Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 60 takich demotywatorów

Wielki sukces Kościoła i PIS-u.Ofiara księdza Jankowskiego wycofuje pozew przeciwko gdańskiej kurii. "Dotarliśmy do krańca naszych możliwości" – Barbara Borowiecka: „Podtrzymuję, że wszystko to, co dotąd mówiłam na ten temat, jest prawdą. Nie jestem jednak w stanie wziąć udziału w długim i trudnym procesie sądowym ze względu na swój wiek i stan zdrowia". Każdy rodzic posyłający dziecko do kościoła, powinien być świadomy, że jeśli ksiądz nie oprze się pokusie, to może mieć przeciwko sobie nie tylko pedofila, ale również instytucje Kościoła, a nawet państwa
Jest to największa naturalna perła olbrzymiego małża na świecie, która waży aż 34 kg – Filipińscy urzędnicy czekają na potwierdzenie od gemmologów, że znalezisko jest rzeczywiście największą perłą świata
Menedżer pomaga swojemu pracownikowi uzyskać podwyżkę – Dowiedziałem się, że jeden z moich pracowników był zbyt nisko wynagradzany.Ciągle słyszałem: "Pracownik zgodził się na taką pensję przy zatrudnieniu".Nie pasowało mi to do sytuacji.To, że ktoś nie jest świadomy swojej wartości i nie negocjuje podczas procedury zatrudniania, nie oznacza, że powinien być źle wynagradzany.Wyciągnąłem profil zawodowy pracownika (który był nieaktualny) i oceny jego pracy.Następnie zebrałem spostrzeżenia na temat wynagrodzenia i rozpocząłem działania w imieniu pracownika.Dla mnie dostosowanie wynagrodzenia było oczywistą oczywistością, ale inni nie byli tego samego zdania.Przez kilka następnych tygodni walczyłem o pracownika i udało mi się uzyskać niezbędne zgody na ponowną ocenę wynagrodzenia.Rezultaty: 34% podwyżka wynagrodzenia, dodatkowe 5% premii i 5 dodatkowych dni urlopu.Pracownik nigdy o nic nie prosił, ale jako menedżer masz za zadanie być głosem swoich ludzi - nawet jeśli oni o to nie proszą Dowiedziałem się, że jeden z moich pracowników był zbyt nisko wynagradzany.Ciągle słyszałem: "Pracownik zgodził się na taką pensję przy zatrudnieniu".Nie pasowało mi to do sytuacji.To, że ktoś nie jest świadomy swojej wartości i nie negocjuje podczas procedury zatrudniania, nie oznacza, że powinien być źle wynagradzany.Wyciągnąłem profil zawodowy pracownika (który był nieaktualny) i oceny jego pracy.Następnie zebrałem spostrzeżenia na temat wynagrodzenia i rozpocząłem działania w imieniu pracownika.Dla mnie dostosowanie wynagrodzenia było oczywistą oczywistością, ale inni nie byli tego samego zdania.Przez kilka następnych tygodni walczyłem o pracownika i udało mi się uzyskać niezbędne zgody na ponowną ocenę wynagrodzenia.Rezultaty: 34% podwyżka wynagrodzenia, dodatkowe 5% premii i 5 dodatkowych dni urlopu.Pracownik nigdy o nic z tego nie prosił, ale jako menedżer masz za zadanie być głosem swoich ludzi - nawet jeśli oni o to nie proszą
Proboszcz Andrzej B. z Nowej Wsi Ełckiej postanowił wiosną uporządkować cmentarz. Zlecił wycinkę drzew, przy okazji zniszczeniu uległy stare, ewangelickie nagrobki – Parafia, w której urzęduje duchowny, może za to słono zapłacić. Za wycinkę nałożono karę administracyjną w wysokości blisko 2 mln zł.Prokuratura zarzuca proboszczowi, że "będąc świadomy obowiązku zachowania w stanie nienaruszonym obszaru starego cmentarza, znieważył miejsca spoczynku i szczątki ludzkie poprzez zlecenie prac ziemnych ciężkim sprzętem, polegających na usunięciu kilkudziesięciu karp korzeniowych, w wyniku czego doszło do rozkopania grobów, zniszczenia elementów nagrobków, a tym samym do zniszczenia terenu dawnego cmentarza ewangelickiego wraz z kwaterami wojennymi z okresu I wojny światowej założonego w I połowie XIX wieku"

To był ten jeden jedyny raz w całej historii obozu KL Auschwitz, kiedy esesman zwrócił się do Polaka per "pan"!

To był ten jeden jedyny raz w całej historii obozu KL Auschwitz, kiedy esesman zwrócił się do Polaka per "pan"! – Karl Fritzsch, kierownik obozu, patrzył na nas, mierzył każdego i co chwilę podnosił prawą rękę i mówił: "Du! - ty". Ten jeden wyraz był wyrokiem śmierci dla wskazanego. Esesmani wywlekali biedaka z szeregu, zapisywali jego numer i odstawiali pod strażą na boku.Dziś trudno opisać, co człowiek wtedy czuł. W głowie szum, krew pulsowała na skroniach, zdawało się nam, że wyskoczy nosami, uszami i oczami. Przed oczami mgła. Całe ciało drżało. Jedna myśl w głowie: jak stanąć, jaką minę zrobić, żeby mnie nie wybrał. Oto paradoks: człowiek umęczony, dręczony, głodny, bity, schorowany, a chce żyć. Modliłem się do Matki Bożej. Nigdy przedtem ani potem, muszę to uczciwie przyznać, już tak żarliwie się nie modliłem.Esesmani minęli mnie. Nie usłyszałem tego strasznego słowa: "Du". Minęli o. Maksymiliana i stanęli przed Franciszkiem Gajowniczkiem. Niemiec wskazał na niego, a on zawołał: "Jezus, Maria! Moja żona, moje dzieci!". Niemcy jednak nie zwrócili na to najmniejszej uwagi.I stało się coś, czego nikt nie mógł pojąćZobaczyłem o. Maksymiliana. Szedł prosto ku grupie esesmanów, stojących w pobliżu pierwszego szeregu więźniów. Wszyscy drżeliśmy, ponieważ było to złamanie jednego z najostrzej i najbrutalniej przestrzeganych zakazów. Wyjście z szeregu bez zezwolenia oznaczało śmierć. Czasem śmierć po ogromnym katowaniu, a czasem śmierć od jednego wystrzału. Byliśmy pewni, że zabiją o. Maksymiliana, a stało się coś nadzwyczajnego, co nigdy dotąd nie miało miejsca. Było to dla Niemców coś tak niewyobrażalnego, że stali jak skamieniali. Patrzyli po sobie i nie wiedzieli, co się dzieje. Mieli pilnować porządku, a naraz okazało się, że ten porządek narzuca więzień. Taki jak wszyscy, umęczony, udręczony..."Dlaczego pan chce umrzeć za niego?"O. Maksymilian szedł w więziennym pasiaku, z miską u boku, w drewniakach. Nie szedł jak żebrak, ani też jak bohater. Szedł jak człowiek świadomy wielkiej misji. Stanął spokojnie przed oficerami. Cała świta, która dokonywała selekcji, wszyscy stali i patrzyli po sobie, nie wiedzieli, co robić. Wreszcie opamiętał się kierownik obozu i wściekły, zapytał swojego zastępcę: "Czego chce ta polska świnia?".Zaczęli szukać tłumacza, ale okazało się, że tłumacz jest zbędny. O. Maksymilian w postawie na baczność odpowiedział spokojnie po niemiecku: "Chcę umrzeć za niego" i wskazał lewą ręką na stojącego obok Gajowniczka. Padło kolejne pytanie: "Kim jesteś?" - "Jestem polskim księdzem katolickim". O. Maksymilian, mimo iż wiedział, jak Niemcy traktują polskich księży, nie bał się przyznać do swojego kapłaństwa.Panowała wtedy nieznośna cisza. Każda sekunda wydawała się trwać wieki. Wreszcie stało się coś, czego do dzisiaj nie mogą zrozumieć ani Niemcy, ani więźniowie. Kapitan SS, który zawsze zwracał się do więźniów przez wulgarne "ty", zwrócił się do o. Maksymiliana per "pan": "Dlaczego pan chce umrzeć za niego?" O. Maksymilian odpowiedział: "On ma żonę i dzieci". Po chwili esesman powiedział: "Dobrze".Wspomnienia Michała Micherdzińskiego spisali Małgorzata i Mieczysław Pabisowie.W sobotę obchodziliśmy wspomnienie i rocznicę męczeńskiej śmierci o. Maksymiliana, który zmarł 14 sierpnia 1941 dobity zastrzykiem trucizny – fenolu przez funkcjonariusza obozowego, kierownika izby chorych Hansa Bocka o godz. 12:50.
"Właśnie byłam świadkiem, jak chłopiec w wieku 6 lub 7 lat, przypadkowo rozlał napój w sklepie. Nie udało mi się zrobić zdjęcia, więc dołączam zdjęcie, która przedstawia mnie i mojego syna. – Rozlany napój był niebiesko-czerwonego koloru, spływał po stole, podłodze, był dosłownie wszędzie. Chłopiec spojrzał na swojego ojca i natychmiast przeprosił. On zamiast się złościć po prostu powiedział: „Hej, to się zdarza. Chodźmy po serwetki, a pokażę Ci, jak to posprzątać. Spokojnie poszli po serwetki i wspólnie posprzątali cały bałagan. Potem ojciec powiedział do swojego syna: „W życiu czeka Cię jeszcze wiele, a jesteś inteligentny, więc ważne jest, abyś był bardziej świadomy tego co robisz. Następnym razem po prostu zwróć większą uwagę na to co się dzieje, aby takie wypadki się nie zdarzały. Można temu zapobiec, ale jeśli się zdarzą to i tak nie ma się czym przejmować. Jeśli będziesz brał odpowiedzialność za swoje błędy, zawsze można je naprawić. Wiem, że taki duży bałagan może wydawać się przytłaczający i możesz czuć, że nie jesteś wstanie poradzić sobie z nim sam, wtedy dobrze jest poprosić o pomoc. Nie ma nic złego w tym, by prosić o pomoc, kiedy jej potrzebujesz ”.
Smutny wpis lekarki, który skłania do refleksji o tych najbardziej samotnych w te święta: – "Mój dzisiejszy dyżur ostatni przedświąteczny skupia się na tych osobach, które święta mają spędzić w szpitalu, żeby choć trochę podtrzymać ich na duchu.Odwiedzając sale natykam się na Pana Jana, 93 lata.Od dwóch dni wypisany do domu, rodzina się nie pojawia.Dzwoniąc słyszę tylko "już przyjeżdża 2 córka z Sopotu i zobaczymy co dalej..." Brak osoby decyzyjnej... "ale on mieszka na 2 piętrze, będzie nam ciężko go wprowadzić" i tak w kółko.Pan Jan jest kochanym Sybirakiem, więźniem politycznym, cudowną i wartościową osobą, pełni świadomy umysłowo, nie wadzi nikomu, nie dosłyszy, ale słucha uważnie i rozumie co się do niego mówi. Jest świadom, bardzo świadom tego, że rodzina nie chce go zabrać na święta do domu, serce mi się łamie, kiedy parzę mu 3 torebkę herbaty i nadal nikt się nie pojawia.Pan Jan ma atopowe zapalenie skóry, cierpi, bo nie może się wykąpać u siebie w domu, w swoich szamponach, olejkach, wygodnie i godnie, taka prosta rzecz dla nas... on nie marzy o nowym samochodzie... marzy o rodzinnych świętach i kąpieli....Jak sam mówi, w życiu przeszedł piekło..."Kochana rodzino" jeśli to przeczytasz zlituj się i zabierz swojego bliskiego do jego domu, nie funduj mu kolejnego koszmarnego snu.A ja idę zaparzyć kolejny dzbanek herbaty..."

Lekarz Jakub Sieczko opisuje obecną sytuację w szpitalach:

 –  Dlaczego lockdown?Jeśli prawdziwe są rządowe statystyki, to nie mam racji. Mamy jeszcze margines bezpieczeństwa, może nieduży, ale jednak. Zajętych jest 346 respiratorów na 800, które, jak podaje Ministerstwo Zdrowia, jest przeznaczonych dla pacjentów z COVID-19. Podobno 500 jest w zapasie. Liczmy więc łącznie 1300, prawie 1000 miejsc zapasu, mamy jeszcze spokojnie dwa tygodnie. Taka jest rzeczywistość rządowych statystyk.Jest też rzeczywistość moich rozmów z pracownikami medycznymi z całej Polski, bo tak się składa, że mam sporo znajomych pracujących w intensywnej terapii. I opcje są dwie – albo mam wyjątkowo wielu pechowych znajomych albo rządowe statystyki to bujda. Mówią albo piszą mi ci znajomi tak:- „Miejsc respiratorowych nie ma od tygodnia".-„Próbowałam przekazać pacjenta do szpitala covidowego 100 km ode mnie, bez szans".- „Wybłagaliśmy ostatnie miejsce 230 km od nas”.Mam też mnóstwo znajomych pracujących w pogotowiu ratunkowym i na SOR-ach. Mówią, że wszystko jest poblokowane – stoją godzinami przed szpitalami lub (to ci na SOR-ach) absolutnie nie mają tych chorych, gdzie kłaść.I te dwie rzeczywistości – ministerialna i koleżeńska mi się zderzają. Tej drugiej wierzę bardziej. Wierzę i widzę, że system jest na krawędzi upadku. Czymże będzie ten upadek? Ten upadek będzie wielogodzinnym lub kilkudniowym oczekiwaniem na procedurę medyczną, na którą czeka się obecnie godzinę bądź dwie. No bo przecież jak całe szpitale będą zawalone chorymi z postacią COVID-19 wymagającą hospitalizacji, to kolejnych łóżek się nie wyczaruje, a personelu do ich obsługi się nie wyciągnie z kapelusza (pomijając już to, że tego personelu będzie mniej, bo będzie chory lub w kwarantannie).To może w takim razie nie przyjmować do szpitala tych z COVID-19? To jaka jest alternatywa? Mam nie zaintubować duszącego się 80-latka, bo mi zajmie ostatnie miejsce z respiratorem na OIT? No fucking way. Jestem lekarzem, umiem w leczenie, a nie w dobór naturalny. Tym ludziom należy się pomoc. To jest czyjś dziadek, czyjś ojciec, to jest po prostu człowiek.Przyrzeczenie lekarskie:„przyrzekam (…) według najlepszej mej wiedzy przeciwdziałać cierpieniu i zapobiegać chorobom, a chorym nieść pomoc bez żadnych różnic, takich jak: rasa, religia, narodowość, poglądy polityczne, stan majątkowy i inne, mając na celu wyłącznie ich dobro i okazując im należny szacunek;”Wieku nie ma w tej wyliczance, ale powinien też być. Intubuję duszących się narodowców, lewaków, Polaków, Ukraińców, alkoholików i milionerów. To jest moja praca. I moją rolą jest nauczyć się, jak w COVID-19 dać wentylowanemu respiratorem 80-latkowi szansę na to, żeby przeżył albo pozwolić mu godnie umrzeć, kiedy wiem, że takich szans już nie ma. Nie jest moją rolą myśleć o tym, czy ten respirator będzie, czy nie. To jest rolą premiera polskiego rządu i ministra zdrowia. To było ich rolą przez ostatnich siedem miesięcy. Trzeba było naprawdę kupić te respiratory, masowo przeszkolić personel medyczny, skutecznie śledzić ogniska zakażeń, postawić kontenery i zamienić je na szpitale. To się nie wydarzyło.Jak ten 80-latek zajmie respirator, to zabraknie go jednak dla 35-latki, która przechodząc przez przejście dla pieszych zagapiła się i wpadła pod tramwaj. I ją chirurdzy bohatersko zoperują, ale po tej operacji, no nie ma opcji, musi leżeć na OIT.Drogi antyszczepionkowcu, foliarzu, antymaseczkowcu, proepidemiczko – to ty jesteś tą 35-latką. Obiecuję ci, choć w internecie będę ci słał joby, bo jesteś szkodliwy, czy szkodliwa i nie wiesz, co czynisz – stanę na głowie, żeby cię na tej sali operacyjnej wyprowadzić na prostą. Znieczulę cię do tej operacji najlepiej, jak umiem. Dostaniesz fentanyl, propofol z ketaminą, rokuronium, desfluran, świeżo mrożone osocze, kwas traneksamowy, koncentrat krwinek czerwonych, koncentrat krwinek płytkowych, kompleks zespołu protrombiny, zbilansowaną płynoterapię krystaloidami, będziemy zapobiegać hipotermii i kwasicy śródoperacyjnej. Założę ci kaniulę dotętniczą i kaniulę do żyły głównej górnej. Chciałbym tylko po tej operacji mieć cię gdzie położyć. Chciałbym, kiedy już się narobię, nie mieć poczucia, że cała ta robota to jest krew w piach. Wiecie, co jest krew w piach? Krew w piach to jest to uczucie, które mam, kiedy przyjmę pacjenta do OIT, a on nie przeżyje do rana; kiedy pacjent z ciężkim urazem umrze mi na stole operacyjnym; kiedy godzinna resuscytacja kończy się zwieszeniem głowy. To jest bardzo niefajne uczucie.Miejsce z respiratorem należy się 80-latkowi z COVID-19 i 35-latce potrąconej przez tramwaj. Respirator jest jednak jeden. Czy to jest naprawdę gra, w którą chcemy w kraju wyrosłym, jak twierdzimy, z wartości chrześcijańskich grać? Co mam zrobić – rzucić monetą? Ocenić, kto ma większe szanse na przeżycie? Co mam wreszcie ci powiedzieć, drogi czytelniku, jeśli 80-latkiem jest twój ukochany dziadek, co był do tej pory w całkiem dobrej formie, a w ogóle w młodości uczył cię jeździć na rowerze, nosił cię na rękach, częstował cukierkami, kiedy rodzice nie widzieli i razem naprawialiście samochód w garażu? Kto daje mi prawo do podejmowania takich decyzji?I lockdown jest po to, żebym nie musiał takich decyzji podejmować. Lockdown jest dla 80-latków z COVID-19, ale też dla 35-latek potrąconych przez tramwaj, dla 29-latków z pękniętym tętniakiem tętnic mózgowych, dla 60-latków z zawałem serca, dla 32-latek z zespołem HELLP po porodzie. Jestem absolutnie świadomy, że lockdown to nie jest „pstryk” i że ludzie przez niego autentycznie cierpią – wpadają w biedę, popadają w kryzysy psychiczne, wiem, z własnego doświadczenia, co to znaczy nie móc wyjść z dzieckiem z domu przez tydzień i jakie myśli pojawiają się wtedy w głowie i co sądzi się o piosenkach dla dzieci, których słucha się po raz setny. Męki rodziców i dzieci podczas nauczania zdalnego są mi znane z opowieści. Jednak nagły wzrost zakażeń 14 września, czyli równo 2 tygodnie po rozpoczęciu roku szkolnego, nie może nie dać do myślenia. Przyczyn drugiej fali możemy szukać w pogodzie (na to wpływu nie mamy), no i w otwarciu szkół, czyli przenoszeniu zakażeń przez bezobjawowych bądź skąpoobjawowych małych nosicieli. Wydaje mi się, że tylko z tą drugą ze zmiennych możemy coś zrobić.Spadło na nas niezawinione nieszczęście. Cierpimy, każdy inaczej, nie chcę tego cierpienia warzyć i mierzyć. Cierpi przedsiębiorca, któremu padł biznes życia i cierpi wnuczka, której ukochany dziadek zmarł. Z tym że, myślę sobie, państwo ma narzędzia, żeby tego przedsiębiorcę kiedyś na nogi postawić. Wskrzeszanie zmarłych w kompetencji prezesa rady ministrów jednak już nie leży.I absolutnie nie wierzę w to, że upadły system ochrony zdrowia pozostanie bez wpływu na ekonomię. To zabiera fundamentalne poczucie bezpieczeństwa. Nie umiem tego oszacować, to nie moja rola. Ale jak można wsiadać za kierownicę samochodu nie mając pewności, że w razie wypadku przyjedzie po nas karetka? Jak można być 60-letnią nauczycielką i uczyć zgraję dzieci będąc w ciągłym lęku, że któreś z nich sprzeda COVID-19, a miejsca w szpitalu się skończyły?Ale może ja się mylę? Może jest spoko i tylko mam panikujących znajomych? To zróbmy taki test – to zadanie tylko dla medyków: umieszczam pod tym postem następujący komentarz: „Mam wykształcenie medyczne i sytuacja w moim miejscu pracy wskazuje na to, że jest dużo gorzej niż podają ministerialne statystyki.”Jeśli jesteś medykiem i zgadzasz się z tym zdaniem – daj temu komentarzowi pod moim postem lajka. Sprawdźmy orientacyjnie, jaka jest skala zjawiska.

"Kiedy w roku 1999 wyszedł Matrix, wszyscy byli zaskoczeni pokazaną tam wizją. Ludzie po przegranej wojnie, zostali siłą sprowadzeni do roli "bateryjek". Przerażająca myśl. Nikt by nie chciał takiego świata.

"Kiedy w roku 1999 wyszedł Matrix, wszyscy byli zaskoczeni pokazaną tam wizją. Ludzie po przegranej wojnie, zostali siłą sprowadzeni do roli "bateryjek". Przerażająca myśl. Nikt by nie chciał takiego świata. – Tymczasem właśnie obejrzałem świetny dokument "Social dilemma" i mam wrażenie, że wizja Matrixa jest bliższa rzeczywistości niż kiedykolwiek. Różnica jest taka, że nie walczyliśmy w żadnej wojnie, ani nikt nas do niczego nie zmusił. Nikt nie użył przemocy by nas zmienić w bateryjki. Sami to wybraliśmy.Budzimy się i patrzymy w ekrany. Zasypiamy i patrzymy w ekrany.Czy jednak aby na pewno, był to świadomy wybór? Czy zawsze patrzymy w telefon, bo chcemy z niego skorzystać czy jednak czasem robimy to, bo telefon nas "przyciąga"? Jak ryba, która światełkiem kusi swoje ofiary? Tutaj wyskakuje jakieś powiadomienie, tam coś piknie i już jesteśmy złowieni. Zamiast żyć swoim życiem, żyjemy życiem innych. Życiem, które tworzy dla nas telefon.Czasami nawet nie musi nas powiadamiać. Czasami jego obecność wystarczy, bo sama jego obecność jest niewypowiedzianą groźbą, że gdzieś tam może się dziać ważnego i nas to omija. Musimy się więc upewnić. Tylko na chwilę. Godzinę później zauważamy, że znowu się zatraciliśmy.Kiedy kilka lat temu wszedłem do sieci na poważniej, jedną z pierwszych rzeczy jakie zrobiłem, było wyłączenie w telefonie wszystkich powiadomień. Dla wielu było to dziwne, niektórzy nawet odbierają to jako niegrzeczne, że nie odpisuje im od razu (serio!), ale ja nie wyobrażam sobie inaczej. To jest jedna z rzeczy, które uważam za równie istotną dla mojego zdrowia jak mycie zębów czy regularne badania. Niestety cierpię w temacie technologicznym na inne schorzenia i wspomniany film wskazał skąd się te problemy biorą.Co kilka miesięcy spoglądam na swoje życie i zastanawiam się co w nim nie gra. Gdzie jest jakaś luka, gdzie podejmuję złe wybory. Taki minimalizm tylko mentalny. Ostatnio podczas takiego procesu odkryłem, że o ile nie padam ofiarą powiadomień, o tyle zdarzało mi się nadmiernie wdawać w internetowe dyskusje. Tutaj ktoś opowiadał pseudonaukowe bzudry, tam ktoś mnie obrażał, a w jeszcze innym miejscu, ktoś "nie miał racji w internecie". Klasyka. Czasami traciłem kwadrans, czasami pół dnia, a do tego wpływało to negatywnie na moje zachowanie. Byłem dużo bardziej poddenerwowany i drażliwy. Była to sytuacja, w której nawet jeśli wygrywałem dyskusję, to przegrywałem swoje życie.Wiecie co się zmieniło odkąd tego nie robię? Nic.Świat się nie skończył, bo nie przekonałem kolejnej Karen, że w szepionkach tak naprawdę nie ma używanej opony do Stara, ani choinki samochodowej o zapachu kokosowym do Malucha.Wcześniej wydawało mi się, że muszę odpowiedzieć. Muszę się zaangażować. Że od tego wiele zależy. Tak wlasnie działają nasze mózgi, a firmy technologicznie to idealnie wykorzystują.Wiedzieliście, że fake newsy (fałszywe informacje) klikają się 6-krotnie lepiej? To dlatego też tyle ich powstaje. Nie dlatego, że ktoś chce żebyśmy się "obudzili" i odkryli, że lądowanie na księżycu było mistyfikacją, a Antarktyda nie istnieje, tylko dlatego, że w taki sposób łatwiej się na nas zarabia. Fake newsy powstają jak grzyby po deszczu, bo generuje to większe zyski.Tylko co z nami samymi w tym wszystkim? Czy nam to jest w życiu potrzebne? Kłótnia na temat księżyca? Coraz większa polaryzacja poglądów? Atakowanie się wzajemne? Czy nie lepiej w spokoju spędzić czas z rodziną, pójść na spacer, przeczytać dobrą książkę, zagrać w dobrą grę, obejrzeć dobry film albo nawet poleżeć i nic nie robić przez chwilę?Dla wielu firm technologicznych jesteśmy tylko produktem. My ich nie interesujemy, tak długo jak wystarczająco często patrzymy w ekran, więc musimy się sami sobą zainteresować. Musimy sami o siebie zadbać. Zobaczyć co wnosi wartość do naszego życia, a co nas z tego życia okrada. Telefony, ekrany, internety mają też swoje jasne strony, bo dzięki nim m. in. ja obejrzałem ten film, a wy czytacie ten tekst, ale czy zawsze to właśnie te wartościowe rzeczy wybieramy? Czy może czasami każdy z nas daje się wciągnąć w coś, co kosztuje go czas, energię, a nawet dobre samopoczucie, a jedynym zwycięzcą jest technologia, która przykuła nas do ekranu po raz kolejny?"Każdego dnia, świat będzie ciągnął Cię za rękę krzycząc, "To jest ważne! I to jest ważne! I to jest ważne! Musisz się tym martwić! I tym! I tym też!"I każdego dnia to od Ciebie zależy, czy wyrwiesz swoją rękę, położysz ją na sercu, i powiesz - Nie... To jest naprawdę ważne."-Lain Thomas
OK, ale bądź świadomy – Spora część produktów wegetariańskich, a wegańskich większość, to wysoko przetworzona żywność przemysłowa. Składniki transportowane są głównie z Azji i Ameryki Południowej z użyciem masowców, które nie podlegają żadnym normom emisji spalin. Średnio 1 kg soi sprowadzonej z Azji oznacza jeden litr spalonego mazutu, najgorszego syfu, jakim można zasilać silniki. Do tego dochodzi wykorzystywanie ludzi (w tym dzieci) to niemal niewolniczej pracy, a wszystko to po to, byś mógł/mogła np. wlać do kawy mleczko sojowe zamiast krowiego, albo zjeść sałatkę z avocado.Również cały przemysł przetwórczy produktów wegetariańskich już w Europie generuje ogromne ilości odpadów i potężny ślad węglowy.Za każdym razem, kiedy jesz posiłek zawierający produkty z innego kontynentu, to tak jakbyś spalił(a) ćwierć litra najgorszego syfnego, nieprzefiltrowanego oleju napędowego. Talerz sałatki = talerz spalonego mazutu.Zwykły schabowy jest mniej obciążający dla klimatu niż danie zawierające soję.
Kontrola trzeźwości po przetarciu urządzenia płynem dezynfekującym –
W samo sedno –  Obywatel O.C.13 godz. ■ ©TARCZA 4.0 DLA PRZEDSIĘBIORCÓWPo lekarzach, nauczycielach i niepełnosprawnych PiS przedstawiłludowi kolejnego wroga - przedsiębiorców.Już trollownia PiS zaczęła szczuć, pojawiły się zdjęcia samochodówprzedsiębiorców i nawoływanie do zamknięcia tych „roszczeniowców".Zawiść - to jest emocja, na której PiS żeruje od samego początkurządów. Zawistnymi pisowskimi przygłupami po prostu łatwo się rządzi,wyszkoleni jak psy Pawłowa, reagują na prosty bodziec. Tym razemwredny bogaty przedsiębiorca chce ulg i zwolnień od rządu, któryzamknął mu biznes.Pod #Strajk Przed się biorców podczepili się różni ludzie, również znani zdemonstracji KOD, co wykorzystuje PiSowska szczujnia medialna istawia znak równości między przedsiębiorcami a kodziarzami.W głowie pisowskiego przyglupa nie ma opcji, że rządu może nie znosićzwykły świadomy obywatel - zawsze dostaje wytłumaczenie że zabuntem stoją źli ludzie, Niemcy, ruskie onuce i złodzieje z PO. Zawsze!Bo się tępakom hajs zgadza. Ale ten hajs maja dzięki przedsiębiorcom ijak ci przykręcą kranik to zobaczymy skąd ta banda nieudaczników zrządu weźmie hajs na socjał+Problemem dla polityka PiS jest samochód warty 300 tys. zł wziętyprzez przedsiębiorcę w leasing, ale spoko jest zarobek 2,7 min złSadurskiej w PZU. Małgorzata Sadurska przez lata wierny żołnierz PiSzarabia miesięcznie ok 90 tys zł dzięki temu, że ma powiązania wrządzie, bo umówmy się, ale staż w urzędzie pracy nie jest kwalifikacjado zarządu towarzystwa ubezpieczeniowego.i tak oto wygląda sytuacja - wymyśliłeś usługę/produkt, który podoba sięludziom, bierzesz auto w leasing, rząd zamyka ci biznes i robi z ciebiewroga ludu kiedy politycy żyją z twoich podatkówi jak tu się nie wku....ić?
Do samorządów to ślijcie a nie na fejsa! –  Świadomy swoich praw niewyrażam zgody naprzekazywanie moich danychosobowych Poczcie Polskiej
 –  Sławomir Świerzyński @s_swie... • 13hTak Igbt to początek pedofiliiQU2        115 C?101 &HokusDragonus @DracoOrdina... • 12h vJako świadomy mężczyzna, podjąłeś sięopieki nad grupą 15sto letnichdziewczyn. Opieki, która skończyła sięseksem z małoletnią. Na temat pedofiliiwiesz więcej niż ktokolwiek z nas. Tofakt.Sławomir Świerzyński (54 I.) poślubił żonęGostyninie. Gdy para brała ślub przedołtarzem, pani Renata miała zaledwie 16 Ibyła w ciąży. Muzyk disco polo poznałukochaną w harcerstwie, gdzie jako 22-letstarszy druh miał opiekować się grupkąmłodych harcerek.
Dlatego staram się zaplanować wszystkie spotkania na rano –
Mimo wszystko brawa dla niego, że jest świadomy i próbuje z tym walczyć –  #WarXk9 dni temuPosypią się hejty, wyzwiska i zapewne wiele przykrych słów, ale powiem wam swój sekret, reportaż p. Sekielskiego trochę mnie do tego skłonił.Mam 26 lat i podniecają mnie dziewczynki w wieku 12/13/14 lat, najbardziej jarają mnie drobne blondynki w spódniczkach i balerinach, nie wiem dlaczego, lubię chyba ten ich niewinny wygląd i pewną "nieporadność", są po prostu urocze i słodkie. Nigdy bym nie skrzywdził żadnego dziecka, wstydzę się siebie i walczę sam ze sobą, ukrywając swoje "zboczenie", bo wiem jak bym skończył, gdyby się ludzie dowiedzieli. Uczęszczam do psychoterapeuty, który pomaga mi poradzić z samym sobą, dużo przepracowaliśmy razem, wiem mniej więcej kiedy i skąd się to u mnie wzięło (predyspozycje miałem od zawszę, już w wieku około 11 lat miałem swój pierwszy raz, a pociąg do dzieci pojawił się u mnie około 21/22 roku życia, wcześniej miałem około 14 dorosłych partnerek seksualnych, a od 23 pociągają mnie tylko dzieci).Mimo że panuję nad sobą i nie chcę nikogo skrzywdzić, to na wszelki wypadek załatwił mi on leki, które zmniejszają moje libido oraz testosteron, przez co jestem prawie że impotentem. Co ciekawe, z dorosłymi kobietami o wyglądzie młodej dziewczynki też nie jestem już w stanie uprawiać seksu, po prostu nie daję rady (żeby nie było, zanim brałem leki też nie byłem w stanie). Od lat mam depresję, ciężko jest mi żyć wiedząc kim jestem, tnę się (psychoterapeuta o tym nie wie), myśli samobójcze i płakanie co wieczór to już norma, źle się czuję i ciągle myślę o tym, że kiedyś ktoś się dowie albo co gorsza kiedyś "pęknę" i coś zrobię niewinnej osobie dla własnej przyjemności.Na co dzień jestem "normalny", chodzę do pracy, przebywam z sąsiadami i ich dziećmi, które przychodzą do mnie w odwiedziny, bo mnie lubią, bo "wujek" zawsze ma cukierki, ma fajne historie z czasów jak służył w wojsku i fajnie gra na gitarze, nawet moja siostra przyjeżdża do mnie ze swoją córką, która - o ironio - ma teraz 12 lat i uwielbia bawić się z wujkiem, siadać mu na kolana i się przytulać (nie namawiam jej do tego, nie dotykam tam gdzie nie powinienem i nie całuję, sama przychodzi i to robi, bo myśli, że jestem normalny i kochany, a mnie to kurwa przeraża, bo nie powiem dziecku ani siostrze dlaczego nie powinna tego robić), więc pomyślcie co czuję.W skrócie: chce mi się rzygać jak patrzę w lustro i nie mam sposobu na wyjście z tego gówna.
Smutny wpis lekarza. Te święta nie dla wszystkich będą radosne – "Mój dzisiejszy dyżur ostatni przedświąteczny skupia się na tych osobach, które święta mają spędzić w szpitalu, zeby choć trochę podtrzymać ich na duchu.Odwiedzając sale natykam się na Pana Jana, 93 lata.Od dwóch dni wypisany do domu, rodzina się nie pojawia.Dzwoniąc słyszę tylko "już przyjeżdża 2 córka z Sopotu i zobaczymy co dalej'..." Brak osoby decyzyjnej... "ale on mieszka na 2 piętrze, będzie nam ciężko go wprowadzić" i tak w kółko. Pan Jan jest kochanym Sybirakiem, więźniem politycznym, cudowną i wartościową osobą, pełni świadomy umysłowo, nie wadzi nikomu, nie dosłyszy, ale słucha uważnie i rozumie co się do niego mówi. Jest świadom, bardzo świadom tego, że rodzina nie chce go zabrać na święta do domu, serce mi się łamie, kiedy parzę mu 3 torebkę herbaty i nadal nikt się nie pojawia.Pan Jan ma atopowe zapalenie skóry, cierpi, bo nie może się wykąpać u siebie w domu, w swoich szamponach, olejkach, wygodnie i godnie, taka prosta rzecz dla nas... on nie marzy o nowym samochodzie... marzy o rodzinnych świętach i kąpieli.... Jak sam mówi, w życiu przeszedł piekło..."Kochana rodzino" jeśli to przeczytasz zlituj się i zabierz swojego bliskiego do jego domu., nie funduj mu kolejnego koszmarnego snu .A ja idę zaparzyć kolejny dzbanek herbaty...Edit. Pan pojechal do domu.rodzina poinformowana o skutkach pozostawienia pacjenta i zgloszeniu do prokuraturu o zaniedbaniu i zaniechaniu... Nie wiem czy bedzie to lepszy wybor... Zeby odebrac osobe dopiero pod przymusem??? Gdzie ten swiat zmierza.Bardzo dziekuje wszystkim za pomoc i zaangazowanie."
Wszedł na komisariat z tabliczką zawieszoną na szyi. Gdy policjant ją dostrzegł, przytulił go – Kiedy mały chłopiec wszedł na posterunek policji, miał ze sobą torbę i zawieszoną wokół szyi kartkę z napisem „Free Hugs”. Już wtedy wszyscy wiedzieli, że nie będzie to zwykły dzień na służbie.Mimo młodego wieku, 5-letni chłopiec był świadomy relacji między miejscową społecznością, a lokalną policją. Dźwięki przejeżdżających radiowozów obok miejsca zamieszkania chłopca niejednokrotnie wybudzały go ze snu, po czym miał problemy z ponownym zaśnięciem.Szybko okazało się, że maluch boi się nie tylko o siebiePomyślał, że jeśli on się boi, to policja również musi się baćZdecydował więc, że pomoże miejscowym funkcjonariuszom i podniesie ich na duchu.W tym celu poprosił mamę, aby zawiozła go na lokalny posterunek, gdzie będzie mógł ofiarować policjantom pączki, a przy okazji ich przytulić. Nie chciał, aby mężczyźni bali się swojej pracyBrawo dzieciaku!Jak czasami nie dużo potrzeba, by uczynić świat lepszym, czyż nie?
Brawo dla feministek, przez których protesty wiele kobiet straciło z dnia na dzień pracę jako hostessy podczas wyścigów motorowych. Popularne "grid girls" mają w głębokim poważaniu taką troskę feministek: – "Straciłyśmy pracę z powodu feministek! Pracuję jako grid girl od ponad ośmiu lat i to mój świadomy wybór. Tak powinno pozostać! Powinnyśmy same decydować czy chcemy pracować jako hostessa, czy też zatrudnić się w innej roli. One same siebie nazywają feministkami, a tak naprawdę nimi nie są. Nie zapytały o nasze samopoczucie w związku z utratą pracy. Ja ją naprawdę lubiłam, dostawałam za to wynagrodzenie. Zarabiałam robiąc to, co kocham" - Lauren-Jade Pope
 –  SZCZEPIENIA? ŻARTUJESZ? NIE WIESZ, ŻE TO OSZUKAŃCZY BIZNES STWORZONY TYLKO PO TO, ŻEBY ZARABIAĆ NA NAIWNYCH?O, STRUKTURYZATOR PRZYWRACAJĄCY PAMIĘĆ MAGNETYCZNĄ WODY TYLKO ZA 2,500 ZŁOTYCH