Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 124 takie demotywatory

Wieczorem idź na cmentarz i pomyśl.... – Ile tysięcy złotych widzisz na grobach? Czy nie lepiej zapalić symbolicznie jednego znicza, a resztę pieniędzy przeznaczyć na fundację, chorych, potrzebujących, którzy każdego dnia walczą, aby nie trafić na cmentarz zbyt szybko? Oni żyją obok nas i potrzebują pieniędzy bardziej niż ci których już nie ma. Pomyśl o tym właśnie dziś...
Źródło: internet
Tej staruszce należąsię olbrzymie brawa! – 88-letnia pani Krystyna mieszka w Krościenku nad Dunajcem, w małym, drewnianym domu i dostaje emeryturę w wysokości 1130 zł. Znana jest przede wszystkim z tego, że całe życie wspierała (i wspiera) osoby niepełnosprawne i oddawała niemal każdy grosz. Jak sama mówi: "Zna wojnę, sieroctwo i biedę" i wie, że jest wiele osób, które potrzebują pomocy. Kiedyś otrzymała nagrodę w konkursie poetyckim i całość (500 tysięcy starych złotych) przeznaczyła dla potrzebujących osób niepełnosprawnych. Od tamtej pory wszystkie wygrane przeznaczała na takie cele."Wybieram z banku emeryturę i tak myślę... przecież nie dam dziesięciu złotych. Najmniej daję sto. [...] Znam wojnę, sieroctwo i biedę. Zawsze trzeba pochylić się nad nieszczęściem innych" - wyznała Pani Krystyna.Gdy pieniędzy brakuje, staruszka maluje obrazy, pisanki, tworzy świąteczne kartki. Wszystko stara się sprzedać, a dochód przekazuje niepełnosprawnym. "To nie jest tak, że ci ludzie muszą dać radę dziś, a jutro będzie inaczej. Tak samo jest rano, w południe i wieczorem. Tak samo jest przez całe lata" - dodała
Źródło: wp.pl
Pan Zdzisław to niezwykły przypadek człowieka. Od 30 lat bezinteresownie pomaga mieszkańcom Legionowa – Pan Zdzisław to najsłynniejszy wolontariusz w Legionowie, 74-latek pomaga ludziom od 30 lat. Niedawno sam potrzebował pomocy, otrzymał ją od ludzi, których poruszyła jego dobroć i bezinteresowność.Kiedy Pan Zdzisław w 1989 roku przeszedł na emeryturę, nie chciał być bezczynny. Wiedział, że ma jeszcze sporo sił, aby pomagać innym. Robił co tylko mógł, angażował się w zbiórki dla potrzebujących, rozwoził drewno, sprzątał piekarnię w zamian za bułki, które potem rozdawał dzieciom. Jest uważany za dobrego ducha Legionowa.Przez jakiś czas pomagał również sąsiadowi, który był inwalidą. Gdy mężczyzna zmarł, wolontariusz otrzymał jego wózek. Wtedy w głowie Pana Zdzisława zrodził się kolejny pomysł – stworzenie rikszy. Pan Zdzisław połączył go z rowerem i zaczął rozwozić schorowanych i potrzebujących mieszkańców Legionowa.W miarę upływu czasu, wolontariusz zda sobie jednak sprawę, że nie ma już tyle siły co kiedyś. Rozwiązaniem miał być wózek elektryczny, lecz emeryta nie było stać na taki zakup czy modernizacje. Mężczyzna postanowił zwrócić się o pomoc do każdej możliwej instytucji i urzędu, nie przyniosło to jednak żadnego efektu.Na szczęście znalazł się ktoś, kto postanowił pomóc Panu Zdzisławowi. Była to osoba z Żyrardowa.– Gdzieś w telewizji, chyba w „Teleexpressie” zauważyłem materiał o panu Zdzisławie, wolontariuszu z Legionowa, który szukał finansowania do elektrycznego pojazdu i tak sobie od razu pomyślałem – czemu by mu nie pomóc? Skrzyknęliśmy się z chłopakami na forum dla pasjonatów pojazdów elektrycznych i każdy dorzucił coś od siebie. Ja w dwa tygodnie złożyłem i zainstalowałem elektrykę w rikszy – mówi w wywiadzie dla portalu tustolica.pl,Tomasz Wierzchoń, posiadający własny warsztat samochodowy w Żyrardowie.– Jestem wdzięczny tym ludziom, którzy pochylili się nad moim problemem i poświęcili swój czas i pieniądze, żeby zrobić dla mnie coś takiego – mówi Zdzisław Wasilewski.W pojeździe zamontowano akumulator, który znacznie ułatwi mieszkańcowi Legionowa jeżdżenie. Nie wyeliminuje zupełnie konieczności pedałowania, ale odejmie mu sporo pracy. Pojazd może jechać z prędkością 13 km/h
W tym kościele pozwalają spać bezdomnym, oferują im ciepłe kocei masaże – Ze względu na rosnącą liczbę mężczyzn i kobiet mieszkających na ulicach San Francisco powstał Projekt Gubbio dzięki któremu wielu potrzebujących może codziennie odnaleźć chwilę wytchnienia i przespać się w bezpiecznym miejscu, pod dachem kościoła.„Nie zadajemy żadnych pytań, kiedy nasi goście wchodzą do kościołów; w celu usunięcia wszelkich barier, nie ma żadnych kart wstępu ani formularzy przyjęcia. Nikomu nigdy nie odmawiamy; wszyscy są przyjmowani, szanowani, traktowani godnie i z szacunkiem.”
Pod jedną z warszawskich hal targowych sikhowie rozdawali potrzebującym ciepłe posiłki – Takie obrazki chciałoby się oglądać codziennie. Jeden z mieszkańców Warszawy sfotografował niecodzienne zdarzenie. Pod jedną z hal targowych w Warszawie, grupa sikhów działających w Warsaw Seva Association za darmo rozdawała ciepłe posiłki dla potrzebujących.„Przechodzisz obok, ale tym razem zamiast zapachu zgniłej kapusty czujesz curry. Podchodzisz obczaić i widzisz akcję karmienia potrzebujących, co jest raczej rzadkim widokiem w tym kraju. Myślisz, że pewnie jakieś OPS czy karitasy, ale nie. To hindusi pomagają biednym polakom, grupa zwie się Warsaw Seva jak się okazuje.” – pisze na swoim profilu autor fotografii, przedstawiającej inicjatywę pomocy bezdomnym i ubogim mieszkańcom stolicy.Akcja warszawskich sikhów bardzo spodobała się internautom, którzy także chwalą pomysł i zwracają uwagę, że robią to cudzoziemcy wyznający inna religię i mający inny kolor skóry, którzy w Polsce nie zawsze spotykają się z przychylnością.Jak się później okazało, to nie pierwsza taka akcja tej organizacji, a podobne regularnie odbywają się na ulicach Warszawy
Zapytała go: "Po ile sprzedajesz jajka?"Stary sprzedawca odpowiedział: - "0,50 zł jajko, proszę pani".Powiedziała do niego: "Wezmę 6 jajek za 2,50 - albo sobie pójdę" – Stary sprzedawca odpowiedział: - "Weź je po cenie, jaką chcesz. Być może, to dobry początek, ponieważ nie byłem w stanie sprzedać nawet jednego jajka dzisiaj".Wzięła jajka i odeszła, czując, że wygrała. Dostała się do swojego eleganckiego samochodu i poszła do eleganckiej restauracji ze swoją przyjaciółką. Tam, ona i jej przyjaciel, zamówili, co im się podobało. Zjedli trochę i zostawili dużo z tego, co zamówili. Potem poszła zapłacić rachunek. Należało się 140 zł, dała 150 zł i poprosiła właściciela restauracji o zatrzymanie reszty. Ten incydent mógł być całkiem normalny dla właściciela, ale bardzo bolesny dla biednego sprzedawcy jajek.Chodzi o to, że dlaczego zawsze pokazujemy, że mamy moc, kiedy kupujemy od potrzebujących?!!... I dlaczego jesteśmy hojni dla tych, którzy nawet nie potrzebują naszej hojności?Kiedyś czytałem gdzieś:Mój ojciec kupował proste rzeczy od biednych ludzi po wysokich cenach, mimo, że ich nie potrzebował. Czasami nawet płacił za nie ekstra. Martwiłem się tym aktem i zapytałem go dlaczego on to robi?Wtedy mój ojciec odpowiedział: ..."to jest miłosierdzie pełne godności, moje dziecko"

Dobrze, że są jeszcze ludzie

Dobrze, że są jeszcze ludzie – Których stać na bezinteresowną pomoc i przywrócenie komuś nadziei na lepsze życie Brytyjski doktor Asin Shahmalakprzeprowadza bezpłatne operacjeplastyczne dla kobiet z Pakistanu,które zostały oszpecone m.in. przezoblanie kwasem. Maja zniekształconei pełne blizn twarze. Na ich odbudowęu sześciu kobiet wydał już z własnejkieszeni ponad 50 tys. funtówDr Shahmalak, pomógł m.in.24-letniej Ashar (została oblanakwasem przez faceta, którego zalotyodrzuciła), 22-letniej Asmie (od 3 latma przerażające blizny po tym, jakoblała się miską wrzącego tłuszczu)oraz 19-letniej Shabanie, którazostała oblana wrzącą wodą, gdyiała zaledwie dwa miesiąceSpecjalista w zeszłym roku odwiedziłKaraczi, gdzie spotkał wiele osóbpotrzebujących przeszczepów włosów,brwi i rzęs. Jest on jednym z zaledwiedziewięciu chirurgów na swiecie,uprawnionych do wykonywania tegotypu skomplikowanych zabiegówTo dobry człowiek, który doskonalewykorzystuje swoje umiejętnościi jest gotów pomóc pokrzywdzonymnawet jeśli nie mają pieniędzy
 –  STRONY MOCYCIEMNA Ojciec Rydzyk dostaje 70 milionów z budżetu. Fundacja Lux Veritatis ojca Rydzyka Działalność statutowa Fundacji wspiera Kościół Katolicki w głoszeniu Dobrej Nowiny żadnej pomocy dla ludzi biednych i potrzebujących JASNA Fundacja Jerzego Owsiaka dostała z budżetu państwa O złotychPrzez ćwierć wieku Orkiestra Jurka Owsiaka zebrała ponad 720 mln złotych. 25 lat grania Orkiestry to poważna część historii Polski. Przez ten czas pomogli praktycznie każdemu szpitalowi w naszym kraju
"Leżę sobie, nic nie robię...Chłodne piwko, jak w piosence,pije sobie - może trochę jest mi wstyd... lecz nie robię nic!" – Zebrano 32000 zł w internetowej zbiórce pieniężnej dla byłego lidera Komitetu Obrony Demokracji Mateusza Kijowskiego. Jest tylu potrzebujących, a niektórzy wolą sponsorować wygodne Święta panu nierobowi
Mężczyzna nazywany "Człowiekiem - kanapką" rozdaje pół miliona posiłków rocznie – „Człowiek kanapka” zawsze chciał pomagać innym. Dlatego właśnie wybrał zawód nauczyciela. Jeszcze, gdy pracował w szkole w Minneapolis, robił, co mógł, by dokarmić jakoś potrzebujące dzieciaki. Uznał jednak, że to za mało, na poważnie zajął się więc żywieniem tych, których nie stać na posiłki. Kanapki przygotowywał w domu, a wieczorem po pracy rozdawał je bezdomnym w schroniskach i na ulicach. To, co zaczęło się, jak zwyczajny odruch serca, szybko przerodziło się w inicjatywę na wielką skalę.Swoją wrażliwością i prostotą „Człowiek kanapka” przyciągnął innych ludzi dobrego serca. Misja, którą początkowo opłacał z własnej pensji, stała się sensem jego życia. Znaleźli się sponsorzy. Kościoły i fundację zadeklarowały chęć pomocy. Jedzenie o krótkiej dacie ważności zaczęły przekazywać okoliczne restauracje. Z czasem Low sam założył organizację (Love one another) i wprowadził w życie trzy programy: Youth Builder (pomocy trudnej młodzieży), Samaritans Outreach (pomocy materialnej bezdomnym) i 365 Days Food (przekazywania kanapek).Misja Lowa trwa już ponad 17 lat. Od tego czasu wokół dobrego Samarytanina wyrosło grono wolontariuszy, gotowych przyrządzać kanapki i wspólnie je z nim rozdawać. Przez te kilkanaście lat pomagania biednym, Allan opuścił tylko jeden nocny rajd po schroniskach. Tego dnia miał operację raka prostaty. Poza tym jednym wyjątkiem nie zdarzyło mu się to ani razu. Dziś w jego domu nie ma już łóżka, mężczyzna rzadko ma bowiem okazję i czas na sen.Jest ciągle w trasie, przesypia góra kilka godzin, w swoim samochodzie. W trakcie jednej nocy objeżdża całe Minneapolis. Robi około 50 przystanków i rozdaje przygotowane wcześniej kanapki. Dziś w jego mieszkaniu znajduje się 20 zamrażarek, w których przechowywane są posiłki. To tysiące bułek z serem, indykiem, czy mortadelą. Obecnie mężczyzna założył konto na GoFoundMe, na którym zbiera pieniądze na magazyn. Jego małe mieszkanie nie jest w końcu z gumy i nie pomieści więcej zamrażarek, a liczba potrzebujących wcale nie maleje
Takich ludzi trzeba nam więcej. Dr Radosław Hofman, wykładowca informatyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu za własne pieniądze kupił autobus miejski z Niemiec i zamienił go w lokal dla bezdomnych – Wykładowca z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu od wielu lat pomaga osobom bezdomnym i samotnym. Teraz za własne pieniądze kupił i sprowadził z Niemiec używany miejski autobus, który przystosował do ich potrzeb. Między listopadem a marcem będzie on jeździł po mieście i udzielał pomocy osobom bezdomnym i samotnym.– Jezus nakarmił 5 tysięcy ludzi. Ja bym chciał nakarmić tyle. My tu mamy w porywach 50, ale to jest coś co mnie motywuje – mówi Hofman.Jak dodaje, nie robi niczego niezwykłego. -Myślę, że w każdej osobie jest chęć czynienia dobra, tylko my bardzo często przedkładamy własne cele nad tą chęć – tłumaczy.Bezdomni znajdą w jego autobusie gorącą zupę, kawę, herbatę i punkt opatrunkowy. A wolontariusze informują potrzebujących, gdzie mogą udać się do schroniska. Pomaga miasto W akcję dr Radosława Hofmana zaangażowały się dwa stowarzyszenia i miasto Poznań. autobus będzie kursował po mieście do 15 marca cztery razy w tygodniu po cztery godziny
Kobieta pracująca w schronisku dostała zgłoszenie o nieustającym szczekaniu psa. Kiedy trafiła na miejsce, aż nie mogła uwierzyć... – Michelle Smith jest pracownikiem schroniska w Południowej Karolinie. Pewnego dnia kobieta była w trakcie patrolowania ulic swojego rodzinnego miasta w poszukiwaniu zwierząt potrzebujących pomocy, aż nagle zadzwonił telefon.Zaniepokojony mężczyzna powiedział, że już cały dzień słyszy rozpaczliwe szczekanie psa.Michelle od razu pojechała pod wskazany adres, a na miejscu znalazła suczkę rasy Shih Tzu, która podekscytowana biegała tam i z powrotem. Wolontariuszka w końcu podążyła za sunią biegnącą w stronę zarośli.Razem zeszły stromą i wyboistą ścieżką w gąszcz gałęzi i liści. Wtedy kobieta zrozumiała, dlaczego maleńki pies uporczywie próbował ją tu zaprowadzić.Zobaczyła uroczą futrzaną kulkę, która kiedy tylko dostrzegła Shih Tzu, natychmiast się przytuliła i zaczęła ssać.Okazało się, że dzielna sunia opiekuje się nowo narodzonym kociakiem, a jej wcześniejsze szczekanie było prośbą o pomoc. Michelle natychmiast zabrała zwierzęta do samochodu i zawiozła do weterynarza.Po badaniach lekarz stwierdził u suczki ciążę urojoną, która pozwoliła jej produkować mleko i pielęgnować kota.Pięcioletni pies zapewne zdawał sobie sprawę, że mleka jest zbyt mało, by utrzymać adopcyjne dziecko przy życiu, więc robił wszystko, by zwrócić uwagę ludzi. Udało się i w ten sposób oboje zostali uwolnieni z trudnej sytuacji, a kociak dzięki dodatkowemu karmieniu butelką szybko się powiększył.Personel schroniska od razu zdecydował, że nie można rozdzielić tej niezwykłej pary i zwierzęta zostaną oddane do adopcji pod warunkiem, że razem trafią do tej samej rodziny
Podejrzewam, że u nas na drugi dzień przed otwarciem lokalu ustawiłaby się kolejka na kilkanaście osób, niekoniecznie potrzebujących –  To the person going throughour trash for their next meal,You're a human being andworth more than a meal froma dumpster. Please come induring operating hours for acouple of slices of hot pizzaand a cup of water at nocharge. No questions asked.Do osoby która grzebie w naszym śmietnikuw poszukiwaniu jedzenia. Jestes człowiekizasługujesz na więcej niż posilłek ze śmietiiPrzyjdź do nas w godzinach otwarcia, a damyci kilka kawałków pizzy i wodę, za darmo. Niebędziemy zadawać pytań
Jednego dnia bezdomny, a drugiego pracuje na ogromnym stadionie piłkarskim. Jak to się stało? – Klub Real Sociedad zaoferował pewnemu mężczyźnie, który zazwyczaj spał pod stadionem, pracę, która zmieniła jego życie. Ruben był bezdomny, a teraz nie tylko ma dach nad głową, ale jeszcze pracę i karnet na mecze. Klub zatrudnił bezdomnego Rubena, który wcześniej ze swoim psem o imieniu Mundo spędzał całe dnie i noce pod bramą stadionu. Na początku otrzymał umowę na dwa miesiące z możliwością przedłużenia. Jest pomocnikiem osoby, która zajmuje się nawierzchnią na stadionie i wykonuje prace konserwatorskie. Ma mieszkanie, dzięki któremu nie tylko on sam może mieć spokój ducha, ale także jego czworonożny pupil. Ruben nie ma teraz na co narzekać w życiu, mówi tylko, że chciałby, aby każdy kiedyś otrzymał taką szansę.„Miałem szczęście, bo prezes klubu znał moją historię, ale jest wielu ludzi, którzy również potrzebują pomocy. Nie chodzi mi tylko o ubrania ani jedzenie, ale również gesty, uśmiech i wsparcie.Jest wielu potrzebujących, którzy czują się opuszczeni i nie widzą dla siebie nadziei w tej sytuacji, a szansa jest tym, czego potrzebują” powiedział prosto z serca.Radzi sobie dobrze w relacjach międzyludzkich, nawet jako bezdomny zyskał taką sympatię, że ludzie przynosili mu kawę, posiłki i ubrania z własnej woli, nigdy też sam nie prosił o pieniądze, a od alkoholu i narkotyków trzymał się z daleka.Oby nie zmarnował tej szansy – powodzenia...
Utworzyli liczący 80 osób łańcuch,aby uratować topiącą się rodzinę.Dokonali niemożliwego! – „Myślałam, że to będzie dzień, w którym stracę swoją rodzinę”. To miała być tylko krótka wycieczka po plaży. Niestety, sobotnie popołudnie o mały włos skończyłoby się tragedią.Cieszyli się słońcem i złotymi piaskami. Kiedy kobieta wyszła z wody, spojrzała za siebie i panicznie się przeraziła – synowie kobiety znajdowali się znacznie dalej od brzegu, niż zakładała. Dzieci krzyczały i płakały, że nie mogą wrócić na brzeg. Ludzie zaczęli mówić, żeby nie szła w ich kierunku. Kobieta nie mogła patrzeć, jak jej najbliżsi toną. Kiedy i jej rodzina zaczęła płynąć w kierunku dzieci, prąd okazał się być o wiele silniejszy, niż myśleli. Niestety, oni również utknęli w sytuacji bez wyjścia i nie byli w stanie dopłynąć do brzegu. Ostatecznie w wodzie utknęło 9 osób!Pojawiła się nadzieja.Wszyscy prawdopodobnie by zginęli, gdyby nie Jessica Simmons i jej mąż, którzy zdecydowali się na kolację na plaży. To wtedy oboje zdali sobie sprawę, że wszyscy patrzą w jednym kierunku, w kierunku tonących osób.Myślałam, że zobaczyli rekina… Podbiegłam do brzegu, a mój mąż pobiegł w kierunku ludzi. Dopiero po chwili dowiedziałam się, że ktoś tonie – wyznaje Jessica. Kiedy ta przerażająca informacja dotarła do Jessici, wiedziała, że nie może zwlekać. Kobieta swego czas przeszła 11 mil, aby pomóc poszkodowanym po tornadzie ludziom. Kiedy więc ujrzała rodzinę w potrzebie, złapała deskę i ruszyła w ich kierunku, podczas gdy jej mąż i parę innych osób chwyciło się za ręce, aby pomóc kobiecie przyciągnąć do brzegu potrzebujących.Długość „ludzkiego łańcucha” w zastraszającym tempie wzrosła do 80 osób i rozciągnęła się na długości ponad 100 metrów!Choć nie wszyscy potrafili pływać, chętnie przyłączali się do akcji ratunkowejCzęść osób pozostawało na płytkiej wodzie, inni byli zanurzeni po szyję, podczas gdy Ci bardziej zaprzyjaźnieni z wodą nie dotykali dna, kiedy wspólnie tworzyli łańcuch.Kiedy łańcuch dotarł do potrzebujących, matka była u skraju wyczerpania. Chciała, aby ratować resztę nie zważając na nią. Akcja ratunkowa rozpoczęła się od dzieci, które były przekazywane dalej wzdłuż łańcucha, aż do brzegu.Nie obyło się bez szkód, ale co najważniejsze wszyscy przeżyli!To piękne, że ludzie wciąż potrafią się jednoczyć w imię jednej rzeczy, w imię pomocy innym osobom.Gdyby nie szybka akcja ludzi, którzy nigdy wcześniej nie mieli ze sobą styczności, los kilku osób zostałby przesądzony
Dzieci zawsze potrafią nas czymś zaskoczyć. Tak ja te dwie 11-letnie dziewczynki, które własnymi siłami uratowały dwie tonące osoby – Georgia Spring, Kate Hunter i Lily Cox przebywały na plaży w Crescent, kiedy im oczom ukazała się dwójka topiących się osób. Nie zastanawiały się ani chwili – skoczyły z molo i natychmiast zaczęły płynąć w kierunku potrzebujących. Ta dziewczyna potrzebowała pomocy, na co wskazywała reakcja jej znajomej, która również był w potrzebie. Myślę, że miała około 20 lat. Nie miałyśmy wyjścia. Musiałyśmy im pomóc – wyznaje Georgia Spring.Próbowałyśmy pomóc dopłynąć jej do drabinki, ale prądy morskie były zbyt silne. Zmieniłyśmy więc taktykę i postanowiłyśmy dopłynąć do miejsca, w którym będzie mogła dotknąć ziemi. Lily wyciągnęła kobietę na molo, podczas gdy dwie pozostałe dziewczyny próbowały pomóc drugiej potrzebującej osobie (miała około 13 lat i była ubrana). Próbowałyśmy pomóc dopłynąć jej do drabinki, ale prądy morskie były zbyt silne. Zmieniłyśmy więc taktykę i postanowiłyśmy dopłynąć do miejsca, w którym będzie mogła dotknąć ziemi.
 –  Czy istnieje możliwość przetestowania innej ładowarki? co z tym robimy? bateria jest niewymienna a przynajmniej nie bez rozkrecania obudowy WE 18:18 Pobierz zainstaluj i przetestuj baterie za pomocy aplikacji Dell SupportAssist - http://ciell.to/2vfr7Pv Juz to zrobilem. Nie wykrylo bledow. Aktualizacje tez przez ten program robilem WT. 2092 Problem rozwiazany. Wystarczyło pogrzebac w biosie Dla przyszlych potrzebujacych prosze przekazac instrukcje: versja bets revision 1.1.3 -> bios setup-> power management -> advanced battery charge configuration -> odznaczamy -enable advanced battery charge mode. PomogloBardzo sie cieszymy. Czy mozerny jeszcze w czyms pornoc? Ja sie nie ciesze. Nie pomogliscie mi w zaden sposob i to chyba ja moglbyrn zapytac czy warn w czyms jeszcze pomoc?

Mija 7 lat od śmierci Manute'a Bola - jednego z najwyższych koszykarzy w historii NBA, ale przede wszystkim wspaniałego samarytanina o wielkim sercu i człowieka, który przewidział zagrożenie ze strony Bin Ladena i islamu

Mija 7 lat od śmierci Manute'a Bola - jednego z najwyższych koszykarzy w historii NBA, ale przede wszystkim wspaniałego samarytanina o wielkim sercu i człowieka, który przewidział zagrożenie ze strony Bin Ladena i islamu – 19 czerwca przypada 7. rocznica śmierci najbarwniejszej - zdaniem wielu ekspertów i kibiców koszykówki - postaci w historii NBA, Manute'a Bola. W 1985 roku nieznany nikomu "dziwoląg" z Sudanu przebojem dostał się do najlepszej koszykarskiej ligi świata.Mierzącego 231 cm zawodnika, wywodzącego się z afrykańskiego plemienia Dinka (jego członków uznaje się za najwyższych ludzi świata), podczas draftu wylosowała ekipa Washington Bullets (obecnie Wizards). Tak rozpoczęła się kariera przybysza z Afryki, który w kolejnych latach porwał serca fanów basketu na całym świecie. Oprócz Wizards występował również w barwach Golden State Warriors, Philadelphia 76ers i Miami Heat.Rekordy sportowe Bola muszą robić duże wrażenie. Już w swoim debiutanckim sezonie w NBA Sudańczyk rozegrał 80 spotkań. Jego średnia bloków w sezonie - 4,97 na mecz - po dzień dzisiejszy jest drugim wynikiem w historii ligi. 23-letni wówczas zawodnik zablokował 397 rzutów, co pozostaje rekordowym osiągnięciem w lidze dla debiutanta.Bol przez całą karierę był koszykarzem wyjątkowo szczupłym, co przy jego słusznym wzroście (231 cm) i stosunkowo niedużej wadze (zaledwie 90 kg) wyglądało wręcz komicznie. Stąd też wzięła się łatka "dziwoląga".
 - Moja mama mierzyła 208 cm, a tata 203. Najwyższy w rodzinie był pradziadek, który miał 239 cm. Mój wzrost nie jest więc niczym szczególnym - powiedział Bol na łamach "The New York Times" w 1985 roku.Manute Bol z pewnością nie odejdzie długo w zapomnienie. Nie tylko przez pryzmat sportowych wyników, ale - może nawet przede wszystkim - przez zaangażowanie się w akcje charytatywne, których celem było niesienie pomocy ogarniętemu wojną domową Sudanowi. Przez dziesięć lat kariery w NBA (w latach 1985-94), sportowiec przekazał na rzecz swojego rodzinnego kraju ok. 3 mln dol. amerykańskich. Oprócz tego pomagał finansowo licznej rodzinie - tej bliższej, jak i dalszej.- Bóg zesłał mnie pewnego dnia do Ameryki i dał dobrze płatną pracę. Dał mi też serce. Ja kocham ludzi - przyznał w rozmowie z amerykańskimi mediami.O rodakach nie zapomniał nawet wtedy, kiedy był zmuszony przerwać grę w koszykówkę z powodu problemów zdrowotnych. Badania lekarskie wykazały, że cierpiał na reumatyzm kolan i nadgarstków. Po zakończeniu kariery robił co mógł, by zarabiać pieniądze i przekazywać je do ojczyzny.
Bol doskonale wiedział, że dzięki swojej dziwacznej posturze może wciąż zarabiać duże pieniądze. Występował więc w telewizji. Brał udział w walkach celebrytów w ringu bokserskim, a nawet zagrał w hokeja na lodzie, pomimo tego, że nigdy wcześniej nie jeździł na łyżwach. Prowadził życie cyrkowego klauna, wystawiając się na pośmiewisko, ale najważniejsze dla niego było pozyskiwanie funduszy dla potrzebujących ludzi w Sudanie.
Działalność Samarytanina sprawiła, że w ojczyźnie był postrzegany jak bohater narodowy.

- Manute jest inteligentnym i mądrym człowiekiem. Czyta "New York Times" i orientuje się w wielu dziedzinach. Mówił w narzeczu Dinka i w języku arabskim zanim nauczył się angielskiego. Gdyby takich jak on było więcej, świat byłby z pewnością o wiele lepszy. W takim świecie chciałbym żyć - powiedział w jednym z wywiadów Charles Barkley. Legendarny amerykański koszykarz był jednym z przyjaciół słynnego Afrykanina w NBA.
Bol nie ograniczał się jedynie do przekazywania pieniędzy rodakom. Często odwiedzał obozy dla uchodźców i pomagał rebeliantom. Angażował się w budowę szkół i szpitali w kraju położonym w północno-wschodniej części Afryki, a także w politykę. W 2001 roku otrzymał nawet propozycję objęcia stanowiska ministra sportu w rządzie Sudanu, ale nie mógł jej przyjąć. Warunkiem było bowiem przejście na islam, co nie wchodziło w rachubę. Był bowiem chrześcijaninem.Odmowa przyjęcia stanowiska ministra wiązała się z poważnymi sankcjami. Odebrano mu paszport i objęto aresztem domowym, zamykając drogę powrotu do USA. Dzięki pomocy Stanów Zjednoczonych udało mu się jednak uciec do Egiptu, gdzie założył szkołę koszykarską (jednym z jego podopiecznych był Luol Deng). 
Bol ostrzegał świat, kiedy jego rodzinny kraj udzielał azylu Osamie bin Ladenowi. - Islamizacja źle się skończy - mówił, ale wówczas nie traktowano tej sprawy zbyt poważnie.
W 2004 roku - po powrocie do Stanów Zjednoczonych - bohater Sudańczyków miał poważny wypadek samochodowy w Colchester (w stanie Connecticut). Miał pecha, bo wsiadł do taksówki, którą prowadził pijany kierowca. W wyniku obrażeń odniesionych w wypadku spędził ponad trzy miesiące w szpitalu. Zapadł w śpiączkę. Nie posiadał ubezpieczenia, więc leczenia pochłonęło resztę oszczędności. Wyszedł z tego, ale ze zdrowiem było coraz gorzej.19 czerwca 2010 roku świat obiegła smutna informacja. Bol zmarł w Virginia Medical Center w Charlottesville (stan Wirginia). Były sportowiec, który pod koniec życia zmagał się z niewydolnością nerek i powikłaniami po zespole Stevensa-Johnsona (groźna choroba skórna) odszedł w wieku 47 lat.- Zmarł świetny sportowiec i wielki człowiek. Przy nim każdy stawał się lepszym człowiekiem. Manute Bol nie odejdzie w zapomnienie - pisały amerykańskie media, oddając hołd Sudańczykowi.

Grupa nastoletnich dziewczyn bez inżynieryjnego doświadczenia stworzyła namiot zasilany energią słoneczną dla bezdomnych: Obecnie zbierają datki, aby móc stworzyć jak najwięcej takich namiotów dla potrzebujących osób

Obecnie zbierają datki, aby móc stworzyć jak najwięcej takich namiotów dla potrzebujących osób –
Restauracja wystawia lodówkę przed swój lokal, aby stali klienci mogli zostawiać jedzenie dla potrzebujących – Pappadavada, popularna restauracja w Kochi, w Indiach, zachęca klientów, aby ci pozostawiali część swojego jedzenia w lodówce, stojącej na zewnątrz baru, by głodni mogli się poczęstować.Potrzebujący mogą skorzystać z lodówki w każdej chwili, bez zbędnych pytań.Minu Pauline, właścicielka Pappadavada, ochrzciła lodówkę, wystawioną dnia 23 marca w cieniu sąsiadującego drzewa, “nanma maram” albo “drzewo dobroci”Lodówka jest dostępna przez 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Pauline prosi darczyńców aby na opakowaniu, w którym pozostawiają jedzenie, napisali, kiedy zostawili pakunek, aby ci, którzy z nich korzystają wiedzieli, ile czasu było w lodówce