Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 99 takich demotywatorów

W środę wieczór gościem "Godziny Zero" był ambasador Izraela, Yacov Livne. Jak wyznaje Robert Mazurek, ambasador wpadł w szał po zakończeniu programu – „Nigdy nie miałem takiej sytuacji, że po rozmowie zrywa się gość, stoi koło mnie i na mnie krzyczy. I na mnie wrzeszczy i ma pretensje. Moi koledzy kamerzyści, którzy byli ze mną w studiu, byli zdumieni. Ja również. Rozumiem, że pan ambasador mógł nie być przesadnie szczęśliwy z tego, jak ta rozmowa wyglądała, czemu bardzo jasno dawał wyraz. Ale jest pewna różnica delikatna między niezgodą na to, że tak to się potoczyła a wrzaskiem, pretensjami, które właśnie pan ambasador wobec mnie wystosowywał w tej swojej bardzo ekspresyjnej formie – powiedział dziennikarz. Fot. Kanał Zero/YouTube
 –  133
Dziś nas nie stać na szał po porażce w grze –  Gamers rage moments
0:16
Kiedy automat nie wydaje reszty,a koniec miesiąca daleko –  Siekierą rąbał biletomaty wtunelu SKMMichał Brancewicz27 grudnia 2023, godz.15:00lib un dWDOPLOpinie (305)Monitoring zarejestrował atak siekierą na biletomat wtunelu SKM Politechnika.fot. monitoring PKP SKMW sobotę, przed Wigilią, nieznany dotąd sprawcadwukrotnie pojawił się z siekierą w tuneluprowadzącym na peron SKM Politechnika >gdzie porąbał biletomaty SKM, automaty systemuFala, gabloty i kamerę. Na szczęście nie ucierpiał
 –  iesię-ii dlazwyBrej-wiees-Drzwi od domofonu otworzyła mu w lutym 2021roku- jak wpisał do protokołu - sądząc po głosie,maloletnia dziewczynka, oświadczając, że pan Samu-el Pereira »kąpie się«". Chwilę później komornik usły-szał zza drzwi głos mężczyzny, mówił, że nie nazy-wa się Samuel Pereira i nikt taki pod tym adresemnie mieszka. Komornik zostawił awizo w skrzyncena listy, zrobił zdjęcia drzwi do mieszkania i bramybudynku na dowód swojej wizyty.Pół godziny później zadzwonił do niego Perei-ra. Dopytywał, jaką przesyłkę próbował dostarczyć,jakiej sygnatury dotyczy sprawa i kto jest jej autorem.Komornik poinformował go lakonicznie, że wszyst-kiego dowie się w kancelarii, gdzie czeka na niegoprzesyłka do odebrania.Pereira będzie później publicznie twierdzić,że Brejzowie go nachodzili, a do tego fotografowalidwa lata później, spra-(-ń25

"Tamte" święta były dla mnie najpiękniejszymi, jakie miałam w życiu. Czekałam na nie długie miesiące. Dla nas, dzieci wychowanych w latach 80., czas płynął od wakacji do Świąt Bożego Narodzenia i od świąt do wakacji

"Tamte" święta były dla mnie najpiękniejszymi, jakie miałam w życiu. Czekałam na nie długie miesiące. Dla nas, dzieci wychowanych w latach 80., czas płynął od wakacji do Świąt Bożego Narodzenia i od świąt do wakacji – W Wigilię mama wstawała pierwsza. Zrywała kartkę z kalendarza, a potem spędzała czas w kuchni, do której wstęp był dla nas przez większość dnia zabroniony. Po śniadaniu trzeba było przecież się „przegłodzić”, żeby wigilijna kolacja lepiej smakowała. Zawsze czekaliśmy na pierwszą gwiazdkę, a za oknem wokół był puszysty śnieg – do kolan, czasem do pasa. Naprawdę nie pamiętam Świąt bez śniegu. Wierzyliśmy też, że zwierzęta o północy przemówią ludzkim głosem...Choinka była takim trochę chaosem wszystkiego. Jednak na pewno kolorowa. U mnie w domu była sztuczna. Pamiętam, że z przodu miała bombki, a z tyłu prawie wcale. Czubek był lekko wygięty, jakby przeszkadzał mu sufit. Bombki po prostu przepiękne: muchomorki i takie okrągłe, błyszczące, w których można było się przeglądać, no i też takie, które miały wgniecenia i szybko się tłukły. Mama zbierała je, kruszyła i chowała na ozdobienie nimi korony na zabawę choinkową. Królowały cukierki: szklaki, kukułki i raczki, a niekiedy czekoladopodobne, skrupulatnie liczone przez mamę. Mieliśmy na to swój mały patent: po zjedzeniu wkładaliśmy w papierek watę. Była ona wtedy doskonałą imitacją śniegu i wspaniale też zakrywała prześwity na choinkowych gałęziach.Mikołaj wyglądał zupełnie inaczej niż dziś. Jego stroju nie można było wypożyczyć, czy go kupić. Ja nie przypominam sobie, aby w naszych domach Mikołaj w ogóle miał czerwone ubranie, może tylko dodatek w tym kolorze. Przebierał się za niego tata lub wujek a dorośli byli bardzo kreatywni. Mikołaj zakładał często buty albo część ubrania któregoś z domowników, więc wraz z wiekiem domyślaliśmy się, że on wcale nie istnieje. Prezenty: najpiękniejsze, choć bardzo skromne - książka, jakieś mazaki czy kredki. Już wcześniej szukaliśmy ich w szafach i wersalkach. My nie dostawaliśmy podarunków na co dzień. Były więc wymarzone i wyczekiwane.Liczyliśmy nasze prezenty, ustawialiśmy w rządku, obok łóżka i patrzyliśmy na nie zaraz po przebudzeniu. Po Nowym Roku opowiadaliśmy sobie o nich w szkole.Tęsknię za magią tamtych lat. Za zapachem. Zapachem tych dwunastu potraw, robionych przez mamę i babcię. Zapachem pomarańczy. Nawet za tym zapachem pasty, którą mama czyściła podłogę w kuchni. Za zapachem gazety z programem, którą w wigilijny poranek z kiosku przynosił tato. Miała zielony napis, wkładkę, krzyżówkę i była bardzo gruba. Mam wrażenie, że nawet gazeta pachniała wtedy świętami..."Fragment z książki „Tamten smak oranżady. Z pamiętnika ‘78 rocznika” via Instagram Monika Marszał @monikama szalszeregowy oświetleniowyKOMPLET CHOINKOWYet@monikamarszal
 –
0:17
 –  LOVOVONDORE JRN LOVE
0:10
+18
Ten demotywator może zawierać treści nieodpowienie dla niepełnoletnich.
Zobacz
 –
Niecodzienna sytuacja w jednej z warszawskich restauracji. Tak zareagowała kelnerka na skromny napiwek – - Poszliśmy do nowej restauracji w centrum miasta, bardzo ładny wystrój, dużo ludzi, ale już od samego wejścia zwróciłam uwagę na jedną z kelnerek, która bardzo szybko chodziła między stolikami i była nerwowa. Miałam nadzieję, że ona nam się nie trafi. No niestety, nie udało się to. Przez kolejne półtorej godziny mieliśmy do czynienia z jedną z najbardziej niemiłych osób, z jakimi dane mi było obcować w swoim życiu. Opryskliwa, bardzo głośna i z niesamowicie długimi paznokciami. Wiedziałam, że jak przyjdzie czas zapłaty, to nie dam jej tyle, ile powinnam - relacjonuje Anna.W momencie zapłaty kelnerka zaczęła być bardzo miła i nagle uśmiechnięta. Spytała czy wszystko smakowało, oczywiście, dlatego, aby dostać większy napiwek- wspomina Pani Anna. Po zobaczeniu kwoty napiwku kelnerka odpowiedziała:„Takie resztki to dla psa!”Do zapłaty było 190 zł, na stole znalazło się 2 złote napiwku. Kelnerka wpadła w szał i w bardzo niemiły sposób zwróciła się do nas, że nikt jej nie docenia i żałuje, że nie dodała czegoś do zupy. #1##2786#000113.533003ZEOTE
 –  Kłopot z imieniem dla dziecka08 cze 2023 02:52Mam problem z imieniem dla dziecka. Wspólnie z mężemustaliliśmy że będzie nazywała się Nadia jednak ja zawszemarzyłam o oryginalnym imieniu. Sama nazywam się Maria, alegdy byliśmy w Londynie kazałam mówić na siebie mery. Bardzopodobało mi się imię koleżanki z produkcji Chantal - kojarzy misię z Chanel. Po powrocie do Polski stwierdziłam że bez wiedzymęża nazwę ja spolszczony Szantel by nikt nie myliłwymowy.hdy mąż się o tym dowiedział wpadł w szał żekrzywdzę dziecko a teściowa zaczęła na małą mówićszambonellawkurzyłam się więc i mąż od 3 miesięcy śpina materacu bo robił mi wyrzuty że ośmieszamy dziecko i możemieć przez to problemy. Dla mnie to światowe imię. Bardziejjestem zła na niego bo dał mi beznadziejne nazwisko kapusta.Czy mogę zmienić w urzędzie nazwisko na Capi? Wtedy bypasowało do imienia lub na moje panieńskie Bieżuńska? Kłótniew domu są straszne jestem zgodna pójść na ugodę iewentualnie zmienić imię na donatella ale żadnych kas NataliAgnieszki czy innych wiejskich imion.
On nie mógł tego pojąć – "Wydawało mi się, że bardzo kocham swojego przyszłego męża, którego poznałam na studiach”Imponowało mi to, jak bardzo jest inteligentny, oczytany, światły, opiekuje się mną i chce poszerzać moje i swoje horyzonty. Spotykaliśmy się przez około 2 lata, gdy zdecydowaliśmy, że weźmiemy ślub. Męczyło nas trochę to, że przed znajomymi musieliśmy przedstawiać się jako narzeczeni, chcieliśmy być po prostu małżeństwem.„I choć możecie w to nie uwierzyć, tak naprawdę na co dzień nie kłóciliśmy się, a funkcjonowaliśmy ze sobą w pełnej zgodzie”Wydawało mi się, że oboje zawsze dojdziemy do porozumienia i nawet z największej kłótni będziemy potrafili wyjść obronną ręką, jeśli takowa kiedyś w przyszłości się wydarzy. Nawet nie miałam pojęcia w jak ogromnym błędzie byłam… Wszystko wydarzyło się w ciągu trzech dni, gdy cały mój światopogląd, całe moje plany, marzenia i oczekiwania wobec Tomka runęły momentalnie.Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale dla niego najwidoczniej wydawało się normalne, że ja przejmę jego nazwisko w trakcie ślubu. Mi się wydawało, że wspominałam o tym kiedyś, że nie chcę absolutnie przyjmować jego nazwiska tylko chcę pozostać przy swoim, ponieważ identyfikuję się ze swoją rodziną i nie chcę tracić swojej tożsamości.„Po raz pierwszy widziałam Tomka, jak wpadł w szał. Nie dało się tego opisać słowami"Próbował mi wmówić, że nie nie chcę z nim stworzyć jednostki jaką jest rodziną, że na siłę chcę być feministką, która i tak zresztą bez facetów nic nie będzie znaczyć.Te słowa zabolały mnie mocniej niż cokolwiek innego – niż najmocniejsze uderzenie w twarz. Najpierw starałam się spokojnie wytłumaczyć, że bardzo ważne dla mnie jest to, abym została przy swoim nazwisku. Nie chciałam go zmieniać, bo nie jestem samochodem, który się przerejestrowuje. I wtedy padły słowa, których się obawiałam się, ale które czułam, że i tak wypłyną:„Musisz wybierać – albo ja, albo zostajesz przy swoim nazwisku, ale już beze mnie”„Wybrałam samotność i życie w pojedynkę”Słusznie? "Wydawało mi się, że bardzo kocham swojego przyszłego męża, którego poznałam na studiach”Imponowało mi to, jak bardzo jest inteligentny, oczytany, światły, opiekuje się mną i chce poszerzać moje i swoje horyzonty. Spotykaliśmy się przez około 2 lata, gdy zdecydowaliśmy, że weźmiemy ślub. Męczyło nas trochę to, że przed znajomymi musieliśmy przedstawiać się jako narzeczeni, chcieliśmy być po prostu małżeństwem.„I choć możecie w to nie uwierzyć, tak naprawdę na co dzień nie kłóciliśmy się, a funkcjonowaliśmy ze sobą w pełnej zgodzie”Wydawało mi się, że oboje zawsze dojdziemy do porozumienia i nawet z największej kłótni będziemy potrafili wyjść obronną ręką, jeśli takowa kiedyś w przyszłości się wydarzy. Nawet nie miałam pojęcia w jak ogromnym błędzie byłam… Wszystko wydarzyło się w ciągu trzech dni, gdy cały mój światopogląd, całe moje plany, marzenia i oczekiwania wobec Tomka runęły momentalnie.Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale dla niego najwidoczniej wydawało się normalne, że ja przejmę jego nazwisko w trakcie ślubu. Mi się wydawało, że wspominałam o tym kiedyś, że nie chcę absolutnie przyjmować jego nazwiska tylko chcę pozostać przy swoim, ponieważ identyfikuję się ze swoją rodziną i nie chcę tracić swojej tożsamości„Po raz pierwszy widziałam Tomka, jak wpadł w szał. Nie dało się tego opisać słowami"Próbował mi wmówić, że nie nie chcę z nim stworzyć jednostki jaką jest rodziną, że na siłę chcę być feministką, która i tak zresztą bez facetów nic nie będzie znaczyć.Te słowa zabolały mnie mocniej niż cokolwiek innego – niż najmocniejsze uderzenie w twarz. Najpierw starałam się spokojnie wytłumaczyć, że bardzo ważne dla mnie jest to, abym została przy swoim nowym nazwisku. Nie chciałam go zmieniać, bo nie jestem samochodem, który się przerejestrowuje. I wtedy padły słowa, których się obawiałam się, ale które czułam, że i tak wypłyną:„Musisz wybierać – albo ja, albo zostajesz przy swoim nazwisku, ale już beze mnie”„Wybrałam samotność i życie w pojedynkę”Słusznie?
Nieodmiennie kojarząca się z latami 90-tymi sylwetka gwiazdy odziana w czerwony kostium kąpielowy przeszła do historii – Od tego momentu zaczął się ogólnoświatowy szał na powiększanie biustu. Teraz przedstawiciele jednego z największych kulturowych wyróżnień zdecydowali, że jej wpływ na popkulturę i świadomość ludzi był tak wielki, że postanowili uhonorować i zabezpieczyć jej… piersi. Nie wiemy jeszcze jak to wpłynie na codzienne życie Pameli, czy będzie musiała pytać o zgodę np. o opalanie się topless? Jedno jest pewne, nagrania z aktorką oraz fotografie nie będą mogły być edytowane pod kątem ingerencji w jej biust
W 1985 roku przemytnik narkotyków wyrzucił ze swojego samolotu kokainę o wartości 15 milionów dolarów do lasu państwowego w Georgii. Kokainę znalazł czarny niedźwiedź, który zjadł ją całą, wpadł w szał, a następnie zmarł z powodu ogromnego przedawkowania – Już w lutym swoją premierę kinową będzie miał film pt: „Kokainowy niedźwiedź”, który jest inspirowany prawdziwymi wydarzeniami.
"Więc kupiłem jednego, podszedłem do dzieciaka i pożarłem batona ze smakiem na oczach rozdartego gówniarza" –
 –
Pamiętacie jeszcze jaki szał robiło kiedyś Bravo –
Tai Emery to zawodniczka, która w miniony weekend odniosła zwycięstwo na gali BKFC w Tajlandii nokautując przed czasem swoją przeciwniczkę. Ale to nie zwycięstwo, a szał jej radości, w którym pokazała publiczności piersi stało się obiektem szerokich komentarzy w internecie – Wideo z niecodziennej celebracji zawodniczki stało się swoistym internetowym viralem, czego świadoma jest sama Emery:“Tak, wiem, że rozwaliliśmy internet tym wideo! To dla mnie nowość. Znajomi mówili mi, że stałam się numerem jeden wg googla. To miłe, gdy pobijesz w czymś Kardashianów.” – tłumaczy w rozmowie z Arielem Helwanim w The MMA Hour.Ale jak się okazuje, celebracja Emery ma drugie dno. Amerykanka z Nevady w taki sposób wytłumaczyła swój sposób celebracji tego zwycięstwa:“Szczerze, to była jedna z najlepszych rzeczy, jakie mi się przydarzyły. Zawsze mówiłam, że jeśli jesteś sobą, to nic złego nie może z tego wyniknąć. Jestem pewna, że w Tajlandii wiele osób myślało, że spotkam się z krytyką, bo tam pokazywanie piersi przez kobiety jest zabronione.No ale jak to – ja nie mogę pokazać piersi, a faceci ze sztucznymi, dorobionymi piersiami mogą je pokazywać? U nich nie jest to zabronione. W kraju, w którym jest dużo buddyzmu mogło płynąć wiele sprzeciwu do tej celebracji, ale okazało się, że większość to słowa wsparcia.”
 –  pogaduchy bez tabu«£18cze 6• • •Dzień dobry potrzebuje porady. Mam problem z agresją. Mój mąż nagrywał od jakiegoś czasu jak go bije. Mamy dwie córki9 i 12 lat. Ja nie pracuje zajmowałam się domem. Mój mąż id jakiegoś czasu zaczął mnie namawiać bym podjęła pracę, ale jest ciężko znaleźć pracę. On potrafił codzień nie mówić mi bym szukała pracy no i mnie zaczęły nerwy ponosić przestałam nad sobą panować i w złości nieraz go uderzyłam. Wczoraj wydarzyło się najgorsze mąż wrócił z pracy i mówi, że ma dla mnie niespodziankę, że znalazł mi pracę wpadłam w szał zaczęłam go układać pięściami na wszystko patrzyły dziewczynki no i mąż uderzył mnie z całej siły w twarz i zadzwonił na policję, że jestem agresywna i że jestem zagrożeniem dla dzieci. Miał tą całą sytuację nagrana. Policja stwierdziła, że jestem agresorem i mam opuścić mieszkanie. Co do tej mojej agresji, od 7 lat leczę się na depresję i chce zająć się leczeniem. A mąż do mnie, że wszystko jest drogie, że powinnam iść do pracy i mu pomóc. Mąż będzie walczyć by odebrać mi dzieci. Co mogę zrobić.
John Langdon Down rozpoczął swoją karierę jako główny lekarz w Earlswood, instytucji dla osób z niepełnosprawnością intelektualną i rozwojową – Przed pracą w Earlswood, John Down nie miał doświadczenia w opiece nad osobami z tego typu niepełnosprawnościami. Ale coś go w nich interesowało. Widział ich wartość i ich człowieczeństwo w czasach, gdy inni tego nie widzieli. Naprawdę lubił przebywać w ich towarzystwie i wpadał w szał z powodu sposobu, w jaki byli traktowani. Kary cielesne były powszechne, panowała słaba higiena, wysoka śmiertelność i nic przyjemnego lub wartościowego, co mogliby robić pacjenci. John Langdon Down nalegał na zmianę. Zatrudnił cały nowy personel, zażądał odpowiedniej opieki i higieny, zabronił karania i oferował swoim pacjentom rzemiosło i hobby. Robił piękne portrety swoich pacjentów, ubierając ich w najładniejsze suknie i garnitury by pozowali. Użył tej kolekcji portretów składającej się z ponad 200 zdjęć, aby wesprzeć swój kliniczny opis zespołu Downa, wskazując cechy fizyczne, które zauważył, a także inne obserwacje kliniczne, które poczynił. W 1868 kupił dużą białą rezydencję jako dom dla osób z zespołem Downa, a nie „instytucję”. Dbał o to, aby miejsce spełniało najwyższe standardy komfortu i higieny. Wszystkie osoby przywiezione do rezydencji posiadały prywatne wykształcenie. Uczono ich jeździć konno, uprawiać ogród lub inne rzemiosło. Dostarczane były pomoce kreatywne, a jako dodatek do rezydencji wybudował mały teatr. Ta rezydencja nazywała się Normansfield i nadal istnieje w Wielkiej Brytanii. Teraz nazywa się Langdon Down Center i Normansfield Theatre. Tak więc "Down" nie ma nic wspólnego z opóźnieniami, usposobieniem lub prognozą syndromu. Został nazwany na cześć naprawdę fajnej osoby