Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 197 takich demotywatorów

I jak tu nie wejść, pomyślał Romek zapraszając Tadka. Weszli, pili, hulali, niczego sobie nie żałowali – - Panie starszy bardzo dziękujemy, było cudownie, ale już musimy się zbierać - mówią do właściciela.- Proszę uprzejmie, bardzo nas cieszy, że panowie się świetnie u nas bawili, oto panów rachunek.- Jaki rachunek?!! Przecież za nas mieli zapłacić nasi wnukowie!!!- W rzeczy samej, tylko to nie jest pana rachunek, a pana dziadka
Takim to może śmiało na randkę jechać –  massivecocok
Są w stanie myśleć z prędkością światła, być profesjonalnymi aktorami, którzy jak nikt inny będą potrafić kontrolować mimikę twarzy, gestykulację, bicie serca, ciśnienie krwi itd. Ponadto niestraszny im żaden wykrywacz kłamstw –
Można śmiało powiedzieć, że tak –  Reunion after 21 days
0:40
Sprzęt działa bez zarzutu, śmiało można polecać –
0:29

Całe to grzybobranie to jest dla jakichś psycholi

 – Rośnie to w lesie przy samej ziemi, lisy na to szczają — i nie tylko lisy, i nie tylko szczają.Jagód z lasu pod żadnym pozorem nie jedz bez dokładnego umycia, bo lis oszcza i bąblowica murowana, ale borowika to pod żadnym pozorem nie myj, bo smak wypłuczesz, tylko pędzelkiem omieć i możesz omnomnować na surowo.Widziałeś kiedyś dwa nagie ślimaki kopulujące na jagodzie? No raczej nie, bo się na niej nie zmieszczą, ale taki kapelusz grzyba to dosłownie łóżko w leśnym burdelu.A ty narażasz się na kleszczowe zapalenie mózgu, pobłądzenie, utonięcie w bagnie, kradzież auta zostawionego pod lasem, gwałt, walkę na śmierć i życie z dzikimi zwierzętami, przygniecenie przez drzewo, weekend we wnykach, postrzelenie przez niedowidzącego myśliwego, rozerwanie przez niewypał, klasyczne zjedzenie przez czarownicę, mimowolny udział w gangsterskich porachunkach, młodzieżowej orgii, kibolskiej ustawce, czarnej mszy lub nazistowskim zlocie — nie wspominając już o nieludzkim wstawaniu o czwartej nad ranem, żeby inni cię nie ubiegli — tylko po to, aby już w zaciszu własnego domostwa raz jeszcze położyć swe kruche człowiecze życie na szali, racząc podniebienie zebranymi plechowcami.Popatrz na taki kebab — mały, średni, duży, XXL zemsta faraona, rollo, w bułce, w picie, w boxie, z sosem łagodnym, ostrym — jakiego nie wybierzesz, p r a w i e nic ci nie będzie.Z pieczywem, słodyczami, nabiałem i tym zielonym z pola sytuacja ma się podobnie.Ale z grzybami to oczywiście zupełnie inna śpiewka — połowa chcę cię zabić od razu, a reszta niekoniecznie chce, ale może, jak się będziesz z nimi niewłaściwie obchodził.Do reklamówek i wiader nie zbieraj, bo, wiadomo, bakterie w plastiku mnożą się jak poeci w Internecie — zatrucie murowane.Przechowywanie, wiadomo, maksimum jeden dzień w lodówce, bo inaczej rozkład białek, mordercze pleśnie i nawet jadalny może cię zabić.Nie dogotujesz, wiadomo, śmierć w agonii.Połączysz niewłaściwego z alkoholem, wiadomo, wątroba po jednym posiłku jak po dekadzie picia denaturatu.Oczywiście każdy smaczny grzyb musi mieć swojego toksycznego sobowtóra, żeby był dreszczyk emocji, nierzadko poprzedzający dreszcze przedśmiertne.Jakby tego było mało, że połowa to istne fabryki trucizny, to wszystkie są prawdziwymi składowiskami metali ciężkich wyciąganych z otoczenia — no po prostu nie może być inaczej.Ale metale ciężkie to nic, bo przecież są jeszcze metale lekkie, a zwłaszcza alkaliczne, o których nikt nie pamięta — taki na przykład radioaktywny izotop cezu o liczbie masowej 137, obecny w polskiej przyrodzie od 1986, kiedy to nasi sąsiedzi zza Buga odtworzyli w Czarnobylu katastrofę atomową na podstawie fabuły tego znanego serialu HBO.Oczywiście cez-137 najlepiej magazynują najpopularniejsze grzyby wszech czasów, tak zwane „czarne łebki” — innymi słowy, do jakiegoś 2136 roku konsumpcja podgrzybków w województwie olsztyńskim to igranie ze śmiercią, a w opolskim to już nawet nie igranie, a walka MMA w occie, na maśle i w śmietanie.Całe to zbieranie grzybów to taka uproszczona wersja rosyjskiej ruletki — z użyciem dubeltówki zamiast rewolweru: czarne albo czerwone; wóz albo wywóz; niebo w gębie albo piekło za życia.Atlasów narobili książkowych, poradników internetowych, nawet aplikacji na smartfona, a ludzie nadal zajadają się na śmierć muchomorami.Może to dlatego, że dla amatorów zostają tylko trujaki, bo zawodowcy zrywają na potęgę, wszystko jak leci, pięćdziesiąt kilo w jeden dzień — „białko w lesie za darmo rozdajo, biere wszysko, blaszki nie blaszki, Baśka, nic to, trzy razy obgotuje i do wudeczki bendzie jak znalas”.Normalnie zbierać, nie umierać.Tak że naginasz pół dnia po lesie, sadząc przysiady i nerwowo oglądając się na kleszcze, żmije, wilki, gwałcicieli i myśliwych, a potem stoisz całą noc nad zlewem i omiatasz sobie grzyba pędzelkiem.Ale i tak najciekawszą częścią rytuału jest ta, kiedy stajesz nagi przed lustrem i ze światełkiem w ręku wyginasz śmiało ciało, zaglądając w największe zakamarki siebie, żeby sprawdzić, czy ci czasem coś gdzieś nie wlazło.Całkowicie normalne, nie powiem.Las to w ogóle specyficzne miejsce — z dala od cywilizacji, posterunków policji i monitoringu, a możesz na legalu przemieszczać się z nożem i to w garści.Pewnie dlatego to takie popularne zajęcie w tych nerwowych czasach.A teraz jeszcze przyszła jesień, ludzie na Facebooku spamują na lewo i prawo, ile to nie zebrali, ledwo wysiedli z samochodu, ba, niektórzy to drzwi uchylili, a złoto lasu samo im się kilogramami do środka ładowało.Naczyta się tego i naogląda normalny człowiek i też go nachodzi ochota na igraszki ze śmiercią, bo przecież w sklepie trzy ususzone kapelusze o łącznej wadze dwudziestu gramów kosztują dziesięć polskich złotych, a parę kilometrów dalej wystarczy parę przysiadów i fortuna zostaje w kieszeni.Co w ogóle można zrobić z dwudziestu gram grzybów? Okłady na oczy?W ten właśnie sposób sam poczułem gorączkę grzybni i wylądowałem na leśnym parkingu.To tutaj trafiają wszyscy amatorzy.Zawodowcy strzegą najbogatszych grzybowisk lepiej niż oczu w głowie — prawdopodobnie znaleźli te miejsca, jak zakopywali tam zwłoki.Na parkingu tymczasem tłok jak pod Ikeą w czasie pandemii. Najbliżej stoją jakieś dziewczyny w wyzywających strojach.Ubrały się tak, żeby były dobrze widoczne w lesie, a teraz pewnie handlują grzybami — myślę.- Ile? – pytam.- W pipu osięsiąt, do papu pięsiąt.- Nie rozumiem – ponawiam pytanie: – Grzybki po ile?- My badanu a czystu, ne ma grzybku.Biedne grzybiarki — myślę — Nic nie nazbierały, nic nie sprzedadzą, nie będą miały co do ust włożyć.Ale już moją uwagę zwraca biały SUV, z którego wysiada lalunia w białym dresiku i białych adidaskach. Za nią buja się popisany ochroniarz z buldogiem francuskim na smyczy i designerskim koszykiem wyplecionym z kolorowej wikliny przez chińskie dzieci za miskę ryżu zgodnie ze staropolskim wzorem i nowopolską strategią gospodarczą. Lalunia rusza w las, ochroniarz z buldogiem za nią.Za tymi nie ma sensu iść, chyba że chcesz zostać mistrzem drugiego planu w relacji na Instagramie, bo co chwila przystają, ale nie żeby podnieść grzyba, tylko żeby nadać internetowy przekaz dla innych przedstawicieli swojego gatunku:„Grzybuw nie ma ale i tak jest zaebiście”.Oczywiście grzyby są, tylko oni ich nie widzą, bo widzieć nie chcą, a jeść czegoś, co rośnie w lesie, na pewno nie zamierzają.Kawałek dalej jakiś koleś wali pokłony przed grzybem.- Wszystko w porządku? – pytam.- Szatan – odpowiada i zaczyna lizać grzyba pod kapeluszem.- Rozumiem – kłamię, kreślę znak krzyża w powietrzu i odchodzę.Ale wtem kątem oka dostrzegam cień przemykający między drzewami.Ruszam za nim i po chwili widzę dokładnie:Stary sweter w jodełkę, spodnie moro, kalosze, bagnet za pasem, wiadro po farbie z ołowiem, pordzewiały rower marki Ukraina.Widzę tutaj dwie opcje — typ albo idzie na grzyby albo wraca do porzuconych w lesie zwłok na kolejną porcję pośmiertnych amorów.Wiem, że jeśli chcę znaleźć grzyby, muszę za nim iść, ale doskonale zdaję sobie również sprawę, że mogę już nie wrócić.Zakładam, że to jednak mistrz ceremonii i ruszam za nim w bezpiecznej odległości. Gość tymczasem doskonale zdaje sobie sprawę, że ma ogon, bo co jakiś czas odwraca się i posyła mi to podejrzany uśmiech, to podstępne spojrzenie.Idę dokładnie za nim i jakimś cudem to ja zbieram twarzą pajęczyny.Wtem rozpływa się między drzewami.No, dobra, jestem w lesie, teraz tylko znaleźć jakieś grzyby i wyjść z tego cało.Halo, czy są tu jakieś grzyby?Kurde, no są.Rosną sobie ot tak sobie. Jak gdyby nigdy nic.I to jeden nieopodal drugiego.Dziwne… Może mi w to nie uwierzycie, ale w dwie godzinki nazbierałem pełen koszyk i to bez żadnych niebezpiecznych sytuacji!No dobra, teraz tylko odnaleźć drogę powrotną do auta i dotrzeć do niego w jednym kawałku.Kurde…Przecież moje auto widać stąd, gdzie stoję…Idę i zastanawiam się nad tym wszystkim.Jak bym nie próbował tego ugryźć, za każdym razem wychodzi mi, że po prostu miałem niebywałe szczęście.Nieopodal parkingu ten sam koleś co wcześniej wali pokłony przed innym grzybem.- Szatan? – pytam.- Papierzak – odpowiada.- Religijny człowiek – mówię do siebie.Wracam do domu.Myślę, czy by może nie odpocząć, ale przecież nie ma chwili do stracenia.Biorę szczoteczkę do zębów i zabieram się za czyszczenie.Po kilku godzinach grzyby lśnią jak nowe.Pora je sprawdzić.Aplikacja w smartfonie pokazuje, że połowa to pieczarki, a połowa muchomory.Wyrzucam połowę.Dla pewności otwieram lodówkę i skanuję grzyby na pizzy z Biedronki.Też muchomory.Wyrzucam pizzę i aplikację.Połowy połowy sam jednak nie jestem pewien, więc i ta ląduje w koszu. Tymczasem połowa połowy połowy jest obgryziona przez ślimaki.Nie no, przecież samiec alfa i omega ze szczytu łańcucha pokarmowego nie będzie dojadał resztek po jakimś mięczaku-obojnaku.Wyrzucam.Rozcinam pozostałe i okazuje się, że w połowie połowy połowy połowy robale dokazują jak patusy pod Żabką w niedzielę wolną od handlu.Wyrzucam.Nie jest tak źle, zostały mi dwie garści grzybów!W mojej głowie powoli układa się genialny plan:Jedną garść usmażę, drugą — ususzę.Wpisuję w wyszukiwarkę: „gesler, grzyby, przepis, łatwy, zanzibar”.„Najpierw obgotuj przez 10 minut i wylej wodę. Potem obgotuj przez następne 10 minut i wylej wodę. Potem już tylko na 10 minut na rozgrzaną patelnię”.Kierując się zdrowym rozsądkiem i rozsądnymi instrukcjami, z mojego koszyka grzybów wyszły mi dwie garści grzybów, a z jednej z nich trzy czwarte łyżki stołowej.Coś musiałem źle zrobić, bo przecież nie wyparowały…W końcu nadchodzi ta wiekopomna chwila:Nabieram je na łyżkę i zjadam — na raz, bez chlebka, z namaszczeniem.Mm… O tak… Kawior lasu…Hm…Smak chyba wylałem razem z wywarem…Trudno — suszenie na pewno się uda.W imię intensywnego grzybowego aromatu!Zgodnie z zaleceniami — piekarnik na 40 stopni i idę spać.Wstaję rano, w mieszkaniu unosi się intensywny grzybowy aromat.Udało się! — myślę.Ochoczo otwieram piekarnik.Szukam moich grzybów, ale ich nie widzę.Wchodzę do Internetu i tam również szukam.W Internecie moich grzybów nie ma, ale wychodzą na jaw nowe informacje:92% wody, no kto by pomyślał.Ołów, kadm, rtęć i arsen.Radioaktywny izotop cezu.Rabdomioliza.To całe grzebanie to jest dla jakichś psycholi!Grzybobranie.Grzybobabranie

Polska wstaje z kolan

 –  No kochani, trzymajcie się poręczy bo na to nie jesteście gotowi.Otóż po ponad roku reformy gdyńskiej Straży Miejskiej przez komendanta Bienia, można powiedzieć śmiało, że wszystko się posypało w tej organizacji.Pan Andrzej Bień, ze względu na braki kadrowe spowodowane odejściami ze służby i brakiem nowych strażników, wystąpił kilka dni temu do Szczurka, o zgodę na rezygnację z działań nocnych patroli SM.Prezydent, rękami dyrektora Urzędu Miasta, Rafała Klajnerta, wyraził zgodę. Zatem od 1 października Straż Miejska będzie działać tylko w godzinach 6:00-22:00 do odwołania.Ciekawostką jest to, że poszło polecenie aby wszystkie założone w ciągu dnia na koła samochodów blokady, zdejmować przed 22:00. Serio.Wszystkie zgłoszenia od mieszkańców w godzinach 22:00-6:00 mają być kierowane do Policji.Tylko nikt nie wie w jakim trybie? Czy odmawiać przyjęcia zgłoszenia i kierować do Policji? Czy rejestrować zgłoszenia w systemie, opatrując adnotacją -  „przekazano na Policję” ?W Urzędzie Miasta trwają zdaje się kontrole PIP i NIK. Chyba warto zainteresować sprawą te instytucje. Życzmy sobie wszyscy jak najmniej zdarzeń. Sławomir JanuszewskiBryza
Pod postem komentarz zamieścił prowadzący tamten odcinek Tomasz Kammell: – To było straszne - napisał Kammel. Wielu ludzi twierdziło, że to nie wydarzyło się naprawdę i głupio się z tego śmiało. A prawda jest taka, że ta sytuacja miała miejsce i tamta kobieta mocno się zraniła. Mam pewność, bo w tamtym momencie stałem między nimi. Złe wspomnienia...Do dyskusji włączyła się też nasza szafiarka, Jessica Mercedes dodając "Polskaaa"
 –  Po rozwodzie żona wyprowadzita się z mojegomieszkania i nagle zrobiło się tu zaskakującopusto. Byłem przyzwyczajony do kolorowychstoiczkówi puszystych ręczników, któretraktowatem jako dekorację tazienki. Teraz stoitu 5 kosmetyków do pielęgnacji i higieny, a nawieszaku wiszą dwa ręczniki oraz máj szlafrok- i tyle. W garderobie mógłbym śmiało
 –
Czemu akurat 7 lipca przypada ten dzień? Bowiem uważa się, że to właśnie 7 lipca 1550 roku czekolada przywędrowała do Europy, co do dziś odbija się na naszych boczkach i oponkach –
"O mój Boże, tak!" –
Można śmiało powiedzieć, że tak –
0:29
Szach-mat hejterzy! –
 –  JESTEŚMY POKOLENIEM, KTÓRE NIGDY NIE WRÓCI.Pokolenie, które poszło do szkoły i mimo tego dalej nie potrafi pisać.Pokolenie, które samotnie podłączyło szybkozłączkę, żeby wyjść jak najszybciej, żeby strzelać pistoletem pneumatycznym na ulicy.Pokolenie, które cały swój wolny czas spędzało w domu kupionym za czapkę gruszek i ma problem, że obecne pokolenie chce mieć gdzie mieszkać.Pokolenie, które bawiło się w chowanego, gdy urząd skarbowy pytał o zakupy na fakturę.Pokolenie, które jadło ciasta błotne.Pokolenie, które zbierało jaja z podłogi.Pokolenie, które kochało lizaki lil wayne’a.Pokolenie, które zbierało papierowe plakaty z gołymi babami.Pokolenie, które zbierało pijanego starego z podłogi i albumy dżemu.Pokolenie, które miało przemocowych rodziców, nie lewackich, wyrozumiałych starszych.Pokolenie, które śmiało się krótko przed snem, żeby rodzice nie wiedzieli, że mamy depresje.Pokolenie, które przemija i na szczęście nigdy nie wróci.~ POKOLENIE BRW - Motywacja
Mężczyzna, który jest bohaterem nagrania, śmiało może powiedzieć,iż znalazł kompanów na dobre i na złe – To jest po prostu definicja przyjaźni i miłości
 –

Ci celebryci mogą śmiało powiedzieć, że "pieniądze to nie wszystko" Sprawdź, jakich przedsięwzięć się podejmują, by uczynić świat lepszym (11 obrazków)

Nazywali się Yoshio Yamakawa i Tsuzuki Nakauchi, obydwaj mieli ponad 80 lat. Mieli przy sobie dokumenty potwierdzające ich tożsamość i służbę w Cesarskiej Armii Japonii – Podczas II wojny światowej służyli w osławionej 30 dywizji piechoty (inaczej dywizji panter).Mężczyźni twierdzą, że w czasie walk na Mindanao zgubili swój oddział i wystraszyli się myśląc, że zostali uznani za dezerterów.W 2005 roku japoński biznesmen poszukujący szczątków japońskich żołnierzy przez przypadek się na nich natknął i powiedział ich, że wojna się skończyła i mogą śmiało wracać do domu.Po powrocie do Japonii ci dwaj nieszczęśnicy powiedzieli, iż wcześniej nie wracali, bo bali się skazania na śmierć za dezercję.Powyżej widzicie jednego z nich, Yamakawę
 –  Cieszę się, że coraz mniej	obawiamy się tej drożyzny.	To jest dobre podejście,	bo ona jest w odwrocie.	Już teraz nie trzeba się jej bać.	Trzeba pójść	tłumnie do sklepów.	Wszyscy,	zwłaszcza seniorzy,	nie obawiajmy się.