Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 31 takich demotywatorów

"Tamte" święta były dla mnie najpiękniejszymi, jakie miałam w życiu. Czekałam na nie długie miesiące. Dla nas, dzieci wychowanych w latach 80., czas płynął od wakacji do Świąt Bożego Narodzenia i od świąt do wakacji

"Tamte" święta były dla mnie najpiękniejszymi, jakie miałam w życiu. Czekałam na nie długie miesiące. Dla nas, dzieci wychowanych w latach 80., czas płynął od wakacji do Świąt Bożego Narodzenia i od świąt do wakacji – W Wigilię mama wstawała pierwsza. Zrywała kartkę z kalendarza, a potem spędzała czas w kuchni, do której wstęp był dla nas przez większość dnia zabroniony. Po śniadaniu trzeba było przecież się „przegłodzić”, żeby wigilijna kolacja lepiej smakowała. Zawsze czekaliśmy na pierwszą gwiazdkę, a za oknem wokół był puszysty śnieg – do kolan, czasem do pasa. Naprawdę nie pamiętam Świąt bez śniegu. Wierzyliśmy też, że zwierzęta o północy przemówią ludzkim głosem...Choinka była takim trochę chaosem wszystkiego. Jednak na pewno kolorowa. U mnie w domu była sztuczna. Pamiętam, że z przodu miała bombki, a z tyłu prawie wcale. Czubek był lekko wygięty, jakby przeszkadzał mu sufit. Bombki po prostu przepiękne: muchomorki i takie okrągłe, błyszczące, w których można było się przeglądać, no i też takie, które miały wgniecenia i szybko się tłukły. Mama zbierała je, kruszyła i chowała na ozdobienie nimi korony na zabawę choinkową. Królowały cukierki: szklaki, kukułki i raczki, a niekiedy czekoladopodobne, skrupulatnie liczone przez mamę. Mieliśmy na to swój mały patent: po zjedzeniu wkładaliśmy w papierek watę. Była ona wtedy doskonałą imitacją śniegu i wspaniale też zakrywała prześwity na choinkowych gałęziach.Mikołaj wyglądał zupełnie inaczej niż dziś. Jego stroju nie można było wypożyczyć, czy go kupić. Ja nie przypominam sobie, aby w naszych domach Mikołaj w ogóle miał czerwone ubranie, może tylko dodatek w tym kolorze. Przebierał się za niego tata lub wujek a dorośli byli bardzo kreatywni. Mikołaj zakładał często buty albo część ubrania któregoś z domowników, więc wraz z wiekiem domyślaliśmy się, że on wcale nie istnieje. Prezenty: najpiękniejsze, choć bardzo skromne - książka, jakieś mazaki czy kredki. Już wcześniej szukaliśmy ich w szafach i wersalkach. My nie dostawaliśmy podarunków na co dzień. Były więc wymarzone i wyczekiwane.Liczyliśmy nasze prezenty, ustawialiśmy w rządku, obok łóżka i patrzyliśmy na nie zaraz po przebudzeniu. Po Nowym Roku opowiadaliśmy sobie o nich w szkole.Tęsknię za magią tamtych lat. Za zapachem. Zapachem tych dwunastu potraw, robionych przez mamę i babcię. Zapachem pomarańczy. Nawet za tym zapachem pasty, którą mama czyściła podłogę w kuchni. Za zapachem gazety z programem, którą w wigilijny poranek z kiosku przynosił tato. Miała zielony napis, wkładkę, krzyżówkę i była bardzo gruba. Mam wrażenie, że nawet gazeta pachniała wtedy świętami..."Fragment z książki „Tamten smak oranżady. Z pamiętnika ‘78 rocznika” via Instagram Monika Marszał @monikama szalszeregowy oświetleniowyKOMPLET CHOINKOWYet@monikamarszal
Widzę, że byłeś u sąsiada na śniadaniu... –
Źródło: krzemowe zakamarki
 –  Jakiś rok temu będąc w delegacji zatrzymałem się w dosyćosobliwym hotelu, w którym recepcja znajdowała się na 5piętrze. Czyli najpierw trzeba było jechać windą na 5piętro, tam przesiadało się do drugiej windy i dopierowtedy jechało się do swojego pokoju.*Windę z 5 piętra aktywuje się magnetyczną kartą -przykładasz kartę, wciskasz numer i jedziesz. Śniadaniarównież podawano na 5 piętrze.W sobotę z samego rana wracam do pokoju po śniadaniu.W rękach trzymam telefon, papierowy kubek z kawąi kartę od pokoju. Wchodzę do windy, próbuję przyłożyćkartę i wtedy telefon wyślizguje mi się z rąk. Odruchowopodstawiam stopę, żeby zamortyzować upadek. Telefonodbija się od nogi i wpada w szczelinę...Godzina około 7 rano, a o 11 mam lot do domu...Planowałem od razu po śniadaniu zebrać swoje rzeczyi ruszyć na lotnisko. Wpadam spanikowany na recepcję.Tam mi mówią, że dzisiaj sobota, więc może trochę minąćczasu zanim pojawi się ktoś od windy... A do tego już kilkarazy zdarzały się takie sytuacje i niestety telefony niewychodziły z tego cało... Ja już w myślach zastanawiam sięile będę musiał wydać pieniędzy na nowy. I modlę sięw duchu, żeby chociaż kartę sim udało się odzyskać.Dzwonimy do operatora wind i o mój boże! Gość mówi, żebędzie za 10 minut! Przyjeżdża, otwiera windę i naszymoczom ukazuje się kolejny cud! Telefon przeleciał tylko półmetra i zatrzymał się na jakimś wystającym elemencie.Nawet rysy na nim nie było! Cała akcja ratownicza trwałaze 20 minut, więc bez problemu zdążyłem na lot.Morał z tej historii jest taki: jeśli chcesz sprawić, żeby ktośpoczuł się dobrze, musisz najpierw sprawić, żeby poczułsię źle, a następnie przywrócić wszystko do poprzedniegostanu :)Teraz za każdym razem, gdy wchodzę do windy, na wszelkiwypadek wkładam telefon do kieszeni.
 –  Ja miałam taką sytuację: Mam natacy 12 miseczek z gorącymrosołem. Dziecko prawie na mniewleciało. W ostatniej chwili chwycił jeprzypadkowy gość, inaczej zupabyłaby na dziecku. Dopiero jak sięzrobiło zamieszanie znalazła sięmamuśka. Zaczęła na mnie krzyczeć,że mam uważać na jej dziecko.Powiedziałam, że ma rację, TO JEJDZIECKO I JEJ OBOWIĄZEK NA NIEUWAŻAĆ! Żaden zawodowy kelnernie patrzy pod nogi, ani na to coniesie. Patrzy gdzie to niesie! A wjednym hotelu cała rodzinka nie tylkozostała wpisana do czarnej książki,ale też pocztą pantoflową zostałypowiadomione inne hotele. Powizycie tej pokój trzeba byłoodnawiać ze dwa dni, a stolik po ichśniadaniu wyglądał jak po bitwie.Jednej zagadki nie daliśmyrozwiązać: jakim cudem na suficiebyły brudne od czekolady, stópkidziecka?
Roman ma 89 lat. Codziennie robi Heni owsiankę i herbatę malinową bez cukru. I tłumaczy przy śniadaniu: – - Nazywam się Roman Plichta i jestem twoim mężem. A ty masz na imię Henia i jesteś moją żoną. Henia od lat go nie poznaje. Pan Roman, pomimo rad, żeby oddać żonę do ośrodka, stanowczo się na to nie zgadza. Bo najbliższej osoby się nie porzuca HE
Przynajmniej wszystkie przedszkolaki zaraz po śniadaniu bez marudzenia idą leżakować –  alkohole bajkowy świat dziecka
Brawo Franek, zrozumiałeś życie –
+18
Ten demotywator może zawierać treści nieodpowienie dla niepełnoletnich.
Zobacz
A teraz wyobraźcie sobie, że mamy w Polsce broń atomową i odpowiada za nią Sasin, Suski, albo ktoś na podobnym poziomie intelektualnym –  "Śniadanie Rymanowskiego w Polsat News i Inlerii"- Na terytorium Polski powinny być amerykańskie głowice nuklearne zmożliwościq ich wykorzystania. To zagwarantuje Polsce bezpieczeństwo -powiedział w "Śniadaniu Rymanowskiego w Polsat News i Interii" JakubKulesza (Konfederacja). - Kto miałby mieć guzik do tego? Bo jeśli jakimścudem do władzy doszedłby Janusz Korwin-Mikke. to wszyscy byśmywylecieli w powietrze - odparta Anna Maria Żukowska.
Na taki ruch zdecydował się Zespół Szpitali Miejskich w Chorzowie. Roboty współtworzone przez polski startup z Wrocławia ProCobot będą powodowały uśmiech na twarzach dzieci na jednym z najpoważniejszych tam oddziałów, na Oddziale Traumatologii – Robot wyposażony jest w multimodalne funkcje interakcji, takie jak interakcje głosowe Sztucznej Inteligencji, interakcje za pomocą sygnałów świetlnych, interakcje dotykowe i inteligentne wyrażenia. W celu zapewnienia większego bezpieczeństwa robot BellaBot jest też wyposażony w czujniki 3D i nowe modułowe podwozie. Personel medyczny za pomocą robota będzie w stanie w sposób bezpieczny oraz efektywny przenosić posiłki na salę. Robot będzie też służyć do odbioru zużytych opakowań po śniadaniu i obiedzie z danej sali. Takie rozwiązanie skutecznie zredukuje niepotrzebne przemieszczanie się zbyt dużej ilości osób przez korytarz oddziału co jest tak ważne w czasach obecnej pandemii. Będzie eskortował małych pacjentów do pokoju pobierania krwi. A najpiękniejsze jest to, że będzie dzieciom czytał książki i dostarczał do sal maskotki

Ta bajka to... prawdziwa historia:

+18
Ten demotywator może zawierać treści nieodpowienie dla niepełnoletnich.
Zobacz
Ta bajka to... prawdziwa historia: – Do siedzącego przy śniadaniu w szpitalnej stołówce Centrum Onkologii zamyślonego księdza podszedł mocno wychudzony chłopak w kraciastej piżamie ze swoim skromnym posiłkiem na tacy:- Można się do księdza dosiąść?- Jasne - przytaknął jakby nadal nieobecny facet w koloratce.- Ksiądz tutaj to do kogoś, czy ze sobą? - kontynuował pytania chłopak.- Ze sobą, ale to początek drogi - odpowiedział ksiądz wciągając się w rozmowę - Z lekarzem już wiemy, że jest, ale nie wiemy z jakiej grupy i w jakim stopniu rozwoju.- Ksiądz się nie martwi - uśmiechnął się chłopak - Niech ksiądz żyje najzwyczajniej normalnie jak dotąd.- A czy teraz ja mogę ci zadać pytanie? - zwrócił się z badawczym wzrokiem ksiądz, który był pewien, że siedzący przed nim łysy młodzieniec przypominający bardziej cień człowieka o niemal trupim wyglądzie skóry musi być onkologicznym pacjentem dość długo.- Niech ksiądz pyta. Powiem jak na spowiedzi - roześmiał się chłopak.Ksiądz dość niepewnie jakby wiedział, że o pewne rzeczy nie wypada wypytywać mimo wszystko zapytał przyciszonym głosem:- Jesteś młody, bardzo młody i tak bardzo chory. Nie masz o to żalu? Żalu do Boga? Żalu do świata? Żalu do losu?- Proszę Księdza, mam obecnie 21 lat i choruję na raka od 16 roku życia - zaczął odpowiadać młodzieniec, jakby przygotowany na to pytanie - I nic lepszego nie mogło mi się przytrafić.Jak miałem 14 lat mój tata wyprowadził się do młodszej kobietki niż mama. Moje gimnazjum – szkoda gadać – myślałem, że tak mało zgranej społeczności szkolnej nie ma na świecie. A ja?Wypieszczony jedynak. Spadochroniarz z podstawówki. Taki typowy gnojek bez ambicji, bez chęci do nauki i bez chęci do pobożnego życia. Właściwie bez chęci do normalnego życia. Proszę mi wierzyć księże, że mimo bierzmowania wcale mi też nie było z Panem Bogiem po drodze.I przyszła zmiana.Kiedy zachorowałem rodzice umówili się, że będą mnie odwiedzać w klinice naprzemiennie, aby nawet się nie spotkać na szpitalnym korytarzu, ale ekonomia wzięła górę i tata zaproponował, że skoro codziennie do mnie przyjeżdża, to może zabierać matkę po drodze. Po jednym z powrotów ode mnie tata wysadzając mamę pod blokiem zapytał czy może wrócić. Wrócił I tak już zostało. Po roku urodził mi się braciszek, a lekarz zgodził się na przepustkę, abym został chrzestnym. Wiem, że nie zdążę założyć własnej rodziny, ale mam już dzieciaka jak swojego i do tego brata! I mogę się cieszyć z jego rozwoju, śledzić jak rośnie i jakie robi postępy. I jestem przekonany, że jak mnie już nie będzie, to będzie komu jeździć na mojej deskorolce, a rodzice na starość nie zostaną sami.A w gimnazjum z powodu mojej choroby najpierw zintegrowała się moja klasa, a wkrótce cała szkoła... Bal charytatywny jeden, drugi... Rozgrywki sportowe... Aukcje przedmiotów i autografów jakiś sławnych ludzi, którzy pewnie mnie nie znają... Mi już żadna kasa nic nie pomoże, a oni tak się rozkręcili, że chcą dalej wspólnie działać.Proszę księdza - zawsze chciałem mieć tatuaż na łydce, ale matka twierdziła, że to gadżet kryminalistów. I niech Ksiądz spojrzy jaka plecionka. Gdybym nie zachorował mógłbym sobie ją z głowy wybić młotkiem.I chyba najważniejsze: uważam, że jest ogromnym przywilejem wiedzieć, że miesiące, tygodnie i dni się kończą. I w pewnym momencie okazało się, że jestem taki uprzywilejowany, że już nic nie da się zrobić.Po pierwsze - swoje dni przestałem marnować na głupoty, na kłótnie, na uprzykrzanie życia innym. W miarę możliwości naprawiłem wyrządzone szkody i napisałem kilka listów do ludzi, których skrzywdziłem – w tym do mojej wychowawczyni.Po drugie - rozdysponowałem też swoje rzeczy i nagrałem komórką kilka godzin monologu z myślą o moim braciszku. Jestem też przygotowany na spotkanie z Bogiem odnawiając życie sakramentalne i zaprzyjaźniając się z Matką Bożą przez codzienny różaniec póki sił mi starczy.Proszę księdza – aż trudno w to uwierzyć, ale ten mój nowotwór przyniósł w życiu tyle dobra. Nie trzeba bać się śmierci. Trzeba bać się zmarnować swoje życie...* Michał zmarł w niespełna 4 miesiące po tej rozmowie - w Święto Matki Bożej Różańcowej - 7 października.
W latach 90. gdybyś zrobił zdjęcie swojemu śniadaniu, wywołał film, wydrukował zdjęcia i pokazał je znajomym, patrzyliby na ciebie jak na kretyna –
Para młodych ludzi wprowadziła się do nowego mieszkania. Pierwszego ranka w nowym lokum ukochani pili świeżo zaparzoną kawę, rozmawiając podczas śniadaniu. W pewnym momencie dziewczyna wyjrzała z zaciekawieniem przez okno. – Dostrzegła tam sąsiadkę z naprzeciwka, która rozwieszała na dworze prześcieradło i poszewki do przeschnięcia.„Spójrz jaką brudną oni mają pościel! Może powinni zainwestować w lepszy proszek, ale powinnam jej wyjaśnić jak ustawiać pralkę i prać białe rzeczy? – dziewczyna wyśmiała sporo starszą od niej sąsiadkę.Jej chłopak bez większego entuzjazmu wyjrzał przez okno i zamilkł. I tak co tydzień dziewczyna powtarzała te prześmiewcze i ironiczne uwagi, gdy tylko widziała jasne tkaniny schnące na słońcu. Po miesiącu, sytuacja znów się powtórzyła, ale ku zdziwieniu wścibskiej dziewczyny, sąsiadka powiesiła na sznurku śnieżnobiałą pościel, która była tak biała, że wręcz drażniła oczy. Ta nie myśląc zbyt długo, zawołała chłopaka i powiedziała:„Słuchaj! Oni w końcu kupili sobie nowe prześcieradła! Albo przestali w nie szczać lub nauczyli się ustawiać pralkę.”Chłopak spojrzał na swoją dziewczynę i powiedział:„Wiesz kochanie, wczoraj, gdy pojechałaś do galerii po nowe ciuszki, umyłem wszystkie okna w naszym mieszkaniu”.I wiecie jaki jest morał ten historii?W życiu wszystko zależy od czystości naszej duszy. Nim ochoczo wyrwiemy się do krytykowania i obrzucania błotem innych, należałoby najpierw sprawdzić czy sami nie mamy brudnych rąk od błota (czytaj – brudnych okien w domu ) Spójrzmy na to jakimi jesteśmy ludźmi, a dopiero później zastanówmy się czy powinniśmy oceniać i potępiać innych. Może podchodząc do siebie bardziej krytycznie, dostrzeglibyśmy butę za swoimi wścibskimi pazurami?
Dlaczego zwolniłem swoją sekretarkę? – Posłuchaj! Dwa tygodnie temu były moje urodziny, ale jakby tego nikt nie zauważył. Miałem nadzieję, że rano przy śniadaniu żona złoży mi życzenia. Może nawet będzie miała jakiś prezent. Nie powiedziała nawet "cześć kochanie", nie mówiąc już o życzeniach. Pomyślałem, że chociaż dzieci będą pamiętały, - ale zjadły śniadanie, nie odzywając się ani słowem. Kiedy jechałem do pracy czułem się samotny i niedowartościowany. Jak tylko wszedłem do biura, sekretarka złożyła mi życzenia urodzinowe i od razu poczułem się dużo lepiej. Ktoś pamiętał. Pracowałem do drugiej. Około drugiej sekretarka weszła i powiedziała:- Dzisiaj jest taki piękny dzień, w dodatku są pana urodziny, może zjemy gdzieś razem obiad? Zgodziłem się, - bo była to najmilsza rzecz, jaką od rana usłyszałem. Poszliśmy do cudownej restauracji, zjedliśmy obiad w przyjemnej atmosferze i wypiliśmy po lampce wina. W drodze powrotnej do biura sekretarka powiedziała:- Dzisiaj jest taki piękny dzień - czy musimy wracać do biura?- Właściwie to nie - stwierdziłem.- No to chodźmy do mnie - zaproponowała.U niej wypiliśmy jeszcze po lampce koniaku, porozmawialiśmy chwilę, a ona zaproponowała:- Czy nie będziesz miał nic przeciwko temu, jeśli pójdę do sypialni przebrać się w coś wygodniejszego?- Jasne - zgodziłem się bez wahania.Poszła do sypialni, a po kilku minutach wyszła niosąc tort urodzinowy, razem z moją żoną, dziećmi i teściową. Wszyscy śpiewali "Sto lat", a ja siedziałem na kanapie. W samych skarpetkach
Może poszedł na terapię z NFZ i jakoś mu się odwidział Tourette po pierwszym szpitalnym śniadaniu... –  MRebeliant@MRebeliantOglądam Obajtka w TVPis imuszę wam powiedzieć, żeszybko go wyleczyli z tegozespołu Tourette'a.Ani jednej ku wy nie rzucił,żaden chuj nie poleciał, nic obrudnej pale nie ma.A gadajo, że nasza służbazdrowia taka zła.
Kiedy byłem dzieciakiem nie mieliśmy telefonów ani tabletów, więc przy śniadaniu czytaliśmy informacje na pudełku płatków śniadaniowych –
Właśnie dlatego nie wszyscy faceci lubią niespodzianki –  O TYM DLACZEGO ZWOLNIŁEMSWOJA SEKRETARKĘ:Dwa tygodnie temu były moje urodziny,ale jakby tego nikt nie zauważył. Miatemnadzieję, że rano przy śniadaniu żona złożymi życzenia. Może nawet będzie miata jakiśprezent. Nie powiedziała nawet "cześćkochanie", nie mówiąc już o życzeniach.Pomyślałem, że chociaż dzieci będą pamiętałyale zjadły śniadanie, nie odzywając się anistowem. Kiedy jechałem do pracyczutem sięsamotny i niedowartościowany. Jak tylkowszedłem do biura, sekretarka złożyła miżyczenia urodzinowe i od razu poczułemsię dużo lepiej. Ktoś pamiętał. Pracowałemdo drugiej. Około drugiej sekretarkaweszła i powiedziała:Dzisiaj jest taki piękny dzień, w dodatkusą pana urodziny, może zjemy gdzieś razemobiad? Zgodziłem się - bo była to najmilszarzecz, jaką od rana usłyszałem. Poszliśmydo cudownej restauracji, zjedliśmy obiadw przyjemnej atmosferze i wypiliśmypo lampce wina. W drodze powrotnejdo biura sekretarka powiedziała:Dzisiaj jest taki piekny dzień - czy musimywracać do biura?Właściwie to nie - stwierdziłemNo to chodźmy do mnie - zaproponowała.U niej wypiliśmy jeszcze po lampce koniaku,porozmawialiśmy chwilę, a onazaproponowafa:Czy nie będziesz miał nic przeciwko temu,jeśli pójdę do sypialni przebrać sięw coś wygodniejszego?- Jasne - zgodziłem się bez wahaniaPoszła do sypialni, a po kilku minutach wyszła,niosąc tort urodzinowy, razem z moją żoną,dziećmi i teściową. Wszyscy śpiewali,,Sto lat", a ja k*rwa, siedziałem na kanapiegoły tylko w samych skarpetkach.

Z pamiętnika żonatego mężczyzny:

Z pamiętnika żonatego mężczyzny: – PONIEDZIAŁEK 07.06.Żyję. Wciąż żyję. Mój lekarz mówi, że to cud. Wczoraj pokłóciłem się z żoną. Smęciła mi i smęciła to jej powiedziałem w końcu: Gadaj sobie do woli. Mnie to i tak lewym uchem wpada, a prawym wypada. Dziś lekarz założył mi opatrunek na prawe, a żona powiedziała, że mi już teraz nic nie wypadnie. Do lekarza ze mną poszła cholera jedna. Przy okazji tego ucha o niestrawności mojej żeśmy gadali i lekarz mnie pyta:- A zgagę Pan ma? No to mu mówię: - A co nie widać?Tylko po cholerę się na nią patrzyłem? Tym razem unik się nie udał i dodatkowo szycie brwi miałem.SOBOTA 12.06Szczerość jest przereklamowana. Z babami nie ma co szczerze w ogóle gadać. Wczoraj mojej żonie przyszło na jakieś czułości. Leżymy sobie, a ona do mnie z tekstem:- Ty w ogóle nie jesteś o mnie zazdrosny!- Jestem....- Ciekawe, a co byś pomyślał, jakbyś się dowiedział, że cię zdradziłam z twoim najlepszym przyjacielem?!- Że jesteś lesbijką...Brew nie zdążyła się zagoić. Miałem drugie szycie i o dwa szwy więcej. Do trzech razy sztuka?PONIEDZIAŁEK 28.06.Facet to nie powinien okazywać swojej radości. Byłem na imprezie z kolegami. Impreza jak impreza. Trochę popiliśmy, rozochocony wróciłem do domu. Trochę nawalony i radosny. Chciałem się podzielić tą radością więc klepię starą w dupsko z uśmiechem i wołam:- Ty jesteś następna grubasku ...Nie zdążyłem dokończyć zdania, a ze szpitala dopiero dziś mnie wypisali.SOBOTA 03.07.W poniedziałek idę do dentysty zobaczyć, czy implant jedynki mi się będzie trzymał. A wszystko przez te perwersje. Że też ludziom takie durnoty do głowy przychodzą. Wracam zjebany z pracy, żreć się chce, wchodzę do chałupy, a moja stara stoi w drzwiach sypialni, oparta o futrynę, cała w lateksie i kręci pejczem. To się pytam:- Co na obiad Batmanie?!!Obiadu nie było, a przynajmniej ja nie miałem, obudziłem się dopiero dziś po śniadaniu.CZWARTEK 08.07.Czas to ma destrukcyjny wpływ na moją osobę. Dziś dostałem w ryj za spóźniający się zegar. Czy to do cholery moja wina była, że się spóźnił? Wchodzę do domu, a żona mi od drzwi smęci:- Wiesz, dziś jak przechodziłam w przedpokoju to zegar spadł tuż za mną.- Zawsze się spóźniał - odpowiedziałem szybko.Kurde, za szybko. A niby czas to pieniądz. Mnie to kosztowało pięć stów za remont górnej trójki.PIĄTEK 16.07.Czy wszystkie kobiety mają kompleksy na tle cycków? Wczoraj kupiłem parę płyt DVD. Mieliśmy z kumplami wieczorem pooglądać u Zenka. Żona się pyta po cholerę kupiłem płyty skoro DVD nie mam? No to ja się zapytałem po cholerę kupuje staniki? Ta brew to mi się chyba nie zagoi.WTOREK 20.07.Ja to kobiet nigdy nie zrozumiem. Na przeprosiny za te staniki kupiłem żonie kwiaty. Wchodzę do domu. Całuję ją w policzek z uśmiechem. Wręczam kwiaty, a ta drze się na mnie:- Tak-tak! Teraz może będę nogi rozkładać przez tydzień??? Co???!!!Na to ją pytam grzecznie:- A dlaczego? To wazonów już nie mamy??No i za kwiaty dostałem po ryju. Teraz wiem, czemu faceci nie kupują żonom kwiatów. Mają kurde rację

Wyjazd integracyjny

 –  Znajomy ziomeczek zaprosił mnie na wyjazd integracyjny od niego z roboty. Ponoć towarzystwo jakieś niemrawe (ze niby wiecie, "sportowcy" hehe) - a że ja z alkoholem akurat bardzo dobrze współżyje i potrafie rozkręcić nawet stype - to mówi: "dawaj, co sie bedziesz nudził, ja stawiam". Wiecej mnie przekonywać nie trzeba. Na miejscu patrzę, kurde faktycznie, same chłopy, ponure miny, przynajmniej ośrodek od*ebany jak Szpak na Eurowizje. Jeszcze na początku kumpel mówi do mnie: "tylko na spokojnie - jutro mamy ultra ważne spotkanie z pracy, niech sie po prostu wyłuzuja". No to jedziemy z tematem - oczywiście najpierw zadbałem o własne bezpieczenstwo - a po zaopatrzeniu się w niezbędne narzędzia mojej "pracy" rozpocząłem krucjate po pokojach gosci. Na poczatku spokojnie, że ja niby na bajerke, że akurat z whisky przechodziłem, że na papieroska. Pokój za pokojem, towarzystwo się rozkrecało, generalnie pomyślałem: "jest ok". I to był mój błąd - że nie zatrzymałem tej karuzeli spie*dołenia póki jeszcze mogłem... Kurde! Gdybyście wiedzieli jakie zło czai sie w ludziach i co ten zloty trunek potrafi z człowieka wyciągnąć! Nie minelo parę h a z przykładnych mężów, chłopaków i ojców nagle miałem do czynienia z bandą totalnie na*ebanych wariatow! Jeden typ zaczął biegać po korytarzu i coś pie*dolić do obcych gości hotelowych. Drugi wdal sie w jakąś aferę na baletach poniżej. Kolejny zarzygał pół korytarza, a szambo dopiero zaczynało wybijać... Nawet ku*wa nie wiem skąd się tam wziely dziwki - nagle do pokoju wbija stado prostytutek, a ci dopiero co grzeczni i ułożeni kolesie rwą sie do nich, jak stare baby do komunii! To byl ten moment, kiedy zdałem sobie sprawe, że machina którą stworzyłem juz sie nie zatrzyma... Kumpel śmiertelnie obrażony wykrzyczał, że przeze mnie jutro spie*dolą cale spotkanie i stracą ultra ważny kontrakt - wku*wil się i zamknął w swoim pokoju. Kiedy wróciłem do towarzystwa na stole leżał już koks. Naprawde nie mam pojecia jak się tam znalazł. Chłopaki dopiero wrzucali na 2-gi bieg. Ktos wpie*dolił się do basenu. Ktoś poturbował DJ-a. Ktoś dorwał piłę do nogi i ku*wa zaczeęli sobie grać o 3-ciej w nocy xD Oczywiście tak na*ebani, że aż jeden typ sie połamał. Nastepnego dnia nie chciałem sie obudzić. Nie dlatego, że bolała mnie głowa, czy goście hotelowi patrzyli się jak na trędowatego - nie mogłem znieść myśli ze będę dziś musiał spojrzeć w oczy mojemu kumplowi... Liczyłem, że może sie nie spotkamy, ale niestety wpadłem na niego na śniadaniu o 13 - spojrzał na mnie totalnie zimnym wzrokiem i szepnął tylko "dzieki" Czułem sie potwornie. W głębi duszy liczyłem tylko, żęby te ich ultra ważne spotkanie z pracy poszło dobrze... Niestety, tego dnia przegrali aż 0:3, a załamany kumpel szepnął mi tylko: "Sławek - to koniec, wracamy"...
Mamo, mogę nie iść dziś na wf? – Mama: Tak synku, wypiszę ci zwolnienie. Pamiętaj tylkoo drugim śniadaniu.Synek: Już je zjadłem, ale kupie sobie w sklepiku 4 zapiekanki.Mama: Ok
Powiedziałem mu, by dał mi spokój. Gdy odszedł smutny od stołu i udał się do swojego pokoju, zacząłem na niego wrzeszczeć, dlaczego mnie ignoruje – Myślicie, że już wie?