Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 286 takich demotywatorów

W sumie to nie taki głupi pomysł.Pan prezes od lat świetnie sobie radzi z kierowaniem ekipy złożonej z samych "orłów" i leśnych dziadków –  Absurdalny pomysł dziennikarza. "PZPN powinien przejąć Jarosław Kaczyński"- Jarosław Kaczyński powinien przejąć Polski Związek Piłki Nożnej - taki pomysł wysunął dziennikarz Polskiego Radia, Antoni Trzmiel. Dodał również, że nigdy nie podobał mu się Adam Nawałka, bo "zaczynał karierę w Milicji Obywatelskiej".
Ta historia mogłaby być scenariuszem dla filmu. Sposób w jaki pewien człowiek zemścił się na szkolnym prześladowcy, mógłby być kanwą zarówno dla niemądrej komedii w stylu "American Pie", jak i dla ciężkiego dramatu społecznego – Pewnego dnia na antenę zadzwoniła pani przedstawiająca się imieniem Arielle. Prowadzącemu wyjaśniła, że próbuje odnaleźć faceta, z którym przeżyła niesamowicie upojną noc. Pan na imię miał Ron i był od niej 20 lat młodszy. Radio skontaktowało się z nim i szybko stało się jasne, że to nie będzie wątek z komedii romantycznej. Na antenie Rob wyjaśnił, że randka z Arielle była częścią jego planu zemsty na Samie, który jest synem Arielle. Rob na matkę łobuza natknął się w jednym z internetowych serwisów i ad hoc obmyślił brutalny scenariusz.Zaszokowana Arielle wydusiła z siebie tylko: "Mówisz poważnie? Jesteś kolegą Sama?". To błyskawicznie wyprowadziło jej rozmówcę z równowagi.- Nie, nie jestem kolegą twojego **** syna. Nie wiem, czy obchodziło cię co wyprawiał, ale był dla mnie totalnym *** i zrujnował moje życie. Teraz jesteśmy kwita. Nie mogę doczekać się, aż powiem mu, że zadzwoniłaś do radia, bo tak bardzo chciałaś się ze mną znowu spotkać. To jest zbyt doskonałe - powiedział na antenie.W dalszej części rozmowy szalony plan okazał się jeszcze bardziej okrutny, bo Rob przyznał, że udokumentował spotkanie i chciał wysłać Samowi zdjęcia. Kiedy Arielle próbowała przekonać Roba, że Sam go znajdzie i przypomni mu lanie z liceum, Rob spokojnie odparł, że od tamtego czasu dobrze opanował Krav Magę.- Jeśli zbliży się do mnie, będę mógł mu nakopać po zaliczeniu jego mamy - uciął
Wycyganił ich... –  Mariusz Moński Jacek Cygan w Rock Radio: - Za co pan kocha radio? - Za to, że można przy nim zamknąć oczy. - Gdzie pan słucha radia? - w samochodzie, bo tylko wtedy mam na to czas. Ja bym pana Jacka nie chciał spotkać na drodze. 1518 26kwi18 170 Tweety podane dalej 1 831 Polubienia
TAK TO WYGLĄDA –  Mariusz Moński Jacek Cygan w Rock Radio: - Za co pan kocha radio? - Za to, że można przy nim zamknąć oczy. - Gdzie pan słucha radia? - w samochodzie, bo tylko wtedy mam na to czas. Ja bym pana Jacka nie chciał spotkać na drodze.
Widzisz taką kuchnię i od razu chce ci się w niej siedzieć, posłuchać radia, rozwiązywać krzyżówki i obierać jabłko do pokrojenia w ćwiartki – A teraz wszędzie te białe połyskliwe laboratoria, zimne i sterylne jak lód
Gdyby głupota mogła być dyscypliną olimpijską... nie musielibyśmy liczyć tylko na skoczków narciarskich. –

Przetrwałem straszliwą apokalipsę pierwszej niedzieli z zamkniętymi sklepami

Przetrwałem straszliwą apokalipsę pierwszej niedzieli z zamkniętymi sklepami – W moim przypadku kluczowa okazała się sobota rano. Ledwie kilka godzin wcześniej gruchnęła wiadomość, że sklepy mają być zamknięte w całą drugą niedzielę marca aż do poniedziałku. Kilkadziesiąt godzin skondensowanego piekła. Wstałem jak co rano, jak co rano się ubrałem i jak co sobotę ruszyłem do Lidla. Parking pod sklepem, zazwyczaj senny o tej porze, przypominał zaatakowany przez szerszenie ul.Tłoczące się wszędzie samochody wypełniały – niemałą przecież – przestrzeń do ostatniego miejsca. Ludzie przemykali pomiędzy nimi pośpiesznie, chcąc czym prędzej zrobić zapasy. Niektórzy omijali auta ostrożnie, ale inni – ci, którzy nie potrafili zachować zimnej krwi – nie mieli tyle szczęścia i ginęli pod kołami rozpędzonych do 20 kilometrów na godzinę samochodów. Widząc upiorne zagęszczenie, właściciele aut rezygnowali nawet z podjeżdżania pod same drzwi sklepu, nie tarasowali wejścia swoimi budzącymi zachwyt maszynami, tylko zatrzymywali się w najdalszych zakamarkach parkingu, w miejscach, z których wyrastały dwumetrowe chaszcze. Dalej za to stawali na trawnikach. Wybiegający ze sklepu ludzie, czekający na otwarcie od wczesnych godzin porannych, usiłowali wskrzesić w sobie choć wspomnienie człowieczeństwa na tym wybiegu ludzkich pragnień i ostrzegali, by nie wchodzić do środka, bo tam rozgrywa się dramat, który będzie śnił się nam po nocach. Nie chciałem wierzyć, ale oni nie cofali się nawet po wypadające z siatek ziemniaki. Uwierzyłem. Nikomu jednak nie przyszło nawet do głowy odejść, przeczekać, przyjść później. Przecież już wstali, już się ubrali, może nawet nagrzali samochód w ten chłodny poranek. Wszyscy wiedzieli, że to najpoważniejsza gra – gra, która toczy się o ich życie i życie ich bliskich. Zamknięty w potrzasku zbiorowy umysł, który będzie parł dopóki nie osiągnie swojego celu. Wszyscy wiedzieliśmy, że pisowski reżim nie zatrzyma się, więc i my nie mogliśmy się zatrzymać. Łudziliśmy się, że opór coś zmieni. Choć sytuacja wyglądała potwornie, ruszyłem i jakimś cudem udało mi się wejść do sklepu.Nawet będąc pomnym sytuacji na parkingu, tliła się we mnie nadzieja, że nie jest tak źle. Nie może być. Przecież jesteśmy ludźmi. LUDŹMI, DO DIABŁA. Ale ci od wypadających ziemniaków nie kłamali – w „moim” Lidlu rozgrywały się dantejskie sceny. Od wejścia uderzył mnie odór ciepłej krwi. W tym momencie utraciłem wszelką nadzieję. W myślach pożegnałem się z żoną i dziećmi, ale wiedziałem, że dla nich muszę podjąć tę, być może ostatnią w życiu, walkę. Tu nie szło o jakiegoś tam karpia czy Crocsy. Chciałem, żeby byli ze mnie dumni. Tylko jak długo przetrwają, gdy mnie zabraknie? Myśli zaczęły wędrować z złym kierunku, traciłem czas, więc czym prędzej ruszyłem po bułki. Próbowałem nie patrzeć na półki z herbatą i dżemem, pod którymi leżały zwłoki kilku kobiet w średnim wieku. Najwidoczniej walczyły o ostatnie opakowanie earl greya. „Jezu, to krew czy powidła śliwkowe?” – natychmiast odsunąłem od siebie makabryczną myśl, bo na horyzoncie pojawiło się stoisko z pieczywem. Są jeszcze nasze ulubione bułki gryczane! Tylko co tam robi ten facet? Chryste, gryzie rękę kobiety, która dokłada pieczywo! Błagam, niech mnie tylko nie zauważy, bym mógł zapakować kilka bułek i ruszyć dalej. Gdzie są torby papierowe?! Nie ma papierowych – są tylko foliówki. Czy to już ostateczna granica upodlenia? Przecież dopiero tu wszedłem. Oczami wyobraźni widzę wszystkie żółwie z Pacyfiku, które połkną tę foliówkę. Przepraszam, ale albo wy, albo ja i moja rodzina. Obyście trafiły w lepsze miejsce. Nie mam czasu na dłuższy rachunek sumienia. Ominąwszy ukradkiem żarłacza białego w ludzkiej skórze, przechodzę obok uderzającego miarowo w ścianę wózka elektrycznego prowadzonego wcześniej przez młodego chłopaka, który teraz zwisał przez kierownicę martwy, z porem w oku, i zdaję sobie sprawę z tego, że zbliżam się do stoiska z warzywami. Wokoło słychać krzyki ludzi, trzask łamanych kości i brzęk tłuczonych butelek, ale staram się nie zwracać uwagi na rozgrywające się wokoło dramaty. Uwaga, lecące jabłko. Niewiele brakowało. W końcu dotarłem do warzyw i owoców. Jakieś nogi wystające spod skrzynek z bananami trzęsą się w rytm zapewne ostatniego tchnienia właściciela kończyn. Może ulżę mu choć trochę – odciążam skrzynie i ładuję kiść bananów do koszyka. W międzyczasie strząsam dłoń, która chwyta mnie za nogę nie wiadomo skąd. Idę po awokado. Kurwa, znowu twarde. Jakiś dzieciak zaczyna szarpać mnie za rękaw. Oczy ma zapłakane, nie potrafi wydusić z siebie słowa, wskazuje tylko na coś palcem. Podnoszę wzrok i widzę całkiem młodą kobietę, która pyta drugą, czy ta nie mogłaby oddać jej mrożonego pstrąga, którego ma w koszyku, bo ojciec tej pierwszej „uciekł z jakąś bezdzietną lambadziarą, a czasy dla młodych matek są trudne, a synek by się ucieszył, bo tak lubi pstrąga”, na co ta z pstrągiem odpowiada, że nie bardzo, bo też lubi pstrąga, a poza tym była pierwsza, na co pytająca reaguje słowami: „To się pierdol, po co się obnosisz tak z tym pstrągiem?!”. Patrzę z powrotem na dzieciaka. Oddaję mu awokado, ja i tak nie będę miał czasu czekać, aż dojrzeje. Przed oczami widzę obraz własnych dzieci. Muszę ruszać dalej.Czekała mnie trudna decyzja: wybrać krótszą, ale bardziej ryzykowną drogę pomiędzy warzywami a zamrażarkami, czy dłuższą, ale bezpieczniejszą drogę wzdłuż ściany z przyprawami? Wąska droga przez szlak warzywno-zamrażarniczy to doskonałe miejsce na zasadzkę. Droga Cynamonowa wzdłuż półki daje z kolei lepszą widoczność, ale tam tłum ludzi kotłuje się o ostatnią butelkę przyprawy do zup w płynie. Czas ucieka, podejmuj decyzję. Niech będzie Przewężenie Bakłażana. Ruszam ostrożnie, za pas zatykam pora niczym wielki wojownik swój miecz. Procentuje doświadczenie zebrane przy wózku elektrycznym chwilę wcześniej. Podchodzę, zbliżam się do przewężenia, ostrożnie wychylam się zza stoiska za papryką. SZAST! Przed oczami przelatuje mi podstarzały ochroniarz. Chyba próbował uspokoić sytuację na stoisku z produktami „deluxe”, gdzie właściciel terenowego volvo, którego minąłem na parkingu, ładował już trzeci wózek chałwy. Pozostawione przez wózek ślady krwi dały mi jasno do zrozumienia, że ten człowiek bardzo lubi chałwę. Odwróciłem szybko wzrok. Nie chciałbym lubić chałwy aż tak mocno. Na szczęście udało mi się przedostać na wędliny bez większych problemów. Tam szybko biorę opakowanie Żywieckiej i filetu z kurczaka i mknę na nabiał. „Po co ci glebogryzarka o 8 rano, człowieku?!” – myślę sobie na widok nieszczęśnika w średnim wieku omamionego „promocją z gazetki”. Po drodze chwytam duże opakowanie goudy. Jednak los się do mnie dzisiaj uśmiecha. Za wcześnie! Skup się, masz rodzinę, która na ciebie liczy. Ale fakt, już niedaleko. Przede mną najtrudniejsza część przeprawy: dział z alkoholem.Zdyszany docieram do Kanionu Wysokich i Niskich Oktanów. Gdybym nie znajdował się w Lidlu, to przysiągłbym, że jakimś cudem dotarłem na plan filmowy „Hooligans”. Ludzie pakują do wózków wszystko. Przy półce z winem dostrzegam sąsiadkę, która zazwyczaj gardzi winami poniżej pięciu dych za butelkę, ale teraz pakuje każdą ocalałą Kadarkę. Na podłodze szkło, okaleczeni ludzie wiją się z bólu. Ktoś próbował wyjechać z paletą Argusa na wózku widłowym, ale został zatrzymany i zjedzony na miejscu. Przeskakuję między ciałami i – na tyle, na ile to możliwe – ostrożnie zbliżam się do kas. Kątem oka dostrzegam jeszcze butelkę piwa rzemieślniczego. Czy to możliwe? Czy promień słońca naprawdę rozświetlił to mroczne miejsce? Udaje mi się, chwytam butelkę. Jestem już przy kasach. Jezu, jak dobrze, że nie działają, 6 złotych za pilsa – kto to widział? Zrównuje się ze mną mężczyzna, na oko w moim wieku. Patrzymy na siebie, potem na swoje zakupy. Gość uśmiecha się z politowaniem, ja jestem pod wrażeniem kilkudziesięciu opakowań mięsa mielonego, czterech zgrzewek niegazowanej wody Saguaro, worka ziemniaków, kartonu kasz, trzech litrów oleju rzepakowego, dziesięciu bochenków chleba i opakowania mentosa, które miał w swoim wózku. Mentosy! Chwytam jeszcze jakieś słodycze znajdujące się przy kasach i kieruję się do wyjścia. Koleś od wózka zaklinował się przy przejściu między kasami i desperacko próbuje się uwolnić. Zauważam biegnących w jego kierunku ludzi o wygłodniałych spojrzeniach. Nie czuję triumfu. Na wszelki wypadek chwytam leżący przy kasie egzemplarz nowej książki Okrasy i im go rzucam. Wybiegam na parking, a zza pasa wylatuje mi por, o którym zdążyłem dawno zapomnieć. Niewiele się tu zmieniło – może poza rosnącą liczbą ciał. Krzyczę do przebiegających obok ludzi, żeby nie wchodzili, ale oni nie słuchają. Teraz wszystko rozumiem. Biorę oddech świeżego powietrza i wracam do domu.Udało mi się wrócić do rodziny. Zabarykadowaliśmy się w mieszkaniu i resztę dnia spędziliśmy na wspominaniu lepszych czasów. W niedzielę nie wyszliśmy z domu, bo się baliśmy. Podobno po to właśnie wprowadzono nowe prawo – by ludzie mogli cieszyć się wspólnie spędzonym czasem. Jestem pewien – chciałbym być – że prawodawcy nie przewidzieli jednak rozmiaru skutków ubocznych swoich własnych działań. Zasunęliśmy rolety w mieszkaniu, żeby nie widzieć kłębów dymu. Z radia dowiedzieliśmy się o zamieszkach, o policji, która używa ostrej amunicji wobec demonstrantów i szabrowników. Niektórzy nie zdążyli zrobić zakupów i usiłowali plądrować sklepy. Wiele osób umarło z głodu. Odgłosy wystrzałów i syren zagłuszaliśmy radiem. Modliliśmy się o to, by nikt nie zapukał do naszych drzwi.Niepokój rośnie. Nikt nie wie, co będzie dalej. Pierdol się, pisowski reżimie
Czego dowiemy się z ogłoszenia? – - samochód elektryczny - służy do jeżdżenia muzyki - światła otwierane z radia - są drzwi do niego - w zestawie pilot do sterowania dzieckiem - nie ma stanu - możliwa super wysyłka Sprzedam, szukam, oddam, zamienię - łódź i okolice 1 godz. temu • Samochud 300 zł • Sprzedam samochód elektryczny do jezdrzenia muzyki z radia światła otwierane drzwi do niego jest pilot można pilotem dziecko sterować w aucie lub nie stan super mozliwa wysylka Dostępna wysyłka
Wojciech Mannobchodzi 70-te urodziny – Swoją przygodę z mediami Wojciech Mann rozpoczął w 1965 roku w Polskim Radiu, gdzie początkowo można było usłyszeć go w Rozgłośni Harcerskiej. Pod koniec lat 60. związał się z Programem Trzecim Polskiego Radia - i tak już zostało
- Nagrodą, którą pan zdobywa, są dwa bilety na koncert Jana Pietrzaka - usłyszał słuchacz "Radia dla Ciebie". - Aby formalności stało się zadość, poproszę jeszcze o odpowiedź na pytanie: ile to jest dwa dodać dwa?Słuchacz odparł bez chwili zastanowienia: – - W tej sytuacji odpowiadam: "siedem!"
U Tadzia na urodzinach,jest flaszka, dwie butle wina,śledź, pączki i wieprzowina,Antoni jest za magika, Sobecka walczyka fika,są goście, radia rodzina,więc program się rozpoczynado śmiechu no i do łez... –
Takiego księdza w Polsce jeszcze nie było! Poznajcie proboszcza Artura Kapronia z Osiecznicy na Dolnym Śląsku – Po godzinach spędzonych w kościele nie przesiaduje na plebani, a zmienia sutannę na... dres i biegnie prosto na siłownię, z którą nie rozstaje się od 16. roku życia! Dzięki wytrwałym treningom formy i perfekcyjnie wyrzeźbionego ciała zazdrości mu niejeden parafianin. Ostatnio o księdzu Arturze i jego pasji, jaką jest kulturystyka, usłyszała cała Polska. Wszystko za sprawą czwartego miejsca na Mistrzostwach Polski Juniorów i Weteranów w Kulturystyce i Fitness. Swoim niesamowitym wyczynem proboszcz pochwalił się na swoim profilu na Facebooku - Trener Ksiądz. To tam można zobaczyć m.in. wideo z zawodów z nim w roli głównej czy liczne zdjęcia z siłowni. Ksiądz Artur jest także trenerem personalnym! "Staram się i w materii ducha ludziom pomagać, i w materii ciała" - mówi. Jeśli myślicie, że kuria ma coś przeciwko jego pasji, to jesteście w błędzie. Na antenie Radia Wrocław biskup Zbigniew Kiernikowski przyznał, że taki proboszcz to powód do dumy
Luty 1980, Leszek Cichy prezentuje kartkę, którą razem z Krzysztofem Wielickim odnaleźli na szczycie Mount Everest: „Jeśli chcesz się dobrze zabawić – zadzwoń do Pat Rucker 274-2602 Anchorage, Alaska, USA” – Numer do ulubionej prostytutki zostawił Ray Genet, ostatni zdobywca szczytu w sezonie letnim 1979 (himalaista z Alaski zginął później podczas zejścia). Polacy są w zupełnie innym nastroju - na Mount Everest zostawiają różaniec i drewniany, 4-centymetrowy krzyżyk. Powtarzana nieoficjalnie informacja o krzyżyku dociera w zniekształconej formie do Radia Wolna Europa. Wkrótce w eter popłynie informacja, że polscy „lodowi wojownicy” nie tylko jako pierwsi w historii świata zdobyli zimą ośmiotysięcznik, ale też ustawili na szczycie 4-metrowy krzyż
Wskrzeszony właśnie program 997 Michała Fajbusiewicza miał dobre wyniki oglądalności, ale został zdjęty z anteny TVP, bo "nie spodobał się dziennikarzom Radia Maryja" – W takim kraju żyjemy? 997Fajbusiewicz na tropie
Mężczyzna przez pomyłkę udostępnia zabawne historyjki o swojej córce na swoim służbowym koncie facebookowym radia NPR. Chociaż szybko wpis usunął, ludzie którzy zdążyli go zobaczyć są zachwyceni i chcą więcej! – W wolnym tłumaczeniu mężczyzna napisał:"Ramona dostaje nową zabawkę: uśmiecha się, przygląda się przez 20 sekund, odkłada ją.Ramona jest przytulana: zgadza się od razu, po czym od razu wierci się, żeby ją odłożyć na dół.Ramona widzi trzy koty kilka metrów od siebie: Ogarnia ją natychmiast obezwładniający wybuch radości, który trwa nawet po tym, jak koty uciekają, ratując życie.Po 12 minutach Christopher zdał sobie sprawę ze swojej pomyłki, usunął wpis i przeprosił czytelników."Internauci zaczęli dodawać takie wpisy na profilu radia:"To dużo lepsze niż ostatnie przygnębiające wiadomości. Czy statusy o Ramonie mogą stać się częścią programu NPR?""To była najweselsza informacja, jaką dostaliśmy przez cały dzień. Dlaczego nam to odebraliście? A poza tym - czy Ramona dostanie kotka? Myślę, że potrzebuje kotka."Doszło do tego, że historię podłapały żartobliwie i inne służbowe profile. Zoo w Houston zapytało pod zdjęciem małego geparda, jak ma się dziś rano Ramona? Bo mają dla niej idealnego przyjaciela
Dyrektorka schroniska opowiada na antenie radia o problemach finansowych placówki. Nagle jeden telefon zmienia wszystko – - Musimy uzbierać 25 tysięcy zł na piec, nie mogę ryzykować, że w zimie padnie, u nas mieszka 80 mężczyzn - mówiła w TOK FM Adriana Porowska, dyrektor "Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej". Nagle przerwała jej prowadząca, by przekazać wiadomość od słuchacza. Do radia zadzwonił prezes Budimexu i powiedział, że zapłaci za zakup nowego urządzenia.Szacunek dla tego Pana!
W szkole średniej nauczyciel WOS-uza zadanie domowe polecił nam zrobić streszczenie wiadomości telewizyjnych.Pamiętam, że wtedy co druga informacja była na temat wypadkówpowietrznych i lądowych – Dziś powszechnością stają się zamachy terrorystyczne. Słuchając radia, kilkakrotnie z ust prezentera padły słowa, że Islamiści biorą na siebie odpowiedzialność za te zamachy.A mnie złość bierze!Biorą odpowiedzialność? Może jeszcze przyznają się do winy? Te słowa brzmią jak: "Oj, stłukliśmy szklankę, to nasza wina, przepraszamy!Do cholery NIE!Oni się tym chwalą, są z tego dumni. Ludzka krew, łzy, ból i cierpienie to ich pokarm, triumf. Mordy, gwałty, poniżanie dają im władzę. Sieją zło, strach, zamęt i nienawiść. To jawne zło wcielone
- Mimo, że jest ta dobra zmiana w Polsce, my ze spółek Skarbu Państwa mamy mniej niż kot napłakał. Ale TVN dostaje i inni. Jak to rozumieć?- zapytał o. Rydzyk" – Bezczelność tego człowieka zdaje się nie mieć granic. Toruński biznesmen nawet nie ukrywa tego, że oczekuje od rządu pomocy w poprawieniu swojej pozycji na liście 100 najbogatszych Polaków
- Dlaczego muszę płacić abonament RTV?- Bo słucha pan radia, ogląda telewizję publiczną...- Nie. Nie słucham radia, nie oglądam TVP.- No, ale ma pan urządzenie, dzięki któremu mógłby pan oglądać. Trzeba więc płacić.- W takim razie dacie mi 500+?- A ma pan dzieci?- Nie, ale mam urządzenie, dzięki któremu mógłbym mieć –
ZAiKS tu był –  Uwaga !!!Klienci korzystającyz usługproszeni są oniesłuchanie radiaMuzyka odtwarzana wradio zgodnie zprzepisami tylko dlapersonelu !!!