Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 244 takie demotywatory

Mały apel: – "NIE KOSIMY!Pamiętajmy, że idea gładkiego strzyżonego trawnika narodziła się niegdyś w chłodnej i wilgotnej Anglii. W obecnych warunkach pogodowych i klimatycznych estetyka pola golfowego przestała mieć rację bytu. KRÓTKIE STRZYŻENIE ODSŁANIA GRUNT, KTÓRY TYM SZYBCIEJ WYSYCHA I ULEGA EROZJI. Niejednokrotnie widywaliśmy ubiegłego lata, jak kosiarka wzbijając tumany pyłu strzygła zwiędłą i wyschniętą trawę. Powstrzymajmy te szkodliwe praktyki! ZACHOWANIE WYŻSZEJ TRAWY POMOŻE ZACHOWAĆ RESZTKI WILGOCI I OPÓŹNIĆ PROCES EROZJI. Kolejnym argumentem za ograniczeniem strzyżenia jest zanikająca bioróżnorodność. Ptaków jest coraz mniej, m.in. dlatego, że coraz mniej mają pożywienia. Większość ptaków żywi się nasionami traw i larwami owadów, które zimują w źdźbłach i łodygach traw. GŁADKO SKOSZONY TRAWNIK TO NIEMAL PUSTYNIA BIOLOGICZNA! Należy pozwolić trawie, żeby się wykłosiła i dojrzała, a niektóre fragmenty należy pozostawić niekoszone RÓWNIEŻ PRZEZ ZIMĘ. Będzie to spiżarnia dla ptaków na zimę i wiosnę, dzięki której będą w stanie przetrwać i wykarmić nowe pokolenie"
 –
Babciny fartuch – Fartuch ma chronić ubranie pod spodem,  babcia zawsze miała kilka. Fartuch nosi się  również dlatego, że łatwiej było wyprać fartuchy niż sukienki i na fartuszki zużywano  mniej materiału. Ale wraz z tym, służył jako jedna łapka do usuwania gorącej patelni z pieca.To było cudowne i bardzo praktyczne do suszenia dziecięcych łez. Do kurnika, fartuszek był używany do noszenia jajek. Gdy przybyli goście, ten fartuch były idealną kryjówką dla nieśmiałych dzieci.Te stare fartuchy wytarły wiele spoconych brwi, pochylonych nad gorącym  piecem w upalne dni .Z ogrodu przynosiła wszelkiego rodzaju warzywa. Jesienią, fartuszek był pełny jabłek, które spadły z drzewa.Kiedy kolacja była gotowa, babcia wychodziła na ganek, pomachała jedną ręką a druga była  w kieszeni magicznego fartuszka, w którym zawsze był jakiś cukiereczek, a mężczyźni wiedzieli, że to czas, aby przyjść z pola na kolację.Już nikt nie wymyśli niczego lepszego, co zastąpiłoby taki fartuch
 –
Eric jest w rzeczywistości sąsiadem rolnika, który jest właścicielem pola. Zaalarmowany pobiegł do domu i chwycił swój sprzęt, aby pomóc –
Kupujesz pałace, sprzedajesz rafinerie, nie ma pola z więzieniem –  orlen
W latach 1950 i 1951 amerykańskie dzieci znajdywały pod choinką zestaw Atomic Energy Lab. Był to kolejny zestaw z serii Młody Chemik, które w tamtych czasach były popularne – Ten zestaw dotyczył materiałów promieniotwórczych, a dzieci wykonywały eksperymenty opisane w komiksowej instrukcji.Zestaw był bardzo dobrze wyposażony:- Licznik Geigera- Elektroskop do badania pola elektrostatycznego- Spintaryskop do obserwacji cząstek alfa- Komora Wilsona do obserwacji promieniowania, którego źródłem był wbudowany polon-210- Minerały zawierające uran: autunit, torbernit, uraninit, karnotyt- Źródła promieniotwórcze: ołów-210 (alfa), ruten-106 (beta), cynk-65 (gamma)- Klocki do budowy modeli atomów- Trzy książki edukacyjne, w tym jedna w postaci komiksuChociaż dzisiaj ten zestaw może szokować, a w 2006 roku został uznany za jedną z najbardziej niebezpiecznych zabawek w historii, nigdy nie odnotowano żadnego zgłoszenia utraty zdrowia czy jakiejkolwiek szkody wyrządzonej przez Atomic Energy Lab.
Jeśli ktoś zasłużył sobie na miano dobrego pieska, to właśnie Casper, 20-miesięczny owczarek pirenejski z Decatur w Georgii, który w pojedynkę zabił osiem kojotów, które próbowały zaatakowały strzeżone przez niego stado owiec – Według raportu lokalnej stacji telewizyjnej WAGA-TV, na początku grudnia stado 11 kojotów zaatakowało stado rolnika Johna Wierwillera. Casper zaciekle bronił owiec w walce, w wyniku której część jego skóry i część ogona zostały oderwane, powiedział Wierwiller.Bohaterski owczarek zabił osiem kojotów i przegonił trzy pozostałe z pola bitwy, ale nie wrócił od razu do domu, więc Wierwiller zaapelował o pomoc w znalezieniu Caspera w mediach społecznościowych, donosi CBS News. Dwa dni później Casper sam wrócił do domu, dla którego był gotów zaryzykować życiem.Obecnie Casper przechodzi rehabilitację i pomału powraca do zdrowia
Bilbordy w mieście informują o 15.7 mln strat i o tym z jakich kluczowych inwestycji musiało zrezygnować miasto w tym roku – Akcja została sfinansowana ze środków prywatnych DZIURA W KASIE CHODZIEŻY PO MAJSTROWANIU PRZEZ wrz-W PODATKACH WYNOSI rl , :£» Z TWOJEJ KIESZENI 22 MLN ODDALI TYLKO 6,8 MLN DLATEGO NIE BYŁA W TYM ROKU REMONTU AMFITEATRU I PARKU PRZY CHDK SFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW PRYWATNYCH DZIURA W KASIE CHODZIEŻY PO MAJSTROWANIU PRZEZ W PODATKACH WYNOSI 1'1 S 15,1 KILN ZLOTYCH OD 2019 ROKUZ BRAI Z TWOJEJ KIESZENI 22 MLN ODDALI TYLKO 6,8 MLN DLATEGO NIE BYŁO W TU_ ROKU REMONTU BASENU DELFIN SFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW PRYWATNYCH DZIURA W KASIE CHODZIEżY PO MAJSTROWANIU PRZEZ W PODATKACH WYNOSI r1 S 15,7 MLN LLOTYCH OD 2019 ROKUABRAI Z TWOJEJ KIESZENI 22 MLN ODDALI TYLKO 6,8 MLN DLATEGO NIE BYŁO W TYM ROKU REMONTU PRZYSTANI „OPTY" I BUDOWY POLA KAMPIJGOWEGO SFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW PRYWATNYCH DZIURA W KASIE CHODZIEżY PO MAJSTROWANIU PRZEZ-W PODATKACH WYNOSI vi S IWLN LtOTYCN OD 2019 ROKUZ p P Z TWOJEJ KIESZEI 22 MIN ODDALI TYLKO 6,8 MLN DLATEGO BYŁO W TYM ROKU REMONTU CHODZIESKIEGO DOMU KULTURY SFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW PRYWATNYCH
Pola też będzie miała szóste dziecko, przy czym jest też drugą macochą dla poprzednich czterech dzieci Wiśniewskiego –

Całe to grzybobranie to jest dla jakichś psycholi

 – Rośnie to w lesie przy samej ziemi, lisy na to szczają — i nie tylko lisy, i nie tylko szczają.Jagód z lasu pod żadnym pozorem nie jedz bez dokładnego umycia, bo lis oszcza i bąblowica murowana, ale borowika to pod żadnym pozorem nie myj, bo smak wypłuczesz, tylko pędzelkiem omieć i możesz omnomnować na surowo.Widziałeś kiedyś dwa nagie ślimaki kopulujące na jagodzie? No raczej nie, bo się na niej nie zmieszczą, ale taki kapelusz grzyba to dosłownie łóżko w leśnym burdelu.A ty narażasz się na kleszczowe zapalenie mózgu, pobłądzenie, utonięcie w bagnie, kradzież auta zostawionego pod lasem, gwałt, walkę na śmierć i życie z dzikimi zwierzętami, przygniecenie przez drzewo, weekend we wnykach, postrzelenie przez niedowidzącego myśliwego, rozerwanie przez niewypał, klasyczne zjedzenie przez czarownicę, mimowolny udział w gangsterskich porachunkach, młodzieżowej orgii, kibolskiej ustawce, czarnej mszy lub nazistowskim zlocie — nie wspominając już o nieludzkim wstawaniu o czwartej nad ranem, żeby inni cię nie ubiegli — tylko po to, aby już w zaciszu własnego domostwa raz jeszcze położyć swe kruche człowiecze życie na szali, racząc podniebienie zebranymi plechowcami.Popatrz na taki kebab — mały, średni, duży, XXL zemsta faraona, rollo, w bułce, w picie, w boxie, z sosem łagodnym, ostrym — jakiego nie wybierzesz, p r a w i e nic ci nie będzie.Z pieczywem, słodyczami, nabiałem i tym zielonym z pola sytuacja ma się podobnie.Ale z grzybami to oczywiście zupełnie inna śpiewka — połowa chcę cię zabić od razu, a reszta niekoniecznie chce, ale może, jak się będziesz z nimi niewłaściwie obchodził.Do reklamówek i wiader nie zbieraj, bo, wiadomo, bakterie w plastiku mnożą się jak poeci w Internecie — zatrucie murowane.Przechowywanie, wiadomo, maksimum jeden dzień w lodówce, bo inaczej rozkład białek, mordercze pleśnie i nawet jadalny może cię zabić.Nie dogotujesz, wiadomo, śmierć w agonii.Połączysz niewłaściwego z alkoholem, wiadomo, wątroba po jednym posiłku jak po dekadzie picia denaturatu.Oczywiście każdy smaczny grzyb musi mieć swojego toksycznego sobowtóra, żeby był dreszczyk emocji, nierzadko poprzedzający dreszcze przedśmiertne.Jakby tego było mało, że połowa to istne fabryki trucizny, to wszystkie są prawdziwymi składowiskami metali ciężkich wyciąganych z otoczenia — no po prostu nie może być inaczej.Ale metale ciężkie to nic, bo przecież są jeszcze metale lekkie, a zwłaszcza alkaliczne, o których nikt nie pamięta — taki na przykład radioaktywny izotop cezu o liczbie masowej 137, obecny w polskiej przyrodzie od 1986, kiedy to nasi sąsiedzi zza Buga odtworzyli w Czarnobylu katastrofę atomową na podstawie fabuły tego znanego serialu HBO.Oczywiście cez-137 najlepiej magazynują najpopularniejsze grzyby wszech czasów, tak zwane „czarne łebki” — innymi słowy, do jakiegoś 2136 roku konsumpcja podgrzybków w województwie olsztyńskim to igranie ze śmiercią, a w opolskim to już nawet nie igranie, a walka MMA w occie, na maśle i w śmietanie.Całe to zbieranie grzybów to taka uproszczona wersja rosyjskiej ruletki — z użyciem dubeltówki zamiast rewolweru: czarne albo czerwone; wóz albo wywóz; niebo w gębie albo piekło za życia.Atlasów narobili książkowych, poradników internetowych, nawet aplikacji na smartfona, a ludzie nadal zajadają się na śmierć muchomorami.Może to dlatego, że dla amatorów zostają tylko trujaki, bo zawodowcy zrywają na potęgę, wszystko jak leci, pięćdziesiąt kilo w jeden dzień — „białko w lesie za darmo rozdajo, biere wszysko, blaszki nie blaszki, Baśka, nic to, trzy razy obgotuje i do wudeczki bendzie jak znalas”.Normalnie zbierać, nie umierać.Tak że naginasz pół dnia po lesie, sadząc przysiady i nerwowo oglądając się na kleszcze, żmije, wilki, gwałcicieli i myśliwych, a potem stoisz całą noc nad zlewem i omiatasz sobie grzyba pędzelkiem.Ale i tak najciekawszą częścią rytuału jest ta, kiedy stajesz nagi przed lustrem i ze światełkiem w ręku wyginasz śmiało ciało, zaglądając w największe zakamarki siebie, żeby sprawdzić, czy ci czasem coś gdzieś nie wlazło.Całkowicie normalne, nie powiem.Las to w ogóle specyficzne miejsce — z dala od cywilizacji, posterunków policji i monitoringu, a możesz na legalu przemieszczać się z nożem i to w garści.Pewnie dlatego to takie popularne zajęcie w tych nerwowych czasach.A teraz jeszcze przyszła jesień, ludzie na Facebooku spamują na lewo i prawo, ile to nie zebrali, ledwo wysiedli z samochodu, ba, niektórzy to drzwi uchylili, a złoto lasu samo im się kilogramami do środka ładowało.Naczyta się tego i naogląda normalny człowiek i też go nachodzi ochota na igraszki ze śmiercią, bo przecież w sklepie trzy ususzone kapelusze o łącznej wadze dwudziestu gramów kosztują dziesięć polskich złotych, a parę kilometrów dalej wystarczy parę przysiadów i fortuna zostaje w kieszeni.Co w ogóle można zrobić z dwudziestu gram grzybów? Okłady na oczy?W ten właśnie sposób sam poczułem gorączkę grzybni i wylądowałem na leśnym parkingu.To tutaj trafiają wszyscy amatorzy.Zawodowcy strzegą najbogatszych grzybowisk lepiej niż oczu w głowie — prawdopodobnie znaleźli te miejsca, jak zakopywali tam zwłoki.Na parkingu tymczasem tłok jak pod Ikeą w czasie pandemii. Najbliżej stoją jakieś dziewczyny w wyzywających strojach.Ubrały się tak, żeby były dobrze widoczne w lesie, a teraz pewnie handlują grzybami — myślę.- Ile? – pytam.- W pipu osięsiąt, do papu pięsiąt.- Nie rozumiem – ponawiam pytanie: – Grzybki po ile?- My badanu a czystu, ne ma grzybku.Biedne grzybiarki — myślę — Nic nie nazbierały, nic nie sprzedadzą, nie będą miały co do ust włożyć.Ale już moją uwagę zwraca biały SUV, z którego wysiada lalunia w białym dresiku i białych adidaskach. Za nią buja się popisany ochroniarz z buldogiem francuskim na smyczy i designerskim koszykiem wyplecionym z kolorowej wikliny przez chińskie dzieci za miskę ryżu zgodnie ze staropolskim wzorem i nowopolską strategią gospodarczą. Lalunia rusza w las, ochroniarz z buldogiem za nią.Za tymi nie ma sensu iść, chyba że chcesz zostać mistrzem drugiego planu w relacji na Instagramie, bo co chwila przystają, ale nie żeby podnieść grzyba, tylko żeby nadać internetowy przekaz dla innych przedstawicieli swojego gatunku:„Grzybuw nie ma ale i tak jest zaebiście”.Oczywiście grzyby są, tylko oni ich nie widzą, bo widzieć nie chcą, a jeść czegoś, co rośnie w lesie, na pewno nie zamierzają.Kawałek dalej jakiś koleś wali pokłony przed grzybem.- Wszystko w porządku? – pytam.- Szatan – odpowiada i zaczyna lizać grzyba pod kapeluszem.- Rozumiem – kłamię, kreślę znak krzyża w powietrzu i odchodzę.Ale wtem kątem oka dostrzegam cień przemykający między drzewami.Ruszam za nim i po chwili widzę dokładnie:Stary sweter w jodełkę, spodnie moro, kalosze, bagnet za pasem, wiadro po farbie z ołowiem, pordzewiały rower marki Ukraina.Widzę tutaj dwie opcje — typ albo idzie na grzyby albo wraca do porzuconych w lesie zwłok na kolejną porcję pośmiertnych amorów.Wiem, że jeśli chcę znaleźć grzyby, muszę za nim iść, ale doskonale zdaję sobie również sprawę, że mogę już nie wrócić.Zakładam, że to jednak mistrz ceremonii i ruszam za nim w bezpiecznej odległości. Gość tymczasem doskonale zdaje sobie sprawę, że ma ogon, bo co jakiś czas odwraca się i posyła mi to podejrzany uśmiech, to podstępne spojrzenie.Idę dokładnie za nim i jakimś cudem to ja zbieram twarzą pajęczyny.Wtem rozpływa się między drzewami.No, dobra, jestem w lesie, teraz tylko znaleźć jakieś grzyby i wyjść z tego cało.Halo, czy są tu jakieś grzyby?Kurde, no są.Rosną sobie ot tak sobie. Jak gdyby nigdy nic.I to jeden nieopodal drugiego.Dziwne… Może mi w to nie uwierzycie, ale w dwie godzinki nazbierałem pełen koszyk i to bez żadnych niebezpiecznych sytuacji!No dobra, teraz tylko odnaleźć drogę powrotną do auta i dotrzeć do niego w jednym kawałku.Kurde…Przecież moje auto widać stąd, gdzie stoję…Idę i zastanawiam się nad tym wszystkim.Jak bym nie próbował tego ugryźć, za każdym razem wychodzi mi, że po prostu miałem niebywałe szczęście.Nieopodal parkingu ten sam koleś co wcześniej wali pokłony przed innym grzybem.- Szatan? – pytam.- Papierzak – odpowiada.- Religijny człowiek – mówię do siebie.Wracam do domu.Myślę, czy by może nie odpocząć, ale przecież nie ma chwili do stracenia.Biorę szczoteczkę do zębów i zabieram się za czyszczenie.Po kilku godzinach grzyby lśnią jak nowe.Pora je sprawdzić.Aplikacja w smartfonie pokazuje, że połowa to pieczarki, a połowa muchomory.Wyrzucam połowę.Dla pewności otwieram lodówkę i skanuję grzyby na pizzy z Biedronki.Też muchomory.Wyrzucam pizzę i aplikację.Połowy połowy sam jednak nie jestem pewien, więc i ta ląduje w koszu. Tymczasem połowa połowy połowy jest obgryziona przez ślimaki.Nie no, przecież samiec alfa i omega ze szczytu łańcucha pokarmowego nie będzie dojadał resztek po jakimś mięczaku-obojnaku.Wyrzucam.Rozcinam pozostałe i okazuje się, że w połowie połowy połowy połowy robale dokazują jak patusy pod Żabką w niedzielę wolną od handlu.Wyrzucam.Nie jest tak źle, zostały mi dwie garści grzybów!W mojej głowie powoli układa się genialny plan:Jedną garść usmażę, drugą — ususzę.Wpisuję w wyszukiwarkę: „gesler, grzyby, przepis, łatwy, zanzibar”.„Najpierw obgotuj przez 10 minut i wylej wodę. Potem obgotuj przez następne 10 minut i wylej wodę. Potem już tylko na 10 minut na rozgrzaną patelnię”.Kierując się zdrowym rozsądkiem i rozsądnymi instrukcjami, z mojego koszyka grzybów wyszły mi dwie garści grzybów, a z jednej z nich trzy czwarte łyżki stołowej.Coś musiałem źle zrobić, bo przecież nie wyparowały…W końcu nadchodzi ta wiekopomna chwila:Nabieram je na łyżkę i zjadam — na raz, bez chlebka, z namaszczeniem.Mm… O tak… Kawior lasu…Hm…Smak chyba wylałem razem z wywarem…Trudno — suszenie na pewno się uda.W imię intensywnego grzybowego aromatu!Zgodnie z zaleceniami — piekarnik na 40 stopni i idę spać.Wstaję rano, w mieszkaniu unosi się intensywny grzybowy aromat.Udało się! — myślę.Ochoczo otwieram piekarnik.Szukam moich grzybów, ale ich nie widzę.Wchodzę do Internetu i tam również szukam.W Internecie moich grzybów nie ma, ale wychodzą na jaw nowe informacje:92% wody, no kto by pomyślał.Ołów, kadm, rtęć i arsen.Radioaktywny izotop cezu.Rabdomioliza.To całe grzebanie to jest dla jakichś psycholi!Grzybobranie.Grzybobabranie
 –
Spacerujemy sobie ostatnio z rodzinką po lesie. Przyjeżdża 4 chłopaków rowerami, zaczynają zbierać suchy chrust, pakują do plecaka i odjeżdżają. Potem akcja się powtarza kilka razy – Niby nas to nie obchodzi, ale z ciekawości pytamy po co im te gałęzie. Mówią, że mieszkają niedaleko na blokowisku, ale pośród bloków zachował się jeden domek, gdzie mieszka starsza kobieta. Gdy byli mali zawsze zapraszała ich na jabłka, śliwki, czasem upiekła im ciasto, nigdy nic za to nie chcąc. Obecnie ma ponad 80 lat, rodzina się rozjechała, z emerytury ledwo starcza jej na leki i rachunki, a zbliżająca się zima jest dla niej nie do wyobrażenia. Postanowili, że w każdej wolnej chwili będą gromadzić dla niej opał na zimę. Długo się nie zastanawiając żona z dzieckiem dołączyła do nich, a ja szybko wróciłem do domu po auto z przyczepą. W kilka godzin 4 razy nią obróciliśmy. Starsza Pani za każdym naszym podjazdem płakała ze szczęścia. Zaprosiła nas, poopowiadała jak tu było 50-60 lat temu, gdy miasto kończyło się daleko stąd, a gdzie teraz stoją bloki były tylko pola, stodoły, obory i domki jak jej. Wyjęła album ze zdjęciami, nie mogliśmy uwierzyć jak wyglądało miejsce kiedyśTaka pomoc zajęła nam ok. 3 godzin, dotleniliśmy się, pośmialiśmy, porozmawialiśmy, a co najważniejsze! Pomogliśmy osobie w potrzebie.Uwierzcie, że wieczorem człowiek jest niesamowicie szczęśliwy, że mógł komuś sprawić tyle szczęścia!
 –
 –  Paulina Matysiak-23 godz.Do Bydgoszczy z Koronowa jadę PKS#ZbiorkomemPrzezPolskęPan kierowca powiedział mi, że pierwszyraz od ośmiu to widzi w autobusie posła!PKSZYSPORAH 2.0.0.Jan Mosiński@MosinskiJanFLIONYesaneBILETULGOMYPOSLEKORON.P.BYDG.D.R. 3/WADADWENALABILET BEPERINY11342LE CAS1022 2141540Nie stać Pani na bilet za 11 zł?23:11 29.08.2022. Twitter for AndroidJan Mosiński @Mosinski..... 12 godz.Nie stać Pani na bilet za 11 zł?8518108Anna-Maria Żukowska... ✪-3 godz.A Pan, Panie Pośle, przypadkiem niekorzysta z darmowych lotów, pobytów whotelu i kilometrówek?612wydpBart K@SpoonyBartPoseł @MosinskiJan w latach2019-2020 rozliczył 29,5 tys. złkosztów z tytułu podróżyysamochodem. W przypadku posłanki@Pola Matysiak analogiczne kosztywyniosły 0 zł.492AWOZDANIE Z WYDATKOWANIA KWOTY RYCZAWODANE Z WYDATKOWANA KWOTY RYCEALTZNACZONEGO NA PROWADZENIE BIURA POSELNACZONEGO NA PROWADZENIE BIURA PORELSKwwwAMA
 –
0:33
Potrzeba 185tys metrów sześciennych wody rocznie, aby nawodnić przeciętne pole. To trochę dużo, żeby mniej niż 1% ludzi mógł sobie poodbijać małymi piłeczkami do dziur... –
Miedź nie jest magnetyczna, ale w pobliżu silnego pola magnetycznego wytwarza opór, który jest w stanie gwałtownie zatrzymać rozpędzony magnes –
0:15
Był sobie rolnik, który uprawiał kukurydzę doskonałej jakości – Co roku zdobywał nagrodę za najlepszą kukurydzę. Pewnego roku dziennikarz przeprowadził z nim wywiad i dowiedział się czegoś ciekawego o tym, jak ją pielęgnował.Dziennikarz zauważył, że rolnik dzieli się kukurydzą na ziarno z sąsiadami."Jak można sobie pozwolić na dzielenie się z sąsiadami kukurydzą z najlepszych nasion, skoro co roku produkują oni kukurydzę, która konkuruje z twoją?", pytał dziennikarz."Dlaczego, proszę pana" - odpowiedział rolnik. "Nie wiedziałeś o tym? Wiatr podnosi pyłki kukurydzy i wiruje je z pola na pole. Jeśli moi sąsiedzi uprawiają kukurydzę o niższej jakości, to amplifikacja krzyżowa będzie stopniowo obniżać jakość mojej kukurydzy. Jeśli chcę uprawiać dobrej jakości kukurydzę, muszę pomóc moim sąsiadom uprawiać dobrej jakości kukurydzę."                                                                                      Można to odnieść do tak wielu spraw w naszym życiu. Jeśli naprawdę chcesz być bogaty, musisz wzbogacać innych...tylko to, czym się dzielisz, może się pomnożyć!
Słynny rolnik z Lublina, który nie sprzedał developerom swojego pola i żniwował między blokami, w tym roku wydzierżawił część pola, na którym posadzono konopie –