Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 327 takich demotywatorów

Poeta, satyryk, współtwórca "Kabaretu Starszych Panów" Jeremi Przybora przypomniał w wywiadzie: – "Do serca przypadła mi szczególnie dość niekonwencjonalna wypowiedź na temat kabaretu. Pewnego wiosennego, słonecznego dnia szedłem Krakowskim Przedmieściem w stronę Nowego Światu. Na wysokości Uniwersytetu zobaczyłem przed sobą młodą, przyjemną dla oka panią, która szła krokiem energicznym w przeciwnym kierunku. Na mój widok pani zwolniła i zachodząc mi drogę, stanęła na wprost mnie tak, że musiałem się zatrzymać. Wtedy, patrząc mi w oczy z wyrazem miłego zaskoczenia na twarzy, powiedziała jakby do siebie: "To Pan naprawdę istnieje!", i natychmiast - nim ochłonąłem z wrażenia - ruszyła w swoją stronę
Bożena Dykiel wspominała pracę z Andrzejem Wajdą na planie „Wesela": – - Wielkie tłumy, kolejny z rzędu dzień zdjęciowy. Patrzę, Wajda usiadł na krzesełku, na drugim położył nogi i zasnął. Ekipa się ewakuowała, żeby nie przeszkadzać mistrzowi w drzemce, a on obudził się po 15 minutach i oburzył: "Kto powiedział przerwa!?"W podobnym tonie wspominał Robert Więckiewicz, który z Wajdą pracował nad „Wałęsą”:- W trakcie zdjęć Andrzej Wajda mówi do mnie: "Jak pan przyjdzie na plan, proszę mnie szturchnąć, obudzić i powiedzieć, jaki film właśnie robimy”.
Funkcjonariusze weszli za nim do klasy i usiedli w ostatniej ławce. Gdy nauczycielka zachęcała rodziców, by zaangażowali się i weszli do komitetu rodzicielskiego... – ...Wałęsa oświadczył, że nie może, bo jest bardzo zajęty, ale może zgłosiliby się panowie z ostatniej ławki?
Po obejrzeniu filmu z Ingrid Bergman aktor, reżyser Aleksander Zelwerowicz, którego imię nosi Akademia Teatralna w Warszawie podzielił się opinią: – - Co za kobieta! Jak ona całuje! Nasze aktorki nie mają pojęcia o całowaniu. One w ogóle nie otwierają usteczek i myślą, że język służy jedynie do wyrażania myśli.
"aktor na scenę musi wchodzić z pokorą". –
Po kilku dniach otrzymał telegram: ''Angażuję - Hanuszkiewicz". Minęło kilka miesięcy – - Adam, ale ja nic nie gram - żalił się Maklakiewicz.Twoim zadaniem jest siedzieć w bufecie i robić atmosferę - odparł Hanuszkiewicz. - Od grania to jestem ja!
Andrzej Grabowski: "(...) Zdzisław Maklakiewicz opowiedział mi kiedyś genialną anegdotę: – Słuchaj, wychodzę z Teatru Starego, idę do Kameralnego, oglądam się odruchowo. Patrzę...idzie. No to przyspieszyłem kroku. Przechodzę przez rynek i staram się zgubić w Sukiennicach, ale oglądam się i widzę, że nadal idzie. No to jeszcze bardziej przyspieszam kroku. Biegnę prawie. Idzie. Cały czas za mną idzie. Dochodzę do świateł, przebiegam na czerwonym, oglądam się, idzie. Wchodzę do Kameralnego. Idzie. Dasz wiarę? Tak dzisiaj za mną gorzała chodziła".
Stefan Kisielewski, pisarz, felietonista, kompozytor, wrócił do domu podekscytowany i opowiada: – - Idę alejami i widzę przed mną Halinę Szpilmanową. Zaszedłem od tyłu i poburzyłem jej misterną fryzurę. Odwróciła się, patrzę - to nie ona.- I co zrobiłeś? - pytają domownicy.- A co miałem zrobić? Uciekłem, przecież nie będę się tłumaczył - wyjaśnił Kisiel.
W wywiadzie z Karolem Modzelewskim w "Gazecie Wyborczej" przypomniano, że w latach stanu wojennego generałowie zaproponowali uwięzionym członkom KOR i władz Solidarności wyjazd na Lazurowe Wybrzeże. Pod warunkiem zaprzestania działalności opozycyjnej. Wszyscy odmówili. Padło pytanie: – - No to dlaczego? Co takiego jest w człowieku, że nie jedzie na Lazurowe Wybrzeże, tylko zostaje w celi?- Mógłbym pieprzyć coś o wzniosłych sprawach - odpowiedział Modzelewski - a tak naprawdę ta emocja jest dość prosta: "Nie dam ch… satysfakcji"
Kiedy aktor Stanisław Mikulski przyjechał do Czeladzi, zapowiedziała jego występ pracownica domu kultury: – - Czeladź założono w 1228 roku, a w roku 1443 sprzedali ją książęta cieszyńscy Zbigniewowi Oleśnickiemu. Odtąd w Czeladzi nic się nie działo, aż przybył tu kapitan Kloss.
Gdy Albert Einstein spotkał Charliego Chaplina w 1931 r., Einstein powiedział: "Najbardziej w twojej sztuce podoba mi się ta uniwersalność. Nie mówisz ani słowa, a cały świat i tak cię rozumie" – "To prawda. Ale twoja sława jest większa. Cały świat cię podziwia, mimo że nie rozumie ani słowa z tego, co mówisz"
- Pojechałem do Krakowa, żeby nagrywać "Opowieści Hollywoodu” - wspominał aktor Janusz Gajos. - Reżyserował to Kazio Kutz. W którąś niedzielę umówiłem się z kolegą. Nie znałem dobrze miasta, a chciałem dotrzeć do ulicy świętego Jana. Zobaczyłem dwóch takich, których określa się mianem meneli. – Dżentelmeni ci byli lekko wczorajsi. - Panowie, jak dojść na tę ulicę? - spytałem grzecznie. Wskazali drogę. Pięknie podziękowałem. I przeszedłem na drugą stronę ulicy. Nagle słyszę, że jeden z nich biegnie za mną. 
- Przepraszam, pan Gajos? - pyta lekko zdyszany. - Tak - odpowiedziałem zadowolony, że jestem popularny nawet w tym środowisku. I zaraz słyszę... "Mistrzu..." To mnie jeszcze bardziej podbechtało. Ale dalej już było tak: - Mistrzu, daj pan stówkę. Tak nas suszy.
Wiesław Michnikowski był przykładem przedwojennego inteligenta, który absolutnie nie tolerwał wulgaryzmów. Co nie znaczy, że nie zdarzyło mu się w wyjątkowych sytuacjach po nie sięgnąć. W jednym z wywiadów wspominał scenariusz, którego egzemplarz przesłała mu pani z produkcji serialu. Kiedy zaczął go czytać, co chwilę przecierał oczy ze zdumienia. I w efekcie samą panią potraktował niezbyt elegancko. – - Można powiedzieć, że wszedłem w rolę - powiedział w "Wysokich Obcasach". - Ona przysłała mi scenariusz, w którym każda kwestia pełna była ordynarnych wulgaryzmów. Dokładnie każda. Nie znalazłem chyba jednej, która przynajmniej nie kończyła się takim uważanym za nieprzyzwoitym wyrazem. No więc, jak po tygodniu zadzwoniła do mnie z pytaniem, co o tym sądzę, językiem ze scenariusza odpowiedziałem - zresztą zgodnie z prawdą - że materiał jest ch***wy i ja pie**lę takie role i co mi tu pani k**wa proponuje!
W Kabarecie Dudek aktorzy często za kulisami i w trakcie występu robili sobie dowcipy. Bywało, że nie oszczędzano także artystów, którzy jako goście zjawiali się na widowni. Kiedyś padło na MARIĘ KOTERBSKĄ. – Przyjechała do Warszawy, miała koncert w Sali Kongresowej. Przyszła za kulisy, przywitała się i zostawiła walizkę. W finale Edward Dziewoński zwyczajowo przedstawił wykonawców: "Przy fortepianie Tadeusz Suchocki, kostiumy Maria Koterbska!".Wiesław Michnikowski: "Do ukłonów Janek Kobuszewski miał na sobie jej piżamę, Wiesio Gołas wcisnął się w jakąś bluzkę, a mnie przypadł stanik. Wykorzystaliśmy chyba wszystkie ubrania z jej walizki".*
Opowiastka o JANIE HIMILSBACHU (prawdziwa czy nie?). Spóźnił się na pogrzeb znajomego i w ostatniej chwili wrzucił coś do grobu aż huknęło. – - Coś ty tam walnął, Janek? - spytał Maklak.- Kwiatów nie mogłem dostać, to kupiłem bombonierkę.
Głodni aktorzy w kolejce do rozcharakteryzowania niecierpliwili sięi myśleli tylko o tym, by jechać na kolację. GUSTAW HOLOUBEK natknął się na grupę striptizerek, które grały w filmie i powiedział:- Panie to się przynajmniej wstydu najadły... –
''W pańskim sposobie umieranianie ma za grosz życia'' –
Aktor Jerzy Bończak jadł późną kolację w hotelowej restauracji, w której akurat striptizerka odkrywała swoje wdzięki. W czasie posiłku wylał herbatę na spodnie, i gdy wracał do pokoju, windziarz spojrzał na plamę i powiedział: – - Podobał się występ, co?
- Panie, pierwszy raz widzę żywego aktora! –
Krzysztof Kieślowski: – Na lotnisku w Warszawie, jak zwykle, pół godziny czekania na bagaż. Taśma krąży cały czas i kręcą się w kółko: niedopałek papierosa, parasol nalepka hotelu Marriot, sprzączka od paska walizki i biała czysta chusteczka. Mimo zakazu zapalam papierosa. Obok, na jedynych czterech krzesłach, siedzą cały czas czterej bagażowi.- Tu nie wolno palić, szefie - mówi jeden z nich- A siedzieć i nic ni nie robić wolno? - pytam- Nic nie robić w Polsce zawsze wolno - mówi drugiRyczą ze śmiechu. Jeden nie ma górnej jedynki i dwójki, drugi nie ma kłów i dwójki po prawej stronie. Trzeci w ogóle nie ma zębów, ale jest starszy, ma już pewnie z pięćdziesiąt lat. Czwarty, koło trzydziestki, ma wszystkie zęby. Na bagaż czekam jeszcze dwadzieścia minut, razem prawie godzinę. Ponieważ niemal się znamy, goście od bagażu nie mówią już nic, kiedy zapalam drugiego papierosa Na lotnisku w Warszawie, jak zwykle, pół godziny czekania na bagaż. Taśma krąży cały czas i kręcą się w kółko: niedopałek papierosa, parasol nalepka hotelu Marriot, sprzączka od paska walizki i biała czysta chusteczka. Mimo zakazu zapalam papierosa. Obok, na jedynych czterech krzesłach, siedzą cały czas czterej bagażowi.- Tu nie wolno palić, szefie - mówi jeden z nich- A siedzieć i nic ni nie robić wolno? - pytam- Nic nie robić w Polsce zawsze wolno - mówi drugiRyczą ze śmiechu. Jeden nie ma górnej jedynki i dwójki, drugi nie ma kłów i dwójki po prawej stronie. Trzeci w ogóle nie ma zębów, ale jest starszy, ma już pewnie z pięćdziesiąt lat. Czwarty, koło trzydziestki, ma wszystkie zęby. Na bagaż czekam jeszcze dwadzieścia minut, razem prawie godzinę. Ponieważ niemal się znamy, goście od bagażu nie mówią już nic, kiedy zapalam drugiego papierosa