Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 359 takich demotywatorów

 –  POMAGAMYPILNEPROSZĘ ZADBAĆ O TO ŻEBY ZWIERZĘTA MIAŁY UDANEGO SYLWESTRA
Stoję w kolejce do kasy w jednymz tych sieciowych sklepów, co tozawsze są kolejki do kasy – Przede mną facet, około 40 i starowinka. Starowinka się grzebie, zakupy spore, widać, że rencinę dostała i na święta kupuje. Wszyscy czekamy cierpliwie, tylko facet przede mną rzuca niemiłe uwagi na temat wieku, tempa staruszki, małej ilości czynnych kas itp. Jest, delikatnie mówiąc, chamski. Przychodzi jego kolej. Kasjerka z uśmiechem na ustach:- Dzień dobry. Zawsze się panu tak spieszy?- Zawsze.- No to współczuję partnerce...
Siedziałem na zewnątrz i jadłem ciastko i zobaczyłem 5 mrówek dreptającychna szczycie schodów – Zauważyłem, że tylko jedna nie niosła nic na plecach, reszta dźwigała jakieś okruszki czy coś w tym rodzaju i ta piąta mrówka wydawała się strasznie smutna, bo nawet nie szła w tym samym tempie, co pozostałe, więc położyłem przed nią okruszek ciastka, a ona wzięła go i szybko zaczęła dreptać tak szybko, jak pozostałe. Myślę, że zrobiłem tej małej mrówce dzień
Po raz pierwszy w historii statek kosmiczny przeleciał przez atmosferę Słońca – Najnowszy przelot miał miejsce 21 listopada, Stanowił część już dziesiątego okrążenia sondy wokół Słońca. Minęła ona jego powierzchnię zaledwie na wysokości 8,5 mln km, co daje odległość odpowiadającą 5% średniej odległości między Ziemią a Słońcem. Tak bliskie przeloty wymagają od instrumentów pokładowych sondy wysokiej czujności i użycia specjalnej osłony przeciwsłonecznej. Każda bezpośrednia ekspozycja na pełną moc promieniowania gwiazdy w tak małej odległości spowodowałaby „ugotowanie się” wnętrza satelity.
Nie mówię ludziom z pracy, że też jestem w spektrum, bo już traktują mnie dziwnie, bo jestem jedyną kolorową. Dziewczynka ma latynoskie korzenie więc wiem, jak może się czuć – Któregoś dnia powiedziałam jej "Kasiu, jeśli nie chcesz mówić to w porządku, po prostu podnieś kciuk, jeśli to rozumiesz, okej?" - i tak opracowałyśmy system z podniesionym i opuszczonym kciukiem.Dzisiaj powiedziałam jej "Wiem, że każą ci patrzeć w oczy, ale powiem ci o małej sztuczce - patrz na szyję, policzek, brodę, włosy albo cokolwiek, co ktoś, kto do ciebie mówi ma za głowąJa też nie lubię patrzeć komuś w oczy, wiesz? To co. podniesiony kciuk?" a ona odpowiedziała cichutko "Dziękuję, że nie mówisz,że jestem głupia"Chcę być taką osobą, której sama potrzebowałam, gdy byłam dzieckiem Któregoś dnia powiedziałam jej "Kasiu, jeśli nie chcesz mówić to w porządku, po prostu podnieś kciuk, jeśli to rozumiesz, okej?" - i tak opracowałyśmy system z podniesionym i opuszczonym kciukiem.Dzisiaj powiedziałam jej "Wiem, że każą ci patrzeć w oczy, ale powiem ci o małej sztuczce - patrz na szyję, policzek, brodę, włosy albo cokolwiek, co ktoś, kto do ciebie mówi ma za głowąJa też nie lubię patrzeć komuś w oczy, wiesz? To co. podniesiony kciuk?" a ona odpowiedziała cichutko "Dziękuję, że nie mówisz, że jestem głupia"Chcę być taką osobą, której sama potrzebowałam, gdy byłam dzieckiem
To już 30 lat działalności Radia Maryja – Radio Maryja powstało 8 grudnia 1991 r. Toruńska rozgłośnia z małej lokalnej stacji rozrosła się do znaczącej grupy medialnej.Od początku rządów PiS podmioty związane z o. Tadeuszem Rydzykiem dostały z państwowej kasy ponad 325 mln zł.
 –
Kolizja jachtu pod polską banderą z lotniskowcem Charles de Gaulle koło Tulonu – W piątek 12 listopada 2021 r. około godziny 07:30, w odległości około 40 mil morskich (70 km) na południowy wschód od wysp Hyères doszło do zderzenia nieokreślonego z nazwy 10-metrowego jachtu pod polską banderą z lotniskowcem Charles de Gaulle. Skutki kolizji są jedynie natury materialnej - uszkodzona została żaglówka, natomiast nie odnotowano żadnych obrażeń osób na jednostkach biorących udział w całym zdarzeniu.Nawigatorzy na 260-metrowej długości Charles de Gaulle, podczas rejsu szkoleniowego lotniskowca w rejonie Tulonu, z opóźnieniem (w ostatniej chwili - w bardzo małej odległości) zauważyli, krótko przed godziną 07:30, dziesięciometrowy jacht (pływający pod polską banderą).Pomimo manewru awaryjnego lotniskowca mającego na celu ominięcie żaglówki i w wyniku braku jakiejkolwiek reakcji ze strony małej jednostki żaglowej, około godziny 07:30 doszło do jej zderzenia z kadłubem okrętu Charles de Gaulle.

Oto casting na rolę czarnego kota w filmie "Tales of Terror", który odbył się 15 grudnia 1961 roku.

Oto casting na rolę czarnego kota w filmie "Tales of Terror", który odbył się 15 grudnia 1961 roku. – Jak się pewnie domyślacie po tytule samego filmu, czarny kot nie grał tam jakiejś wyjątkowo wesołej roli. W jednej ze scen miał zostać omyłkowo zamurowany we wnęce piwnicy. Oczywiście, biały kot w żadnym wypadku nie zagrałby tak dobrze tej kreacji. Ani też żaden inny. Czarne koty są bowiem owiane złą sławą od kilku stuleci i doskonale nadają się do odgrywania mrocznych postaci oraz złowieszczych omenów. Jednak, wbrew pozorom, ich kulturowe konotacje wciąż stanowią ogromny problem, i to nie tylko w masowym odbiorze na wielkim ekranie. Zarówno bowiem statystyki, jak i dane naukowe jednoznacznie wskazują na to, że to właśnie czarne koty spędzają najwięcej czasu w schroniskach, najrzadziej są adoptowane i najczęściej poddawane są eutanazji. Wygląda więc na to, że to nie ludzie mają pecha z powodu kotów, lecz koty z powodu, cóż, ludzi.Jak to się właściwie zaczęło? Otóż, według pewnej brytyjskiej legendy sprzed pięciuset lat, pewnego razu wędrujący nocą ojciec i syn natknęli się na czarnego kota, który przeciął im drogę. Nagłe pojawienie się w ciemnym lesie małej i podejrzanej kreatury z odblaskiem w oczach i sierścią w kolorze przywołującym najgorsze sceny z piekieł zrobiło na wędrowcach niemałe wrażenie. Oczywiście, negatywne wrażenie. Przestraszyli się oni tak bardzo, że rzucili się na kota z kamieniami. Zranione i spłoszone zwierzę czym prędzej czmychnęło do pobliskiej chaty, którą - jak na ironię losu - zamieszkiwała kobieta, w otoczeniu uznawana za pustelniczkę. Kiedy rankiem kolejnego dnia odkryto, że jest ona poraniona i kuleje, bez wahania wydedukowano, że z pewnością musi być czarownicą umiejącą przeobrazić się w kota. Czarnego kota, bo to przecież ewidentna ingerencja sił nieczystych.No i tak to się właśnie zaczęło. A przynajmniej, tak twierdzi legenda. Przekonanie o tym, że niektóre kobiety są w stanie zamieniać się w koty i później z powodzeniem hasać sobie po miejskich ulicach lub po lasach było jednym z powodów, którymi motywowano polowanie na czarownice, tak rozpowszechnione w XVII wieku. Oczywiście polowano także na czarne koty wierząc, że są nimi zaklęte wiedźmy. Dane historyczne wskazują na to, że we Francji do 1630 roku miesięcznie palono regularnie aż kilka tysięcy kotów! Co ciekawe, w żadnym stopniu nie wpływało to na zmniejszenie się liczby narodzin czarnych osobników.Oczywiście, z czasem polowań zaprzestano, jednak przesąd o czarnym kocie przetrwał i pozostał żywy w kulturze wielu krajów. Żywy do tego stopnia, że wciąż stanowi realny problem. Kwestia utrudnionej adopcji to tylko jeden aspekt tego absurdalnego casusu. Niektóre schroniska w Stanach celowo zawieszają lub ograniczają adopcję czarnych kotów w okolicach Halloween, z obawy, że zwierzęta będą wykorzystywane do tortur lub do "żywych dekoracji", a następnie - porzucane. Czarne koty dużo częściej są także zwracane do schronisk, ponieważ - o zgrozo! - nie fotografują się tak dobrze, jak osobniki innego koloru, co dla niektórych właścicieli, lubujących się we wspólnych selfie z pupilem, jest warunkiem sine qua non. Dane? Królewskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami (RSPCA) podaje, że w ciągu ostatnich lat aż 70% porzuconych kotów, które trafiły pod jego opiekę miało czarne umaszczenie.I to właśnie z powodu tego jakże przykrego "syndromu czarnego kota" włoskie Stowarzyszenie Obrony Zwierząt i Środowiska oraz Ruch Obrony Czarnych Kotów zdecydowały się wyznaczyć w kalendarzu Dzień Czarnego Kota, który w Polsce obchodzimy właśnie dzisiaj. Jego celem jest poprawa losu i wizerunku czarnych kotów, które z powodu zupełnie absurdalnych ludzkich wymysłów cierpią, choć nie zrobiły niczego złego.

Skiba o milczeniu pierwszej damy po tragedii w Pszczynie

 –  Krzysztof Skiba1 godz. ·MILCZENIE AGATYJest głośniejsze niż strzelanie z armaty. Jest wymowne i dzwoni w uszach jak trzy budziki naraz.Gdy były czarne protesty parasolek. Milczała. Gdy były kobiece protesty z wieszakami. Milczała. Gdy policja biła kobiety podczas Strajku Kobiet. Milczała. Gdy protestowały pielęgniarki i opiekunowie osób niepełnosprawnych. Milczała.Gdy policja wywoziła na komisariaty piętnastolatki, za wulgarne okrzyki na demonstracjach. Milczała. Gdy dzieci z Michałowa wywożono na bagna i do lasu. Milczała.Widziałem film jak czyta dzieciom bajki na zamku królewskim w Warszawie. Jej to pasuje. Mąż Andrzej też opowiada bajki. I to nie tylko na zamku, a cały czas. Może Agata powinna jednak poczytać coś o prawach kobiet?Teraz, gdy na skutek działań lobby fanatyków religijnych i decyzji Trybunału kucharki Przyłębskiej, wprowadzono przepisy o całkowitym zakazie usuwania ciąży, nawet w wypadku gwałtu czy zagrożenia życia, umiera młoda dziewczyna z Pszczyny, też milczy.A mogłaby zrobić choć mały gest. Pochodzi wszak z dobrej, krakowskiej rodziny. Rodziny wrażliwych poetów. Gdy w dniu premiery propagandowego filmu Smoleńsk, poszła na inny film, odbierano to niemal jako demonstrację samodzielności. Ale ona nigdy samodzielna nie była i nie będzie.Szykowne stroje i elegancja, nie pokryją braku klasy i serca. Zimna, wyrachowana, przewidywalna jak ćwiczenia gramatyki niemieckiej.Trafiła się jej w życiu fucha stulecia. Przypadek sprawił, że mąż, człowiek bez kręgosłupa, o mentalności gimnazjalisty i aparycji Jasia Fasoli, został prezydentem, a ona Pierwszą Damą.Nie będzie sobie tej fuchy psuła, gdy jakaś kobieta z małej mieściny daleko od Warszawy, kobiety której przecież nie zna, umrze na skutek durnego prawa. Nie będzie psuła sobie komfortu życia w pałacu prezydenckim, gdy jakieś kobiety cierpią, walczą o swoje i są bite.A jest już druga kadencja. Nikt Andrzeja nie zdejmie z fuchy. I drugi raz na fotel w Pałacu nie może startować. A więc mogłaby choćby współczuć.Jest takie powiedzenie, że na "Pana" to trzeba mieć pieniądze i wygląd. Na Pierwszą Damę wystarczy mieć po prostu serce. Jak widać zabrakło.
Aktor Danny De Vito nie tylko wyreżyserował i zagrał w filmie Matylda (Mara Wilson), opiekował się nią i praktycznie adoptował ją podczas kręcenia. – U matki małej aktorki został wykryta rakiem piersi i nie mogła się nią opiekować, Danny i jego żona postanowili jej pomóc w trudnej sytuacji rodzinnej. Zrobili w domu kino, jedli i bawili się z nią, uczynili ją częścią rodziny. Niestety po długiej i bolesnej walce o zdrowie zmarła jej matka. Mara była bardzo poruszona tym, że jej matka nie mogła zobaczyć filmu, który kręciła, ponieważ była to adaptacja książki, którą kochały, jednak brakowało jej wielkiego serca Danny'ego.De Vito powiedział, że poszedł do szpitala osobiście na kilka dni przed śmiercią matki, aby pokazać jej mamie pierwsze nieedytowane cięcia, w rzeczywistości to ona pierwsza zobaczyła film.W końcu Danny nie był najlepszym tatą na ekranie, ale najlepszym w prawdziwym życiu!!
Nazwała go „brudnym motocyklistą”. Odpowiedź mężczyzny jest doskonałą lekcją życia dla każdego – Motocyklista i ojciec, Luc Perreault jest fanem tatuaży i wielbicielem picia piwa. Doskonale zdaje sobie sprawę, że wygląda na faceta, który policzyłby Ci wszystkie kości jeśli tylko źle byś na niego spojrzał.Pewnego dnia, korzystając z krótkiej przerwy, Luc postanowił przetestować motocykl mamy. Pojechał więc na parking restauracji Tim Horton w Kanadzie.Wyróżniający się mężczyzna bardzo szybko zwrócił uwagę małej dziewczynki, która stała niedaleko wraz ze swoją mamą. Wbrew pozorom wcale nie bała się ogromnego pana - ona chciała się z nim przywitać! Uśmiechnęła się do Luc’a mówiąc „Cześć”, motocyklista odpowiedział tym samym. To była krótka, a zarazem słodka wymiana. Matka nie mogła na to patrzeć. Natychmiast chwyciła dziewczynkę za rękę i odchodząc powiedziała do niej: „Nie rozmawiaj z brudnymi motocyklistami”.Luc wszystko usłyszałTego samego dnia, motocyklista postanowił napisać na Facebook’u otwarty list do matki, która określiła go „brudnym motocyklistą”. Jego słowa szybko obiegły cały świat! „Do rodziny z czerwonego SUV’a widzianego dzisiaj w Tim Hortons. Tak, jestem wielkim, 127 kilogramowym wytatuowanym mężczyzną z motocyklem. Jestem spawaczem, jestem głośny, piję piwo i przysięgam, że swoim wyglądem zjadłbym twoją duszę, jeśli tylko źle byś na mnie spojrzała.To czego nie wiesz to to, że jestem szczęśliwie żonaty od 11 lat, dzieci nazywają mnie tatą i skończyłem studia…Moja mama jest ze mnie dumna. Wszystkim dookoła powtarza, że to ogromne szczęście mieć takiego wspaniałego syna jak ja, a siostrzenice i siostrzeńcy cieszą się, gdy tylko mnie zobaczą.Kiedy moja córka złamała rękę, płakałem bardziej niż ona. Czytam książki, pomagam ludziom, dziękuję weteranom wojennym i płacze przy Armagedonie…Następnym razem to ja się uśmiechnę i powiem „Część” do twojej małej dziewczynki, a wtedy ty złapiesz ją za rękę i powiesz: „Nie, nie kochana. Nie rozmawiamy z brudnymi motocyklistami…”Pamiętaj, pomimo tego, że ranisz moje uczucia nazywając mnie „brudnym motocyklistą”, byłbym pierwszą osobą, która weszłaby do twojego płonącego domu, aby uratować twoją córkę Motocyklista i ojciec, Luc Perreault jest fanem tatuaży i wielbicielem picia piwa. Doskonale zdaje sobie sprawę, że wygląda na faceta, który policzyłby Ci wszystkie kości jeśli tylko źle byś na niego spojrzał.Pewnego dnia, korzystając z krótkiej przerwy, Luc postanowił przetestować motocykl mamy. Pojechał więc na parking restauracji Tim Horton w KanadzieWyróżniający się mężczyzna bardzo szybko zwrócił uwagę małej dziewczynki, która stała niedaleko wraz ze swoją mamą. Wbrew pozorom wcale nie bała się ogromnego pana - ona chciała się z nim przywitać! Uśmiechnęła się do Luc’a mówiąc „Cześć”, motocyklista odpowiedział tym samym. To była krótka, a zarazem słodka wymiana. Matka nie mogła na to patrzeć. Natychmiast chwyciła dziewczynkę za rękę i odchodząc powiedziała do niej: „Nie rozmawiaj z brudnymi motocyklistami”. Luc wszystko usłyszałTego samego dnia, motocyklista postanowił napisać na Facebook’u otwarty list do matki, która określiła go „brudnym motocyklistą”. Jego słowa szybko obiegły cały świat! „Do rodziny z czerwonego SUV’a widzianego dzisiaj w Tim Hortons. Tak, jestem wielkim, 127 kilogramowym wytatuowanym mężczyzną z motocyklem. Jestem spawaczem, jestem głośny, piję piwo i przysięgam, że swoim wyglądem zjadłbym twoją duszę, jeśli tylko źle byś na mnie spojrzałaTo czego nie wiesz to to, że jestem szczęśliwie żonaty od 11 lat, dzieci nazywają mnie tatą i skończyłem studia…Moja mama jest ze mnie dumna. Wszystkim dookoła powtarza, że to ogromne szczęście mieć takiego wspaniałego syna jak ja, a siostrzenice i siostrzeńcy cieszą się, gdy tylko mnie zobacząKiedy moja córka złamała rękę, płakałem bardziej niż ona. Czytam książki, pomagam ludziom, dziękuję weteranom wojennym i płacze przy Armagedonie…Następnym razem to ja się uśmiechnę i powiem „Część” do twojej małej dziewczynki, a wtedy ty złapiesz ją za rękę i powiesz: „Nie, nie kochana. Nie rozmawiamy z brudnymi motocyklistami…”Pamiętaj, pomimo tego, że ranisz moje uczucia nazywając mnie „brudnym motocyklistą”, byłbym pierwszą osobą, która weszłaby do twojego płonącego domu, aby uratować twoją córkę
Ci ludzie mieli dość czekania na radę miejską, a samochody nie przestrzegały ograniczenia prędkości w małej wiosce. Zrobili więc swój własny fałszywy próg zwalniający –
W małej wsi Uwielin w mazowieckim od niedawna istnieje "biblioteka na przystanku". – Na przystanku "Dębowa 01" coś dla siebie znajdą i dzieci, i dorośli. "Bardzo się cieszę, że zaglądacie do Skrzynki Skarbów. Jeśli podoba się tobie zabawka, to możesz zabrać ją do domu. Byłoby fajnie, gdybyście do skrzynki przyniosły, również swoje zabawki, które Wam się znudziły i już się nimi nie bawicie. One na pewno sprawią radość innym dzieciom. Pamiętaj tylko, że zabawki nie mogą być popsute" – pisze w liście do najmłodszych Teresa Wójcicka, sołtys Uwielin
11 października przypada Międzynarodowy Dzień Dziewczynek. Więc wszystkiego najlepszego dla każdej dziewczynki - tej małej i tej dużej! –  Międzynarodowy Dzień Dziewczynek
Mieszkańcy małej wioski w Grecji postanowili minimalnym kosztem upiększyć swoje miejsce zamieszkania, więc wzięli farby i zaczęli malować kosze na śmieci, które odbierały nieco uroku ich wiosce –
Czasami warto zostać oszukanym – Oto Fili około 10-letnia pekinka, którą kupiłem rok temu jako dwulatkę na jednym z serwisów ogłoszeniowych. Sprzedał mi ją jakiś naciągacz internetowy, który wiedział, że wraz z wiekiem ma serce w coraz gorszej kondycji i wymaga stałego leczenia. Po prostu dałem się wpuścić w maliny. Ale nie żałuję, bo teraz w tej małej pekince mam wielkie oparcie - zwłaszcza ostatnio, kiedy przechodzę gorsze chwile w życiu. Jaki jest morał tej historii? Ano taki, że nie zawsze przepłacone jest stracone
Wszystko po to, by nagłośnić zbiórkę dla małej Hani, która walczy z nowotworem –

Historia psa, który z łzami w oczach pokonał dystans 200 km, by odnaleźć swoich właścicieli

Historia psa, który z łzami w oczach pokonał dystans 200 km, by odnaleźć swoich właścicieli – Historia Maru, bulmastiffki z rosyjskiej hodowli jest poruszająca, tym bardziej że od tego pięknego, spokojnego psa wprost bije smutek i zwątpienie.Maru miała cztery miesiące, kiedy została kupiona przez parę z Krasnojarska i przez 6 miesięcy żyła życiem każdego szczęśliwego szczeniaka. Ganiała za piłką, chodziła na spacery, gryzła kapcie swoich właścicieli. Po tym czasie jednak jej rodzina doszła do wniosku, że jednak nie mogą pozwolić sobie na psa i tłumacząc się alergią na sierść, postanowiła ją oddać.Skontaktowali się z Allą Morozovą, właścicielką hodowli, w której Maru przyszła na świat i poprosili ją, by przyjęła psiaka z powrotem do siebie."Umówiłam się z nimi, że Maru wraz z opiekunem pojedzie pociągiem z powrotem do Nowosybirska. W ten sposób miała wrócić do mojej hodowli" – relacjonuje Alla. Jak wyjaśniła przed sprzedaniem małej Maru podpisała z jej nowymi właścicielami umowę, która nakazała im kontakt, w razie, gdyby z jakiegoś powodu nie chcieli się nią już dłużej opiekować. Psiak miał jednak inne plany. Maru nie chciała porzucać swojej rodziny, przy pierwszej lepszej okazji uciekła z pociągu.Właściciele odstawili Maru na pociąg, więcej nic ich już nie obchodziło. Mieli problem z głowy. Pod opieką pracownicy Alli, Maru wyruszyła koleją do Nowosybirska. Kiedy pociąg zatrzymał się na maleńkiej stacji niedaleko Achinska, uciekła od opiekunki. Kopnęła łapą drzwi i „wyskoczyła jak kula armatnia” w noc. Udało jej się uciec z pociągu, opiekunka wołała za nią, ale Maru nie wróciła. Jak stwierdziła Morozowa, pies miał atak paniki, właściciele zniknęli mu z oczu i chciał do nich wrócić. Problem był jeden – pociąg zdążył ujechać ponad 200 kilometrów!Rozpoczęły się poszukiwania bulmastiffki. Alla Morozova chciała w nie zaangażować byłych właścicieli psiaka, ale odmówili. – Oddali psa i przestał ich obchodzić – stwierdziła właścicielka hodowli. Jak powiedziała, wcale nie zależało im na losach Maru, która błądziła nocą po rosyjskich lasach. To już nie był ich problem. Morozova uruchomiła wszystkie swoje kontakty, by znaleźć zgubę. Rozdawała ulotki, powiadomiła media. Szczęśliwie zwierzę znalazło się zaledwie dwa i pół dnia później w przemysłowej dzielnicy Krasnojarska – gdzie Maru mieszkała ze swoimi właścicielami.Właścicielka hodowli powiedziała, że ​​to „szczęście”, że podczas tej podróży Maru nie zaatakował żaden niedźwiedź ani wilk. Przypuszczała, że Maru musiała wędrować z powrotem wzdłuż torów, aż do rodzinnego miasta. Na stacji, gdzie ją porzucono, nikt jednak nie czekał. Gdy ją znaleziono, Maru była niesamowicie zmęczona. Miała poranione, zdarte łapy i pyszczek. Wolontariusze, którzy ją odnaleźli powiedzieli, że w jej oczach szkliły się łzy. Aktualnie Maru znajduje się w swojej dawnej hodowli w Nowosybirsku. Tam otrzymała właściwą pomoc medyczną, a Alla Morozova robi wszystko, aby pomóc wrócić jej do normalnego życia."Gdy będzie na to gotowa, zacznę szukać jej nowego domu. Nigdy więcej nie pozwolę jej nikomu skrzywdzić" – zapowiada.

Jedno z najbardziej kolorowych miejsc na świecie znajduje się na Tajwanie. 93 - letni weteran wojskowy znany jako „Tęczowy Dziadek” (Huang Yung-Fu) pomalował ściany, drzwi i ziemię swojej małej wioski na obrzeżach Taichung na Tajwanie Deweloperzy w tym regionie wykupowali zaniedbanie nieruchomości i płacili duże pieniądze za wyprowadzkę, pozostawiając tylko garstkę pierwotnych mieszkańców w tej dzielnicy. Rząd chciał zburzyć jego dom, proponując pieniądze lub wyprowadzkę do innego domu

Deweloperzy w tym regionie wykupowali zaniedbanie nieruchomości i płacili duże pieniądze za wyprowadzkę, pozostawiając tylko garstkę pierwotnych mieszkańców w tej dzielnicy. Rząd chciał zburzyć jego dom, proponując pieniądze lub wyprowadzkę do innego domu – W swojej prawie pustej wiosce Yung-Fu wziął pędzel i pomalował swój dom na jasne kolory. Potem pomalował następne, a wkrótce zamienił całą wioskę w psychodeliczny obraz tęczy. Po tym, jak jego historia przyciągnęła uwagę opinii publicznej, rząd postanowił cofnąć decyzję o wyburzeniu wioski.Jego dom stał się jednym z najpopularniejszych miejsc turystycznych na Tajwanie – i świadectwem potęgi jednego człowieka  i jego artyzmu. Ponad milion osób rocznie odwiedza teraz Tęczową Wioskę.Osada w dzielnicy Nantun miasta Taichung składała się niegdyś z 1200 domów dla weteranów i ich rodzin. Gdy mieszkania zaczęły być w coraz gorszym stanie, deweloperzy zagarnęli ziemię, a mieszkańcom zaoferowano 61 000 dolarów lub nowe mieszkania