Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 162 takie demotywatory

Dwóch internautów stworzyło wirtualną pułapkę na pedofilii. Złapali... oficera Wojska Polskiego

Dwóch internautów stworzyło wirtualną pułapkę na pedofilii. Złapali...oficera Wojska Polskiego – "W związku z tym zalogowaliśmy się na dwa popularne polskie czaty pod nazwą "OlciaaxD", tworząc fikcyjne konto dwunastoletniej dziewczyny. Nie musieliśmy długo czekać na odzew wielu użytkowników, z których zdecydowana większość zainteresowana była seksem. Przerażające jednak było to, że mimo klarownej wiadomości odnośnie wieku dwunastu lat, wielu z nich wcale się nie zniechęciło. Jednym z takich użytkowników był "dyskretny.31". Właśnie pod tym nickiem krył się pedofil, który bezpośrednio rozpoczął rozmowę krótkim przywitaniem i propozycją spotkania sponsorowanego. Zasygnalizowaliśmy od razu wiek fikcyjnej postaci dwunastoletniej Oli, lecz to tylko pobudziło użytkownika do dalszej konwersacji. Otrzymaliśmy od razu serię bezpośrednich pytań oraz propozycji ewidentnie patologicznych, pedofilskich. Dla uwiarygodnienia naszej prowokacji staraliśmy się, aby forma naszych wiadomości przypominała dziecięcą (nie przywiązywaliśmy większej uwagi do składni czy ortografii, celowo popełniając wiele błędów typowych dla dzieci). Ponadto wysłaliśmy zwyczajne zdjęcie młodej dziewczyny na numer, który podał nam pedofil, na co dostaliśmy w odpowiedzi zdjęcie pedofila. Już wtedy wiedzieliśmy, że pedofil poczuł się pewniej i "połknął haczyk". Upozorowaliśmy spotkanie przy rondzie Generała Augusta Emila Fieldorfa "Nila" - jednym z najcharakterystyczniejszych miejsc w Rembertowie. Z pomocą koleżanek Pauliny Lorenc oraz Wiolety Waźnialis podzieliśmy się na dwie grupy i zajęliśmy pozycje, z których dyskretnie wypatrywaliśmy pedofila. Wiedzieliśmy również, kogo mamy wypatrywać, bowiem pedofil napisał nam, jakim samochodem przyjedzie (podał markę, model, kolor, a nawet rocznik (sic!)). Mieliśmy również zdjęcie pedofila, o którym wspomniałem wcześniej. Pozostaliśmy również w stałym kontakcie telefonicznym z pedofilem, z którym kontaktowaliśmy się poprzez wiadomości tekstowe. Napięcie rosło, aż w końcu dostrzegliśmy samochód pedofila, który zbliżał się do miejsca spotkania, wypatrując "Olci". Jako że zwolnił i nie zatrzymał się, a dostrzegł, że jego ofiary nie ma, wysłał szybko smsa z pytaniem "Gdzie jesteś?". Wysłaliśmy wiadomość tekstową, która dawała do zrozumienia pedofilowi, że za minutę wykreowana przez nas ofiara przyjdzie na miejsce spotkania. Podszywając się pod fikcyjną postać dwunastoletniej dziewczynki, poprosiliśmy, aby pedofil kupił sok, co zmusiłoby go do opuszczenia pojazdu i znacznie ułatwiłoby nam zatrzymanie. Ten spytał się jaki, na co my poprosiliśmy o sok marki "Kubuś". Po chwili jedna z dwóch grup dostrzegła jak owe auto zatrzymało się przy Żabce, a mężczyzna udał się do sklepu. Szybko zebraliśmy się pod drzwiami sklepu i czekaliśmy, aż pedofil wyjdzie ze sklepu, żeby go obezwładnić i przekazać w ręce odpowiednich służb. Po krótkiej chwili ze sklepu wyszedł mężczyzna ze zdjęcia, który trzymał w ręku "Kubusia" i udawał się do swojego samochodu, który wcześniej nam opisał. Wszystkie poszlaki nie pozostawiały cienia wątpliwości i dawały nam poczucie pewności co do podejrzeń wobec tego mężczyzny. Bez zastanowienia rzuciliśmy się na pedofila, który zupełnie zaskoczony zaczął wyrywać się i w momencie, gdy go obezwładniliśmy zaczął krzyczeć, jakoby to on był ofiarą napadu. Użyliśmy jednak różnych środków perswazji, o których nie chciałbym tutaj pisać, aby uciszyć pedofila. Silny trzydziestojednoletni mężczyzna szybko zaczął się tłumaczyć, że to jakieś nieporozumienie, aż w końcu zmienił strategię po raz trzeci, grożąc nam, że nie wiemy, z kim zadarliśmy i podkreślając, że jest kimś ważnym. Okazało się, że schwytany przez nas pedofil jest oficerem Wojska Polskiego (kapitanem). Szybko zawiadomiłem Policję, podczas gdy chłopaki trzymali pewnie pedofila na ziemi. Kiedy przyjechała Policja, zwyrodnialec zdołał wymyślić jeszcze inną wymówkę, jednak przedstawiliśmy funkcjonariuszom zebrane informacje, które mogły tylko i wyłącznie pogrążyć ujętego mężczyznę. Nie mogliśmy jednak znaleźć telefonu, z którego pisał mężczyzna. Policjanci znaleźli i zabezpieczyli podczas przeszukania mężczyzny i samochodu dwa telefony komórkowe, ale żaden nie był tym, z którego pisał do "Olci". Wcieliłem się jednak na moment w rolę detektywa i znalazłem telefon, który pedofil zdołał wyrzucić pod zaparkowany obok samochód podczas kilkuminutowej szamotaniny. Na komendzie pedofil spokorniał i przyznał się do winy. Potwierdziło się również to, że jest on oficerem Wojska Polskiego. W takich okolicznościach musieliśmy poczekać na Żandarmerię Wojskową, która przejęła sprawę. Z komendy w Rembertowie zostaliśmy przewiezieni do oddziału Żandarmerii Wojskowej, gdzie zostaliśmy przesłuchani. Późno w nocy po złożeniu zeznań odebrał nas kolega Daniel, któremu serdecznie dziękujemy za pomoc.Ze względu na śledztwo oraz jego rangę na chwilę obecną nie możemy zdradzić więcej szczegółów, gdyż grozi nam odpowiedzialność karna.Pragnę również nadmienić, iż nie mamy na celu kreowania złego wizerunku Wojska Polskiego, a samych żołnierzy zawsze będziemy darzyć ogromnym szacunkiem oraz podziwem! Chcemy natomiast pokazać, że zjawisko pedofilii jest niezwykle powszechne, a takie "czarne owce" mogą występować w niemalże każdych środowiskach."
Kiedy palę na balkonie, nigdy nie wyrzucam niedopałków. Boję się, że pet - niesiony wiatrem - wpadnie do jakiegoś mieszkania, spowoduje pożar, wybuchną butle z gazem i zginie mnóstwo ludzi. Policja zacznie śledztwo i dojdzie, że to moja wina – Skażą mnie na długoletnie więzienie, pokaże mnie telewizja i mama się wtedy dowie, że palę

Życie okiem doświadczonego 7 latka...

Życie okiem doświadczonego 7 latka... –  Poczekalnia u weterynarza, ojciec i syn. Chłopiec na oko siedmioletni, rezolutny, uroczy. Ale – dłuży mu się tutaj. Co i rusz zgłasza więc na głos swoje obiekcje i próbuje dociec, dlaczego musi trwać w tej beznadziejnej, dokuczliwej sytuacji. No i kiedy to wszystko się skończy. To piekło.(śledztwo, stopniowanie)- Tato, czemu nie wchodzimy?- Bo nie jest nasza kolej.- A nie może być teraz nasza?- Nie może. Naucz się czekać.- To trudne; trudniejsze chyba nawet od czytania.(dialog o czasie)- Długo jeszcze, tato?- Z 15 minut.- To długo.- Niedługo.- Niedługo, kiedy sobie mówisz, że to niedługo. Ale to DŁUGO.(histerycznie)- Kiedy wejdziemy?! Kiedy wejdziemy?! Kiedy wejdziemy?! Kiedy wejdziemy?! Kiedywejdziemykiedywejdziemykiedywejdziemykiedywejdziemy?!(diagnoza)- Bo ja nie mam cierpliwości. Jak mama. Ale mnie się nie boisz.(szantaż emocjonalny)- Nie wytrzymam – pęka mi serce!(morał)- Tato, czy tak wygląda życie?- Jak, synku?- Czekasz i czekasz, i czekasz, i czekasz. I nic. Bo przed tobą jest kobieta z kotem.
Nikt w Polsce nic nie kradnie - dlaczego? Bo w Polsce nie ma złodziei, tylko osoby przywłaszczające sobie obce mienie – Śledczy już wiedzą, kto chciał sprzedać obraz „Gęsiarka”, który zniknął z Pałacu Prezydenckiego za kadencji Bronisława Komorowskiego i trafił do domu aukcyjnego.Kancelaria złożyła zawiadomienie do prokuratury ws. obrazu „Gęsiarka”. Sam były prezydent sprawę bagatelizował, a o zaistniałej sytuacji mówił „jakieś obrazki zniknęły”.Teraz obraz zabezpieczyli policjanci. Poza tym, jak dowiedziało się RMF FM, prowadzący śledztwo wiedzą również, kto chciał sprzedać obraz. Muszą się jednak upewnić, czy zabezpieczony w „Rempexie” obraz na pewno jest tym, który zniknął z Pałacu Prezydenckiego

I to jest ...troska

I to jest ...troska –  Kiedy palę na balkonie nigdy nie wyrzucam niedopałków. Boję się, że pet - niesiony wiatrem -wpadnie do jakiegoś mieszkania, spowoduje pożar, wybuchną butle z gazem i zginie mnóstwo ludzi. Policja zacznie śledztwo i dojdzie, że to moja wina. Skażą mnie na długoletnie więzienie. Pokaże mnie telewizja i mama się wtedy dowie, że palę.
Przynajmniej Norwegiato państwo prawa – Norweg, któremu w sopockim Cocomo prawdopodobnie dolano coś do drinka, a potem ściągnięto z konta 137 tys. zł, wygrał przed sądem w Kristiansand. Bank odda mu pieniądze, mimo że śledztwo w Polsce zostało umorzone
Biskup to sobie może gowysyłać gdzie chce – A prokuratura powinna wysłać go na ławę oskarżonych Ksiądz obmacywał uczennice. Trafił do innej parafii. Proces ruszy w sierpniuJuż w sierpniu ksiądz Stanisław G. zasiądzie na ławie oskarżonych. Odpowie za molestowanie seksualne uczennic podstawówki. Czeka na proces w tej samej parafii, do której przeniesiono innego duchownego, zamieszanego w skandal z homoseksualną pornografią.Sąd w Zamościu zajmie się sprawą Stanisława G. 10 sierpnia. Ksiądz uczył w szkole podstawowej w Sulmicach. Prokuratura zarzuciła mu molestowanie seksualne pięciu dziewczynek, które przygotowywał do Pierwszej Komunii Świętej.W czerwcu duchowny przyznał się do molestowania trzech uczennic. Z ustaleń Prokuratury Rejonowej w Zamościu wynika, że do napastowania dziewczynek dochodziło regularnie w latach 2009-2014. Ksiądz miał obmacywać uczennice i wkładać im ręce pod bieliznę. Według śledczych dochodziło do tego zarówno w szkole podczas zajęć, jak i w kościele.Kiedy sprawa została nagłośniona przez media, dyrektor podstawówki w Sulmicach zrezygnowała ze stanowiska. Rodzice uczniów zarzucają jej, że nie reagowała na sygnały o molestowaniu dzieci przez księdza. Stanisław G. uczył nawet wówczas, gdy trwało śledztwo w jego sprawie. Wreszcie przełożeni księdza pozbawili go uprawnień do nauczania w szkołach. Stanisław G. nie może też zbliżać się do uczennic.Duchowny stracił również funkcję proboszcza w Kalinówce, niedaleko Zamościa. Trafił tam przed laty dość nieoczekiwanie. Wcześniej wykładał bowiem na uczelni. Robił karierę naukową. Jak ustaliliśmy, z końcem czerwca Stanisław D. został przeniesiony z Kalinówki. Decyzją biskupa trafił do parafii św. Mikołaja w Hrubieszowie, gdzie jest rezydentem.
Gdzieś na Bahamach, Seszelachalbo innym Bora-Bora – Siedzi sobie i śmieje się jak czyta,że policja nie wie kogo właściwie szuka Skok na kasę w Swarzędzu. Konwojent mógł ukraść nawet 8 mln zł w gotówce Zuchwała kradzież w Swarzędzu. Konwojent, który od kilku miesięcy pracował pod skradzioną tożsamością, zabrał nawet 8 mln zł i zniknął. Pieniądze miały trafić do bankomatów O sprawie jako pierwszy poinformował "Głos Wielkopolski". - Wygląda to na bardzo dobrze przygotowany skok, a sprawca mógł mieć wspólników - mówi nam, zastrzegając anonimowość, jedna z osób znających ustalenia śledztwa. Sprawę bada prokuratura. Złodziej od kilku miesięcy pracował w firmie ochroniarskiej. W piątek razem z innymi ochroniarzami rozwoził gotówkę do bankomatów. Pierwszy postój mieli w Swarzędzu. To wtedy doszło do skoku. Dwóch pracowników wysiadło z samochodu i wkładało pieniądze do kasetki w bankomacie. Wtedy złodziej, który został w pojeździe, po prostu odjechał. Pozostali ochroniarze natychmiast zawiadomili swoją firmę i policję. Samochód miał GPS pozwalający go namierzyć. Ale złodziej też był przygotowany. Według naszych informacji włączył urządzenie zakłócające sygnał. Porzucony pod lasem samochód odnalazł dopiero... grzybiarz. Policja chciała zabezpieczyć ślady: odciski palców, ślady biologiczne. Ale złodziej oblał całe auto substancją chemiczną, dzięki której zatarł ślady. Pieniądze w samochodzie Mimo że skok był profesjonalnie przygotowany, w samochodzie firmy ochroniarskiej pozostała część pieniędzy. Dlatego śledczy podejrzewają, że złodziej bardzo się spieszył albo nie miał więcej miejsca w swoim samochodzie. Ile pieniędzy przewozili ochroniarze? Policja nie ma pewności, bo złodziej zabrał też dokumenty. Śledczy opierają się tylko na oświadczeniu pracowników firmy ochroniarskiej - według nich było to ok. 8 mln zł. Nasi informatorzy nie chcą mówić, ile pieniędzy udało się odzyskać. Kim jest poszukiwany mężczyzna? Na razie policja, według naszych informacji, nie bardzo wie, kogo szukać. Złodziej posługiwał się bowiem fałszywym nazwiskiem i dokumentami. Nikt w agencji ochroniarskiej go dokładnie nie zweryfikował. Tożsamość skradł jednemu z mieszkańców spod Poznania, do którego policja oczywiście natychmiast dotarła. Został przesłuchany jako świadek - nie miał pojęcia o kradzieży. Skok stulecia w Wielkopolsce - powtórka z 1993 roku? Piątkowa kradzież może przejść do historii jako wielkopolski skok stulecia. Wcześniej nazywano tak brawurową kradzież wypłaty dla pracowników Swarzędzkich Fabryk Mebli. W 1993 r złodzieje udający konwojentów przejęli ponad 5 mld zł, czyli dzisiejsze pól miliona złotych. Choć ta suma miała wtedy większą wartość - były to 1302 przeciętne miesięczne wynagrodzenia. Pomysłowość rabusiów była wielka. Przecięli linię telefoniczną między Poznaniem a Swarzędzem, odwołali prawdziwych ochroniarzy, a potem sami ich udawali. Towarzyszące im kasjerki związali i porzucili w lesie, a samochód dla zatarcia śladów - spalili. Na trop złodziei udało się trafić dzięki drobiazgowej analizie wraku samochodu, ustalono, kiedy go sprawdzono, gdzie parkował. Złodzieje wpadli 23 dni po napadzie. Tamto śledztwo prowadził Maciej Szuba, wtedy naczelnik wydziału kryminalnego, potem szef poznańskiej policji. - Jedyny trop, jakim dysponuje w tej sprawie policja, to wizerunek złodzieja. Ale skoro cały skok był tak dobrze przygotowany, to nie można wykluczyć, że złodziej zadbał też o zmianę wyglądu. Mógł przefarbować, zapuścić lub zgolić włosy, wąsy, brodę - mówi Maciej Szuba, dziś prywatny detektyw. Były policjant Maciej Szuba przypuszcza, że w przypadku poniedziałkowego rabunku złodziej jeszcze przed zatrudnieniem się w firmie ochroniarskiej musiał wiedzieć, jak takie firmy działają. - Albo więc obserwował bankomaty podczas uzupełniania gotówki, albo sam wcześniej pracował w takiej firmie. To może być dla policji trop -podpowiada Maciej Szuba. Jego zdaniem w takich sprawach policja musi też zwrócić uwagę na osoby, które nagle zaczęły wydawać dużo gotówki. - Takie pieniądze swędzą, jest pokusa, by je wydawać. Pamięta pan, jak wpadli sprawcy najsłynniejszego w PRL skoku na bank w Wołowie? Żona jednego z nich po prostu poszła na zakupy - mówi Szuba. Ale dodaje też, że dziś sytuacja jest inna: - Złodziej mógł wyjechać za granicę. Nie ma przestępstwa doskonałego, każdy popełnia jakiś błąd. Teraz zadaniem policji jest ten błąd znaleźć.
To są zwyrodnialcy nie dzieci!Nie rozumiem jak można być tak głupim i nie dostrzegać ludzkiej tragedii?! –  Dręczony przez kolegów 14-latek powiesił się. To, co po jego śmierci rozpętało się w sieci, jest przerażająceWyzywany od "pedziów", szykanowany przez kolegów, 14-letni Dominik z Bieżunia popełnił samobójstwo. Szkoła zastanawia się, gdzie zawiodła, prokuratura prowadzi śledztwo. A w sieci na profilach pamięci chłopca rozpętała się wojna. Gimnazjaliści z niesłychaną brutalnością komentują całą historię.Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nasStaranna fryzura, modne spodnie rurki, spokojny, grzeczny, ambitny, przejmował się ocenami. Do tego Dominik to ulubieniec koleżanek.Ale w szkole nie miał lekko. Wedle relacji mieszkańców, którzy rozmawiali z "Dziennikiem Zachodnim", chłopiec był wyzywany od "pedziów", prześladowany, a nawet obrzucony kamieniami.Śmierć DominikaW liście pożegnalnym Dominik opisał siebie, pogrupował też kolegów na przyjaciół i wrogów, z nazwiskami. Przeprosił mamę za to, co zrobi, napisał, że ją kocha i na pewno się jeszcze spotkają. Uprosił ją, by tego dnia mógł nie iść do szkoły, bo bał się jednej lekcji. Mama się zgodziła. Po powrocie do domu zastała syna martwego. 14-latek powiesił się - opisuje reportaż programu "Uwaga" w TVN.Okoliczności zdarzenia bada w tej chwili płocka prokuratura. Z zeznań ma wynikać, że chłopiec sygnalizował nauczycielom, iż jest "zaczepiany, popychany, wyzywany", śledczy będą wyjaśniać reakcję szkoły i nauczycieli na zgłaszany przez dziecko problem. W ankiecie przeprowadzonej przez kuratorium oświaty po śmierci Dominika uczniowie napisali że "nauczyciele krzyczą, są agresywni, denerwują się, stosują groźby". Dzieci informowały też o przypadkach przemocy wśród nich samych.W sieci żałoba i... nienawiść. "Dobrze, że zdechł"Po śmierci Dominika młodzież reaguje na swój sposób - zakłada na Facebooku profile upamiętniające Dominika. Błyskawicznie zdobywają one popularność, jeden polubiło 11 tysięcy ludzi. Wiele osób wpisuje "świeczki" ['] i szczere wyrazy współczucia. Ale jest coś jeszcze. Mówiąc językiem internetu - hejt.Obrzydliwe, prymitywne wypowiedzi, zawierające wulgarne wyzwiska, obrażające zmarłego nastolatka, wśród których "pedał" to łagodne określenie. A nawet memy:Pojawiła się nawet strona "Dobrze, że zdechł" - po akcji facebookowiczów, która zgromadziła 3,5 tys. ludzi, została usunięta. Osoby obrażające Dominika spotykają się z ostrą reakcją, ale jest ich naprawdę dużo. Pod imieniem i nazwiskiem młodzi ludzie obrażają się wzajemnie, niewybrednie żartują z Dominika. Poniżej przykłady:"Dobrze ze zdech polska nie ejst dla pedalow"; "bardzo dobrze rze ta k***a zginela haha jee***y pedal" (pisownia oryginalna) - ten rynsztok chyba najlepiej podsumowuje wypowiedź jednej z internautek: "Niestety tak właśnie jest z tolerancją tu u nas w Polsce. Tutaj nie można być oryginalnym, nie można być sobą, ponieważ od razu w grupie ludzi z otoczenia tej osoby znajdzie się ktoś, komu ta oryginalność nie będzie pasować".
Jak można mówić o rzetelnym śledztwie – Kiedy główny dowód leży sobie pod wiatą w Rosji
Taki horror może wydarzyć się tylko u nas: zabiła w obronie własnej gwałciciela, siedzi w areszcie – Niecały rok temu młoda kobieta stała wieczorem na przystanku w Kutnie czekając na autobus. W między czasie poznała mężczyznę, który zaoferował jej podwiezienie do domu. Zgodziła się, jednak zamiast do domu pojechali do domu jego 32-letniego kolegi. Siedzieli, pili alkohol, po czym kierowca, który przywiózł 18-latkę opuścił mieszkanie. Upita dziewczyna usnęła, lecz obudził ją starszy kolega, który chciał zmusić ją do seksu. Gdy odmówiła usiłował ją zgwałcić. Wyrwała się z rąk mężczyzny, chwyciła nóż i zadała kilka ciosów 32-latkowi. Wystraszona i częściowo obdarta z ubrań dziewczyna wybiegła na drogę. Tam zobaczył ją przypadkowo jadący kierowca. Osiemnastolatka prosiła go o wezwanie policji i pogotowia.Biegli zakończyli śledztwo i nie dopatrzyli się podstaw do kwestionowania jej poczytalności, dlatego dziewczyna od PONAD PÓŁ ROKU siedzi w areszcie. Za zabójstwo grozi jej 10 lat więzienia.
Kiedy palę na balkonie,nigdy nie wyrzucam niedopałków – Boję się, że pet - niesiony wiatrem - wpadnie do jakiegoś mieszkania, spowoduje pożar, wybuchną butle z gazem i zginie mnóstwo ludzi. Policja zacznie śledztwo i dojdzie, że to moja wina. Skażą mnie na długoletnie więzienie. Pokaże mnie telewizjai wtedy mama dowie się, że palę.
Źródło: sjusk.pl
Ta satysfakcja, gdy nic i nikt nie jest w stanie Cię złamać... – Pseudonim "Warszyc"- uczestnik kampanii wrześniowej, członek Służby Zwycięstwu Polski, zastępca komendanta Obwodu Radomsko AK i szef Kierownictwa Dywersji, dowódca 27 pułku piechoty AK, odznaczony  Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari, twórca i dowódca KWP, wróg numer jeden bezpieki. W 1946 zdradzony przez podwładnego, przeszedł okrutne śledztwo połączone z brutalnymi torturami. Łamano mu kości i wbijano gwoździe pod paznokcie. Nie wydał nikogo i nie przyznał się do winy. W czasie rozprawy zachowywał się tak godnie, że obecne na sali młode studentki prawa, ku osłupieniu sędziego i ubeków, przemyciły dla niego bukieciki kwiatów. Po otrzymaniu wyroku śmierci odmówił napisania prośby o łaskę do Bieruta. Gdy Mieczysław Moczar (oprawca z GRU nadzorujący jego "śledztwo") obiecał darować mu życie w zamian za jeden podpis, Warszyc spojrzał mu w oczy i powiedział, że jeśli pada na kolana, to tylko przed Bogiem.  \n\nCZEŚĆ I CHWAŁA  TYM, KTÓRZY ODDALI ŻYCIE ZA NASZĄ WOLNOŚĆ!!!
Śledztwo bez uchybień? A co na to ofiary katastrofy w Katowiecach, które od 8 lat nie dostały odszkodowań? –
Prokuratura w Poznaniu umorzyła śledztwo w sprawie księdza, który  nie udzielił pomocy przy porodzie swojego dziecka. Uznała, że nie doszło do przestępstwa. – Dobrze że Maryja powiła dziecko w stajence, a nie na plebanii, bo Jezus mógłby tego nie przeżyć!
Źródło: nasygnale.pl
Nie jest łatwo pracować – kiedy w zespole masz atrakcyjną koleżankę
Prowadząc śledztwo w sprawie prostytucji w klubie ze striptizem w Seattle, policjant odwiedził klub 160 razy, wydał ok. 17 tys. dolarów publicznych pieniędzy i nie aresztował nikogo – To się nazywa oddanie dla zawodu!
Zróbmy śledztwo w reprezentacji – Coś czuję, że tam z piłkarzami może być podobnie
To już się w pale nie mieści... – Niewątpliwie według pana prokuratora wizerunek Stalina czy Che Guevary będzie po prostu promocją noszenia wąsów
Są zdania... – ...których lepiej kobietom nie mówić
Źródło: www.PiktoGrafiki.com