Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 325 takich demotywatorów

Na jednym ze swoich zwykłych spotkań Stalin poprosił o przyniesienie mu kury: wziął ją i ścisnął jedną ręką, a drugą zaczął wyrywać pióra. Kura wrzasnęła z bólu i próbowała uciec, ale bez powodzenia - uścisk był dla niej zbyt silny. – Stalinowi udało się usunąć wszystkie pióra bez wielkich problemów, a kiedy skończył, powiedział swoim współpracownikom: "spójrzcie co się stanie”. Położył kurę na ziemi, poszedł po trochę pszenicy i rozrzucił ją na ziemi. Jego współpracownicy patrzyli na kurę ze zdumieniem, gdy obolała i krwawiąca podbiegła do niego. W tym momencie Stalin zwrócił się do swoich współpracowników zaskoczonych tym, co zaobserwowali i powiedział: „Tak łatwo rządzi się głupimi ludźmi. Widzieliście jak kura chodziła za mną, pomimo całego bólu, który spowodowałem? Większość ludzi jest taka, nadal podążają za swoimi władcami i politykami, pomimo całego bólu, jaki im wyrządzają, a ich jedynym celem jest otrzymanie nagrody za nic, lub po prostu trochę jedzenia na kilka dni"Przypomina wam to coś?
Pisarz, scenarzysta i reżyser Tadeusz Konwicki na pytanie, czy idzie na nieszpory, odpowiedział, że on do kościoła chodzić nie musi, bo jest wierzący. –
Kiedy Charlie Chaplin postanowił poślubić dziewczynę młodszą o 30 lat, powiedział jej: – - Zostań moją żoną, a zrobię wszystko, aby nauczyć Cię żyć dojrzale, Ty w zamian pomożesz mi zestarzeć się i umrzeć z godnością.- Nie, Charlie! Poślubię Cię, aby przy Tobie dojrzeć i zrobię wszystko, abyś zachował młodość ducha, do końca.Ta dwójka miała wspaniałe małżeństwo. Wychowywali ośmioro dzieci i mieszkali razem, aż do śmierci Charliego w wieku 88 lat.Wiecie jaki płynie z tego morał? Uczucia zależą od człowieka, a nie od daty jego urodzenia czy terminu ważności. Kiedy ludzie się kochają, nie obawiają się trudności, nie poddają się, nie nudzą się, nie odchodzą, nie zdradzają...Jeśli dwie osoby naprawdę się kochają to będą razem. Nieważne co się stanie, bo prawdziwa miłość pokona wszelkie przeszkody.Miłość jest najsilniejsza.
W jednym z odcinków "Kabaretu Starszych Panów" aktorka Kalina Jędrusik śpiewała piosenkę "Już kąpiesz się nie dla mnie". Według scenariusza Jeremi Przybora miał ją podglądać przez dziurkę od klucza. Jędrusik postanowiła sobie z niego zażartować i rzeczywiście rozebrała się w łazience do naga. – Żart się jednak nie udał: dziurka była jedynie atrapą i Przybora nic nie zobaczył, natomiast przypadkowym świadkiem striptizu stał się telewizyjny elektryk, który z wrażenia... spadł z drabiny. Później okazało się również, że nagą Kalinę obejrzała sobie z góry cała obsada reżyserki. Podobno aktorka osłaniała miejsca wstydliwe dłońmi, ale - jak ktoś z satysfakcją zauważył - "ona miała bardzo drobne dłonie"...
W tramwaju zapytał go pasażer spoza Warszawy:- Przepraszam, ile przystanków do Placu Konstytucji?- Dwa.Tramwaj stanął na przystanku, ruszył. Gość upewniał się:- To teraz już jeden?Nie, teraz już trzy. –
„Przyszedł kiedyś w odwiedziny i chciał się przypodobać. Zaoferował, że zmiele mak, bo mama szykowała właśnie makowiec. I tak wywijał korbą, że aż urwał kawał stołu, do którego przykręcona była maszynka”. –
Zbliżają się mistrzostwa w piłce nożnej:Do anegdoty przeszła wizyta wybitnego kompozytora Witolda Lutosławskiego u pisarza Stanisława Dygata, jego szwagra, szalonego kibica piłki nożnej, podczas mistrzostw świata w Niemczech w 1974 r. Lutosławski daleki od kibicowania i niezorientowany w rozgrywkach zapytał Dygata: – - Co się stało, dlaczego ulice Warszawy takie wyludnione?- Jak możesz być kompozytorem, skoro nie wiesz, że trwają mistrzostwa w piłce nożnej - odparł Dygat.- A mógłbyś mi wytłumaczyć, o co w tym chodzi? Bo nie mam zielonego pojęcia - sumituje się Lutosławski.- Obejrzyj mecze w telewizji, zorientujesz się…Po paru dniach Lutosławski zadzwonił do Dygata:- Chyba już rozumiem, chodzi o to, żeby piłka wpadła do bramki tej drugiej drużyny.
- Prosiła mnie, żebym się przesunął, bo jej zasłaniam Holoubka –
Do kasyna oficerskiego przyszedł młody podporucznik. Barman powiedział mu, że organizowany jest konkurs na odgadnięcie wyrazu składającego się z pierwszych liter nazw wypijanych trunków – Podporucznik przystał na ofertę barmana i wziął udział w konkursie. Dostał trzy kieliszki i po wypiciu oświadczył: "SOS" - Starka, Okowita, Soplica. Po czym zapytał się o swoje miejsce w rankingu. Bardzo dobrze panie poruczniku - odparł barman - ale rekordzistą jest pułkownik Bolesław Wieniawa - Długoszowski z wyrazem „NABUCHODONOZOR"
Dzwoni telefon.Ja: Słucham.Głos damski: Nazywam się... reprezentuję... tereferekuku...zapraszam pana na spotkanie,na którym przedstawimy... – Ja: Bardzo chętnie. Biorę 70 złotych za godzinę.Głos damski: Ale... ja zapraszam...Ja: Wiem, rozumiem i zgadzam się. Ponieważ to będzie pierwsze nasze spotkanie, to w ramach rabatu wezmę tylko 50 złotych za każdą rozpoczętą godzinę, a co do stawek za następne spotkania to się dogadamyGłos damski: Ale nasza oferta...Ja: Na spotkaniu kochana, na spotkaniu wszystko pani opowie. Możemy siedzieć i rozmawiać ile pani chce. Wystawiam faktury
Jak wiadomo aktor Roman Kłosowski znany był z niskiego wzrostu, zrobił z tego zresztą swój znak rozpoznawczy, często grał charakterystyczne postacie. W młodości wystąpił w serialu "Czterej pancerni i pies”, grany przezeń żołnierz ginie. W scenariuszu była scena pogrzebu – Aktorzy - Janusz Gajos, Franciszek Pieczka, Witold Pyrkosz, Wiesław Gołas i Roman Wilhelmi - ustawili się przy grobie, nagle któryś z nich rzucił: "coś za długa ta trumna". Wszyscy śmieją się. Reżyser zarządził przerwę w zdjęciach, po kilku minutach podchodzą do trumny i nie mogą powstrzymać śmiechu. Zarządzono godzinną przerwę, by wszyscy ochłonęli, po niej aktorzy podchodzą do trumny i zaczynają się gotować. Reżyser postanawia, że scenę tę nagrają następnego dnia. Nazajutrz ustawiają się przy trumnie i z miejsca dostają głupawki. Kolejna przerwa w kręceniu serialu, wszyscy podchodzą do trumny...Tak, dobrze się domyślacie! Sceny tej nigdy nie nakręcono i nie ma jej w serialu
Pisarz, poeta i tłumacz Tadeusz Boy - Żeleński nie lubił wysokich kobiet. Gdy zapytano go o opinię na temat bardzo urodziwej, ale wysokiej kobiety, odparł: – - Na nią trzeba z linami, z czekanami, w kilku…
W początkach 1909 roku Józef Piłsudski przebywał w Zakopanem. Spotkał się wówczas z pisarzem Stefanem Żeromskim, który podaje taką anegdotę: – "Zastałem go siedzącego przy stole, stawiającego pasjansa. Siedział w kalesonach, bo jedyną parę spodni, jaką posiadał, oddał właśnie krawcowi do zacerowania dziur (...). Założyłem sobie (powiedział Piłsudski), że jeśli mi ten pasjans wyjdzie, to będę dyktatorem Polski”.
Gdy zawiązano spisek przeciwko królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu jeden ze spiskowców wyznaczył za głowę króla nagrodę w wysokości 20 tysięcy złotych. Podekscytowany tak się przy tym zapomniał, że przez pomyłkę list z wiadomością o nagrodzie przesłał... królowi. Po pewnym czasie otrzymał odpowiedź: – “List twój, mój panie, wielce mnie uradował. Cieszę się, że głowa moja tak wielką stanowi dla ciebie wartość. Co zaś się tyczy twojej, nie dałbym za nią złamanego grosza”.
Autor „Lalki” i „Faraona” Bolesław Prus na kilka dni zatrzymał się w Krakowie. Miejscowy dziennikarz zapytał go, jak mu się podoba miasto: – - Ładne miasto, dobre powietrze, można przyzwoicie zjeść - odrzekł pisarz - tylko wyspać się nie można, bo co godzinę jakiś wariat gra na trąbie.
Pracownik Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami odebrał niepokojący telefon: – - Przyjedźcie i go zabierzcie! - Ale kogo, proszę pani? - Tego stwora! Od dwóch dni siedzi na drzewie naprzeciwko bloku! Ludzie okien nie otwierają, bo się boją, że im to do domu wejdzie! - Ale co to jest, proszę pani? Może jakiś chory drapieżny ptak? - Nie! To nie jest ptak! - A jak to coś wygląda? - Jest brązowe, siedzi na drzewie i to jest ten.. lagun! Pani chodziło o legwana. Cóż, w nerwach można pomylić nazwy. Inspektorzy natychmiast udali się na miejsce. W końcu namierzyli dzikiego zwierza. Okazało się, że to rzeczywiście obcy gatunek, który przybył do Polski z Francji. Od jakiegoś czasu można zauważyć wyraźny wzrost jego populacji w naszym kraju. Inspektorzy od razu rozpoznali znaki szczegółowe tego gatunku: złocista skórka, brak głowy, kończyn, wykonany jest z pysznego (acz kalorycznego!) ciasta. Tak, to był croissant. Mieszkańcy Krakowa, przyzwyczajeni do obwarzanków występujących tylko w niewoli, mogą już spać spokojnie.
Król Zygmunt August był wielkim miłośnikiem książek, które dużym kosztem sprowadzał z zagranicy. Pewnego razu polecił zakupić znaczna liczbę ksiąg Franciszkowi Lismaninowi, spowiednikowi Bony, i wysłał go za granicę z pieniędzmi.Wiedział o tym Stańczyk. – - Powiedz mi Stańczyku - zapytał król - wieleś ty już głupców równych sobie znalazł?- Co dzień ich spisuję i już Zygmunta Augusta zapisałem.- A to za co?- Za to, że Lismaninowi dał tyle pieniędzy i wyprawił go z nimi za granice.- A poczekajże jeszcze Lismanin wróci.- Jak powróci, to ciebie zmażę, a jego zapiszę.Stańczyk zgadł, gdyż Lismanin więcej się w Polsce nie pokazał.
Dwaj matematycy z uniwersytetu lwowskiego, Stanisław Saks i Bronisław Knaster, zatrzymali się przed wystawą rzeźnika, gdzie w oknie widniał napis "pasztet zajęczy". Saks spytał: – - Jak myślisz Bronek, czy to rzeczywiście zajęczy pasztet?- Kto go zje, zaraz pozna. Jeśli nie zajęczy, to zajęczy, a jeśli zajęczy, to nie zajęczy – odrzekł Knaster.
Aktorka Danuta Szaflarska była brunetką, ale do filmu „Skarb” musiała stać się blondynką. Włosy w tamtych czasach rozjaśniono perhydrolem, a zabieg u aktorki wykonywał zawodowy fryzjer pan Woźniak. Zaczęły się zdjęcia, pani Szaflarska proszona jest na plan. Gdy powtórzono zaproszenie, jeden z inspicjentów odpowiedział: – - Pani Szaflarska nie może przyjść, bo pan Woźniak jeszcze ją perhydroli.
Ksiądz, profesor Józef Tischner przyjechał poświęcić dom w Kościelisku. O wizycie ukochanego "gazdy" zwiedzieli się okoliczni górale, gromadnie zapragnąwszy, ma się rozumieć, uczestniczyć w uroczystości. – Popili się wszyscy łącznie z gospodarzami tak, że ksiądz nazajutrz wyjechał, zapomniawszy dom poświęcić. Konieczna była kolejna wizyta. W trakcie tych ceremonii nie doszło, chwała Bogu, do takich ekscesów, jak w cytowanej z zachwytem przez Tischnera opowieści jednego z górali, który wspominając udaną imprezę, chwalił się z dumą, ale i z uszanowaniem: "Syćkie my rzygali, a pon burmistrz to nawet - za przeproseniem - wymiotowoł!”