Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 15 takich demotywatorów

Kiedy ktoś powiedział, że musisz zainwestować w marketing – Ale nie wytłumaczył, jak to robić... MYCIEOKIENSPRZĄTANIE"MALOWANIEHIESZKAH DIUR FLOTOWHAT H506 650 609
Skatowali Marcina – Wiktor, Jakub, Dominik.Trzej mordercy. Trzy śmiecie niegodne miana człowieka.Bili, kopali po ciele, po głowie a kiedy leżał na ziemi, kopali dalej bez refleksji, bez zastanowienia.Żeby zabić.Mam nadzieję, że jakieś grono decydentów kiedyś wreszcie przejrzy na oczy i zacznie się stosować Kodeks Hammurabiego. Jedyny naprawdę sprawiedliwy system karania.Oko za wybite oko.Ząb za wybity ząb.Spoczywaj w pokoju, Marcinie 💡 WIĘCEJ
Źródło: www.polsatnews.pl
 –  Kiedyś brałem twarde narkotyki. Planów na przyszłość nie miałem. Drzwi wejściowych do domu nawet nie zamykałem, żeby ich nie wyważali jak umrę. Zobaczyłem pewnego razu jak po ulicy idzie zbity kot. Jego tylne łapy były bezwładne, zęby wybite, mordka poparzona. Nie wiem dlaczego, ale zabrałem go do siebie. Sam nie miałem co jeść, ale kotka przygarnąłem. Zacząłem z nim wychodzić na dwór. Gdy mogłem coś zjeść u moich znajomych, to nakarmić kota już u nich nie mogłem. Bardzo się o niego martwiłem. Zająłem się jego leczeniem. Nawet znalazłem pracę z jego powodu. W całym tym zamieszaniu nawet się nie zorientowałem, że od dłuższego czasu niczego nie wziąłem. Zacząłem żyć jak człowiek. Po pewnym czasie poznałem świetną dziewczynę, która została moją żoną i po trzech latach urodził nam się syn. Obecnie mam fajną pracę, rodzinę, przyjaciół... Problemy się zdarzają, ale z wszystkimi sobie radzę.Kot zmarł dwa lata temu. Płakałem wtedy jak bóbr. Ten kot uratował mi życie...
Wyniki głosowania

Czy korzystasz ze sztucznej inteligencji (chatGPT, Gemini, Grok itp.)?

Nie
51%
Tak, czasami
23%
Nie, nie wiem co to jest
13%
Tak, często
11%
Liczba głosów: 3 076

Kiedyś to było, teraz już nie ma

Kiedyś to było, teraz już nie ma – Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze... na śniadanie matka kroiła wiatr, ojca nie znałem, bo umarł na raka wątroby, kiedy zginął w tragicznym wypadku samochodowym, po samospaleniu się na imieninach u wujka Eugeniusza. Wujka Eugeniusza zabrało NKWD w 59. Nikt nie narzekał.Wszyscy należeliśmy do hord i łupiliśmy okolicę. Konin, Szczecin i Oslo stały w płomieniach. Bawiliśmy się też na budowach. Czasem kogoś przywaliła zbrojona płyta, a czasem nie. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka odcinała stopę i mówiła z uśmiechem, "masz, kurna, drugą, nie"? Nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że wszyscy zginiemy. Nikt nie narzekał.Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z gruźlicą, szkorbutem, nowotworem i polio służył mocz i mech. Lekarz u nasbywał. Chyba że u babci – po mocz i mech. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Jedliśmy muchomory sromotnikowe, na które defekowały chore na wściekliznę żubry i kuny. Nie mieliśmy hamburgerów – jedliśmy wilki. Nie mieliśmy czipsów – jedliśmy mrówki. Nie było wtedy coca-coli, była ślina niedźwiedzi. Była miesiączka żab. Nikt nie narzekał.Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał karę. Dół z wapnem, nóż, myśliwska flinta – różnie. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo — jak zwykle. Potem ojciec wracał do domu, a po drodze brał sobie nowe dziecko. Dzieci wtedy leżały wszędzie. Na trawnikach, w rowach melioracyjnych, obok przystanków, pod drzewami. Tak jak dzisiaj leżą papierki po batonach. Nie było wtedy batonów, dzieci leżały za to wszędzie. Nikt nie narzekał.Latem wchodziliśmy na dachy wieżowców, nie pilnowali nas dorośli. Skakaliśmy. Nikt jednak nie rozbił się o chodnik. Każdy potrafił latać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji, aby się tej sztuki nauczyć. Nikt też nie narzekał.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Czasem akurat wtedy nadjeżdżał jelcz lub star. Wtedy zdychaliśmy. Nikt nie narzekał.Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Podobnie jak wybite zęby, rozprute brzuchy, nagły brak oka czy amatorskie amputacje. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a od pomocy, to jeszcze nikt nie umarł. Ciocia Janinka powtarzała, "lepiej lanie niż śniadanie". Nikt nie narzekał.Gotowaliśmy sobie zupy z mazutu, azbestu i Ludwika. Jedliśmy też koks, paznokcie obcych osób, truchła zwierząt, papier ścierny, nawozy sztuczne, oset, mszyce, płody krów, odchody ryb, kogel-mogel. Jak kogoś użarła pszczoła, to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię. Jak ktoś się zadławił, to pił 3 szklanki mleka i przykładał sobie rozgrzaną patelnię. Nikt nie narzekał.Nikt nie latał co miesiąc do dentysty. Próchnica jest smaczna. Kiedy ktoś spuchł od bolącego zęba, graliśmy jego głową w piłkę. Mieliśmy jedną plombę na jedenaścioro. Każdy ją nosił po 2-3 dni w miesiącu. Nikt nie narzekał.Byliśmy młodzi i twardzi. Odmawialiśmy jazdy autem. Po prostu za nim biegliśmy. Nasz pies, MURZYN, był przywiązany linką stalową do haka i biegł obok nas. I nikomu to nie przeszkadzało. Nikt nie narzekał.Wychowywali nas gajowi, stare wiedźmy, zbiegli więźniowie, koledzy z poprawczaka, woźne i księża. Nasze matki rodziły nasze rodzeństwo normalnie – w pracy, szuwarach albo na balkonie. Prawie wszyscy przeżyliśmy, niektórzy tylko nie trafili do więzienia. Nikt nie skończył studiów, ale każdy zaznał zawodu. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. To przykre. Obecnie jest więcej batonów niż dzieci.My, dzieci z naszego jeziora, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze" wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez słodyczy, szacunku, ciepłego obiadu, sensu, a niektórzy – kończyn.Nikt nie narzekał.

Ćpun Lives Matter, czyli George Floyd i zamieszki w polskim wydaniu po śmierci agresywnego i pobudzonego narkomana, do którego jego własna matka wezwała policję

 –  "Lubińscy policjanci zostali wezwani na miejsce, gdzie agresywny i pobudzony mocno mężczyzna miał rzucać kamieniami w okna zabudowań. Na numer alarmowy zadzwoniła matka mężczyzny, która zaznaczyła, że syn nadużywa narkotyków. Wobec agresywnego i pobudzonego mieszkańca Lubina funkcjonariusze użyli chwytów obezwładniających oraz kajdanek. W związku z jego irracjonalnym zachowaniem i podejrzeniem, że może znajdować się pod wpływem narkotyków, na miejsce wezwano pogotowie ratunkowe" - czytamy w komunikacie umieszczonym na stronie dolnośląskiej policji.Jak relacjonuje policja, napastnicy używali kamieni, cegłówek, butelek i koktajli Mołotowa. Rannych zostało kilku policjantów, wybite zostały szyby, uszkodzono elewację budynku, którą obrzucono butelkami z farbą. "Bandyci rzucali kamieniami w wóz strażacki, który miał ugasić pożary wzniecone przez demonstrantów. Zablokowano również przejazd karetce pogotowia, która przyjechała do poszkodowanych. Policjanci zatrzymali ponad 40 osób, które uczestniczyły w tych zajściach" - brzmi treść komunikatu dolnośląskiej policji.
Źródło: www.polsatnews.pl

Jeśli mógłbyś cofnąć czas, coś byś zmienił?

Jeśli mógłbyś cofnąć czas, coś byś zmienił? – Lata 90. Kto pamięta daje mocne! 1 Samochody nie miały pasów bezpieczeństwa, ani zagłówków no i Żadnych airbagów!!! nlleaelm • 2 Na tylnym siedzeniu było wesoło a nie niebezpiecznie. • 3 Łóżeczka i zabawki były kolorowe i z pewnością polakierowane lakierami ołowiowymi lub innym śmiertelnie groźnym gównem. • 4 Niebezpieczne były puszki, drzwi samochodów, butelki od lekarstw i środków czyszczących były niezabezpieczone. • 5 Można było jeździć na rowerze bez kasku. • 6 • Wodę piło się z węża ogrodowego lub innych źródeł, a nie za sterylnych butelek PET. • 7 Budowaliśmy szałasy. A ci, którzy mieszakali w pobliżu szosy na wzgórzu ustanawiali na rowerach rekordy prędkości. stwierdzając w polowie drogi, Że rower z hamulcem był dla starych chyba za drogi... Q. ... Ale po nabraniu pewnej wprawy i kilku wypadkach ...panowaliśmy i nad tym (przeważnie)! - 8 Można się było bawić do upojenia, pod warunkie powrotu do domu przed nocą. Nie było komórek.. ..... t I nikt nie wiedział gdzie jesteśmy i co robimy!!! NIEPRAWDOPODOBNE!!! • 9 Szkoła trwała do południa i obiad jadło się w domu. - 10 Mieliśmy poobcierane kolana i łokcie  Złamane kośc' , czasem Wybite zęby , ale nigdy, NIGDY. nie podawano nikogo z tego powodu do sądu! NIKT nie był winien, tylko MY SAMI.. • 11 Wcinaliśmy słodycze ct i pączki, piliśmy oranżadę z prawdziwym cukrem i nie mieliśmy problemów z nadwagą bo ciągle byliśmy na dworze i byliśmy aktywni. • 12 Piliśmy całą paczką oranżadę z jednej butli i nikt z tego powodu nie umarł. • 13 Nie mieliśmy Playstations, cm Nintendo 64, X-Boxes, gier wideo, wideo, Gik 99 kanarów w TV DVD Dolby Surround, komórek,Iml komputerów ani chatroom'ów w Internecie  ... lecz przyjaciół ! Q • 14 Mogliśmy wpadać do kolegów pieszo lub n rowerze, zapukać i zabrać ich na podwórko lub bawić się u nich, nie zastanawiając się, czy to wypada. Qta o • 15 Tam na zewnątrz, w tym okrutnym świecie!!! Całkiem bez opieki! Jak to było możliwe? Graliśmy w piłę na jedną bramę a jeśli kogoś nie wybrano do drużyny, to się wypłakał i już. Nie był to koniec świata ani trauma. Q • 16 Niektórzy nie byli dobrzy w budzie i czasami musieli powtarzać rok. Nikogo nie wysyłano do psychologa. Nikt nie był hiperaktywny ani dysklektykiem — po prostu powtarzał rok i to była jego szansa. • 17 Mieliśmy wolność klęski i zadania i wolny czas, o , sukcesy I uczyliśmy się dawać sobie radę
"Psi bohater od dziś nie jest już sam" – Jako szczeniak został brutalnie pobity. Miał zmiażdżony kręgosłup, połamane żebra, stłuczoną szczękę, wybite zęby.Jego były opiekun usłyszał zarzut znęcania się nad psem ze szczególnym okrucieństwem i niebawem stanie przed sądemSprawą żył cały kraj, jednak długo nikt nie chciał przygarnąć psa. Aż do teraz.Stało się to, na co wszyscy czekaliśmy, na co czekała cała Polska. Dzisiejszą noc jeden z naszych podopiecznych spędził w swoim domu, a właściwie w łóżku.Jak się okazało, Fijo w nowym domu ma dwóch psich przyjaciół i przede wszystkim rodzinę
 –  Gdańsk, cmentarz na ZaspieSpoczywa tu 10-letnia Erwina Barzychowska. Mała, niewinna dziewczynka, którejjedyną zbrodnią było to, że znalazła się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwymczasie - rodzice nie zdążyli jej ewakuować z zaatakowanej przez niemieckichbandytów Poczty Polskiej. Gdy zapłakana 10-latka wybiegła z budynku, podszedł doniej Niemiec i spokojnie puscit jej w twarz strumien ognia. Tak, miotaczem ognia wmałe, wystraszone dziecko. Mała Polka konała przez 7 tygodni.Spoczywają tu pozostali obrońcy polskiej poczty, również spaleni żywcem - jaknaczelnik poczty Józef Wąsik, lub zastrzeleni - jak dyrektor Jan Michoń, z białą flagąw dłoni, zastrzelony podczas kapitulacji. lch jedyną zbrodnią było to, że mieli czelnośoćzachować się jak mężczyźni i bronić ojczyzny napadniętej przez niemieckichbandytów i sadystycznych mordercówSpoczywa tu Roman Ogryczak, polski działacz patriotyczny, prezes Gminy Polskiej wGdańsku, który został aresztowany i zmarł w wyniku tortur - miał zmasakrowanątwarz i wybite oko.Nie ma tu miejsca na wypisywanie wszystkich spoczywających tu Polaków,wymordowanych przez niemieckich zbrodniarzy. To temat na osobny wpis.Kilka lat temu ktoś podpiłował znajdujący się na tym cmentarzu drewniany krzyżCisza. Prezydent Adamowicz nie pojawił się na miejscu, nie zwołał konferencji.W maju 2017 ten sam krzyż został podpalony.Cisza. TVN nie przyjechał, nie zrobił reportażu o odradzającym się jak w czasachkomuny ,,antychrześcijanizmie".Pół roku później, 17 października, krzyż został podpalony ponownie, tym razem jużstarannie. Podjęto decyzję o odpiłowaniu krzyza i usunięciu go z cmentarzaCisza. 99% z was dowiaduje się tego w tej chwili, ode mnie. A nie rok temu z mediówPoczątek stycznia 2018, na tym samym cmentarzu zdewastowano... 38 betonowychkrzyży tworzących ogrodzenie.Cisza. Nie było Adamowicza, nie było TVN, nie było Radia Zet, nie było nagonki wprasie, nie pojawił się ani jeden rabin. Nikt nikogo za nic nie przepraszał.Kiedy kilka dni temu jakiś wariat (leczony psychiatrycznie) wybił szybę w synagodze,byli wszyscy. Adamowicz, TVN, rabinowie, przedstawiciele gmin żydowskich,przedstawiciele Kościoła, przeprosiny, kajanie się. Wybitą szybę wstawionouroczyście, na oczach kamer, kilkadziesiąt godzin po wydarzeniu.o spalonym krzyżu na cmentarzu w Gdańsku stoi puste miejsce. Rok po spaleniu
Ostatni Indianin ocalały z rzezi w Amazonii. Żyje w izolacji od 22 lat – Jego plemię naukowcy uznali za wymarłe, a raczej wybite - przez farmerów. Ostatni członek tego plemienia jednak żyje i ma się dobrze. Nagranie, na którym widać jak rąbie drzewo w Puszczy Amazońskiej, trafiło właśnie do sieci.Wiek półnagiego mężczyzny oceniono na około 50 latHistoria stojąca za sytuacją mężczyzny jest bardzo smutna. Jego plemię zostało wybite w 1995 roku przez farmerów.Od tamtej pory żyje z dala od ludziTo jego sposób na przetrwanie. Wyraża to też jego gniew i odrzucenie, co jest zrozumiałe, jeśli weźmie się pod uwagę wydarzenia, przez które przeszedł
Żegnamy kolejną bohaterkę. Nie żyje major Józefa Życińska ps. "Zośka" – Józefa Życińska ps. "Zośka" służyła w oddziale Jana Piwnika "Ponurego". Po wojnie była więziona i torturowana w komunistycznym więzieniu, gdzie urodziła córkę Aleksandrę. Była żoną żołnierza Armii Krajowej i Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość" kapitana Aleksandra Życińskiego. Oprócz męża w latach 40. i 50. z powodu komunistycznych represji straciła też matkę, ojca i brata; inni członkowie jej rodziny również byli więzieni za działalność podziemną. Fragment wspomnień Bohaterki: „Na wiadomość, kogo ubowcy złapali, do Kielc pośpieszył Adam Humer i Edmund Kwasek. Zaglądali do celi, drwili. Mówili, że wytłuką to bandyckie nasienie. A potem bili. Nie zważali, że jestem w ciąży. Wlekli mnie za włosy po schodach z drugiego piętra. Miałam złamane dwa żebra, wybite zęby, rozciętą głowę i wyrwaną skórę głowy wraz z włosami. Chcieli, żebym powiedziała, gdzie jest broń. Nic im nie powiedziałam”.Cześć jej pamięci!
Cudze chwalicie, a swego nie znacie – Obalamy mit katany Polska szabla husarska vs katanaPolska szabla husarska "batorówka" z XVIl wieku (Muzeum Wojska Polskiegoze zbiorów A. J. Strzałeckiego). Na zastawie portret Batoregooraz wybite "STEFANUS BATORI REX POLONIA"Polecam mały eksperyment poproście dziesięć osób o wybranie najlepszej wnowożytnej historii świata broni białej. Zdecydowana większość wskaże japoński mieczsamurajski, sławną katanę. Czy naprawdę zasługuje on na swoją opinię? Bez watpieniastanowił wielki wyczyn techniczny. Kiedy jednak przeanalizujemy jego walory użytkoweszybko okaże się, że nie była to broń tak doskonała, jak to pokazują współczesne filmyfabularne, kreujące obraz tyleż efektowny, co z reguły daleki od rzeczywistości. Stylszermierki oferowany przez katanę jest nie tyle prosty, ile wręcz toporny. Co gorsza jejobsługa wymaga obu rąk, więc przydatność do walki z konia jest raczej średnia. Jakabroń zasługuje w takim razie na palmę pierwszeństwa? Odpowiedź jest tyleż oczywistaco dla większości - niestety zaskakująca. Najlepszą krótką bronią białą (sieczną lubkłującą) kiedykolwiek stworzoną przez człowieka była... polska szabla husarska. Jest tobroń o tak znakomitych możliwościach, že sławny japoński miecz to przy niej po prostuprymitywny cepHistoria polskiej szabli husarskiej sięga czasów Stefana Batorego, kiedy to pojawiła się wPolsce szabla węgierska. Była to doskonała broń, pozwalająca na wykonywanie cięćbezpośrednich i zamachowych z łokcia oraz z ramienia oraz wszelkich zasłonstatycznych. Łączyła w sobie wszystkie cechy bojowe wschodnich i zachodnich szabel imieczy (w tym m.in. samurajskiej katany). Była w swoim czasie najlepszą szablązarówno do walki pieszej, jak i konnej. Polacy szybko docenili zalety tej konstrukcjiwprowadzając wszakże dwie istotne modyfikacje. Zamknięta (lub półzamknięta) rękojeśćpolepszyła ochronę dłoni szermie wnętrznej stronie rękojesci Polacy dodarównież paluch - pierścień pozwalający na przełożenie kciuka. Zmieniał on ułożenie dłonipoprawiał pewność chwytu oraz zwiększał siłę ciosu. Pozwalał również na zadawanietzw. cięć odbijanych, wykonywanych szybkim ruchem z nadgarstka. Były one niezwykleskuteczne, nie zostawiały bowiem czasu na obronę, i zadawano je bez sygnalizowaniawcześniejszym zamachem. Szabla husarska była główną bronią boczną elitarnej polskiejjazdy husarii (o której w nastepnym odcinku). Swoja przewag udowodnita wielokrotniewchodząc do narodowej legendy i zyskując złowrogą sławę wśród przeciwników.Wróćmy teraz do początkowego porównania naszej szabli z tak hołubioną przez kulturęmasowa japońską kataną. Szabla była cięższa, co razem z innymi detalami konstrukcjirza. Po weprzekładało się na większą siłę ciosu. Jej klingę wykonywano najczęściej ze staliwęglowej, łącząc miękki rdzeń z twardym ostrzem. Dawało to pewną elastycznośćkonstrukcji i tatwość naprawy uszkodzeń. Klinga katany, wykonana z damastuskuwanego, na skutek wielkiej (nawet przesadnej) twardości mogła kruszyć się jak szkłow starciu z szablą. Samurajowie w ogóle starali się nie parować cięć przeciwnika, aleraczej omijać je, wyprowadzając precyzyjne ataki. Można założyć, że taki styl wobecszabli husarskiej, bardziej manewrowej i umożliwiającej bezpieczne parowanie, byłbyraczej mało efektywny. Szablą husarską można było zadać efektywny sztych, chociażjego wyćwiczenie wymagało długiego treningu (ze względu na dużą krzywiznę). Wprzypadku katany naet sztych byt w zasadzie cięciem. Obie bronie pozwalały nawykonywanie cięć odbijanych, ale wielką przewagą polskiej szabli byt paluchpozwalający na pracę samym nadgarstkiem, oraz jednoręczność, znakomicieułatwiająca manewrowanie, a przede wszystkim walkę z konia. Korzyści taktyczne byływ tym układzie oczywiste. Krótka i z konieczności uproszczona analiza prowadzi dojednego wniosku nie mamy się czego wstydzić. To, co stworzyli Polacy, jest po prostulepsze niż doskonała skądinąd, legendarna konstrukcja japońskich rzemietak ekscytuje się cała zachodnia kultura. Wnioski pozostawiam Czytelnikomślników, któraia kultura. Wnioski poz

Z pamiętnika pracownika

Z pamiętnika pracownika – PoniedziałekDostaliśmy komputery. To takie telewizorki z pudełkiem i kawałkiem harmonii. Fajne są.WtorekCały dzień siedzę przed komputerem. Chyba się popsuł.ŚrodaPrzyszedł nasz kierownik i włączył komputer do gniazdka.CzwartekDzisiaj pracujemy na komputerach jak szaleni. Dostałem się na 10 level. Ale Złotówa był lepszy. Padł na 12-tym.PiątekNie mogę przejść 13 poziomu. Dzisiaj chyba znowu zostanę na noc.SobotaRano przyszli policjanci. Żona zgłosiła moje zaginięcie. Na razie zamieszkam u Złotówy.NiedzielaBank zamknięty. Nie mogę się doczekać poniedziałku.PoniedziałekDzisiaj szkolenie. Razem ze mną idzie Złotówa i Bromba. Wykładowca załamał się już po 10 minutach. Coś jednak wynieśliśmy z tego szkolenia. Ja mam piękny komplet długopisów, a Złotówa nowy rzutnik.WtorekNareszcie mamy kserokopiarkę. Przy pierwszym uruchomieniu Złotówa naświetlił sobie oczy. Później Bromba postanowiła odbić sobie słownik. Teraz czekamy na nowa kserokopiarkę. I na powrót Bromby ze szpitala.ŚrodaAlarm bombowy. Ewakuacja budynku. Ktoś zostawił podejrzaną reklamówkę w toalecie. Saperzy ja zdetonowali. Teraz potrzebny będzie remont WC, a nasz dyrektor będzie musiał jeszcze raz zrobić zakupy.CzwartekWypłata. Postanowiłem zaszaleć. Kupiłem sobie nowe skarpetki. Nawet niedrogo, choć na drugą musiałem pożyczyć.PiątekRazem z Ziutkiem jedziemy w delegację. Niestety, mój rower ma przebite koło, więc Ziutek bierze mnie na ramę. Po drodze zatrzymujemy się na nocleg. Spanie na świeżym powietrzu ma swoje dobre strony.SobotaDelegacja bardzo się udała. Wszyscyśmy się fajnie bawili. Najgorzej będę wspominał Izbę Wytrzeźwień.NiedzielaRano okazało się, ze ukradli nam służbowy rower. Do domu wracaliśmy więc na piechotę.PoniedziałekMamy nową pracownicę. Postanowiliśmy wymyślić jej jakąś ksywkę. Po trzech godzinach intensywnego myślenia już ją mieliśmy. Nazwaliśmy ją: Nowa.WtorekNowa dzisiaj nie przyszła. Podobno zrezygnowała z pracy. To wina Złotówy. Nie każdy wytrzyma na widok grubego faceta ubranego jedynie w banknot dziesięciozłotowy.ŚrodaBromba wróciła ze szpitala. Ale trafił tam Ziutek ze skomplikowanym złamaniem kości śródręcza. Upadła mu jakaś kartka i poprosił Brombę, żeby się odsunęła. Wtedy ona poszła mu na rękę.CzwartekZ okazji wdrażania u nas nowoczesnych technik pracy, kierownik kazał nam pisać na komputerach. Jako pierwsza komputer zapisała Bromba. Na moim też już brakuje miejsca.PiątekCzyścimy komputery. Okazało się, że kierownikowi chodziło o co innego. Za to teraz komputery w ogóle już nie działają. Może woda była za gorąca?SobotaNareszcie łykent. Zbieramy ze Złotówą grzyby. Odchodzą razem z tynkiem. Na niedzielę zostanie nam już tylko przedpokój.NiedzielaRano wpadł do nas sąsiad z góry. Do czasu wyremontowania sufitu będziemy mieszkać we trzech.PoniedziałekSpóźniłem się do pracy. Wszystko przez te korki. Już mi się całkiem przetarły. Będę musiał sobie kupić jakieś inne buty (Ale drugi raz już nie kupię sandałów. W zimie.).WtorekZostałem właścicielem komórki. Ze Złotówą już nie dało się mieszkać.ŚrodaZginął mój zszywacz. Nikt się nie chce przyznać. Ale ja podejrzewam Brombę. Ma nowa sukienkę.CzwartekPogodziłem się z żoną. Ziutka. Moja żąda rozwodu. Rozprawa jutro.PiątekSiedzimy z żoną przed salą rozpraw. Nagle słychać, jak sędzia krzyczy do woźnego: "Powódkę!" Idziemy do domu. Nie będzie nas sądził jakiś pijak.SobotaByliśmy na imieninach u Bromby. Strasznie się wymalowała i wystroiła. Wyglądała jak pisanka. Złotówa tak jej powiedział. Wtedy ona zaproponowała, że ugotuje mu jajka. Złotówa jakoś dziwnie zbladł. Jajek w każdym bądź razie nie było. Była kura i Coca-Cola. Podobno po okazyjnej cenie. Import z Belgii.NiedzielaJakoś dziwnie się czuję. Dowiedziałem się również, że Bromba jest w szpitalu. U Złotówy nikt nie odbiera. Pewnie pojechał na ryby.PoniedziałekCiągle kiepsko się czuję. Lekarz powiedział, że to zatrucie, więc dzisiaj siedzę w domu. Postanowiłem pooglądać sobie telewizję. Niestety, wieczorem już nie mogłem nic oglądać. Sąsiedzi zasunęli zasłony.WtorekJestem w pracy. Wszyscy juz wyzdrowieli. Miło popatrzeć na znajome twarze. Żeby tylko tak Bromba wszystkiego nie zasłaniała.ŚrodaZainstalowali u nas w pracy automat z Pepsi Colą. Albo mamy straszne szczęście, albo ten automat jest popsuty. Wszyscy wrzucający monety zawsze coś wygrywają.CzwartekZąb mnie strasznie rozbolał i w nagłym przypływie odwagi poszedłem do dentysty. Na fotelu po mojej odwadze już nie było śladu. Wyskoczyłem z fotela jak z procy. Dopiero po pokonaniu jakichś 5 km wyjąłem z zęba wiertło. Po jakimś czasie dogonił mnie dentysta. Samochodem. Znalazł mnie po szlaczku z części jego aparatury, jaki za sobą zostawiłem. Jej spłacanie zajmie chyba resztę życia. Moich dzieci i wnuków. Za to ząb już mnie nie boli.PiątekDla poprawienia wystroju biura Bromba przyniosła jakieś zielsko w doniczkach. Złotówa jak to zobaczył, strasznie się ucieszył. Powiedział mi, że to marihuana i zaczął robić skręty. Fajny miał odlot. Po tym jak to Bromba zobaczyła. Zresztą, to nie była wcale marihuana, tylko jakieś paprotki.SobotaPoszedłem z Brombą i Złotówą do kina. Bromba przyniosła wiadro popcornu. Ale cholera nie chciała się podzielić. Mieliśmy miejsca w pierwszym rzędzie. Po reklamach Złotówa zwymiotował, ja cały seans płakałem (choć to była komedia), a Bromba dostała zeza rozbieżnego.NiedzielaPojechaliśmy ze Złotówą na ryby. Ale smażalnia była zamknięta. Pojechaliśmy wiec do mieszkania Złotówy. Skończyło się, jak zwykle: na śledzikach i wyborowej.PoniedziałekBromba powiedziała, że napiłaby się herbaty. Ja na to, że ja też. Niestety, herbaty nie ma już od dwóch tygodni.WtorekDzisiaj Złotówa zrobił wszystkim herbaty. Była jakaś dziwna, jakby ziołowa. Ciekawe, dlaczego paprotki Bromby nie maja już liści. Przecież to jeszcze nie jesień.ŚrodaPo pracy poszliśmy z Ziutkiem na mecz. Było extra. Piłkarze początkowo grali niemrawo, ale za to w drugiej połowie już bardzo szybko poruszali się po boisku. Za nimi zaś gromada kibiców. Padły też bramki. Obie. W ogóle atmosfera była bardzo gorąca. Za to cały czas schładzały nas policyjne sikawki. Mam z tego meczu dużo pamiątek: policyjny kask, pałki, tarcza z napisem POLICJA, skrawki munduru, siniak od ławki na plecach, wybite dwa przednie zęby, jakieś szaliki.CzwartekNudy. Gdyby Złotówa niechcący nie podpalił biurka kierownika, dzień byłby na straty. Na kierowniku długo jeszcze utrzymywała się piana. Nie tylko ta z gaśnicy.PiątekZiutek przyszedł dzisiaj bardzo wesoły. Co prawda, nie minęło jeszcze 48 godzin, ale go już wypuścili. Jutro nasza drużyna ma mecz wyjazdowy. Ziutek obiecał, że mi coś przywiezie.SobotaDzisiaj pierwszy raz w życiu leciałem. Potrącił mnie samochód. Ciężarowy. Kierowca ciężarówki bardzo się wkurzył i zaczął mocno trząść drzewem, na którym wylądowałem. Gdyby mu w międzyczasie nie ukradli wozu, kto wie, jak by to się skończyło.NiedzielaNareszcie zdjęli mnie z drzewa. Strażacy to super goście. Zabrali mnie na akcję. Nie wiem, dlaczego się śmiali. Przecież ten kot, którego zdjęli z drzewa, nie był wcale do mnie podobny
To były czasy! –  My, urodzeni w przeszłości, z nostalgią wspominamy tamten czas. Nikt nie narzekał.Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze... na śniadanie matka kroiła wiatr, ojca nie znałem, bo umarł na raka wątroby, kiedy zginął w tragicznym wypadku samochodowym, po samospaleniu się na imieninach u wujka Eugeniusza. Wujka Eugeniusza zabrało NKWD w 59. Nikt nie narzekał.Wszyscy należeliśmy do hord i łupiliśmy okolicę. Konin, Szczecin i Oslo stały w płomieniach. Bawiliśmy się też na budowach. Czasem kogoś przywaliła zbrojona płyta, a czasem nie. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka odcinała stopę i mówiła z uśmiechem, "masz, kurna, drugą, nie"? Nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że wszyscy zginiemy. Nikt nie narzekał.Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z gruźlicą, szkorbutem, nowotworem i polio służył mocz i mech. Lekarz u nas nie bywał. Chyba że u babci – po mocz i mech. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Jedliśmy muchomory sromotnikowe, na które defekowały chore na wściekliznę żubry i kuny. Nie mieliśmy hamburgerów – jedliśmy wilki. Nie mieliśmy czipsów – jedliśmy mrówki. Nie było wtedy coca-coli, była ślina niedźwiedzi. Była miesiączka żab. Nikt nie narzekał.Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał karę. Dół z wapnem, nóż, myśliwska flinta – różnie. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo — jak zwykle. Potem ojciec wracał do domu, a po drodze brał sobie nowe dziecko. Dzieci wtedy leżały wszędzie. Na trawnikach, w rowach melioracyjnych, obok przystanków, pod drzewami. Tak jak dzisiaj leżą papierki po batonach. Nie było wtedy batonów, dzieci leżały za to wszędzie. Nikt nie narzekał.Latem wchodziliśmy na dachy wieżowców, nie pilnowali nas dorośli. Skakaliśmy. Nikt jednak nie rozbił się o chodnik. Każdy potrafił latać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji, aby się tej sztuki nauczyć. Nikt też nie narzekał.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Czasem akurat wtedy nadjeżdżał jelcz lub star. Wtedy zdychaliśmy. Nikt nie narzekał.Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Podobnie jak wybite zęby, rozprute brzuchy, nagły brak oka czy amatorskie amputacje. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a od pomocy, to jeszcze nikt nie umarł. Ciocia Janinka powtarzała, "lepiej lanie niż śniadanie". Nikt nie narzekał.Gotowaliśmy sobie zupy z mazutu, azbestu i Ludwika. Jedliśmy też koks, paznokcie obcych osób, truchła zwierząt, papier ścierny, nawozy sztuczne, oset, mszyce, płody krów, odchody ryb, kogel-mogel. Jak kogoś użarła pszczoła, to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię. Jak ktoś się zadławił, to pił 3 szklanki mleka i przykładał sobie rozgrzaną patelnię. Nikt nie narzekał.Nikt nie latał co miesiąc do dentysty. Próchnica jest smaczna. Kiedy ktoś spuchł od bolącego zęba, graliśmy jego głową w piłkę. Mieliśmy jedną plombę na jedenaścioro. Każdy ją nosił po 2-3 dni w miesiącu. Nikt nie narzekał.Byliśmy młodzi i twardzi. Odmawialiśmy jazdy autem. Po prostu za nim biegliśmy. Nasz pies, MURZYN, był przywiązany linką stalową do haka i biegł obok nas. I nikomu to nie przeszkadzało. Nikt nie narzekał.Wychowywali nas gajowi, stare wiedźmy, zbiegli więźniowie, koledzy z poprawczaka, woźne i księża. Nasze matki rodziły nasze rodzeństwo normalnie – w pracy, szuwarach albo na balkonie. Prawie wszyscy przeżyliśmy, niektórzy tylko nie trafili do więzienia. Nikt nie skończył studiów, ale każdy zaznał zawodu. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. To przykre. Obecnie jest więcej batonów niż dzieci.My, dzieci z naszego jeziora, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze" wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez słodyczy, szacunku, ciepłego obiadu, sensu, a niektórzy – kończyn.Nikt nie narzekał.
Źródło: www.facebook.com
Wstrząsająca relacja Kamila, pasażera autobusu zaatakowanego przez imigrantów na granicy Włoch –  Półtorej godziny temu na granicy Włoch i Austrii na własne oczy widziałem ogromne zastępy imigrantów... Przy całej solidarności z ludźmi znajdującymi się w ciężkiej sytuacji życiowej muszę powiedzieć, że to co widziałem budzi grozę... Ta potężna masa ludzi - przepraszam, że to napiszę - ale to absolutna dzicz... Wulgaryzmy, rzucanie butelkami, głośne okrzyki "Chcemy do Niemiec" - czy Niemcy to obecnie jakiś raj? Widziałem jak otoczyli samochód starszej Włoszki, wyciągnęli ją za włosy z samochodu i chcieli tym samochodem odjechać. Autokar w którym się znajdowałem z grupą próbowano rozhuśtać? Rzucano w nas gównem, walili w drzwi żeby je kierowca otworzył, pluli na szybę... Pytam się w jakim celu? Jak ta dzicz ma się zasymilować w Niemczech? Czułem się przez chwilę jak na wojnie... Naprawdę tym ludziom współczuję, ale gdyby dotarli do Polski - nie sądzę by otrzymali u nas jakiekolwiek zrozumienie... Staliśmy trzy godziny na granicy przez którą ostatecznie nie przejechaliśmy. Cała grupa w kordonie policji została przetransportowana z powrotem do Włoch. Autokar jest zmasakrowany, pomazany fekaliami, porysowany, wybite szyby. I to ma być pomysł na demografię? Te wielkie potężne zastępy dzikusów? Wśród nich właściwie nie było kobiet, nie było dzieci - w przeważającej większości byli to młodzi agresywni mężczyźni... Jeszcze wczoraj czytając newsy na wszystkich stronach internetowych podświadomie litowałem się, martwiłem ich losem a dzisiaj po tym co zobaczyłem zwyczajnie się boję a zarazem cieszę, że nie wybierają naszej ojczyzny jako celu swojej podróży. My Polacy zwyczajnie nie jesteśmy gotowi na przyjęcie tych ludzi - ani kulturowo, ani finansowo. Nie wiem czy ktokolwiek jest gotowy. Do UE kroczy patologia jakiej dotychczas nie mieliśmy okazji nigdy oglądać, I wybaczcie jeśli kogokolwiek obraziłem swoim wpisem... Dodam jeszcze, że podjechały auta z pomocą humanitarną - przede wszystkim jedzeniem i wodą a oni te auta zwyczajnie przewracali... Z megafonów Austryjacy nadawali komunikat, że jest zgoda by przeszli przez granicę - chcieli ich zarejestrować i puścić dalej - ale oni tych komunikatów nie rozumieli. Nic nie rozumieli. I to było w tym wszystkim największym horrorem... Na tych kilka tysięcy osób nikt nie rozumiał ani po włosku, ani po angielksu, ani po niemiecku, ani po rosyjsku, ani hiszpańsku... Liczyło się prawo pięści... Walczyli o zgodę na przejście dalej i tą zgodę mieli - ale nie rozumieli, że ją mają! W autokarze grupy francuskiej pootwierali luki bagażowe - wszystko co znajdowało się w środku w ciągu krótkiej chwili zostało rozkradzione, część rzeczy leżała na ziemi... Jeszcze nigdy w swoim krótkim życiu nie miałem okazji oglądać podobnych scen i mam poczucie, że to dopiero początek. Na koniec dodam, że warto pomagać, ale nie za wszelką cenę.
Źródło: www.facebook.com
Wybite zęby i pocięta twarz za to, że nosiła bikini – W USA nastolatka z chłopakiem wracali z pływania. Siedziała w samochodzie, gdy chłopak poszedł do sklepu. Przypałętała się grupa Murzynów i dostała mosiężnym prętem po twarzy.- "Spojrzałam w dół i zobaczyłam zęby w swojej dłoni".Koszt operacji 12,000 dolarów

1

 
Color format