Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 22 takie demotywatory

A ty, zdrowy facet, siedziszw prokuraturze całymi dniamii przekładasz papierki?! –
 – Herbaty mają pourywane papierki. Dlaczego tak jest, dokładnie nie wiadomo, wiele osób snuje tezę, że chodzi o umowę sponsorską. Lipton należy do korporacji Unilever, a to konkurencja dla korporacji, które są sponsorami mistrzostw.Więc toczą się wielkie interesy, reklamy, wielkie hasła i dyskusje, a jakiś biedny robotnik siedzi całymi dniami i odrywa te papierki.

Kiedyś to było, teraz już nie ma

Kiedyś to było, teraz już nie ma – Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze... na śniadanie matka kroiła wiatr, ojca nie znałem, bo umarł na raka wątroby, kiedy zginął w tragicznym wypadku samochodowym, po samospaleniu się na imieninach u wujka Eugeniusza. Wujka Eugeniusza zabrało NKWD w 59. Nikt nie narzekał.Wszyscy należeliśmy do hord i łupiliśmy okolicę. Konin, Szczecin i Oslo stały w płomieniach. Bawiliśmy się też na budowach. Czasem kogoś przywaliła zbrojona płyta, a czasem nie. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka odcinała stopę i mówiła z uśmiechem, "masz, kurna, drugą, nie"? Nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że wszyscy zginiemy. Nikt nie narzekał.Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z gruźlicą, szkorbutem, nowotworem i polio służył mocz i mech. Lekarz u nasbywał. Chyba że u babci – po mocz i mech. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Jedliśmy muchomory sromotnikowe, na które defekowały chore na wściekliznę żubry i kuny. Nie mieliśmy hamburgerów – jedliśmy wilki. Nie mieliśmy czipsów – jedliśmy mrówki. Nie było wtedy coca-coli, była ślina niedźwiedzi. Była miesiączka żab. Nikt nie narzekał.Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał karę. Dół z wapnem, nóż, myśliwska flinta – różnie. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo — jak zwykle. Potem ojciec wracał do domu, a po drodze brał sobie nowe dziecko. Dzieci wtedy leżały wszędzie. Na trawnikach, w rowach melioracyjnych, obok przystanków, pod drzewami. Tak jak dzisiaj leżą papierki po batonach. Nie było wtedy batonów, dzieci leżały za to wszędzie. Nikt nie narzekał.Latem wchodziliśmy na dachy wieżowców, nie pilnowali nas dorośli. Skakaliśmy. Nikt jednak nie rozbił się o chodnik. Każdy potrafił latać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji, aby się tej sztuki nauczyć. Nikt też nie narzekał.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Czasem akurat wtedy nadjeżdżał jelcz lub star. Wtedy zdychaliśmy. Nikt nie narzekał.Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Podobnie jak wybite zęby, rozprute brzuchy, nagły brak oka czy amatorskie amputacje. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a od pomocy, to jeszcze nikt nie umarł. Ciocia Janinka powtarzała, "lepiej lanie niż śniadanie". Nikt nie narzekał.Gotowaliśmy sobie zupy z mazutu, azbestu i Ludwika. Jedliśmy też koks, paznokcie obcych osób, truchła zwierząt, papier ścierny, nawozy sztuczne, oset, mszyce, płody krów, odchody ryb, kogel-mogel. Jak kogoś użarła pszczoła, to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię. Jak ktoś się zadławił, to pił 3 szklanki mleka i przykładał sobie rozgrzaną patelnię. Nikt nie narzekał.Nikt nie latał co miesiąc do dentysty. Próchnica jest smaczna. Kiedy ktoś spuchł od bolącego zęba, graliśmy jego głową w piłkę. Mieliśmy jedną plombę na jedenaścioro. Każdy ją nosił po 2-3 dni w miesiącu. Nikt nie narzekał.Byliśmy młodzi i twardzi. Odmawialiśmy jazdy autem. Po prostu za nim biegliśmy. Nasz pies, MURZYN, był przywiązany linką stalową do haka i biegł obok nas. I nikomu to nie przeszkadzało. Nikt nie narzekał.Wychowywali nas gajowi, stare wiedźmy, zbiegli więźniowie, koledzy z poprawczaka, woźne i księża. Nasze matki rodziły nasze rodzeństwo normalnie – w pracy, szuwarach albo na balkonie. Prawie wszyscy przeżyliśmy, niektórzy tylko nie trafili do więzienia. Nikt nie skończył studiów, ale każdy zaznał zawodu. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. To przykre. Obecnie jest więcej batonów niż dzieci.My, dzieci z naszego jeziora, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze" wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez słodyczy, szacunku, ciepłego obiadu, sensu, a niektórzy – kończyn.Nikt nie narzekał.
Jeremy Clarkson: – Zawsze żywiłem głęboką nienawiść do ludzi, którzy śmiecą. Kiedyś, na jakimś przejeździe kolejowym, kierowca samochodu stojącego przede mną wyrzucił przez okno zawartość popielniczki. Ogarnęła mnie wtedy nagła potrzeba zdarcia mu skóry z twarzy za pomocą noża do cięcia wykładzin. Niestety nie miałem go pod ręką, więc zamiast tego zebrałem wyrzucone przez niego niedopałki i papierki po cukierkach. Na następnych światłach wrzuciłem mu to wszystko przez otwarte okno do samochodu, mówiąc:- Chyba coś zgubiłeś!
 –
 –  PLTU NADAPLODOWEKIPY"BRAKupsFedEx.pdpGlobal LogisticsPRZESYI MIĘDZwww.WEJŚCIE DOblin tASTO INSRIRACIISKLEPU TYLKOULGOWYW1,601,802,50MASECZKACH4,5015,00W SEMOŻE PR1 OSCodido-pon. - pt. 600 - 2102
 –  Kiedyś spotkaliśmy się ze znajomymi na grillu. Moja genialna znajoma zabrała 3-letnie dziecko i siedziała z nim do 2 w nocy. Dziewczynka zjadła Kin derki i papierki wyrzuciła na trawę. Upomniałemją.-Nie wolno wyrzucać śmieci na trawę-A gdzie mam wyrzucać?(pomyślałem, że przedstawię analogiczną sytuację - jeśli w domu wyrzuca do kosza, to na dworze też powinna do kosza)-No a w domu gdzie wyrzucasz śmieci?-Przez oknoYyyyy...-Jak to przez okno? Kto normalny wyrzuca śmieci przez okno?-MamaNo i musiałem tłumaczyć, że mama też nie ma racji i że trzeba wyrzucać do kosza na śmieci. Ale obawiam się, że nic to nie dało. Mam jednak nadzieję, że jak dorośnie, to będzie potrafiła myśleć samodzielnie i nie będzie taką świnią jak jej matka
 –  W dzieciństwie zbierałem papierki po cukierkach. Miałem dość sporą kolekcję. Wartość każdego papierka była ustalana na podstawie jego wyglądu i rzadkości. Ale później pojawił się gówniak, którego mama pracowała w fabryce cukierków i przyniosła mu w rulonach te papierki. W jedną chwilę wartość mojego skarbu spadła do zera. Tak po raz pierwszy dowiedziałem się co to hiperinflacja
Wielka moc papieru – Niby małe papierki, a niektórym potrafią zasłonić cały świat lepiej niż betonowy mur
Szpital - miejsce, gdzie pacjenci przeszkadzają personelowi w papierkowej robocie –
Zostałem dilerem chleba dla kilku gołębi z mojej dzielnicy – Płacą mi różnymi drobiazgami, błyszczącymi plastikami, kawałkami materiału, długopisami etc. Ale ostatnio jeden przyniósł 20 zł, które gdzieś znalazł. Więc dałem mu więcej chleba i to świeżego. Spodobało mu się i inne gołębie podpatrzyły. Zaczęły więc przynosić papierki, ale specjalnie nagradzane były tylko te z hajsem. W końcu coraz częściej zaczął pojawiać się hajs, jeden przyszedł nawet ze stówą. Nie wiem skąd to biorą, chyba kroją ludzi na ulicy. Ale ch*j tam, pieniądz nie śmierdzi

26-letnia Emily Seilhamer z Harrisburgu przez 4 lata zbierała papierki po cukierkach. Udało jej się uzbierać ponad 10 000 papierków, z których zrobiła sobie sukienkę. Wygląda tak:

 –
Zabytkowy pomnik Jana Kaulfussaw Szczecinku – To już trzy lata upływają od rozpoczęcia renowacji pomnika Kaulfussa, której podjął się na zlecenie Starosty Szczecineckiego artysta rzeźbiarz Wiesław Adamski. Niestety prace zablokował Miejski Konserwator Zabytków, który stwierdził wtedy, że "nikt nie może ruszyć pomnika bez pozwolenia konserwatorskiego". Prace przerwano... a czas płynie.Tymczasem fundator, który gwarantował środki na pokrycie renowacji zmarł, konserwator przeszedł  na emeryturę, artysta pracownię zlikwidował, a pomnik jak widać na zdjęciu stoi, czeka i niszczeje, nawet ucho odpadło, upływający czas zaś zdarł z niego folię a przepychanki urzędnicze nadal trwają. Co jest ważniejsze - rzecz zabytkowa czy papierki, które tworzą wokół rzeczy urzędnicy, bo z konserwacją zabytku nie ma to nic wspólnego - nie ta kolejność!
To były czasy! –  My, urodzeni w przeszłości, z nostalgią wspominamy tamten czas. Nikt nie narzekał.Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze... na śniadanie matka kroiła wiatr, ojca nie znałem, bo umarł na raka wątroby, kiedy zginął w tragicznym wypadku samochodowym, po samospaleniu się na imieninach u wujka Eugeniusza. Wujka Eugeniusza zabrało NKWD w 59. Nikt nie narzekał.Wszyscy należeliśmy do hord i łupiliśmy okolicę. Konin, Szczecin i Oslo stały w płomieniach. Bawiliśmy się też na budowach. Czasem kogoś przywaliła zbrojona płyta, a czasem nie. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka odcinała stopę i mówiła z uśmiechem, "masz, kurna, drugą, nie"? Nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że wszyscy zginiemy. Nikt nie narzekał.Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z gruźlicą, szkorbutem, nowotworem i polio służył mocz i mech. Lekarz u nas nie bywał. Chyba że u babci – po mocz i mech. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Jedliśmy muchomory sromotnikowe, na które defekowały chore na wściekliznę żubry i kuny. Nie mieliśmy hamburgerów – jedliśmy wilki. Nie mieliśmy czipsów – jedliśmy mrówki. Nie było wtedy coca-coli, była ślina niedźwiedzi. Była miesiączka żab. Nikt nie narzekał.Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał karę. Dół z wapnem, nóż, myśliwska flinta – różnie. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo — jak zwykle. Potem ojciec wracał do domu, a po drodze brał sobie nowe dziecko. Dzieci wtedy leżały wszędzie. Na trawnikach, w rowach melioracyjnych, obok przystanków, pod drzewami. Tak jak dzisiaj leżą papierki po batonach. Nie było wtedy batonów, dzieci leżały za to wszędzie. Nikt nie narzekał.Latem wchodziliśmy na dachy wieżowców, nie pilnowali nas dorośli. Skakaliśmy. Nikt jednak nie rozbił się o chodnik. Każdy potrafił latać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji, aby się tej sztuki nauczyć. Nikt też nie narzekał.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Czasem akurat wtedy nadjeżdżał jelcz lub star. Wtedy zdychaliśmy. Nikt nie narzekał.Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Podobnie jak wybite zęby, rozprute brzuchy, nagły brak oka czy amatorskie amputacje. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a od pomocy, to jeszcze nikt nie umarł. Ciocia Janinka powtarzała, "lepiej lanie niż śniadanie". Nikt nie narzekał.Gotowaliśmy sobie zupy z mazutu, azbestu i Ludwika. Jedliśmy też koks, paznokcie obcych osób, truchła zwierząt, papier ścierny, nawozy sztuczne, oset, mszyce, płody krów, odchody ryb, kogel-mogel. Jak kogoś użarła pszczoła, to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię. Jak ktoś się zadławił, to pił 3 szklanki mleka i przykładał sobie rozgrzaną patelnię. Nikt nie narzekał.Nikt nie latał co miesiąc do dentysty. Próchnica jest smaczna. Kiedy ktoś spuchł od bolącego zęba, graliśmy jego głową w piłkę. Mieliśmy jedną plombę na jedenaścioro. Każdy ją nosił po 2-3 dni w miesiącu. Nikt nie narzekał.Byliśmy młodzi i twardzi. Odmawialiśmy jazdy autem. Po prostu za nim biegliśmy. Nasz pies, MURZYN, był przywiązany linką stalową do haka i biegł obok nas. I nikomu to nie przeszkadzało. Nikt nie narzekał.Wychowywali nas gajowi, stare wiedźmy, zbiegli więźniowie, koledzy z poprawczaka, woźne i księża. Nasze matki rodziły nasze rodzeństwo normalnie – w pracy, szuwarach albo na balkonie. Prawie wszyscy przeżyliśmy, niektórzy tylko nie trafili do więzienia. Nikt nie skończył studiów, ale każdy zaznał zawodu. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. To przykre. Obecnie jest więcej batonów niż dzieci.My, dzieci z naszego jeziora, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze" wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez słodyczy, szacunku, ciepłego obiadu, sensu, a niektórzy – kończyn.Nikt nie narzekał.
Nawet papierki – Spiskują przeciw kobietom Tato, a dlaczego cukierkisq owijane w takie papierki,co szeleszczą, gdy się je rozwija?- Żebyśmy słyszeli, jakmamusia się odchudza
W 1939 też mieliśmy takie papierki i "sojuszników" –  Sondaż: większość Niemców przeciwko pomocy dla Polski w razie agresji RosjiWiększa część niemieckiego społeczeństwa jest przeciwna wysyłaniu żołnierzy do Polski i krajów nadbałtyckich w przypadku rosyjskiej agresji -wynika z badania niemieckiej Fundacji Bertelsmanna.Jako członek NATO i Unii Europejskiej Niemcy są zobowiązane - podobnie jak inni sojusznicy - doobrony innych państw członkowskich w przypadku agresji innego państwa. Ponad połowa Niemców -57 procent - nie popiera jednak wysyłania swoich żołnierzy, by bronili innych członków NATO. jakPolska czy kraje bałtyckie Zgodę na taką misję wydałoby 31 proc ankietowanych Pozostali • 12proc - wybierają opcję "trudno powiedzieć"
Lato już całkiem blisko. Zacznijmy edukować już dziś!Jeśli widzisz, jak jakiś Twój znajomy rozrzuca wokół siebie papierki, gumy, pety, butelki i wszystko inne...walnij go w łeb. Te nawyki zostają.Nie pozwólmy, by latem plaża zmieniła się w śmietnik! –
Po co cukierki są opakowane w szeleszczące papierki ? – Abym mógł w nocy słyszeć, kto się odchudza
- Tato, a dlaczego cukierki są owijanew takie szeleszczące papierki? – - Żebyśmy słyszeli jak mamusia się odchudza
Biurokracja – Kiedy papierki, regulaminy, formularze są ważniejsze od człowieka