Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 37 takich demotywatorów

List kretyna, który odpalił granatnik na komendzie, napisany w obronie przestępców – Coraz większe "autorytety" bronią kryminalistów z PiS [] Komitet Obrony Więź... X@komitetowp FollowSOLDARNIZ KAMIŃSKIMIWASIKIEMWAŻNE: !! List Gen. Insp. w st.spoczynku Jarosława Szymczyka,byłego Komendanta Głównego@PolskaPolicja do MinistraSprawiedliwości @Adbodnar, b. RPO,w sprawie uwolnienia posła@Kaminski_M_, b. szefa@MSWIA_GOV_PL.Pan Adam BodnarMinister Sprawiedliwośd, Prokurator GeneralnySamway Pain Minitiae,pozwalam sobie skierować te stowa do Pana Ministra mając w pamięciwspolprace pomiędzy urzędami Recanka Praw Obywatelskichi KomendantaGłównego Policji, które mieliśmy zaszczyt pelnic w minionych latach Paze doPana z nadzieją na Pana refleksję, zwłaszcza w kontekście stw kadre w tamtychlatach tak często słyszalem z Pana ust i czytalem w kierowanej do miekorespondencji. Stów wyrastających zawsze wielką troskę o drugiego człowiekaDa to je piszę do Pana w trosce o człowieka, który znaje się jak wynikaz doniesień medialnych w bardzo trudnej sytuacji, stanowiącej dla niego bardzorealne zagrożenie zdrowia a nawet zyda. Paze do Pana w trosce o zktórym mialem wieki zaszczyt wspolpracować przez ostatrie bisko pięć lat-PanaMariusz Kamińskiego, byłego Ministra Spraw Wewnętrznych i Administraci orazKoordynatora Sub Specjalnych Prasz ostatnie pięć ut maken mottwoścwspolpracy z Panem Ministrem Kamitskim Wspolpracy i obserwowaniaczłowieka, który z ogromnym zaangabowaniem poświęceniem i oddaniem suyPolsce i Polakom, który wziął na swoje barki zarządzanie sprawami wewnętrznymPolski w bardzo trudnych latach namaczonych pandemia, atakiem na polskągranice przez sterowany z Moskwy białoruski redin czy udzielenie pomocymlonom uciekających przed agresją wojsk rosyjskich obywatelom Ukrainy Ogromtych zadań byt wielkim wyzwaniem a mimo to Pan Minister Mariusz Kaminigdy nie zapomnia o formacjach mundurowych które nadzorowali na których●439.bezpieczeńst naszym obywatelomTo dzięki jego wielkiemu zaangatowaniu Poliga, na ktorej czele mitmzaszczyt stać przez ostatnie ponad 7 lat objęta została kolejnym programemmodemizac co pozwolko budować jej profesjonalizm poprzez zakupynajnowszego wyposateria, budowę i remonty policyhych obiektów ale przedewszym inwestować w lude, którzy w Policj służą i pracują Pan Ministeriezapominal nigdy o tych którzy narażając wlasne ratowall zycle innych,ustanawiając medal im naszego bohatera jakim był śp. podkomisarz AndrzejSt Kiejąc się troską o tych, ktorzy utraci naszych peniących sluzbe narzecz bezpieczeństwa nas wszystkich Pan Minister przygotowali wprowadzirozwiązania zapewniające godne świadczenia dla dzied rodziców i mattorkówfunkcjonariuszy, kdy polegi na stubie. Nie zapominal nawet o zwierzętachstacych w podległych mu formacjach przygotowuje rozwiązania prawnezapewniające czworonogom emerytury do końca ich życiaMogym moty bez końca przyklady ogromnego wsparcia jakiegoudzialPan Mister funkcjonariuszom w wymiarze oglinym ale nieindywidualnym wspierając tych z moich lude y malediwyciowosytuacjach9:35 AM Jan 21, 2024 from War OWszystkie te dania z całą pewnością miały wpływ na rekordowo wysokiepoczucie bezpieczeństwa wrdd naszych rodakówBardzo prosze Pare Ministra jedynie to by mając na wzgledeniekwestionowaną warstube na rzecz Polski Para Mitra MariuszaKamińskiego patrząc przez pryzmat decyja uskawieniu go przez ParaPrezydenta Rzeczpospolitej Polskiej ale przede wszystkim pranz prymat jegozdrowia zechcial Pan ponownie watyć mowość zwolnienia Pana MistraKamińskiego z odbywania kary w zakładzie kamym do czasu ostalecanychrozstrzygniet w tej sprawieReply ↑ ShareRead more on X
Właśnie takie prezentacje powinny być na lekcjach fizyki –  物理一百分水
Teściowa krytykowała swoją synową za bałagan w domu. Odpowiedział jej na to syn i to w sposób, który zachwycił kobiety na całym świecie – "Moja mama oczywiście doskonale wie, że nasz dom nie jest idealnie czysty, jednak oboje się staramy. Nie jest tak, że to tylko Mel sprząta, bo nasze małżeństwo jest związkiem partnerskim. Sprzątanie to zarówno moja, jak i jej działka.Niestety dzieciaki często rozrzucają swoje zabawki, a naczynia w zlewie czekają cały dzień. To nie jest tak idealnie czysty dom, jak mojej mamy, ale nie przeszkadza mi to. Właściwie to jakoś w ogóle nad tym nie myślałem, więc nie wiedziałem, co odpowiedzieć mamie. Właściwie nigdy nie wiem, co powiedzieć w takich momentach.Przypuszczam, że to, jak mama widzi nasz dom i rodzinę, wynika z tego, że patrzy na to przez pryzmat czasów, w których dorastała. Ja nie pamiętam dobrze mojego ojca, ale przypominam sobie pewną radę, którą kiedyś od niego otrzymałem na temat poszukiwań żony: Najwięcej możesz dowiedzieć się o kobiecie po tym, jak dba o swój dom. Właśnie dlatego myślę, że moja mama tak przesadnie dba o porządek. Już całe swoje życie będzie spełniać czyjeś oczekiwania.Ale wiecie co? Ja biorąc ślub, w przeciwieństwie do mojego ojca, nie myślałem o czystym domu. Zastanawiałem się nad tym, czy podoba mi się to, co ma do powiedzenia moja przyszła żona. Później myślałem też nad tym, co sprawiło, że się w niej zakochałem. Zastanawiałem się, czy często się uśmiecha i jaką będzie matką dla moich dzieci.Nie wziąłem ślubu po to, aby mieć czysty dom. Zrobiłem to dlatego, że wydawało mi się, że to ktoś z kim chcę spędzić resztę życia.Gdy to powiedziałem mamie, odpowiedziała po chwili namysłu: No cóż. To chyba rzeczywiście ważniejsze niż czysty dom." Kamile's
Katolicka influencerka uważa, że kobiety ubiorem utożsamiają się z aktorkami z filmów dla dorosłych – Najjjka to katolicka influencerka z TikToka, o której robi się głośno za każdym razem, kiedy palnie jakąś głupotę, której zaciekle później broni. Tak właśnie było z jej komentarzem odnośnie śmierci Izabeli z Pszczyny i tak samo było z jej nieudolną obroną swojej mowy nienawiści względem uchodźców z Ukrainy. Teraz Najjjka postanowiła podzielić się swoimi przemyśleniami dotyczącymi kobiet. Przytacza ona treści z książki „POOrnoland. Jak skradziono naszą seksualność" i dzieli się swoimi przemyśleniami na jej temat."My oglądając p0Ornografię, przyczyniamy się do tego, że na drugą osobę przestajemy patrzeć jak na dziecko boże. Oglądając p0Ornografię, możemy się nauczyć, jak osoby nie należy traktować. Cała geneza rozpoczęła się od kobiety, od tego, że kobieta ma służyć mężczyźnie [...] Ja po tej książce troszkę jestem przerażona, mam coś takiego, jak przeczytałam tę książkę, że otacza mnie tyle mężczyzn, którzy w mniejszym, czy większym stopniu są i byli kiedykolwiek uzależnieni od masturbacji, ja się boję, jak oni na mnie patrzą. Ja się zaczęłam bać mężczyzn, ich dotyku. Bałam się tego wszystkiego, co się dzieje, bo jeśli ktoś jest uzależniony od p0Ornografii, to przestaje patrzeć na świat takim, jakim on jest, tylko on widzi świat przez pryzmat p00rnografii. W życiu codziennym poprzez taką codzienną literaturę uczymy się jak spojrzeć na druga osobę z delikatnością miłością i czystością, a p0Ornografia to niszczy. POOrnografia jest dookoła nas. Chodzi o muzykę o reklamy i filmy o tiktoki o wszystko. Dosłownie teraz jakby p00rnografia przeszła na nowy poziom. Ona jest nam przekazywana jako coś normalnego. I nawet czasem chodzi o zwykłe stroje kobiet. One utożsamiają się z kobietami, które występują w takich filmach 18+, tylko nawet nie zdają sobie z tego sprawy. A wiecie dlaczego? Bo jest to na porządku dziennym nam kobietom przekazywane. Ja tak naprawdę zauważyłam, że kobiety w pewnym stopniu rządzą popkulturą. Gdyby kobiety się szanowały, czyli nie rozbierały przed kamerą, to uwierzcie mi świat takiej popkultury i zawartej tam treści 18+ uległby zmianie, ale kobiety na to pozwalają."
Ktoś tu błysnął nie tylko światełkami ale i inwencją twórczą –
Borys Budka o powrocieDonalda Tuska – "Poprosiłem o tę pomoc, bo dla mnie ważniejsze niż indywidualne kariery, aspiracje czy zajmowane stanowiska, jest zwycięstwo i powrót do normalności i to, bym mógł za kilka lat spojrzeć w oczy mojej ośmioletniej córce i powiedzieć: "udało nam się", udało nam się, bo popatrzyłem na politykę trochę inaczej niż do tej pory, przez pryzmat wspólnego interesu. Jestem z tego zadowolony. Czas pokaże, czy mieliśmy rację, bo bardzo dużo pracy przed nami"

Jestem nauczycielką i mam serdecznie dość. Czuję się, jak królik doświadczalny

Jestem nauczycielką i mam serdecznie dość. Czuję się, jak królik doświadczalny – Od ponad 20 lat pracuję jako nauczyciel. Wybrałam ten zawód naprawdę z pasji i powołania. Wierzyłam, że praca z młodymi ludźmi może zmienić obraz rzeczywistości, a już na pewno przyszłości. I nadal w to wierzę, nadal jestem przekonana, że to jakie będziemy mieć społeczeństwo za kilka, kilkanaście lat, zależy w ogromnym stopniu od tego, jakich nauczycieli na swojej drodze spotkają uczniowie.I tak jak poczucie misji we mnie samej nie umarło, tak stopniowo zabijają ją wszystkie okoliczności i ludzie, którzy już dawno przestali szanować nauczycieli, jak i oni sami, bo skaczemy sobie do gardeł bardziej niż kiedykolwiek.To, że nauczyciele są bardzo poróżnioną grupą zawodową wiadomo nie od dziś. Zawsze ktoś chce coś przeciągnąć na swoją stronę. Nigdy nie stanęliśmy obok siebie ramię w ramię, by zadbać o nasz status i warunki pracy. Okej, wyjątkiem mógł być strajk w 2019 roku, ale jak wiadomo i tam na końcu zaczęło się szarpanie, były kłótnie, wykluczenia i ostracyzm.Od roku pracujemy w trybie zdalnym. Nagle się okazało, że w naszym kraju wszyscy są specjalistami od edukacji. Nikt nie słuchał nas – nauczycieli, którzy mówili, że postawienie nas nagle w sytuacji, na którą nikt nie jest przygotowany, wymaga czasu i przystosowania się do nowych warunków. Okazało się, że tu i teraz wszyscy nauczyciele muszą wiedzieć, jak odnaleźć się w nowej rzeczywistości. I jasne są wśród nas ci, którzy świetnie sobie poradzili, którzy dostali wsparcie dyrekcji albo koleżanek i kolegów z pracy. Prawda jest jednak taka, że znowu zostaliśmy pozostawieni sami sobie, rząd nie przygotował żadnego wsparcia, szkoleń, warsztatów z nowych technologii, których można by używać w edukacji. Nic się takiego nie wydarzyło nawet po wakacjach. I naprawdę rozumiem rozgoryczonych nauczycieli, którzy zwyczajnie stracili motywację do pracy. Bo to my wysłuchujemy utyskiwań rodziców, to nas nierzadko obarcza się odpowiedzialnością za naprawdę kiepską kondycję psychiczną naszych uczniów. Ale to, że od dawna mówi się o zmianie systemu edukacji, o wprowadzeniu nowych rozwiązań, o przeładowaniu podstawy programowej, odejściu od oceniania wszystkiego i na oślep… O tym nikt nie pamięta i nie wspomina, mam wrażenie, że jesteśmy niewidzialni i niesłyszalni zupełnie. Ale tak, zawsze ktoś musi być winny, więc dlaczego i nie tym razem nauczyciel, najmniejszy tak naprawdę trybik w całej tej edukacyjnej machinie.Przypomniano sobie nagle o nas, gdy rząd wpadł na pomysł testowania nauczycieli na COVID-19. Okazało się, że stanowimy tak liczną grupę, że to na nas można wykonać przesiewowe testy i zobaczyć, jak epidemia rozprzestrzenia się w społeczeństwie. Świetnie, testy w styczniu i w lutym. Teraz? Kiedy większość z nas przeszła już zakażenie koronawirusem, kiedy zamykaliśmy szkoły, bo ludzie chorowali, byli na kwarantannach i nie miał kto uczyć? Nie wierzę, podobnie jak większość moich koleżanek, że nagle ktoś wspaniałomyślnie wpadł na pomysł, że od dziś będziemy chronić nauczycieli. Wykorzystuje się nas do sprawdzenia, jak wygląda sytuacja epidemiczna w naszym kraju. Przecież eksperci w sierpniu mówili: przetestujcie w szkołach jedną na dziesięć osób, to da wam obraz tego, jak duże jest ryzyko otwarcia szkół. No ale przecież są mądrzejsi od podejmowania tak ważnych, bo dotyczących naszego zdrowia i życia, decyzji.Przy wykonywaniu testów toczą się zaognione debaty, bo jedni chcą się testować, inni nie. Jedni uważają, że to nasz obowiązek, drudzy, że farsa, w której nie powinniśmy brać udziału. I znowu podział, znowu wytykanie jednych i drugich palcami, wskazywanie tych nieodpowiedzialnych i tych głupich, co to idą za tym, co tłum powie. Nie ma tu miejsca na indywidualne racje, argumenty i postawy.A teraz szczepionki. Minister Czarnek szumnie zapowiadał, że udało mu się wynegocjować, że nauczyciele znajdą się w pierwszej grupie szczepień. Że im szybciej zostaniemy zaszczepieni, tym łatwiej będzie można wrócić do stacjonarnego trybu nauczania, który nam wszystkim – nauczycielom, rodzicom, a przede wszystkim uczniom, jest potrzebny.I co się okazało? Zaszczepimy nauczycieli, ale najtańszą szczepionką. Szczepionką, która, co można przeczytać na stronie Ministerstwa Edukacji i Nauki, ma 60 proc. skuteczności. Kim my jesteśmy? Ja dziś się czuję, jak królik doświadczalny. Czuję się tak od roku. I to nie jest dyskusja na temat tego, czy warto się szczepić czy nie. Choć już pojawiają się głosy podziału (a jakże!) wśród nauczycieli, że jedni nie będą pracować z tymi, którzy się nie zaszczepią, a drudzy, że idiotami są ci, którzy na szczepienie się zdecydują. Wielu z nas chce poczekać, zobaczyć, jakie są skutki uboczne, czy po szczepieniu będziemy w stanie pracować, czy jednak trzeba będzie wziąć na kilka dni L4. Tego dziś nie wiemy, wiemy natomiast, że znowu ktoś chce coś ugrać kosztem nauczycieli. Nie traktuje się nas poważnie. Ja osobiście się boję, nie wiem, co robić. Chciałabym móc sama zadecydować, jaka szczepionka zostanie mi podana i wybrać tę najbezpieczniejszą, najbardziej sprawdzoną. Tylko dziś nie mam na to za bardzo szans. Ryzykować, szczepić się, gdy za chwilę się okaże, że i tak zachoruję, bo skuteczność szczepionki jest faktycznie na niskim poziomie?Mam serdecznie dość… Wielu z moich kolegów i koleżanek odchodzi ze szkół. Przez wiele lat żyliśmy jakąś iluzją, że może coś się zmieni, może w końcu zacznie się nas dostrzegać nie tylko przez pryzmat systemu, w który zostaliśmy włożeni, ale słuchać naszych głosów. Dziś jak w soczewce odbija się stosunek władz i społeczeństwa do nauczycieli. Już teraz słyszę: no tak, dostaną szczepionkę i jeszcze marudzą, siedzą w domach i piją kawę, za chwilę dwa miesiące wakacji. Nie mam siły tego dźwigać, nie mam siły motywować się do pracy, choć kocham moich uczniów, oddałabym im serce, ale rzeczywistość skutecznie zabija moją pasję… Może czas poszukać innej
Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale gdy spotykamy osobę, która sprząta, właściwe powinniśmy jej podziękować za to, co robi – Bo za większe pieniądze mogłaby pracować gdzieś indziej, a ona to właśnie robi, żeby było czysto dla innych. Podziękować - za to, że ona sprząta, a nie my. Bo wiesz, że ktoś musiałby to robić. Bo wziął na siebie taką pracę, by w ten sposób służyć innym ludziom, byśmy mogli robić coś innego. Lubimy patrzeć na innego człowieka przez pryzmat jego urody, zegarka na ręku, kurtki. Lubimy patrzeć, jaką ma pracę i co osiągnął. Gdy nie wiemy o nim za dużo, to już sami dopowiadamy, jaki jest fajny w środku, jakie ma bogate wnętrze.Gdy zobaczymy człowieka, który zmywa podłogi, już nie widzimy w nim tej gracji poruszania się, szczerości spojrzenia ani bogatego wnętrza. Nie widzimy, jaki jest mocny od środka, by w ten sposób służyć innym ludziom. Tak bardzo wierzymy w to, co widzimy, i co chcemy zobaczyć
Pamiętam czasy, kiedy ludzie nie oceniali innych przez pryzmat ich poglądów politycznych –

Dlaczego polityka tak dzieli?

Dlaczego polityka tak dzieli? – Amerykański komik i aktor, George Carlin, zapytał kiedyś swoich słuchaczy: Czy zauważyliście, że każdy, kto jedzie samochodem wolniej niż wy, jest idiotą, a każdy, kto jedzie szybciej, jest szaleńcem? My jako ludzie często zakładamy, że nasze spostrzeżenia są wiernym odbiciem rzeczywistości, więc są wyjątkowo trafne i obiektywne. A inni po prostu się mylą albo mają złe zamiary.Zapewne uważasz, że Twoje poglądy polityczne są najbardziej realistyczną odpowiedzią na czasy, w jakich żyjemy. Ludzie niepodzielający Twoich spostrzeżeń bez wątpienia oceniają sytuację gorzej, patrzą przez pryzmat wyznawanej ideologii, egoistycznych interesów, wychowania lub jakichś innych zniekształcających czynników. Carlin pokazał to na przykładzie. Automatycznie zakładamy, że nasza prędkość samochodu jest prawidłowa, a wszelkie różnice traktujemy jako czyjś błąd.Gdy mówisz, że muzyka jest zbyt cicha lub zbyt głośna, jesteś przekonany, że wypowiadasz zdanie na temat muzyki, a nie na temat samego siebie, złożonych interakcji między sygnałami dźwiękowymi, Twoimi receptorami słuchowymi i doświadczeniami, które ukształtowały Twój gust i preferencje. Gdy jest Ci gorąco i uruchamiasz klimatyzację, jesteś zdziwiony głosami, byś przestał, bo jest zimno.To przyjemne wrażenie, że widzimy świat takim, jakim jest, psychologowie określają mianem naiwnego realizmu. Uświadomienie sobie, że Ty i każdy inny człowiek to naiwni realiści, jest kluczowym elementem w rozumieniu i rozwiązywaniu sporów politycznych. Każda grupa może nadawać czemuś sens w oparciu o zupełnie różne doświadczenia, priorytety i przekonania. Nie trudno o różnice w postrzeganiu, co jest właściwie, a co oburzające. W dodatku często padają oskarżenia o złą wolę i słabość charakteru, co tylko utrudnia sensowny dialog.Przekonania polityczne decydują nie tylko o tym, jak coś oceniasz, ale też co zobaczysz. W badaniu przeprowadzonym przez profesora Uniwersytetu Yale, Dana Kahana, i jego współpracowników, pokazano ochotnikom zdjęcie starć policji i protestujących, do których doszło w Cambridge w stanie Massachusetts w 2009 roku. Powiedziano im, że manifestanci protestują przeciwko prawu do aborcji przed budynkiem kliniki. Jak się okazało, 3/4 badanych popierających legalną aborcję widziało, jak protestujący blokują dostęp do kliniki. Wśród badanych z przeciwnego spektrum politycznego, to zachowanie demonstrantów zauważyła tylko 1/4 osób. Niby zdjęcie to samo, a światopogląd wpływał na to, co zobaczyli. To dobrze tłumaczy, dlaczego protesty grup o zbliżonych poglądach widzimy jako bardziej pokojowe, niż grup o poglądach odmiennych.Skoro mowa o aborcji, spójrzmy na ten dylemat pod kątem naiwnego realizmu. Zwolennicy zabiegu widzą w oponentach bydlaków, którzy dla prostych form nieodczuwających bólu chcą ograniczyć prawo wyboru i kształtowania swojego życia. Przeciwna strona widzi zwolenników jako morderców, którzy domagają się wolności w zabijaniu nienarodzonych dzieci. Zabieg ten sam, a jak drastycznie różni się jego postrzeganie. Gdyby obie strony na spokojnie spróbowały poszukać optymalnego rozwiązania, odkryłyby, że istnieje rozwiązanie zadowalające każdego. Liczba aborcji spada tam, gdzie jest ona legalna. Chociaż może to wydać się paradoksalne, w rzeczywistości jest bardzo logiczne. Jeśli więc na nią pozwolimy, liberalne społeczeństwo będzie usatysfakcjonowane wolnością, a konserwatywne zmniejszoną liczbą zabiegów

Niby takie proste. Czemu tylu ludzi nadal to przerasta? Żyj i daj żyć innym

Niby takie proste. Czemu tylu ludzi nadal to przerasta? Żyj i daj żyć innym –  Siema!Od kilku miesięcy temat LGBT zrobił się absurdalnie głośny, a od kilku dni zaostrzył się do granic, które - jak tak dalej pójdzie - zostaną przekroczone i zrobi się naprawdę źle.Wszyscy boją się coraz bardziej.Jedni, że im ktoś wejdzie na chatę i stłucze dziecko penisem, inni że zaczną się egzekucje i rozstrzeliwanie każdego w czerwonych spodniach.Do niedawna myślałem, że potrafię oddzielić emocje od medialnych przekazów i politycznego szczucia. Okazało się jednak, że nie. Kilka dni temu miałem zderzenie z ciężarówką. To była ta homofobiczna ciężarówka, sącząca z megafonów jad wobec społeczności LGBT. Zderzenie było metaforyczne. Z jednym fizycznym akcentem.Tego dnia pierwszy raz spotkałem takiego poje-busa na żywo. I krew mi się zagotowała. Może miałbym to w nosie, ale dla mnie LGBT to nie tylko zbiór literek. To moi konkretni przyjaciele, których mam w tych środowiskach. Nigdy nie słyszałem, żeby ktokolwiek z nich podawał dzieciom tabletki na zmianę płci, albo próbował uczyć je masturbacji. Nigdy też nie jeździli na przyczepie tira, kręcąc dupą w stringach do techno. Znamy się od lat. To są dobrzy, mądrzy i inteligentni ludzie. Z takimi ludźmi lubię się bujać.Ta okrutna nagonka, którą mamy dziś wkoło powoduje, że coraz częściej słyszę od nich, że chcą wyjechać z Polski. A ja nie chcę, żeby wyjeżdżali, bo ten kraj potrzebuje dobrych, mądrych i inteligentych ludzi. Wyszedłem na jezdnię, stanąłem przed maską i pokazałem kierowcy, żeby wypierdalał. To znaczy machnąłem ręką, a powiedziałem pod nosem. Nawet nie drgnął. Wiadomo – miał misję. W jego mniemaniu każdy taki przejazd chroni dzieci przed złem. A może bez sensu, że powiedziałem to pod nosem. Może myślał, że jestem fanem.Zrobiłem to jeszcze raz.Patrzył na mnie z góry – dosłownie i w przenośni.I stałem taki bezsilny. Najgorsze uczucie na świecie.A to cholerne dudnienie z głośników płynęło cały czas. On stał. Jemu grało. Mnie szlag trafił. To był ten moment, w którym powinienem był rzucić jakimś tekstem. Sprytnym, mocnym i zabawnym do tego stopnia, że facet słyszy, wypada z kabiny, tarza się po ziemi, przeprasza, rozumie, wyłącza szczekaczkę, zjada ciężarówkę, po czym umiera na moich oczach ze śmiechu. To był ten moment!Otworzyłem usta i...Jedyne co z nich wypadło to ślina. Oplułem ten samochód.Ostatnio zareagowałem tak w piątej klasie.Dziś czterdziestoletni siwy gość z brzuchem plujący na przednią szybę busa – żenada.Wiem.Ciągle o tym myślę.  O tym, że tak się nie robi, bo reagowanie agresją na agresję jest słabe. O tym, że ja, człowiek po studiach, ojciec, mąż, stand-uper, stary wyga, który pręży się tu nieraz na facebooku, albo na scenie i często próbuje pouczać innych, jedyne co potrafiłem zrobić, to zebrać w pysku trochę śliny i cisnąć ją przed siebie.Że zjadły mnie nerwy. Że pękłem. Że zareagowałem źle. Ale nie mogłem nie zareagować w ogóle.Nie w tych czasach.Można myśleć, żeby to olać, ale wstawcie sobie w miejsce czterech literek L, G, B i  T  kilka innych, tworzących Wasze nazwisko. I to coś jeździ po mieście i łączy Was z pedofilią. Nadal brak reakcji będzie wystarczający?Można założyć, że te komunikaty są tak bardzo oderwane od rzeczywistości, że lepiej machnąć ręką, bo kto w to uwierzy.Zapytajcie ludzi z Kraśnika.Niektórzy obok mnie zareagowali dużo lepiej. Zaczęli trąbić, zagłuszając megafonowe bzdury.Może mogłem zacząć śpiewać? Lepsze „Oczy zielone” niż to dziadostwo. Może trzeba zacząć chodzić po mieście z syreną przeciwlotniczą?Może mogłem zgłosić na policję zakłócanie spokoju i mieć nadzieję, że je przyjmą, bo nie zawsze to działa.Myślę też ciągle o tym, że przegrałem nie tylko z emocjami, z kulturą i klasą, ale też z tym, na co myślałem, że jestem odporny: z polityką i mediami. Jeśli ja oplułem, to czy bardzo się dziwię, że osoby, które są bezpośrednio szykanowane, wyrywają lusterka tym furgonetkom, albo wypisują na gmachu ministerstwa imiona ofiar homofobii?Nie dziwię się.Są z tym wszystkim sami.Na zimno, na spokojnie, siedząc przy klawiaturze nie popieram żadnych aktów wandalizmu i agresji. I wciąż nie mogę sobie wybaczyć tego głupiego plunięcia.Ale nie można na to wszystko patrzeć już tylko przez pryzmat rezultatu. Gdzieś są przyczyny.To nie jest zabawa, to nie są żarty. Ludzie zaczynają się opluwać i szarpać na ulicach.Pisałem niedawno posta o swoich dzieciach i o ich kłótniach. O tym, że muszę wtedy reagować, a nie podjudzać.Ludzie w garniturach!Władza to nie tylko limuzyny, kuzyn w Lotosie i darmowe wejściówki na mecz reprezentacji.To odpowiedzialność!I nie tylko za swoich. Nie rządzicie połową królestwa. Przestańcie załatwiać partyjne interesy i swoje jebane wojenki kosztem żywych ludzi. Ogarnijcie się trochę, bo jeszcze moment i powiesi się kolejny dzieciak na Podkarpaciu, albo w Trójmieście spłonie typ w ciężarówce.Nie zapanujecie nad tym. Mi też się wydawało, że sobie poradzę.Jeszcze można wymienić ministra edukacji i jeszcze da się zmienić przekaz dnia w TVP. Można też ciągle nie podpisywać ustawy o związkach partnerskich, ale można też Kaję Godek uczynić dożywotnią ambasador RP na Wyspach Salomona.I można jeszcze dziś pogadać z chłopakami od moralności, żeby przeczytali z ambon jakiś studzący list w niedzielę. Macie stały kontakt. Chociaż w nich wierzę najmniej. Żyjemy przecież w kraju, w którym stoi ponad 700 pomników Jana Pawła II, piętrzą się tysiące dzwonnic, mamy dwie godziny religii tygodniowo i ciągle więcej mszy w publicznej telewizji. Mimo to nadal nie dociera do nas jedno proste zdanie, które Jezus uznał za najważniejsze:„Żebyście się wszyscy wzajemnie miłowali.”Gdybym otworzył szkołę gry na gitarze i po 2000 tysiącach lat nikt by nie potrafił zagrać kluczowego chwytu, to bym ją pewnie zamknął, a nie budował kolejne filie.

Takie tam wspomnienia

Takie tam wspomnienia – Dodam, że w między czasie odbyła się oczywiście rozprawa na której wycofałem wszystkie obciążające  zeznania. Oczywiście pod wpływem manipulacji kochającej mamusi. Historię mocno okroiłem ze szczegółów gdyż jak można dostrzec, są to dość mocno osobiste sprawy. I do wszystkich u pana Boga za piecem, takie rzeczy się dzieją. Naprawdę w realnym życiu dochodzi do takich sytuacji i daj Boże każdemu, aby kończyły się tylko tak jak moja się zakończyła. A to tylko jedna sytuacja. Cóż, wiele ludzi patrzy na świat przez pryzmat własnych doświadczeń i nie mieści im się w głowach, że ktokolwiek jest zdolny do takich zachowań. Żyjąc w poukładanej rodzinie z zapewnionymi potrzebami wydaje im się, że wszystkie rozumy pozjadali i że złe rzeczy dzieją się tylko w filmach. Coś wam powiem, takie rzeczy a nawet o wiele gorsze dzieją się dzień  w dzień w wielu domach w Polsce. I to jest przykre, że słyszysz, że masz być wdzięczny i patrzą krzywo, kiedy mówisz "jakoś nie jestem" Matka Każdy kto wciska wszystkim na około, że matkę ma się jedna i że trzeba być wdzięcznym za dar życia który od niej otrzymaliśmy, chciałbym aby przeczytał to bardzo dokładnie. Możesz oczywiście uznać, że wymyśliłem całą historię żeby osiągnąć jakiś ukryty cel. Mam to w sumie gdzieś. Myśl co chcesz. Epizod z przeszłości. Pracowałem wtedy i uczyłem się zaocznie w technikum wieczorowym. Normalnie to już w sumie w domu nie było odkąd ukończyłem 6 lat. Ale ten dzień był jednym z tych, które zostają w głowie do końca życia. Dziś mam już swoje lata a wciąż emocjonalnie wspominam wiele rzeczy mimo, że jestem ojcem, mężem i 99% otaczających mnie ludzi uważa mnie za osobę mocno poukładaną którą warto czasem zapytać o radę. Nie mają pojęcia o tym co noszę w swojej głowie. Nie opowiadam bo i po co. Chciałem się podzielić, napisać coś innego niż „koronawirus" i przy okazji uświadomić niektórym ludziom, że są mamy i są matki. Do sedna więc. Wracam z pracy, godzina około 18sta i wchodząc do mieszkania słyszę jakieś dziwne jęki i krzyki. Przechodzę przez kuchnię do pokoju i widzę jak partner mojej matki siedzi na niej okrakiem i ją okłada pięściami. Krew na ścianie a ona coś tam mamrocze. Obok przy łóżku stoi kolega ich obojga i się przygląda. Tak więc nie wiele myśląc, rzucam się na ratunek mamusi i jako nastoletni jeszcze chłopak, ściągam oprawcę z matki podczas gdy pijany kolega ich obojga, wypycha mnie do kuchni. Łapie za nóż i przykłada mi go do brzucha pytając czy ma pchnąć. Pieprzy coś że w kryminale był i że nie wiem z kim zadarłem i w tym momencie dostaje z głowy od deugiefo, czyli partnera mojej matki. Chyba w sumie pomogło mi to uciec na zewnątrz. Pobiegłem do sąsiadki która zadzwoniła na policję no i gości zawinęli. I teraz najlepsza część. Położyłem się spać na podłodze w kuchni. Zmęczony psychicznie chciałem zasnąć. W tym momencie moja pijana matka wpada do kuchni i mówi: „ja idę na policję, ja im powiem, że to ty mi to wszystko zrobiłeś" oczywiście to olałem i zasnąłem. Następnego dnia rozmawiałem z nią z dwie godziny i udało mi się ją przekonać, że to wszystko jest chore i nie może trwać dalej. Była „przekonana" do około 16 stej bo mniej więcej o tej godzinie oznajmiła mi, że puszczają z aresztu tego debila i że mam się wyprowadzić bo ona go kocha. Tak właśnie zamieszkałem na opuszczonym strychu na około pół roku, do czasu ukończenia technikum. Oczywiście poszedłem po pomoc do mops czy jak to się tam nazywa i z płaczem błagałem, żeby jakoś ktoś mi pomógł. Kazano iść mi na noclegownie. Czyli w miejsce, gdzie takich jak partner mojej matki było na pęczki. Miałem skończone 18 lat więc byłem traktowany jak dorosły. Nikt mi nie pomógł. Wstydziłem się przyznać w szkole i w pracy i udawałem że wszystko jest ok ale jeśli chodzi o system i państwo, to zostałem skazany na klęskę. Płakałem w mopsie panu zajmującemu się moją sprawą. Było tuż przed świętami Bożego Narodzenia, które spędziłem na strychu owinięty w jakieś szmaty, żeby przeżyć. K....a ja nie byłem dorosły a tak wszędzie byłem traktowany. Dziś, z perspektywy czasu jak o tym pomyśle, to dochodzę do wniosku że miałem sporo szczęścia bo bywały noce gdzie dochodziło do minus 25 stopni. Ok, ale jakoś to przeżyłem, jestem i funkcjonuje. Mam kochajacą żonę, dzieci, psa i w ogóle mam fajne życie. I z całą pewnością pod pewnym względem, mam „zryty beret" i będę miał już zawsze, pogodziłem się z tym. Ale przychodzą takie momenty, że chciałbym mieć amnezję. Wczoraj widziałem się z siostrą która pokazała mi zdjęcie mamusi, która mimo podeszłego wieku, wciąż ma nowego partnera i wiecie kto jest jej nowym dziadkiem do tańca i różańca? To ten kolega co nożem mi brzuch przyrysował w całej tej szamotaninie lata temu haha, szach mat. Poczułem jakby mi ktoś serce wyrwał, zdeptał je i opluł. Więc jeśli słyszę hasło typu, matkę ma się jedną itd itd to mi słabo. Możecie wierzyć bądź nie, kocham swoje dzieci, podoba mi się moje życie i wiem, że beze mnie inaczej by to wszystko wyglądało ale gdybym miał jakikolwiek wybór i jakąkolwiek wiedzę na temat pierwszych 30 lat mojego życia, nie urodzilbym się.
Poszłam dziś z narzeczonym zagłosować i zrobiło nam się zwyczajnie przykro – Zrobiliśmy sobie wycieczkę po naszym dość dużym mieście i z ciekawości w kilkugodzinnych odstępach obserwowaliśmy ludzi, którzy zmierzali do lokali wyborczych. I co? Cała masa starszych ludzi, nawet takich, którzy ledwo poruszają się samodzielnie, a młodych? Wszędzie ledwie garstka... Wchodzisz do lokalu, a przed Tobą w kolejce 1 osoba w okolicach 25 lat, reszta emeryci, mówiący po odejściu od urny np.: "no i będzie ta 13 i 14 emerytura". Wiem, że patrzę na to przez pryzmat jednego miasta, ale na szerszą skalę pomyślcie: jak ma się cokolwiek zmienić w tym kraju, skoro najwyraźniej dziś tyle osób, zwłaszcza młodych, miało w dupie to, kogo wybiorą inni?Pytałam też znajomych czy byli dziś na wyborach, bo wiem że wielu dawało lajki na Facebooku akcjom typu "idź na wybory", "zagłosuj", itd. Połowie z nich nie chciało się iść do lokalu i postawić głupi krzyżyk.Po prostu przykre...
 –

Pewna internautka napisała list, w którym wyjaśnia dlaczego prawdziwy facet zaczyna się od 6000 zł na rękę:

Pewna internautka napisała list, w którym wyjaśnia dlaczego prawdziwy facet zaczyna się od 6000 zł na rękę: – Żadna z nas głośno tego nie powie, ale kasa liczy się dla większości z nas. Zawsze lepiej mieć w domu dyrektora, który co miesiąc przynosi kilka czy kilkanaście tysięcy, niż jakiegoś prostego robotnika na minimalnej krajowej. Mężczyzna ma być tym silniejszym i bardziej zaradnym. Ja mam większy szacunek do tych, którzy potrafią zadbać o siebie i najbliższych.6 tysięcy wydaje się dobrą kwotą. To jeszcze nie bogactwo, ale już można w miarę normalnie żyć. Sama zacznę chyba takiego szukać i wcale się tego nie wstydzę.Wiadomo, że na początku mało która z nas patrzy na pieniądze. Chyba, że się jest zawodową blacharą oceniającą facetów przez pryzmat samochodu czy zegarka. Ja się na tym nie znam. Najpierw poznaję człowieka, a dopiero później szczegóły z jego życia. Co prawda nigdy żadnego nie odtrąciłam, bo był biedny, ale wreszcie taka znajomość umierała śmiercią naturalną.Nie ma się co oszukiwać. Żeby zaimponować kobiecie i pokazać jej zainteresowanie, to trzeba się trochę wykosztować. Byle biedaczek z 2000 zł pensji nie podoła. I chociaż wiem, jak bezwzględnie to brzmi i pewne się nie zgodzicie, to przecież tak to wygląda. W sumie dobrze. Trzeba się szanować i mierzyć wysoko, a nie zadowalać się byle czym.Miłością się nie najesz, a jakoś funkcjonować trzeba. Oczywiście nie popieram utrzymanek, ale za dwie pensje to już można pożyć.Fajnie to wszystko brzmi, żeby nie brać byle czego, ale chyba ja mam pecha. Przyciągam do siebie facetów raczej przeciętnych. Nie słyszałam, żeby któryś z nich brał więcej, niż 2500-3000 zł miesięcznie. Nawet jak byli wykształceni. Takie są niestety realia dla większości ludzi. Tym bardziej trzeba docenić tych zaradnych, którym się udało. Żeby dostawać dwa razy więcej, to trzeba być już sprytnym albo mieć znajomości. To się przecież ceni.Nawet nie chodzi o to, że na pierwszej randce będę sprawdzała kolesiowi wyciąg z konta. Zarobki swoją drogą. One dają możliwości, ale też sporo mówią o człowieku - czy potrafi walczyć o swoje, czy zadba o rodzinę, jaka przyszłość czeka mnie u jego boku, czy ma ambicje. Jak kogoś zadowala byle jakie stanowisko za byle jakie pieniądze, to raczej niczym mnie nie zaskoczy. Chyba, że każe mi zapłacić za siebie na randce, bo jemu braknie…Zawsze tak było, że u faceta liczył się portfel, a u nas uroda. Może to niesprawiedliwe, ale nagle całego świata się nie zmieni.W sumie, co to jest 6 tysięcy w dzisiejszych czasach? Opłacisz mieszkanie, rachunki, paliwo, zakupy, ciuchy, kosmetyki, rozrywkę i niewiele z tego zostaje. Ale przynajmniej można żyć na spokojnie. Jak ktoś zarabia 2,5 tysiąca i ma podobne wydatki, to już zdecydowanie gorzej. Sama nie chciałabym się pakować w związek, w którym ciągle trzeba liczyć kasę i denerwować się, że nie starczy. Czy tak dużo wymagam? Czy tylko dlatego zasłużę sobie na miano materialistki?Niech pierwsza rzuci kamieniem ta, która naprawdę nie zwraca uwagi na pieniądze i nie interesuje jej to, ile będzie zarabiał towarzysz jej życia. Trudno będzie mi w to uwierzyć. Każda z nas lubi być rozpieszczana i czuć się bezpiecznie. Nasze zarobki to jedna strona medalu, ale facet to musi się wykazać. Kilka tysiaków na ręce to jeszcze nie milioner. Nie przesadzajmy.Trochę się rozpisałam, ale otworzyło mi to oczy. Pieniądze są naprawdę ważne w związku. To afrodyzjak, któremu ulegamy. Wszystkie, bez wyjątku. Ty też, nawet jeśli się nie przyznasz

Teściowa zarzuciła synowej, że za mało dba o dom. Odpowiedź własnego syna sprawiła, że zamilkła

Teściowa zarzuciła synowej, że za mało dba o dom. Odpowiedź własnego syna sprawiła, że zamilkła – Zadzwoniła jego mama, która w trakcie rozmowy, zadała mu jedno pytanie. Na pierwszy rzut oka może wydawać się ono pełne jadu i złośliwe, ale jak zastrzega sam syn, wcale nie było takie…Czy Tobie naprawdę nie przeszkadza, że Twoja żona nie sprząta domu?To pytanie padło przez słuchawkę telefoniczną, w czasie gdy ojciec i małżonek starał się uporać ze zlewem brudnych naczyń.Sam zainteresowany szczerze wyznaje, że nie wiedział, co początkowo odpowiedzieć, ale był pewien, że to nie przytyk ze strony jego mamy, a po prostu zwykła ciekawość.Przeczytajcie, co po tym pytaniu przyszło mu do głowy:Moja mama oczywiście doskonale wie, że nasz dom nie jest idealnie czysty, jednak oboje się staramy. Nasze małżeństwo jest związkiem partnerskim. Sprzątanie to zarówno moja, jak i żony działka. Przyznaję się, że dzieciaki często porozrzucają swoje zabawki, a naczynia w zlewie zalegają dość często(…). To nie jest idealnie czysty dom, jak ten mojej mamy, ale nie przeszkadza mi to. Właściwie to jakoś w ogóle nad tym nie myślałem.Nie miałem za bardzo pojęcia, co odpowiedzieć mamie. Właściwie nigdy nie wiem, co powiedzieć w takich momentach…Przypuszczam, że to, jak mama widzi nasz dom i rodzinę, wynika z tego, że patrzy na to przez pryzmat czasów, w których dorastała.(…)Nie pamiętam dobrze mojego ojca, ale przypominam sobie pewną radę, którą kiedyś od niego otrzymałem na temat poszukiwań żony:Najwięcej możesz dowiedzieć się o kobiecie po tym, jak dba o swój dom.Właśnie dlatego myślę, że moja mama tak przesadnie dba o porządek. Już całe swoje życie będzie spełniać oczekiwania młodości.Ale wiecie co?Ja biorąc ślub, w przeciwieństwie do mojego ojca, nie myślałem o czystym domu. Zastanawiałem się nad tym czy podoba mi się to, co ma do powiedzenia moja przyszła żona. Później myślałem też nad tym, jak sprawiła, że się w niej zakochałem. Zastanawiałem się, czy wiele się uśmiecha. Bardzo to lubiłem. Myślałem również nad tym, że jest słodka i urocza. Zastanawiałem się też nad najważniejszym, jaką będzie matką dla moich dzieci. Kiedy te wszystkie myśli przemknęły mu przez głowę odpowiedział swojej mamie:Nie wziąłem ślubu po to, aby mieć czysty dom. Zrobiłem to dlatego, że wydawało mi się, że to ktoś z kim chcę spędzić resztę życia.Wtedy w słuchawce nastała cisza.Po chwili zastanowienia mama odrzekła:No cóż… To chyba rzeczywiście ważniejsze niż czysty dom.Odpowiedział dumny z siebie:Tak. Ja też tak myślę

Mija 7 lat od śmierci Manute'a Bola - jednego z najwyższych koszykarzy w historii NBA, ale przede wszystkim wspaniałego samarytanina o wielkim sercu i człowieka, który przewidział zagrożenie ze strony Bin Ladena i islamu

Mija 7 lat od śmierci Manute'a Bola - jednego z najwyższych koszykarzy w historii NBA, ale przede wszystkim wspaniałego samarytanina o wielkim sercu i człowieka, który przewidział zagrożenie ze strony Bin Ladena i islamu – 19 czerwca przypada 7. rocznica śmierci najbarwniejszej - zdaniem wielu ekspertów i kibiców koszykówki - postaci w historii NBA, Manute'a Bola. W 1985 roku nieznany nikomu "dziwoląg" z Sudanu przebojem dostał się do najlepszej koszykarskiej ligi świata.Mierzącego 231 cm zawodnika, wywodzącego się z afrykańskiego plemienia Dinka (jego członków uznaje się za najwyższych ludzi świata), podczas draftu wylosowała ekipa Washington Bullets (obecnie Wizards). Tak rozpoczęła się kariera przybysza z Afryki, który w kolejnych latach porwał serca fanów basketu na całym świecie. Oprócz Wizards występował również w barwach Golden State Warriors, Philadelphia 76ers i Miami Heat.Rekordy sportowe Bola muszą robić duże wrażenie. Już w swoim debiutanckim sezonie w NBA Sudańczyk rozegrał 80 spotkań. Jego średnia bloków w sezonie - 4,97 na mecz - po dzień dzisiejszy jest drugim wynikiem w historii ligi. 23-letni wówczas zawodnik zablokował 397 rzutów, co pozostaje rekordowym osiągnięciem w lidze dla debiutanta.Bol przez całą karierę był koszykarzem wyjątkowo szczupłym, co przy jego słusznym wzroście (231 cm) i stosunkowo niedużej wadze (zaledwie 90 kg) wyglądało wręcz komicznie. Stąd też wzięła się łatka "dziwoląga".
 - Moja mama mierzyła 208 cm, a tata 203. Najwyższy w rodzinie był pradziadek, który miał 239 cm. Mój wzrost nie jest więc niczym szczególnym - powiedział Bol na łamach "The New York Times" w 1985 roku.Manute Bol z pewnością nie odejdzie długo w zapomnienie. Nie tylko przez pryzmat sportowych wyników, ale - może nawet przede wszystkim - przez zaangażowanie się w akcje charytatywne, których celem było niesienie pomocy ogarniętemu wojną domową Sudanowi. Przez dziesięć lat kariery w NBA (w latach 1985-94), sportowiec przekazał na rzecz swojego rodzinnego kraju ok. 3 mln dol. amerykańskich. Oprócz tego pomagał finansowo licznej rodzinie - tej bliższej, jak i dalszej.- Bóg zesłał mnie pewnego dnia do Ameryki i dał dobrze płatną pracę. Dał mi też serce. Ja kocham ludzi - przyznał w rozmowie z amerykańskimi mediami.O rodakach nie zapomniał nawet wtedy, kiedy był zmuszony przerwać grę w koszykówkę z powodu problemów zdrowotnych. Badania lekarskie wykazały, że cierpiał na reumatyzm kolan i nadgarstków. Po zakończeniu kariery robił co mógł, by zarabiać pieniądze i przekazywać je do ojczyzny.
Bol doskonale wiedział, że dzięki swojej dziwacznej posturze może wciąż zarabiać duże pieniądze. Występował więc w telewizji. Brał udział w walkach celebrytów w ringu bokserskim, a nawet zagrał w hokeja na lodzie, pomimo tego, że nigdy wcześniej nie jeździł na łyżwach. Prowadził życie cyrkowego klauna, wystawiając się na pośmiewisko, ale najważniejsze dla niego było pozyskiwanie funduszy dla potrzebujących ludzi w Sudanie.
Działalność Samarytanina sprawiła, że w ojczyźnie był postrzegany jak bohater narodowy.

- Manute jest inteligentnym i mądrym człowiekiem. Czyta "New York Times" i orientuje się w wielu dziedzinach. Mówił w narzeczu Dinka i w języku arabskim zanim nauczył się angielskiego. Gdyby takich jak on było więcej, świat byłby z pewnością o wiele lepszy. W takim świecie chciałbym żyć - powiedział w jednym z wywiadów Charles Barkley. Legendarny amerykański koszykarz był jednym z przyjaciół słynnego Afrykanina w NBA.
Bol nie ograniczał się jedynie do przekazywania pieniędzy rodakom. Często odwiedzał obozy dla uchodźców i pomagał rebeliantom. Angażował się w budowę szkół i szpitali w kraju położonym w północno-wschodniej części Afryki, a także w politykę. W 2001 roku otrzymał nawet propozycję objęcia stanowiska ministra sportu w rządzie Sudanu, ale nie mógł jej przyjąć. Warunkiem było bowiem przejście na islam, co nie wchodziło w rachubę. Był bowiem chrześcijaninem.Odmowa przyjęcia stanowiska ministra wiązała się z poważnymi sankcjami. Odebrano mu paszport i objęto aresztem domowym, zamykając drogę powrotu do USA. Dzięki pomocy Stanów Zjednoczonych udało mu się jednak uciec do Egiptu, gdzie założył szkołę koszykarską (jednym z jego podopiecznych był Luol Deng). 
Bol ostrzegał świat, kiedy jego rodzinny kraj udzielał azylu Osamie bin Ladenowi. - Islamizacja źle się skończy - mówił, ale wówczas nie traktowano tej sprawy zbyt poważnie.
W 2004 roku - po powrocie do Stanów Zjednoczonych - bohater Sudańczyków miał poważny wypadek samochodowy w Colchester (w stanie Connecticut). Miał pecha, bo wsiadł do taksówki, którą prowadził pijany kierowca. W wyniku obrażeń odniesionych w wypadku spędził ponad trzy miesiące w szpitalu. Zapadł w śpiączkę. Nie posiadał ubezpieczenia, więc leczenia pochłonęło resztę oszczędności. Wyszedł z tego, ale ze zdrowiem było coraz gorzej.19 czerwca 2010 roku świat obiegła smutna informacja. Bol zmarł w Virginia Medical Center w Charlottesville (stan Wirginia). Były sportowiec, który pod koniec życia zmagał się z niewydolnością nerek i powikłaniami po zespole Stevensa-Johnsona (groźna choroba skórna) odszedł w wieku 47 lat.- Zmarł świetny sportowiec i wielki człowiek. Przy nim każdy stawał się lepszym człowiekiem. Manute Bol nie odejdzie w zapomnienie - pisały amerykańskie media, oddając hołd Sudańczykowi.
Ludzie kłócą się o to, po czyjej stronie jest prawda – A jednocześnie zapominają, że czasami prawda to jedynie perspektywa, którą można zrozumieć dopiero wtedy, gdy spojrzymy na daną rzecz nie tylko przez pryzmat własnych doświadczeń i poglądów

5 zasad, które sprawiają, że uczniowie w Danii kochają szkołę:

5 zasad, które sprawiają, że uczniowie w Danii kochają szkołę: – 1. Bycie najlepszym nie jest najważniejszeW Danii zwraca się największą uwagę na to, aby u uczniów rozwinąć ciekawość świata oraz nauczyć ich samorozwoju. Nikt nie tresuje dzieci jak rozwiązywać testy i nikt nie porównuje szkół pod względem tego, jakie wyniki uczniowie na tych testach uzyskują.Szkoły od samego początku zachęcają dzieciaki do tego, żeby odnalazły w sobie pasję i żeby nigdy nie oceniały innych osób przez pryzmat ich ocen, tylko na podstawie tego, jakimi są ludźmi. Każdy uczeń znajdzie dla siebie miejsce w szkole. Program jest tak opracowany, że większość uczniów bez problemów radzi sobie z nauką. Ci, którzy są słabsi, otrzymują dodatkową pomoc od nauczycieli.2. To, kim jesteś, jest równie ważne jak umiejętność pisania i czytaniaZanim duńskie dzieciaki pójdą do szkoły, muszą się nauczyć kilku rzeczy – w przedszkolu lub na kursach przygotowujących. Zapoznają się tam z zasadami obowiązującymi w szkole, tolerancji dla innych oraz poszerzają słownictwo.Według duńskiego prawa, dzieci w szkołach podstawowych mają się nauczyć podstawowych umiejętności, opanować podstawową wiedzę oraz rozwinąć swoją osobowość.3. Nie uczą się na pamięćW szkołach w Danii uczniowie nie muszą zapamiętywać masy rzeczy. Szkoły wręcz zniechęcają do bezmyślnego wkuwania materiału na pamięć. Zachęcają do samodzielnego wyszukiwania informacji, przeprowadzania eksperymentów i analizowania źródeł. Żeby uczeń się czegoś nauczył, musi brać czynny udział w procesie, a nie tylko słuchać wykładu.Uczniowie zachęcani są do tego, żeby być sceptycznym, zadawać pytania i formułować własne opinie. Nauczyciel zawsze podyskutuje z uczniem, odpowie na pytania, wyjaśni wątpliwości. To pozwala uczniom na poczucie się kimś ważnym i istotnym.Kreatywność, podejmowanie inicjatywy i dociekliwość są ważniejsze niż wyuczenie się fragmentu podręcznika na pamięć.4. Radość uczeniaGdybyśmy chcieli ocenić jakość nauczania, porównując wyniki testów zewnętrznych, to Dania na pewno nie załapałby się do pierwszej dziesiątki. Jednak znalazła się na trzecim miejscu na świecie jeśli chodzi o najlepszy system edukacji i jest w pierwszej dziesiątce krajów z wysokim poziomem nauczania.W Danii ważne jest to, aby uczniowie i studenci czerpali radość z uczenia, a szkoła nie była dla nich pasmem cierpień i udręki. Młodzi Duńczycy, którzy nie bardzo wiedzą, co chcieliby robić w życiu, mogą uczęszczać do tak zwanej Efterskole. W tych szkołach młodzież w wieku pomiędzy 14 a 18 lat może spędzić rok i poszukać czegoś dla siebie. W Efterskole skupiają się na przedmiotach i umiejętnościach, których nie znajdziesz w zwykłych szkołach. Można tu więc odkryć w sobie nowy talent czy wykształcić zamiłowanie do różnych rzeczy – od sportu do rękodzieła. Uczniów zachęca się do tego, aby pomagali pozostałym w odkryciu czegoś interesującego i wyciąganiu ręki do tych, którzy mają problem z odnalezieniem się w społeczności szkolnej.5. Każdy ma równe szanseTylko dla 11% procent Duńczyków dobra wypłata jest kryterium wyboru pracy. W kraju, w którym płaci się jedne z najwyższych podatków, chęć wzbogacenia się za wszelką cenę nie jest ważna. Uczniowie i studenci zachęcani są od samego początku do tego, aby wybrać pracę, która będzie ciekawa, zgodna z ich predyspozycjami i sprawi, że będą się w niej czuli szczęśliwi. Już w ostatnich klasach podstawówki uczniowie spotykają się z doradcami, którzy pomogą im w wyborze odpowiedniej szkoły średniej. W szkołach średnich regularnie spotykają się na rozmowy indywidualne z doradcą lub nauczycielem i omawiają plany na przyszłość oraz je modyfikują, o ile to konieczne.Ponad połowa Duńczyków uważa, że mają wolny wybór, mogą sami decydować o swojej przyszłości i, co więcej, mogą ją kontrolować. Państwo pomaga studentom. Każdy student, niezależnie od sytuacji materialnej dostaje stypendium, które pozwoli mu na utrzymanie się. Studenci nie muszą dorabiać, tylko mogą skupić się na nauce i życiu towarzyskim.