Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 184 takie demotywatory

Nikt nie wie jak to możliwe – Stewardessa Vesna Vulović widnieje w Księdze Rekordów Guinnessa jako osoba, która przeżyła upadek z najwyższej wysokości bez użycia spadochronu. Rekord ustanowiła w wyniku katastrofy lotniczej 26 stycznia 1972 roku nad ówczesną Czechosłowacją. Choć wydaje się to nieprawdopodobne kobieta przeżyła upadek z 10 160 metrów. Vesnie pomogło najprawdopodobniej niskie ciśnienie krwi. Podczas katastrofy szybko straciła przytomność po dekompresji i dzięki temu jej serce wytrzymało upadek. Bardzo możliwe, że kadłub samolotu, który opadał stosunkowo powoli (były do niego przyczepione skrzydła) również miał znaczenie. Ostatecznie kadłub uderzył w zbocze porośnięte drzewami i zasypane śniegiem, a to znacząco zmiękczyło upadek.Po katastrofie lotniczej żadne linie nie chciały zatrudnić ją jako stewardessę, w obawie, że kobieta będzie przypominać pasażerom o tragicznym locie. Przez kilkadziesiąt lat nikomu nie udało się stwierdzić, jak to możliwe. Jej (bezwolnego) rekordu do tej pory nikt nie pobił Stewardessa Vesna Vulović widnieje w Księdze Rekordów Guinnessa jako osoba, która przeżyła upadek z najwyższej wysokości bez użycia spadochronu. Rekord ustanowiła w wyniku katastrofy lotniczej 26 stycznia 1972 roku nad ówczesną Czechosłowacją. Choć wydaje się to nieprawdopodobne kobieta przeżyła upadek z 10 160 metrów. Vesnie pomogło najprawdopodobniej niskie ciśnienie krwi. Podczas katastrofy szybko straciła przytomność po dekompresji i dzięki temu jej serce wytrzymało upadek. Bardzo możliwe, że kadłub samolotu, który opadał stosunkowo powoli (były do niego przyczepione skrzydła) również miał znaczenie. Ostatecznie kadłub uderzył w zbocze porośnięte drzewami i zasypane śniegiem, a to znacząco zmiękczyło upadek.Po katastrofie lotniczej żadne linie nie chciały zatrudnić ją jako stewardessę, w obawie, że kobieta będzie przypominać pasażerom o tragicznym locie. Przez kilkadziesiąt lat nikomu nie udało się stwierdzić, jak to możliwe.  Jej (bezwolnego) rekordu do tej pory nikt nie pobił
"Mamo, pogoda zabiła moją rybkę!" W Teksasie dziewczynka odkryła, że woda w jej akwarium zamarzła, tym samym zabijając jej ukochaną rybkę – W Teksasie notuje się rekordowo niskie temperatury. Połowa mieszkańców jest odcięta od prądu
0:10
 –  Do Sąsiada, który gra na basie między 2-3 w nocy:- Pierwszy riff, który grałeś najlepszy, drugi też spoko, trzecinajstabszy, ale słychać, że jeszcze ćwiczysz i idzie ku lepszemu.- Błagam nie graj w nocy. Jesteś lepszy niż to.- Jeśli musisz grać w nocy, spróbuj do wzmacniacza podłączyćsłuchawki.- Jeśli nie masz słuchawek, ustaw equalizer na same wysokietony, bo niskie rozchodzą się bo żelbetowonej konstrukcjinaszego bloku szybciej niż moda na Fidget Spinnery w 2017.- Jeśli nie masz Equalizera, zrzucimy się na słuchawki.- Błagam nie graj w nocy. To już było, ale to ważny podpunkt.Dziękujemy,Sąsiedzi.PS Lista życzeń utworów do grania w dzień:Rush - Tom SawyerDream Theater - Dance of EternityMetallica - Anesthesia (Pulling Teeth) + ewentualnie The Godthat failed
 –  Rekordowo niskie wyniki odnotowały stacjenadające tego dnia czarne plansze#wieszwięcejNiskie wyniki protestujących stacji. TVP liderem oglądalnościtvp.infoHochstriess     C ■ @hochstriess - 3 g.W odpowiedzi do @tvp_infoMierzyliście oglądalność stacji, które nie nadawałyprogramu? Wygraliście wyścig, w którym nikt niestartował tak? Macie klamki u siebie? ®
„Mój mąż pracuje w Urzędzie ds. Dzieci, Młodzieży oraz Rodziny. Wykonuje bardzo niewdzięczną, ale satysfakcjonującą pracę. Tylko wyjątkowa osoba jest wstanie zajmować się tymi sprawami. Mąż musiał zostać po godzinach, by przekazać dziecko rodzinie zastępczej. Maleństwo wymagało uspokojenia, przez co mieli okazję przeżyć razem wyjątkową chwilę... – W świecie pełnym nienawiści, złości, kłótni i bezsensownych politycznych utarczek są dzieci, które zmagają się z codziennym życiem. Natomiast o ludziach, którzy troszczą się o nie, nikt nie pamięta. Otrzymują zbyt niskie wynagrodzenie i po prostu nie docenia się ich za niesamowitą, pełną miłości i oddania wykonywaną pracę. Nie słyszy się, by ktoś mówił: „Ojej, jak dobrze, że przyszli pracownicy urzędu.” Ludzie wtedy unikają rozmów, kłamią i nie chcą współpracować, a oni przecież chcą pomóc dzieciom, na tym polega ich praca. To zdjęcie doskonale to przedstawia. Jest wyrazem miłości i współczucia, jakie mój mąż ofiarował temu dziecku. Spędził z nim wiele godzin, chciał być pewien, że będzie miało dobrą opiekę i będzie czuło się bezpiecznie."
Przed chwilą pokłóciłem się z szefem, bo powiedział, cytuję: "Po przeprowadzeniu oceny rocznej, wniosek jest następujący - twoje wyniki są dalekie od zadowalających" – Na te słowa impulsywnie wyrwało mi się: - Pierdolenie! Haruję jak wół. Piątek, świątek, weekendy, a ja zawijam w te sreberka i co dostaję w zamian? Wielkie nic!Na co on: - Gdybyś pracował w wyznaczonych godzinach zamiast przeglądać memy, nie musiałbyś nadganiać roboty w weekendy.Na co ja w myślach: - O nie, cios poniżej pasa!Po czym też ja, ale już na głos: - To nie jest przeglądanie memów. To jest riserczowanie Internetów, żeby wiedzieć co w trawie piszczy. Tak się składa, że trzymanie ręki na internetowym pulsie to też część mojej pracy. Poza tym ty mnie stresujesz!Na co on: - Ja cię stresuję? Chyba kpisz! Poza tym wiesz, skoro jestem taki zły i najgorszy, to zawsze możesz zmienić pracę na taką, w której będziesz zrelaksowany.Na co ja: - I może właśnie tak zrobię.Na co on: - Powodzenia, chcę to zobaczyć hehe. Jak trafi ci się szef, który nie będzie przymykał oczu jak ja, to dopiero zobaczysz, czym jest stres. Poza tym na twoim miejscu ważyłbym słowa, bo niektórych nie da się cofnąć. Wiesz ile osób jest na twoje miejsce?Na co ja: - Taaa pewnie już się ustawiła kolejka dłuższa niż do Manekina, żeby oddać swoje najlepsza lata za taką żenującą jałmużnę. Prawda jest taka, że nie znajdziesz tak wykwalifikowanego pracownika jak ja, który równocześnie będzie miał tak niskie wymagania finansowe jak moje!Na co on: - Taaa na pewno...Na co ja: - No rejczel.Na co on: - Czyli tak chcesz grać?Na co ja: - Dokładnie tak!Na co on: - Dobrze, niech tak będzie.Na co ja: - I zajebiście! - po czym wyszedłem, wymownie zatrzaskując za sobą drzwi!***W tym miejscu warto wspomnieć, że prowadzę jednoosobową działalność gospodarczą
 –
Wiecie dlaczego nie ma sanek w sklepach? – Jedno to brak śniegu w ostatnich latach, jednak drugi powód to markety i hipermarkety.Koszt produkcji sanek nie jest niski, jednak sieci wymusiły na producentach, aby ceny za ich produkty były śmiesznie niskie, ponadto po sezonie wymuszały na nich odbiór i magazynowanie sanek przez cały rok, lub sprzedaż za symboliczne złotówki. Jednocześnie zwykłym sklepom nie opłacało się sprzedawać sanek za 150-200zł, bo przecież w "w markecie są za 59zł".Wiem o kilku producentach, którzy z tego powodu wycofali się z produkcji. Obecnie nikt nie ma sanek, a jeśli ktoś produkuje, to jest za mało na rynku, a cena w detalu sięga astronomicznych sum - nawet 400zł za sanki.Tak działa magia dużych sieci i ich wspaniałych cen - fajnie, bo chwilowo jest tanio, ale w perspektywie czasu, niszczy to rynek, a płaci za to ostatnie ogniwo...
 –  Stowarzyszenie Ostra Zieleń1 dzień · O...OSTRAZIELENPiS okradł fundacje z 1%. Nie wiemy gdzie podziałysię pieniądze ani czy to w ogóle będzie wyjaśnione.Z początkiem grudnia większość fundacji w Polsceskończyła księgowanie 1%. Dla wielu z nich są toogromne wpływy, które następnie są przeznaczonena pomoc najbardziej potrzebującym. Za tepieniądze kupowane są leki, opłacane są terapie izapewniane minimum potrzebne do życia. Tepieniądze nie idą na luksusy, to jest ratunek dlaosób, które państwo zostawiło samym sobie.W tym roku pierwszy raz fundacje nie dostawałypieniędzy bezpośrednio z Urzędów Skarbowych,ale z Centrum Kompetencyjnego Rozliczeń. Bezmożliwości weryfikacji, z którego urzęduskarbowego była wpłata, ani kto jej dokonał. Nibymała zmiana, a jednak rezultat widać od razu.Zanotowano spadki wpływów w porównaniu do latpoprzednich nawet o 80%!!!Fundacje przyznają, że jest problem, pieniędzyzebrały znacznie mniej, brakuje konkretnych wpłat.Urzędy Skarbowe i Ministerstwo Finansów milczą.Osoby niepełnosprawne są w Polsce pomijani iignorowani od lat. Świadczenia są skandalicznieniskie i nie wystarczają na wszystkie podstawowepotrzeby.PiS okradł te osoby z jednej z niewielu formpomocy jaką dostawały. Okradli osoby najbardziejpotrzebujące.Pis okradł fundacjei ucierpią na tym najbardziej potrzebującyOSTRAZIELEŃ
W Katowicach ruszył pierwszy w Polsce sklep socjalny – Sklep socjalny został otwarty w Katowicach. To pierwsza taka inicjatywa w Polsce. Mogą w nim robić zakupy osoby w trudnej sytuacji finansowej, które otrzymają skierowanie z MOPS. Ceny są bardzo niskie, a wybór duży. "Mam w torbie słodycze, herbatę, makaron i kaszę. Zapłaciłem 4,60 zł. Wybór jest spory. Ceny są przebijające wszystko inne, no i większość rzeczy np. warzywa są wykorzystane, a nie wyrzucane do śmietnika" - mówił jeden z klientów sklepu
 –
 –  Lubicie niskie podatki? To się dobrze składa. 1,11 Mam dla Was 18 nowych niskich podatków... Lista 18 podatków na 2021 rok: 1. Podatek Cukrowy 2. Podatek Handlowy 3. Podatek od spółek komandytowych 4. Opłata przeksztalcemowa OFE 5. Opłata od małpek 6. Opłata mocowa 7. Wzrost abonamentu RTV 8. Podwyżka składek na ZUS 9. Podatek od psa 10. Podatek od nieruchomości 11. Opłata targowa i opłata uzdrowiskowa 12. Podatek od deszczu 13. Pełne oskładkowanie umów zlecenia 14. Likwidacja ulgi abolicyjnej 15. Opłata depozytowa od wymiany oleju 16. Podatek od reklam 17. Wyższa danina "solidarnościowa 18. Podwyżka akcyzy na samochody używane "Nowe podatki są potrzebne po to by ratować polskich przedsiębiorców." - Mateusz Morawiecki

Sytuacja w szpitalach jest gorsza niż mogłoby się wydawać:

 –  Pawel Reszka2dSt3S ipodnsgooodrSfeSiz.d  · Dlaczego umierają„Moja żona ma covida. Modlę się, żeby nie musiała iść do szpitala. Oddziały covidowe to umieralnie” (rezydent anestezjologii) Dokładnie miesiąc temu minister Adam Niedzielski zapowiedział „podwojenie dostępnej bazy łóżek” dla pacjentów zakażonych wirusem. I udało się! Było 15 tys. łóżek, jest 35 tys. W ciągu 30 dni przybyło 20 tys.!Są jednak pytania: czy stoi przy nich odpowiedni sprzęt? Mają dostęp do tlenu? Skąd wzięto lekarzy, pielęgniarki, ratowników, by je obsługiwali? Łóżka są na serio? Czy też dyrektorzy szpitali, by poprawić humor ministrowi, tworzyli je szybkim pociągnięciem pisaka, robiąc np. z interny „internę covidową”?Statystycznie wyglądamy świetnie – tylko 60 proc. łóżek covidowych jest zajętych. Do tego mamy 657 wolnych respiratorów (wypada po 41 na województwo). Zachorowań mniej. Tylko dlaczego bijemy rekordy w liczbie zgonów? Zadzwoniłem do lekarza, który od miesięcy jest na pierwszej linii. Zapytałem, czy tak samo jak premier Morawiecki uważa, że osiągamy delikatną przewagę w walce z wirusem.„Redaktorze,telefon w lekarskim nie milknie. Przez cały dyżur biegam po siedmiopiętrowym szpitalu: laryngologia, okulistyka, chirurgia dziecięca, pulmonologia, ginekologia, chirurgia, ortopedia, onkologia, hematologia, radiologia, pediatria... Konsultacje, wkłucia centralne, reanimacja.Pacjenci umierają. Mój ostatni 24-godzinny dyżur odmierzała śmierć: zgon, zgon... pizza (zdążyłem zjeść połowę, bo mnie wezwali), zgon, zgon... Półtorej godziny snu i znów wezwanie. „Leć, bo się pacjent załamał”. Biegnę. Nie dobiegłem na czas. Taki dyżur to standard.Wieszasz kartkę i jużWiesz, że tych ludzi można byłoby uratować? Na pewno by żyli, gdyby to, co widzisz w statystykach, odpowiadało prawdzie. Mówisz, że „statystycznie” mamy zapas łóżek dla pacjentów covidowych.Opowiem ci, jakie to łóżka. Nasz szpital od początku pandemii przechodzi ciągłe reorganizacje. Najpierw covidowcy leżeli w wydzielonym budynku, potem tworzono miejsca covidowe na poszczególnych oddziałach, potem część pacjentów covidowych przeniesiono do innego skrzydła.To wszystko oznacza chaos. Na laryngologii jest oddział covidowy, laryngologia jest tam, gdzie okulistyka, okulistyka tam, gdzie chirurgia dziecięca, chirurgia dziecięca tam, gdzie pediatria... A jutro może się to zmienić.Każda z tych rotacji przynosi statystyczne zwiększenie liczby łóżek covidowych. Jak? Wieszasz kartkę na drzwiach: „Oddział covidowy” – i już! Ale co to za oddział covidowy bez respiratorów, sprzętu, personelu? Sprzęt w kartonach: cewniki naczyniowe, cewniki pęcherzowe. Personel przypadkowy, z łapanki.                                             ***Zakładam wkłucie centralne. Sam go na jałowo nie założę. Musi ktoś pomagać. Jest pielęgniarka, ale ona nie wie, gdzie co leży:– Doktorze, ja nie jestem z tego oddziału.– Ja też nie.– Może w tych kartonach.– Może.Czas leci. Chory pogarsza się oddechowo.– Co to za pacjent?Milczenie.– Jakie ma obciążenia?Milczenie.Wszystkie pielęgniarki są z innych oddziałów. Nie mają prawa kojarzyć tych pacjentów – cztery dziewczyny na 40 pacjentów!Kolejne wezwanie. Covidowa interna. Pacjent niewydolny oddechowo. Intubuję, reanimuję. 5, 10, 15 minut. Żadnego efektu. Jestem wykończony. W 20. minucie padam, nie jestem w stanie ratować go dalej. Przerywam. Patrzę na niego, całkiem młody gość. Rocznik 65. Myślałem, że się uda.                                            ***Ktoś mnie puka w plecy. Pielęgniarka z interny: – Doktorze, a możesz spojrzeć, bo tam nam się jeszcze jedna pani pogarsza. Babcia. Obrzęki, zmiany pozakrzepowe na kończynach dolnych. Każę ją położyć na brzuchu. Saturacja się poprawia.– Jaki lekarz prowadzi?Nikt nie wie.– Dobra, pani musi tak leżeć.Po kilku godzinach łapie mnie internistka.– Pan reanimował moją pacjentkę?– Ja? Chyba nie…– Taka starsza pani na internie.– Na internie przekładałem jedną panią na brzuch.– O nią chodzi.– Co z nią?– Jak przyszłam, to była martwa… Jakby pan napisał, że była konsultacja anestezjologiczna...Nawet nie zauważyła, kiedy pacjentka jej zeszła! Teraz szuka dupokrytki. I co ja mogę napisać? Brak dalszych wskazań do eskalacji terapii, czyli że była nie do uratowania? Napiszę. Pomogę. Doktor jest sama na oddziale, też musi biegać po całym szpitalu i konsultować internistycznie. Nie ma szans, żeby to ogarnęła.                                                 ***Wzywają mnie do założenia wkłucia centralnego dla covidowca. Dziadek, 80 lat. W bardzo złym stanie. Niewydolny krążeniowo, obrzęknięty. Zakładam wkłucie. Piszę w konsultacji prośbę o wykonanie gazometrii i biegnę. Wzywają mnie na inne oddziały.O godz. 2:45 znów wezwanie do tego samego pacjenta: „Pacjent pogarszający się oddechowo”. Wracam. Dobijam się do drzwi, dzwonię. Na oddziale nie ma personelu. Za drzwiami pacjenci covidowi. Jeden z nich właśnie się załamuje!Idę w zakontaminowanym kombinezonie przez czystą część. Nie powinienem tego robić, ale człowiek chyba tam umiera. Pacjent leży na płasko, na plecach. Monitor obok, czujnik saturacji obok. Stoją sobie. Nie zostały podłączone. Podnoszę wezgłowie, podnoszę pacjenta. Uzyskuję saturację 85. Trzeba pilnie wykonać ileś czynności. Ale tu, kurwa, nie ma nikogo. Komu mam to zlecić?Wychodzę. Mijam pacjentów leżących na łóżkach. Starzy, niedołężni ludzie. Na ścianie kartka: „Telefon do pielęgniarek...”. Wiem, że żaden z pacjentów nie jest w stanie zatelefonować.Te oddziały to umieralnie. Są po to, żeby ludzie nie schodzili na ulicy.                                                  ***A ja? Kiedy ostatnio widziałem swoich pacjentów? A przecież mój oddział to OIOM! Pacjenci na stronie brudnej pod respiratorami, na czystej po wstrząsach, z zapaleniem otrzewnych, trzeba pilnować gospodarki wodnoelektrolitowej. Kiedy mam to robić, skoro konsultuję i reanimuję? Kto jest bez winy?Pamiętam z ostatnich dni jednego z covidowych pacjentów. Konsultowałem go na jakimś oddziale. Jak podszedłem do niego, miał niecałe 60 proc. saturacji. Patrzę, a w jego nogach leżą wąsy tlenowe!– Dlaczego to nie jest podłączone? – krzyczę do pielęgniarki.– A bo nie ma kto mu tego podłączyć, doktorze!Jezu! To zakładam te wąsy. Mija doba. Pacjent niewydolny oddechowo trafia do mnie na OIOM. Leży sobie pod respiratorem, leży, aż się butla z tlenem skończyła. I zmarł. Taka to, kurwa, smutna przygoda się zdarzyła.Dziwisz się? A ja wcale się nie dziwię. Na stronie brudnej na 19 pacjentów są trzy pielęgniarki. Powinno być dziesięć. Jedna na dwa stanowiska. Tlen w butlach, butle na dwukołowych wózkach przywiązane łańcuchami. Tak tu jest.Jeszcze pójdziemy za to siedzieć. To jest przecież sprawa do prokuratury. I co ja powiem: „Pacjent zmarł, bo skończyła się butla z tlenem, bo nie było komu przypilnować, bo jest mało pielęgniarek”? A co to obchodzi żonę tego faceta? Albo pana prokuratora? Jak widzisz, trudno przeżyć w moim szpitalu. Tu musisz mieć szczęście. Jak ktoś spostrzeże, że butla się kończy, będzie OK.Czytaj też: Lekarze alarmują. Zaraz będziemy tu mieli LombardięTlenu nie ma, nikt nie powiedziałDlaczego używamy butli? Brak tlenu w instalacji szpitalnej. Za dużo pacjentów podłączonych do respiratorów. Oczywiście, nikt nam niczego nie powiedział. Wszystko sprawdza się na żywym organizmie. Podłączam pacjenta pod respirator. Nie działa. Drugi? Lepiej. Po chwili dzwoni lekarka: – Coś się dzieje złego z pacjentem. Desaturuje!Sprawdzamy. Respirator nastawiony na 100 proc. podaje tylko w 36 proc. Wtedy wpadliśmy na to, że trzeba sprowadzić butlę, bo w ścianie ciśnienie jest zbyt niskie.                                               ***Na interwencję do drugiego budynku szpitalnego, gdzie jest kilka „lżejszych” oddziałów covidowych, jeździmy karetką. Leczy tam fajny hematolog, miły chirurg, neurolog, nefrolog. Ale nie ma anestezjologów, lekarzy medycyny ratunkowej ani sprzętu. Więc jak się ktoś pogorszy, muszą wzywać nas. Najczęściej wzywają na ostatnią chwilę.Dlaczego? Otóż mają jeden monitor i dwa pulsoksymetry na oddział. Jeśli chory nie jest podłączony do sprzętu, to oni nie widzą, że się pogarsza. Tym bardziej że przy covidzie pacjenci z saturacją 70 proc. potrafią logicznie rozmawiać. Nie widać problemów. Aż nagle bach... Oni reagują, jak nastąpi to bach. Mówiąc wprost – jak pacjent zsinieje, dzwonią po nas.Respirator wziąć. Lifepacka: monitor z funkcją defibrylacji, kardiowersji brać. Plecak z ambu, z lekami, rurkami. Leki z lodówki. Dygam z tym do karetki. Z pielęgniarką przebieramy się w kombinezony. A pacjent się tam dusi.Rzadko udaje się zdążyć. Jesteśmy w drodze i dostajemy informację: „Możecie wracać, już po wszystkim”. Czasami nas nawet nie wołają. Widzą, że i tak nie zdążymy. I to też jest statystyka w praktyce. Na tamtych oddziałach są wyłącznie łóżka covidowe, które widzi w tabelkach pan minister. Ale są to łóżka bez dostępu do tlenu, bez sprzętu pomiarowego i bez personelu.                                                   ***Na interwencję zawsze chcę brać ze sobą pielęgniarkę z OIOM. One są doświadczone, znają się na rzeczy. Gdy trwa reanimacja, chcesz kogoś takiego obok siebie.Proszę je: „No pojedź ze mną” – i chyba nie muszę ci mówić, jaki jest ich stosunek do moich próśb. „Doktor, a może byś znalazł kogoś innego, co?”.Nie mam pretensji. Są upocone, umęczone, ledwie stoją. „Ratowanie życia” brzmi pięknie, ale to ciężka fizyczna praca. Pacjent waży 150 kg. Przenieś go z pielęgniarką na nosze!Wspominałem ci, że z okazji 11 listopada szpital wypłacał nagrody za walkę z covidem? Dostali różni ludzie: pan związkowiec, pani z kadr... Nie dosłała żadna z oiomowych pielęgniarek.                                               ***Anestezjolog ma grubą skórę. Często oglądamy śmierć. Mamy taką pracę. Mówimy: „mogę reanimować i jeść kanapkę”, ale dziś łapię się za głowę. Jesteśmy wykończeni fizycznie i psychicznie. A to nie jest nawet środek epidemii. Miesiące walki przed nami. Wypłaszczanie krzywej widać tylko w ministerstwie. I chyba tylko dzięki sztuczkom matematycznym. Bo u nas jest dramat.Wczoraj zakaziła się moja żona. Ciągle myślę, co zrobić, jak się pogorszy oddechowo. Zostawiać ją w domu? Słać do szpitala? Ale kto się nią tam zajmie, jak nie będzie mnie obok? Czy przepracowany lekarz albo pielęgniarka zauważy, że tlen w butli się kończy? Skoro ja się boję, co muszą przeżywać inni ludzie, którzy nie są lekarzami?Myślę, że niedługo też się zakażę. Prawdę mówiąc, liczę na to. Chciałbym odpocząć od tego burdelu.PozdrawiamP.”Fot. Paweł ReszkaRelacje też na https://www.facebook.com/ReszkaPai polityka.pl
Minister wyjaśnił, że zamknęlikluby fitness i siłownie, bo...tam są niskie sufity – Ja rozumiem, że żaden z nich nigdy nie był na siłownie i w klubie fitness, ale mogli chociaż zobaczyć na zdjęciach, jak wyglądają.
Źródło: youtube.com
W 1920 roku polskie władze zwróciły się po międzynarodową pomoc w przywróceniu do kraju polskich sierot, potomków ludzi wywiezionych na Syberię – Było to o tyle ważne, że droga lądowa była odcięta przez trwającą krwawą wojnę bolszewicką, toteż transport syberyjskich sierot z powrotem do Polski był kosztowny.Władze USA i Wielkiej Brytanii odmówiły pomocy Polakom. Jako ostatnią deskę ratunku potraktowano Japonię, z którą Polska wcześniej niemal nie nawiązywała relacji dyplomatycznych.Japońskie ministerstwo spraw zagranicznych zadziałało niemal natychmiastowo i dzięki wysiłkom Japończyków uratowanych zostało 765 sierot. Sprawa sierot była nagłośniona w całym kraju kwitnącej wiśni i wielu ludzi bezinteresownie zajmowało się dzieciakami, wysyłało im jedzenie oraz dbało o ich higienę.Jedna z pielęgniarek Pani Fumi Matsuzawa zajmowała się dzieckiem z ciężkim przypadkiem tyfusu. Jako że szanse na przeżycie chłopca były niskie, chciała tylko by umarł spokojny mając kogoś kto będzie go przytulał. Jednakże dziecko niemal cudownie ozdrowiało. Niestety Pani Fumi nie miała tego szczęścia, sama zachorowała i zmarła na Tyfus.Sieroty odpłynęły ma statku z Japonii w kierunku Polski dostając wielkie zapasy bananów i słodyczy. Japoński kapitan statku osobiście doglądał każdej nocy czy każde dziecko na pewno jest przykryte kocem i czy nie ma gorączki.Wszystkie dzieci które dotarły do Polski dorosły i wychowały się w sierocińcu, dostając dar życia od zupełnie obcym im ludzi z drugiego końca świata
26 września 1660r. pod wsią Kutyszcze miało miejsce starcie, które cechuje największa dysproporcja sił, a mimo to porażka przeważającej liczebnie strony – Nocą armia moskiewsko-kozacka rozkopuje wał na swoich tyłach i niepostrzeżenia oddala się z pola bitwy by połączyć się z dodatkowymi oddziałami. Dopiero rankiem Polacy ruszają w pogoń. Na czoło pościgu wysforowały się 2 chorągwie (razem ok. 140 koni), które dogoniły tabor osłaniany przez pułk moskiewskiej jazdy rajtarii i pułk kozackiej piechoty (łącznie ok. 3500 głów). Jako że o planie na bitwę nie było mowy, zatem po zbliżeniu się na 50 m, pierwsza chorągiew po prostu przeszła w cwał i uderzyła ławą w rajtarię. Po uderzeniu drugiej chorągwi, szyki rajtarii się załamały, a kierunek uderzenia sprawił, iż wpadła ona na kozacką piechotę, która została wdeptana w ziemię.Mimo, iż głównych armii nie udało sie dogonić, to morale połączonych sił było już tak niskie, że przegrali również główną bitwę
Szanuję! –  Artur E. DziamborteaS1po5 hggotnrsodSrzl.edl  · Morawiecki mówiący, że kładzie nacisk na „eksplozję wolności gospodarczej i niskie podatki dla przedsiębiorców”
 –  Ballada o plecaczkuKiedy zaczynasz pracę w kopro dostajesz mały plecaczek. I później w miarę upływu czasu ktoś Ci do tego plecaczka usiłuje załadować kolejne rzeczy.Jak jesteś nie daj Bóg w miarę bystry albo bystra, poukładany i obowiązkowy ((a na domiar złego gdzieś wewnątrz trzymasz niskie mniemanie o sobie – za dużo szarpania za warkocze w podstawówce, zbyt wiele przegranych walk na pięści na podwórku, zbyt wiele razy twój tornister ginął spod drzwi klasy i znajdował się powieszony na oknie) pozwalasz do tego plecaczka wkładać więcej i więcej.I w pewnym momencie obserwujesz, że kiedy wszyscy idą do domu ty zostajesz w pracy.Że zamiast jak inni radośnie popierdalać po korytarzach kopro ze swoim lekkim plecaczkiem ty zginasz się po jego ciężarem i wleczesz ociężale.Zaczynasz źle spać.Zaczynasz więcej pić.Zaczynasz oddawać się promiskuitycznemu, (albo jak wolisz okazjonalnemu) seksowi, bo na nic więcej nie starcza ci czasu.Ba, nawet w pracy zaczynasz mieć problemy. Bo twój plecaczek jest już tak ciężki, że zaczynasz nie wyrabiać.W kopro pojawia się zdziwienie. Ależ on/ona nie wyrabia? Jak kto możliwe??? Przecież do tej pory radził sobie radziła ze wszystkim?Zaciskasz więc zęby, bo nie dopuszczasz do siebie myśli, że nie dajesz sobie z czymś rady. A zwłaszcza z czymś takim jak plecaczek. Co jak co, ale wydaje ci się , że jego strukturę to znasz na pamięć.Z innymi rzeczami możesz nie dawać sobie rady. Ale z plecaczkiem??Pracujesz więc jeszcze więcej. I jeszcze więcej.Nie rozumiesz po prostu jednego.Awansują nie ci którzy dali sobie wrzucić najwięcej.Awansują ci którzy jak najszybciej potrafią rzeczy z niego wyrzucać i przerzucać do innych plecaczków. Oni też zarabiają najwięcej.Występując z pozycji osoby która niesie wykurwiście ciężki plecak poradzę wam jedno. Czasami nie warto wszystkiego robić na 100 proc. Czasami wystarczy po prostu 80 proc.Oczywiście i tak zignorujecie tę radę. Ale pomyślcie o tym.Piotr C. pokolenieikea.com@www.facebook.com/pokolenieikea
Minister Finansów ogłosił konkurs #ZTwoichPodatków, który polega na nakręceniu filmu, który będzie pokazywał na co idą nasze podatki – Stowarzyszenie Niskie Składki zrobiło, ale przez maseczki Szumowskiego oraz wybory Sasina raczej nie wygrają
Drogie mieszkania,niskie pensje – Dziękuję, poproszę 600 tysięcy