Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 53 takie demotywatory

 –  1. Ubikacja powinna być zawsze utrzymana w czystości. 2. Do muszli klozetowej i pisuarów nie należy wrzucać śmieci, szmat, niedopałków, zapałek ani resztek jedzenia. 3. Do muszli klozetowej nie należy wchodzić nogami, lecz siadać jak na krześle, całym ciężarem ciała, tak aby pośladki całkowicie i dokładnie przylegały do deski klozetowej. Tułów powinien być wyprostowany, przy czym punkt ciężkości należy przenieść ze stop na pośladki, kładąc ręce wzdłuż odpowiednich kolan. 4. Siedzieć należy w taki sposób, ażeby kał wpadał do muszli, a nie na deskę. 5. Jednocześnie należy starać się nie zmoczyć deski moczem, w tym celu należy przytrzymywać ręką narząd moczowy, .kierowując go do muszli. 6. Przy korzystaniu pisuaru należy podejść do niego jak najbliżej, nawet dotykając go 'ekko kolanami, pochylić się ilo przodu, wyjąć całkowicie narząd moczowy, lekko nachylić go w d61 i oddać mocz aż do ostatniej kropli. 7. Przed zakończeniem oddawania moczu nie należy odchodzić od pisuaru, aby nie rozbryzgiwać moczu po podłodze. W ten sposób podłoga wokół pisuaru będzie sucho.

Przykre, ale prawdziwe:

 –  Kilka słów o sąsiedzkich relacjach w dzisiejszych czasach.Wychowałam się w bloku, gdzie sąsiad = przyjaciel.Odwiedzaliśmy się kilka razy w tygodniu, robiliśmy sąsiedzkie imprezy, jako dziecko często bawiłam się z innymi dzieciakami w piaskownicy lub w naszych mieszkaniach. Do tej pory mam paczkę przyjaciółek z klatki, z którymi zawsze spotykam się, gdy jestem w rodzinnym mieście.Moi rodzice często pilnowali dzieci innych sąsiadów, a w zamian za to my mieliśmy zapewnioną opiekę dla naszego kota, kiedy wyjeżdżaliśmy na wakacje. Gdy trzeba było zrobić gdzieś remont, nie wynajmowało się do tego ekipy, tylko prosiło się sąsiadów o pomoc. Zdarzało się, że moi rodzice pracowali do późna, więc niektórzy sąsiedzi z własnej woli zapraszali mnie i mojego brata na obiad.Czysta, sąsiedzka życzliwość.Uważałam, że takie relacje to coś normalnego. Przez całe studia w mieszkałam w akademiku, gdzie panowała podobna atmosfera - wiadomo, jak to w mieszkaniach studenckich bywa.Po studiach znalazłam pracę i przeprowadziłam się do mieszkania na nowo wybudowanym osiedlu. Dobrze pamiętam ten dzień - była sobota, południe. Gdy tylko się rozpakowałam, postanowiłam przywitać się z sąsiadami.Połowa nie otworzyła mi w ogóle drzwi, chociaż wewnątrz mieszkania słyszałam dialogi w stylu "Kto to? Nie wiem, jakaś typiara, nie znam. To nie otwieraj". Kilka osób przez drzwi spytało "kto tam?", a gdy odpowiadałam, że jestem nową sąsiadką i przyszłam się przywitać, słyszałam tylko "proszę stąd odejść, nie mam czasu".Byli też tacy, którzy otwierali drzwi, ale słysząc, kim jestem, machnęli dłonią, mówiąc, żebym nie zawracała im głowy. Jeden starszy pan spytał "Aa, to pani się tak łomotała na klatce? Mam nadzieję, że to już koniec, zagłuszała mi pani serial". Jakaś kobieta nakrzyczała na mnie, bo dzwonek do drzwi obudził jej dziecko.Tylko w jednym mieszkaniu trafiłam na miłą parę studentów, z którymi od razu umówiłam się na piwo i przy okazji dowiedziałam się, że podziwiają mnie za chęć zapoznawania się z innymi sąsiadami, bo w tym bloku mieszkają, cytuję "dziwni ludzie".Byłam, delikatnie mówiąc, zszokowana, ale oczywiście, zaczęłam szukać winy w sobie - była sobota, tłumaczyłam sobie, że sąsiedzi pewnie odpoczywają po ciężkim tygodniu, a tu przychodzi obca baba i zawraca im głowę. Pomyślałam, że na razie dam im trochę czasu i na zacieśnianie sąsiedzkich więzi przyjdzie jeszcze pora.W ciągu kolejnego tygodnia przekonałam się, że moi sąsiedzi nie znają słowa "dzień dobry". Parę razy zamknięto mi drzwi na klatkę przed nosem. Kiedy w windzie pies jednego z sąsiadów zaczął mnie zaczepiać i wyciągnęłam do niego rękę (może nie powinnam, bo niektóre psy tego nie lubią, ale ten wydawał się wyjątkowo towarzyski), jego opiekun burknął do mnie coś w stylu "niech trzyma pani ręce przy sobie".Raz nie było mnie w domu, a akurat nadkręcił się kurier i chciał zostawić paczkę u sąsiadki - po rozmowie na infolinii dowiedziałam się, że sąsiadka powiedziała, że może przesyłkę przyjąć, ale wyrzuci ją do śmieci. Szczęśliwie kurier przyjechał kolejnego dnia, kiedy byłam w domu.Z głębokim rozczarowaniem uznałam, że nie ma co robić drugiego podejścia do lepszego zapoznania się z moimi sąsiadami. Ale kiedy chciałam zrobić parapetówkę, pomyślałam, że rozsądnie byłoby ich chociaż o tym poinformować. Tym, którzy mieszkają najbliżej mnie, zostawiłam w skrzynce na listy słodką przekąskę i karteczkę z informacją, że tego dnia i o tej godzinie zapraszam ich na małą imprezę, a jeśli jednak wolą zostać u siebie, to, oczywiście rozumiem i postaram się, by było w miarę cicho.Na parapetówce pojawili się jedynie wspomniani wcześniej studenci oraz piątka moich znajomych. Była godzina dwudziesta, muzyka grała głośno, ale nie na tyle głośno, by komuś przeszkadzać (nawet na klatce nie było jej słychać). Zdążyliśmy może wypić po łyku piwa, kiedy do mieszkania zapukała... policja.Co się okazało? Sąsiedzi donieśli, że jest hałas, a na prośbę o ściszenie muzyki, ja i moi znajomi zaczęliśmy grozić im przemocą. Do tego para studentów, która mieszka w tym bloku to dilerzy narkotyków i na pewno wszyscy jesteśmy naćpani.Sądziłam przez chwilę, że jestem w ukrytej kamerze.Policjanci, na szczęście, okazali się dość wyrozumiali i skończyło się na pouczeniu. Kontynuowaliśmy imprezę, ale już w zepsutym humorze.W ciągu kolejnych miesięcy bałam się wyjść w ogóle z domu lub do niego wracać w obawie, że trafię na klatce lub w windzie na któregoś z sąsiadów. Częściej niż "dzień dobry" słyszałam jakieś niemiłe uwagi, niepotrzebne zaczepki.Dwa dni po parapetówce, gdy niosłam w przezroczystej reklamówce zakupy, w tym butelkę wina, jedna sąsiadka spytała "Co, znowu imprezka? Znowu będzie trzeba po policję dzwonić?" Nie odpowiedziałam.Zdaję sobie sprawę z tego, że czasy się zmieniły i dzisiaj każdy jest skupiony bardziej na sobie, ma swoich znajomych i nie szuka przyjaźni wśród sąsiadów. Być może uznacie, że narzucałam się swoim sąsiadom, ale naprawdę nie rozumiem, skąd w nich tyle jadu i pogardy dla drugiego człowieka.Blok, w którym się wychowałam, a ten, w którym mieszkam obecnie to dwa zupełnie różne światy i muszę wam powiedzieć, że jestem mocno przygnębiona, kiedy po pobycie w moich rodzinnych stronach wracam to szarej rzeczywistości.Naprawdę, tu już nie chodzi o to, że ktoś mi nie odpowie na "dzień dobry" czy zbeszta za głaskanie jego psa - chodzi o zwyczajny szacunek do drugiej osoby i nie uprzykrzanie sobie życia.

Kilka słów o Ministrze Edukacji:

 –  Paweł Lęcki1ti6 nSgoaponsfsocdrizendh.S  · Szanowny Panie Dariuszu Piontkowski. Ja w sprawie tęsknoty. Wszystko wskazuje na to, że Pan odchodzi ze stanowiska. Nie był Pan dobrym Ministrem Edukacji, ale to w sumie nic nowego, gdyż generalnie w Polsce nie było dobrych ministrów edukacji. W zasadzie nie do końca wiadomo, dlaczego tak się działo. Być może dlatego, że mało kto interesuje się tak naprawdę edukacją, choć jednocześnie jest ona najważniejsza na świecie. Taki mamy klimat. Będę za Panem tęsknił, gdyż nie spodziewałem się, że na Pana miejsce można powołać kogoś o wiele gorszego. Niby Anna Zalewska nauczyła nas wszystkich, że gorzej już być nie może, to Pana prawdopodobny następca przebija wszystko. Patrząc z dystansu, to muszę przyznać, że był Pan lepszym ministrem od Anny Zalewskiej, co w sumie nie jest wielką sztuką, ale Pan nigdy nie wzbił się na właściwe dla niej rewiry arogancji. Pan po prostu był i trwał. Od dłuższego czasu widać było Pana zmęczenie sytuacją. Ciągle Pan mówił, że ściany nie zarażają, powtarzał to jak mantrę, mówił o płynach do dezynfekcji, wspominał, że strajk nauczycieli przełożył się na niższe wyniki tegorocznej matury, co mnie szczególnie bawiło, bo nie dość, że strajkowałem, to w czasie pandemii moi uczniowie osiągnęli rekordowo wysokie wyniki. Cóż, być może również dlatego, że z nimi pracowałem nawet wtedy, gdy już skończyli rok szkolny. Jest Pan wybitnym plakacistą. Malował Pan plakaty o pandemii, dawał rady, które nie dają rady w starciu z rzeczywistością, ale po zniszczeniu edukacji w Polsce, którego ostatecznie dokonała Anna Zalewska, sam od sobie w zasadzie Pan niewiele zniszczył. To już jakiś sukces. Próbowałem sobie wyobrazić, że Pana następca, Przemysław Czarnek, czyta bajkę Sroczka kaszkę warzyła, a ciągle wychodzi mi coś w rodzaju Mein Kampf, ewentualnie Króla Edypa. Pan nawet jak coś mówił o LGBT, to trochę tak, jakby Pan nie do końca był przekonany, że w ogóle wie, o czym mówi. W tej sytuacji Pana wieczne nie wiem, okazuje się być czymś wyjątkowym i cennym. Przemysław Czarnek wie i nie zawaha się swojej wiedzy użyć. Pan nigdy nie wpadłby na pomysł, że główną powinnością kobiety jest rodzenie dzieci. Mam wrażenie, że Pan nawet by o tym nie pomyślał. Przemysław Czarnek nie dość, że pomyślał, to jeszcze to powiedział. Pan nigdy nie przyznał, że metodą wychowawczą może być bicie dzieci. Przemysław Czarnek uważa, że niekiedy istnieje konieczność zastosowania przymusu fizycznego, w tym kary cielesnej.Pan nie miał obsesji na punkcie LGBT, robił Pan te swoje konkursy o Żołnierzach Wyklętych, a Przemysław Czarnek oznajmił, że skończmy słuchać tych idiotyzmów o jakichś prawach człowieka czy jakiejś równości. Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym i skończmy wreszcie z tą dyskusją.Co prawda niewiele Pan zrobił, a w zasadzie nic, dla obrony rodziny przed przemocą, alkoholizmem, kryzysem psychiatrii dziecięcej, ale za to Przemysław Czarnek uznał, że rodzinę niszczy Szatan. Pan chodził na mszę święte w czasie pracy, ale nigdy nie wpadł na to, że wrogiem rodziny jest Belzebub. Przemysław Czarnek jako poseł wniósł niewiele od siebie w ramach interpelacji. Pan przynajmniej rysował plakaty i raz w czasie pandemii powiedział do uczniów słowo kochani. Wiem, to musiało być trudne, ale jakoś dał Pan radę. Przemysław Czarnek zgłosił za to interpelację w sprawie lokalizacji krematoriów (spalarni ciał) w bliskim, bezpośrednim sąsiedztwie osiedli mieszkaniowych. Przynajmniej wiemy, że nie będzie krematoriów w pobliżu szkoły. Przemysław Czarnek głęboko interesował się również sprawami duchowymi. Pan tak w sumie niczego nikomu nie narzucał, był dość nienachalny nie tylko w zakresie inteligencji, ale też tak po prostu. Przemysław Czarnek wniósł za to interpelację w sprawie limitu wiernych podczas mszy świętych i innych nabożeństw religijnych. Jak Pan myśli, będą msze święte w każdej szkole codziennie rano? Najbliżej edukacji Przemysław Czarnek był wtedy, gdy wniósł interpelację w sprawie poddziałania: Pomoc w rozpoczęciu działalności gospodarczej na rzecz młodych rolników. W końcu pojawia się słowo młodzi. To może nie będzie tak źle? Przynajmniej wie coś o rolnikach. Nauczyciele oczywiście nic nie zrobią w tej sprawie. Gdyby rolnicy dostali takiego ministra, wyruszyliby kombajnami na Warszawę. Górnicy zeszliby pod ziemię, ewentualnie spalili parę opon i uzyskaliby szybką zmianę na stanowisku. Co ciekawe, Przemysław Czarnek ma być również Ministrem Nauki. Środowisko akademickie przeszło w większości na nauczanie zdalne, więc jeszcze bardziej oderwało się od rzeczywistości. A Pana kolega ma dla nich plany rozwoju zawodowego: zawsze będę przeciwnikiem promocji zboczeń, dewiacji i wynaturzeń. I żaden rektor, i żadna Konferencja Rektorów Szkół Wyższych mi tego nie zabroni. Śmiesznie, nie sądzi Pan? Gdyby na Pana miejsce wszedł choć ktoś w stylu Pana kolegi, Marka Suskiego, byłoby przynajmniej śmiesznie. Poza tym, przecież otarł się o teatr, a szkoła jest czymś w rodzaju teatru. Albo Jacek Sasin. Świetna kandydatura. Zwłaszcza w czasach edukacji zdalnej. Mógłby ją po mistrzowsku przekształcić na korespondencyjną. Łukasz Szumowski znakomicie rozwinąłby lekcje przedsiębiorczości. No i ma wiedzę, jak ekspresowo wyzdrowieć z koronawirusa, bo już poszedł na zakupy. Jakoś tak wyszło, że kończymy naszą znajomość na potencjalnych kandydatach na Pana miejsce. Przemysław Czarnek jest profesorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Ksiądz Alfred Wierzbicki również. Różnica jest taka, że Przemysław Czarnek nie ponosi żadnych konsekwencji za swoje wywody, a Ksiądz Wierzbicki za to, że wspiera LGBT, nie dzieli ludzi na lepszych i gorszych, nawet wspomina o sensowności związków partnerskich, ma sporo problemów. Szanowny Panie Dariuszu Piontkowski. Powiem Panu zupełnie szczerze. Choć jestem bezwzględnie niewierzący, to na stanowisku Ministra Edukacji z marszu zaakceptowałbym Księdza Wierzbickiego. Uważam, że ma o wiele większe kompetencje w dziedzinie ludzi, niż Przemysław Czarnek. To nie jest wielka sztuka być Ministrem Edukacji. I tak to w zasadzie społecznie jest mało ważne, niestety. Ale gdy Ministrem Edukacji może zostać ktoś, kto zupełnie nie zna się na ludziach, to ja myślę, że nawet w Panu budzi to niepokój. Ani nam witać się, Panie Dariuszu Piontkowski, ani żegnać, żyjemy na archipelagach, a ta woda, te słowa, cóż mogą, cóż mogą Panie Ministrze. Pozdrawiam serdecznie,Paweł.
Kometa 2020. Gdzie oglądaćkometę NEOWISE nad Polską?Jedyna okazja w życiu! – Cały świat żyje kometą NEOWISE. Trudno się dziwić, bo kolejna szansa, by ją zobaczyć, może być dopiero za ponad 6 tys. lat.Eksperci informują, że kometa najbliżej Ziemi będzie 23 lipca. Wtedy od naszej planety będzie ją dzielić 103,3 mln km. Potem będzie można ją zauważyć w gwiazdozbiorze Wielkiej Nedźwiedzicy prawie do końca lipca, ale potrzebny do tego będzie sprzęt
"Głosowanie to nie jest małżeństwo. Głosowanie to bardziej transport publiczny. Tutaj nie czeka się na "tego jedynego", który będzie dla nas idealny. Tutaj czekamy na autobus i jeśli żaden nie jedzie dokładnie do naszego celu podróży, to nie zostajemy w domu i się dąsamy, tylko wybieramy ten, który jedzie najbliżej miejsca, do którego chcemy się dostać" –

Krótki poradnik jak postępować z natrętnymi akwizytorami

 –  44% Dsal. Play ?8:43+48 728 58....EdytujWiadom.Cześć, jestem Dawid. Twójnumer WYGRAŁ w naszejloterii!! Wejdź nahttp://wyK..pl/HJkd i wpisz swójwygrywający numer!!!Co?Czyj to numer?Dawid? Ten z drugiejklasy?!Stary, nie gadaliśmy odlat! O kurcze!!!Gadaj co u ciebie?!Słyszałem, że ożeniłeś sięz Martą! Koleś, supersprawa!Przyznaję, że dziwnie siępoczułem, kiedyzaczęliście się umawiać,biorąc pod uwagę nasząprzeszłość, ale naprawdęsię cieszę twoimszczęściem!Co prawda byliśmy razemjuż 9 lat i byliśmyzaręczeni.Później jak wiesz straciłempracę przez mojeproblemy z piciem.No i doszło to, że ją biłemžeby odreagować, a onazawsze była najbliżej ibicie jej pozwalało mi siępoczuć lepiej.lol czy ona dalej tak kuleje,po tym jak ją zepchnąłemze schodów?Boże, tyle wspomnień..Nie mów jej, że cipowiedziałem, dla niejpewnie to nie będziezabawne. Tak właściwieona ze mną nie rozmawia.Jak poszła jej operacjarekonstrukcji szczęki?Dzięki temu przynajmniejwyszczuplała, kiedymusiała jeść przez słomkę,prawda?! :) hehe wisisz miza to piwo!Zostało u mnie sporo jejrzeczyZałatwiła mi zakazzbliżania się do niej więcnie miałem jak jej oddać.Teraz pełen karton stoi wsalonie i czeka, aż goodbierze.Czasami kiedy otwieramnową butelkę, zamiast iśćna spotkanie AA, poprostu sobie siedzę ipatrzę na ten kartonI to powoduje, że robi misię smutno... Nikt lepiej odniej nie potrafił spieprzyćobiadu wg recepty z TV inikt lepiej nie przyjmowałsierpowego...Kurcze, powinienemzajrzeć do tego pudła. Tylepamiątek, tylewspomnień..Dawid, chcę ją zpowrotem!!!Koleś, skończ już!Więc przestań mniespamować swoimipojymi ogłoszeniamidebilu!
5-latek odgryzł sobie język - policja pomogła dojechać do szpitala na czas – W czwartkowe popołudnie ojciec dziecka zadzwonił na policję, prosząc o pomoc - nie mógł dojechać do szpitala, bo utknął w 3-kilometrowym korku. Policjanci będący najbliżej z sukcesem odeskortowali ojca wraz z dzieckiem. Po raz kolejny polska policja pokazuje, że można na nią liczyć
Na taki pomysł wpadli mieszkańcy jednej z gdańskich dzielnic – Nie można zmienić całego świata, ale można zmieniać ten najbliżej nas, a może inni też pójdą za tym przykładem

Usłyszał w samolocie, co dwaj mężczyźni szeptali do siebie. Natychmiast wyjawił wszystko stewardessie

Usłyszał w samolocie, co dwaj mężczyźni szeptali do siebie. Natychmiast wyjawił wszystko stewardessie – Nieładnie jest podsłuchiwać, ale na małych przestrzeniach, takich jak kabina samolotu, chcąc nie chcąc słyszy się cudze pogawędki.Pasażer mimowolnie usłyszał pewną rozmowę i postanowił wszystko upublicznić.„Zapowiadał się długi lot. Na kilka minut przed startem na pokład wsiadła grupka żołnierzy. Zajęli swoje miejsca, wokół mnie. Postanowiłem z nimi pogadać.– Gdzie się wybieracie? – zapytałem żołnierza, który siedział najbliżej.– Do Petawawy. Będziemy tam przez 2 tygodnie na specjalnym szkoleniu, przed wyjazdem do Afganistanu.Po godzinie lotu stewardessa zapowiedziała, że dostępne będą przekąski za cenę 5 $. Czekało nas jeszcze kilka godzin lotu, więc mogły pomóc zaspokoić nieco głód.Kiedy sięgałem po portfel, usłyszałem jak jeden z żołnierzy pyta innego, czy zamierza kupić kanapkę.– Nie, to drogo jak za zwykłą kanapkę. Prawdopodobnie nie będzie warta pięciu dolarów. Dotrzemy do bazy to zjemy.Kolega się z nim zgodził. Rozejrzałem się po pozostałych żołnierzach. Żaden nie kupował lunchu. Poszedłem na tył samolotu i dałem stewardesie pięćdziesięciodolarowy banknot.– Poproszę o lunch dla tych wszystkich żołnierzy – chwyciła mnie za ramię i delikatnie ścisnęła. Do oczu podeszły jej łzy. Podziękowała mi.– Mój syn był żołnierzem w Iraku. To prawie tak, jakby robił to pan dla niego.Wzięła dziesięć kanapek i podeszła do miejsca, w którym siedzieli żołnierze. Chciałem skorzystać z toalety. Poszedłem na tył samolotu. Wtedy zatrzymał mnie jeden z pasażerów:  – Widziałem, co pan zrobił, chciałbym w tym uczestniczyć. Proszę to wziąć – w ten sposób wręczył mi dwadzieścia pięć dolarów.Nagle w kabinie pojawił się kapitan Wróciłem na swoje miejsce, zobaczyłem kapitana, który szedł przejściem między siedzeniami i spoglądał na numery rzędów. Miałem nadzieję, że to nie mnie szuka, ale dostrzegłem, że patrzy na numery po mojej stronie samolotu.Kiedy dotarł do mojego rzędu, zatrzymał się, uśmiechnął, wyciągnął rękę i powiedział:  – Chciałbym uścisnąć panu dłoń. Byłem żołnierzem, a dokładniej pilotem wojskowym. Mnie też kiedyś ktoś kupił lunch. Był to gest, którego nigdy nie zapomnę.  Czułem się zawstydzony, kiedy nagle wszyscy pasażerowie zaczęli klaskać. Potem poszedłem na przód samolotu rozprostować nogi. Tam mężczyzna, który siedział kilka rzędów przede mną, także chciał docenić mój gest. Włożył mi w rękę kolejne dwadzieścia pięć dolarów. Po wylądowaniu czekałem w kolejce do drzwi, wtedy inny facet bez słowa wsunął mi do kieszonki koszuli banknoty. Następne dwadzieścia pięć dolarów! Na terminalu zobaczyłem żołnierzy zgrupowanych przed podróżą do bazy. Podszedłem do nich i dałem im siedemdziesiąt pięć dolarów.  – Jeszcze trochę wam zajmie, zanim dotrzecie do bazy… Akurat będzie czas na jakąś kanapkę. Niech Bóg was błogosławi. Dziesięciu młodych ludzi podczas tego lotu doświadczyło wsparcia i szacunku od swoich współpasażerów. Kiedy szedłem do samochodu, zmówiłem modlitwę za ich szczęśliwy powrót. Ci żołnierze ryzykowali dla swojego kraju wszystko, co mieli najdroższe.My mogliśmy dać im tylko skromny posiłek. To naprawdę niewiele… Każdy żołnierz wypisał czek in blanco na okaziciela, jakim jest jego kraj, na wartość wraz z wliczeniem własnego życia. To dla nas zaszczyt. Niestety wciąż jest jeszcze zbyt wielu ludzi tego nie rozumie. Ta przepiękna historia dowodzi, ile znaczy nawet mały gest...
 –  Marcin Sikorski  Przez ostatnie 26 lat próbowałem rzucić kibicowanie. Udało się w 10 minut. Pierwszy raz próbowałem rzucić w 1992. Tak w ogóle, to było pierwsze coś, co próbowałem w życiu rzucić. Miałem niecałe 8 lat i po przegranej piłkarzy w finale olimpisjkim zabarykadowałem się w swoim pokoju, ryczałem całą noc i ku przerażeniu rodziców nikogo nie chciałem wpuścić. Potem próbowałem rzucić próbując kolejnych metod. Metoda na Smudę, na Fornalika, metoda na „nie wejście", na „nie wyjście", na polską ligę, na zmarnowane kariery Polaków za granicą, na korupcję, na brak klasy, na kontuzję Marka Citki, na afery alkoholowe. Próbowałem też metody „na inne dyscypliny". Najbliżej wyciągnięcia mnie z nałogu była ukochana siatkówka. Ale jak oglądać siatkówkę, jak nikt z Tobą nie chce siatkówki oglądać? ("bo co to za sport?") Byłem kibicem przeżywająco-analizującym. Przeżywałem zawsze minimum dwa dni. Minimum dwa dni po meczu nie pracowałem. Symulowałem (przepraszam moich byłych pracodawców oraz obecnych wspólników), bo zajęty byłem czytaniem wszystkich możliwych analiz. Każdego możliwego eksperta i nie-eksperta. W każdym języku, który znam (czyli łącznie dwóch). lm bardziej rozumiałem przyczyny porażki, tym bardziej się uspokajałem, bo byłem pewny, że w sztabie na pewno też rozumieją i będzie lepiej. I się uspokajałem i wracałem. Tu brameczka, tam newsik, i ani się obejrzałem - znów siedziałem przed telewizorem. #Wtem! Po 26 latach nieskutecznego rzucania. nastąpiło 10 minut, po których wiem, że zerwałem z nałogiem na trwałe. Jak palacz, który dowiedział się, że ma raka lub prawie-raka i już wie, że nie potrzebuje żadnych cukierków, gum, terapii. Po prostu wie, że więcej nie zapali. Tak ja wiem, że nigdy więcej nie obejrzę meczu polskich piłkarzy. Dlaczego? Bo przekonałem się, że polskim piłkarzom chodzi o coś innego niż mnie. Że inaczej rozumiemy „honor". (Nie mówię że ja lepiej, oni gorzej. Inaczej.) Dla mnie punkt honoru jest wart więcej niż trzy punkty w tabeli (które nic nie dają). Oglądałem ostatni mecz Polaków na Mundialu nie po to, żeby oglądać zwycięstwo. Chciałem zobaczyć, że skoro zawiodło (niepotrzebne skreślić, potrzebne dopisać): przygotowanie taktyczne, mentalne, fizyczne - to nie zawiedzie to, co najważniejsze - chęć pokazania kibicom że im naprawdę ZALEŻAŁO. Tymczasem po ostatnich 10 minutach meczu Polska-Japonia prawie zwymiotowałem. Wrażenie było tym silniejsze, że dzień wcześniej widziałem Koreańczyków, którzy -wydawało się - za chwilę będą pluć krwią albo wylądują na SORze, a mimo to biegali jak szaleni do 99 minuty. Byłem w takim szoku, że pobiegłem szukać pocieszenia w mediach i w głosie ludu. Chciałem przeczytać o skandalu. o wstydzie, o kompromitacji, o zaprzeczaniu idei sportu. #Tymczasem: „Honor uratowany" (gazeta.pI) „Polska zachowała twarz" (Onet) „Resztki honoru uratowane" (tvn24.p1) „Honor obroniony"(Przegląd Sportowy) itd. W akcie rozpaczy postanowiłem napisać coś w jedynym medium, jakie mam Opublikowałem więc post na "Nagłówkach" o tym. że ostatnie 10 minut meczu Polska -Japonia, to największy wstyd w historii polskiego sportu i... czekałem na popierające komentarze ludzi, którzy czują to, co ja. Okazało się. że jest odwrotnie. Okazało się, że masa Polaków cieszy się z trzech punktów, ze zwycięstwa. Oraz że to Japonia grała nie fair... I że jak mi nie pasuje to mam iść biegać w 40 stopniowym upale. Potem przeczytałem wypowiedzi trenera i piłkarzy. Pomijając Łukasza Fabiańskiego wyszło na to, że jestem typowym Polaczkiem-krytykantem, bo przecież wygrali, a TAKI BYŁ CEL, więc o co mi kurwa chodzi? Okazało się więc, że po prostu nie pasuję ani do naszej drużyny piłkarzy (mentalnie) ani do drużyny kibiców. I tyle. Nikt po mnie płakał nie będzie, a i mnie już nie żal. Wyłączyć w 10 minut emocje i poczucie wspólnoty komuś, kto przez 26 lat przeżywał coś równie mocno jak własne życie osobiste, to duża sztuka. Polskiej kadrze A.D.2018 udało się to. PS. Proszę zrobić sobie screen tego wpisu. Jeśli ktoś przyłapie mnie kiedykolwiek na oglądaniu polskiej kadry - stawiam kolejkę.
 –  Regulamin korzystania z toalety1. Ubikacja powinna być zawsze utrzymana w czystkości.2. Do muszli klozetowej i pisuarów nie należy wrzucać śmieci, szmat, niedopałków, zapałek ani resztek jedzenia.3. Do muszli klozetowej nie należy wchodzić nogami, lecz siadać jak na krześle, całym ciężarem ciała, tak aby pośladki całkowicie i dokładnie przylegały do deski klozetowej. Tułów powinien być wyprostowany: przy czym punkt ciężkości należy przenieść ze stop na pośladki, kładąc ręce wzdłuż odpowiednich kolan.4. Siedzieć należy w taki sposób, ażeby kał wpadał do muszli, a nie na deskę.5 Jednocześnie należy starać się nie zmoczyć deski moczem, w tym celu należy przezytrzymywać ręką narząd moczowy, skierowując go do muszli.6. Przy korzystaniu z pisuaru należy podejść do niego jak najbliżej, nawet dotykając go lekko kolanami, pochylić się do przodu, wyjąć całkowicie narząd moczowy, lekko nachylić go w dół i oddać mocz, aż do ostatniej kropli.7. Przed zakończeniem oddawania moczu nie należy odchodzić od pisuaru, aby nie rozbryzgiwać moczu po podłodze. W ten sposób podłoga wokół pisuary będzie sucha.

Jak stworzyć maskę ninja z podkoszulka:

 –  KOSZULA POWINNA BYC WYWRÓCONA NA DRUGĄ STORNĘ. TRZYMAJĄC ZA RĘKAWY twtriż Gtowk W KOSZULĘ, TAK ABY METKA ZWISAŁA W PÓŁ ZAWIŃ GÓRNĄ CZĘŚĆ KOŁNIERZA TAK I UŁÓŻ GO TAK ABY BYŁ BYŁ JAK NAJBLIŻEJ TWOICH BRWt. PODCIĄGNIJ DOLNĄ CZĘŚĆ KOŁNIERZA TAK ABY PRZYKRYA NOS, NASTĘPNIE ZAWIŃ, BY WE BYŁO WIDAĆ METKI. MASZ JEANSY? DODAJ JE DO STROJU. JESZCZE "TYLKO PASEK DOSKONALE! TERAZ JESTEŚ SUB-ZERO LODOWYM NINJA!

Dramatyczny apel ojca: Nie ignorujcie tego głosu!

Nie ignorujcie tego głosu! –  Czy możecie interweniować w tej sprawie? Tu nie chodzi o mnie ale o dzieci oszukiwane. Treść pisma które wysłałem do Biedronki i na które nie dostałem odpowiedzi. Chętnie mogę do was przyjechać i szczegółowo omówić tę sprawę. "Szanowni Państwo. Moja ośmioletnia córka od trzech miesięcy zbierała punkty za zakupy na "świeżaki". Kiedy w końcu uzbierała ponad sześćdziesiąt naklejek i kiedy chciała odebrać swoją nagrodę to okazało się, że nagroda jest niedostępna. Innymi słowy, nie ma jej i nie można jej odebrać. Personel waszych sklepów nie wie kiedy będą i czy w ogóle będą. Podsumowując, żeby uzbierać sześćdziesiąt naklejek musiałem wydać z żoną ponad 2000 złotych. Dzisiaj pojechaliśmy z moją córką do sklepu odebrać nagrody. W Biedronce najbliżej naszego miejsca zamieszkania poinformowano nas żebyśmy się udali do innej Biedronki, mniej uczęszczanej. Udaliśmy się do Biedronki na al. Grunwaldzkiej 211 w Gdańsku. Tam też nie było świeżaków. Kiedy w końcu udało mi się skontaktować z panią kierownik to zapytałem się, kiedy będą te "świeżaki". Pani kierownik odpowiedziała mi, że nie ma pojęcia, kiedy i żebym przychodził codziennie i sprawdzał. W takim razie zapytałem się, czy jak przyjdą te świeżaki to czy mogłaby wybrane przez moją córkę dwa egzemplarze odłożyć. Usłyszałem tylko, że oni nie mają takiego obowiązku i nie robią takich rzeczy. I nic nie może w tej sprawie dla mnie więcej zrobić. Pani była bardzo uprzejma i miła. Teraz mam pytanie do Państwa, czemu zostałem oszukany i naciągnięty na zrobienie zakupów na kwotę ponad 2000 złotych i czy jest to u was normalna praktyka? Najpierw posługujecie się nieletnimi, którzy wymuszają na swoich rodzicach jak to było w moim przypadku robienie zakupów a później oszukujecie te dzieci? Czy to jest etyczne i legalne waszym zdaniem?. Nie chcę nikogo straszyć ale uprzedzam, że ja tej sprawy tak nie zostawię. Moja córka się popłakała i było mi bardzo przykro z waszego powodu. Skontaktuję się z Portalem Trójmiasto i poprzez ten portal szczegółowo opiszę praktyki naciągania i okradania rodziców i dzieci przez waszą sieć. Poza Portalem Trójmiasto postaram się skontaktować z większą ilością środków masowego przekazu. Ustalę też czy jest możliwość podjęcia jakiś kroków prawnych w stosunku do waszej sieci. Z uszanowaniem.
"Innym sposobem rozmnażania bezpłciowego jest pączkowanie" – A co czeka ciebie? Podziel się w komentarzu Otwórz książkę LEŻĄCĄ najbliżej ciebie na 34 stroniePierwsze zdanie opisze to, co przydarzyci się w tę zimę
Właśnie byłem świadkiem pożaru, już 3 podpalonej stodoły w Posądzy. Tak ogromnego ognia nie widziałem nigdy w życiu. Nie dużo myśląc złapałem aparat i podbiegłem jak najbliżej. Rozpacz jaką zobaczyłem na twarzy właściciela jest ciężka do opisania. Mam nadzieję, że znajdą osobę, która jest za to odpowiedzialna –

Ten list jest dowodem na to, że ci ludzie nie popadli w rutynę i znieczulicę…

Ten list jest dowodem na to, że ci ludzie nie popadli w rutynę i znieczulicę… – Wzruszający list do lekarzy, którzy opiekowali się jego żoną tuż przed śmiercią:Za każdym razem, gdy potrzebowała zastrzyku, przepraszaliście ją, że będzie bolało, nie mając nawet pewności czy ona to usłyszy…Kiedy słuchaliście bicia jej serca i oddechu przez stetoskop, a jej okrycie zaczęło się zsuwać, nakrywaliście ją z szacunkiem. Rozkładaliście koc nie tylko wtedy, gdy widzieliście, że temperatura jej ciała wymaga regulacji, ale nawet wtedy, gdy w jej sali było odrobinę chłodno. Mając nadzieję, że będzie dzięki temu lepiej spać…Tak bardzo troszczyliście się o jej rodziców, przez godzinę cierpliwie tłumaczyliście im wszystko. Odpowiadając na każde pytanie z niezwykłym zaangażowaniem i cierpliwością.Mój teść, lekarz, czuł, że jest zaangażowany w jej opiekę oraz leczenie. Nie potrafię nawet powiedzieć, jak ważne to było dla niego.Jeszcze to, jak traktowaliście mnie…Nie wiem, jak znalazłbym siłę na przeżycie tego tygodnia bez Was… Ile razy zastawaliście mnie płaczącego, z głową ukrytą w dłoniach? Dużo. Szybko i prawie niewidocznie wykonywaliście swoje obowiązki i niepostrzeżenie opuszczaliście salę…Ile razy pomagaliście mi ustawić leżankę tak, abym mógł być jak najbliżej mojej żony, wplątując się przy tym w masę drutów i wbijając się w różnego rodzaju rurki?Tylko dla kilku centymetrów mniejszej odległości między nami…Ile razy sprawdzaliście czy nie potrzebuję czegoś do jedzenia, świeżego ubrania, gorącego prysznica, wytłumaczenia czegoś lub po prostu rozmowy?Ile razy przytulaliście mnie i pocieszaliście za każdym razem, gdy rozsypywałem się na miliony kawałeczków?Ile razy pytaliście mnie o to, jaką osobą była Laura czy oglądaliście ze mną nasze wspólne zdjęcia…Ile razy przekazaliście mi złe wieści ze współczuciem i smutkiem w oczach?Ile razy użyczaliście mi komputera, gdy musiałem pilnie napisać maila?Nawet kiedy przyniosłem do szpitala specjalnego gościa, naszego kota Colę, aby mogli się pożegnać, niczego nie widzieliście…Pamiętam też jeden specjalny wieczór, kiedy pozwoliliście mi w sumie na wprowadzenie kolejno około 50 osób…Rodzinę, przyjaciół, znajomych, współpracowników, aby każdy mógł się z nią pożegnać… To było niesamowite - wszyscy mogli okazać jej miłość - od gry na gitarze, po śpiewy i tańce.Dzięki temu odkryłem, jak bardzo moja żona porusza ludzi…To była ostatnia, wspaniała noc naszego małżeństwa i to nie wydarzyłoby się bez Was i Waszego wsparciaBędę pamiętał przez resztę mojego życia.To był najwspanialszy prezent, jaki dostałem. Dona i Jen dziękujęWam wszystkim mam za co dziękować…Z dozgonną wdzięcznościąPeter DeMarco
Godzina 16, ul. Spacerowa w Gdańsku, mijało nas dokładnie 18 pojazdów uprzywilejowanych i dziesiątki motocyklistów – A jeden kierowca w leasingowanej Kii musi w tym korku być możliwie najbliżej środka jezdni wychylając się znacznie zza innych, normalnych. Zupełnie jakby podziwiał panoramę Gdańska miedzy tymi toczącymi się pojazdami utrudniając ruch pozostałym.Ludzie, czerpcie wzór od niemieckich sąsiadów i jeździjcie przy krawędzi w korku gdy tylko można. Proszę nie tylko jako motocyklista, ale i potencjalny pasażer karetki
Żona pewnego mężczyzny była w ciężkim stanie w szpitalu i pragnęła zobaczyć się z jej kochanym psem. Szpitale tego zabraniają, więc oto co ten mężczyzna wymyślił: – Mężczyzna podzielił się na Reddit.com historią o tym, jak przeszmuglował w walizce psa do szpitala. Żona mężczyzny była w szpitalu i lekarze nie dawali jej dużo czasu. Mężczyzna postanowił złamać zasady szpitala, aby spełnić ostatnie życzenie żony.„Prognozy nie były dobre. Mogła mówić, ale nie jadła i nie piła, i całkowicie polegała na kroplówce oraz lekach przeciwbólowych. Gdy udało jej się powiedzieć coś sensownego przekonała mnie, żebym przeszmuglował psa do szpitala, żeby mogła go zobaczyć,” napisał mężczyzna.Pies pary to owczarek australijski, który waży trochę ponad 22 kg, więc mężczyzna musiał ukryć go w dużej walizce, aby przemycić go do szpitala. Mężczyzna próbował powiedzieć suczce, że będzie tam tylko chwilę i zaraz zobaczy swoją mamę. Był jednak pewien, że zaszczeka i zadanie się nie uda.Ku jego zaskoczeniu, suczka była cicho. Okłamał pracowników szpitala mówiąc, że zapakował kilka rzeczy, aby żonie było wygodniej.„Gdy weszliśmy do pokoju moja żona spała. Otworzyłem walizkę, a suczka wskoczyła na łóżko i ułożyła się przy niej. Udało jej się ominąć wszystkie kroplówki. Leżała tak, by móc patrzeć mojej żonie w oczy, leżała tak bez ruchu przez 20 minut, potem żona obudziła się i jęknęła z bólu,” napisał mężczyzna.Wydawało się, że suczka rozumie sytuację, w której znalazła się ukochana pani, więc chciała być jak najbliżej niej.„Niemal natychmiast zaczęła lizać ją i cicho piszczeć, jakby wiedziała, że szczekaniem się zdradzi. Żona przytulała ją przez niemal godzinę i cały czas się uśmiechała. Przyłapała nas pielęgniarka, która była tak wzruszona, że obiecała, że nic nie powie.”Kilka dni później żona zmarła. Możliwość spełnienia jej ostatniego życzenia była małą pociechą.Mężczyzna kończy post pisząc, że zawsze, gdy wyciąga walizkę suczka myśli, że idą odwiedzić jego żonę.Pies i mężczyzna na zawsze zapamiętają tę rodzinną chwilę. Nawet w chwilach największej ciemności znajdzie się trochę światła
Kobieta jest magią… – Jest cudownym chaosem. Jest inspiracją.Potężną mocą twórczą. Jest zagadką.Nie zrozumiesz jej.Nawet nie próbuj. Wspieraj i podziwiaj.Chroń, aby mogła wzrastać.Bądź z nią i dla  niej, a ona będzie z tobą, dla ciebie. Oddana i kochająca miłością najczystszą.Nie kwestionuj jej. Zaufaj. Bądź. Ot tak, po prostu. Razem. Oddech w oddechu. Ciało obok ciała.Najbliżej
W Szczecinie w wypadku na lodzie utonęło dwóch chłopców. Po telefonie świadka w kilka minut na miejscu pojawiły się służby ratunkowe i... media – Kierowcy samochodów Polsat, TVN24 i Radio Szczecin zostawili swoje pojazdy na środku wąskiej drogi, aby jak najszybciej być na miejscu, aby być jak najbliżej tragedii. Zablokowali przejazd karetkom i innym służbom, zmusili ratowników do przechodzenia z noszami przez działki sąsiadów do zaparkowany daleko karetek bo bliżej nie dały rady dojechać."Nius" jest ważniejszy od ludzkiego życia, praca ratownika jest nie ważna. Ja szybko, ja muszę, ja z kamerą.Sępy XXI wieku