Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 152 takie demotywatory

Dziennikarka poszła na zakupy, przed sklepem zagadnął ją staruszek. Stał w upale przez kilka godzin... – "Utargowałam w Saturnie pięć dych (bo im pokazałam, że w Media Expercie mają to samo taniej), więc dylam wesoło z Mikrobem do biedry po bańki mydlane "ale takie, co nie pękają, bo mają rękawiczkę" (sic!). Przed wejściem łapie mnie za łokieć staruszek, na oko 80 lat z hakiem, o kuli, i pyta, czy mu kupię "taką najtańszą chińską herbatę", bo – dodaje łykając łzy – "ja nie mam za co żyć, żona chora, syn chory, więc mi ludzie czasem coś kupią". Miękną mi kolana. Mówię, że jasne i czy coś jeszcze. On, że nic więcej, bo już wszystko ma. Kupuję te bańki, tę herbatę i jeszcze wodę w butelce, bo do mnie dociera, że on tam na tym upale, musiał stać z godzinę (dwie? trzy?). Wychodzę, daję, pytam gdzie mieszka i proponuję, że odwiozę, bo to z buta dobry kwadrans. Zabieram spod murku, na którym siedział, trzy reklamówki zrywki biedrowe, wysypują się z nich jakieś bułki, margaryna, ryba w puszce. Wszystko warte może z te pięć dych, co przed chwilą utargowałam w Saturnie. A może mniej. "Mam zapasy na dwa tygodnie" - mówi szczęśliwy, a gula w gardle zaczyna mi podchodzić do oczu. Zapinam mu pas, bo sam nie potrafi, pakuję kulę i siaty do bagażnika. Jedziemy. Chcę dopytać, co i jak, ale pan niedosłyszy mocno, więc ja słucham. O synowej, co pracuje na kuchni w szpitalu i ich wszystkich żywi i o synu, co się ich wyrzekł, bo mu nie chcieli (nie mieli z czego) spłacić "jego połowy domu, co mu się niby należy, bo z nami nie mieszka jak ten drugi syn". Odprowadzam pod drzwi. Mikrob na szczęście cichutki i cierpliwy jak nigdy. I nagle pan mnie zaczyna całować po rękach i błogosławić całą moją rodzinę trzy pokolenia wstecz i wprzód. Wstyd mi. Nie wiem, czy przeżył Powstanie, czy może dobra zmiana mu właśnie zabrała ubecką emeryturę. Może jedno i drugie. Może ani jedno. Mam to w dupie."
 –  O tym, jak uprzykrzyć komuś życie do kwadratu. Studiuję, mieszkam sama w malusieńkiej kawalerce na poddaszu w dość starym bloku. Sąsiadów raczej nie widuję, poza jednym wyjątkowym przypadkiem. Panią Jadzią, emerytką. Pani Jadzia mieszka dokładnie pod moim mieszkankiem. I ma wyjątkowo piekielny charakter. Skąd to wiem? O tym cała ta historia.Pominę już praktycznie codzienne (i to nie po ciszy nocnej, tylko o jakiejkolwiek godzinie) pukanie, a raczej łupanie w moje drzwi bo:a) Za głośno chodzę.b) Za głośno gadam.c) Na pewno chleję/biorę narkotyki.Jednak ostatnio sąsiadeczka przeszła samą siebie.Niedzielny wieczór, godzina 23. Pukanie do drzwi. Wstaję od komputera, podchodzę do judasza i zerkam. Policja. I gdzieś z tyłu Pani Jadzia. Zaskoczona otwieram drzwi. Dowiaduję się, że jest u mnie głośna impreza, a obowiązuje już cisza nocna. Odpowiadam zdziwiona, że przecież nic takiego się nie dzieje. Policjanci, generalnie chyba trochę poirytowani, chcą się rozejrzeć i upewnić. No ok. Wpuszczam ich. I w tym momencie podbiega do drzwi Jadzia, chcąc również wparować mi do domu. Zastępuję jej drogę. Policjanci, którzy dopiero co przekroczyli próg odwracają się do Jadzi i mnie zdziwieni. Mówię do babska, że ona nie ma prawa do mieszkania mi wchodzić, na co ta, po nabraniu oddechu, drze się, że ona POLICJANTOM POKAŻE, GDZIE JA CHOWAM TEN NIELEGALNY ALKOHOL I NARKOTYKI! Panowie mundurowi spojrzeli się to na mnie, to na nią i zapytali o co chodzi. Jadzia wciąż w drzwiach zaczęła wywód, że to oczywiste, iż robię alkohol i narkotyki w mieszkaniu, bo przecież STUDIUJĘ CHEMIĘ, a tam "same takie dilery!".Panowie kazali Paniusi natychmiast przestać pakować mi się do mieszkania, grożąc mandatem. Dokonali szybkich oględzin na jedyny pokój i łazienkę znajdujące się w moim lokum, i stwierdzili, że imprezy faktycznie nie ma. Podziękowali, wyszli......I wlepili Jadzi mandat, tylko, że za niesłuszne wezwanie. Happy end? No jeszcze nie. Poniedziałek. Wychodzę na zajęcia. W połowie drogi do windy zza rogu wyskakuje Jadzia. Z kwitkiem w łapie. Czego chce? Ano, żebym jako WSPÓŁWINNA pokryła połowę kosztu mandatu. Szczęka mi opadła, serio. Stwierdziłam krótko, że to jej mandat, nie mój, i w towarzystwie wiązanki pań lekkich obyczajów ulotniłam się do windy.Na razie dzień w dzień kilka razy dobija mi się do drzwi. Nie otwieram. Jutro wracam do domu na święta. I liczę, że w tę gwiazdkę stanie się cud, który te babsko zmieni. Albo to chyba ja zacznę wzywać policję.

To dopiero nazywa się prawdziwa miłość:

To dopiero nazywa się prawdziwa miłość: – Siedzę w kuchni i jem obiad, okno otwarte na oścież bo ciepło, nagle pod blokiem jakiś typ zaczyna zaczyna piłować ryjaPAULINA!PAULINAAA!PAULINAAAAAAAA!Przywołało mi to wspomnienia z dzieciństwa, jak jeszcze nie było komórek i tak się wywoływało kolegów na granie w gałę, ale przecież teraz komórki są, więc dziwna sprawa. Myślę, że może typowi bateria padła, albo szybka pękła a wymiana droga, ale zaraz się okazało, że to jednak jakaś grubsza opcja, bo nawoływacz zaraz dodałKTO CIĘ DYMA JAK MNIE NI MA?!I od początku: PAULINA! KTO CIĘ DYMA JAK MNIE NI MA?!I tak raz za razem. Pomyślałem, że to typowy osiedlowy zawód miłosny, typ się najebał, bo w końcu długi weekend, pokrzyczy z 5 minut, żeby upuścić nieco goryczy ze złamanego serca i sobie pójdzie na kebaba albo automaty.Ale nie. PAULINA, KTO CIĘ DYMA JAK MNIE NI MA?! - krzyczał już kurwa z 20 minut, aż zaczęło intrygować kim jest rozpustna Paulina i kto w istocie rzeczy ją dyma. Postanowiłem pójść na dół popatrzeć co się dzieje, ale jako, że w Polsce za patrzenie się na różne rzeczy można dostać wpierdol, to postanowiłem przy okazji wyrzucić śmieci, chociaż kosz był prawie pusty - będzie wyglądało, że od tak sobie idę do śmietnika i po drodze niby przypadkiem zobaczę co i jak, ale niby mnie to zbytnio nie interesuje. Wyrzucanie śmieci to obok grillowania czynność na tyle u nas usankcjonowana społecznie, że w jej trakcie się wpierdolu nie dostaje, a przynajmniej ja się nigdy nie spotkałem z taką sytuacją.No to wziąłem worek i idę na dół, wychodząc z klatki odpaliłem szluga i okrążam blok. Jak zobaczyłem typa, któremu rogów przyprawiła Paulina, to już wiedziałem, że będzie grubsza inba.Wiecie jak wygląda Ninja z Die Antwoord? Jak ktoś nie wiem to zamieszczam zdjęcie. W każdym razie jakby Ninja z Die Antwoord nie mieszkał w RPA czy tam Kalifornii, tylko w Polsce na skrzyżowaniu Konopnickiej i Wyzwolenia i nie był raperem, tylko w czasie awantury domowej by zabił konkubinę siekierą i poszedł za to na 20 lat do więzienia, to by potem wyglądał jak ten typ xDPatolog na 1000%, na mordzie wydziarane jakieś kropki i sztylety, na szyi blizna jakby ktoś mu próbował poderżnąć gardło, na łydce wytatuowane HWDP itd. Na oko miał z 50 lat, z czego większość ewidentnie spędził w różnego rodzaju instytucjach izolujących go od społeczeństwa. Jego kolekcja patologiczny tatuaży, blizn i innych znamion - jak określił to Peja - życia kureskiego, była wyeksponowana bardzo dobrze, bo był tylko w klapkach i krótkich spodenkach, z których kieszeni wystawało nadpite pół litra. Aha, co ciekawe, miał ze sobą też łopatę xD za pomocą której jak sądziłem zamierzał zakopać ciało niewiernej Pauliny i jej kochanka, gdy już ustali kto nim jest xD Wkrótce okazało się jednak, że łopata nie miała służyć do zakopywania kogokolwiek, a wręcz odwrotnie.Gdy patolog zobaczył mnie idącego ze śmieciami i szlugiem to zawołał, że ej młody daj szluga bo się wkurwiłem. Oczywiście dałem, bo obawiałem się, że w przeciwnym razie moje szczątki spoczną w zbiorowej mogile z Pauliną i jej gachem xD Patolog odpalił szluga, zaciągnął się, wypuścił dym, zadumał na sekundę, po czym rozwiązał zagadkę, która w tym momencie frapowała już pewnie wszystkich mieszkańców bloku.JA WIEM KTO CIĘ DYMA! DYMA CIĘ TEN ZBOCZENIEC, PEDOFIL I KULFON!Chciałem delikatnie zapytać, po co drze ryja od pół godziny, skoro wie kto dyma Paulinę, ale w tym momencie na jeden z balkonów na pierwszym piętrze wyszedł rzeczony pedofil i zboczeniec, który widocznie poczuł się wywołany do tablicy i krzyknął, że Patolog sam jest Kulfon, a on Paulinę będzie dymał ile będzie chciał, bo to jego żona. Patolog na to krzyczy, że tak, to zejdź tu kurwo na dół to zobaczymy, a Pedofil krzyczy, żeby to on wszedł na górę to wtedy zobaczymy. Ten wpierdolowy pat trwałby pewnie tyle co bitwa nad Sommą, gdyby na balkon nie wyszła Paulina we własnej osobie, żeby zapytać Pedofila co tu się odpierdala - Patolog jak ją zobaczył to powiedział EEEE, TO NIE TA PAULINA TYLKO INNA, SORY XD Paulina z mojego bloku okazała się więc być zupełnie porządną kobietą, a Pedofil najpewniej wcale nie być zboczeńcem, ani tym bardziej pedofilem.Patolog patrzy na mnie, potem na mój worek ze śmieciami i mówi, że worek prawie pusty. To ja potwierdzam, że owszem, jakiś bardzo pełny to nie jest. Patolog na to, że TO SIĘ ELEGANCKO SKŁADA, CHOĆ MŁODY NA CHWILKĘ ZE MNĄ TU KAWAŁEK BO MUSZĘ KURWA PSA WYKOPAĆ A NIE MAM GO KURWA W CO WZIĄĆ POTEMNawet gdyby brzmiało to mniej abstrakcyjnie, to i tak nie miałbym pewnie ochoty nigdzie z półnagim Patologiem chodzić, więc mówię, że niestety jestem zajęty, ale on powiedział NO DAWAJ KURWA JAK CIĘ CZŁOWIEK PROSI, więc już nie miałem zbytnio wyjścia xD Idąc odkopywać psa poznałem zarówno historię tej misji, jak i sprawę z Pauliną.Z Pauliną było tak, że była konkubiną Patologa przed jego ostatnim pobytem w więzieniu, który trwał aż 7 lat i był konsekwencją pobicia towarzysza libacji ze skutkiem śmiertelnym. Jak Patolog przekraczał bramę zakładu karnego to Paulina obiecywała, że będzie na niego czekać, ale widocznie przez te 7 lat zmieniła zdanie, bo jak wyszedł kilka miesięcy temu z więzienia to nigdzie jej nie było. Dzisiaj spotkał pod sklepem jakiegoś koleżkę, który powiedział mu, że Paulina podobno mieszka na osiedlu obok, czyli u mnie, jednak nie precyzując adresu. Planem Patologa było więc pójście pod każdy blok na moim osiedlu (a akurat w drodze po psa przechodził koło mojego) i nawoływanie Pauliny, aż ta sama się zdekonspiruje, ale jak widać nie wziął pod uwagę, że kobiet o tym imieniu może być więcej xDZ psem sprawa była jeszcze bardziej kuriozalna, a przedstawiała się następująco - Patolog miał sąsiadkę, która nazywała się TA STARA Z PARTERU. Sąsiadka miała psa, a właściwie sukę, która nazywała się Picia. Picia była jedynym towarzyszem życia sąsiadki, która owdowiała dekadę temu, a dzieci to wiadomo, już na swoim, życiem zajęte. Picia kilka tygodni wcześniej zdechła, a sąsiadka nie czując się na siłach fizycznych ani psychicznych do własnoręcznego zakopania jej, najęła do tego patologa, który za ten pogrzeb przyjął korzyść rzeczową w postaci pół litra alkoholu. Sąsiadka jednak tak bardzo tęskniła za Picią, swoją jedyną towarzyszka, a pies zaczął nawet objawiać się w jej snach i rozmawiać z nią po Polsku. W tej sytuacji sąsiadka zdecydowała się na krok radykalny i poprosiła Patologa, żeby Picię wykopał i przyniósł z powrotem xD Patolog się zgodził, ale że tym razem zlecenie było znacznie bardziej nietypowe, to za wykonanie go zażądał aż litra wódy, w tym pół litra płatnego z góry, bo inaczej nie powie gdzie jest pies pogrzebany, jak to się mówi xD To właśnie była wystająca z jego kieszeni flaszka.Gdy słuchałem tych opowieści zdążyliśmy już dojść na miejsce pochówku Pici, czyli nieużytki pomiędzy Aleją Wilanowską a torem łyżwiarskim Stegny w Warszawie. Teraz już tam budują gdzieniegdzie jakieś nowe osiedla, ale ogólnie większość to nadal dzikie pola. Patolog zaczyna kopać, z 10 minut machał łopatą ale nic nie ma, to mówi, weź młody tu pokop z boku bardziej, bo ja się zmęczyłem. Jako, że byłem w odludnym miejscu sam na sam z typem, który już kiedyś kogoś zabił, to wolałem nie wspominać, że miałem tu być tylko w charakterze posiadacza prawie pustego worka na śmieci, tylko kopałem xD również bez skutku.Potem Patolog powiedział, żebym dał łopatę, bo to chyba jednak bardziej w drugą stronę i faktycznie po kilku wbiciach łopaty zaczęło jebać jak ja pierdolę, co wskazywało, że ekshumacja zmierza we właściwym kierunku.A propos ekshumacji, to dosłownie 5 minut na piechotę od miejsca, w którym kopaliśmy my, kiedyś kopał IPN, bo tam UB potajemnie zakopywało swoje ofiary w latach 40-tych i 50-tych, więc cały czas miałem nadzieję, że i my jednej z tych ofiar nie odkopiemy, bo Patolog zdecydowanie wyglądał na człowieka zdolnego do zapakowania w mój worek na śmieci szczątków jakiegoś AK-owca i wciśnięcia ich swojej sąsiadce jako Pici w zamian za kolejne pół litra, a ja mimo wszystko nie czuł bym się komfortowo biorąc udział w takim procederze xDPo chwili kopania było już jednak pewne, że odkopaliśmy jamnika, tylko w umiarkowanym stadium rozkładu. Jebało tak, że kurwa oczy mi zaszły łzami i prawie wyrzygałem ten obiad, co dopiero zjadłem xD Patolog jebnął jeszcze solidnego grzdyla wódy po czym załadował Picię na łopatę a potem do mojego worka, który szczelnie zawiązał. Z tym pakunkiem wyruszyliśmy do sąsiadki po zapłatę. Po drodze zastanawiałem się, które wydarzenia z mojego życia doprowadziły do sytuacji, w której idę przez miasto z recydywistą-mordercą, zgniłymi zwłokami psa w worku na śmieci i łopatą, żeby dostać od jakiejś starej baby pół litra i to nawet nie dla mnie xDKolejną rzeczą, która mnie trapiła było, że mam uczulenie na pyłki, najgorsze właśnie w czerwcu, więc większość moich śmieci stanowił zużyte chusteczki, bo mi cieknie z nosa - jak sąsiadka wyjmie Picię z worka to sobie pomyśli, że jestem jakimś nałogowym onanistą xD ale potem pomyślałem, że to ona trzyma w domu rozkładające się zwierzęta, więc jeżeli ktoś się tu powinien wstydzić to na pewno nie ja xDDDDoszliśmy do bloku patologa, sąsiadka wychodzi na klatkę, łapie kurwa ten worek i zaczyna go przytulać PICIA! MOJA PICIA KOCHANA! Myślę sobie, srogie grzyby kurwa. Wtedy z mieszkania na przeciwko wychodzi jakaś baba i mówiCZYLI JEDNAK SIĘ PANI ZDECYDOWAŁA WYKOPAĆ PANI MALINOSKA? JA TAM SIĘ PANI NIE DZIWIĘ, JAK MOJA TEKLA ZDECHŁA TO TEŻ BARDZIEJ TĘSKNIŁAM NIŻ ZA MOIM STARYM JAK UMARŁ. BO PIES, PROSZĘ PANI, TO KOCHA BEZWARUNKOWO
Pewnie łapie zasięg –  Ł@WECZKA INTERNETOWA
Każdego Halloween ten gość wchodzi do środka automatu i łapie ludzi za dłoń, gdy ci próbują wyciągnąć przekąskę –  Scares Break Size Free
Tak się łapie złodzieja –
Paradoks: facet łapie babę za cycki, a to ona jego doi –
Pamięć człowieka jest ulotna –  Mąż wyjeżdżał w delegację. Przed wyjazdem mówi żonie:- Rozumiem, że masz swoje potrzeby. Zbudowałem cirobota. Jeśli tylko będziesz potrzebowała mężczyzny, poprostu zawołaj "Boria!" i on wszystko zrobi.- Dobra.Mąż wyjechał. Wieczorem żonie zachciało się i zawołała:••Boria!"Robot się włączył i zabrał się do akcji. Po jakimś czasieżona zdała sobie sprawę, że nie wie. jak wyłączyćdiabelstwo. Zaczęła wołać o pomoc.Pojawiła się sąsiadka i pyta:- A co to za cudo?- Boria.- Boria!Robot zareagował prawidłowo i zabrał się za sąsiadkę.(...)Dwa dni później mąż zorientował się, źe niepowiedział żonie, jak się wyłącza robota. Dzwoni, nikt nieodbiera. Wsiada w samolot, leci do rodzinnego miasta.Na lotnisku łapie taksówkę, wsiada i mówi do kierowcy:- Na Iwanowkę. szybko!- Na Iwanowkę? Tam nie pojadę.• Dlaczego?!-Tam Boria!
Dalej uważasz, że jest ci źle? –  Miałam iść na zakupy. W głowie miałam plan: Tiger, H&M, a potem jedzenie w knajpie. iPod włączony na "full volume". Nie wiem czemu, włączyła się Marika, ale byłam zbyt leniwa, żeby zmienić kawałek. Przy spożywczaku stoi starsza pani z dwoma bukietami. Mały - z nasturcji, większy - z polnych kwiatów. W tym piwonie, które zawsze kojarzyły mi się z moją babcią. Pani spojrzała na mnie: - A stoję tak, może kto kupi... - uśmiechając się niepewnie, wyraźnie zawstydzona. Tak, jakby te kwiatki to było coś, czego trzeba się wstydzić.- Ile kosztują? - spytałam, nie chcąc jej urazić. - Ojej, no nie wiem... Najmniej to chyba złotówkę. Najwięcej to chyba trzy złote. Wiesz córeczko, ja nie wiem, ile kosztują takie kwiatki. To z działki takie byle co. Trzy złote za te dwa razem może? Albo dwa? Dwa złote?DWA ZŁOTE.Mokrą szmatą w pysk. Witamy w prawdziwym świecie, pustaku. Myślisz, że masz gorszy dzień, że ci smutno, że nikt cię nie kocha, jesteś gruba, nie masz iPhone'a 6, ani buldożka francuskiego, a przecież byłabyś taką dobrą matką. Wieczorem wrócisz do dwupokojowego mieszkania na strzeżonym osiedlu i opowiesz komuś przez Skype'a, jak przez pół dnia odkopywałaś się z maili, potem zjadłaś burgera na lunch, ale sama musiałaś go sobie zrobić i w dodatku był mrożony. Potem napijesz się kilka łyków wina, które rano będziesz musiała wylać do zlewu, bo żywot zakończy w nim cała rodzina muszek-owocówek i położysz się spać w świeżo wymienionej pościeli z Zara Home. Wstaniesz rano, poćwiczysz jogę albo inny pilates, na YT obejrzysz nowy haul zakupowy na kanale laski, której nie znasz i w sumie gówno cię obchodzi, co wklepuje w ryj, ale patrzysz, bo wydaje ci się, że yerba z internetowego sklepu ze zdrową żywnością jest wtedy mniej gorzka i pasuje do twojego chleba-tekturki, posmarowanego pastą z tuńczyka, przywiezionej z ostatniej wycieczki zagranicznej. Postoisz chwilę przed szafą, marszcząc brwi, wkurzając się, że nie masz się w co ubrać, bo wszystko jest na ciebie za duże, dlatego że mniej żresz i zapominasz, że jeszcze dwa lata temu, siedząc w samej bieliźnie, przypominałaś ludzika Michelin. Znowu za późno wyjdziesz z domu, więc zaklniesz szpetnie pod nosem, czekając na windę, na co obruszy się sąsiadka stojąca obok z psem, który ostatnio przestał trzymać mocz i leje między 2 a 3 piętrem. Wciskasz guzik kilka razy, myśląc, że to coś da. Drugą ręką starasz się rozplątać słuchawki. Przypadkowo wrzucasz klucze do głównej kieszeni w przepastnej torbie i po chwili orientujesz się, że przecież musisz sobie nimi jeszcze bramkę otworzyć, więc grzebiesz w tym syfie, macasz dno, które wciąż pamięta plażę w Sopocie i piach włazi ci pod wypielęgnowane paznokcie. Znajdujesz, otwierasz, wychodzisz do ludzi. Widzisz tramwaj i próbujesz dojrzeć numer, ale słońce świeci ci prosto w oczy. Biegniesz więc na wszelki wypadek i wsiadasz do tego ze skróconą trasą. Wściekasz się. Wysiadasz na kolejnym przystanku i łapiesz kolejny, jadący w dobrym kierunku. Jest miejsce siedzące. Dwa miejsca. Obok ciebie siada żulian, a jego torba w kratę muska twoją napiętą łydkę w nowych spodniach, kupionych na wyprzedaży w sieciówce. Docierasz do pracy, robisz sobie kawę, otwierasz maila i odpalasz fejsa. Scrollujesz przez kolejnych kilka godzin. Od stukania w klawiaturę drętwieje ci prawy nadgarstek, a w lewej dłoni łapie cię skurcz kciuka. Pośmiejesz się z suchych żartów koleżanek z pracy, wyślesz grafikom kilka poprawek od Klienta, przypalisz sobie croissanta na drugie śniadanie i zjesz z przesadnie drogim dżemem z wiśni, w którym więcej jest cukru niż owoców. Zrobisz jeszcze kilka ważnych rzeczy, bez których bieguny ziemskie zamienią się miejscami, a z instagrama znikną wszyscy twoi followersi. Wyjdziesz z zamiarem wydania milionów monet na szmaty szyte w Bangladeszu i kolejny zszywacz w kształcie żaby z wystawionym językiem. Spotykasz starszą panią z dwoma bukiecikami i przekrwionymi oczami, która wykręca z ciebie śrubki krótką wymianą zdań, bo przecież spieszysz się na zajęcia z tańca.W portfelu miałam tylko dychę. Wręczam ją staruszce. Cofa chudą dłoń, którą wcześniej wyciągnęła w moim kierunku i zaczyna tłumaczyć, że to za dużo i że ona nie chce, bo będzie miała wyrzuty sumienia. W końcu udaje mi się ją przekonać. Łamiącym się głosem dziękuje mi, oczy zachodzą jej łzami, pyta o moje imię. Obiecuje, że będzie się za mnie modlić do końca życia, nawet jeśli niewiele jej go zostało.Rozryczałam się kilka kroków dalej.#MieszkankaWarszawy
 –  co tam?nic ciekawego, łapięmuchyzłapałeś już jakąś?2 samce i 1 samicęjakie odróżniasz?dwie złapałem nakuflu z piwem a jednąna lustrze
Znana psycholożka, Małgorzata Ohme była świadkiem bardzo wzruszającej sytuacji podczas pobytu na cmentarzu. Na swoim blogu pisze: – "Chodzę alejkami pięknych Powązek w Warszawie, które rozświetla blask zniczy. Nagle, kompletnie się tego nie spodziewając staję się nieuprawnionym słuchaczem dialogu między sześciolatką a jej tatą. Dziewczynka pyta, czy może zostawić mamie cukierka na grobie. Tak, cukierka. Pyta dalej, gdzie ma go schować, aby nikt go mamie nie zjadł. Tata spokojnym głosem, ledwo zdziwiony odrywa się na chwilę od czyszczenia grobu i pomaga małej ukryć słodycze w pączkach doniczkowego kwiatu. Oprócz wzruszenia, które łapie mnie za gardło, myślę o tej scenie wracając do domu. Czy chodzi mi tylko o tę sytuację? O wyobrażenie domu, w którym tej mamy nie ma? O brak wieczornych łaskotek i czytania? O smutek, który rozgościł się w tej rodzinie, gdy odeszła? Początkowo tak. Ale jest coś jeszcze w tej scenie, co nie pozwala mi zapomnieć – myślę. Cukierek. Tak, cukierek, który łączy fantazję dziecka z zimnym grobem. Życie ze śmiercią. Śmiercią, która nigdy nie jest końcem."
W "Spidermenie" z 2002 roku scenę, w której Tobey Maguire łapie lunch na tacę nie użyto efektów komputerowych – Taca była przyklejona do dłoni aktora lepką substancją i aktor faktycznie złapał upadające przedmioty. Za 156 ujęciem
UWAGA NA OSZUSTÓW Z GAZOWNI! – W Poznaniu w bezczelny sposób podszywają się pod pracowników PGNiG! UWAGA NA OSZUSTÓW Z BŁĘKITNEJ ENERGII! Jestem osobą uczuloną na wszelkie przekręty, a i tak o mało co dałem się nabrać. Podaj historię dalej, bo to co mnie przed chwilą spotkało przekracza wszelkie granice.Dzwonek do drzwi, godzina 19:30. Otwieram i widzę 2ch nażelowanych chłopaczków w wieku około 25lat.- Ja: Tak?- Chłopaczki (dalej - CH): Dzień dobry, jesteśmy z gazowni i chcemy sprawdzić Pana licznik.- Ja: Trochę Panowie jesteście nie w porę, ja gaz mam rozliczany według szacunkowego zużycia i inkasent sprawdza stan licznika raz do roku - w lutym.- CH: PGNiG informowało Pana z pewnością o zmianach cennika grup taryfowych G-cośtam, i my jesteśmy właśnie w tej sprawie.Tu tylko nadmienię - ma to logiczny sens, zmienił się taryfikator to może chcą zrobić korektę faktur? Tu podszedłem do furtki i zobaczyłem, że jeden z Chłopaczków trzyma w teczce kserokopie faktur za gaz z PGNiG. - Ja: Dobrze, wpuszczę Was ale chciałbym najpierw zobaczyć jakiś identyfikator.No i gość wyciąga mi legitymację.. Błękitnej Energii.- Ja: Ale co to jest za firma, ja jestem klientem PGNiG!- CH: Nie mówiliśmy, że jesteśmy z PGNiG. Jesteśmy pracownikami Błękitnej Energii i w związku z podwyżką cen gazu w PGNiG możemy Panu zaoferować tańszy gaz niż u konkurencji.- Ja: Czy Wy jesteście poważni? Zaczynacie rozmowę od informacji że PGNiG o czymś mnie listownie informował, pokazujecie mi bezczelnie faktury PGNiG a dopiero jak poprosiłem o identyfikator to uświadamiacie mnie że jesteście z innej firmy? W ogóle jakim prawem chcecie oglądać mój licznik? Przecież nie jestem nawet Waszym klientem!- CH: A to dziękuję, do widzenia.Wnioski? Chłopaczki przedstawiają się jako gazownia, mówią o treści listów z PGNiG, pokazują faktury PGNiG (skąd oni w ogóle je mają??), ale pracują w konkurencyjnej firmie. Słowem o tym nie wspomną do prośby o okazania identyfikatora. Sam dałbym się nabrać gdyby nie fakt, że PGNiG oszczędza na inkasentach i wystawia faktury szacunkowe na rok do przodu - po prostu nie pasował mi termin. W normalnej sytuacji, po rozmowie o treści listów od PGNiG i fakturach, które gość miał w łapie uznałbym ich za zwykłych inkasentów i dopuścił do licznika.Nie wiem po co im w ogóle ten wgląd do licznika. Podejrzewam (choć to tylko moje domysły, bo suma summarum ich nie wpuściłem), że stan licznika chcieli sprawdzić i  dać do podpisu - np. w formie protokołu zdawczo zbiorczego, który klient nieświadomie podpisze wraz z nową umową. Tak się dziś zdobywa klientów. Kurtyna.
Źródło: wpis własny na poralu Piekielni.pl
"Łapię chwile ulotne jak ulotkaUlotne chwile łapię jak kotka!" –
Karma wcześniej czy później zawsze wraca –  Jadę z Opola do Częstochowy. Widzę gościa łapiącego okazję. Zatrzymałem się, a on mówi, że bardzo potrzebuje podwózki, że nie ma grosza i czy bym mu nie pomógł. Zabieram go, sadzam obok siebie i zaczynamy luźną rozmowę. Od słowa do słowa wychodzi na to, że gość właśnie wyszedł z pierdla, gdzie spędził parę lat za rozboje, napady itp. Zrobiło się nieswojo, nawet zacząłem się nieco bać. Ale patrzę, a TU jeszcze jeden koleś łapie stopa, więc pomyślawszy, że tamten nic MI nie zrobi przy świadku, przesadziłem pasażera na tylną kanapę a nowego zaprosiłem na miejsce obok siebie.No i jedziemy, rozmawiamy, jest ok. Po jakimś czasie koleś z boku (drugi wsiadający) wyciąga odznakę, blankieciki mówi, że jest policjantem, a ja dostaję mandat 300 zł i ileś tam punktów, bo TU i TU przekroczyłem prędkość, tyle a tyle razy wyprzedzałem na skrzyżowaniu i jeszczecoś tam. Tak mnie zaskoczył, że niewiele myśląc przyjąłem mandat, oczywiście wku*wiony do czerwoności. Chwilę później gliniarz każe się wysadzać.Nic nie odezwawszy się wysadziłem go tam, gdzie chciał i nadal czerwony pojechałem dalej. Po niedługim czasie gostek z tylnego siedzenia, dotychczas milczący, prosi abym go wyrzucił tam i tam, kiedy wysiadł wyjął portfel i daje mi 3, słownie: trzy, stówy.Ja na to: - Przecież umawialiśmy się, że podwiozę pana za darmo, nie chcę tej forsy.On odpowiada: - Bierz Pan, będzie na ten mandat.Ja na to: - Ale jak to? Przecież mówił Pan, że nie ma pieniędzy. Poza tym to był mandat dla mnie i przecież nic Panu do tego.A on:- Chciał Pan być uprzejmy... Życzliwy... Podwozi pan człowieka z dobrego serca,a ten ku*as mandat Panu wypisuje...
Jeszcze łapa!Zapomniałeś o łapie! –

Mickiewicz vs Słowacki

Mickiewicz vs Słowacki –  Brytania już po Brexicie,Na wet Euro się skończyło,Ludzie łapię Pokemony,We łbach się popierdoliło.Islamiści zabijają,Papież smogiem się tu truje,Wszystko inne, czas się zmienia,Lecz Słowacki ciągle chujem.~Adam Mickiewicz, A.D. 2016
Płacę rachunki przez telefon – I tak k*rwa pomyślą, że łapię Pikachu
 –
Play Station 4 moich czasów – To był szpil
Źródło: moje wlasne