Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 133 takie demotywatory

Gdy pewna starsza kobieta poprosiła przy kasie o foliową torbę do zapakowania zakupów, młoda kasjerka nie mogła się oprzeć, by zwrócić jej uwagę: – "Powinna Pani nosić swoją torbę albo kupić ekologiczną. Najwyższy czas nauczyć się dbać o środowisko" - dodałaStarsza Pani odpowiedziała grzecznie, że za jej czasów nie było tej całej mody na eko. Na co kasjerka powiedziała:"I właśnie dlatego dziś musimy za to płacić. Bo Pani pokolenie nie dbało o środowisko i o to, aby zachować je dla przyszłych pokoleń"Starsza Pani zaniemówiła, ale po chwili postanowiła przybliżyć młodej osobie czasy swojego pokolenia, by ją nieco uświadomić."W moich czasach oddawaliśmy do sklepu butelki po mleku i po napojach. Sklep wysyłał je z powrotem do fabryki, gdzie były myte, sterylizowane i napełniane ponownie. Używaliśmy tych samych butelek wciąż od nowa. Więc i owszem nie dbaliśmy o recykling…"Do sklepów chodziliśmy wtedy z własnymi torbami i koszykami, tych samych używaliśmy latami. Z książek szkolnych korzystaliśmy przez wiele roczników. Obkładaliśmy je szarym papierem, żeby się nie zniszczyły. Ale rzeczywiście, nikt nie myślał wtedy o ekologi."Telewizor czy radio mieliśmy jedno na cały dom, a czasem nawet jeden na całą wieś czy ulicę, a ekran miał wielkość chusteczki higienicznej, a nie połowy kontynentu. Wszystko mieliliśmy, miksowaliśmy i kroiliśmy ręcznie. Gdy pakowaliśmy kruche czy delikatne rzeczy używaliśmy starych gazet, a nie folii i styropianu. Pracowaliśmy fizycznie, więc byliśmy szczupli i zdrowi, nie siedzieliśmy przed ekranami cały dzień, by potem samochodem pojechać na siłownię i biegać, na zasilanej elektrycznie, bieżni. Ale ma Pani rację, w nosie mieliśmy ekologię""Moje pokolenie prało dzieciom pieluchy, ponieważ nie istniały jednorazowe. Ubrania suszyliśmy na sznurku, a nie w pożerających prąd suszarkach. Ubrania nosiliśmy wiele lat do chwili kiedy nie dały się już naprawić, nie wymienialiśmy garderoby co sezon, bo niemodna" "Ludzie jeździli autobusami i pociągami, a dzieci chodziły do szkoły pieszo lub jeździły na rowerze. Nie stawialiśmy po 2 auta w garażu i nie zamienialiśmy swoich matek w całodobowe taksówki. Ale fakt faktem – ekologia dla nas nie istniała" Kasjerka była pąsowa, gdy starsza Pani postanowiła skończyć wywód, choć przykłady mogła mnożyć bez końca.Ludzie w kolejce zaczęli kiwać głowami z aprobatą na znak, że zgadzają się z tym, co mówiła... "Powinna Pani nosić swoją torbę albo kupić ekologiczną. Najwyższy czas nauczyć się dbać o środowisko" - dodałaStarsza Pani odpowiedziała grzecznie, że za jej czasów nie było tej całej mody na eko. Na co kasjerka powiedziała:"I właśnie dlatego dziś musimy za to płacić. Bo Pani pokolenie nie dbało o środowisko i o to, aby zachować je dla przyszłych pokoleń"Starsza Pani zaniemówiła, ale po chwili postanowiła przybliżyć młodej osobie czasy swojego pokolenia, by ją nieco uświadomić."W moich czasach oddawaliśmy do sklepu butelki po mleku i po napojach. Sklep wysyłał je z powrotem do fabryki, gdzie były myte, sterylizowane i napełniane ponownie. Używaliśmy tych samych butelek wciąż od nowa. Więc i owszem nie dbaliśmy o recykling…"Do sklepów chodziliśmy wtedy z własnymi torbami i koszykami, tych samych używaliśmy latami. Z książek szkolnych korzystaliśmy przez wiele roczników. Obkładaliśmy je szarym papierem, żeby się nie zniszczyły. Ale rzeczywiście, nikt nie myślał wtedy o ekologi."Telewizor czy radio mieliśmy jedno na cały dom, a czasem nawet jeden na całą wieś czy ulicę, a ekran miał wielkość chusteczki higienicznej, a nie połowy kontynentu. Wszystko mieliliśmy, miksowaliśmy i kroiliśmy ręcznie. Gdy pakowaliśmy kruche czy delikatne rzeczy używaliśmy starych gazet, a nie folii i styropianu. Pracowaliśmy fizycznie, więc byliśmy szczupli i zdrowi, nie siedzieliśmy przed ekranami cały dzień, by potem samochodem pojechać na siłownię i biegać, na zasilanej elektrycznie, bieżni. Ale ma Pani rację, w nosie mieliśmy ekologię""Moje pokolenie prało dzieciom pieluchy, ponieważ nie istniały jednorazowe. Ubrania suszyliśmy na sznurku, a nie w pożerających prąd suszarkach. Ubrania nosiliśmy wiele lat do chwili kiedy nie dały się już naprawić, nie wymienialiśmy garderoby co sezon, bo niemodna" "Ludzie jeździli autobusami i pociągami, a dzieci chodziły do szkoły pieszo lub jeździły na rowerze. Nie stawialiśmy po 2 auta w garażu i nie zamienialiśmy swoich matek w całodobowe taksówki. Ale fakt faktem – ekologia dla nas nie istniała" Kasjerka była pąsowa, gdy starsza Pani postanowiła skończyć wywód, choć przykłady mogła mnożyć bez końca.Ludzie w kolejce zaczęli kiwać głowami z aprobatą na znak, że zgadzają się z tym, co mówiła...
Pracownik firmy Lamborghini dokonuje inspekcji jednego z uli - cała kolonia pszczół liczy ponad 600,000 tysięcy i znajduje się niedaleko fabryki tej włoskiej marki –
Bydgoska Pesa jeszcze w tym rokuwyprodukuje lokomotywęnapędzaną wodorem – Jak podkreśla szef bydgoskiej fabryki, wodór nie jest łatwym nośnikiem energii, ale jest bardzo obiecujący, bo ma bardzo dobre parametry fizyczne i chemiczne, jest czysty, ale też szeroko dostępny – występuje w powietrzu i wodzie.Prace nad budową pojazdu już trwają, maszyna ma być zaprezentowana we wrześniu

Jaguar E-Type - przez wielu uważany za najpiękniejszy samochód w historii motoryzacji Auto było projektowane nocą. William Lyons (ówczesny szef Jaguara) był bardzo sceptycznie nastawiony do tego projektu. Zatem auto projektowano po godzinach

Auto było projektowane nocą. William Lyons (ówczesny szef Jaguara) był bardzo sceptycznie nastawiony do tego projektu. Zatem auto projektowano po godzinach – William Lyons uważał, że trzeba modernizować XK 120, a nie pchać się w nowe projekty. Projektanci i inżynierowie nie posłuchali go jednak. Po zbudowaniu nadwozia przewieziono go do Bedford, gdzie miano zamiar sprawdzić go w tunelu aerodynamicznym, by dopracować szczegóły. No i na chęciach się skończyło. Gdy zaczęto osiągać większe prędkości tunel zaczął pobierać tak duże ilości energii, że odłączył od zasilania całe Bedford. I z tym sobie poradzono. Jak? Ano uruchamiano tunel nocą. Gdy w Kociaku zawitał 12 cylindrowy silnik - trzeba było go sprawdzić. Ówczesne auta osiągały przeciętnie 110 - 130 km/h. To był ich kres. Jag jechał o 100 km/h szybciej. Tory wówczas to były opuszczone lotniska. Zbyt krótkie jak się okazało, by poznać możliwości samochodu. Ale przecież jest nowo wybudowana M1. Za dnia ruch był spory, ale nocą... To było jak bawienie się granatem z wyciągniętą zawleczką. Pamiętajmy, że nie było wtedy nawet pasów bezpieczeństwa, a jedynym zabezpieczeniem kierowcy była wiara, ze w razie wypadku nie odleci zanadto od samochodu i że będzie z niego co zbierać... Lecz testowano Jaga nocą w tajemnicy przed Wiliamem. Tak oto nocą narodził się E-type. Taki nocny kot.Gdy auto ujrzał William Lyons - uznał go za największą porażkę firmy. Nie podobała mu się niska sylwetka i niesamowicie długi przód. Uważał auto za pokraczne. Jednak z braku innego modelu auto wystawiono w salonie samochodowym w Genewie... Z drżącym sercem, bo do tej pory William Lyons zawsze miał rację.Tymczasem życie pokazało oś zupełnie innego. W Genewie auto odniosło gigantyczny sukces. Zostało uznane za najładniejszy samochód świata, kosztowało trzykrotnie mniej, niż Ferrari, a chętnych na jazdę próbną było tylu, że z fabryki musiano sprowadzić drugie auto (w wersji Cabrio). Sam Enzo Ferrari uznał je za najpiękniejszy samochód jaki kiedykolwiek wyprodukowano i był posiadaczem 3 modeli E-Type. Zresztą kto kojarzy Ferrari Daytona, ten od razu będzie widział, jakie auto było inspiracją przy projektowaniu owego Ferrari. Do dziś Jag budzi podziw, szacunek i zachwyca pięknem... Zgodnie z dewizą - piękno jest ponadczasowe.Poniżej dane techniczne najmocniejszego kocurka (co najciekawsze, nie był najszybszy, bo waga silnika robiła swoje, silnik sześciocylindrowy o pojemności 4235 ccm i mocy 269 koni osiągał prędkość 246 km/h):Silnik: V12 5,4 l (5344 ccm), SOHCUkład zasilania: cztery gaźnikiMoc maksymalna: 276 KM (203 kW) przy 5850 obr/minMaks. moment obrotowy: 412 N•m przy 3600 obr/min0-100 km/h: 6,4 sV-max: 235 km/hSamochód zajął pierwsze miejsce w rankingu The Daily Telegraph stu najpiękniejszych samochodów wszech czasów
Źródło: https://mklr.pl
Moment, w którym rezygnacja z używania niepotrzebnych urządzeń elektrycznych ma zwrócić uwagę świata na problem zanieczyszczenia naszej planety – Czyli mówiąc w skrócie wszyscy "malutcy" mają na chwilę wyłączyć swoje sprzęty elektroniczne, aby dołożyć swoją "cegiełkę" i w ramach dbania o środowisko przyzwyczaić się do takiego postępowania, a wielkie fabryki, koncerny, których zużycie energii jest GIGANTYCZNE mają ekologię w głębokim poważaniu...
Bezpańskie psy w miejscowości Dzierżyńsk zawędrowały na tereny opuszczonej, poradzieckiej fabryki. Chemikalia, które tam znalazły, spowodowały, że ich sierść stała się niebieska – Policja będzie wyłapywać zwierzęta, aby sprawdzić ich stan zdrowia i potwierdzić, co dokładnie wywołało zmianę koloru sierści
13 lutego 1998 roku z taśmy montażowej lubelskiej Fabryki Samochodów Ciężarowych w Lublinie zjechał ostatni egzemplarz samochodu dostawczego Żuk – Jego produkcja trwała od 1959 roku.Był on następcą Lublina 51. Żuk odniósł sukces na rynku zagranicznym, duża część z nowych samochodów trafiała na eksport, od 1970 samochód eksportowano także w częściach.W 1973 do produkcji wprowadzono wersję zmodernizowaną (oznaczana dodatkową literą M w nazwie), charakteryzowała się ona nową ścianą przednią kabiny oraz udoskonalonym systemem nawiewu. Wyprodukowano 587 500 różnego typu egzemplarzy tego auta.
Niemiecka fabryka w pobliżu chińskich obozów koncentracyjnych. KE "wyraża zaniepokojenie" – Końcem grudnia tygodnik "Die Zeit" ujawnił, że Volkswagen buduje samochody w samym sercu regionu Sinciang – dokładnie tam, gdzie chiński rząd represjonuje mniejszość ujgurską.Spośród największych międzynarodowych producentów samochodów Volkswagen był jedynym, który dał się zwabić do regionu. Zdaniem niemieckich komentatorów Volkswagen kierował się dostępnością taniej, niemalże bezpłatnej siły roboczej. „Warunki w regionie są zbyt niekorzystne dla fabryki samochodów. Nie ma tam dostawców i brakuje infrastruktury. Poszczególne części muszą być transportowane tysiące kilometrów” – pisze „Die Zeit”. Volkswagen
 –  Mój kolega pracuje w salonie Porsche. Opowiadał mi, że wszyscy klienci wymagają zawsze szczególnej uwagi i warto mieć pamięć do twarzy i imion. Ruchu jakiegoś wielkiego tam nie ma, więc nie jest to trudne. Mówił, że zdarza się, że mężczyźni kupują auta swoim żonom i kochankom i one wszystkie zawsze wyglądają tak samo - te same usta, silikon, figura i ubiór. Tak, jakby wszystkie z jednej fabryki wyszły. I mimo małego ruchu nie ma opcji aby odróżnić jedną od drugiej.
Zdjęcie wykonano w kwietniu 1945 roku, na moment przed egzekucją Niemca –
23-letni kolarz, Josh Reid odebrał swój rower prosto z fabryki w Szanghaju, by następnie jechać nim przez 4 miesiące do domu w Newcastle, w Anglii. – Przez Kazachstan, Kirigistan, Tadżykistan, Uzbekistan i całą Europę, przejechał 15 000 km, wszędzie napotykając ludzi o dobrym sercu, którzy byli gotowi go przygarnąć na noc i nakarmić
Powiedzieli, że zbudują to zbudują,nie trzeba przecież im co półroku przypominać –  Rządowa agencja nie potrafi dokończyć budowyfabryki maseczek26 PAŹDZIERNIKA 15:08 TVN24 | POLSKAAgencja Rozwoju Przemysłu nie potrafi dokończyćbudowy fabryki maseczek w Stalowej Woli. Jejuruchomienie jeszcze w kwietniu zapowiadali prezydentAndrzej Duda i ówczesna wicepremier JadwigaEmilewicz. Zakład nie działa do dziś, bo podległapremierowi Mateuszowi Morawieckiemu instytucja niepotrafi zbudować pomieszczenia zapewniającegosterylność produkcji.DEMOTYWATORY.PLPowiedzieli, że zbudują to zbudują, nietrzeba przecież im co pół rokuprzypominać
 –
W szwajcarskim mieście sypnęło czekoladowym śniegiem – Ludzie, którzy ostatnio poimprezowali za mocno w szwajcarskim mieście Olten, mogli pomyśleć, że pora na dłuższą przerwę od niektórych substancji. Bo co innego można pomyśleć, gdy za oknem pada czekoladowy śnieg w postaci kakaowego pyłu, który spadł z nieba i osiadł na okolicznych terenach. Być może co bardziej przytomni mieszkańcy Olten zorientowali się, że „śnieg" może pochodzić z pobliskiej fabryki czekolady Lindt - i mieliby rację. Jak poinformował rzecznik zakładu, w placówce doszło do awarii systemu wentylacyjnego, który wyrzucił drobiny kakao na zewnątrz fabryki, a silny wiatr poniósł je dalej.
Oto następca Poloneza – Jak donosi auto-swiat.pl - to nowy niezwykły koncept z Fabryki Samochodów Osobowych Syrena w Kutnie, model inspirowany jednym z najsłynniejszych aut dawnej FSO, czyli Polonezem. Na tym jednak nie koniec. W planach są także następcy takich klasyków jak Ogar czy Warszawa.Zaznaczmy jednak, że jest to jeszcze model koncepcyjny inspirowany Polonezem, gdyż producent stara się dopiero o prawo do wykorzystania nazwy. Oprócz Poloneza na liście znalazły się: Warszawa, Mikrus, Ogar czy dostawcza Nysa
Użyli do tego prochu przemycanego zapomocą jednej łyżeczki z pobliskiej fabryki amunicji, w której więźniowie byli zmuszeni do pracy –
Do niewidzialnych helikopterów i niewykrywalnych łodzi podwodnych, nieopłacalnej dziury w ziemi oraz najwyżej opłacanych stróżów łąki dołączają teoretyczne fabryki –  Szwalnia, której nie ma. Prezydent zapowiadał sukces i miliony maseczek, ale maszyny nie ruszyły"Polskie Szwalnie" to program realizowany przez Agencję Rozwoju Przemysłu (ARP) pod patronatem prezydenta. Fabryka maseczek w Stalowej Woli miała być motorem napędowym tego projektu. Problem w tym, że istnieje czysto teoretycznie.
 –
Premier Morawiecki po raz kolejny pokazał, że jest oderwany od rzeczywistości –
0:25

Dziś obchodzimy 16. rocznicę śmierci Marvina Heemeyera, człowieka nękanego przez bezduszną biurokrację, który w odwecie zrównał z ziemią pół miasta

Dziś obchodzimy 16. rocznicę śmierci Marvina Heemeyera, człowieka nękanego przez bezduszną biurokrację, który w odwecie zrównał z ziemią pół miasta – Marvin był mechanikiem samochodowym w miasteczku Granby w Kolorado. W 2001 roku wdał się z ratuszem w spór dotyczący planów zagospodarowania przestrzeni miejskiej. Zmienione chwilę wcześniej plany zakładały budowę fabryki cementu w miejscu, w którym odcięłaby jedyną drogę dojazdową do zakładu Heemeyera, co uniemożliwiłoby mu prowadzenie interesów i uczyniłoby posiadany przez niego grunt praktycznie bezwartościowym. Heemeyer bezskutecznie zabiegał o pozostawienie drogi dojazdowej i składał liczne apelacje od decyzji, jednak ratusz niezmiennie sprzyjał budowie fabryki, a także jawnie krytykował postawę Marvina za pośrednictwem lokalnych mediów.Następnie miejscowa administracja nakazała mu przyłączenie się do miejskiej kanalizacji. Aby to zrobić, Marvin musiałby przekopać się przez trzy metry działki sąsiada, z którym z powodu budowy cementowni był w sporze, i który nie wyrażał na to zgody. Dla władz miasta nie miało to znaczenia i regularnie karały Marvina za brak podłączenia do kanalizacji.Ostatecznie Marvin postanowił wybudować drogę na własny koszt i kupił buldożer Komatsu D335A, równocześnie składając wniosek o niezbędne pozwolenie na budowę drogi, jednak i ten wniosek został odrzucony przez urzędników miejskich. Kiedy kolejne petycje do władz, mediów i lokalnej społeczności nie dały żadnych skutków, Heemeyer poddał się, dzierżawiąc grunt firmie wywożącej śmieci. Umowa zakładała, że miałby on sześć miesięcy na wyprowadzenie się z posesji.Jak się później okazało, okres ten wykorzystał na ulepszenie swojego buldożera, osłaniając go miejscami ponad 30 centymetrami stali i betonu, instalując kamery zapewniające widoczność otoczenia w każdym kierunku, dwa karabiny i jeden pistolet maszynowy pozwalające na prowadzenie ostrzału z wnętrza pojazdu, 900 kilogramowy właz, a w końcu konstruując klimatyzację. 4 czerwca 2004 roku konstruktor zasiadł za sterami buldożera, wyjeżdżając przez ścianę swego dawnego warsztatu, a następnie zrównując z ziemią fabrykę cementu i dom sąsiada. W ciągu kilkugodzinnej wyprawy Heemeyer zniszczył doszczętnie budynek ratusza, siedzibę lokalnej gazety, dom burmistrza i wiele innych budynków publicznych powiązanych z osobami, które były zaangażowane w spór.  Łącznie w gruzach legło 13 budynków.To, że nikt nie został ranny, niektórzy świadkowie przypisywali precyzyjnej kalkulacji działań Heemeyera. Policja i oddziały SWAT próbowały powstrzymać maszynę, ale zarówno ogień z broni długiej, jak i granaty nie miały żadnego wpływu na pojazd, i ostatecznie, po oddaniu ponad 200 strzałów (w tym amunicji przeciwpancernej), siły porządkowe musiały po prostu bezsilnie obserwować wydarzenia. Gdy po pewnym czasie w pojeździe zawiodła chłodnica, a jedna z gąsienic zapadła się w piwnicy sklepu Gambles, operator buldożera sięgnął po pistolet i popełnił samobójstwo. Zarówno pozostawione przez niego nagrania, jak i sposób budowy włazu, wskazują, że nigdy nie zamierzał opuścić buldożera — właz został skonstruowany tak, by jego ponowne otwarcie graniczyło z niemożliwością. Straty spowodowane przez Heemeyera oszacowano na ponad 7 milionów dolarów. Mimo potępienia ze strony lokalnych władz i mediów, dla wielu osób stał się ludowym bohaterem i symbolem sprzeciwu wobec władzy. Buldożer został rozebrany na części, które rozesłano do różnych złomowisk i zniszczono tak, aby nie pozostał po nim żaden ślad