Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 550 takich demotywatorów

To Monka (nazwa pochodzi od rosyjskiej miny przeciwpiechotnej Mon-50) służy w 58. Samodzielnej Zmotoryzowanej Brygadzie Piechoty, formacji Ukraińskich Sił Lądowych w strefie działań wojennych na wschodniej Ukrainie – Nazwano ją tak, ponieważ jest smukła i zwinna, zawsze w centrum wydarzeń.Kiedy Monka zaczyna szukać schronienia, wszyscy wiedzą, że zaraz coś się stanie, zacznie działać artyleria wroga lub ostrzał karabinowy. Monka dzieli z ukraińskimi żołnierzami wszystkie dotkliwości wojny: błoto, zimno i niebezpieczeństwo. Także ich jedzenie- najlepsze i najsmaczniejsze kawałki zawsze trafiają do Monki. Monka przekonuje, że zwycięstwo jest blisko
DigDog - policyjny pies - robot wart 75,000 dolarów jest oskarżany o rasizm! Alexandria Ocasio-Cortez, amerykańska członkini Izby Reprezentantów twierdzi, że pies patroluje jedynie biedne dzielnice "kolorowych" ludzi – Amerykańska polityczka dodaje również, że można by lepiej zainwestować taką nowoczesną technologię, tak aby pomagała w edukacji czy służbie zdrowia, gdzie próżno szukać nowinek technologicznych
Źródło: vt.co
Przed budynkiem ABW stoi dwóch kandydatów do pracy. Obaj nie dostali roboty. Wymieniają się wrażeniami.- Też ci pokazali napełnioną do połowy szklankę?- Tak. Powiedziałem, że jest do połowy pełna. Liczyłem, że szukają optymisty – który zawsze będzie przezwyciężał trudności z nadzieją na sukces. A tu kicha...- A to ciekawe. Ja powiedziałem, że jest do połowy pusta, by pomyśleli, że jestem realistą i umiem prawidłowo, z dystansem, oceniać fakty.Tymczasem z budynku wychodzi trzeci kandydat - uśmiechnięty od ucha do ucha. Podbiegają do niego i pytają:- Wzięli cię?- Tak.- Też miałeś test ze szklanką?- Tak.- I co powiedziałeś?- Że trzeba pić do dna
Jednak w raporcie Laboratorium Wolności Religijnej próżno szukać zbeszczeczenia krzyża przez plakat wyborczy z Andrzejem Dudą –
Wszyscy szukają winnych – Nikt nie chcę szukać rozwiązania problemu
Źródło: unsplash.com
 –  PRZYCHODY KOŚCIOŁA PODATEKZ TACY I OPŁATZostawcie media w spokoju.Opodatkujcie prawdziwych gigantów!
Przyszedł rachunek od weterynarza.Przestań oglądać głupie filmiki i zacznij szukać ogłoszeń o pracę –
0:15
Jaki jest mój cel w życiu?- zapytałem pustkę – "A gdybym ci powiedziała, że spełniłeś ten cel, kiedy poświęciłeś swoją godzinę na rozmowę z tym dzieciakiem o jego problemach?" - powiedział głos.Albo kiedy uratowałeś tego psa błąkającego się między autami w korku? Albo kiedy zawiązałeś ojcu buty?""Twój problem polega na tym, że utożsamiasz swój cel z osiągnięciem celu. Wszechświat nie jest zainteresowany twoimi osiągnięciami... tylko twoim sercem. Kiedy wybierasz działanie z dobroci, współczucia i miłości, jesteś już utożsamiony ze swoim prawdziwym celem.Nie musisz szukać dalej..." "A gdybym ci powiedziała, że spełniłeś ten cel, kiedy poświęciłeś swoją godzinę na rozmowę z tym dzieciakiem o jego problemach?" - powiedział głos.Albo kiedy uratowałeś tego psa błąkającego się między autami w korku? Albo kiedy zawiązałeś ojcu buty?""Twój problem polega na tym, że utożsamiasz swój cel z osiągnięciem celu. Wszechświat nie jest zainteresowany twoimi osiągnięciami... tylko twoim sercem. Kiedy wybierasz działanie z dobroci, współczucia i miłości, jesteś już utożsamiony ze swoim prawdziwym celem.Nie musisz szukać dalej..."
Chcąc poznać ludzi normalnych, trzeba liczyć się z tym, że będzie się ich szukać pośród wielu tych mniej normalnych –
 –  Takich sojusznikówz gromnicą szukać."Gdyby w chrześcijańskimnarodzie, a takim podobno jestpolski naród, uchwalonoustawę, która stanowi, żeopiekun nieuleczalnie choregodziecka otrzymujecomiesięczne wynagrodzenierówne przeciętnej pensji, a lataopieki nad chorym dzieckiemwliczają się do świadczeńemerytalnych; gdyby ponadtoustawa gwarantowała bezpłatnelekarstwa i bezpłatną terapię dlatakich dzieci - byłaby toprawdziwa troska onienarodzonych, godnaDumnej Polski."O. Ludwik Wiśniewski OP, „Gniew ludu",„Tygodnik Powszechny" 17/2018DEMOTYWATORY.PL
Doug jest lojalnym klientemrestauracji Arby's – Właściwie jest on najbardziej lojalnym klientem, jakiego tam mają. Doug jest 97-letnim weteranem II wojny światowej i od dawna uwielbia słynne kanapki z rostbefem, na których sieć zbudowała swoją reputację.Doug przychodzi codziennie, aby zjeść swoją ulubioną kanapkę.Prawie zawsze zamawia kanapkę z rostbefem z nadzieniem z sera szwajcarskiego i colę bez lodu. Wszyscy pracownicy zapamiętali to jako jego "zwyczaj". Po pewnym czasie jeden z pracowników chciał dowiedzieć się czegoś więcej o tym starszym człowieku i dlaczego tak bardzo fascynuje się jedzeniem, które serwujemy. Zapytał go więc, dlaczego ciągle tu przychodzi, dlaczego akurat w to miejsce?Doug odpowiedział: "To jest jedyne miejsce, gdzie mogę dostać kanapkę lub dostać cokolwiek innego do jedzenia, po czym nie boli mnie żołądek"Właściwie bliższe prawdy może być to, że kanapka tak bardzo mu smakuje, że przestał szukać alternatyw. Doug mieszka w pobliskim domu spokojnej starości, ale zawsze dba o to, aby zjeść swój codzienny posiłek w Arby's. I ma swój ulubiony stolik, przy którym chętnie jada. Personel traktuje go jak rodzinę, a pracownicy dokładają wszelkich starań, aby czuł się komfortowo. Doug jest tak lojalnym klientem i naprawdę dobrym człowiekiem, że pewnego dnia pracownicy zjednoczyli się i kupili mu kartę podarunkową o wartości 200 dolarów. Na początku myślał, że żartują, ale to było zdecydowanie prawdziwe. Odpowiedział im: "Dziękuję. Nigdy nie wiem, czy będę tu następnego dnia, ale bardzo wam za to dziękuję"Ale to, co może być nawet ważniejsze od tego... przynajmniej bardziej znaczące... to fakt, że wielu pracowników dało Dougowi swoje numery telefonów, w razie gdyby czegoś potrzebował. I wszyscy zaoferowali, że przyniosą mu jego ulubiony posiłek do domu spokojnej starości, na wypadek gdyby nie mógł tam dotrzeć. Następnie, po tym jak historia Douga trafiła do wiadomości publicznej, Arby's podarował mu kolejny prezent... darmowe jedzenie do końca jego życia. Teraz nie musi się już martwić o to, skąd weźmie następny posiłek, co daje mu więcej czasu na zawieranie kolejnych przyjaźni Właściwie jest on najbardziej lojalnym klientem, jakiego tam mają. Doug jest 97-letnim weteranem II wojny światowej i od dawna uwielbia słynne kanapki z rostbefem, na których sieć zbudowała swoją reputację. Doug przychodzi codziennie, aby zjeść swoją ulubioną kanapkę. Prawie zawsze zamawia kanapkę z rostbefem z nadzieniem z sera szwajcarskiego i colę bez lodu. Wszyscy pracownicy zapamiętali to jako jego "zwyczaj". Po pewnym czasie jeden z pracowników chciał dowiedzieć się czegoś więcej o tym starszym człowieku i dlaczego tak bardzo fascynuje się jedzeniem, które serwujemy. Zapytał go więc, dlaczego ciągle tu przychodzi, dlaczego akurat w to miejsce? Doug odpowiedział, mówiąc: "To jest jedyne miejsce, gdzie mogę dostać kanapkę lub dostać cokolwiek innego do jedzenia, poczym nie boli mnie żołądek". Właściwie bliższe prawdy może być to, że kanapka tak bardzo mu smakuje, że przestał szukać alternatyw. Doug mieszka w pobliskim domu spokojnej starości, ale zawsze dba o to, aby zjeść swój codzienny posiłek w Arby's. I ma swój ulubiony stolik, przy którym chętnie jada. Personel traktuje go jak rodzinę, a pracownicy dokładają wszelkich starań, aby czuł się komfortowo. Doug jest tak lojalnym klientem i naprawdę dobrym człowiekiem, że pewnego dnia pracownicy zjednoczyli się i kupili mu kartę podarunkową o wartości 200 dolarów. Na początku myślał, że żartują, ale to było zdecydowanie prawdziwe. Odpowiedział im: "Dziękuję. Nigdy nie wiem, czy będę tu następnego dnia, ale bardzo wam za to dziękuję". Ale to, co może być nawet ważniejsze od tego... przynajmniej bardziej znaczące... to fakt, że wielu pracowników dało Dougowi swoje numery telefonów, w razie gdyby czegoś potrzebował. I wszyscy zaoferowali, że przyniosą mu jego ulubiony posiłek do domu spokojnej starości, na wypadek gdyby nie mógł tam dotrzeć. Następnie, po tym jak historia Douga trafiła do wiadomości publicznej, Arby's podarował mu kolejny prezent... darmowe jedzenie do końca jego życia. Teraz nie musi się już martwić o to, skąd weźmie następny posiłek, co daje mu więcej czasu na zawieranie kolejnych przyjaźni

Przykre, ale prawdziwe:

 –  Kilka słów o sąsiedzkich relacjach w dzisiejszych czasach.Wychowałam się w bloku, gdzie sąsiad = przyjaciel.Odwiedzaliśmy się kilka razy w tygodniu, robiliśmy sąsiedzkie imprezy, jako dziecko często bawiłam się z innymi dzieciakami w piaskownicy lub w naszych mieszkaniach. Do tej pory mam paczkę przyjaciółek z klatki, z którymi zawsze spotykam się, gdy jestem w rodzinnym mieście.Moi rodzice często pilnowali dzieci innych sąsiadów, a w zamian za to my mieliśmy zapewnioną opiekę dla naszego kota, kiedy wyjeżdżaliśmy na wakacje. Gdy trzeba było zrobić gdzieś remont, nie wynajmowało się do tego ekipy, tylko prosiło się sąsiadów o pomoc. Zdarzało się, że moi rodzice pracowali do późna, więc niektórzy sąsiedzi z własnej woli zapraszali mnie i mojego brata na obiad.Czysta, sąsiedzka życzliwość.Uważałam, że takie relacje to coś normalnego. Przez całe studia w mieszkałam w akademiku, gdzie panowała podobna atmosfera - wiadomo, jak to w mieszkaniach studenckich bywa.Po studiach znalazłam pracę i przeprowadziłam się do mieszkania na nowo wybudowanym osiedlu. Dobrze pamiętam ten dzień - była sobota, południe. Gdy tylko się rozpakowałam, postanowiłam przywitać się z sąsiadami.Połowa nie otworzyła mi w ogóle drzwi, chociaż wewnątrz mieszkania słyszałam dialogi w stylu "Kto to? Nie wiem, jakaś typiara, nie znam. To nie otwieraj". Kilka osób przez drzwi spytało "kto tam?", a gdy odpowiadałam, że jestem nową sąsiadką i przyszłam się przywitać, słyszałam tylko "proszę stąd odejść, nie mam czasu".Byli też tacy, którzy otwierali drzwi, ale słysząc, kim jestem, machnęli dłonią, mówiąc, żebym nie zawracała im głowy. Jeden starszy pan spytał "Aa, to pani się tak łomotała na klatce? Mam nadzieję, że to już koniec, zagłuszała mi pani serial". Jakaś kobieta nakrzyczała na mnie, bo dzwonek do drzwi obudził jej dziecko.Tylko w jednym mieszkaniu trafiłam na miłą parę studentów, z którymi od razu umówiłam się na piwo i przy okazji dowiedziałam się, że podziwiają mnie za chęć zapoznawania się z innymi sąsiadami, bo w tym bloku mieszkają, cytuję "dziwni ludzie".Byłam, delikatnie mówiąc, zszokowana, ale oczywiście, zaczęłam szukać winy w sobie - była sobota, tłumaczyłam sobie, że sąsiedzi pewnie odpoczywają po ciężkim tygodniu, a tu przychodzi obca baba i zawraca im głowę. Pomyślałam, że na razie dam im trochę czasu i na zacieśnianie sąsiedzkich więzi przyjdzie jeszcze pora.W ciągu kolejnego tygodnia przekonałam się, że moi sąsiedzi nie znają słowa "dzień dobry". Parę razy zamknięto mi drzwi na klatkę przed nosem. Kiedy w windzie pies jednego z sąsiadów zaczął mnie zaczepiać i wyciągnęłam do niego rękę (może nie powinnam, bo niektóre psy tego nie lubią, ale ten wydawał się wyjątkowo towarzyski), jego opiekun burknął do mnie coś w stylu "niech trzyma pani ręce przy sobie".Raz nie było mnie w domu, a akurat nadkręcił się kurier i chciał zostawić paczkę u sąsiadki - po rozmowie na infolinii dowiedziałam się, że sąsiadka powiedziała, że może przesyłkę przyjąć, ale wyrzuci ją do śmieci. Szczęśliwie kurier przyjechał kolejnego dnia, kiedy byłam w domu.Z głębokim rozczarowaniem uznałam, że nie ma co robić drugiego podejścia do lepszego zapoznania się z moimi sąsiadami. Ale kiedy chciałam zrobić parapetówkę, pomyślałam, że rozsądnie byłoby ich chociaż o tym poinformować. Tym, którzy mieszkają najbliżej mnie, zostawiłam w skrzynce na listy słodką przekąskę i karteczkę z informacją, że tego dnia i o tej godzinie zapraszam ich na małą imprezę, a jeśli jednak wolą zostać u siebie, to, oczywiście rozumiem i postaram się, by było w miarę cicho.Na parapetówce pojawili się jedynie wspomniani wcześniej studenci oraz piątka moich znajomych. Była godzina dwudziesta, muzyka grała głośno, ale nie na tyle głośno, by komuś przeszkadzać (nawet na klatce nie było jej słychać). Zdążyliśmy może wypić po łyku piwa, kiedy do mieszkania zapukała... policja.Co się okazało? Sąsiedzi donieśli, że jest hałas, a na prośbę o ściszenie muzyki, ja i moi znajomi zaczęliśmy grozić im przemocą. Do tego para studentów, która mieszka w tym bloku to dilerzy narkotyków i na pewno wszyscy jesteśmy naćpani.Sądziłam przez chwilę, że jestem w ukrytej kamerze.Policjanci, na szczęście, okazali się dość wyrozumiali i skończyło się na pouczeniu. Kontynuowaliśmy imprezę, ale już w zepsutym humorze.W ciągu kolejnych miesięcy bałam się wyjść w ogóle z domu lub do niego wracać w obawie, że trafię na klatce lub w windzie na któregoś z sąsiadów. Częściej niż "dzień dobry" słyszałam jakieś niemiłe uwagi, niepotrzebne zaczepki.Dwa dni po parapetówce, gdy niosłam w przezroczystej reklamówce zakupy, w tym butelkę wina, jedna sąsiadka spytała "Co, znowu imprezka? Znowu będzie trzeba po policję dzwonić?" Nie odpowiedziałam.Zdaję sobie sprawę z tego, że czasy się zmieniły i dzisiaj każdy jest skupiony bardziej na sobie, ma swoich znajomych i nie szuka przyjaźni wśród sąsiadów. Być może uznacie, że narzucałam się swoim sąsiadom, ale naprawdę nie rozumiem, skąd w nich tyle jadu i pogardy dla drugiego człowieka.Blok, w którym się wychowałam, a ten, w którym mieszkam obecnie to dwa zupełnie różne światy i muszę wam powiedzieć, że jestem mocno przygnębiona, kiedy po pobycie w moich rodzinnych stronach wracam to szarej rzeczywistości.Naprawdę, tu już nie chodzi o to, że ktoś mi nie odpowie na "dzień dobry" czy zbeszta za głaskanie jego psa - chodzi o zwyczajny szacunek do drugiej osoby i nie uprzykrzanie sobie życia.
Źródło: piekielni.pl
Czyli jeśli ktoś jest samotny może się do niego zgłosić żeby po prostu mu potowarzyszył. Dopisał, że może robić tylko elementarne rzeczy, bo nic więcej nie umie. – Jego ogłoszenie momentalnie stało się bardzo popularne i ludzie (głównie samotni) zaczęli go „wynajmować" do różnych czynności, jak np. spacer po parku. Najpierw pracował bezpłatnie, ale po zyskaniu sporej popularności zaczął pobierać pieniądze za swoje „usługi".
W Rosji antyterroryści są szkoleni w myśl zasady, żeby najpierw strzelać, a potem szukać pozostałych przy życiu zakładników –
0:14
W USA osoby, które zidentyfikowano wśród tłumu, który wdarł się na Kapitol wpisano na listę zakazu lotów, teraz ludzie, którzy przychodzą na lotnisko, aby wrócić do domu dowiadują się, że muszą szukać innego środka transportu – Kiedy próbujesz obalić rząd i zachwiać strukturą swojego kraju i dziwisz się, że musisz ponieść konsekwencje...
Niektóre rzeczy sąsilniejsze od nas –  ^ Messages     Marek <3 ContactKochanie, czy mógłbyśkupić czekoladę Milkęmleczną jak będzieszwracał?No mogę, ale sprawdź wszafce, bo wydaje mi się,że dokładnie taką tamwidziałemNo właśnie chodzi o to, żedokładnie tej już nie ma...Potrzebuję dokładnietakiej samejKiepski dzień?Ujmę to tak - właśniepomagam naszemusynowi szukać JEGOczekolady, którą zjadłamzeszłej nocy ©
 –  CHWAŁA BOGU, ŻE TY SIĘ NIE ROZMNAŻASZ JAREK
Szczęścia trzeba szukać –
Szpital Narodowy zarabiamiliony na pustych łóżkach – 500 łóżek i 60 nieczynnych respiratorów przynosi Szpitalowi Narodowemu 18 mln zł w ciągu miesiąca. A to dopiero początek: zapowiedziano już prace nad dostawieniem kolejnych 700 stanowisk.Ratownicy nie próbują nawet szukać pomocy na Szpitalu Narodowym. Lekarze mówią wprost, ze przyjmowani są tam tylko chorzy nie potrzebujący opieki. W rezultacie w placówce bywa więcej personelu, niż chorych
Źródło: biznes.radiozet.pl
4-latka dokonała nadludzkiej rzeczy, żeby ratować dziadków – Mała mieszkanka Syberii pokonała 8 km w śnieżnej zawiei przy temperaturze minus 24 st. C, by szukać pomocy dla dziadków. Jej babcia zmarła, a niewidomy dziadek nie był w stanie sam wyjść z domu i kogoś zawiadomić, dlatego poprosił o to wnuczkę. Według mieszkańców okolic dziewczynka miała ogromne szczęście, bo drogą, którą szła jest niebezpieczna ze względu na ataki wilków. 4-latka została okrzyknięta najodważniejszą dziewczynką na Syberii!
 
Color format