Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 327 takich demotywatorów

Matematyk Stefan Banach zapraszał na obiad matematyków z uniwersytetu. Pewnego dnia przyszedł do niego młody matematyk, który pierwszy raz znalazł się w tak znakomitym towarzystwie i był bardzo stremowany – Niestety zdarzyło mu się, że podczas jedzenia chlapnął zupą na obrus i miał nadzieję, że nikt tego nie zauważy. Banach, gdy tylko to zobaczył, gwałtownie zerwał się z krzesła, podbiegł do zupełnie już załamanego kolegi i zaczął go ściskać. Po chwili wytłumaczył się z tego dziwnego zachowania tak: Zawsze gdy jemy obiad chlapnę zupą na obrus, i gdy wszyscy goście wychodzą, moja gospodyni mówi z naganą: "cały obrus czysty, i tylko tam, gdzie pan profesor siedział, zawsze zachlapane", a teraz, dzięki koledze, będą dwa miejsca zachlapane, bardzo panu serdecznie dziękuję!
Jest taka anegdota dotycząca filmu "Biały niedźwiedź'" w reżyserii Jerzego Zarzyckiego (kadr na zdjęciu). Jeden z pracowników ekipy (miał nim być Henryk Szlachet), tak zachwalał Gustawowi Holoubkowi plenery w Zakopanem: – "To jest film, panie Holoubek! Zakopane, pełny sezon! To jest praca? To wywczasy!'"Gdy przyszedł pierwszy dzień zdjęciowy, o świcie w pokoju hotelowym Holoubka zadzwonił telefon, budząc aktora. Głos Szlacheta w słuchawce wołał: "Panie Holoubek, proszę wstawać, to nie wywczasy, to film!"
"Po oblanym egzaminie do warszawskiej szkoły teatralnej , pojechałem na egzamin do Filmówki – - ,,A dlaczego chcesz zdawać tu do nas, do łódzkiej szkoły?'' - zapytała pani dziekan.- ,,Bo w Warszawie jest za wysoki poziom!''Najpierw wyleciało ze mnie to zdanie, a dopiero potem dotarło do mnie co powiedziałem. Chyba nie muszę mówić o braku sukcesu egzaminacyjnego. (...) Postanowiłem zdawać do Akademii Sztuk Pięknych. Przyjęli moje prace i papiery. Trochę budziłem zdziwienie, nie tylko wśród studentów, ale i profesorów, ale co to dla mnie, patrząc w oczy profesora Stanisława Kulona, powiedzieć, że rzeźba to marzenie mojego życia.Z egzaminu na rzeźbiarstwo - nie wiem dlaczego - najbardziej podobało mi się rysowanie aktu. Podchodziłem blisko do modelki i mierzyłem ją ołówkiem. Modelka była zasłużona dla modelingu, co widać było nie tylko z bliska. Podchodziłem i mierzyłem, podchodziłem i mierzyłem...- ,,Jeszcze raz ten mały podejdzie do mnie, to jak Boga kocham, zakładam majtki i idę do domu''.I tak nie zostałem rzeźbiarzem - Stefan Friedmann
"Można sobie od biedy wyobrazić mycie się w tych płynach, ale trzeba lojalnie stwierdzić, że ich w większych ilościach nie zniósłby nawet najsilniejszy fizycznie człowiek". Zamiast abstynencji proponował ograniczenie picia: – "Niech każdy z pijaków czytujących Przekrój, a lubiących mnie, złoży wraz ze mną przyrzeczenie, że od dziś będzie nadal pił, ale dwa razy mniej. Jeśli na przykład pijał codziennie, niech odtąd pija co dwa dni. Jeśli co dwa dni dudlił, niech dudli co cztery"
Naukowiec wziął kilka dużych szklanych słoików, które zalał do połowy wodą. Następnie umieścił w nich szczury, które w żaden sposób nie były w stanie wyjść – Okazało się, że wszystkie zwierzęta tonęły po upływie około 15 minut. Po tym czasie wyczerpane szczury przestawały stawiać opór. W kolejnych próbach naukowiec postanowił wyciągnąć szczury, tuż przed utonięciem, gdy zwierzęta były totalnie wyczerpane. Pozwalał im chwilkę odpocząć po czym znowu umieszczał je w słoikach z wodą. Jak myślicie? Jak długo wypoczęte zwierzęta mogły unosić się nad powierzchnią wody?Kolejne 15 minut? Odpowiedz może was trochę zdziwić, ponieważ szczury pływały przez uwaga... 60 godzin. Eksperyment udowodnił, że ratowane wcześniej szczury przeżywały około 240 razy dłużej, gdy zostały ponownie włożone do słoika. Jednemu ze szczurów udało się przetrwać przez 81 godzin. Jaki z tego wniosek?Otóż ratowane szczury wciąż miały nadzieję,  że zostaną ponownie uratowane, dlatego walczyły przez bardzo długi czas z nadzieją o poprawę swojej dramatycznej sytuacji. Szczury, które nie były wcześniej ratowane bardzo szybko się poddawały z wyczerpania i braku motywacji do przeżycia.Eksperyment ten jest często anegdotą dla osób poważnie chorych i pokazuje jak ważna w walce z chorobą jest nadzieja i determinacja. Jest to czysta psychologia pozwalająca przetrwać nam sytuacje kryzysowe
 – (...) Ojciec przywiózł mnie na egzaminy wstępne do Krakowa i zakwaterował w hotelu Złota Kotwica. Na dwie, trzy noce. To był dla niego duży wydatek. Wyjechał po pierwszym etapie, bo był pewien, że się dostałem. A mnie czekały następne konkursowe egzaminy. Więc wrócił na wieś i mówi: ''Maryś się dostał''. Wyszedł wujek na podwórze - jeden obok drugiego mieszkaliśmy - i mówi do mojej mamy: ''Kaj się dostoł?''. ''Do szkoły teatralnej, za aktora''. A wujek na to: ''Miałaś go doć za farorza*, a żeś go doła za kurwiorza!''.* Farorz w dialekcie śląskim - proboszcz
Językoznawca profesor Kazimierz Nitsch umieścił na drzwiach sali wykładowej ogłoszenie: „Wykład, co miał być w sobotę, nie odbędzie się”.Studenci dopisali pod ogłoszeniem: – „Mówi się, który miał być, a nie, co miał być”.  Profesor zauważył dopisek i dodał: „Panno święta, co jasnej bronisz Częstochowy... (A. Mickiewicz)”.Następnego dnia pojawił się kolejny dopisek: „Co wolno Mickiewiczu, to nie tobie Nitschu”
Kiedyś znajomy Himilsbacha zaprosił go razem z Maklakiem na weekend do swojego domu. Powiedział mamie, że przyjadą w odwiedziny sławni artyści, znani z kina i telewizji. Starsza pani była zachwycona – Zakładała, że muszą to być wspaniali, kulturalni i dystyngowani ludzie. Sobota rano. Świeci słońce. Babie lato. Okna szeroko pootwierane. Przy stole w kuchni siedzi przyjaciel Himilsbacha ze swoją mamą. Właśnie skończyli śniadanie i z niecierpliwością czekają na parę sławnych artystów. Nagle z ulicy zaczynają dobiegać czyjeś męskie ożywione głosy.- Ja ci, kurwa, mówię, że to jest tu!- Ty mi tu nie pierdol, bo to nie jest tutaj!- No co ty, kurwa!- O nareszcie! Węgiel przywieźli! – odzywa się starsza pani.- Nie, to nie węglarze. To przyjechali pan Himilsbach z panem Maklakiewiczem.Tę i inne anegdoty o ZDZISŁAWIE MAKLAKIEWICZU przeczytają Państwo w książce Ryszarda Abrahama pt. ,,Maklakiewicz. Zaczęło się od tego, że jestem brzydki...''
Wysiadając z taksówki malarzWojciech Kossak dał szoferowipięć złotych napiwku.- Córka pana profesora dała mi wczoraj dziesięć złotych – mruknął szofer.A na to Kossak: – - Ona może. Ma bogatego ojca. A ja jestem sierotą 1NIEZLASZTUKANETWajuech Kossall1925Years
Zofia Kucówna: "Pewnego razu, gdy grałam w ,,Miesiącu na wsi'' Turgieniewa w Teatrze Małym, miałam scenę z Krzysiem Kolbergerem (ur. 1950). Ja grałam Natalię, kobietę koło trzydziestki, Krzysiek młodziutkiego korepetytora, mającego lat może dwadzieścia – Scena była trudna, utrzymana w dużym napięciu emocjonalnym, dyktowanym uczuciem miłości. Kątem oka zauważyłam w pierwszym rzędzie starszą panią, pochylającą się do ucha swojego towarzysza i coś mu szepczącą, przypuszczalnie na mój temat, bo patrzyła na mnie. Pan spojrzał na nią, potem uważnie na mnie, potem znów na nią, i bardzo wyraźnie wyszeptał na całą salę:- Nie! Przesadzasz. Ona nie ma jeszcze czterdziestki.
- Będzie się pan modlił?- Tak, mistrzu będę się modlił, żeby pana znowu spotkać –
Aktor i satyryk Janusz Rewiński, który w Sejmie był posłem Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, zwrócił się do posła Marka Jurka „panie Jerzy” – - Nazywam się Jurek - przypominał poseł.- Nigdy bym się nie odważył - oświadczył poseł Rewiński
Wojciech Pijanowski opowiadał, że na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy prowadzone przezeń Koło Fortuny biło rekordy popularności, pewnego dnia hasło finałowe z kategorii „osoba” brzmiało "Gustaw Holoubek" – Niestety, zawodniczka nie miała szczęścia, odsłoniło się niewiele liter i nie odgadła. Tego samego wieczoru, gdy wyemitowano ten program, w domu Pijanowskiego zadzwonił telefon.- Tak, słucham?- Dobry wieczór, tu Gustaw Holoubek.- O, dobry wieczór panie Gustawie - Pijanowski nie był zaskoczony, bo panowie dobrze znali się, i czasem do siebie dzwonili - Co u pana słychać?- Też nie odgadłem. WOICECH
Rozmowa Zdzisława Maklakiewicza ze Stanisławem Tymem: – ZM: Słuchaj, czy ty w tej scenie, którą tu grałeś, czy ty rozumiałeś, co on do ciebie mówił?ST: Rozumiałem.ZM: Ale czy ty jako postać, którą grałeś, rozumiałeś, co on do ciebie mówi?ST: Rozumiałem.ZM: To źle tę scenkę zagrałeś. Zaraz ci powiem dlaczego. Stałeś. On do ciebie mówił, a ty kiwałeś głową. Otóż zapamiętaj sobie, że jak człowiek kiwa łbem, to znaczy, że nic nie rozumie, rozumiesz?Spójrz, jak się zachowują wszyscy nasi dygnitarze. Albo przy jakieś okazji, jak pokazują obrabiarkę numerycznie sterowaną – nie ma znaczenia co. Stoi taki wał, tam mu tłumaczą fachowcy, a on nic nie rozumie. On z tego w dupę nic nie rozumie. Ale jemu nie wypada nie rozumieć. Rozumiesz? Bo on jest wódz narodu! I on stoi i kiwa łbem. I w ten sposób się zdradza, że on kompletnie nic nie rozumie. Bo rozumie tylko ten człowiek, który rozumie, i wtedy nie musi fałszywie potakiwać łbem, że rozumie. Bo on rozumie po prostu. Słucha i rozumie. A człowiek, który kłamie, kiwa łbem, że rozumie. Rozumiesz? Więc skoro ty rozumiesz w tej scenie, to nie możesz kiwać łbem – bo wtedy kłamiesz, że rozumiesz, a nie rozumiesz.
Pisarka Janina Wieczerska, kuląc się z zimna, paliła przed jakimś budynkiem papierosa i skarżyła się drugiemu nałogowcowi: – – W dobie szalejącej poprawności politycznej, jedyną powszechnie akceptowaną formą agresji jest antynikotynizm. Jak pan w towarzystwie powie, że jest pan alkoholikiem, narkomanem, gejem, lesbijką, czy kim sobie pan tam chce, to wszyscy będą mili i współczujący. Każdy się nad panem użali. Ale niech pan spróbuje w towarzystwie powiedzieć, że pan pali. Wszyscy zgodnie zakrzykną: „Wyp…. na dwór!”
"Grałam w pewnej bajce w ,,Teatrze Młodego Widza'' w Krakowie. To były moje początki. Któregoś dnia oznajmiono nam, że na widowni będziemy mieli niewidome dzieci, więc proszeni jesteśmy o bardzo wyraźne, dbałe mówienie – Byliśmy przyzwyczajeni do dziecinnego hałasu w trakcie przedstawienia. Do trzaskania fotelami, do przesiadania się, wiercenia... A tu cisza jak makiem zasiał. Jakby nikogo nie było na sali. Główki pospuszczane w dół, ramiona uniesione do góry, na niektórych kolanach pluszowe misie lub lalki. I tak przez cały spektakl. I tylko drgania powietrza poruszonego dziecinnymi emocjami, jakiś prąd przebiegający między nimi a nami. Braw na zakończenie też nie było. Dzieciaki pozsuwały się z krzeseł i wielką, zlepioną gromadą wtarabaniły się za kulisy, przyprowadzone przez opiekunów, żeby nas ,,zobaczyć'' z bliska. Małe rączki chodziły po naszych twarzach, włosach, rękach, kostiumach. Staliśmy zamurowani. Tak cisi, jak one przed chwilą, natomiast dzieci rozćwierkały się. Szczęśliwe, radosne, podniecone. Jedna z dziewczynek powiedziała:- Było tak pięknie, że zapomniałam o siku.To była jedna z najpiękniejszych recenzji w moim życiu." - Zofia Kucówna
"Panie Krzysiu, lubię pana piosenki, lubię listy do Hrabiego, ale najbardziej cenię pana za to, że nie dał pan dupy w żadnym ustroju". Dla mnie to był prawdziwy komplement! – - Krzysztof Daukszewicz 200 TodaySHURE*********
- Mam trzydzieści lat. - Jak to? Przecież kilka lat temu też pani mówiła, że ma trzydzieści lat!- Bo ja nie należę do osób, które zmieniają zdanie - odparła stanowczo pani Irena –
Pewna dama zapytała Adolfa Dymszę, kto jest jego ulubionym malarzem. Usłyszała w odpowiedzi: – - Sam sobie odnawiam mieszkanie, szanowna pani
Aktor Ludwik Benoit często miał kłopoty z nazwiskiem. Pewnego razu został zatrzymany przez milicjanta, który zażądał dowodu osobistego. Sprawdzając zapytał: – - Wasze nazwisko ?- Benua! - odparł aktor.- To dlaczego w dowodzie jest Benoit?Innym razem rzecz dzieje się w pociągu. Konduktor nie umie sobie poradzić z wymową nazwiska, więc aktor podpowiada: - To się czyta „Benua". - To dlatego inaczej się pisze? - pyta konduktor. - Bo widzi pan, ja się ukrywam - odpowiedział aktor