Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 299 takich demotywatorów

W meksykańskim Chihuahua znajduje się niewielki sklepik z sukniami ślubnymi. Od ponad 80 lat w witrynie stoi niezwykły manekin, o którym krążą ponure legendy

W meksykańskim Chihuahua znajduje się niewielki sklepik z sukniami ślubnymi. Od ponad 80 lat w witrynie stoi niezwykły manekin, o którym krążą ponure legendy – Niektórzy twierdzą, że to zabalsamowane zwłoki córki właścicielki sklepu, zmarłej tragicznie w dniu ślubu. Ponura legenda narodziła się 25 marca 1930 roku, kiedy manekin o dość nietypowym wyglądzie pojawił się w witrynie La Popular, jednego z najbardziej znanych sklepów z modą ślubną w Chihuahua. Mieszkańcy niemal od razu zauważyli, że coś nie jest z nim do końca w porządku: niezwykle realistycznie odwzorowane zmarszczki na dłoniach, "ludzkie" paznokcie, piękne naturalne włosy i przeszywające spojrzenie szklanych oczu sprawiało, że manekin przypominał raczej żywą osobę, zatrzymaną w czasie. Albo – zmarłą. W końcu ludzie zaczęli doszukiwać się podobieństw między lalką i córką właścicielki, Pascuali Esparzy, którą w dniu jej własnego ślubu miała ukąsić Czarna Wdowa. Miejscowi zaczęli szeptać, że piękny manekin, który uzyskał przydomek La Pascualita, to wcale nie lalka, ale zabalsamowane ciało córki Esparzy. Oczywiście właścicielka sklepu zaprzeczyła tym pomówieniom, ale na rozwiewanie plotek było już za późno. Historia zaczęła żyć własnym życiem. Dziś, choć minęło ponad 80 lat, Pascualita wciąż spogląda z okna sklepu swoimi szklanymi oczyma. Spośród wszystkich pracowników sklepu, zaledwie dwojgu wolno zmieniać jej suknie i to wyłącznie za zamkniętymi drzwiami. Podsyca to plotki, a chętnych do oglądania niezwykłej "modelki" nie brakuje, przyjeżdżają z daleka obejrzeć niezwykłą piękność. Tymczasem nawet sami pracownicy twierdzą, że czują się przy niej nieswojo. Pocą im się ręce, nie są pewni, czy mają do czynienia z manekinem, czy może jednak z prawdziwą osobą. Jeden z pracowników stwierdził w wywiadzie, że żylaki na nogach i zbyt realistyczne ręce przeczą twierdzeniu, by La Pascualita mogła być zwykłą lalką. Niektórzy pracownicy sklepu po otwarciu z rana zauważali także, że zmieniała ona pozycje. A goście? Niektórzy traktują niezwykłą modelkę jak świętą, zostawiają przed sklepem świece, proszą ją o wstawiennictwo i szczęście. Kobiety kupujące suknie zawierzają jej w kwestii wyboru i nie tylko. Pascualita miała nawet uratować życie pewnej dziewczynie, która pokłóciła się z narzeczonym i została przez niego postrzelona. Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć, czym jest Pascualita. Plotek nie chce rozwiać nawet obecny właściciel sklepu, ale z drugiej strony – dlaczego miałby to zrobić? Legenda napędza mu klientów, mały sklepik jest sławny na cały kraj, turyści ściągają ze Stanów, a nawet z Europy, żeby przekonać się na własne oczy. I wielu najbardziej sceptycznych odchodzi z krwią zmrożoną w żyłach, bo Pascualita robi ponoć niesamowite wrażenie

Będąc turystą w Japonii, unikaj robienia tych rzeczy (11 obrazków)

Źródło: richest.com
Jak uporamy się z tą klatką, to ja tych obsranych nie jem! –
Chciała zamknąć sklep z kapeluszami. Wzruszający apel wnuczki uratował biznes – 79-letnia właścicielka sklepu, pani Maria Lipka to prawdziwa ikona. Od 60 lat tworzy kapelusze na zamówienie, a jej wielbiciele twierdzą, że ubrała już pół Krakowa. Do tej pory sklep nigdy nie miał problemów. Od lat odwiedzali go artyści, turyści i osoby lubiące eleganckie nakrycia głowy. Przychodzili tutaj także politycy. Pandemia zmieniła wszystko.Pani Maria była pewna, że niedługo będzie musiała zamknąć sklep. Jej wnuczka postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce wykorzystując zdobycze nowej technologii. Stworzyła wzruszający post na Facebooku i umieściła go w sieci. Nie minęło sporo czasu – apel poniósł się po świecie. Nagle zakład przy ul. Floriańskiej zaczęły odwiedzać tłumy.Ta historia udowadnia, że wciąż jest w nas mnóstwo życzliwości i zainteresowania drugim człowiekiem. Popularność sklepiku pokazuje też, że wciąż jest w nas tęsknota za tradycyjnym rzemiosłem – relacje międzyludzkie są natomiast siłą napędową, skuteczniejszą niż najlepszy marketing 79-letnia właścicielka sklepu, pani Maria Lipka to prawdziwa ikona. Od 60 lat tworzy kapelusze na zamówienie, a jej wielbiciele twierdzą, że ubrała już pół Krakowa. Do tej pory sklep nigdy nie miał problemów. Od lat odwiedzali go artyści, turyści i osoby lubiące eleganckie nakrycia głowy. Przychodzili tutaj także politycy. Pandemia zmieniła wszystkoPani Maria była pewna, że niedługo będzie musiała zamknąć sklep. Jej wnuczka postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce wykorzystując zdobycze nowej technologii. Stworzyła wzruszający post na Facebooku i umieściła go w sieci. Nie minęło sporo czasu – apel poniósł się po świecie. Nagle zakład przy ul. Floriańskiej zaczęły odwiedzać tłumy.Ta historia udowadnia, że wciąż jest w nas mnóstwo życzliwości i zainteresowania drugim człowiekiem. Popularność sklepiku pokazuje też,że wciąż jest w nas tęsknota za tradycyjnym rzemiosłem – relacje międzyludzki są natomiast siłą napędową, skuteczniejszą niż najlepszy marketing
Odpowiedź była taka, że jest to spowodowane ogromną przepaścią intelektualną pomiędzy najmądrzejszymi niedźwiedziami i najgłupszymi turystami –
Nietypowa atrakcja turystyczna Świdnicy - "Srający chłopek". Turyści coraz częściej wyrażają zainteresowanie tą nietuzinkową rzeźbą – Mężczyzna, a dokładnie chyba pracownik ówczesnej oczyszczalni ścieków, jest ubrany w fartuch ochronny, ma czapkę z daszkiem i jak się bliżej przyjrzeć, szczególnie od drugiej strony, opuszczony spodnie. W ręku trzyma fajkę, która z całą pewnością uatrakcyjnia tę prozaiczną czynność życiową. – opisuje figurę Witold Tomkiewicz ze świdnickich spółek miejskich.– Wersje są różne. Ja szczególnie lubię tę, która mówi, że mieszkańcy w podzięce dla władz miasta za skanalizowanie miasta ufundowali taką figurę – powiedział Mariusz Pacek z informacji turystycznej ze Świdnicy. Inną wersję przedstawia Witold Tomkiewicz:– Pracownicy dla żartu, a może z nudów, podczas przerwy śniadaniowej postanowili zrobić rzeźbę człowieka, który załatwia potrzebę fizjologiczną, a  oni, pracownicy ówczesnej, jeszcze niemieckiej oczyszczalni ścieków doprowadzają do stanu zdatnego do wypuszczenia do rzeki.
Właściciel gospodarstwa zaproponował: Kto wskoczy do wody i dopłynie do brzegu, otrzyma milionów dolarów. Odpowiedzią była wręcz ogłuszająca cisza... – Nagle pewien mężczyzna wskoczył do wody. Ścigany przez żarłoczne krokodyle, wręcz nadludzkim wysiłkiem - dotarł bez szwanku do brzegu. Farmer wręczył mu czek na milion dolarów i ogłosił: mamy zwycięzcę!Po otrzymaniu nagrody mężczyzna i jego żona wrócili do hotelu. Już w pokoju, facet, wciąż w stresie i zmęczeniu, powiedział do żony: Kochanie, nie wskoczyłem sam... Ktoś mnie, kur*a wepchnął!Żona uśmiechnęła się i tajemniczo odpowiedziała: Wiem kochanie, wiem...Morał tej historii jest taki: Za każdym mężczyzną odnoszącym sukcesy - zawsze stoi jakaś kobieta
Tatry. Zdjęcie toprowców hitem internetu – Toprowcy po akcji posilają się w schronisku nad Morskim Okiem. Takich fotografii w zbiorach TOPR jest pewnie wiele, ale ujęcie Krzysztofa Starnawskiego z 13 października wyróżnia się jednym. Uderzająca jest ogromna liczba ratowników przy stołach.Przypomnijmy, że w nocy z poniedziałku na wtorek miała miejsce akcja ratunkowa na Rysach, gdzie utknęło pięciu turystów z Niemiec. W wielogodzinnej akcji brało udział aż 42 ratowników. TOPR przyznaje, że panowały wówczas bardzo trudne warunki atmosferyczne. Niski pułap chmur uniemożliwił użycie śmigłowca, padał śnieg, a temperatura spadła poniżej zera.Akcja trwała ok. 12 godzin."Wielki szacun dla Was za to co robicie", "Szacunek i podziw jak zawsze!", "Czapki z głów dla wszystkich z TOPR", "Jesteście wielcy!" - czytamy komentarze internautów
Bambus, który wyrósł w czasie pandemii bez kontaktu z turystami –
 –  Wczorajsze śmiecie w Dolinie. Uwaga! Warto zaglądać do wiader na wodę dla koni.Bo te śmiecie zostały wyrzucone właśnie z wiadra/nie przez nas/ kiedy to turysci niewłaściwie odczytali zastosowanie wiader. Tu panuje zasada:jeden śmieć zainicjuje, że miejsce zaraz zapełnia się kolejnymi.
Czesi się nie pie*dolą i odpłacają za koronawirusa, lipne testy i maski z Chin –  Czechy wystawiły tablice informacyjne omasakrze na placu Tiananmen dlachińskich turystów

Właśnie takie miejsca, w których pracują ludzie z pasją nie powinny znikać z mapy i zdecydowanie trzeba je wspierać:

 –  Szanowni uwaga. Dziś wpadłem na stare rejony i odwiedziłem okolicznych znajomych sklepikarzy. Większość daje radę, czy to fryzjerzy, czy dziewczyny z piekarni. Zawody, sklepy i punkty usługowe tzw. pierwszej potrzeby trzymają się całkiem nieźle, niestety jeden mały zakład umiera...Pracownia Szczotek i Pędzli Baryliński i Syn to małe  ale bardzo magiczne miejsce. Zakład rzemieślniczy istnieje przy ulicy Poznańskiej 26 w Warszawie wiele lat, chociaż słowo wiele to mało powiedziane. Z łatwością wyszukacie w Internecie całą historię na temat Pracowni, ale teraz nie o tym. Właściciela znam od kilku lat. Pracowałem tuż za rogiem. Pan Ryszard jest przemiłym i spokojnym człowiekiem, z racji swojego fachu jest też cierpliwy i dokładny. Codziennie mijając się na ulicy kłaniał się pierwszy mówiąc dzień dobry. Niestety  Jego biznes został bardzo dotknięty całym zamieszaniem związanym z koronawirusem. Powoli wracają stali klienci, ale to wciąż mało. Turyści nie przyjezdzaja, a to jednak oni nakręcali biznes. Chciałem szczerze polecić wyroby z Pracowni i nakłonić Was do przemyślenia czy nie potrzebujecie zakupić szczotki, bo jeżeli tak to warto wspierać nasz rynek i kupić coś na lata. Jeżeli nie potrzebujecie, to chociaż wstąpcie do Pracowni, uśmiechnijcie się do właściciela, zobaczcie te niesamowite szczotki wykonane ręcznie i powiedzcie znajomym że coś takiego istnieje. Mam nadzieję że ten i podobne lokale usługowe z piękna historia nie znikną z mapy Warszawy. Dzięki za łapkę w górę i udostępnienie dalej. Im więcej osób przeczyta post i dowie się o pracowni tym większe szanse na jej przetrwanie.Adres Poznańska 26 Warszawa
W Tajlandii park narodowy odsyła turystom ich śmieci – Minister środowiska Tajlandii Varawut Silpa-archa poinformował, że władze jednego z najpopularniejszych parków narodowych w kraju, Khao Yai, zdecydowały, że zaczną wysyłać turystom śmieci, które po sobie pozostawią. Od teraz turyści odwiedzający Khao Yai muszą zarejestrować się w specjalnym systemie, podając między innymi swój adres zamieszkania. Dzięki temu władze parku będą wiedziały na jaki adres odesłać śmieci.Minister środowiska Tajlandii Varawut Silpa-archa opublikował na Facebooku zdjęcia śmieci zebranych w parku, które zostały zapakowane w kartony do wysyłki. Turyści zostawiają między innymi plastikowe butelki, puszki, czy opakowania po słodyczach. "Twoje śmieci? Odeślemy je do Ciebie. Zapomniałeś o swoich rzeczach, zostawiłeś je w Parku Narodowym Khao Yai" - napisał na Facebooku Varawut Silpa-archa
Wyprawa do najrzadziej odwiedzanego przez turystów miejsca na świecie –
Patrzcie jaki jestem zajebisty! – No chyba zajebiście głupi
0:05
Trzeba było od razuzabetonować całe –
Turyści żyją w przekonaniu, że jeżeli foka wyszła na plażę, to zapewne marzy, by zrobić sobie z ich bombelkami samojebkę. Posyłanie kaszojadów na spotkanie z tym futrzakiem może się jednak źle skończyć - foka, jak się wk*rwi, to ugryzie. A zęby ma ostre – Od fok powinniśmy zachować bezpieczny dystans -najlepiej 20 metrów. Nie niepokójmy ich. Mają takie samo prawo przebywać na plaży, co i my. Dodatkowo, zawsze trzymajmy psy na smyczy. Już kilka fok w tym roku wymagało pomocy po pogryzieniu przez czworonoga. Zostawmy foki w spokoju! Jeżeli mamy podejrzenie, że dzieje im się krzywda, najlepiej powiadomić Błękitny Patrol WWF albo do Stację Morską Uniwersytetu Gdańskiego w Helu.

Poznajcie Gli - kota, który niespodziewanie jako swój dom wybrał słynną świątynię, Hagia Sofia w Turcji. Turyści chętnie sobie robią z nim zdjęcia, a kot pewnie uważa, że sam jest obiektem kultu

 –
W czwartek (23.07) zaginął mężczyzna, który kąpał się w Bałtyku. Bezpośrednio po zgłoszeniu plażowicze na Helu utworzyli tak zwany łańcuch życia – Turyści na jedno hasło ratownika trzymając się za ręce, przeczesywali teren przy brzegu, aby pomóc w poszukiwaniach mężczyzny.Poszukiwania przerwano o 21:30. Na razie nie udało się znaleźć żadnego śladu poszukiwanego 42-letniego mężczyzny
W sierpniu 2012 roku turyści, którzy wrócili ze zwiedzania islandzkiego wulkanu do autobusu, zgłosili zaginięcie pasażerki, którą opisali jako Azjatkę o wzroście ok. 160 centymetrów doskonale mówiącą po angielsku,w ciemnym ubraniu – Wszyscy solidarnie prowadzili poszukiwania, które zakończyły się sukcesem, gdy jedna z turystek zorientowała się, że to jej wszyscy szukają. Powodem zamieszania było to, że turystka w pewnym momencie postanowiła się przebrać i w nowym ubraniu nikt jej nie rozpoznał, a ona sama siebie z opisu początkowo też nie