Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 116 takich demotywatorów

 –
- Puchatku? - spytał drżącym głosem Prosiaczek.- Tak Prosiaczku? - odpowiedział Puchatek.- Czy wszystko będzie dobrze?- Co rozumiesz przez "dobrze" Prosiaczku? – Prosiaczek nerwowo podrapał się po ryjku: No wiesz, z transformacją energetyczną, z Brexitem, z uchodźcami, z katastrofą klimatyczną. Z Rosją i Chinami. I z - tutaj Prosiaczek lekko zachłysnął się z nerwów, ale potem kontynuował - szeroko pojętymi zmianami społecznymi. Czy to będzie tak, że będziemy starzy i biedni, czasem będzie prąd a czasem nie? Przez katastrofę demograficzną nie będzie młodych, jedyni młodzi to będą imigranci i uchodźcy? Wpuszczeni na pałę, bez żadnych mechanizmów pomocy, nauki języka? A będzie ich coraz więcej, między innymi przez katastrofę klimatyczną? Czy nie spowoduje to zrozumiałych napięć i konfliktów społecznych? Czy przez te powodzie i pożary nikt nie będzie miał czasu na szersze spojrzenie, bo ciągle będzie zajęty martwieniem się o jutro?Puchatek zmarszczył brwi i zamyślił się, ale na krótko, bo był misiem o bardzo małym rozumku. Nie wiedział jak pocieszyć Prosiaczka.- Wiesz Prosiaczku - zaczął mówić nagle ośmielony - to wszystko głupstwa.Wiatr zawiał lekko i poruszył Stumilowym Lasem, który miał pierwszy stopień zagrożenia pożarowego.- Mamy w kurwę przejebane, prawda? - spytał Prosiaczek.- To możliwe, ale też mamy szczęście żyć w czasach i miejscu na świecie, gdzie dawno nie było wojny ani głodu. Nie mamy wpływu na wielkie procesy geopolityczne, mamy za to trochę czasu, miodek i wódkę, żeby się dogadać. Martwmy się o to, żeby ten czas dobrze wykorzystać, zadbać o rodziców, pogłaskać pieska, uśmiechnąć się do pani w sklepie. Żebyśmy kiedyś uśmiechali się do siebie i wspominali stare, dobre czasy, które trwają teraz.Prosiaczek położył łapkę na ramieniu Puchatka:- Jesteś misiem o bardzo małym rozumku, ale dobrze go używasz.Puchatek również objął łapką prosiaczka i odpowiedział:- Jebać PiS.A potem posiedzieli jeszcze trochę ciesząc się swoim towarzystwem i alertem RCB, który zapowiadał ulewny deszcz i burze.Możliwe podtopienia.Należało zabezpieczyć rzeczy, które może porwać wiatr
 –
Kiedy masz idealną czarną sukienkę na pogrzeb, ale starzy nie chcą kopnąć w kalendarz i nie masz pretekstu do sesji –

To były czasy!

To były czasy! –  My, urodzeni w latach 50-60-70-80 tych, wszyscy byliśmy wychowywani przez rodziców patologicznych.Na szczęście nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy, jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Dzięki temu nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za smarowanie dzieci spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy.Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy trochę się baliśmy. Dorośli nie wiedzieli, do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać. Pies łaził z nami – bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na sznurku i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas później na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierzęta. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie obsikać lub „tam” nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył po tej czynności rąk. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień Dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień Dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień Dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby.Skakaliśmy z balkonu na odległość. Musieliśmy znać tabliczkę mnożenia, pisać bezbłędnie. Nikt nie znał pojęcia dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i kto wie jakiej tam jeszcze dys… Nikt nas nie odprowadzał do szkoły. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Jedliśmy też koks, szare mydło, Akron z apteki, gumy Donaldy, chleb masłem i solą, chleb ze śmietaną i cukrem, oranżadę do rozpuszczania oczywiście bez rozpuszczania, kredę, trawę, dziki rabarbar, mlecze, mszyce, gotowany bob, smażone kanie z lasu i pieczarki z łąki, podpłomyki, kartofle z parnika, surowe jajka, plastry słoniny, kwasiory/szczaw, kogel-mogel, lizaliśmy kwiatki od środka. Jak kogoś użarła przy tym pszczoła to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię.Ojciec za pomocą gwoździa pokazał, co to jest prąd w gniazdku. To nam wystarczyło na całe życie. Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz. Jak się ktoś skaleczył, to ranę polizał i przykładał liść babki. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi, ciepłe mleko prosto od krowy, kranówkę, czasami syropy na alkoholu za śmietnikiem żeby mama nie widziała, lizaliśmy zaparowane szyby w autobusie. Nikt się nie brzydził, nikt się nie rozchorował, nikt nie umarł. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Nikt się nie bawił z opiekunką.Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Bawiliśmy się w klasy, podchody, chowanego, w dwa ognie, graliśmy w wojnę, w noża (oj krew się lała ), skakaliśmy z balkonu na kupę piachu, graliśmy w nogę, dziewczyny skakały w gumę, chłopaki też jak nikt nie widział. Oparzenia po opalaniu smarowaliśmy kefirem. Jak się głęboko skaleczyło to mama odkażała jodyną albo wodą utlenioną, szorowała ranę szczoteczką do zębów i przyklejała plaster. I tyle. Nikt nie umarł.W wannie kąpało się całe rodzeństwo na raz, później tata w tej samej wodzie. Też nikt nie umarł. Podręczniki szanowaliśmy i wpisywaliśmy na ostatniej stronie imię, nazwisko i rocznik. Im starsza książka tym lepiej. Jedyny czas przed telewizorem to dobranocka. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.Nasze mamy rodziły nasze rodzeństwo normalnie, a po powrocie ze szpitala nie przeżywały szoku poporodowego – codzienne obowiązki im na to nie pozwalały. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze” wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw.A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!
Dzisiaj był bardzo wzruszający dzień – "Pojechałem na działkę, by odebrać konia i przewieźć go do nowego domu. Musiałem zatrzymać się w innym miejscu, by uzyskać więcej informacji o kilku innych koniach, by spróbować znaleźć im dom. Kiedy tam byłem, zobaczyłem konia stojącego samotnie w kącie. Jej głowa była opuszczona i musiałem sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Kiedy się do niej zbliżyłem, zacząłem do niej łagodnie mówić. W końcu odwróciła głowę i spojrzała na mnie. Zapytałem "wszystko w porządku kochanie?". Odwróciła się i położyła głowę na mojej piersi. Potrzebowała pomocy. Była załamana, nie rozumiała dlaczego jest w  schronisku dla koni porzuconych. Spojrzałem na nią i stwierdziłem, że jest trochę starsza, z kilkoma guzami i bliznami, ale kto z nas, którzy są starzy, nie ma guzów i blizn.To nie jest powód, żeby ją wyrzucaćSpojrzałem w jej oczy i poczułem jak prosi o pomoc. Powiedziałem jej, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby pomóc jej się stamtąd wydostać. Wyszedłem i musiałem się pozbierać. Wykonałem kilka telefonów, aby wszystko załatwić. Gdy przejeżdżałem obok niej, krzyknąłem "Raven, zaraz wracam", jej głowa pojawiła się za płotem. Dotarłem na działkę, kupiłem jej nowy kontener, załatwiłem wszystkie sprawy i wróciłem po nią. Wysiadłem z ciężarówki i ruszyłem w jej stronę. Wystawiła głowę, żeby ją przywiązać. Założyłem jej halter- załadowaliśmy się.Witaj w swoim nowym życiu, słodka Raven. Jesteś kochana." Pojechałem na działkę, by odebrać konia i przewieźć go do nowego domu. Musiałem zatrzymać się w innym miejscu, by uzyskać więcej informacji o kilku innych koniach, by spróbować znaleźć im dom. Kiedy tam byłem, zobaczyłem konia stojącego samotnie w kącie. Jej głowa była opuszczona i musiałem sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Kiedy się do niej zbliżyłem, zacząłem do niej łagodnie mówić. W końcu odwróciła głowę i spojrzała na mnie. Zapytałem "wszystko w porządku kochanie?". Odwróciła się i położyła głowę na mojej piersi. Potrzebowała pomocy. Była załamana, nie rozumiała dlaczego jest w  schronisku dla koni porzuconych. Spojrzałem na nią i stwierdziłem, że jest trochę starsza, z kilkoma guzami i bliznami, ale kto z nas, którzy są starzy, nie ma guzów i blizn.To nie jest powód, żeby ją wyrzucaćSpojrzałem w jej oczy i poczułem jak prosi o pomoc. Powiedziałem jej, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby pomóc jej się stamtąd wydostać. Wyszedłem i musiałem się pozbierać. Wykonałem kilka telefonów, aby wszystko załatwić. Gdy przejeżdżałem obok niej, krzyknąłem "Raven, zaraz wracam", jej głowa pojawiła się za płotem. Dotarłem na działkę, kupiłem jej nowy kontener, załatwiłem wszystkie sprawy i wróciłem po nią. Wysiadłem z ciężarówki i ruszyłem w jej stronę. Wystawiła głowę, żeby ją przywiązać. Założyłem jej halter- załadowaliśmy się.Witaj w swoim nowym życiu, słodka Raven. Jesteś kochana."
Ci, którzy stoją na początku i na końcu drogi, bawią się najlepiej. Mają w nosie, co myślą inni. Albo są za młodzi, żeby wiedzieć, że powinni się tym przejmować, albo za starzy, żeby ich to obchodziło –
 –  Mocny komentarz odnośnieszczepień na koronawirusa:PrzemysławWitkowski...19 grudnia o 20:13 · OJa mam już kurwa tego dość, tego ojej, ludzie się takbardzo boją szczepień (w zasranym XXI w.!!), że niewolno im mówić, broń Boże, że antyszczepy tozupełni debile i totalne szkodniki, bo jeszcze ktoś sięobrazi albo będzie mu przykro i naruszy się mukurwa sejfspejs zdebilenia i co to będzie, a to takienielewicowe, żeby wziąć i obrazić absolutnychżenujących niedouków i durnych obesrańców, którzynie dość, że szkodzą sobie (a chuj z nimi, niechzdychają jak są durni, jestem za dobrowolnąeutanazją, jak kto chce) ale przede wszystkim kurwaszkodzą innym, a także urbi et orbi państwu,gospodarce, nie mówiąc już o takichoczywistościach, że ludziom o słabszym zdrowu czystarszym. Plus elo wchuj ludzi umarło, gwarantuję,że więcej niż od tej spierdolonej szczepionki odstycznia do końca świata, drodzy kretyni i tłuki zantyszczepionkolandu. Pies was jebał z waszymispierdolonymi fantazjami o Big Pharmie, filmami zżółtymi napisami, Grzegorem Braunem, holistycznąmedycyną, Justyną Sochą i okadzaniem kurwaoregano czy inną szałwią. Gdzie my kurwa żyjemy, wXIV w, w karpackich lasach czy w 2020, a prawie i2021? I to jeszcze ciągłe bronienie opowiada tychbredni z szacunku dla tych bieduszków emocji, jakbykurwa każda emocja, choćby najbardziej z dupy ipochuj wymagała delikatnego pochylenia się nadbiedną cierpiącą duszyczką. Chyba Wam się posrałalewicowość z katolicyzmem, co zupełnie kurwa niedziwi nad Odrą i Wisłą. Elo pysie lewica to byłazawsze idea postępu i budowania nowego lepszegoświata, a nie pochylania się nad zupełnymi kretynamiz afirmacją nad ich ciemnotą i zabobonem. Z tychlewica srała i mam nadzieję srać będzie.Konkludując: w tej materii profesor Kroński ma głosw moim domu i jakbyście jeszcze nie zauważylizaszczepię się w pierwszym wolnym terminie, bo niemam ochoty, żeby moi przyjaciele pracownicy gastro,sztuki, turystyki, kultury, zdechli z głodu, a ich starzywyzionęli ducha na covid, a kto uważa inaczej, cóżmogę powiedzieć, jest egoistycznym i durnym jakpień spierdoleńcem. Pozdrawiam cieplutko.DEMOTYWATORY.PL
Dla tych, którzy boją się przekroczenia tej magicznej "czterdziestki": – "Nadszedł dzień, o którym myślałem jeszcze 30 lat temu. I 20 lat temu też myślałem. Czterdziestka. Kiedy miałem 10 lat, to byłem przekonany, że czterdziestka to drugi koniec wszechświata, a poza tym nigdy nie będę taki stary. Czterdziestolatkowie wydawali mi się zawsze zmęczeni życiem, nudni, zazwyczaj grubi i ogólnie beznadziejni. Kiedy patrzyłem na czterdziestolatków i słuchałem ich mądrości mając 15 lat zawsze widziałem w nich zgorzkniałość i wydawało mi się, że już nawet nie potrafiliby się w kimś zakochać. Nie to co ja, który wtedy był szaleńczo zakochany w swojej pierwszej dziewczynie. Kiedy miałem 20 lat i poszedłem do pierwszej pracy, zobaczyłem, że czterdziestolatkowie wcale nie są tacy źli ani starzy. Podziwiałem piękno 40-letnich kobiet, ale sam nadal nie chciałem być w ich wieku. Mając 25 lat ożeniłem się i już na dobre stałem się „dojrzały". Kiedy miałem 27 lat urodziło mi się pierwsze dziecko i nawet pojawił się siwy włos. Właśnie wtedy czterdziestolatkowie przestali być dla mnie kosmitami. Po skończeniu 30-tki odetchnąłem z ulgą, że jeszcze 10 lat do tego strasznego, starczego wieku. No i nadszedł czas kiedy mogę powiedzieć, że czterdzieści lat rzeczywiście minęło jak jeden dzień. Rozglądam się wokół i ze zdziwieniem zauważam, że czterdziestoletni znajomi z pracy wcale nie są tacy starzy, że potrafimy się śmiać, dbać o siebie, nadal robić głupie rzeczy i zakochiwać się jeszcze bardziej niż jak mieliśmy po 15 lat"
Ten moment, kiedy młodsze od nas o dekadę, a już dorosłe pokolenie, nie pamięta tego, co my z czasów dzieciństwa - i nagle uświadamiamy sobie jak bardzo już starzy jesteśmy – A to dopiero początek...

Sytuacja w szpitalach jest gorsza niż mogłoby się wydawać:

 –  Pawel Reszka2dSt3S ipodnsgooodrSfeSiz.d  · Dlaczego umierają„Moja żona ma covida. Modlę się, żeby nie musiała iść do szpitala. Oddziały covidowe to umieralnie” (rezydent anestezjologii) Dokładnie miesiąc temu minister Adam Niedzielski zapowiedział „podwojenie dostępnej bazy łóżek” dla pacjentów zakażonych wirusem. I udało się! Było 15 tys. łóżek, jest 35 tys. W ciągu 30 dni przybyło 20 tys.!Są jednak pytania: czy stoi przy nich odpowiedni sprzęt? Mają dostęp do tlenu? Skąd wzięto lekarzy, pielęgniarki, ratowników, by je obsługiwali? Łóżka są na serio? Czy też dyrektorzy szpitali, by poprawić humor ministrowi, tworzyli je szybkim pociągnięciem pisaka, robiąc np. z interny „internę covidową”?Statystycznie wyglądamy świetnie – tylko 60 proc. łóżek covidowych jest zajętych. Do tego mamy 657 wolnych respiratorów (wypada po 41 na województwo). Zachorowań mniej. Tylko dlaczego bijemy rekordy w liczbie zgonów? Zadzwoniłem do lekarza, który od miesięcy jest na pierwszej linii. Zapytałem, czy tak samo jak premier Morawiecki uważa, że osiągamy delikatną przewagę w walce z wirusem.„Redaktorze,telefon w lekarskim nie milknie. Przez cały dyżur biegam po siedmiopiętrowym szpitalu: laryngologia, okulistyka, chirurgia dziecięca, pulmonologia, ginekologia, chirurgia, ortopedia, onkologia, hematologia, radiologia, pediatria... Konsultacje, wkłucia centralne, reanimacja.Pacjenci umierają. Mój ostatni 24-godzinny dyżur odmierzała śmierć: zgon, zgon... pizza (zdążyłem zjeść połowę, bo mnie wezwali), zgon, zgon... Półtorej godziny snu i znów wezwanie. „Leć, bo się pacjent załamał”. Biegnę. Nie dobiegłem na czas. Taki dyżur to standard.Wieszasz kartkę i jużWiesz, że tych ludzi można byłoby uratować? Na pewno by żyli, gdyby to, co widzisz w statystykach, odpowiadało prawdzie. Mówisz, że „statystycznie” mamy zapas łóżek dla pacjentów covidowych.Opowiem ci, jakie to łóżka. Nasz szpital od początku pandemii przechodzi ciągłe reorganizacje. Najpierw covidowcy leżeli w wydzielonym budynku, potem tworzono miejsca covidowe na poszczególnych oddziałach, potem część pacjentów covidowych przeniesiono do innego skrzydła.To wszystko oznacza chaos. Na laryngologii jest oddział covidowy, laryngologia jest tam, gdzie okulistyka, okulistyka tam, gdzie chirurgia dziecięca, chirurgia dziecięca tam, gdzie pediatria... A jutro może się to zmienić.Każda z tych rotacji przynosi statystyczne zwiększenie liczby łóżek covidowych. Jak? Wieszasz kartkę na drzwiach: „Oddział covidowy” – i już! Ale co to za oddział covidowy bez respiratorów, sprzętu, personelu? Sprzęt w kartonach: cewniki naczyniowe, cewniki pęcherzowe. Personel przypadkowy, z łapanki.                                             ***Zakładam wkłucie centralne. Sam go na jałowo nie założę. Musi ktoś pomagać. Jest pielęgniarka, ale ona nie wie, gdzie co leży:– Doktorze, ja nie jestem z tego oddziału.– Ja też nie.– Może w tych kartonach.– Może.Czas leci. Chory pogarsza się oddechowo.– Co to za pacjent?Milczenie.– Jakie ma obciążenia?Milczenie.Wszystkie pielęgniarki są z innych oddziałów. Nie mają prawa kojarzyć tych pacjentów – cztery dziewczyny na 40 pacjentów!Kolejne wezwanie. Covidowa interna. Pacjent niewydolny oddechowo. Intubuję, reanimuję. 5, 10, 15 minut. Żadnego efektu. Jestem wykończony. W 20. minucie padam, nie jestem w stanie ratować go dalej. Przerywam. Patrzę na niego, całkiem młody gość. Rocznik 65. Myślałem, że się uda.                                            ***Ktoś mnie puka w plecy. Pielęgniarka z interny: – Doktorze, a możesz spojrzeć, bo tam nam się jeszcze jedna pani pogarsza. Babcia. Obrzęki, zmiany pozakrzepowe na kończynach dolnych. Każę ją położyć na brzuchu. Saturacja się poprawia.– Jaki lekarz prowadzi?Nikt nie wie.– Dobra, pani musi tak leżeć.Po kilku godzinach łapie mnie internistka.– Pan reanimował moją pacjentkę?– Ja? Chyba nie…– Taka starsza pani na internie.– Na internie przekładałem jedną panią na brzuch.– O nią chodzi.– Co z nią?– Jak przyszłam, to była martwa… Jakby pan napisał, że była konsultacja anestezjologiczna...Nawet nie zauważyła, kiedy pacjentka jej zeszła! Teraz szuka dupokrytki. I co ja mogę napisać? Brak dalszych wskazań do eskalacji terapii, czyli że była nie do uratowania? Napiszę. Pomogę. Doktor jest sama na oddziale, też musi biegać po całym szpitalu i konsultować internistycznie. Nie ma szans, żeby to ogarnęła.                                                 ***Wzywają mnie do założenia wkłucia centralnego dla covidowca. Dziadek, 80 lat. W bardzo złym stanie. Niewydolny krążeniowo, obrzęknięty. Zakładam wkłucie. Piszę w konsultacji prośbę o wykonanie gazometrii i biegnę. Wzywają mnie na inne oddziały.O godz. 2:45 znów wezwanie do tego samego pacjenta: „Pacjent pogarszający się oddechowo”. Wracam. Dobijam się do drzwi, dzwonię. Na oddziale nie ma personelu. Za drzwiami pacjenci covidowi. Jeden z nich właśnie się załamuje!Idę w zakontaminowanym kombinezonie przez czystą część. Nie powinienem tego robić, ale człowiek chyba tam umiera. Pacjent leży na płasko, na plecach. Monitor obok, czujnik saturacji obok. Stoją sobie. Nie zostały podłączone. Podnoszę wezgłowie, podnoszę pacjenta. Uzyskuję saturację 85. Trzeba pilnie wykonać ileś czynności. Ale tu, kurwa, nie ma nikogo. Komu mam to zlecić?Wychodzę. Mijam pacjentów leżących na łóżkach. Starzy, niedołężni ludzie. Na ścianie kartka: „Telefon do pielęgniarek...”. Wiem, że żaden z pacjentów nie jest w stanie zatelefonować.Te oddziały to umieralnie. Są po to, żeby ludzie nie schodzili na ulicy.                                                  ***A ja? Kiedy ostatnio widziałem swoich pacjentów? A przecież mój oddział to OIOM! Pacjenci na stronie brudnej pod respiratorami, na czystej po wstrząsach, z zapaleniem otrzewnych, trzeba pilnować gospodarki wodnoelektrolitowej. Kiedy mam to robić, skoro konsultuję i reanimuję? Kto jest bez winy?Pamiętam z ostatnich dni jednego z covidowych pacjentów. Konsultowałem go na jakimś oddziale. Jak podszedłem do niego, miał niecałe 60 proc. saturacji. Patrzę, a w jego nogach leżą wąsy tlenowe!– Dlaczego to nie jest podłączone? – krzyczę do pielęgniarki.– A bo nie ma kto mu tego podłączyć, doktorze!Jezu! To zakładam te wąsy. Mija doba. Pacjent niewydolny oddechowo trafia do mnie na OIOM. Leży sobie pod respiratorem, leży, aż się butla z tlenem skończyła. I zmarł. Taka to, kurwa, smutna przygoda się zdarzyła.Dziwisz się? A ja wcale się nie dziwię. Na stronie brudnej na 19 pacjentów są trzy pielęgniarki. Powinno być dziesięć. Jedna na dwa stanowiska. Tlen w butlach, butle na dwukołowych wózkach przywiązane łańcuchami. Tak tu jest.Jeszcze pójdziemy za to siedzieć. To jest przecież sprawa do prokuratury. I co ja powiem: „Pacjent zmarł, bo skończyła się butla z tlenem, bo nie było komu przypilnować, bo jest mało pielęgniarek”? A co to obchodzi żonę tego faceta? Albo pana prokuratora? Jak widzisz, trudno przeżyć w moim szpitalu. Tu musisz mieć szczęście. Jak ktoś spostrzeże, że butla się kończy, będzie OK.Czytaj też: Lekarze alarmują. Zaraz będziemy tu mieli LombardięTlenu nie ma, nikt nie powiedziałDlaczego używamy butli? Brak tlenu w instalacji szpitalnej. Za dużo pacjentów podłączonych do respiratorów. Oczywiście, nikt nam niczego nie powiedział. Wszystko sprawdza się na żywym organizmie. Podłączam pacjenta pod respirator. Nie działa. Drugi? Lepiej. Po chwili dzwoni lekarka: – Coś się dzieje złego z pacjentem. Desaturuje!Sprawdzamy. Respirator nastawiony na 100 proc. podaje tylko w 36 proc. Wtedy wpadliśmy na to, że trzeba sprowadzić butlę, bo w ścianie ciśnienie jest zbyt niskie.                                               ***Na interwencję do drugiego budynku szpitalnego, gdzie jest kilka „lżejszych” oddziałów covidowych, jeździmy karetką. Leczy tam fajny hematolog, miły chirurg, neurolog, nefrolog. Ale nie ma anestezjologów, lekarzy medycyny ratunkowej ani sprzętu. Więc jak się ktoś pogorszy, muszą wzywać nas. Najczęściej wzywają na ostatnią chwilę.Dlaczego? Otóż mają jeden monitor i dwa pulsoksymetry na oddział. Jeśli chory nie jest podłączony do sprzętu, to oni nie widzą, że się pogarsza. Tym bardziej że przy covidzie pacjenci z saturacją 70 proc. potrafią logicznie rozmawiać. Nie widać problemów. Aż nagle bach... Oni reagują, jak nastąpi to bach. Mówiąc wprost – jak pacjent zsinieje, dzwonią po nas.Respirator wziąć. Lifepacka: monitor z funkcją defibrylacji, kardiowersji brać. Plecak z ambu, z lekami, rurkami. Leki z lodówki. Dygam z tym do karetki. Z pielęgniarką przebieramy się w kombinezony. A pacjent się tam dusi.Rzadko udaje się zdążyć. Jesteśmy w drodze i dostajemy informację: „Możecie wracać, już po wszystkim”. Czasami nas nawet nie wołają. Widzą, że i tak nie zdążymy. I to też jest statystyka w praktyce. Na tamtych oddziałach są wyłącznie łóżka covidowe, które widzi w tabelkach pan minister. Ale są to łóżka bez dostępu do tlenu, bez sprzętu pomiarowego i bez personelu.                                                   ***Na interwencję zawsze chcę brać ze sobą pielęgniarkę z OIOM. One są doświadczone, znają się na rzeczy. Gdy trwa reanimacja, chcesz kogoś takiego obok siebie.Proszę je: „No pojedź ze mną” – i chyba nie muszę ci mówić, jaki jest ich stosunek do moich próśb. „Doktor, a może byś znalazł kogoś innego, co?”.Nie mam pretensji. Są upocone, umęczone, ledwie stoją. „Ratowanie życia” brzmi pięknie, ale to ciężka fizyczna praca. Pacjent waży 150 kg. Przenieś go z pielęgniarką na nosze!Wspominałem ci, że z okazji 11 listopada szpital wypłacał nagrody za walkę z covidem? Dostali różni ludzie: pan związkowiec, pani z kadr... Nie dosłała żadna z oiomowych pielęgniarek.                                               ***Anestezjolog ma grubą skórę. Często oglądamy śmierć. Mamy taką pracę. Mówimy: „mogę reanimować i jeść kanapkę”, ale dziś łapię się za głowę. Jesteśmy wykończeni fizycznie i psychicznie. A to nie jest nawet środek epidemii. Miesiące walki przed nami. Wypłaszczanie krzywej widać tylko w ministerstwie. I chyba tylko dzięki sztuczkom matematycznym. Bo u nas jest dramat.Wczoraj zakaziła się moja żona. Ciągle myślę, co zrobić, jak się pogorszy oddechowo. Zostawiać ją w domu? Słać do szpitala? Ale kto się nią tam zajmie, jak nie będzie mnie obok? Czy przepracowany lekarz albo pielęgniarka zauważy, że tlen w butli się kończy? Skoro ja się boję, co muszą przeżywać inni ludzie, którzy nie są lekarzami?Myślę, że niedługo też się zakażę. Prawdę mówiąc, liczę na to. Chciałbym odpocząć od tego burdelu.PozdrawiamP.”Fot. Paweł ReszkaRelacje też na https://www.facebook.com/ReszkaPai polityka.pl
Wynaleziono wodę do jedzenia, która wygląda jak słodycze, aby starzy pacjenci z demencją się nie odwadniali –

Abelard Giza o tym, co się teraz dzieje w Polsce

 –  Abelard Giza SttS3 gorplondszsonreadd.  ·Dzieje się. Wyrok TK był tylko katalizatorem.Kumulacja chamstwa i buty rządzących, ich nieudolności w walce z wirusem oraz bierności i pychy hierarchów, doprowadziła do tego, że ludzie wyszli na ulicę.Ja lubię taki autentyzm i uczciwość. Niech one wybrzmią teraz z całą mocą! Jeśli ktoś dziś pisze „WYPIERDALAĆ”, to wiem dlaczego. Sam mówiłem to wiele razy pod nosem, oglądając  wszystkich Sasinów, Brudzińskich, Czarnków, Kurskich, Terleckich i całą resztę tych... wybitnych myślicieli.Uwielbiam też mocne i zabawne hasła na kartonach, które niosą protestujący. To są małe dzieła sztuki.„Módlcie się, żeby nam się okresy nie zsynchronizowały!”Piękne! Opozycji nie udało się zrobić przez te wszystkie lata tyle, co wnerwionym kobietom przez tydzień! Chapeau bas, drogie Panie!A do tego ta solidarność! Bo krzyczą nie tylko kobiety. Krzyczą też faceci. Krzyczą wszyscy! Młodzi, starzy, rolnicy, aktorzy, kibice i przedsiębiorcy. Moc!Naprzeciw nim stoi gość, niemający cienia refleksji nad źródłem tego wszystkiego. Wściekły wytacza działa i namawia do zbrojnego „chronienia Polski”. On i jego ekipa. Ludzie, których drażnią wulgaryzmy a nie własne kłamstwa. Te wszystkie wyraziste i ostre hasła protestujących są mi też niezwykle bliskie dlatego, że od lat robię stand-up. Tam można używać mocnych słów. Ma być prawdziwie i szczerze. W kabarecie było trochę inaczej. Przekleństwa były czymś, co starano się wyrugować. Scena dla wielu była święta. A mnie wnerwiało to jej uświęcenie, bo odbierało autentyzm i energię. Czasem taki cios między oczy jest lepszy niż ubieranie czegoś w metaforę. Jeśli poezja nie trafia, może trafi obuch. Kiedy przeszedłem do stand-upu, wychodziłem na scenę i nie brałem jeńców. Bluzgałem jakbym się wyrwał z klatki.Nareszcie mogłem! „To jest stand-up, dziwko! Wchodzimy na ostro! Nie jak jakieś pluszowe kabareciki!”Po pierwszym zachłyśnięciu się wolnością i mocą tej formy, zorientowałem się, że po każdej wyrzuconej z ust „kurwie”, kolejne są coraz cichsze i coraz mniej uderzające. Tracą swój sens, bo stają się przecinkiem. Trzeba było pilnować, żeby wypełniać to co mówię treścią, bo bez niej, w pustce, wulgary brzmią nieznośnie.Bardzo bym nie chciał, żeby te hasła, które dziś niosą się po całej Polsce, tak mocne i wyrywające z letargu, osłabły. Boję się, żeby nie stały się tylko szalonym happeningiem czy pustym refrenem do kawałka techno.Musimy pilnować sensu i sedna tego wszystkiego. Czy wystarczy być czujnym? Nie wiem. Ale druga taka okazja szybko się nie powtórzy ✌️#strajkkobiet
 –  Takie młode osoby to jeszcze do nauki1 g    Lubię to!    Odpowiedz 16 mcmentarz
 –
Brzmi znajomo... –  Tylko starzy i chorzy sąatakowani przez wilkaWiecie, że jestemwilkiem. Dlaczego nieuciekacie?Edrowe i wyćwiczone ciałoprzetrwa ugryzienie przezwilkaPolegamy naodporności stadnejWilki nieistniejąARGHXSEL 2020NVD

Jeszcze raz o "chorobach współistniejących", bo to nie takie oczywiste, jakby chciałoby się aby było

 –  Fragment (duży) maila, jakiego otrzymałem odmjr dr Piotrka (nazwiska niestety nie mogęujawnić), lekarza wojskowego, praktykującegotakże w publicznej Ochronie Zdrowia:"[.]pytałeś mnie, jako praktyka, o prognozyrozwoju pandemii koronawirusa w Polsce.Niestety muszę Ci powiedzieć, że są doskonałe.Ma się świetnie i przewiduję sporo zgonów,zwłaszcza na choroby "współistniejące" co jestjednym wielkim przewałem. Dlatego, ze ci ludziezmarli po prostu na COVID-19. 45-latek z cukrzycąmógłby dożyć i 80-tki, 60-latekz nadwagą mógłbyschudnąć i żyć spokojnie dalej, 70 latka z POCHPtoż lnbyfhnwiom panrawdo mamunieaielePizypaukoW CUVID-19 Z POCIPTIMyKObaktenozą,warto byłoby to zbadać). Oni wszyscy zmarli.Dlaczego? Bo zachorowali na COVID-19. Jeślidalej będziemy szli ta drogą, w końcu zaczną byćwystawiane akty zgonu na płaskostopie, jakkpiłeś. Akty zgonu na krwotok wywołanywrzodem żołądka czy zapalenie mięśniasercowego nieznanego pochodzenia samwidziałem. Dziwię się idiotce lub idiocie, którzy topodpisali, domyślam się ze z wielkimi naciskamidyrekcji, ale sami sobie grób kopią, bo zgon natakie schorzenie, jeśli wziąć to poważnie, oznaczaelementarne braki w wiedzy zawodowej tych,którzy sprawowali nad pacjentem opiekę lubcałkowity brak tejże. Ale to jest jeszcze jedenkamyczek do ogródka bardzo zachwaszczonego,takiego ogródka władzy w ogólności.Dlaczego niby COVID-19 ma się tak u nasrozwinąć. Z praktyki odpowiem Ci że dlatego, że unas stara ciemnota spotyka się z nowymspiskiem. Co dyżur to dowiaduję się nowychrewelacji. Pierdoły typu implanty, Soros, GrupaBilderberg (mało kto ta nazwę poprawniewymawia tak BTW) pominę, znasz pewnie napamięć. Ale bywają i piętrowe teorie: ostatnio odpacjenta lat dwadzieściakilka usłyszałem żeChińczycy dogadali się z Izraelczykami czyliŻydami jak mówią. Chińczycy wypuścili wirusa ztajnego laboratorium wojskowego w Wuhan,Izrael ma już od razu na niego szczepionkę. Wirusma wybić wszystkich tych, którzy są zdolni dooporu, albo wiedzą że żydzi i Chińczycy tozagrożenie, a ma zostawić "głupie lewactwo".Ucieszyłem się, że przynajmniej pacjent z logopewnej znanej partii politycznej, której jeden zszefów napisał stek bzdur o "plademii" w książce,wierzy że pandemia jest. Spytałem go co w takimrazie trzeba by zrobić. Otrzymałem odpowiedź, żetrzeba zagrozić atomowym zbombardowaniemIzraela to wydadzą szczepionkę, a potemzbombardować atomowo Chiny i to tak by "nictam nie zostało". To najbardziej piętrowa teoria,ale są jeszcze mniej wyrafinowane, sprawiająceże po dyżurze płaczeAgacie (psychiatra) i zastanawiam się czy ona niepowinna mnie zastąpić. To nowe spiski, jestjeszcze stara ciemnota.Ze starą ciemnotą to jest tak: mój dziadek powojnie elektryfikował wsie lubelskie. Opowiadałmi kiedyś, że w wielu wsiach jeszcze w latach 50.wchodzili z KBW, bo inaczej poszczuli by ichpsami i widłami pogonili. Dlatego że "przezelektrykę" krowy stracą mleko, kury przestaną sięnieść a ludzie sie pochorują. Co ciekawe księżatakie rzeczy popierali. Kiedyś jego dowódcypowiedział pewien ksiądz ze w sumie "Partia iKościół mają ten sam interes" by ludzie zostali nawsi i się nie uczyli, bo "z tej nauki tylko będzie dlaPZPR i Kościoła kłopot", a elektrycznośćpowoduje że do nauki się garną. No i monterzywchodzili z KBW, które jeszcze miesiąc pilnowałoinstalacji i słupów, żeby miejscowa ciemnota nieścięła. A potrzebne było KBW, bo WP miało wtedytakich rekrutów, że miejscowi by ich przekonali że"ta eletryka, to od diabła jest". Tych od ścinaniasłupów na codzień mam w przychodni. Nie wierząw pandemię, " bo jak komu przeznaczone umrzećto umrze", bo "tylko starzy umierają" (najmłodszypacjent z ostrym COVIDem któregowyekspediowałem do szpitala miał 17 lat, niewiem co się z nim stało, a nie było z nim najlepiej),"bo dochtory tylko za pieniądzmi patrzą" i nakoniec "bo w telewizji mówili, że nieprawda i natym Zachodzie gorzej, panie doktorze".Właśnie. Władza, telewizja i pokrewne. O telewizjityle powiem, że wszystkich macherów zWiadomości i innych propagandystów skazałbymna pięcioletnią pracę salowych w szpitaluzakaźnym za najniższą krajową. Niech kurwyjedne posmakują tego miodku.Rząd się popisał. Najpierw pandemia owszem,jest. Potem, zwyciężyliśmy pandemię i idźciestaruszkowie na wybory. Teraz z jednej strony żepandemia jest i0 Jezu Jezu co to będzie StadionNarodowy na szpital polowy, z drugiej stronyprzekaziory, że ta pandemia to w rzeczywistościw Polsce nie taka straszna, na Zachodzie gorzej,w ogóle to dajemy radę i winna opozycja bo jakrządziła to kraju nie zabezpieczyła. A potemwychodzi Niedzielski cały na biało i mówi o 20tys. zakażonych codziennie. Po drodze są jeszczerespiratory i maseczki Szumowskiego. No i jakiefekt? Taki, że ludzie mi codziennie mówią, zepandemia to jest na Zachodzie, a u nas to jesttaka propaganda władzy na której robi świetneinteresy.Tak więc jestem umiarkowanym pesymistą.Umiarkowanym bo mam nadzieję, że trochę zczasem przybędzie ludzi wyedukowanych choćbyna przykładzie własnych rodzin, którzyzrozumieją, że mamy do czynienia z klęskąelementarną i zanim znajdziemy na niąszczepionki (tak, szczepionki, bo z literatury którądo poduszki czytam widzę, że wszystkie lekipodawane w czasie terapii tylko łagodzą przebieg,nie powodują wyzdrowienia) musimy nauczyć siężyć czyli zabezpieczać. I przekaż to wszystkimludziom na tej swojej grupie na FB. Róbcie takdalej, ostrzegajcie, działajcie, edukujcie. Bozakażeni to jedno i tu trzeba działaćprofilaktycznie. Ale chodzi najbardziej o drugie:musimy maksymalnie zmniejszyć liczbę chorychwymagających leczenia szpitalnego zwłaszcza naICU, no i zmarłych. I jeszcze jedno: to jest wojna.W dodatku npl. to coś co nawet nie wiadomo czyjest żywe. Nie zachowujmy się wiec jak bandazdemoralizowanych taborytów, to damy radę.]"słuchawkę koleżanceJWei L
Źródło: MAREK MEISSNER
Teraz sam mam 31 lat i wiem,że mając 8 lat dobrze myślałem –
 –  Szpital onkologiczny pod Warszawą.Ludzie na chemii, radioterapii.Godzinami trzyma się ichstłoczonych na korytarzu.Pandemia?Grupa ryzyka?Starzy są, niech zdychają.Upodlenie.Pierdolę taką Polskę i jej „służbę zdrowia", przez którą właśnie tracę kolejną osobę, którą kocham.
Gdy Jan Paweł II ukazał się na balkonie jako nowy papież, dla świata był to szok – Nie jedyny. Jego pierwsze słowa brzmiały: "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Najdrożsi Bracia i Siostry". Wywołało to nie lada zdziwienie. Papież pierwszy raz w sposób bezpośredni zwrócił się oficjalnie do kobiet. Polskiego papieża okrzyknięto feministą. Starzy biskupi łapali się za głowę. A wszystko dlatego, że w XX w. przywódca Kościoła przywitał się z kobietami