Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 78 takich demotywatorów

Będę kiedyś tą bogatą ciocią,która nigdy nie wyszła za mąż,miała mnóstwo kochanków, zwiedziła świat, ma kupę kasy ipsuje każde spotkanie rodzinne, bo się opija i opowiada o swoim życiu erotycznym! –
Targa mną mnóstwo emocji,ale głównie szacunek –
- Czy ja przytyłam ostatnio?- Nie, no co Ty!- Oj tak, przytyłam.A ciocia Halinka zawsze mówiła:"Moniś, pamiętaj nie idź w stronę światła". I miała rację kobiecina.- Myślisz,ż e chodziło jej o lodówkę?- No tak, a o co? –
 –  Jeden z moich czterech bratankówprzynióst mi wino i powiedziat: "Proszę,ciociu, to Twój świąteczny sok".Dzięki maty szkrabie, właśnie zostałeśprzyszłym spadkobiercą mojegomajątku.
 –
 –
0:09
 –
Zapraszanie "najbliższych" na swoje wesele w praktyce –  Ciocia Aniela dzwiniła żewciąż nie dostałazaproszeniaŚwieciłam oczamiDośli] je to zaproszenie
 –
Przepraszam panowie. Czy mogę przejść, żeby pożegnać się z ciocią? –
0:16
 –
0:07
 –  Kiedyś moja pobożna ciotkaprzywiozła mi poświęconyróżaniec z Lichenia. Jestemateistą i myślała, że ten prezentjakoś na mnie wpłynie i zacznębyć wierzący.Wziąłem ten różaniec i odrazu upuściłem, krzyczącprzy tym: ООО NIE, ONPARZY! ON PARZY!!!Bardzo się na mnie zdenerwowałai kiedy tata przyszedł sprawdzić,co się dzieje, podniósł tenróżaniec i zrobił dokładnie to samo.Ciocia już do nas nie przyjeżdża xD
Janusz Głowacki często opowiadał anegdotę o cioci, którą kiedyś odwiedzał w szpitalu – Ciocia była dawniej wielką pięknością i któregoś razu, podczas kolejnej wizyty oznajmiła, że nie chce, żeby Janusz przynosił jej soki i pomarańcze, ale prosi raczej o farbę do włosów. Na pytanie po co jej farba w szpitalu, odpowiedziała: ''Nie zamierzam przed Bogiem stanąć z posiwiałą cipą''
 –  Szymekodezwij się proszęZależy nam na Tobie, martwimy się o Ciebie.Jesteśmy. Przyjdź. Odezwij się.Ciocia

Kiedyś to było, teraz już nie ma

Kiedyś to było, teraz już nie ma – Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze... na śniadanie matka kroiła wiatr, ojca nie znałem, bo umarł na raka wątroby, kiedy zginął w tragicznym wypadku samochodowym, po samospaleniu się na imieninach u wujka Eugeniusza. Wujka Eugeniusza zabrało NKWD w 59. Nikt nie narzekał.Wszyscy należeliśmy do hord i łupiliśmy okolicę. Konin, Szczecin i Oslo stały w płomieniach. Bawiliśmy się też na budowach. Czasem kogoś przywaliła zbrojona płyta, a czasem nie. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka odcinała stopę i mówiła z uśmiechem, "masz, kurna, drugą, nie"? Nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że wszyscy zginiemy. Nikt nie narzekał.Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z gruźlicą, szkorbutem, nowotworem i polio służył mocz i mech. Lekarz u nasbywał. Chyba że u babci – po mocz i mech. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Jedliśmy muchomory sromotnikowe, na które defekowały chore na wściekliznę żubry i kuny. Nie mieliśmy hamburgerów – jedliśmy wilki. Nie mieliśmy czipsów – jedliśmy mrówki. Nie było wtedy coca-coli, była ślina niedźwiedzi. Była miesiączka żab. Nikt nie narzekał.Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał karę. Dół z wapnem, nóż, myśliwska flinta – różnie. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo — jak zwykle. Potem ojciec wracał do domu, a po drodze brał sobie nowe dziecko. Dzieci wtedy leżały wszędzie. Na trawnikach, w rowach melioracyjnych, obok przystanków, pod drzewami. Tak jak dzisiaj leżą papierki po batonach. Nie było wtedy batonów, dzieci leżały za to wszędzie. Nikt nie narzekał.Latem wchodziliśmy na dachy wieżowców, nie pilnowali nas dorośli. Skakaliśmy. Nikt jednak nie rozbił się o chodnik. Każdy potrafił latać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji, aby się tej sztuki nauczyć. Nikt też nie narzekał.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Czasem akurat wtedy nadjeżdżał jelcz lub star. Wtedy zdychaliśmy. Nikt nie narzekał.Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Podobnie jak wybite zęby, rozprute brzuchy, nagły brak oka czy amatorskie amputacje. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a od pomocy, to jeszcze nikt nie umarł. Ciocia Janinka powtarzała, "lepiej lanie niż śniadanie". Nikt nie narzekał.Gotowaliśmy sobie zupy z mazutu, azbestu i Ludwika. Jedliśmy też koks, paznokcie obcych osób, truchła zwierząt, papier ścierny, nawozy sztuczne, oset, mszyce, płody krów, odchody ryb, kogel-mogel. Jak kogoś użarła pszczoła, to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię. Jak ktoś się zadławił, to pił 3 szklanki mleka i przykładał sobie rozgrzaną patelnię. Nikt nie narzekał.Nikt nie latał co miesiąc do dentysty. Próchnica jest smaczna. Kiedy ktoś spuchł od bolącego zęba, graliśmy jego głową w piłkę. Mieliśmy jedną plombę na jedenaścioro. Każdy ją nosił po 2-3 dni w miesiącu. Nikt nie narzekał.Byliśmy młodzi i twardzi. Odmawialiśmy jazdy autem. Po prostu za nim biegliśmy. Nasz pies, MURZYN, był przywiązany linką stalową do haka i biegł obok nas. I nikomu to nie przeszkadzało. Nikt nie narzekał.Wychowywali nas gajowi, stare wiedźmy, zbiegli więźniowie, koledzy z poprawczaka, woźne i księża. Nasze matki rodziły nasze rodzeństwo normalnie – w pracy, szuwarach albo na balkonie. Prawie wszyscy przeżyliśmy, niektórzy tylko nie trafili do więzienia. Nikt nie skończył studiów, ale każdy zaznał zawodu. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. To przykre. Obecnie jest więcej batonów niż dzieci.My, dzieci z naszego jeziora, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze" wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez słodyczy, szacunku, ciepłego obiadu, sensu, a niektórzy – kończyn.Nikt nie narzekał.
Moja ciocia nie mogła pojąć, dlaczego wszyscy śmieją się z jej ceramicznej figurki Świętego Mikołaja... –
Najlepszego from ciocia z Nju Jork –
Widocznie uprawa warzyw ją bardzo uspokajała, bo zawsze wracała do domu uśmiechnięta –
Kiedy ciocia w tajemnicy przed rodzicami daje Ci pieniądze –
 –  Kiedyś moja pobożna ciotka przywiozła mi poświęcony różaniec z Lichenia. Jestem ateistą i myślała, że ten prezent jakoś na mnie wpłynie i zacznę być wierzący.Wziąłem ten różaniec i od razu upuściłem krzycząc przy tym „OOO NIE, ON PARZY! ON NAS PARZY!"Bardzo się na mnie zdenerwowała i kiedy tata przyszedł sprawdzić co się dzieje podniósł ten różaniec i zrobił dokładnie to samo. xD Ciocia już do nas nie przyjeżdża