Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 157 takich demotywatorów

Jako pracownik supermarketu obserwuję różne chamskie zachowania klientów. Wczorajsza sytuacja nie miała jednak miejsca podczas mojej pracy, bo tym razem to ja byłem klientem. Udało mi się koncertowo zepsuć wieczór pewnemu "piekielnemu klientowi". – Stałem w kolejce do kasy z drobnymi zakupami, i już zbliżała się moja kolej. Za mną stanął bucowaty kolo, typowy polski grubawy "Janusz". Zaczął wykładać na taśmę dość duży koszyk, na oko 200-300zł, sporo drobnych i tanich produktów. Nagle za sobą słyszę: "Przepraszam, czy mogę przed Panem? Mam tylko to". Chłopak, na oko student, miał chyba butelkę piwa i paluszki. Janusz postanowił udowodnić swoją wyższość mówiąc: "Może Pan sobie cierpliwie zaczekać". Więc do akcji wkraczam ja mówiąc: "Przepraszam, ten Pan był przede mną, proszę przejść przede mnie" i puściłem chłopaka. Januszowi momentalnie "k*rwica w oczach" skoczyła na najwyższy poziom i się rzuca do mnie że "Co ja robię, że On może sobie zaczekać" a ja mówię: "Z dwoma produktami? Po co?". Chłopak mi podziękował, a Janusz patrzył na to spode łba...Wyższość Janusza została momentalnie sprowadzona do poziomu g*wna. Prawdziwa słodycz! Tak się tresuje piekielnych! 13BLKAURwww12.99Stacker-Set15.992.99Crivit5.996.9 3.30 33 48CienMarinITALIAMOCOMUNICChFeRdAKTION WINDAY1800/20LOVEREG66-66-27BANG129 2.1ACTION2251.991.800
 –
"Kiedy będziesz patrzył nocą w niebo, będzie ci się wydawało, że wszystkie gwiazdy śmieją się do ciebie, ponieważ ja będę uśmiechał się na jednej z nich" – ~ Antoine de Saint-Exupéry, Mały Książę Abdelhamid
 –  Poszłam ze znajomymi na obiadi zobaczyłam w restauracji swojego męża.Chciałam go zawołać, ale widziałam,że patrzył w telefon. Obserwowałam go.
 –
Sebastian Vettel o Kimi Räikkönenie: – Myślę, że z nim miałem prawdopodobnie najlepsze relacje ze wszystkich kolegów z zespołów, jakich miałem. Ponieważ był po prostu taki bezpośredni. Nigdy nie było kłótni. Jeśli wpadaliśmy na siebie, rozmawialiśmy o tym, naprawialiśmy to, co się stało, może śmialiśmy się z tego. To był mój błąd, to był jego błąd. Ale nigdy nie było wątpliwości, że coś może wstrząsnąć lub zdestabilizować, nie chcę mówić o więzi, ale o relacji, którą mieliśmy. Pamiętam, że był taki pełen szacunku od dnia, w którym doszedłem do zespołu, wiesz, patrzył mi w oczy. Gdzie z innymi kierowcami czułem, ok, ściskam ręce i mówię cześć, ale tak naprawdę faceta nie ma, nie ma go tutaj. Więc jeśli chodzi o ludzi, myślę, że Kimi był wyjątkowy
Zapytałem kiedyś pewnego starszego mężczyznę, jak to jest być starym i wiedzieć, że większość życia ma sięjuż za sobą – Powiedział mi, że przez całe życie był w tym samym wieku. Powiedział, że głos w jego głowie nigdy się nie zestarzał. Zawsze był po prostu tym samym chłopcem. Synem swojej matki. Zawsze zastanawiał się, kiedy dorośnie i będzie starym człowiekiem. Powiedział, że patrzył jak jego ciało się starzeje, jak jego zdolności słabną, ale osoba, którą jest w środku nigdy się nie starzeje. Nigdy się nie starzał. Nigdy się nie zmieniał.Następnym razem, gdy spotkasz starszą osobę, spójrz na nią i wiedz, że nadal jest dzieckiem, tak jak ty jesteś dzieckiem, a dzieci zawsze będą potrzebowały miłości, uwagi i akceptacji Powiedział mi, że przez całe życie był w tym samym wieku. Powiedział, że głos w jego głowie nigdy się nie zestarzał. Zawsze był po prostu tym samym chłopcem. Synem swojej matki. Zawsze zastanawiał się, kiedy dorośnie i będzie starym człowiekiem. Powiedział, że patrzył jak jego ciało się starzeje, jak jego zdolności słabną, ale osoba, którą jest w środku nigdy się nie starzeje. Nigdy się nie starzał. Nigdy się nie zmieniał.Następnym razem, gdy spotkasz starszą osobę, spójrz na nią i wiedz, że nadal jest dzieckiem, tak jak ty jesteś dzieckiem, a dzieci zawsze będą potrzebowały miłości, uwagi i akceptacji
Kto patrzył na miskę ryżu i pomyślał: "Założę się, że efektywnym sposobem jedzenia tego są dwa patyki"? –
 –
0:30
 –
Wiemy na co patrzył Obi –

Kobieta z Warszawy podróżująca Boltem opowiedziała na Facebooku dramatyczną historię przejazdu, podczas którego była molestowana przez kierowcę. Reakcja przewoźnika? Zwrócono jej 8,23 zł za przejazd

 –  Szanowna firmo Bolt, długo zastanawiałam się, czy w ogóle o tym napisać. Jeszcze wczoraj na świeżo byłam w bojowym nastroju, dzisiaj chce mi się płakać, nie mogę przestać o tym myśleć…Wczoraj w nocy zamówiłam Bolta, który miał mnie zawieźć ze spotkania ze znajomymi na Świętokrzyskiej w Warszawie do domu - na Wolę. Ta trasa zwykle zajmuje jakieś 6min o tej porze. Wczorajszej nocy trwała godzinę.Byłam tak zmęczona dwudniowymi warsztatami tanecznymi, że padłam. Po prostu zasnęłam.Śniło mi się, że mówi do mnie jakiś męski głos i dotyka mnie po pośladkach.Gdy się obudziłam okazało się, że to nie był sen… facet ze zdjęcia, czyli kierowca Bolta, wywiózł mnie na jakiś parking, było pusto dookoła, jakieś domy jednorodzinne, niedaleko ogromny piętrowy parking typu Park and Ride.Silnik zgaszony, zapalone światło w samochodzie i on przekraczający granice mojej prywatności i nietykalności cielesnej. Gdy się ocknęłam i dotarło do mnie, co się dzieje, wpadłam w taki szał ze strachu, że myślałam, że go rozszarpię. Powiedziałam jemu, że albo mnie zawiezie do domu, albo dzwonię na policję.Patrzył na mnie jak jakiś psychol, we mnie rosła frustracja, a on tylko mówił „AJM SORI” - I’m sorry do cholery?! I myślał, że co? Wrócę do domu i zapomnę o tym? Cały czas czuję tę jego rękę, widzę jego twarz jak zamykam oczy i słyszę jego głos, czuję obrzydzenie do niego, do Was jako do firmy Bolt i co najgorsze do siebie
Ja nie miałbym nic przeciwko, jeśli zaprogramują go tak że zawsze jak będzie patrzył w lustro będzie mówił "ja pie*dole, za co mnie pokarali taką mordą" –
 –  W latach 80. kiedy byłem w pierwszej klasie, podczas długiej przerwy, ja i moi koledzy z klasy oglądaliśmy w bibliotece jakąś dużą książkę z ogromnymi, kolorowymi ilustracjami zwierząt. Bardzo spodobał nam się szympans, który patrzył na nas zamyślony ze zdjęcia."Zupełnie jak człowiek!1' - powiedział któryś z kolegów.Tutaj postanowiłem pochwalić się swoją wiedzą i powiedziałem, że ludzie pochodzą od małp. Ale nie spodziewałem się takiej rekcji. Po moich słowach jeden z kolegów zrobił się czerwony jak pomidor i zaczął krzyczeć na cały głos, z wybałuszonymi oczami: "SAM JESTEŚ MAŁ-PA! JESTEŚ MAŁ-PĄ!"Ani my, ani bibliotekarka nie mogliśmy go uspokoić, więc wezwaliśmy dyrektora szkoły. Dyrektor szkoły zabrał go do pielęgniarki, a następnie odesłał do domu.Jak się okazało, chłopiec pochodził z bardzo religijnej rodziny.
Kiedy miałem 14 lat, pracowałem w sklepie spożywczym i pewnego dnia dostałem zadanie zapakowania zakupów Stephena Kinga i oczywiście, będąc małym fanem horrorów, byłem kompletnie oszołomiony – Myślę, że przypuszczał, że poproszę o autograf, bo nawet się nie gapiłem, tylko byłem wniebowzięty i podskakiwałem, a on ciągle na mnie patrzył z wahaniem, jakby chciał powiedzieć dzieciak, odpieprz się.W każdym razie w końcu udało mi się wydukać, że jestem wielkim fanem i poprosiłem o radę w sprawie pisania, "jak mam pisać tak dobrze jak ty?" w moim okropnym, grubym niemieckim akcencie i łamanym angielskim, a on dał mi najlepszą radę dotyczącą pisania jaką kiedykolwiek otrzymałem:"Cholera, dzieciaku, przestań się martwić o to, jak  inni to robiąi po prostu napisz swoją historię''
 –  Pewnego dnia urodził mi się synZabrałem go do domu, wszyscy cieszyli się i śmiali, mówiąc, że dzieciątko wygląda dokładnie jak ja. Oczywiście płakałem, bo jeśli ten ktoś był podobny do mnie, to jak obrzydliwie musiałem wyglądać.Z upływem tygodni coraz więcej włosów zaczęło się pojawiać na jego główce, oczy się otworzyły, wyglądał bardziej jak człowiek niż embrion w ostatnim stadium rozwoju, ale nadal patrzyłem na niego z obawą. Nigdy nie można ufać temu, co wyrosło w innym człowieku, do tego czerpiąc energię ze swojego żywiciela (jestem fanem filmu „Obcy").Ale pewnego dnia, trzy miesiące później, wpadli do nas znajomi. Podczas ich wizyty musiałem nakarmić małego jegomościa mlekiem, podchodzę, a on się do mnie uśmiecha. Zdziwiłem się, cofnąłem się, podszedłem jeszcze raz, a on znowu się uśmiechnął.Dziwne, pomyślałem, czyli w tym małym móżdżku jest jakiś rozumek. Poprosiłem kolegę, żeby podszedł do kołyski, a ja stanąłem z boku i obserwowałem. Brwi miał ściągnięte i patrzył wrogim wzrokiem. Nie mój przyjaciel oczywiście, tylko syn. Mówię do kumpla, żeby się odsunął, podszedłem do kołyski, a maluch znowu zaczął się uśmiechać na mój widok. O mój Boże, on mnie rozpoznaje i cieszy się, że mnie widzi. Byłem w szoku, wszyscy się śmiali, a ja płakałem.Minęło 17 lat, on wciąż uśmiecha się tak samo, gdy mnie widzi, mówię mu, że jest dokładną kopią mnie. Syn się obraża na te słowa, ale ma do tego pełne prawo!
Tańcz tak, jakby nikt nie patrzył –

Historia najbardziej poruszającego zdjęcia z 11 września - człowiek, który umierał na oczach milionów ludzi

Historia najbardziej poruszającego zdjęcia z 11 września - człowiek, który umierał na oczach milionów ludzi – "Odlatuje z tej ziemi jak strzała. Chociaż nie wybrał swojego losu, wydaje się, że w ostatnich chwilach życia przyjął go".Kim był "The Falling Man", który zdecydował się na skok z wieży WTC11 września 2001 r. Godzina 8.46. W północną wieżę World Trade Center uderza samolot pasażerski American Airlines uprowadzony przez terrorystów Al-Kaidy. Maszyna wbija się w budynek odcinając górne piętra.Setki osób znalazły się w potrzasku. Otacza je ogień i dym. Windy nie działają, a nawet gdyby, to zamieniły się w śmiertelną pułapkę. Zawalone są wyjścia ewakuacyjne. Temperatura wzrasta do kilku tysięcy stopni. Żelbetonowe konstrukcje dosłownie się topią. Ci, którzy mają szczęście, giną w momencie wybuchu. Inni umierają w męczarniach. Wychylają się z okien, by złapać haust powietrza. Tak bardzo pragną oddychać. Ściągają ubrania i machają nimi do ekip ratunkowych w helikopterach latających w pobliżu wież."O Boże! Oni skaczą!"Nie ma jeszcze 9. Richard Drew, fotograf Associated Press odbiera telefon od szefa. Polecenie jest krótkie - Drew ma przerwać pracę i natychmiast jechać pod World Trade Center.Jedzie metrem, którego jest jedynym pasażerem. Na miejscu widzi już nie jedną, a dwie płonące wieże. "O Boże! Oni skaczą!" - zewsząd słychać okrzyki grozy. Rzeczywiście, co chwila od ścian wieżowców odrywają się miniaturowe punkciki. Drew działa instynktownie. Naciska migawkę. Pstryka w zapamiętaniu. Potem okaże się, że zanim dotrze do niego charakterystyczne mlaśnięcie towarzyszące rozbijaniu się ciał, każdej zauważonej postaci zdążył zrobić od 9 do 12 ujęć.Gdy wybije 10:28, upada wieża północna. Richard Drew robi ostatnie zdjęcia i ucieka12 września 2001 r. jedna z jego fotografii pod tytułem "The Falling Man" ukazuje się na okładce "The New York Times'a". Jest wstrząsająca.Pisano, że zbuntował się przeciwko strasznym okolicznościom i po raz ostatni o sobie zadecydował. "New York Times" nie napisał, kim był. Po prostu nie można było tego ustalić. Wystarczyło jednak, że go pokazał.Kim jesteś?Przygotowując materiał, obejrzał wszystkie ujęcia serii "The Falling Man".Ten człowiek był przerażony, lecąc zrywał z siebie koszulę -opowiadał potem dziennikarz. Pod koszulą ofiary Junod dostrzegł pomarańczowy T-shirt. Uczepił się tego szczegółu, a zidentyfikowanie "Spadającego Mężczyzny" stało się dla niego niemal sprawą życia i śmierci. Po pierwsze, chciał oddać mu hołd, po drugie - przywrócić "Skoczków z WTC" do narodowej pamięci.11 września "The Falling Man" był w restauracji "Windows on the World" w północnej wieży WTC. Bo to jej obsługa nosiła charakterystyczne białe fartuchyBył piękny, słoneczny poranek, Nowy Jork budził się do życia. Brakowało szefa kuchni Michaela Lomonaco- spóźnił się do pracy. Gdy w końcu zbliżał się do budynku, w wieżę uderzył samolot. Mężczyzna z przerażeniem patrzył w górę, modląc się, by jego koledzy uszli z życiem. Modlił się na próżno - zginęli wszyscy, którzy tamtego ranka przebywali w lokalu.Lomonaco był przekonany, że wie kogo widzi na zdjęciu. Jego zdaniem "The Falling Man" to Jonathan Briley, inżynier dźwięku w restauracji.11 września w pamięci Amerykanów nie jest dniem takich osób, jak "The Falling Man".Fakt, że ktoś był w stanie wyskoczyć z okna WTC jest nadal zbyt bolesnyTo, jak zginęli otwiera ranę, ale jest też czymś, co zarazem ją zabliźniaHistorie, takie ja "The Falling Man", płyną w świat i czynią Amerykę silniejszą, dając lekcję namwszystkim "Odlatuje z tej ziemi jak strzała. Chociaż nie wybrał swojego losu, wydaje się, że w ostatnich chwilach życia przyjął go".Kim był "The Falling Man", który zdecydował się na skok z wieży WTC11 września 2001 r. Godzina 8.46. W północną wieżę World Trade Center uderza samolot pasażerski American Airlines uprowadzony przez terrorystów Al-Kaidy. Maszyna wbija się w budynek odcinając górne piętra.Setki osób znalazły się w potrzasku. Otacza je ogień i dym. Windy nie działają, a nawet gdyby, to zamieniły się w śmiertelną pułapkę. Zawalone są wyjścia ewakuacyjne. Temperatura wzrasta do kilku tysięcy stopni. Żelbetonowe konstrukcje dosłownie się topią. Ci, którzy mają szczęście, giną w momencie wybuchu. Inni umierają w męczarniach. Wychylają się z okien, by złapać haust powietrza. Tak bardzo pragną oddychać. Ściągają ubrania i machają nimi do ekip ratunkowych w helikopterach latających w pobliżu wież."O Boże! Oni skaczą!"Nie ma jeszcze 9. Richard Drew, fotograf Associated Press odbiera telefon od szefa. Polecenie jest krótkie - Drew ma przerwać pracę i natychmiast jechać pod World Trade Center.Jedzie metrem, którego jest jedynym pasażerem. Na miejscu widzi już nie jedną, a dwie płonące wieże. "O Boże! Oni skaczą!" - zewsząd słychać okrzyki grozy. Rzeczywiście, co chwila od ścian wieżowców odrywają się miniaturowe punkciki. Drew działa instynktownie. Naciska migawkę. Pstryka w zapamiętaniu. Potem okaże się, że zanim dotrze do niego charakterystyczne mlaśnięcie towarzyszące rozbijaniu się ciał, każdej zauważonej postaci zdążył zrobić od 9 do 12 ujęć.Gdy wybije 10:28, upada wieża północna. Richard Drew robi ostatnie zdjęcia i ucieka.12 września 2001 r. jedna z jego fotografii pod tytułem "The Falling Man" ukazuje się na okładce "The New York Times'a". Jest wstrząsająca.Pisano, że zbuntował się przeciwko strasznym okolicznościom i po raz ostatni o sobie zadecydował. "New York Times" nie napisał, kim był. Po prostu nie można było tego ustalić. Wystarczyło jednak, że go pokazał.Kim jesteś?Przygotowując materiał, obejrzał wszystkie ujęcia serii "The Falling Man".Ten człowiek był przerażony, lecąc zrywał z siebie koszulę -opowiadał potem dziennikarz. Pod koszulą ofiary Junod dostrzegł pomarańczowy T-shirt. Uczepił się tego szczegółu, a zidentyfikowanie "Spadającego Mężczyzny" stało się dla niego niemal sprawą życia i śmierci. Po pierwsze, chciał oddać mu hołd, po drugie - przywrócić "Skoczków z WTC" do narodowej pamięci.11 września "The Falling Man" był w restauracji "Windows on the World" w północnej wieży WTC. Bo to jej obsługa nosiła charakterystyczne białe fartuchy.Był piękny, słoneczny poranek, Nowy Jork budził się do życia. Brakowało szefa kuchni Michaela Lomonaco -spóźnił się do pracy. Gdy w końcu zbliżał się do budynku, w wieżę uderzył samolot. Mężczyzna z przerażeniem patrzył w górę, modląc się, by jego koledzy uszli z życiem. Modlił się na próżno - zginęli wszyscy, którzy tamtego ranka przebywali w lokalu.Lomonaco był przekonany, że wie kogo widzi na zdjęciu. Jego zdaniem "The Falling Man" to Jonathan Briley, inżynier dźwięku w restauracji.11 września w pamięci Amerykanów nie jest dniem takich osób, jak "The Falling Man". Fakt, że ktoś był w stanie wyskoczyć z okna WTC jest nadal zbyt bolesny.To, jak zginęli otwiera ranę, ale jest też czymś, co zarazem ją zabliźnia.Historie, takie ja "The Falling Man", płyną w świat i czynią Amerykę silniejszą, dając lekcję nam wszystkim

To był ten jeden jedyny raz w całej historii obozu KL Auschwitz, kiedy esesman zwrócił się do Polaka per "pan"!

To był ten jeden jedyny raz w całej historii obozu KL Auschwitz, kiedy esesman zwrócił się do Polaka per "pan"! – Karl Fritzsch, kierownik obozu, patrzył na nas, mierzył każdego i co chwilę podnosił prawą rękę i mówił: "Du! - ty". Ten jeden wyraz był wyrokiem śmierci dla wskazanego. Esesmani wywlekali biedaka z szeregu, zapisywali jego numer i odstawiali pod strażą na boku.Dziś trudno opisać, co człowiek wtedy czuł. W głowie szum, krew pulsowała na skroniach, zdawało się nam, że wyskoczy nosami, uszami i oczami. Przed oczami mgła. Całe ciało drżało. Jedna myśl w głowie: jak stanąć, jaką minę zrobić, żeby mnie nie wybrał. Oto paradoks: człowiek umęczony, dręczony, głodny, bity, schorowany, a chce żyć. Modliłem się do Matki Bożej. Nigdy przedtem ani potem, muszę to uczciwie przyznać, już tak żarliwie się nie modliłem.Esesmani minęli mnie. Nie usłyszałem tego strasznego słowa: "Du". Minęli o. Maksymiliana i stanęli przed Franciszkiem Gajowniczkiem. Niemiec wskazał na niego, a on zawołał: "Jezus, Maria! Moja żona, moje dzieci!". Niemcy jednak nie zwrócili na to najmniejszej uwagi.I stało się coś, czego nikt nie mógł pojąćZobaczyłem o. Maksymiliana. Szedł prosto ku grupie esesmanów, stojących w pobliżu pierwszego szeregu więźniów. Wszyscy drżeliśmy, ponieważ było to złamanie jednego z najostrzej i najbrutalniej przestrzeganych zakazów. Wyjście z szeregu bez zezwolenia oznaczało śmierć. Czasem śmierć po ogromnym katowaniu, a czasem śmierć od jednego wystrzału. Byliśmy pewni, że zabiją o. Maksymiliana, a stało się coś nadzwyczajnego, co nigdy dotąd nie miało miejsca. Było to dla Niemców coś tak niewyobrażalnego, że stali jak skamieniali. Patrzyli po sobie i nie wiedzieli, co się dzieje. Mieli pilnować porządku, a naraz okazało się, że ten porządek narzuca więzień. Taki jak wszyscy, umęczony, udręczony..."Dlaczego pan chce umrzeć za niego?"O. Maksymilian szedł w więziennym pasiaku, z miską u boku, w drewniakach. Nie szedł jak żebrak, ani też jak bohater. Szedł jak człowiek świadomy wielkiej misji. Stanął spokojnie przed oficerami. Cała świta, która dokonywała selekcji, wszyscy stali i patrzyli po sobie, nie wiedzieli, co robić. Wreszcie opamiętał się kierownik obozu i wściekły, zapytał swojego zastępcę: "Czego chce ta polska świnia?".Zaczęli szukać tłumacza, ale okazało się, że tłumacz jest zbędny. O. Maksymilian w postawie na baczność odpowiedział spokojnie po niemiecku: "Chcę umrzeć za niego" i wskazał lewą ręką na stojącego obok Gajowniczka. Padło kolejne pytanie: "Kim jesteś?" - "Jestem polskim księdzem katolickim". O. Maksymilian, mimo iż wiedział, jak Niemcy traktują polskich księży, nie bał się przyznać do swojego kapłaństwa.Panowała wtedy nieznośna cisza. Każda sekunda wydawała się trwać wieki. Wreszcie stało się coś, czego do dzisiaj nie mogą zrozumieć ani Niemcy, ani więźniowie. Kapitan SS, który zawsze zwracał się do więźniów przez wulgarne "ty", zwrócił się do o. Maksymiliana per "pan": "Dlaczego pan chce umrzeć za niego?" O. Maksymilian odpowiedział: "On ma żonę i dzieci". Po chwili esesman powiedział: "Dobrze".Wspomnienia Michała Micherdzińskiego spisali Małgorzata i Mieczysław Pabisowie.W sobotę obchodziliśmy wspomnienie i rocznicę męczeńskiej śmierci o. Maksymiliana, który zmarł 14 sierpnia 1941 dobity zastrzykiem trucizny – fenolu przez funkcjonariusza obozowego, kierownika izby chorych Hansa Bocka o godz. 12:50.
Tańcz jakby nikt na ciebie nie patrzył –
0:15