Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 89 takich demotywatorów

Praca w służbie zdrowie to nie bułka z masłem Lekarze i ratownicy medyczni opowiadają najdziwniejszych przypadkach z jakimi spotkali się w pracy (14 obrazków)

Chciałbym wziąć to pokolenie dzieciaków za rękę na jakieś 12 godzin i teleportować się z nim, gdzieś do roku 2002 – Obudzić się z nimi w sobotę i instynktownie włączyć telewizor, w którym leciałoby muzyczne notowanie Viva Polska, a zaraz po nim Dextera i Krowa i Kurczak na Cartoon Network. Zjeść z nimi paczkę maczug za 60 groszy, wyrzuć metr hubby bubby i napić się oryginalnego frugo, które potrafiło wykrzywić  buzie największego cwaniaka.Spędzić z nimi dzień na podwórku bez tych nędznych telefonów, by pokazać im, że kiedyś każdy z nas wiedział gdzie i o której znaleźć się na dworze, aby pograć w piłkę lub poskakać z dziewczynami w gumę. Walkman, ławka, słonecznik, vansy z targu, gra w kolory, wyliczanki, posiniaczone kolana, bazy w krzakach, pukawki na jarzębine, oranżada w butelce i lody kolorki. Chciałbym im pokazać jak można było zjeść obiad z prędkością światła, żeby nie tracić czasu na siedzenie w domu. Chciałbym ubrać ich w swoje spodnie na niedziele i ostrzec by mówili wszystkim, że nie mogą się dziś brudzić. Pokazać zwykły trzepak do dywanu, który był najlepszym placem zabaw, gdy nie miało się komputera i konsoli. Chciałbym, aby poczuły wspaniały  smak kanapki z masłem i cukrem.Chciałbym pograć z nimi w zbijanego, a nawet i ponownie strzaskać szybę w oknie sąsiada, aby pokazać im jak szybko dzieci potrafiły uciekać ze strachu, gdy groziło im się ojcem lub policją. Chciałbym, pokazać im co to znaczy mieć kumpli ze trzepaka i ile należy się przygotowywać do starcia w śmigusa dyngusa. Jak krzyczeć do mamy, aby rzuciła z okna dwa złote na chipsy i picie... i jak bardzo dzieci lubiły, gdy zrzucała nam frytki w woreczku.  Chciałbym spędzić z nimi chociaż te 12 godzin, by pokazać im na czym polegało kiedyś życie. Jak zwalniał czasy, gdy patrzyło się na życie wolnymi oczami, wspinało po drzewach wolnymi rękami i cieszyło się wolnym duchem, gdy rodzice pozwolili zostać wieczorem godzinę dłużej na dworze. Chciałbym, aby wiedzieli, że najgorsze kiedyś słowa brzmiały "wracaj już do domu!".Chciałbym, aby ten jeden dzień pozostał w ich sercach, po to, aby wiedzieli ile to wszystko dla nas kiedyś znaczyło.

Urodzenie dziecka to nie bułka z masłem i każda mama o tym doskonale wie A jak to widzą świeżo upieczeni tatusiowie? (Oczywiście ci, którzy nie zemdleli) (17 obrazków)

Przysięgam, chciałbym wziąć to pokolenie dzieciaków za rękę na jakieś 12 godzin i teleportować się z nim, gdzieś do roku 2000 roku. – Obudzić się z nimi w sobotę i instynktownie włączyć telewizor, w którym leciałoby muzyczne notowanie Viva Polska, a zaraz po nim Dexter, Krowa i Kurczak na Cartoon Network. Zjeść z nimi paczkę maczug za 60 groszy, wyżuć metr hubby bubby i napić się oryginalnego frugo, które potrafiło wykrzywić  buzie największego cwaniaka.Spędzić z nimi dzień na podwórku bez tych nędznych telefonów, by pokazać im, że kiedyś każdy z nas wiedział gdzie i o której znaleźć się na dworze, aby pograć w piłkę lub poskakać z dziewczynami w gumę. Walkman, ławka, słonecznik, vansy z targu, gra w kolory, wyliczanki, posiniaczone kolana, bazy w krzakach, pukawki na jarzębine, oranżada w butelce i lody kolorki. Chciałbym im pokazać jak można było zjeść obiad z prędkością światła, żeby nie tracić czasu na siedzenie w domu. Chciałbym ubrać ich w swoje spodnie na niedziele i ostrzec by mówili wszystkim, że nie mogą się dziś brudzić. Pokazać zwykły trzepak do dywanu, który był najlepszym placem zabaw, gdy nie miało się komputera i konsoli. Chciałbym, aby poczuły wspaniały  smak kanapki z masłem i cukrem.Chciałbym pograć z nimi w zbijanego, a nawet i ponownie strzaskać szybę w oknie sąsiada, aby pokazać im jak szybko dzieci potrafiły uciekać ze strachu, gdy groziło im się ojcem lub policją. Chciałbym, pokazać im co to znaczy mieć kumpli ze trzepaka i ile należy się przygotowywać do starcia w śmigusa dyngusa. Jak krzyczeć do mamy, aby rzuciła z okna dwa złote na chipsy i picie... i jak bardzo dzieci lubiły, gdy zrzucała nam frytki w woreczku.  Chciałbym spędzić z nimi chociaż te 12 godzin, by pokazać im na czym polegało kiedyś życie. Jak zwalniał czas, gdy patrzyło się na życie wolnymi oczami, wspinało po drzewach wolnymi rękami i cieszyło się wolnym duchem, gdy rodzice pozwolili zostać wieczorem godzinę dłużej na dworze. Chciałbym, aby wiedzieli, że najgorsze kiedyś słowa brzmiały "wracaj już do domu!".Chciałbym, aby ten jeden dzień pozostał w ich sercach, po to, aby wiedzieli ile to wszystko dla nas kiedyś znaczyło. Dzieciństwo, czy pamięta ktoś jeszcze?Co się stało z nami, dzieciakami z tamtych lat?
Zmagania z chorobą i szpitalnym masłem c.d. – Wszystkim szybkiego powrotu do zdrowia i głowa do góry!
 –  jak będzie pan jutro do 12 00 jutro na podany adres

Dorastałem w Polsce

Dorastałem w Polsce – Szliśmy do szkoły i z powrotem z przyjaciółmi. Nasza kolacja była o 19. Tak jak dobranocka... Muminki, Smerfy, Drużyna RR, Przygód kilka Wróbla Ćwirka, Krecik...NIGDY nie jedliśmy w restauracji. Obiady były zawsze w domu. Ziemniaki chowało się pod pierzynę aby były gorące. Klucz zawsze był pod wycieraczką. Nikt nikogo nie okradał. Ciuchy się nosiło jeden po drugim. Tak po prostu było. Święta się spędzało z rodziną i wtedy była sałatka warzywna.Zdejmowałem szkolne ubrania, jak tylko wróciłem do domu i zakładałem ubrania do zabawy. Musieliśmy odrobić lekcje, zanim pozwolili nam wyjść na zewnątrz. Obiad jedliśmy przy stole.Nasz telefon tarczowy stał na naszym ′′stoliku telefonicznym′′ w przedpokoju i miał przymocowany ""sznurek"", więc nie było takich rzeczy jak rozmowy prywatne.Telewizja miała tylko kilka kanałów. Właściwie to 3! Zawsze trzeba było zapytać o pozwolenie, przed zmianą kanału.Skakaliśmy w gumę i w kabel, bawiliśmy się w chowanego, gonitwę na ulicach czy grę w piłkę. Zimą wracając ze szkoły zjeżdżaliśmy z górek na tornistrachPobyt w domu był karą i jedyne, co wiedzieliśmy o ′′znudzeniu′′ to: ′′Lepiej znajdź sobie coś do roboty, zanim ja znajdę to dla Ciebie!""Jedliśmy to, co mama zrobiła na obiad albo...nic nie jedliśmy.Wszyscy byli mile widziani i nikt nie wyszedł z naszego domu głodny.Nie było wody butelkowej, piliśmy z kranu lub z węża ogrodowego na zewnątrz (i wszyscy zdrowi).Naszym ulubionym poczęstunkiem była kromka białego chleba z masłem i cukrem.Oglądaliśmy kreskówki w sobotnie poranki, jeździliśmy godzinami na rowerach, pływaliśmy w rzekach.Nie baliśmy się niczego. Graliśmy do zmroku... zachód słońca był naszym czasem powrotu do domu (a nasi rodzice zawsze wiedzieli, gdzie jesteśmy).Gdy ktoś się kłócił, za chwilę zapominał o co i znowu byliśmy przyjaciółmi - tydzień później, jeśli nie szybciej.Wszystkie ciotki, wujki, dziadkowie, babcie i najlepsi przyjaciele naszych rodziców byli ""przedłużeniem"" naszych rodziców, a my nie chcieliśmy, żeby powiedzieli naszym rodzicom, jeśli źle się zachowywaliśmy. Graliśmy w 2 ognie, w podchody i w siatkę na trzepaku.To były stare dobre czasy. Tak wiele dzieci dzisiaj nigdy nie dowie się, jak to jest być prawdziwym dzieckiem. Kochałem moje dzieciństwo. Słowo, przepraszam, dziękuję, proszę ( i ""dzień dobry"") było używane przez nas na co dzień, bo to było normalne, bo tak nas wychowali rodzice.A szacunek do starszych i do drugiego człowieka był wyssany z mlekiem matki. Oglądaliśmy bajki które uczyły, jak być dobrym człowiekiem, jak kochać ludzi, jak pomagać słabszym.Dobre czasy! Szliśmy do szkoły i z powrotem z przyjaciółmi. Nasza kolacja była o 19. Tak jak dobranocka... Muminki, Smerfy, Drużyna RR, Przygód kilka Wróbla Ćwirka, Krecik...NIGDY nie jedliśmy w restauracji. Obiady były zawsze w domu. Ziemniaki chowało się pod pierzynę aby były gorące. Klucz zawsze był pod wycieraczką. Nikt nikogo nie okradał. Ciuchy się nosiło jeden po drugim. Tak po prostu było. Święta się spędzało z rodziną i wtedy była sałatka warzywna.
By żyło się łatwiej –  ZAMIENIĘCIĘZKIKAWAŁEKCHLEBANA BULKE2 MASŁEM
 –  Usunęliśmy materiały opublikowane przez CiebieUsunęliśmy poniższy post ponieważ nie spełniał on Standardów społeczności Facebooka:Adelajda TruścińskaZnalazłam rozwiązania kolejnych problemów. Tym razem jest to zlikwidowanieprzestępczości niemal do zera. wystarczy zmienić zasady w zakładach karnych.Przede wszystkim podawane tam jedzenie Więźniowie w tej chwili w zależności odzakładu mają na śniadanie chleb z masłem I szynką, a na obiad ziemniaki zmielonym i jakąś w miarę mało pedalską surówką. Jak w domu. Każdy szanującysię mężczyzna powie wam. że właśnie takie coś upolowałby sam. Należy zmienićdietę więźniów na ściśle wegańską. Takie rzeczy, jak warzywa, owoce, a przedewszystkim soczewica powinny skutecznie odstraszyć potencjalnych przestępców. Imamy taką sytuację na przykład: - O patrz, jaki pedał, ma naszywkę muzykaprzeciwko rasizmowi. Zabijmy go. - Nie. co ty... Nie słyszałeś, że teraz w więzieniunie ma mięsa? - Co ty kurwa gadasz? - No. I dają ci tyle soczewicy, że jakwychodzisz jesteś właściwie kobietą. - Ja pierdolę - On nie Jest tego warty. - Niejest. Podczas obiadów leciałoby też Taco Hemingway czy inny pedalski rap. Apapierosy tylko mentolowe slimy. A piwo tylko z sokiem. A spodnie tylko rurki. A zgier tylko warcaby. A z książek tylko poezja.! kto chciałby być w takim więzieniu?Nikt.
Chleb z cukrem – Kto tak jadał? Była też wersja PRO - chleb z masłem posypany cukrem

To były czasy!

To były czasy! –  My, urodzeni w latach 50-60-70-80 tych, wszyscy byliśmy wychowywani przez rodziców patologicznych.Na szczęście nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy, jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Dzięki temu nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za smarowanie dzieci spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy.Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy trochę się baliśmy. Dorośli nie wiedzieli, do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać. Pies łaził z nami – bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na sznurku i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas później na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierzęta. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie obsikać lub „tam” nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył po tej czynności rąk. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień Dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień Dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień Dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby.Skakaliśmy z balkonu na odległość. Musieliśmy znać tabliczkę mnożenia, pisać bezbłędnie. Nikt nie znał pojęcia dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i kto wie jakiej tam jeszcze dys… Nikt nas nie odprowadzał do szkoły. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Jedliśmy też koks, szare mydło, Akron z apteki, gumy Donaldy, chleb masłem i solą, chleb ze śmietaną i cukrem, oranżadę do rozpuszczania oczywiście bez rozpuszczania, kredę, trawę, dziki rabarbar, mlecze, mszyce, gotowany bob, smażone kanie z lasu i pieczarki z łąki, podpłomyki, kartofle z parnika, surowe jajka, plastry słoniny, kwasiory/szczaw, kogel-mogel, lizaliśmy kwiatki od środka. Jak kogoś użarła przy tym pszczoła to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię.Ojciec za pomocą gwoździa pokazał, co to jest prąd w gniazdku. To nam wystarczyło na całe życie. Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz. Jak się ktoś skaleczył, to ranę polizał i przykładał liść babki. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi, ciepłe mleko prosto od krowy, kranówkę, czasami syropy na alkoholu za śmietnikiem żeby mama nie widziała, lizaliśmy zaparowane szyby w autobusie. Nikt się nie brzydził, nikt się nie rozchorował, nikt nie umarł. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Nikt się nie bawił z opiekunką.Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Bawiliśmy się w klasy, podchody, chowanego, w dwa ognie, graliśmy w wojnę, w noża (oj krew się lała ), skakaliśmy z balkonu na kupę piachu, graliśmy w nogę, dziewczyny skakały w gumę, chłopaki też jak nikt nie widział. Oparzenia po opalaniu smarowaliśmy kefirem. Jak się głęboko skaleczyło to mama odkażała jodyną albo wodą utlenioną, szorowała ranę szczoteczką do zębów i przyklejała plaster. I tyle. Nikt nie umarł.W wannie kąpało się całe rodzeństwo na raz, później tata w tej samej wodzie. Też nikt nie umarł. Podręczniki szanowaliśmy i wpisywaliśmy na ostatniej stronie imię, nazwisko i rocznik. Im starsza książka tym lepiej. Jedyny czas przed telewizorem to dobranocka. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.Nasze mamy rodziły nasze rodzeństwo normalnie, a po powrocie ze szpitala nie przeżywały szoku poporodowego – codzienne obowiązki im na to nie pozwalały. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze” wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw.A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!
Jeśli to pamiętasz, to miałeś fajne dzieciństwo. Tak wyglądało dorastanie w latach 80/90: – Tak było...Dorastałem w Polsce.Szliśmy do szkoły i z powrotem z przyjaciółmi. Nasza kolacja była o 19. Tak jak dobranocka... Muminki, Smerfy, Drużyna RR, Przygód kilka Wróbla Ćwirka, Krecik...NIGDY nie jedliśmy w restauracji. Obiady były zawsze w domu. Ziemniaki chowało się pod pierzynę aby były gorące. Klucz zawsze był pod wycieraczką. Nikt nikogo nie okradał. Ciuchy się nosiło jeden po drugim. Tak po prostu było. Święta się spędzało z rodziną i wtedy była sałatka warzywna.Zdejmowałem szkolne ubrania, jak tylko wróciłem do domu i zakładałem ubrania do zabawy. Musieliśmy odrobić lekcje, zanim pozwolili nam wyjść na zewnątrz. Obiad jedliśmy przy stole.Nasz telefon tarczowy stał na naszym ′′stoliku telefonicznym′′ w przedpokoju i miał przymocowany "sznurek", więc nie było takich rzeczy jak rozmowy prywatne.Telewizja miała tylko kilka kanałów. Właściwie to 3! Zawsze trzeba było zapytać o pozwolenie, przed zmianą kanału.Skakaliśmy w gumę i w kabel, bawiliśmy się w chowanego, gonitwę na ulicach czy grę w piłkę. Zimą wracając ze szkoły zjeżdżaliśmy z górek na tornistrachPobyt w domu był karą i jedyne, co wiedzieliśmy o ′′znudzeniu′′ to: ′′Lepiej znajdź sobie coś do roboty, zanim ja znajdę to dla Ciebie!"Jedliśmy to, co mama zrobiła na obiad albo...nic nie jedliśmy.Wszyscy byli mile widziani i nikt nie wyszedł z naszego domu głodny.Nie było wody butelkowej, piliśmy z kranu lub z węża ogrodowego na zewnątrz (i wszyscy zdrowi).Naszym ulubionym poczęstunkiem była kromka białego chleba z masłem i cukrem.Oglądaliśmy kreskówki w sobotnie poranki, jeździliśmy godzinami na rowerach, pływaliśmy w rzekach.Nie baliśmy się niczego. Graliśmy do zmroku... zachód słońca był naszym czasem powrotu do domu (a nasi rodzice zawsze wiedzieli, gdzie jesteśmy).Gdy ktoś się kłócił, za chwilę zapominał o co i znowu byliśmy przyjaciółmi - tydzień później, jeśli nie szybciej.
 –  Śniadanie: kakao, herbata miętowa, pieczywo pszenno-żytnie z maslem, kielbasą szynkową, salata z rzodkiewką, jabłko Obiad: zupa jarzynowa z koperkiem, ziemniaki, kotlet mielony, mizeria ze śmietaną, kompot Podwieczorek: kisiel, grahamka z masłem, serem żółtym, gruszka Śniadanie: platki owsiane na mleku, herbata z cytryną, pieczywo pszenne żytnie z masłem jako z majonezem i szczypiorkiem, pomidorki koktajlowe, śliwka Obiad: zupa ryżanka, ziemniaki. polędwiczki w sosie własnym, surówka z kapusty czerwonej z jabłkiem. kompot Podwieczorek: herbata owocowa, chatka z masłem, Danonek, rodzynki, pestki dyni Śniadanie: kasza manna na mleku, herbata owocowa, pieczywo pszenno-żytnie z maslem, szynką, ogórkiem kiszonym, papryka, jabłko Obiad: zupa neapolitańska z serkiem topionym i makaronem, kasza pęczak. pulpety z indyka w sosie musztardowym. surówka z buraczków i jablka, kompot Podwieczorek: herbata miętowa, warkocz cynamonowy, śliwka Śniadanie: kawa mleczna, herbata miętowa, pieczywo pszenno-żytnie z masłem, pasta z łososia z serem białym, szczypiorkiem, rzodkiewka, gruszka Obiad: zupa ogórkowa z koperkiem, makaron kurczak w sosie pesto, surówka z selera i jablka ze śmietaną, kompot Podwieczorek: mleko, strudla owocowa, jabłko Śniadanie: platki kukurydziane na mleku, herbata z cytryną, kajzerka z masłem, jajecznica na masełku ze szczypiorkiem, pomidorki koktajlowe, winogrona Obiad: zupa kalafiorowa z koperkiem ziemniaki, paluszki rybne, miks salat w sosie winegret, kompot Podwieczorek: jogurt z bananem, bulka maślana z czekoladą
Tylko nie powiedziała, czy że śmietankowym, orzechowym czy czekoladowym... –
Wszystko ma swoje granice... –  Wspomnień czar."Ze 40-45 lat temu, w ciągu jednego dnia z tejsamej szklanki przy saturatorze, wodę piło 500, amoże 1500 osób.W osiedlowym sklepie mleko stało w aluminiowejbańce - nawet w 30 stopniowym upale, bezchłodzenia. W najgorszym wypadku się nieprzegotowało i był serek.Tuż przy mleku leżał w szarym papierzedziesięciokilogramowy blok masła - lekkonadtopionego, co prawda, ale rano dowiezionegoz lokalnej mleczarni - świeżego, jak wiosennyszczypior.Między masłem a mlekiem stała drewnianabeczka (drewniana!! - niesterylna!!) z solonymiśledziami.A na drewnianych półkach leżał gorący chlebpomieszany z bułkami.Pani sklepowa jednemi i temi samemi rencamidzieliła wśród ludu pracującego mleko, masło,śledzie, chleb, chałwę, cukierki, ser żółty i biały iszare mydło.Pobierała opłatę w gotówce i wydawała resztę, bokart i terminali nie było, poza amerykańskimifilmami raz do roku. I nie miała żadnychrękawiczek, torebek foliowych, ani nawetumywalki.I nikt nie umart, a nieczęsto posrał się na rzadko.Niestety - paranoja jest zaraźliwa.Szerzy się, jak epidemia.Wszystko będziemy sterylizować, ale niczego niebędziemy solić, ani wędzić, wszystko będziemysortować, mierzyć i kontrolować, zniknątargowiska, a babki z jajkami, szczypiorkiem ipietruszką zostaną osadzone w Alcatraz, bo niebędą miały odpowiednich certyfikatów i koncesji.Wszyscy będziemy sterylnie czyści, absolutniezdrowi aż do śmierci i, szlag niech trafi,nieszczęśliwi. "By Maciej Sierpiński00 546Komentarze: 139 · Udostępniono 167 razyO Lubię to!Dodaj komenta. A UdostępnijMarcin KapińskiNostalgia za darwinizmem czasówkomunistycznych kończy się, kiedykomuś dzieciak zapadnie na ciężkąchorobę.
Mężczyzna został aresztowany za posmarowanie sobie rąk masłem orzechowym i uderzenie sąsiada uczulonego na orzechy –  iDANKINGNEWS.COMFlorida man dirts his hands with peanut butterand punches neighbors allergic to nuts
10 złotych myśli od śp. Jerzego Pilcha: – "Wyobraźnia, to jest umiejętność widzenia suchej buły jako buły z masłem.""Przyjaźń polega na tym, także na tym, że nie dostarcza się przyjaciołom zbytecznych zgryzot.""Pijakowi wstyd pić, ale pijakowi jeszcze gorszy wstyd: nie pić.""Pewien niczego człowiek być nie może, zwłaszcza życia.""Każdy normalny człowiek od czasu do czasu ma ochotę kogoś zabić.""Życie składa się ze złudzenia wieczności i z przerażającej utraty tego złudzenia.""W końcu nie jest wielkim sekretem ani literackim, ani egzystencjalnym fakt, iż mówić umieją wszyscy, natomiast zapisać swe mówienie mało kto potrafi.""Przez całe dzieciństwo, a może i później, byłem absolutnie pewien, że Polska jest odwieczną piłkarską potęgą, oraz że papież zawsze jest Polakiem.""Nie mieć żadnych ubocznych zamiarów wobec kobiety, to jest wielka nieuprzejmość.""Nie można pijąc żyć długo i szczęśliwie. Ale jak można żyć długo i szczęśliwie bez picia?"
Gdy czyta się takie historie to nagle każdy może się poczuć mistrzem komików –  Poważna naradaKiedy zjeżdżają do mnie wnukiwariujemy, bawimy się .. gotujemy.- Co będziecie jedli? - dopyty-wałem kilkanaście razy.- A co masz, dziadku?- Ser biały, topiony, salami, pa-rówki – wymieniałem, a wnuki za-częły się naradzać. Trwało to ze20 minut aż w końcu...-Wybieramychleb z masłem- wykrzyknęli.-I trzeba byłotyle debatować- zacząłem sięśmiać.MarekTo jaz Lublina
Poznajcie mistrza matematykiz Wyborczej z 2006 roku –  Lekkie niekonieczniezdrowszeMasla zwyklego nie ma, jest tylko eks-tra, super, pyszne, polskie i tradycyj-ne. Dziwna sprawa z tym maslem: Mle-kovita zachwala swoje jako póltlusteczyli teoretycznie mniej tuczącei lep-Sze dla zdrowia, a tłuszczu w nim 40 gi372 kcal. W Śmietankowym Warmiitluszczu co prawda 73%, ale nie poda-no, czy na 100 g, czy na calą kostkę, czy-li na 200 g. ZEaciatym to samo. Napisgłosi: ,,minimum 82% tłuszczu". Alena ile? Nie podano. Masło Stołowe z So-kołowa Podlaskiego-73,5% tluszczu.Znów nie wiemy, czy na 100, czy nakostkę. Zwyczajowo na opakowaniachpodaje się ilość tłuszczu na 100 gra-mów, ale konsument ma prawo tegonie wiedzieć.tleko dla kobietDEMOTYWATORY.PLPoznajcie mistrza matematyki zWyborczej z 2006 roku
Dlatego własnie opieka nad gówniakiem to nie jest bułka z masłem –
0:14