszki miały szeroko otwarte oczy i były blade jak trupy. Kierująca kobieta nie mogła zrozumieć powodu zatrzymania. „Oficerze nie rozumiem co się dokładnie dzieje. Przecież nie przekroczyłam prędkości.” Policjant spokojnie odpowiedział: „Proszę Pani może i nie przekroczyła Pani prędkości, ale powinna Pani wiedzieć, że prowadzenie wolniej niż ograniczenie prędkości, może być również zagrożeniem dla innych.” Kobieta odpowiedziała z dumą: „Wolniej niż ograniczenia prędkości? Nie, ja jechałam dokładnie z przepisami 30 km/h. Tak przecież jest tu napisane.” REKLAMA Funkcjonariusz Policji próbując powstrzymać wybuch śmiechu wyjaśnił, że 30 to numer trasy, a nie ograniczenie prędkości. Nieco zakłopotana kobieta uśmiechnęła się i podziękowała Policjantowi za wyprowadzenie jej z błędu. Mocno zaintrygowany wyglądem pasażerów Policjant zapytał jednocześnie: „Zanim pozwolę Paniom odjechać muszę zadać pewne pytanie. Czy wszystkie pasażerki w tym samochodzie dobrze się czują? Pani towarzyszki wyglądają jakby przed chwilą przeżyły coś strasznego.” Z niewinnym uśmiechem kobieta odpowiedziała: „To nic takiego. Wcześniej jechałyśmy drogą 169.”
Źródło: www.popularnie.pl/policjant-i-staruszki
25 LAT WOLNOŚCI W RADOMIU:ŁUCZNIK - zatrudniał 50 tys.ludzi - LIKWIDACJA!RADOSKÓR - kiedyś największy producent obuwiaw Polsce - LIKWIDACJA!Radomska WytwórniaTelefonów - LIKWIDACJA!Radomska WytwórniaPapierosów - LIKWIDACJA! – Gdyby nie bliskie sąsiedztwo Warszawy i otwarte granice Unii, w Radomiu panowałby głód i kanibalizm! Nawet Wehrmacht nie zniszczył tyle w Radomiu, co politycy III RP. Oni są gorsi, niż najazd Hunów!
Polak potrafi: pierwsza Biedronka w Wielkiej Brytanii – Właściciel sieci Biedronka, musi przecierać oczy ze zdumienia, a to za sprawą Grzegorza Matuszewskiego, który w brytyjskim mieście otworzył supermarket o nazwie "Biedronki", łudząco podobny do polskiej sieci dyskontów."Biedronki" są otwarte od marca i można w nich kupić polskie produkty spożywcze i alkohol. Zdaniem pana Grzegorza kopia polskiego dyskontu była odpowiedzią na zapotrzebowanie lokalnego rynku."Biedronki" jednak nie wszystkim mieszkańcom miasta przypadły do gustu. Do burmistrza Gloucester napływa wiele skarg niezadowolonych Brytyjczyków, którzy twierdzą, że żółty kolor jest zbyt jaskrawy
Potrafi sprawnie wlecieć przezuchylone okno – Niema sposobu, aby wyleciała przez otwarte drzwi
Tak się zachowuje jajko otwarte pod wodą –
Jeśli coś wygląda głupio,ale działa, to nie jest głupie –  Jeśli coś wygląda głupio, ale działa, to nie jest głupie –
Na pewno zbiorę więcej lajków – Dorzucając zdjęcie otwartego złamania
"Otwarte 9 dni w tygodniu" – Niektórych krajów nigdy nie dogonimy
Można wpaść z pieskiem lub prosiaczkiem? –
- Jakie jest Twoje ulubione piwo? – - Otwarte!

Gabinety już otwarte

Gabinety już otwarte –
Każda pani domu kiedyś musi sobie pozwolić na jakiś jeden dzień wolny od wszystkiego –  Mężczyzna wrócił do domu z pracy i znalazł trójkę swoich dzieci na zewnątrz domu. Były jeszcze w piżamach, bawiły się w błocie pustymi pudełkami do żywności i opakowaniami porozrzucanymi po całym ogrodzie. Drzwi do domu i do samochodu żony były otwarte. Nie było widać śladu psa. Gdy wszedł do domu, w środku panował jeszcze większy bałagan. Lampa była przewrócona, a dywan był zsunięty pod ścianę. W salonie głośno włączony był telewizor z bajkami. Na środku była porozrzucana masa zabawek i ubrań. W kuchni zlew był wypełniony naczyniami, śniadanie walało się po blacie, drzwi do lodówki były otwarte, karma dla psa rozrzucona po podłodze, rozbite szkło leżało pod stołem, a piasku było tyle, co na plaży. Mężczyzna szybko wbiegł po schodach na górę, omijając sterty zabawek i ubrań. Szukał żony. Martwił się, że coś mogło się jej stać. Po drodze do sypialni zauważył, że z łazienki wydostaje się woda. Gdy zajrzał do środka, znalazł tam mokre ręczniki, pianę i jeszcze więcej zabawek. Kilometry papieru toaletowego leżały na podłodze. Lustro i ściany były wysmarowane pastą do zębów. Mężczyzna był już totalnie spanikowany. Wpadł do sypialni i zobaczył żonę, która leżała na łóżku w piżamie i czytała książkę. Spojrzała na niego z uśmiechem i zapytała jak minął dzień. On kompletnie zszokowany zapytał:- Co tu się dzisiaj stało?! Kobieta uśmiechnęła się ponownie i powiedziała:- Wiesz, każdego dnia, gdy przychodzisz do domu z pracy pytasz mnie, co ja takiego robiłam przez cały dzień…?- Tak - odrzekł. Na co żona odpowiedziała: - Więc dziś mój drogi nie zrobiłam kompletnie nic