Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 112 takich demotywatorów

Wyjechałem z Polski dwa lata temu, bo miałem dość. Miałem co jeść, miałem w co się ubrać, ale brakowało mi choć grama szacunku mojego państwa do mnie samego

Wyjechałem z Polski dwa lata temu, bo miałem dość. Miałem co jeść, miałem w co się ubrać, ale brakowało mi choć grama szacunku mojego państwa do mnie samego – O ironio, jedyny urząd, który okazał mi się przyjaznym, nowoczesnym, szybkim, miłym i uprzejmym, był urzędem paszportowym. Może to taka zachęta dla tych ludzi, którzy jeszcze zastanawiają się nad emigracją?Dlaczego nie wrócę?Mieszkałem w Polsce wiele lat, w dużym mieście, gdzie udało mi się studiować na państwowej uczelni. Nigdy nie oczekiwałem wiele od kraju. Do pracy poszedłem już w trakcie studiów i za swoje studia uczciwie płaciłem (częściowo płatne). Studia, w kontekście znajomych, wspominam jako dobry, ciekawy czas wielu historii i masy ludzi. Mimo to żałuję, że nie wyjechałem wcześniej. Moje studia, jako nauka rzeczy przydatnych, to czas stracony. Konfrontacja z prehistorycznym urzędniczym molochem, który obdarza pokornych studentów swoimi łaskami, nie była wysiłkiem koniecznym w moim życiu. Ponieważ jestem człowiekiem wielkiej cierpliwości, ze spokojem znosiłem kapryśnych starców tracących kontakt z rzeczywistością, formalne absurdy, prywatne animozje, polityczne uczelniane romanse. Nie, nie jestem studentem, który bruździ na uczelnię, bo studiował 10 lat po 5 kierunków na raz. Przebrnąłem płynnie i za pierwszym razem. Straciłem masę czasu na kontakty z profesorami - urzędnikami, którzy głównie uczyli mnie tego, jak mało jestem wart.Po tym kilkuletnim doświadczeniu, za które dodatkowo sowicie zapłaciłem swoją pracą, przyszedł czas na plany dorosłego człowieka. Pomyślałem... może mieszkanie, bo dobrze byłoby się ustatkować. Jako inżynier pracujący w informatyce, nie mogłem nigdy narzekać na brak ofert pracy. Ogólnie zadowolony z mojej pensji, odwiedziłem jeden z banków, by sprawdzić, jaka przyszłość czeka mnie w mojej ojczyźnie. Dowiedziałem się, że ze względu na przestępstwo urodzenia się w złym kraju, czeka mnie oddawanie połowy mojej pensji, do czasów emerytury, za małe mieszkanie w dużym mieście. Oczywiście musiałbym utrzymać swój zarobek na podobnym poziomie przez następnych 30-40 lat, przy założeniu, że nie będą nękały mnie jakiekolwiek choroby lub zdarzenia losowe. Pieniędzy wystarczyłoby na 30-40 m2. Reszta to najpewniej jedzenie i rachunki, utrzymanie ewentualnej przyszłej rodziny. Jeśli chodzi o moje przyszłe dzieci... musiałyby nauczyć się minimalizmu i radości z ciasnoty w małych przestrzeniach. O posiadaniu ich normalnej ilości, jak w czasach naszych rodziców, 2-4, nie mogło być mowy, ze względu na rozmiary mieszkania i wydatki. Ta wizja mnie nie satysfakcjonowała. W końcu jeśli siedziałem parę lat na studiach, byłoby miło stworzyć coś więcej niż cygańską komunę na kredytach.Jeśli chodzi o pracodawców, to też niestety nie ułatwiają oni sprawy. Ze względu na to, że każdy próbuje oszukać własny kraj, który łapami różnych urzędników zabiera to, co zostawił kredyt, nikt nie pracuje na pełnej umowie o pracę. Moja niezwykle wysoka informatyczna pensja była finansową manufakturą umów dziełowo-pracowych po to, by jak najwięcej oszukać system emerytalno-podatkowy. A tak na marginesie: nawet uczciwie i w pełni go opłacając, to co dostałbym w obfitości, będzie głównie gestem Kozakiewicza mojej drogiej ojczyzny. Jeśli nie ukradną lub znacjonalizują, to pewnie zgubią, jak to się ostatnio przydarzyło 3 mln moich rodaków. Nie było dla mnie nadziei jako spokojnego obywatela. Mój bank, kraj, uczelnia, urzędy dały mi prosty wybór: musiałem stanąć w szranki odwiecznej wojny polsko-polskiej. Zaradni kontra frajerzy.Po studiach w końcu dotarło do mnie, że moje relacje z ojczyzną może opisać jedynie wulgarny język pijanej bramy. Jako człowiek raczej spokojny, nie lubię wchodzić oknem, kiedy wyrzucają mnie drzwiami. Z lekkim smutkiem pożegnałem kolegów i pojechałem ku zachodzącemu słońcu do miejsca, gdzie jest zagranica, a wszystko smakuje lepiej. Jak się z czasem okazało, do lepszego smaku szybko się przyzwyczaiłem. Jedyne zaskoczenie to to, że nie czuję się lepszym człowiekiem. Jestem natomiast bardzo szczęśliwy z faktu, że nie czuję się gorszy. Niebo, piwo i samochody są prawie takie same, ale jako rezydent jestem tutaj lepszy niż obywatel w swojej Polsce.Jeżdżę do kraju, gdy muszę i tylko do rodziny. Wiem, że nie pracuję tylko dla siebie, bo być może kiedyś będę musiał pomóc tym, co tam zostali. Moja mama za to, że mnie wychowała, dostała wyrok od państwa: dogorywanie do jak najszybszej śmierci za pieniądze śmiecie. Co to za ojczyzna, przed którą muszę ratować swoją mamę? Dzieci, rodziców i kraju się nie wybiera, ale można wybrać czy być szczęśliwym.Siedzę sobie tutaj na zielonej trawie i nikt nie pluje mi w twarz. To miło, ciekawe czy dlatego, że tutaj tak wypada, czy musieli ludzi zmusić do tego jakimś prawem? W Polsce na pewno zaradni by je obeszli i dostałbym w mordę bez podatku. Do widzenia mój kraju, mam nadzieję, że wkrótce już cię nie będzie, takim jak teraz. Wole cię pamiętać z historii poprzednich pokoleń. Dobrze jest być Polakiem i będę nim razem z innymi Polakami już zawsze. III Rzeczpospolita jest dla mnie tworem, który okupuje ludzi i ziemię, z której wyrosłem, i krzywdzi, tak jak mnie skrzywdziła
Dlatego przeniosłem się do windykacjii teraz mogę obsługiwanych klientów srogo opierd*lać i jeszcze mi za to płacą. Każdemu, kto frustruje się w sprzedaży, gorąco polecam –
Rafael Nadal wykazuje się miłym gestem po tym jak przypadkowo uderzył piłką w twarz dziewczynę od podawania piłek –
Taki "plan podrywu" znalazła moja znajoma u swojej 11-letniej córki –  Plan podrywania Mikołaja 1. być miłym 2. pocałować go 3. dotknąć go 4. powiedzieć mu że go kocham 5. pocałować go w usta
W którym bycie miłymjest uznawane za słabość –
Pisarz Tadeusz Konwicki wspomina w książce ''Nowy świat i okolice": – Otóż siedzimy kiedyś z Gucieńkiem (aktorem Gustawem Holoubkiem), Dygatem (pisarzem Stanisławem Dygatem) i jeszcze jakimś kibicem na trybunach stadionu „Legii” i w miłym podnieceniu oczekujemy rozpoczęcia meczu piłkarskiego. A tu za nami, na wyższym stopniu trybuny, lokuje się jakaś wataha żulów warszawskich. Nie pomni na to, że przed nimi siedzą szanowni kibice sportowi, zaczynają wrzeszczeć, rzucać mięsem, szamotać się, gwizdać, ryczeć.Gucieńko, odziany z dystynkcją w sakpalto, odwraca się i grzecznie upomina młodzież, prosząc o spokój. Bogać tam, rwetes, wrzaski, nieprzystojne słownictwo tylko się wzmagają. Gucieńko słucha tego, jego piękne uszy czerwienieją złowrogo, nagle odwraca się błyskawicznie, łapie najaktywniejszego urka za łeb i przez własne ramię trzask jego pyskiem o swoje kolano. Matko Święta, cała trybuna ucicha, chuligani milkną ze zgrozy, ten schwytany przez subtelnego Gucieńka żulik gramoli się z ziemi z rozkwaszonym nosem, a wtedy ich przywódca, wielki, barczysty drab, podnosi się z ławki i powiada z niesmakiem:– Chodźmy stąd, bo tu granda siedzi.”

Keanu Reeves to nie tylko zdolny aktor, ale także wspaniały człowiek. Oto kilka słów prawdy o nim:

Keanu Reeves to nie tylko zdolny aktor, ale także wspaniały człowiek. Oto kilka słów prawdy o nim: – W ostatnich latach “Matrix” jest już uznawany za klasykę kina, fragmenty dialogów i sceny z filmu, stanowią dobre metafory, które z pewnością nie zostaną przez nas zapomniane z upływem lat. Z takich powodów Keanu Reeves stał się gwiazdą internetowych memów. Przykładem może być zdjęcie zrobione w 2010 roku, kiedy Keanu siedział na ławce, patrząc w pewien specyficzny sposób, przy okazji jedząc kanapkę.Większość ludzi nie zna szczegółów jego życia, ani jego prawdziwej osobowości. Kiedy Keanu miał zaledwie trzy lata, jego ojciec, który wcześniej siedział już za sprzedaż heroiny, opuścił syna i porzucił rodzinę. Ostatni raz Keanu widział swojego ojca w wieku 13 lat. Przez całe swoje dzieciństwo zmieniał miejsca zamieszkania, tak jak zmieniali się jego opiekunowie. Od Sydney w Australii, przez Nowy Jork, po Toronto w Kanadzie. Uczęszczał do wielu różnych szkół średnich, co jak określił było dla niego dużym wyzwaniem.Przez całe życie zmagał się z dziwnymi i trudnymi sytuacjami. Reeves wraz ze swoją wieloletnią partnerką przeżyli wielką tragedię. Jennifer Syme była już w głębokiej ciąży, kiedy po ośmiu miesiącach urodziła martwą córkę. Zaledwie kilka tygodni później Syme zmarła w wypadku samochodowym w wieku 29 lat. W latach  dziewięćdziesiątych jego młodszej siostrze Kim zdiagnozowano białaczkę i musiała walczyć z nią przez długą dekadę, zanim przeszła ona w stan remisji, cały ten czas Keanu Reeves był głównym opiekunem siostry.Kiedy jego młodsza siostra walczyła z rakiem, Reeves był na tyle hojny, że przekazywał darowizny na rzecz różnych organizacji charytatywnych zajmujących się walką z rakiem, a nawet posunął się do ustanowienia własnej fundacji na cześć Kim, nie zaznaczając nigdzie swojego nazwiska. Prywatna fundacja Keanu Reeves’a stara się finansować badania nad rakiem, wspierając zarówno oddziały dziecięce, jak i szpitale dziecięce. Z racji tego, że nigdy nie próbował ubiegać się o kredyt na żadną z tych koncepcji, nikt nawet nie wiedział, że to robi. Jedynie w wywiadzie dla „Ladies ‘Home Journal” w 2009 roku powiedział: „Mam prywatną fundację działającą od pięciu lub sześciu lat, która pomaga kilku szpitalom dziecięcym i wspiera badania nad rakiem.”“Nie lubię dołączać do tego swojego nazwiska, po prostu pozwalam fundacji robić to, co robi najlepiej.”W 2008 r. Reeves zgłosił się również na ochotnika do obsługi telefonów na maratonie telewizyjnym z charytatywną zbiórką pieniędzy „Stand Up to Cancer”, a podczas meczu dobroczynnego, biorąc udział w hokeju na lodzie, zgłosił się na ochotnika na bramkę. Mecz odbył się w „SCORE” (Spinal Cord Opportunities for Rehabilitation Endowment), organizacji założonej w celu wspierania graczy, którzy doznali urazów kręgosłupa.Tak więc, w końcu zaczynają pojawiać się nagłówki o charytatywnych przedsięwzięciach Keanu Reevesa. Jeśli brać pod uwagę relacje osób pracujących w jego gronie, na przykład jednego z pracowników zatrudnionych przy filmie Chain Reaction, wydaje się, że Keanu jest naprawdę dobrym człowiekiem. Według niego: „Każdego dnia, przez kilka ostatnich tygodni filmowania Keanu zabierał monterów scenicznych i generalnie ludzi od czarnej roboty na bezpłatne śniadanie i lunch. Był naprawdę bardzo miłym facetem i miło się z nim pracowało. Od tamtego czasu pracowałem już nad około 30 różnymi filmami i nigdy nie spotkałem aktora, tak wspaniałomyślnego i przyjaznego dla innych jak on”. Dalej opowiada on historię jak znajomy jego rodziny, który też siedzi w biznesie filmowym, tworząc plany filmowe, nie “projektując”, ale “będąc jednym z tych biednych gości od montażu i konstrukcji”, został zaangażowany w pracę nad “Matrixem”, a kiedy Keanu Reeves dowiedział się o jego trudnej sytuacji i problemach w domu, podarował mu dodatkowo 20 000 $. Może już czas, żeby Reeves został gwiazdą memów za swoją bezinteresowność i dobroczynność?Ponadto podczas kręcenia filmu Matrix Reloaded, Reeves nagrodził każdego członka zespołu zajmującego się efektami specjalnymi, kupując im po motocyklu Harley’a Davidsona jako prezent na Boże Narodzenie. Aktor rozdał grube miliony ze swoich zarobków z Matrixa, załogom zatrudnionym przy produkcji tej znanej trylogii. Niektórzy oceniają nawet, że Reeves oddał od ok. 75 do 100 milionów dolarów tym, którzy pracowali nad filmami zza kulis
Najlepszym żeńskim snajperem w dziejach była Ludmiła Pawliczenko – Nie była w stanie pociągnąć za spust przy jej pierwszym celu, ale potem widziała jak Niemiec zabija młodego rosyjskiego żołnierza. "Był takim miłym wesołym chłopakiem." "Potem już nic nie mogło mnie powstrzymać". W ciągu wojny naliczyła 309 potwierdzonych trafień

Tak wygląda podróżowanie z niepełnosprawnym dzieckiem: Najgorsze jest to, że dotyczy to też miejsc, które zostały przebudowane za grubą kasę i powinny być przystosowane do takich sytuacji

Najgorsze jest to, że dotyczy to też miejsc, które zostały przebudowane za grubą kasę i powinny być przystosowane do takich sytuacji –  Alicja Kaiser Konieczna27 stycznia o 14:53 · Jestem mamą, dziecka z niepełnosprawnością. Od urodzenia jego stan się stabilizuje, ale rozwój nie ulega znaczącej poprawie. Szymek nie chodzi, nie siedzi, jest dzieckiem całkowicie zależnym. Z każdym kilogramem i centymetrem jest coraz trudniej i ciężej, ale dajemy radę. Raz na kwartał jeździmy do Berlina przebadać Szymka i ustawić mu leki i tak już od 10 lat. Zazwyczaj jeździmy samochodem, ale podróż trwa ok8h i jest bardzo męcząca. Dlatego wybrałam ICC Gdańsk-Berlin 5:30h. Przystąpiłam do zakupu biletu przez internet, utworzyłam konto, zalogowałem się, wybieram trasę itd., przychodzę do ustawowych ulg, żeby wybrać tą właściwą i tu pierwszy klops. Nie można wybrać taryfy zniżkowej dla inwalidów i ich opiekunów. Pomyślałam, że słaby ten user experience, trudno przejdę się do kasy, przynajmniej obędzie się bez pomyłek. Zmierzam do centrum obsługi klienta ICC. Nawet estetyczne pomieszczenie kilka kas, fotel, siadasz, zamawiasz. Więc siadam i mówię:- dzień dobry, chciałabym zakupić bilet, z Gdańska do Berlin, to moja pierwsza podróż pociągiem z synem lat 13, jest dzieckiem z niepełnosprawnością, całkowicie zależnym ode mnie jako opiekuna, nie chodzi, nie siedzi, nie stoi samodzielnie. Z jakiej oferty mogłabym skorzystać, aby była dopasowana do naszych potrzeb i była najkorzystniejsza finansowo, co tu dużo mówić, idzie kryzys.Pani poinformowała mnie, że są jeszcze bilety w promocyjnej taryfie i może mi taki bilet właśnie sprzedać. Ok, więc wygenerowała bilet i mówi, że do zapłaty jest 630 zł, przełknąłem ślinę i pytam, ale czy to na pewno to jest najkorzystniejsza oferta, bo mój przejazd z synem jest objęty zniżką, nie wiem teraz dokładnie jaką, ale czy nie będzie taniej, jeśli kupimy bilety poza promocja? Pani popatrzyła w stronę koleżanki i retorycznie odparła, Krysiu na 78% nie będzie taniej? No nie, to będzie najkorzystniejsza oferta. Więc jeszcze się dopytuje, ale czy na pewno nie byłoby taniej, kupić bilet na odcinek krajowy i osobno na zagraniczny? Pani powiedziała, że nie, że bilet do z Rzepina do Berlina, będzie droższy niż promocyjne, że normalny bilet kosztuje 230 zł a tutaj mam za 150+. Widząc narastającą irytację pani kasjerki, uznałam że wyczerpałam temat i zakupiłam bilet za 630 zł. Dopytam jeszcze czy jest możliwość uzyskania pomocy asystenta przy wniesieniu dziecka do pociągu. Pani podała numer, pod którym mam taką usługę zamówić, koniecznie przynajmniej 48 h wcześniej. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Po przyjeździe do domu zadzwoniłam pod wskazany numer i zanim umówiłam się z drużyną transportową, zapytałam, ile kosztowałby mnie przejazd z Gdańska do Berlina, korzystając ze zniżki dla osoby z niepełnosprawnością i opiekuna. Pani po chwili odpowiedziała, że przejazd dla dwóch osób na odcinku Gdańsk-Rzepin kosztować będzie mnie 31zł,a bilet z Rzepina do Berlina ok.19 €, spadłam z krzesła... Oszołomiona tą informacją, udałam się ponownie do centrum obsługiICC, niestety było już zamknięte, dla pewności podeszłam do kas regionalnych, sprawdzam i dopytuję, ile kosztuje bilet ze zniżką dla osób z niepełnosprawnością, pani potwierdziła cenę, która podano na infolinii. Wtedy poprosiłam o wymianę na tańszy bilet i zwrot różnicy za zakupiony bilet 630zł. I tu kolejna niespodzianka bilet promocyjny za 630zł, jest bezzwrotny i nie podlega wymianie! Zrezygnowana odeszłam, z zamiarem, że przyjadę jutro do centrum obsługi i na pewno pani kierownik coś poradzi. Rano pojawiam się w centrum ObsługiICC Gdańsk Główny, siadam, mówię: witam, chciałabym zwrócić bilet, który wczoraj zakupiłam, gdyż zostałam wprowadzona w błąd i przepłaciłam znacznie za przejazd. Pani zrobiła strapioną minę i potwierdziła, że te bilety nie podlegają zwrotom, dowiedziałam się też, że na stacji Gdańsk Gł. nie ma żadnego kierownika, nie ma też starszej kasjerki, ani nikogo kto zawiaduje tą niefrasobliwą obsługą, turkusowe zarządzanie. Nie kryjąc rozczarowania i reszty, poprosiłam pomimo wszystko o formularz reklamacyjny i zakupiłam również ten tańszy bilet. Poprosiłam o zorganizowanie brygady pomocniczej, pani wypełniła formularz, jeszcze raz potwierdziłam wszystkie informacje dotyczące syna i jego ograniczeń. Zirytowana wyszłam. Po godzinie zadzwoniono do mnie z infolinii ICC z potwierdzeniem złożenia zapotrzebowania na pomoc przy załadunku osoby niepełnosprawnej. Przeszłam jeszcze raz przez formularz zgłoszeniowy, odpowiadając ponownie na wszystkie pytania i korygując źle zaznaczone przez kasjerkę odpowiedzi np. „czy ma problem z poruszaniem się?” Odp.: NIE ?! Podczas rozmowy okazało się jednak, że jeśli osoba nie jest w stanie samodzielnie zejść z wózka i podtrzymywana przez drużynę wejść po schodkach, to taka pomoc nie będzie mogła być udzielona, gdyż według przepisów drużyna nie może podnosić osoby będącej na wózku i wnosić jej do pociągu. I tu zaniemówiłam. Właśnie mam bilet za 630złi kolejny, który kupiłam przed chwilą i na końcu okazuje się, że ten pociąg w ogóle nie jest przystosowany do transportu osób niepełnosprawnych niechodzących! Pani wytłumaczyła, na czym pomoc polega i że taka osoba musi być zdolna do stania lub chodzenia i przy asyscie drużyny będzie wprowadzona do pociągu. Mogę też wnieść sama dziecko na rękach... stwierdziłam, że nie ma takiej opcji, syn jest po operacji i kręgosłupa waży 28 kg, nie podjęłabym się takiego CrossFit na peronie na mrozie. Powtórzyłam pytanie, czy istnieje jakaś inna możliwość umieszczenia w pociągu dziecka bez wyjmowania go z wózka? Niestety w świetle przepisów nikt nie może mi oficjalnie pomoc, pewnie mogłabym liczyć na uprzejmość drużyny, ale... Zwątpiłam, czy ktokolwiek z nich widział kiedyś osobę z niepełnosprawnością. Dopytam jeszcze czy i dlaczego jest taka rozbieżność w informacjach między centrum obsługi klienta na dworcu a infolinią, która informuje mnie o tym wszystkim w momencie, kiedy bilety już mam zakupione i dlaczego te informacje nie są przekazywane przed zakupem biletu, a dopiero po fakcie i okazuje się że bilet jest bezzwrotny, więc nawet nie mogę odstąpić od tego przejazdu, tylko ewentualnie na drodze jakiegoś indywidualnego rozpatrzenia składać reklamację! Pani nie była w stanie mi na to odpowiedzieć i wcale się nie dziwię. Zostawiłam otwarte zlecenie na pomoc przy wsiadaniu z nadzieją, że być może drużyna będzie na tyle empatyczna i po prostu pomoże mi wnieść młodego na pokład.Coś jednak dalej budziło mój jaskółczy niepokój, weszłam na stronę internetową, przejrzałem warunki reklamacji, okazało się, że aby złożyć reklamację, należy również mieć zaświadczenie o rezygnacji z biletu, czego pani w kasie oczywiście mi nie dała, nie można czegoś takiego wygenerować poprzez stronę www, gdyż bilet został kupiony w kasie. Więc dalej, pakuję się znowu w auto, jadę na dworzec, wysiadam, wchodzę do centrum ICC, już bez witania, bo się dzisiaj rano witałyśmy. Proszę o formularz rezygnacji z przyjazdu. Pani spojrzała na bilety, już je kojarzyła i mówi:-no nie, na te bilety nie trzeba takiego formularza, bo one są bezzwrotne. Więc dopytuję, czy reklamacja będzie uwzględniona bez tego formularza, bo na stronie jest napisane, że bez rezygnacji reklamacje i zwroty nie są uwzględniane.- ale pani tego nie potrzebuję, bo ten bilet i tak nie może być zwrócony ani wymieniony.Poprosiłam o pieczątkę i podpis, pieczątka to zawsze coś. I jeszcze na odchodne powiedziałam tylko, że drużyna, którą pani umówiła do pomocy, nie może mi pomóc, bo nie mogą podnosić wózka z dzieckiem i wnosić go do pociągu, bo przepisy na to nie pozwalają. Pani zdziwiona odparła:- Pierwsze słyszę!Niczego innego się nie spodziewałam. Pani pokazała mi palcem gdzie mam iść i się dopytać. Uśmiechnęłam się i poprosiłam, aby sama się dopytała, bo to w jej interesie jest mieć wiedzę, która się „dzieli”. Dziękuję, do widzenia, nie polecam.Dzień wyjazduPrzyjeżdżamy na dworzec 7 rano, dziecko zapakowane szczelnie w kokon, bo temperatura - 7, ale na dworcu trzeba być 30 min wcześniej, jakoś damy radę, podchodzę do informacji i pytam o drużynę, wyłania się miła pani z miłym panem, w uniformach jak brygada antyterrorystyczna, spodnie bojówki z kieszeniami, wysokie buty na grubej podeszwie antypoślizgowej, czapki, rękawiczki kamizelki odblaskowe, naprawdę robi to wrażenie. Silni, zwarci i bojowi jak mawiał dziadek. Pomyślałam sobie, na pewno nie będzie problemu, jak, poproszę, żeby wnieśli młodego z wózkiem. Przyszliśmy naokoło dworca w Gdańsku, nie działa żadna winda ani schody, remont, przeszliśmy przez dwa szlabany, dostaliśmy się na peron, czekamy, czekamy, czekamy. Pociąg podjeżdża, otwierają się drzwi do naszego wagonu, z którego wyskakuje chwatki konduktor i zanim się obejrzałam łapie za wózek i wnosi go razem ze mną do pociągu. W tym momencie drużyna już była w tunelu, nawet nie zdążyłam im podziękować... Ani zapytać, czy pomogą. Dlatego umawiać się trzeba koniecznie 48 h wcześniej, bo taki jest ruch w interesie, a zakres pomocy to asysta w przejściu pod szlabanem.Sam przedział dla osoby na wózku i jego opiekuna bardzo wygodny, WARS działa, konduktor bardzo miły i uprzejmy no i toaleta również dostosowana do potrzeb. Weszłam, sprawdziłam, jak można by tutaj przewinąć takie dziecko jak Szymon, no nie da się, ale w rogu stoi coś dużego, przykrytego jakąś szarą płachtą. Pomyślałam to na pewno przewijak! I zabrałam się do zdejmowania tej płachty, po zdjęciu okazało się, że tam jest coś, co wygląda jak jakiś rodzaj drabiny albo barierki. Podnoszę, w sumie lekkie to, aluminiowe, może da się na tym jednak młodego przewinąć. Nagle dostrzegam napis, zaniemówiłam, „rampa do wysokościowych peronów”. Czyli jest rampa, jest w pociągu ukryta, nikt nie wie, że tam jest, nikt o tym nie informuje, nikt z tego nie korzysta, bo nie wie, pani w kasie nie wiedziała, pani na infolinii też, drużyna o tym nie wiedziała, konduktor powiedział, że sprawdzi, czy działa...Po przekroczeniu granicy dopytałam niemieckiego konduktora, czy będę mogła, skorzystać z tej rampy wysiadając w Berlinie. Powiedział, że nie mają przeszkolenia w obsłudze polskich platform, ale zobaczy, co da się zrobić. Na marginesie nawet nie sprzedał mi biletu, tylko się uśmiechnął. Dojeżdżamy do Berlina, ja już lekko struchlałam, bo nikt nie przychodzi z pomocą, żadnej informacji zwrotnej od niemieckiego konduktora, może zapomniał, może olał. Wyglądam nerwowo i próbuje zgadywać, z której strony pojawi się peron, nie wiem jak ustawić wózek przy drzwiach, jeszcze do wyniesienia fotelik samochodowy też około 16kg.Podjeżdżamy, zatrzymujemy się, widzę peron, widzę pustkę, nie ma nikogo, nie ma osoby, która miała nas odebrać, nie ma nikogo, kto mógłby nam pomóc, przerażona myślę, jak ja go teraz stąd wyciągnę?? Aż tu nagle podjeżdża łazik marsjański prowadzony przez starszego pana w czerwonym berecie i mówi:-Achtung! machen Sie frei platz, langsam, langsam. Młody już na platformie hydraulicznej zjeżdża w dół. Można? Można! Nie miałam okazji podziękować panu konduktorowi, podziękowałam panu od platformy. Poniżej zdjęcia, a więc jednak można zadzwonić z pociągu, wysłać taką pomoc bez 48-godzinnego zapasu.To już prawie koniec, ale ostatnim miłym akcentem była obsługa w niemieckiej kasie. Stoję w kolejce, podchodzę i proszę o bilet powrotny z Berlina, mówię, w czym rzecz, że ja i Szymek... Pani informuje mnie, żejako opiekun jadę za darmo, a Szymon ma ulgowy bilet jak każde dziecko. Już prawie odchodzę, a pani mówi, halo, halo, widzę, że mogę pani sprzedać bilet tańszy o10€, to jak pani pozwoli, to wycofam ten wcześniejszy bilet, nie mogę pani zrobić zwrotu na kartę, więc wypłacę pani gotówkę, jeśli się pani zgodzi? Wmurowało mnie, a kasjerka dopytuje czy mam jeszcze jakieś życzenia? Więc wspominam o pomocy z łazikiem marsjańskim. Pani zamówiła asystę, nie było żadnej ankiety i innych sprawdzających pytań, uprzedziła, że pomoc będzie tylko po stronie niemieckiej i spytała, czy potrzebuje pomocy w Gdańsku, bo może napisać adnotację, pomyślałam, fajnie by było, tylko czy ktoś przeczyta maila po niemiecku albo angielsku, czy wystarczą 48 h, aby to przetłumaczyć i zorganizować... Podziękowałam uprzejmie, jakoś sobie poradzę.PowrótBerlin HBF pan z platformą czekał, platformy były na dwóch końcach peronu, a nie jedna na dworzec. Wszystko szybko i sprawnie, wracamy. W Poznaniu po zmianie obsługi konduktorskiej zgłaszam, że będę wysiadać we Wrzeszczu i czy mógłby mi ktoś pomoc, bo w toalecie jest rampa i trzeba ja tylko zahaczyć. Pani powiedziała, że wróci z wiadomością i na pewno się uda, wróciła i potwierdziła, że ochrona dworca pomoże mi wysiąść. No to odetchnęłam z ulgą. Dojeżdżamy, czekamy w korytarzu, przed nami kilka osób, zastanawiam się, czy może już zdjąć plandekę z rampy, żeby było szybciej, poprosić, aby pasażerowie skorzystali z innego wyjścia, żeby nie przeciągać. W końcu Wrzeszcz peron, wszyscy wyszli, wyglądam, widzę mojego partnera, idzie w naszą stronę, ale nie ma nikogo z ochrony... Łapię fotelik, aby go wynieść, kładę na peronie, wracam po Szymka, a tu gwizd, świst i drzwi zamknęły się przed moim nosem, panika, krzyczę, ktoś inny też krzyczy. Pociąg stanął, konduktorka biegnie do nas i krzyczy. Dziecko w pociągu, nikogo z obiecanej pomocy nie ma, a pani mnie konduktor podbiega i przeprasza i mówi, że tam jest winda... winda z peronu do tunelu... ale najpierw trzeba wysiąść. Ochronabyła, ale na drugim końcu peronu, spotkaliśmy się po wejściu do tunelu, zapytałam, czy to nie oni minęli nam pomóc? Pani w mundurze straży ochrony kolei odpowiedziała, że nie i że są tu przypadkowo...EpilogGdzie my żyjemy? To nie miejsce na roztrząsanie całego kulawego systemu wsparcia, bo zamiast integrować, częściej wykluczmy osoby z niepełnosprawnością z życia społecznego. Zasłanianie się programem „Dostępność +” nie pomaga w praktycznym zastosowaniu tego, co powinno już działać, tego, co już jest dostępne. Jest obsługa — która nie potrafi sprzedać właściwego biletu, pomoc — która nie pomaga, rampa — o której istnieniu nikt nie wie, infolinia — która coś weryfikuje, ale po fakcie i w końcu konduktor—który zapomina, straż ochrony kolei — uktóra przypadkiem włóczy się po peronie... W sumie wszystko jest, ale z czapy i nie działa „Dostępność -”A przecież, to jedna firma, jeden biznes, jedna Polska, ale każdy ma gdzieś, następstwo tego, co robi, albo czego nie robi, ignorancja i całkowity brak odpowiedzialności.Przeczytałam ostatnio, że w ramach programu „Dostępność +” planowana, jest modernizacja 100 szlaków górskich i dostosowanie ich do potrzeb osób niepełnosprawnych, cudownie już jadę tam koleją!Mam nadzieję, że na tych szlakach będą również dostępne strzelnice i muzyczne ławeczki na 100-lecie niepodległości, bo jak twierdzi posłanka Krynicka:„Te strzelnice, Obrona Terytorialna, te ławeczki, to wszystko jest też dla osób niepełnosprawnych (...)”Szkoda, że wśród tych wszystkich atrakcji dla osób z niepełnosprawnością, nie znalazły się fundusze na kilka podnośników, zintegrowanie przekazu, rzetelnie przeszkolony personel, który z rozumieniem treści, komunikuje się po polsku.Czy to jest aż tak trudne?
Olej męża, bo jest ambitny i na pewnona ciebie krzyczy! – Dzieci też się pozbądź. Idź do przystojnego instruktora Nowość "LADY TOUR" tylko dla kobiet, dlaczego?- często nie mają z kim jeździć na nartach, mężczyźni chcą poszaleć i są ambitni, a kobietywolą spokojniejsze narciarstwokobiety mają prawo do wypoczynku i spokoju również na nartachmężczyźni zazwyczaj poddają krytyce umiejętności narciarskie kobiet,mężczyzna nigdy nie nauczy swojej partnerki jazdy na nartach, zazwyczaj krzyczykobiety też mają prawo do uprawiania narciarstwa zgodnie ze swoim temperamentem,fizycznymi warunkami i potrzebą wypoczynku w przepięknej scenerii najpiękniejszych gór naświecie, w Dolomitachjeżeli zapisałaś dziecko do szkółki narciarskiej, to tak naprawdę będziesz miała czas dlasiebieKorzyści wynikające z uczestnictwa w Lady Tour:-4 dni (od poniedziałku do czwartku włącznie) 3 godziny dziennie, od godz. 10 rano, jazda zprofesjonalnym, miłym, spokojnym i oczywiście z przystojnym instruktorem po trasachośrodka narciarskiego Tre Valliindywidualne, spokojne podejście do nauczania, w sposób prosty instruktor wyjaśni co robići jak zjeżdżać, no i najważniejsza sprawa dla kobiet... poprawienie stylu jazdy na nartachzwiedzanie ośrodka narciarskiego Tre Valli, jazda po różnych trasach i okaże się, że kobietazewsząd zjedzie na nartach, dodatkowo pozna punkty widokowe... atrakcje kulinarne.. iuwierzy w siebieLady Tour jest dla kobiet już jeżdżących równolegle, czyli więcej niż pługiem. Reszty nauczysię na trasach Tre Valli w miłej atmosferze wypoczynku na nartach, bez strachu, krzyku izniecierpliwienia i krytyki wspaniale szusujących mężczyznCena za 4 dniowy Lady Tour: 80Ważne: minimalna liczba uczestniczek 5 osób.
 –  Piotr Iskra18 godz. ·Posiedziałem ze 20 minut w kebabie i z takich obserwacji to muszę powiedzieć, że zdecydowana większość ludzi wchodzi i zamawia. Ale nie, że tak od "dzień dobry", nie "poproszę", tylko normalnie: wchodzą i z miejsca "na cienkim (w Gdańsku by powiedzieli 'w naleśniku', hue hue), kurczak, łagodny sos". Pracownik mówi ile to będzie, a klient bezgłośnie wyjmuje kartę i przykłada do terminala, po czym oddala się i w oczekiwaniu patrzy w telefon. W sumie to sam bym przejrzał maile, czy śmieszne obrazki w internecie, tylko akurat już wszystkie widziałem, więc nie piętnuję - po co się nudzić, jak można sobie zapewnić rozrywkę. I tutaj dochodzi do zwrotu akcji, bo kebab zostaje przygotowany, klient zostaje poproszony po odbiór, wyciąga rękę i pada tu wreszcie ten upragniony grzecznościowo-kebabowy zwrot: "mój?". I dalej nie, że "dziękuję", nie "do widzenia", tylko papier w kosz i cyk za drzwi. I mówimy tu o małym lokalu, o takim, że jak Adel podkręca ogień na palniku, to z drugiego końca "sali" czuć rumieniec na twarzy. Dwa stoliki, kasa i drzwi. Adel, jego kolega i maksymalnie czterech klientów, bo piąty wyciągając portfel z kieszeni strąca już łokciem surówkę pierwszemu.Dlatego taki mały life-hack na dziś, do przekazania dalej:Jak się komuś mówi z uśmiechem "dzień dobry", to on też się uśmiecha i coś nam odpowie, a jak się dziękuje, prosi, przeprasza itd. to świat też dziękuje, prosi, przeprasza itd. Jak się ma w sobie za grosz chociaż kultury, obycia i grzeczności, to żyje się w naprawdę zupełnie innym, miłym, grzecznym i serdecznym świecie. Zdecydowanie lepiej żyje się w miejscu, w którym uśmiechnięty, grzeczny Adel robi Ci jedzenie, bo kiedy jest taki małomówny, mniej taki zadowolony, tak podejrzanie wygląda i coś tam mówi w swoim języku, to można mieć w tej podejrzliwości wrażenie, że on tam na zapleczu chyba właśnie rączek nie myje i nie wiadomo co jeszcze z tą naszą kanapką.Ja potem słucham od rodaków za granicą, że tam gdzie żyją, to ludzie mili i uśmiechnięci, a w Polsce to zawsze każdy bykiem patrzy. Tylko, że oni jadą tam i się cieszą i uśmiechają, a wracają do Polski i ze smutkiem na twarzy i brakiem kultury sami kreują ten smutny, szary, bury i ponury świat. Sami skazują się na męczeństwo w nieprzyjaznym świecie, którzy sami tworzą, by potem sami mogli na niego narzekać.Dlatego no ludzie, wystarczy trochę kultury, kur...
 –
Kasjerka opowiada o trudach swojej pracy i o tym jacy okropnipotrafią być klienci: – Mam na imię Daria i pracuję w jednym z większych marketów w moim miasteczku. Jeśli mam być szczera, to lubię moją pracę. Mimo że, jak w każdym zawodzie, momentami okropnie mnie wkurza. Wiecie dlaczego? Bo klienci robią pewne rzeczy, które niemiłosiernie utrudniają nam – kasjerom życie. Postaram się Wam je przedstawić i być może niektórzy zrozumieją, dlaczego pracujemy tak wolno, z jakiego powodu często się mylimy i co zrobić, aby wszystkim nam żyło się łatwiej i przyjemniej    Zacznę od najważniejszego. Czy kasjer to jakiś pies? Dlaczego tak wielu klientów rzuca nam pieniądze? Tak jakby chciało, abyśmy je aportowali. No kurde. Naprawdę tak trudno jest je po prostu położyć? Bardzo mnie ciekawi, ilu z Was robi to przypadkowo, a ilu chce pokazać swoją wyższość i dać do zrozumienia, że „jestem tylko kasjerką”.    Po drugie – kojarzycie takie przedziałki przy kasach z napisem „następny klient”? Jestem pewna, że tak. Niestety, mimo że znajdują się one w tym samym miejscu niemal przy każdej kasie, mało kto decyduje się na skorzystanie z nich. A później kiedy doliczymy Wam towar osoby, która jest za Wami, robicie takie wielkie oczy, a niektórzy to nawet od razu skaczą za przeproszeniem z mordą i drą się „czy pani jest ślepa”? Przecież widać, że to nie moje. (tak, jakbym w pośpiechu miała zauważyć, że między jednym produktem jest, aż 5 centymetrów przerwy, a nie tylko 2. Nosz kurde)    Po trzecie po jaką cholerę wkładacie swoje zakupy do woreczków już na sklepie? Pogubią Wam się w tych kilkudziesięciu centymetrach kwadratowych koszyka? Serio? Później musimy wszystko po kolei wyjmować, „wymotywać” z tych worków i znosić nienawistny, pośpieszający wzrok innych. Gdyby wszystko znajdowało się na taśmie tak jak powinno, byłoby o wiele łatwiej, Serio.    Poza tym może warto dokładnie upewnić się ile co kosztuje? Są przecież czytniki, są naklejone ceny… Serio to takie trudne? Musicie dany towar wieźć aż do samej kasy, żeby na miejscu stwierdzić „A nie. To ja jednak tego nie biorę”. To naprawdę mega irytujące    No i jeszcze… serio tak trudno jest być choć odrobinę miłym? Tak trudno jest okazać choć odrobinę uśmiechu? Powiedzieć „dzień dobry” i „do widzenia”? Tak trudno jest nie rzucać towarem i nie pakować wszystkiego z nie wiadomo jakim fochem? Serio trochę szacunku i życzliwości, a świat były od razu bardziej przyjazny!    Poza tym niektórzy z Was zachowują się jak nie wiadomo jakie państwo, a dosłownie słoma im z butów wystaje… Kurde no myślicie, że o człowieku świadczy to, ile ma w portfelu lub na koncie? O nie. Nic bardziej mylnego! Jeśli nie masz szacunku do drugiej osoby, jesteś niczym. Właśnie szacunek do drugiej osoby jest najważniejszy…
W dzisiejszych czasach by to nie przeszło... –  • Przygotuj obiad. Zaplanuj go wcześniej, nawet poprzedniego wie-czoru, tak by pyszna potrawa cze-kała na jego przyjście. W ten sposób dajesz mu znać, że myślałaś o nim i przejmujesz się jego potrzebami. Mężczyzna jest glodny, kiedy wra-ca do domu, i perspektywa dobre-go posiłku (zwłaszcza jego ulubio-nego dania) to część niezbędnego ciepłego powitania. • Przygotuj się. Odpocznij 15 minut, byś byla odświeżona na jego przyjście. Popraw maki-jaż, zawiąż wstążkę na wlosach i wyglądaj promien-nie. Pamiętaj, że on właśnie wraca z pracy, gdzie na-patrzył się na zmęczonych ludzi. • Bądź trochę bardziej radosna i trochę bardziej inte-resująca dla niego. Coś musi rozświetlić jego nudny dzień - to twój obowiązek. • Posprzątaj. Przed jego przyjściem ogarnij wzrokiem główną część mieszkania. • Pozbieraj podręczniki, zabawki, papiery itp. i od-kurz stoły. • W czasie zimnych miesięcy powinnaś rozpalić ogień w kominku, by on mógł się zrelaksować. Twój mąż poczuje, że jest w raju, w świątyni odpoczynku i po-rządku, co tobie również polepszy samopoczucie. Prze-cież dbanie o jego komfort przyniesie ci ogromną sa-tysfakcję. • Przygotuj dzieci. Przeznacz kilka minut, by umyć im ręce i buzie (jeśli są małe), uczesać wlosy i, jeśli to konieczne, przebrać je. To małe skarby i on chce zo-baczyć je w tej roli. Na czas jego przyjścia wyelimi-nuj hałas zmywarki, suszarki i odkurzacza. Zachęć dzieci, by były cicho. • Uciesz się, że go widzisz. • Powitaj go cieplym uśmiechem, niech twoje prag-nienie ucieszenia go będzie szczere. • Wysłuchaj go. Być może masz wiele ważnych rze-czy, o których chcesz mu opowiedzieć, ale moment jego przyjścia nie jest właściwy. Niech mówi pierwszy - pamiętaj, jego tematy konwersacji są ważniejsze niż twoje. • Spraw, by ten wieczór był tylko dla niego. Nigdy nie narzekaj, gdy wróci do domu późno lub wycho-dzi na kolację, lub w inne miejsce bez ciebie. Spróbuj zrozumieć, że żyje w świecie napięć i stresu. • Twój cel: spróbuj sprawić, by dom był miejscem spokoju i porządku, gdzie twój mąż będzie mógł od-świeżyć ciało i umysł. • Nie witaj go narzekaniem i problemami. • Spraw, by było mu wygodnie. Zaproponuj, by usiadl w wygodnym fotelu lub by położył się w sy-pialni. Przygotuj mu coś chłodnego lub ciepłego do picia. • Ułóż dla niego poduszki i zaproponuj, że zdej-miesz mu buty. Mów cichym, kojącymi miłym glosem. • Nie podawaj w wątpliwość tego, co robi, nie pod-ważaj jego sądów. Pamiętaj, to on jest panem domu i zawsze rządzi sprawiedliwie. Nie masz prawa go kwestionować
Przekroczyłem dzisiaj czas na bilecie parkingowym o jakieś 20 minut, no cóż, zdarza się, trudno. Gdy przyszedłem do auta, Pan, który sprawdza bilety, kończył właśnie wypisywać "mandat". 20 zł dopłaty w 48 godzin jak tego nie zrobię to wtedy 50 zł – Jakie było jego zdziwienie, jak podszedłem, powiedziałem, że trudno, stało się, i życzyłem miłego dnia i pracy. Chyba byłem pierwszym jego "klientem" na świecie, który nie wyskoczył do niego z buzią. Coś tam chwilę pogadaliśmy, wsiadłem do auta, odpalam, zapinam pasy, podchodzi do mnie i mówi "wie Pan co, nie zatwierdzilem tego jeszcze w systemie, na drugi raz niech Pan kupi bilet na dłużej, również miłego dnia życzę"Fajnie jest być miłym dla innych.
Nigdy nie jest się zbyt ważnym,aby być miłym dla ludzi –
Powodzenia – Ze znalezieniem tej jedynej Witam! Jestem miłym, 32-letnim kawalerem z Łodzi. Wyszedłem z ZK i przebywam w szpitalu psych. Poznam fajną kobietę w wieku od 25 do 35 lat w celu dłuższej znajomości - niewykluczony stały związek. Na sygnały nie odpowiadam. Proszę o poważne oferty. Pozdrawiam. Szpital Świecie.
Masz kupować mi jedzenie, masować moje plecy, być dobry w łóżku, dobrze zarabiać. Masz mieć dobre poczucie humoru, być miłym, kochającym mężczyzną, który zawsze znosi moje humorki, szaleje za mną i lubi słuchać mojego narzekania – Czy wymagam zbyt wiele?
Rodzina jechała autem na święta i zabrała ze sobą przypadkowego autostopowicza. Nie uwierzysz co było potem! – Żona i ja oraz dwie nasze córki siedzące z tyłu, jechaliśmy samochodem do rodziny, do Krakowa na święta. Było ciemno i zimno, kiedy nagle znikąd wyłonił się autostopowicz ze znakiem mówiącym: "Proszę, pomóż. Chcę tylko wrócić do domu". Kłóciliśmy się z żoną, czy go podrzucić czy nie. Ja uważałem, że wygląda w porządku, ona - że wygląda podejrzanie. Ostatecznie jednak zabraliśmy go ze sobą. W aucie opowiedział trochę o sobie; powiedział, że mieszka na wsi, niedaleko Krakowa. Mówił również, że jest biedny i tej nocy chodząc po lesie, zgubił się, a my prawdopodobnie uratowaliśmy jemu życie. Rozmawialiśmy razem przez resztę drogi, a on wydawał się być miłym, zabawnym facetem. Kiedy wreszcie dojechaliśmy pod wskazany przez niego adres, odkryliśmy, że tak naprawdę nie żyje w małej wiosce, tylko w ogromnej willi. "Tak naprawdę nie jestem biedny, chciałem się po prostu przekonać, czy istnieją jeszcze dobrzy ludzie" - powiedział i zaprosił nas do środka na drinka. Był prezesem jakiejś korporacji. Kiedy weszliśmy do środka, egipski demon zamordował nas wszystkich, poddał starożytnemu rytuałowi, chwytając nasze dusze, aby przywołać boga Seta, który wkrótce zniszczy całe życie na Ziemi. Czego nas uczy ta historia? Żeby nie wierzyć w każdą rzewną historyjkę przeczytaną w internecie
 –