Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 241 takich demotywatorów

Przypadek? – Nie sądzę! Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, ale podsumujmy: - guru z pedofilską wyspa, którego odwiedzały polityczne elity popełnia samobójstwo w celi - kilka dni przed samobójstwem chce, żeby go przenieśli i mówi swoim współwięźniom oraz strażnikom, że ktoś próbuje go zabić - pomimo 24h dozoru kamera PRZYPADKOWO przestała działać akurat gdy popełniał samobójstwo - jego wyspa też PRZYPADKOWO się spaliła
Krótkie podsumowanie historii ze sklepu brzmi: "Wychowanie córki - robisz to cholernie dobrze!" – Byłem wczoraj na zakupach w supermarkecie. Obok stoiska z zabawkami mała dziewczynka (na oko 5-6 lat) płakała, żeby jej tata kupił księżniczki, że inne koleżanki mają księżniczki, a ona nie.Nasz bohaterski tata powiedział "Nie marudź słonko! Księżniczki są głupie i źle kończą! My wybieramy dobrych bohaterów, prawda? O, proszę - Boba Budowniczego - chcesz? Strażaka Sama? A może taką planszówkę, to zagramy razem?"Mała dalej ryczała wniebogłosy, ale tata był stanowczy i nieugięty. I ja uważam, że to bardzo dobrze! Niech obrzydza jej "synalków prezesa", wszelkie "księżniczki" i wszelkich "złych chłopców" już od najmłodszych lat! Dzięki temu panna w przyszłości nie będzie materialistką, i będzie dostrzegała tylko wartościowych mężczyzn. Bo chyba nie przypadkowo tata polecał jej męskie autorytety - odważnego strażaka Sama, czy pracowitego Boba Budowniczego...
Sorry, ale  "Wielka Gra" to był teleturniej z wiedzy kompletnie do niczego nikomu niepotrzebnej z pytaniami typu: – Prowadząca: Co powiedziała hrabina Szlezwig-Holsztain cesarzowi Fryderykowi Hohenzelorowi Habsurgowi Trzeciemu, gdy przypadkowo nadepnął jej na nogę w trakcie rautu w 1792 w ambasadzie Prus? Uczestnik teleturnieju: Odpowiadam na pytanie pierwsze za 25 tysięcy złotych... Hrabina powiedziała "Moja noga! Co jest do diabła?" Prowadząca: Hm.... ja mam tutaj odpowiedź "Moja stopa! Co jest do czarta!". Myślę że możemy uznać tę odpowiedź, ale oddaję głos naszemu ekspertowi. Ekspert w okularach jak denka od butelki: No nie, nie, nie... proszę państwa. Nie możemy uznać tej odpowiedzi. Stopa a noga to zasadniczo dwie różne części ciała. podobnie jak diabła nie możemy uosabiać z czartem, chociaż w podaniach ludowych jest to często stosowane zastępczo, ale nas obowiązują źródła naukowe. Uczestnik teleturnieju: Przykro mi, ale nie mogę się zgodzić z tą opinią. W książce biograficznej rodu Holsztein wydanej w 1893 roku jest wyraźnie napisane, że Hrabina odpowiedziała "Wenn ist das Nunstück git und Slotermeyer", gdzie Slotermeyer tłumaczy się wyraźnie jako noga. Prowadząca do Eksperta: Czy mamy to źródło jako oficjalnie dopuszczone w tym teleturnieju?Ekspert: Owszem, było dopuszczone w temacie o związkach książąt z rodu Hohenzollernów z delfinami dworu francuskiego, lecz było to wydanie z 1893 roku, a nie z 1907, czego wymagał regulamin naszego dzisiejszego turnieju
Chyba podział na Polskę A i B nie wziął się przypadkowo –  SONDAŻOWE WYNIKI EXIT POLL W OKRĘGACH WYBORCZYCH
Załoga pociągu-pługu zauważyła, że przypadkowo zasypany został jeleń, więc zatrzymali pociąg i ruszyli na ratunek –
0:21
 –
No, to zrozumiesz, dlaczego niektórzy ludzie mają koty –
2014, Nowy Jork, Brooklyn, nauczycielka Madeline Scotto wciąż pomaga dzieciom z matematyką w tej samej szkole podstawowej św. Efrema, którą sama ukończyła w 1928 roku – Właśnie zbliżają się jej wyjątkowe urodziny: „W zeszłym roku pomyślałam: to niemożliwe, że skończę sto lat! Nie ufałam sobie, musiałam spisać to na kartce i wykonać kilka matematycznych działań, żeby się upewnić”. Nauczycielką została zupełnie przypadkowo, w wieku czterdziestu lat, już jako matka piątki dzieci, gdy lokalny pastor zapytał, kto mógłby zastąpić katechetki, hospitalizowane po wypadku autobusu. „Nieważne jakie dzieci osiągają rezultaty, ważne jeśli naprawdę mocno się starają” – wykłada swoje dydaktyczne motto pani Scotto, dodając, że nauczanie zawsze sprawiało jej radość i pozwoliło zachować młodość
Prezenterka przypadkowo całuje kolarza w usta. Tyle wygrać –
0:05
Stała samotnie w lejącym deszczu,po to by ratować zwierzęciu życie – Była całkowicie przemoczona, ale  nadal z uśmiechem na twarzy.Pomimo ulewy i faktu, że była całkowicie mokra, kobieta nie odeszła od zwierzęcia.Wracając ze służby zatrzymała się w pobliżu żółwia i zdała sobie sprawę, że nie może go przenieść w inne miejsce. Żółw był bardzo duży, a przenoszenie mogło być niebezpieczne, więc zadzwoniła do Organizacja zajmującej się zwierzętami. Czekając na ich przyjazd, postanowiła strzec żółwia, ponieważ przejeżdżające samochody mogły go przypadkowo przejechać.Kobieta udowodniła, że jest doskonałą policjantką i dobroduszną osobą. Około 6 miesięcy temu została policjantką Roku Greenbelt za swoją dzielną służbę. Swoim własnym przykładem dowodzi, że oficer musi chronić nie tylko ludzi, ale także tych, którzy są znacznie mniejsi, słabsi i bardziej narażeni niż my."I dzięki temu aktowi po raz kolejny pokazała, że zasługuje na ten tytuł..."

Galeria niezwykłych rzeczy, na które natrafiono całkowicie przypadkowo (25 obrazków)

Tu nie ma żadnej magii: dzięcioły mają tendencję do robienia przypadkowo umieszczonych dziur, gdy szukają owadów –
Związek małżeński powinien polegać na zrozumieniu, zaufaniu, miłości i byciu wobec siebie fair – Niestety często bywa tak, że w związek lubią wtrącać się osoby trzecie.W tej historii taką osobą jest teściowa dziewczyny, która od momentu ślubu zaczęła ingerować w życie jej i jej syna, praktycznie codziennie.Mój mąż pół żartem, pół serio wspominał o tym, że jego mama ma na jego punkcie obsesję, ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, że urośnie to do takich rozmiarów. Przychodziła do nas, kiedy tylko chciała, robiła w domu to, co chciała, ale najgorsze jest to, że nakręcała męża przeciwko mnie. Czarę goryczy przelała jej wiadomość do mojego męża, którą przypadkowo odczytałam na jego telefonie."Chciałam sprawdzić listę zakupów w jego telefonie, gdy doszedł SMS od jego matki. Gdy odczytałam treść tej wiadomości, serce zaczęło mi tak mocno walić, że myślałam, że zemdleję. Natychmiast żądałam wyjaśnień od męża i domagałam się pokazania reszty SMS-ów od „mamusi”.SMS-sów było kilkadziesiąt i w żadnym nie było ani jednego miłego słowa na mój tematPierwsza obraźliwa wiadomość pojawiła się w dniu naszego ślubu, gdy teściowa napisała do syna: „A Anka to nie miała schudnąć do ślubu?”Czy jest jakieś wyjście z tej beznadziejnej sytuacji? Jarun, nie lubie Anki bo jest bałaganiara i na pewno jej matka tez taka byla. Mogles ozenic sie z Renia, byla rozsadna, gospodarna i umiała zajac sie domem. Ten wyploch pewnie calymi dniami oglada telewizje. Zle zrobiles synu, ze wszedles w ten zwiazek)
Byli małżeństwem przez 3 minuty. Kobieta obraziła się na śmierć – Jeszcze przed chwilą wypowiadali słowa przysięgi, złożyli podpis w księdze i wsunęli obrączki na palce, po czym… trzy minuty później byli rozwodnikami.A wszystko dlatego, że tuż po ceremonii panna młoda przypadkowo się potknęła. Jej świeżo upieczony mąż nazwał ją głupią. Kobieta wpadła w furię. Jej decyzja była natychmiastowa. Poprosiła, żeby anulowano jej małżeństwo. I tak też się stało.Świeżo upieczony małżonek okazał się gburem. Pewnie nie spodziewał się takiego finału swojego zachowania"I dobrze. Trzeba mieć swoją godność. Mądra kobieta...!
Grunt to nie tracić zimnej krwi i umieć zachować spokój –  Para kolegów wybrała się na polowanie. Niestety, jeden przypadkowo postrzelił drugiego. Dzwoni na pogotowie -Pogotowie ratunkowe, słucham -Dzień dobry, postrzeliłem kolegę na polowaniu, chyba nie żyje, co robić? -Spokojnie. Proszę się najpierw upewnić, że kolega nie żyje. W tle słychać strzał -Upewniłem się. Co dalej?
 –

Tak wygląda podróżowanie z niepełnosprawnym dzieckiem: Najgorsze jest to, że dotyczy to też miejsc, które zostały przebudowane za grubą kasę i powinny być przystosowane do takich sytuacji

Najgorsze jest to, że dotyczy to też miejsc, które zostały przebudowane za grubą kasę i powinny być przystosowane do takich sytuacji –  Alicja Kaiser Konieczna27 stycznia o 14:53 · Jestem mamą, dziecka z niepełnosprawnością. Od urodzenia jego stan się stabilizuje, ale rozwój nie ulega znaczącej poprawie. Szymek nie chodzi, nie siedzi, jest dzieckiem całkowicie zależnym. Z każdym kilogramem i centymetrem jest coraz trudniej i ciężej, ale dajemy radę. Raz na kwartał jeździmy do Berlina przebadać Szymka i ustawić mu leki i tak już od 10 lat. Zazwyczaj jeździmy samochodem, ale podróż trwa ok8h i jest bardzo męcząca. Dlatego wybrałam ICC Gdańsk-Berlin 5:30h. Przystąpiłam do zakupu biletu przez internet, utworzyłam konto, zalogowałem się, wybieram trasę itd., przychodzę do ustawowych ulg, żeby wybrać tą właściwą i tu pierwszy klops. Nie można wybrać taryfy zniżkowej dla inwalidów i ich opiekunów. Pomyślałam, że słaby ten user experience, trudno przejdę się do kasy, przynajmniej obędzie się bez pomyłek. Zmierzam do centrum obsługi klienta ICC. Nawet estetyczne pomieszczenie kilka kas, fotel, siadasz, zamawiasz. Więc siadam i mówię:- dzień dobry, chciałabym zakupić bilet, z Gdańska do Berlin, to moja pierwsza podróż pociągiem z synem lat 13, jest dzieckiem z niepełnosprawnością, całkowicie zależnym ode mnie jako opiekuna, nie chodzi, nie siedzi, nie stoi samodzielnie. Z jakiej oferty mogłabym skorzystać, aby była dopasowana do naszych potrzeb i była najkorzystniejsza finansowo, co tu dużo mówić, idzie kryzys.Pani poinformowała mnie, że są jeszcze bilety w promocyjnej taryfie i może mi taki bilet właśnie sprzedać. Ok, więc wygenerowała bilet i mówi, że do zapłaty jest 630 zł, przełknąłem ślinę i pytam, ale czy to na pewno to jest najkorzystniejsza oferta, bo mój przejazd z synem jest objęty zniżką, nie wiem teraz dokładnie jaką, ale czy nie będzie taniej, jeśli kupimy bilety poza promocja? Pani popatrzyła w stronę koleżanki i retorycznie odparła, Krysiu na 78% nie będzie taniej? No nie, to będzie najkorzystniejsza oferta. Więc jeszcze się dopytuje, ale czy na pewno nie byłoby taniej, kupić bilet na odcinek krajowy i osobno na zagraniczny? Pani powiedziała, że nie, że bilet do z Rzepina do Berlina, będzie droższy niż promocyjne, że normalny bilet kosztuje 230 zł a tutaj mam za 150+. Widząc narastającą irytację pani kasjerki, uznałam że wyczerpałam temat i zakupiłam bilet za 630 zł. Dopytam jeszcze czy jest możliwość uzyskania pomocy asystenta przy wniesieniu dziecka do pociągu. Pani podała numer, pod którym mam taką usługę zamówić, koniecznie przynajmniej 48 h wcześniej. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Po przyjeździe do domu zadzwoniłam pod wskazany numer i zanim umówiłam się z drużyną transportową, zapytałam, ile kosztowałby mnie przejazd z Gdańska do Berlina, korzystając ze zniżki dla osoby z niepełnosprawnością i opiekuna. Pani po chwili odpowiedziała, że przejazd dla dwóch osób na odcinku Gdańsk-Rzepin kosztować będzie mnie 31zł,a bilet z Rzepina do Berlina ok.19 €, spadłam z krzesła... Oszołomiona tą informacją, udałam się ponownie do centrum obsługiICC, niestety było już zamknięte, dla pewności podeszłam do kas regionalnych, sprawdzam i dopytuję, ile kosztuje bilet ze zniżką dla osób z niepełnosprawnością, pani potwierdziła cenę, która podano na infolinii. Wtedy poprosiłam o wymianę na tańszy bilet i zwrot różnicy za zakupiony bilet 630zł. I tu kolejna niespodzianka bilet promocyjny za 630zł, jest bezzwrotny i nie podlega wymianie! Zrezygnowana odeszłam, z zamiarem, że przyjadę jutro do centrum obsługi i na pewno pani kierownik coś poradzi. Rano pojawiam się w centrum ObsługiICC Gdańsk Główny, siadam, mówię: witam, chciałabym zwrócić bilet, który wczoraj zakupiłam, gdyż zostałam wprowadzona w błąd i przepłaciłam znacznie za przejazd. Pani zrobiła strapioną minę i potwierdziła, że te bilety nie podlegają zwrotom, dowiedziałam się też, że na stacji Gdańsk Gł. nie ma żadnego kierownika, nie ma też starszej kasjerki, ani nikogo kto zawiaduje tą niefrasobliwą obsługą, turkusowe zarządzanie. Nie kryjąc rozczarowania i reszty, poprosiłam pomimo wszystko o formularz reklamacyjny i zakupiłam również ten tańszy bilet. Poprosiłam o zorganizowanie brygady pomocniczej, pani wypełniła formularz, jeszcze raz potwierdziłam wszystkie informacje dotyczące syna i jego ograniczeń. Zirytowana wyszłam. Po godzinie zadzwoniono do mnie z infolinii ICC z potwierdzeniem złożenia zapotrzebowania na pomoc przy załadunku osoby niepełnosprawnej. Przeszłam jeszcze raz przez formularz zgłoszeniowy, odpowiadając ponownie na wszystkie pytania i korygując źle zaznaczone przez kasjerkę odpowiedzi np. „czy ma problem z poruszaniem się?” Odp.: NIE ?! Podczas rozmowy okazało się jednak, że jeśli osoba nie jest w stanie samodzielnie zejść z wózka i podtrzymywana przez drużynę wejść po schodkach, to taka pomoc nie będzie mogła być udzielona, gdyż według przepisów drużyna nie może podnosić osoby będącej na wózku i wnosić jej do pociągu. I tu zaniemówiłam. Właśnie mam bilet za 630złi kolejny, który kupiłam przed chwilą i na końcu okazuje się, że ten pociąg w ogóle nie jest przystosowany do transportu osób niepełnosprawnych niechodzących! Pani wytłumaczyła, na czym pomoc polega i że taka osoba musi być zdolna do stania lub chodzenia i przy asyscie drużyny będzie wprowadzona do pociągu. Mogę też wnieść sama dziecko na rękach... stwierdziłam, że nie ma takiej opcji, syn jest po operacji i kręgosłupa waży 28 kg, nie podjęłabym się takiego CrossFit na peronie na mrozie. Powtórzyłam pytanie, czy istnieje jakaś inna możliwość umieszczenia w pociągu dziecka bez wyjmowania go z wózka? Niestety w świetle przepisów nikt nie może mi oficjalnie pomoc, pewnie mogłabym liczyć na uprzejmość drużyny, ale... Zwątpiłam, czy ktokolwiek z nich widział kiedyś osobę z niepełnosprawnością. Dopytam jeszcze czy i dlaczego jest taka rozbieżność w informacjach między centrum obsługi klienta na dworcu a infolinią, która informuje mnie o tym wszystkim w momencie, kiedy bilety już mam zakupione i dlaczego te informacje nie są przekazywane przed zakupem biletu, a dopiero po fakcie i okazuje się że bilet jest bezzwrotny, więc nawet nie mogę odstąpić od tego przejazdu, tylko ewentualnie na drodze jakiegoś indywidualnego rozpatrzenia składać reklamację! Pani nie była w stanie mi na to odpowiedzieć i wcale się nie dziwię. Zostawiłam otwarte zlecenie na pomoc przy wsiadaniu z nadzieją, że być może drużyna będzie na tyle empatyczna i po prostu pomoże mi wnieść młodego na pokład.Coś jednak dalej budziło mój jaskółczy niepokój, weszłam na stronę internetową, przejrzałem warunki reklamacji, okazało się, że aby złożyć reklamację, należy również mieć zaświadczenie o rezygnacji z biletu, czego pani w kasie oczywiście mi nie dała, nie można czegoś takiego wygenerować poprzez stronę www, gdyż bilet został kupiony w kasie. Więc dalej, pakuję się znowu w auto, jadę na dworzec, wysiadam, wchodzę do centrum ICC, już bez witania, bo się dzisiaj rano witałyśmy. Proszę o formularz rezygnacji z przyjazdu. Pani spojrzała na bilety, już je kojarzyła i mówi:-no nie, na te bilety nie trzeba takiego formularza, bo one są bezzwrotne. Więc dopytuję, czy reklamacja będzie uwzględniona bez tego formularza, bo na stronie jest napisane, że bez rezygnacji reklamacje i zwroty nie są uwzględniane.- ale pani tego nie potrzebuję, bo ten bilet i tak nie może być zwrócony ani wymieniony.Poprosiłam o pieczątkę i podpis, pieczątka to zawsze coś. I jeszcze na odchodne powiedziałam tylko, że drużyna, którą pani umówiła do pomocy, nie może mi pomóc, bo nie mogą podnosić wózka z dzieckiem i wnosić go do pociągu, bo przepisy na to nie pozwalają. Pani zdziwiona odparła:- Pierwsze słyszę!Niczego innego się nie spodziewałam. Pani pokazała mi palcem gdzie mam iść i się dopytać. Uśmiechnęłam się i poprosiłam, aby sama się dopytała, bo to w jej interesie jest mieć wiedzę, która się „dzieli”. Dziękuję, do widzenia, nie polecam.Dzień wyjazduPrzyjeżdżamy na dworzec 7 rano, dziecko zapakowane szczelnie w kokon, bo temperatura - 7, ale na dworcu trzeba być 30 min wcześniej, jakoś damy radę, podchodzę do informacji i pytam o drużynę, wyłania się miła pani z miłym panem, w uniformach jak brygada antyterrorystyczna, spodnie bojówki z kieszeniami, wysokie buty na grubej podeszwie antypoślizgowej, czapki, rękawiczki kamizelki odblaskowe, naprawdę robi to wrażenie. Silni, zwarci i bojowi jak mawiał dziadek. Pomyślałam sobie, na pewno nie będzie problemu, jak, poproszę, żeby wnieśli młodego z wózkiem. Przyszliśmy naokoło dworca w Gdańsku, nie działa żadna winda ani schody, remont, przeszliśmy przez dwa szlabany, dostaliśmy się na peron, czekamy, czekamy, czekamy. Pociąg podjeżdża, otwierają się drzwi do naszego wagonu, z którego wyskakuje chwatki konduktor i zanim się obejrzałam łapie za wózek i wnosi go razem ze mną do pociągu. W tym momencie drużyna już była w tunelu, nawet nie zdążyłam im podziękować... Ani zapytać, czy pomogą. Dlatego umawiać się trzeba koniecznie 48 h wcześniej, bo taki jest ruch w interesie, a zakres pomocy to asysta w przejściu pod szlabanem.Sam przedział dla osoby na wózku i jego opiekuna bardzo wygodny, WARS działa, konduktor bardzo miły i uprzejmy no i toaleta również dostosowana do potrzeb. Weszłam, sprawdziłam, jak można by tutaj przewinąć takie dziecko jak Szymon, no nie da się, ale w rogu stoi coś dużego, przykrytego jakąś szarą płachtą. Pomyślałam to na pewno przewijak! I zabrałam się do zdejmowania tej płachty, po zdjęciu okazało się, że tam jest coś, co wygląda jak jakiś rodzaj drabiny albo barierki. Podnoszę, w sumie lekkie to, aluminiowe, może da się na tym jednak młodego przewinąć. Nagle dostrzegam napis, zaniemówiłam, „rampa do wysokościowych peronów”. Czyli jest rampa, jest w pociągu ukryta, nikt nie wie, że tam jest, nikt o tym nie informuje, nikt z tego nie korzysta, bo nie wie, pani w kasie nie wiedziała, pani na infolinii też, drużyna o tym nie wiedziała, konduktor powiedział, że sprawdzi, czy działa...Po przekroczeniu granicy dopytałam niemieckiego konduktora, czy będę mogła, skorzystać z tej rampy wysiadając w Berlinie. Powiedział, że nie mają przeszkolenia w obsłudze polskich platform, ale zobaczy, co da się zrobić. Na marginesie nawet nie sprzedał mi biletu, tylko się uśmiechnął. Dojeżdżamy do Berlina, ja już lekko struchlałam, bo nikt nie przychodzi z pomocą, żadnej informacji zwrotnej od niemieckiego konduktora, może zapomniał, może olał. Wyglądam nerwowo i próbuje zgadywać, z której strony pojawi się peron, nie wiem jak ustawić wózek przy drzwiach, jeszcze do wyniesienia fotelik samochodowy też około 16kg.Podjeżdżamy, zatrzymujemy się, widzę peron, widzę pustkę, nie ma nikogo, nie ma osoby, która miała nas odebrać, nie ma nikogo, kto mógłby nam pomóc, przerażona myślę, jak ja go teraz stąd wyciągnę?? Aż tu nagle podjeżdża łazik marsjański prowadzony przez starszego pana w czerwonym berecie i mówi:-Achtung! machen Sie frei platz, langsam, langsam. Młody już na platformie hydraulicznej zjeżdża w dół. Można? Można! Nie miałam okazji podziękować panu konduktorowi, podziękowałam panu od platformy. Poniżej zdjęcia, a więc jednak można zadzwonić z pociągu, wysłać taką pomoc bez 48-godzinnego zapasu.To już prawie koniec, ale ostatnim miłym akcentem była obsługa w niemieckiej kasie. Stoję w kolejce, podchodzę i proszę o bilet powrotny z Berlina, mówię, w czym rzecz, że ja i Szymek... Pani informuje mnie, żejako opiekun jadę za darmo, a Szymon ma ulgowy bilet jak każde dziecko. Już prawie odchodzę, a pani mówi, halo, halo, widzę, że mogę pani sprzedać bilet tańszy o10€, to jak pani pozwoli, to wycofam ten wcześniejszy bilet, nie mogę pani zrobić zwrotu na kartę, więc wypłacę pani gotówkę, jeśli się pani zgodzi? Wmurowało mnie, a kasjerka dopytuje czy mam jeszcze jakieś życzenia? Więc wspominam o pomocy z łazikiem marsjańskim. Pani zamówiła asystę, nie było żadnej ankiety i innych sprawdzających pytań, uprzedziła, że pomoc będzie tylko po stronie niemieckiej i spytała, czy potrzebuje pomocy w Gdańsku, bo może napisać adnotację, pomyślałam, fajnie by było, tylko czy ktoś przeczyta maila po niemiecku albo angielsku, czy wystarczą 48 h, aby to przetłumaczyć i zorganizować... Podziękowałam uprzejmie, jakoś sobie poradzę.PowrótBerlin HBF pan z platformą czekał, platformy były na dwóch końcach peronu, a nie jedna na dworzec. Wszystko szybko i sprawnie, wracamy. W Poznaniu po zmianie obsługi konduktorskiej zgłaszam, że będę wysiadać we Wrzeszczu i czy mógłby mi ktoś pomoc, bo w toalecie jest rampa i trzeba ja tylko zahaczyć. Pani powiedziała, że wróci z wiadomością i na pewno się uda, wróciła i potwierdziła, że ochrona dworca pomoże mi wysiąść. No to odetchnęłam z ulgą. Dojeżdżamy, czekamy w korytarzu, przed nami kilka osób, zastanawiam się, czy może już zdjąć plandekę z rampy, żeby było szybciej, poprosić, aby pasażerowie skorzystali z innego wyjścia, żeby nie przeciągać. W końcu Wrzeszcz peron, wszyscy wyszli, wyglądam, widzę mojego partnera, idzie w naszą stronę, ale nie ma nikogo z ochrony... Łapię fotelik, aby go wynieść, kładę na peronie, wracam po Szymka, a tu gwizd, świst i drzwi zamknęły się przed moim nosem, panika, krzyczę, ktoś inny też krzyczy. Pociąg stanął, konduktorka biegnie do nas i krzyczy. Dziecko w pociągu, nikogo z obiecanej pomocy nie ma, a pani mnie konduktor podbiega i przeprasza i mówi, że tam jest winda... winda z peronu do tunelu... ale najpierw trzeba wysiąść. Ochronabyła, ale na drugim końcu peronu, spotkaliśmy się po wejściu do tunelu, zapytałam, czy to nie oni minęli nam pomóc? Pani w mundurze straży ochrony kolei odpowiedziała, że nie i że są tu przypadkowo...EpilogGdzie my żyjemy? To nie miejsce na roztrząsanie całego kulawego systemu wsparcia, bo zamiast integrować, częściej wykluczmy osoby z niepełnosprawnością z życia społecznego. Zasłanianie się programem „Dostępność +” nie pomaga w praktycznym zastosowaniu tego, co powinno już działać, tego, co już jest dostępne. Jest obsługa — która nie potrafi sprzedać właściwego biletu, pomoc — która nie pomaga, rampa — o której istnieniu nikt nie wie, infolinia — która coś weryfikuje, ale po fakcie i w końcu konduktor—który zapomina, straż ochrony kolei — uktóra przypadkiem włóczy się po peronie... W sumie wszystko jest, ale z czapy i nie działa „Dostępność -”A przecież, to jedna firma, jeden biznes, jedna Polska, ale każdy ma gdzieś, następstwo tego, co robi, albo czego nie robi, ignorancja i całkowity brak odpowiedzialności.Przeczytałam ostatnio, że w ramach programu „Dostępność +” planowana, jest modernizacja 100 szlaków górskich i dostosowanie ich do potrzeb osób niepełnosprawnych, cudownie już jadę tam koleją!Mam nadzieję, że na tych szlakach będą również dostępne strzelnice i muzyczne ławeczki na 100-lecie niepodległości, bo jak twierdzi posłanka Krynicka:„Te strzelnice, Obrona Terytorialna, te ławeczki, to wszystko jest też dla osób niepełnosprawnych (...)”Szkoda, że wśród tych wszystkich atrakcji dla osób z niepełnosprawnością, nie znalazły się fundusze na kilka podnośników, zintegrowanie przekazu, rzetelnie przeszkolony personel, który z rozumieniem treści, komunikuje się po polsku.Czy to jest aż tak trudne?
"Pies przypadkowo ukończył półmaraton, po tym jak został wypuszczony na siku. Zajął 7. miejsce" –
I żyli długo i szczęśliwie...dopóki każde z nich nie wzięło przypadkowo telefonu tej drugiej osoby –
"W tym kraju za uśmiech na ulicy można dostać w mordę" - czy to prawda? Zdecydowanie nie! A czy spotkaną przypadkiem na ulicy dziewczynę można przytulić, poprosić o numer telefonu lub z nią zatańczyć? W Szczecinie tak! – Środek dnia, okolice galerii handlowej w centrum Szczecina. Młody człowiek zaczepia przypadkowo spotkaną dziewczynę i prosi ją, żeby się do niego przytuliła. Reakcje na taką propozycję mogą być różne... czasem dość niebezpieczne dla proponującego. Jakie pod tym względem są szczecinianki? Jedno jest pewne. W Szczecinie są naprawdę pozytywne dziewczyny!Autor filmu chciałby przekazać widzom trochę pozytywnych emocji, których tak naprawdę nigdy nie jest za wiele