Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 137 takich demotywatorów

Internauci masowo udostępniają ten list. Napisała go kobieta do swojego ojczyma – Katelyn Miller to 21-latka z miasta Salina w stanie Kansas. Dziewczyna nie utrzymuje kontaktów z biologicznym ojcem, jest za to bardzo przywiązana do swojego ojczyma, Lance'a Jeske, którego poznała, gdy miała 9 lat. Żeby podziękować mu za trud wychowawczy i pokazać, jak bardzo go kocha, napisała do niego wzruszający list na Facebooku. Wpis został opublikowany na stronie Love What Matters. Doczekał się 36 tysięcy polubień i ponad 4500 udostępnień."Każdy facet może spłodzić dziecko i oznaczyć je swoim nazwiskiem w akcie urodzenia. Dopiero prawdziwy mężczyzna, jak ty, stanie na wysokości zadania i zadba o dziecko, które nie jest jego. Twoja miłość tak naprawdę to wybór. Wiem, że w przeszłości bardziej dbałam o mojego biologicznego ojca, ale po tym jak kolejny raz łamał mi serce, byłeś przy mnie i składałeś je w kawałki. Każde przytulenie sklejało te kawałki razem jeszcze mocniej.Wiem, że buntowałam się w przeszłości tym, w jaki sposób dobierałam sobie chłopaków, ale dopiero ty nauczyłeś mnie, kim jest prawdziwy mężczyzna. Wiem, że prawdziwy mężczyzna nie będzie mnie zdradzał, nie będzie stawiał ponad mnie alkoholu i narkotyków, nie będzie znęcał się nade mną psychiczne ani fizycznie nigdy nie da mi się poczuć tak, jakbym nie była dla niego wystarczająco dobra."
6-letnia Ola wysłała list do sołtysa Rytla. Dziewczynkę poruszyła ludzka tragedia – Do Sołectwa w zniszczonym przez nawałnicę Rytlu dotarł niezwykły list od młodej mieszkanki Olsztyna, 6-letniej Oli poruszonej tragedią ludzi, którzy ucierpieli podczas nawałnicy. Dziewczynka napisała wzruszający list do sołtysa i poprosiła go o przekazanie swoich maskotek "dzieciom, którym jest smutno po burzy".Napisany przez nią list poruszył władze Rytla, które opublikowały go w internecie."Proszę przekazać maskotki dzieciom, którym jest smutno po burzy, żeby miały do kogo się przytulić. Miałam dużo zabawek, ucieszę się, jeśli jeszcze jakimś dzieciom sprawią radość" - napisała młoda OlsztyniankaOla jesteś wspaniała!
Wzruszający list 83-letniej kobiety do swojej przyjaciółki Berty. Ten tekst sprawi, że inaczej spojrzycie na swoje życie i przewartościujecie je: – "Droga Berto, Prawie już nie czytam, ani nie sprzątam. Dużo przesiaduję w ogrodzie bez martwienia się o chwasty. Więcej czasu spędzam z rodziną. Z życia powinno się korzystać, a nie tylko je przeżywać. Niczego sobie nie żałuję. Każdego dnia korzystam z "tej lepszej" porcelany. Mój najlepszy płaszcz zakładam na zakupy. Mam taką teorię - jeśli łądnie wyglądam to w końcu kupię sobie tę drogą torebkę, którą codziennie mijam na wystawie. Nie zostawiam ulubionych perfum na specjlane okazje. Pachnę nimi gdy idę do sklepu czy do banku. "Kiedyś" czy "następnym razem" wykreśliłam ze swojego słownika. Jeśli warto coś zobaczyć, usłyszeć lub zrobić to robię to od razu.Nie jestem pewna co inni zrobiliby, gdyby sądzili, że jutro mogą się już nie obudzić. Lubię myśleć, że odezwaliby się do dawnych przyjaciół, spotkali z rodziną, zjedliby ulubiony posiłek. Tak sądzę - ale w sumie nigdy się tego nie dowiem. To co by mnie zdenerwowało gdybym nie robiła wszystkiego od razu, to to, że na przykład nie napisałam tego listu, że odłożyłam go na później. Lub to, że tak rzadko mówiłam mężowi i rodzicom, że ich kocham. Ciągle staram się nie odkładać nic na później, szczególnie jeśli mogłoby to kogoś rozbawić lub uszczęśliwić. Być może życie nie jest jedną wielką imprezą, o jakiej marzyłyśmy, gdy byłyśmy jeszcze nastolatkami, ale dopóki tutaj jestem zamierzam tańczyć i być szczęśliwa. Pamiętaj moja droga - ciesz się życiem, korzystaj z niego i nie odkładaj niczego na później. "
Kamienica - wzruszający spot przygotowany przez Muzeum Powstania Warszawskiego wraz z Warszawską Szkołą Filmową z okazji 73. rocznicy Powstania Warszawskiego –
 –

Ten list jest dowodem na to, że ci ludzie nie popadli w rutynę i znieczulicę…

Ten list jest dowodem na to, że ci ludzie nie popadli w rutynę i znieczulicę… – Wzruszający list do lekarzy, którzy opiekowali się jego żoną tuż przed śmiercią:Za każdym razem, gdy potrzebowała zastrzyku, przepraszaliście ją, że będzie bolało, nie mając nawet pewności czy ona to usłyszy…Kiedy słuchaliście bicia jej serca i oddechu przez stetoskop, a jej okrycie zaczęło się zsuwać, nakrywaliście ją z szacunkiem. Rozkładaliście koc nie tylko wtedy, gdy widzieliście, że temperatura jej ciała wymaga regulacji, ale nawet wtedy, gdy w jej sali było odrobinę chłodno. Mając nadzieję, że będzie dzięki temu lepiej spać…Tak bardzo troszczyliście się o jej rodziców, przez godzinę cierpliwie tłumaczyliście im wszystko. Odpowiadając na każde pytanie z niezwykłym zaangażowaniem i cierpliwością.Mój teść, lekarz, czuł, że jest zaangażowany w jej opiekę oraz leczenie. Nie potrafię nawet powiedzieć, jak ważne to było dla niego.Jeszcze to, jak traktowaliście mnie…Nie wiem, jak znalazłbym siłę na przeżycie tego tygodnia bez Was… Ile razy zastawaliście mnie płaczącego, z głową ukrytą w dłoniach? Dużo. Szybko i prawie niewidocznie wykonywaliście swoje obowiązki i niepostrzeżenie opuszczaliście salę…Ile razy pomagaliście mi ustawić leżankę tak, abym mógł być jak najbliżej mojej żony, wplątując się przy tym w masę drutów i wbijając się w różnego rodzaju rurki?Tylko dla kilku centymetrów mniejszej odległości między nami…Ile razy sprawdzaliście czy nie potrzebuję czegoś do jedzenia, świeżego ubrania, gorącego prysznica, wytłumaczenia czegoś lub po prostu rozmowy?Ile razy przytulaliście mnie i pocieszaliście za każdym razem, gdy rozsypywałem się na miliony kawałeczków?Ile razy pytaliście mnie o to, jaką osobą była Laura czy oglądaliście ze mną nasze wspólne zdjęcia…Ile razy przekazaliście mi złe wieści ze współczuciem i smutkiem w oczach?Ile razy użyczaliście mi komputera, gdy musiałem pilnie napisać maila?Nawet kiedy przyniosłem do szpitala specjalnego gościa, naszego kota Colę, aby mogli się pożegnać, niczego nie widzieliście…Pamiętam też jeden specjalny wieczór, kiedy pozwoliliście mi w sumie na wprowadzenie kolejno około 50 osób…Rodzinę, przyjaciół, znajomych, współpracowników, aby każdy mógł się z nią pożegnać… To było niesamowite - wszyscy mogli okazać jej miłość - od gry na gitarze, po śpiewy i tańce.Dzięki temu odkryłem, jak bardzo moja żona porusza ludzi…To była ostatnia, wspaniała noc naszego małżeństwa i to nie wydarzyłoby się bez Was i Waszego wsparciaBędę pamiętał przez resztę mojego życia.To był najwspanialszy prezent, jaki dostałem. Dona i Jen dziękujęWam wszystkim mam za co dziękować…Z dozgonną wdzięcznościąPeter DeMarco
Niezwykle wzruszający filmpokazujący, że dobro czynione innym zawsze do nas wraca – Kiedy starsza kobieta zorientowała się, że nie ma wystarczająco dużo pieniędzy na wszystkie zakupy, stojący za nią mężczyzna postanowił jej pomóc. Jednak to nie wszystko - okazało się,że ta historia ma swoje drugie dno...Pamiętaj - nawet niewielka przysługa może wywołaćuśmiech na twarzy drugiego człowieka
Unia podjęła stanowcze działaniaw walce z terrorem –  PIAN RATUNKOWY10 KROKÓW, JAK POSTĘPOWAĆ W PRZYPADKU ZAMACHUTERRORYSTYCZNEGO NA EUROPEJSKIE MIASTO.1. WZRUSZAJĄCY OBRAZEK 2. FILTR NA FACEBOOKU3. POPŁACZ SIĘ W TELEWIZJI 4. PODŚWIETL BUDYNKI5. ZAPAL ZNICZE	6.	WIĘCEJ	UCHODŹCÓW7. TYCH, CO NIE CHCĄ PRZYJMOWAĆ UCHODŹCÓW,WYZYWAJ OD RASISTÓW, KSENOFOBÓW I ISLAMOFOBÓW8. CZEKAJ NA KOLEJNY ZAMACH9. POWTÓRZ10. NIC NIE RÓB

Wzruszający list Adriany Bednarz - polskiej pielęgniarki z powołania, która pokazuje na czym polega jej praca:

Wzruszający list Adriany Bednarz - polskiej pielęgniarki z powołania, która pokazuje na czym polega jej praca: – "Kim jesteśmy... Jesteśmy tymi, którzy przyniosą  Ci do łóżka posiłek.Jesteśmy tymi, którzy Cię napoją i nakarmią, jeśli sam nie dasz rady tego zrobić.Jesteśmy tymi, którzy Cię umyją, zmienią Ci pościel i bieliznę osobistą, jeśli sam nie dasz rady tego zrobić.To nam pokazujesz zdjęcia swoich dzieci oraz wnuków, opowiadasz o swoim życiu, rodzinie, pracy, a czasem nawet o kłopotach. To do nas się śmiejesz, choć czasem przez łzy.Jesteśmy tymi, którzy Cię zaprowadzą do łazienki, gdy masz taką potrzebę.Jesteśmy tymi, którzy udzielą Ci pierwszej pomocy w różnych sytuacjach.Jesteśmy tymi, którzy pocieszą Cię dobrym słowem.Jesteśmy tymi, którzy poprawią Ci poduszkę, wielokrotnie podciągną Cię do góry, ułożą na boku, usuną wszelkie niewygody tak, abyś leżał w miarę komfortowo i bez bólu.Jesteśmy tymi, którzy przykryją Cię kocem, gdy odczuwasz chłód lub wykonają zimne okłady, gdy masz gorączkę.Jesteśmy tymi, którzy kontrolują Twoje parametry życiowe i alarmują lekarza, gdy coś nas zaniepokoi, gdy cokolwiek odbiega od normy.Jesteśmy tymi, którzy przygotowują i podają Ci wszelkie potrzebne leki czy kroplówki.Jesteśmy tymi, którzy asystują lekarzowi przy usuwaniu szwów z rany, przy zmianie opatrunków, zakładaniu lub usuwaniu drenów z różnych części ciała, zakładaniu wkłuć centralnych, intubacji, wymianie rurki tracheostomijnej, punkcji lędźwiowej. Jesteśmy obecne jeszcze przy wielu innych zabiegach, których w danej chwili wymaga twój stan zdrowia.Jesteśmy tymi, którzy odłączają Cię od respiratora, usuwają rurki intubacyjne czy tracheostomijne wtedy, gdy już ich nie potrzebujesz i gdy dajesz już radę oddychać samodzielnie. Jesteśmy tymi, którzy podłączą Ci tlen, gdy jest Ci duszno.Jesteśmy tymi, którzy Cię nasmarują i oklepią plecy, żebyś mógł odkrztusić zalegającą w drogach oddechowych wydzielinę.Jesteśmy tymi, którzy podłączą Ci lek w nebulizacji, żebyś mógł lepiej oddychać.Jesteśmy tymi, którzy zawiozą Cię na Blok Operacyjny czy na badanie jakiego w danej chwili potrzebujesz.Jesteśmy tymi, którzy dbają o Ciebie przez cały czas trwania badania czy zabiegu operacyjnego.Jesteśmy tymi, z którymi spędzasz święta, gdy Twoja rodzina jest daleko bądź też gdy już nie masz rodziny.Jesteśmy też tymi, którzy przygotują Twoje ciało do ostatniej twojej drogi wtedy, gdy przyjdzie na to czas.Ale jesteśmy też tymi, przez których Wy, nasi pacjenci, odczuwacie różnego rodzaju dyskomfort przy różnych zabiegach, ponieważ zakładamy Wam sondy do żołądka, cewniki do pęcherza moczowego, odsysamy zalegającą wydzielinę z rurki intubacyjnej bądź tracheostomijnej, zakładamy wenflony do żyły, a w przypadku kruchych i pękających żył czasem nawet po kilka razy... Pobieramy codziennie krew do badań, wykonujemy enemy, przygotowujemy Was do operacji często goląc miejsca intymne. Bardzo często czujecie się zażenowani, gdy myjemy Wasze ciało.Ale nawet te wszystkie nieprzyjemne i wstydliwe dla was zabiegi są tak naprawdę dla Waszego dobra. My te czynności musimy wykonać i nie mamy przy tym satysfakcji, że sprawiliśmy Wam przy tym jakikolwiek ból lub wpędziliśmy Was w poczucie wstydu.Bo gdybyśmy nie zakładali sond do żołądka to moglibyście zachłysnąć się wymiocinami lub też nie bylibyście odżywiani (zaintubowany pacjent nie może jeść doustnie).Bo gdybyśmy nie cewnikowali pęcherza to leżelibyście w mokrych pampersach lub w kałuży moczu, nie bylibyśmy też w stanie ocenić, jak pracują Wasze nerki.Bo gdybyśmy nie odsysali zalegającej w Waszych drogach oddechowych wydzieliny to byście się udusili.Bo gdybyśmy nie zakładali wenflonów to nie dostalibyście nawadniających i uzupełniających elektrolity kroplówek, nie dostalibyście niektórych leków, które są w szpitalach przeważnie dożylne.Bo gdybyśmy nie pobierali krwi do badania to nie wiedzielibyśmy, jakich elektrolitów potrzebujecie najbardziej, czy nie potrzebujecie otrzymać insuliny czy (odwrotnie) glukozy, czy nie potrzebujecie transfuzji krwi, czy nie potrzebujecie otrzymać większych dawek leków moczopędnych, czy nie macie podwyższonych leukocytów mówiących o toczącym się w Waszym organizmie stanie zapalnym. Wyniki badań krwi potrafią powiedzieć jeszcze wiele innych rzeczy". "Bo gdybyśmy nie wykonywali enem cierpielibyście z powodu bolesnych bólów brzucha i zaparć, nie odbyłoby się również badanie takie, jak na przykład kolonoskopia. Bo gdybyśmy należycie nie przygotowali Was do operacji, ta nie doszłaby do skutku i wtedy na darmo byłoby Wasze czekanie w wielomiesięcznych kolejkach.Bo gdybyśmy nie dbali o Waszą higienę ciała to leżelibyście we własnych odchodach, narażając się tym samym na powstanie bolesnych zmian skórnych typu odleżyny i odparzenia.Jesteśmy z Wami przez całe 12 godzin swojego dyżuru, świątek, piątek czy niedziela zostawiając w tym czasie swoje rodziny. Troskliwie dbamy o Was i o Wasze bezpieczeństwo na tyle, na ile pozwalają nam nasze możliwości, a to, że czasami musicie na nas poczekać nie wynika z faktu, że nie chce nam się pracować, że nie obchodzi nas Wasz los. Głównym tego powodem jest to, że jest nas na dyżurach zbyt mało, a tyle jest rzeczy do zrobienia, masę czasu pochłania nam też wypełnianie dokumentacji medycznej...Jesteśmy łącznikami pomiędzy Wami i lekarzami, to nam w pierwszej kolejności zgłaszacie wszelkie aktualne dolegliwości zdrowotne, ale jesteśmy też tymi, na których w pierwszej kolejności wyładowujecie swój gniew i agresję, nierzadko nam przy tym ubliżając. Jesteśmy często ostatnią nadzieją, dodajemy otuchy i wiary w wyleczenie, dodajemy siły do walki z chorobą.Jesteśmy psychologami, opiekunami, często też rodziną i nie ma co tego ukrywać - zżywamy się z naszymi pacjentami, zwłaszcza takimi, którzy leżą na naszych oddziałach już dłuższy czas. Bardzo nas cieszy, gdy w niezłej formie opuszczacie nasz oddział, natomiast przykro nam patrzeć, jak umieracie. To właśnie my, pielęgniarki i pielęgniarze z różnych oddziałów. 12 maja obchodzimy swoje święto, Międzynarodowy Dzień Pielęgniarki i byłoby nam bardzo miło gdybyście Wy, pacjenci, pamiętali o naszym święcie.Gwarantuję, że wywołacie na naszych twarzach wielki uśmiech".
Jesus Hueche kilka lat temu uratował bezdomnego psa, życie jego i jego rodziny kompletnie się zmieniło. Doszedł do niej nowy, pełnoprawny członek. Pies odwdzięczył się za okazaną troskę i miłość tym samym, kiedy Jesus miał wypadek – Jesus przycinał gałęzie drzewa przed domem kiedy drabina, na której stał zachybotała się i mężczyzna spadł na plecy uderzając głową w asfalt. Pod wpływem upadku mężczyzna stracił przytomność. Jesusa znaleźli sąsiedzi, którzy natychmiast wezwali pogotowie.Kiedy ratownicy medyczni przybyli na miejsce zastał ich wzruszający obrazek. Tony, pies rodziny Hueche, leżał na swoim właścicielu i skamlał. Wierny przyjaciel nie chciał opuścić swojego pana nawet gdy ten miał odjechać karetką.Na szczęście Jesus nie doznał poważnego urazu głowy, ani kręgosłupa, więc po kilku dniach, ku radości rodziny i ukochanego psa, wrócił do domu.
Los czasem oddziela bliskich sobie ludzi, po to, by uświadomić im, ile dla siebie znaczą... – Wzruszający film, który warto zobaczyć
Źródło: włącz głos
10-letni chłopak biegł po zwycięstwo, kiedy zobaczył, jak upada jego przyjaciel. Zamiast biec do mety, wrócił się po niego i z nim na rękach ukończył wyścig – Kiedy Riley upadł niecałe 20 metrów przed finiszem w szkolnym wyścigu, Julian nie wahał się ani chwili. Zamiast biec po zwycięstwo, wziął przyjaciela na ręce i razem przekroczyli metę. Wzruszający moment został uwieczniony na zdjęciu.Riley Watson i Julian Otu chodzą do tej samej angielskiej podstawówki w Immingham. Obaj wzięli udział w biegu North East Lincolnshire Schools Sports Partnership Primary Cross Country Race na 800 metrów zorganizowanym w ramach współpracy pomiędzy szkołami.Kiedy 9-letniego Riley’a od mety dzieliło już mniej niż 20 metrów, nagle upadł z powodu bolesnej kolki. Widząc to, Julian zareagował natychmiast – zawrócił i podbiegł do kolegi, wziął go na ręce i doniósł do końcowej linii.Pytany o to, czemu zrezygnował z szansy na zwycięstwo, powiedział po prostu, że „wolał przegrać i pomóc swojemu przyjacielowi, zamiast go zostawiać”.Dyrektorka szkoły, do której chodzą chłopcy, nie kryje dumy z jednego z jej wychowanków. 10-latek prezentuje postawę, jakiej w Allerton Primary School uczy się wszystkich dzieci – To, co zrobił Julian pokazuje, jak chcielibyśmy, żeby postępowały wszyscy nasi uczniowie. To bardzo opiekuńczy chłopiec.
Pewien mężczyzna stracił matkę, gdy miał 2 lata. Ojca od początku przy nim nie było. Kiedy po latach zapragnął odnowić z synem kontakt, ten wysłał mu ten wzruszający list: – "Drogi JackuMam 24 lata. Nie jestem już małym chłopcem, który płakał, gdy odszedłeś. Jestem mężczyzną. Mam córkę i syna. Nigdy nie spędziłem z dala od nich więcej niż dwa dni. Jestem ojcem i to cholernie dobrym. Nie potrzebuję cię już.Kiedyś potrzebowałem. Kiedy umarła moja mama. Wtedy przydałby mi się tata, jednak nie było przy mnie nikogo. Nikt o mnie nie dbał. Spędziłem 3 dni w mieszkaniu, jedząc tosty i czekając, aż mama się obudzi.Potem zaczęli szukać ciebie, ponieważ byłeś moim biologicznym ojcem. Miałeś 23 lata, ale nie byłeś aż tak młody i niedojrzały. Gdybyś wtedy wrócił po mnie, byłbyś moim tatą. Kochałbym cię do końca życia.Ale ty tego nie zrobiłeś. Trafiłem do ludzi, którzy mnie nie kochali, ale dostawali za mnie pieniądze. Traktowali mniej bardzo źle. Na ramieniu ciągle mam ślady po przypaleniach i boję się przebywać w małych i ciemnych pomieszczeniach. Przez to, że zamykali mnie w szafie. W długie popołudnia nie mogłem liczyć na nikogo.Zacząłem się modlić, tak jak uczyła mnie mama, gdy byłem mały. Modliłem się o kogoś, kto mnie uratuje. Ukrywałem się pod łóżkiem i modliłem, aby mój przybrany tata nie przyszedł. Żeby zostawił mnie w spokoju, choć na jedną noc. Przestałem wtedy wierzyć w większość rzeczy.O 4 do 16 roku życia byłem w siedmiu różnych domach zastępczych. I nawet ci przyzwoici ludzie, nigdy nie byli dla mnie rodziną. Nie miałem prawdziwych urodzin ani Gwiazdki. Nie mogłem otwierać lodówki bez pozwolenia i jeść, kiedy byłem głodny.Kiedy miałem 16 lat ja i mój przybrany ojciec pobiliśmy się o kanapkę z szynką. „Chłopcze, co ty robisz z naszymi rzeczami?” – zapytał. I tak odszedłem z plecakiem i 40 dolarami. Miałem 16 lat. Nikt nie zadzwonił. Nikt nie interesował się, co się ze mną dzieje.Ale mi się udało. Teraz jestem mężczyzną i nie potrzebuję cię. Nie chcę, abyś poczuł się źle. Chcę, abyś wiedział, dlaczego nie możesz być moim ojcem. Mam 24 lata i nigdy nie byłem czyimkolwiek synem. Nie wiem, jak to jest.Jackson"
Filip Chajzer otworzył niedawno salon fryzjerski dla dzieci. Dziennikarz otrzymał ostatnio wzruszający list od mamy jednej ze swojej klientek - małej Heli, która walczyła z rakiem i przeszła chemioterapię – "Drogi Filipie (pozwolę sobie bo moje matczyne serce przepełnia wdzięczność) Bardzo dziękujemy za możliwość wizyty w "Czuprynkach". Helcia ze względu na kontynuację chemioterapii nie może się kontaktować z innymi dziećmi i nie dla niej wizyty na placach zabaw, w kawiarnianych salkach dziecięcych czy w tak cudnych miejscach jak Wasz bajkowy salon fryzjerski dla dzieci. Gdyby nie to, że zgodziliście się tylko dla niej otworzyć wcześniej, przed planowanymi wizytami, ta wizyta w Czuprynkach musiałaby poczekać do przyszłego roku :-(Dla Helci włosy, które jej odrosły po chemioterapii to symbol jej zdrowienia, są ważnym elementem powrotu do normalności. Pewnie dlatego równie ważne jest ich strzyżenie... Helcia została dziś przyjęta jak prawdziwa księżniczka! Uśmiech nie schodził z jej buzi :-) Przemiła Pani poza pełnym profesjonalizmem dodała również szczyptę szaleństwa i w efekcie na głowie pojawiły się różowo niebieskie pasemka. Niby tak nie wiele, ale ile to radości dla małej dziewczynki, która ponad rok spędziła w szpitalnych izlolatkach. Chce, żeby Pan w naszym imieniu jeszcze raz podziękował całej załodze Czuprynek, a i Pana ściskamy z całego serca!Mama i Helenka"
Pewien żołnierz wybierał się misję i musiał oddać swojego psa. Zostawił jednak wzruszający list do przyszłego właściciela – "Chciałem adoptować psa ze schroniska. Na miejscu spodobał mi się labrador o imieniu Reggie. Od razu wiedziałem, że to pies dla mnie. Przyznaję, początki nie były łatwe. Nie radziłem sobie z Reggiem. Przeglądając jego papiery adopcyjne znalazłem list zaadresowany do nowego właściciela Reggiego. Zanim go otworzyłem powiedziałem do psa - Być może Twój poprzedni właściciel ma dla nas jakieś rady?""Do osoby, która adoptowała mojego psa: Nie do końca się cieszę, że dostałeś ten list. To znaczy, że jesteś nowym właścicielem Reggiego, a mnie już z nim nie ma. Pozwól że opowiem Ci trochę o naszym labradorze, mam nadzieję, że pomoże Ci to w zbudowaniu lepszej relacji z tym wspaniałym psem. Po pierwsze - Reggie kocha piłki tenisowe. Im więcej tym lepiej! Zazwyczaj trzyma w pysku dwie piłki. Próbował też wziąć trzecią, ale jak na razie mu się to nie udało. Niezależnie gdzie rzucisz piłkę Reggie za nią pobiegnie - dlatego bądź ostrożny przy ulicach. Nie chcemy, żeby stała się tragedia! Reggie zna podstawowe komendy takie jak siad, stop, do nogi. Je dwa razy dziennie - o 7 rano i 6 wieczorem. Był zaszczepiony, ale nienawidzi jeździć do weterynarza. Na koniec chciałem Cię poprosić, żebyś dał mu trochę czasu na oswojenie się. Przez lata byliśmy sami tylko we dwoje. Chciałbym też zdradzić Ci sekret. Wcale nie nazywa się Reggie. Nie wiem dlaczego podałem takie imię w schronisku. Jednak skoro czytasz ten list powinieneś poznać jego prawdziwe imię - Tank (z ang. czołg - przyp. red.). Nazwałem go tak, bo tym jeździłem w wojsku. Jedyne o co poprosiłem przez wyjazdem na misję do Iraku to to, żeby znaleziono dobry dom dla Tanka. Był on moją jedyną rodziną przez 6 lat. Prawie tak długo jak służyłem w wojsku. Mam nadzieję, że teraz będzie też Twoją rodziną, a on będzie Cię kochał tak bardzo jak mnie. Jeśli muszę zostawić Tanka, żeby bronić kraj przez terrorystami - niech tak będzie. Mam nadzieję, że Tank będzie ze mnie dumny i to zrozumie. To bardzo mądry pies. Powodzenia! Paul Mallory""Wsadziłem list z powrotem do koperty. Oczywiście słyszałem o Paulu Mallory. Był bohaterem wojennym i kilka miesięcy temu dostał pośmiertne oznaczenie za zasługi dla kraju. Wtedy spojrzałem na swojego psa. "Hej Tank" - powiedziałem spokojnie, a pies uniósł łeb i zamerdał ogonem. - Do nogi piesku. - Tank podbiegł do mnie natychmiast i polizał po policzku. - Chcesz się pobawić piłką? Pies wybiegł z pokoju i po chwili wpadł do niego z trzema piłkami tenisowymi w pysku..."
Wzruszający film o uczuciach,które są ponad wszystko –
Źródło: Włącz głos

Wzruszający list pożegnalny pewnej mamy, który doprowadził do łez tysiące internautów:

Wzruszający list pożegnalny pewnej mamy, który doprowadził do łez tysiące internautów: – "No więc... mam dobre i złe wieści. Zła to ta, że wszystko wskazuje na to, że jestem martwa. Dobra to ta, że skoro czytasz ten list, Ty nie jesteś (no chyba że tam wyżej też łapią wifi). Tak, to straszne g****. Brakuje słów, by opisać, jakie to g****. A mimo to jestem taaaak bardzo szczęśliwa, że przeżyłam mój czas w miłości, radości i wśród wspaniałych przyjaciół. Jestem szczęściarą mogąc szczerze powiedzieć, że nie żałuję absolutnie niczego i że spożytkowałam całą energię na życie na najwyższych obrotach. Kocham Was wszystkich i bardzo Wam dziękuję za cudowne życie. Jaka by nie była Twoja religia, cieszę się, że w nią wierzysz, ale bardzo proszę, byś respektował fakt, że my nie jesteśmy religijni. Nie chcę, żeby ktoś powiedział Briannie, że jestem w niebie, bo ona by to zrozumiała tak, jakbym ją opuściła, żeby iść sobie gdzie indziej. A prawda jest taka, że robiłam, co się dało, żeby móc zostać z nią i z Jeffem. Proszę, nie mieszajcie jej w głowie. Córeczko, ja nie jestem w niebie. Jestem tutaj. Po prostu już nie jestem w swoim ciele, które zbuntowało się. Moja energia, miłość, śmiech, piękne wspomnienia, to wszystko jest z Tobą. Proszę, nie myśl o mnie ze smutkiem lub żalem. Lepiej uśmiechaj się wspominając, jak świetnie się bawiłyśmy razem i że nasz wspólnie spędzony czas był po prostu genialny! Nienawidzę zasmucać innych. To, co najbardziej było w moim stylu to bawienie ludzi i dlatego bardzo Cię proszę - nie zamęczaj samej siebie moim tragicznym końcem, tylko śmiej się wspominając nasz wspólnie spędzony czas.Jeff, pamiętaj opowiadać Briannie jak najwięcej anegdot o mnie, żeby wiedziała, jak bardzo ją kocham i jak bardzo jestem z niej dumna (niech też myśli, że byłam dużo bardziej zwariowana niż byłam w rzeczywistości!). Nie istnieje nic, co lubię bardziej niż bycie jej mamą. Nic. Każdy spędzony z nią moment był pełen radości, o której nie wiedziałam nic, zanim nie pojawiła się w naszym życiu. I nie mów, że pokonał mnie rak. Owszem, zabrał mi dużo, ale nie udało mu się pokonać mojej miłości, nadziei ani radości. To nie była żadna walka, tylko zwykłe życie, które bywa bardzo niesprawiedliwe i którym często rządzi przypadek. Rak mnie nie pokonał, do cholery! To, jak przeżyłam czas wiedząc o chorobie uważam za moje wielkie zwycięstwo. Pamiętajcie o tym proszę.Najważniejsze jest to, że miałam olbrzymie szczęście spędzić prawie dziesięć lat z miłością mojego życia i moim najlepszym przyjacielem, z Tobą, Jeff. Prawdziwa miłość i bliźniacze dusze- to naprawdę istnieje! Każdy nasz dzień był pełen miłości i śmiechu. Wiecie, Jeff to bez wątpienia najlepszy mąż na świecie! W czasie całego tego g**** z rakiem on ani razu nie załamał się, a przecież tyle osób poddałoby się i uciekło z krzykiem. Nawet w najgorszym dniu potrafiliśmy znaleźć powód do śmiechu. Kocham go bardziej niż własne życie i sądzę, że miłość tak wyjątkowa jak nasza będzie trwać całe życie.Czas to najcenniejsza rzecz na świecie i jestem niezmiernie wdzięczna za to, że mogłam przez tyle lat dzielić moje życie z Jeffem. Kocham Cię Jeff. Wierzę, że Brianna jest naszą miłością ubraną w prawdziwe życie. Łamie mi się serce na myśl o pożegnaniu się. Jeśli to jest tak strasznie ciężkie dla mnie to boję się wyobrazić sobie, co przeżywasz Ty. Tak bardzo nie chcę zasmucać Cię. Mam tylko nadzieję, że z czasem będziesz umiał myśleć o mnie ze śmiechem i radością, bo naprawdę mieliśmy wyjątkowe życie. W jakiś sposób zawsze będę obok Ciebie. Wiem, że jak się zatrzymasz i dobrze przypatrzysz, w jakiś sposób mnie zobaczysz (oby jak najmniej przerażający). Jesteś całym moim życiem i trzymam w sercu wszystkie wspólnie spędzone chwile.Kochani przyjaciele, bardzo Was kocham i dziękuję za cudowne, wspólne życie. I chcę także podziękować wszystkim lekarzom i pielęgniarkom, którzy tak dobrze się mną opiekowali. Nie wątpiłam ani przez chwilę, że zrobili, co tylko się dało, by mnie ratować. Wszystkim moim przyjaciołom życzę długiego i zdrowego życia i mam nadzieję, że doceniacie każdy dzień tak samo jak ja. Jeśli przyjdziecie na mój pogrzeb, nie zapomnijcie postawić wszystkim jednej kolejki. Włączcie na cały regulator "Keg on My Coffin" i tańczcie na barze z dedykacją dla mnie (mówię serio, chcę chociaż jeden taniec). Świętujcie piękno życia na mega imprezie, bo przecież wiecie, że to to, czego chcę i że według mnie to bardzo dobry sposób na pożegnanie się. Już ja się postaram znaleźć sposób, by jakoś tam z Wami być (przecież wiecie, że nie znoszę tracić dobrej zabawy). Mam nadzieję móc podążać za każdym z Was i dlatego w sumie to nie jest żadne pożegnanie. To tylko "do zobaczenia". I mam małą prośbę. Zatrzymajcie się na kilka chwil i zdajcie sobie sprawę z tego, jak krucha jest ta szalona przygoda nazywana życiem. Ach, i nie zapomnijcie, że każdy dzień się liczy!"
Wzruszający list zaledwie 17-letniej młodej mamy, który poruszył serca internautów: – "Jestem Rhianna, mam 17 lat i jestem mamą Daeshauna. Choruję na nowotwór złośliwy, który rozprzestrzenił się na płuca. Nic mi już nie pomoże. Wszystko zaczęło się w 2012 roku, gdy stwierdzono u mnie szkliwiaka, złośliwego raka kości żuchwy. Wtedy wygrałam z chorobą i do 2015 roku byłam szczęśliwa. Potem nowotwór znowu zaatakował. Mam chore płuca. Byłam wstrząśnięta, a na dodatek okazało się, że jestem w ciąży... Pewnie inna osoba by się załamała, ale ja to potraktowałam jako szansę na zrobienie czegoś dobrego w moim życiu. Chciałam zostać dumną mamą i chciałam, by kiedyś moje dziecko było dumne ze mnie. Rodzina i przyjaciele zachęcali mnie do aborcji, bo ciąża dodatkowo narażała moje życie. Może to dziwne, ale więź z moim synkiem była już tak silna, że nie wyobrażałam sobie stracić go.Postanowiłam przerwać leczenie bo mogło mu zaszkodzić. Nie powiedzieli mi, ile zostało mi czasu. Jednego dnia wszystko jest w porządku i nagle pojawia się paniczny strach, że przecież już dziś mogę umrzeć. Są noce, kiedy boję się spać, bo nie wiem, czy się obudzę. Ten strach był kiedyś tak silny, że wręcz chciałam się nie obudzić, żeby tego nie przeżywać. Wszystko zmieniło się od kiedy mam Daeshauna. Teraz wiem, że mam powód, by walczyć o każdy dzień. On jest całym moim światem. Ostatnio wszyscy mówią mi, że powinnam otworzyć stronę dla niego i zbierać pieniądze na jego wychowanie. Nie chciałam tego robić, bo nie lubię nikogo o nic prosić. Niestety, lekarze powiedzieli mi, że nie ma szans na wyleczenie mnie, więc muszę działać dla dobra mojego synka. Dlatego potrzebuję Waszej pomocy. Teraz zbieram też piękne wspomnienia dla Daeshauna. Cieszę się wszystkim tym, co mamy szansę razem zrobić. Myślę, że choroba nie może decydować za mnie o tym, jakim jestem człowiekiem. Nie może odebrać mi prawa do bycia matką. Teraz mój synek jest dla mnie wszystkim i dodał mi sił i chęci do życia. To, że mam szansę być jego matką, jest nieopisanym szczęściem."
Wzruszający list samotnej matki do mężczyzny, który zostawił ją i dziecko: – "Do mężczyzny, który opuścił mnie od razu po tym, jak powiedziałam mu o ciąży, nie interesuje mnie, czy ten list ostatecznie do ciebie dotrze czy nie, ale tak czy siak chcę ci podziękować. Po trzech latach związku naprawdę sądziłam, że jesteś tym jedynym, a nasza miłość przetrwa wszystko. Mieliśmy po 19 latach, gdy się pierwszy raz spotkaliśmy. Tak, to był szalony czas - życie uniwersyteckie, ciągłe imprezy, mnóstwo upojnych nocy. Czasem aż się dziwię, że przy naszej nieodpowiedzialności nie zaszłam w ciążę dużo wcześniej. Dzięki temu dużo szybciej poznałabym się na tobie"."Wiem, że miałam wybór, ale postanowiłam urodzić. Pamiętam, jak w 6. miesiącu ciąży siedziałam sama w moim pokoju myśląc o tym, jak bardzo cię nienawidzę za to, co mi zrobiłeś. Tak przy okazji, dobrze wiem, dlaczego nawet nie odwiedziłeś mnie w szpitalu po porodzie. Byłeś zbyt pijany po halloweenowej imprezie. Ty wybrałeś imprezy, alkohol, przelotne związki i kompletny brak odpowiedzialności. Ja musiałam szybko dorosnąć. Zostawiłam studia, wróciłam do domu rodzinnego, znalazłam pracę. Moje priorytety zupełnie się zmieniły"."Mimo wszystko dziękuję ci za to, że wybrałeś odpowiedni moment, żeby odejść. Oboje wiemy, że prędzej czy później i tak byś to zrobił, a tak moja córeczka nie miała okazji poznać cię i cierpieć z powodu twojej nagłej nieobecności. Chcę ci podziękować za coś jeszcze...""Dziękuję za to, że dzięki tobie odkryłam, że whisky z colą nie jest ani trochę tak smaczna jak naturalny sok. Dziękuję za to, że teraz wiem, że śmiech mojej córeczki jest bez porównania bardziej zajmujący niż głupie komentarze DJ na imprezie. Dziękuję za to, że zrozumiałam, że brudne pieluchy mojego dziecka są dużo lepsze niż budzenie się rano na kacu i we własnych wymiotach"."Koniec końców... jaki pożytek miałybyśmy z córeczką z kogoś takiego jak ty w naszym życiu? Żaden".
Wzruszający moment. Lekarz odbiera poród małego samochodu –