Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 389 takich demotywatorów

Komuś tu chyba coś się pokiełbasiło –
 – "Drogi sąsiedzie. Poprosiłabym wszystkich obywateli Żoliborza, którzy to czytają, żeby nie wyrzucali za okno resztek poobiadowych na chodnik, papierosów, butelek, maseczek, reklamówek, plastiku, przeterminowanego jedzenia. Mój pies na tym cierpi. I nie tylko on. My też będziemy. Pozdrowienia. Kalina i wszystkie zwierzęta" Drogi sąsiedzie. Poprosiłabym wszystkich obywateli Żoliborza, którzy to czytają, żeby nie wyrzucali za okno resztek poobiadowych na chodnik, papierosów, butelek, maseczek, reklamówek, plastiku, przeterminowanego jedzenia. Mój pies na tym cierpi. I nie tylko on. My też będziemy. Pozdrowienia. Kalina i wszystkie zwierzęta
 –
0:46
 –  TO JEST PRZEMOC
Piesek jest zadowolony.Ja też, po przeczytaniu tego –

Kiedyś to było, teraz już nie ma

Kiedyś to było, teraz już nie ma – Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze... na śniadanie matka kroiła wiatr, ojca nie znałem, bo umarł na raka wątroby, kiedy zginął w tragicznym wypadku samochodowym, po samospaleniu się na imieninach u wujka Eugeniusza. Wujka Eugeniusza zabrało NKWD w 59. Nikt nie narzekał.Wszyscy należeliśmy do hord i łupiliśmy okolicę. Konin, Szczecin i Oslo stały w płomieniach. Bawiliśmy się też na budowach. Czasem kogoś przywaliła zbrojona płyta, a czasem nie. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka odcinała stopę i mówiła z uśmiechem, "masz, kurna, drugą, nie"? Nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że wszyscy zginiemy. Nikt nie narzekał.Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z gruźlicą, szkorbutem, nowotworem i polio służył mocz i mech. Lekarz u nasbywał. Chyba że u babci – po mocz i mech. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Jedliśmy muchomory sromotnikowe, na które defekowały chore na wściekliznę żubry i kuny. Nie mieliśmy hamburgerów – jedliśmy wilki. Nie mieliśmy czipsów – jedliśmy mrówki. Nie było wtedy coca-coli, była ślina niedźwiedzi. Była miesiączka żab. Nikt nie narzekał.Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał karę. Dół z wapnem, nóż, myśliwska flinta – różnie. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo — jak zwykle. Potem ojciec wracał do domu, a po drodze brał sobie nowe dziecko. Dzieci wtedy leżały wszędzie. Na trawnikach, w rowach melioracyjnych, obok przystanków, pod drzewami. Tak jak dzisiaj leżą papierki po batonach. Nie było wtedy batonów, dzieci leżały za to wszędzie. Nikt nie narzekał.Latem wchodziliśmy na dachy wieżowców, nie pilnowali nas dorośli. Skakaliśmy. Nikt jednak nie rozbił się o chodnik. Każdy potrafił latać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji, aby się tej sztuki nauczyć. Nikt też nie narzekał.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Czasem akurat wtedy nadjeżdżał jelcz lub star. Wtedy zdychaliśmy. Nikt nie narzekał.Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Podobnie jak wybite zęby, rozprute brzuchy, nagły brak oka czy amatorskie amputacje. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a od pomocy, to jeszcze nikt nie umarł. Ciocia Janinka powtarzała, "lepiej lanie niż śniadanie". Nikt nie narzekał.Gotowaliśmy sobie zupy z mazutu, azbestu i Ludwika. Jedliśmy też koks, paznokcie obcych osób, truchła zwierząt, papier ścierny, nawozy sztuczne, oset, mszyce, płody krów, odchody ryb, kogel-mogel. Jak kogoś użarła pszczoła, to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię. Jak ktoś się zadławił, to pił 3 szklanki mleka i przykładał sobie rozgrzaną patelnię. Nikt nie narzekał.Nikt nie latał co miesiąc do dentysty. Próchnica jest smaczna. Kiedy ktoś spuchł od bolącego zęba, graliśmy jego głową w piłkę. Mieliśmy jedną plombę na jedenaścioro. Każdy ją nosił po 2-3 dni w miesiącu. Nikt nie narzekał.Byliśmy młodzi i twardzi. Odmawialiśmy jazdy autem. Po prostu za nim biegliśmy. Nasz pies, MURZYN, był przywiązany linką stalową do haka i biegł obok nas. I nikomu to nie przeszkadzało. Nikt nie narzekał.Wychowywali nas gajowi, stare wiedźmy, zbiegli więźniowie, koledzy z poprawczaka, woźne i księża. Nasze matki rodziły nasze rodzeństwo normalnie – w pracy, szuwarach albo na balkonie. Prawie wszyscy przeżyliśmy, niektórzy tylko nie trafili do więzienia. Nikt nie skończył studiów, ale każdy zaznał zawodu. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. To przykre. Obecnie jest więcej batonów niż dzieci.My, dzieci z naszego jeziora, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze" wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez słodyczy, szacunku, ciepłego obiadu, sensu, a niektórzy – kończyn.Nikt nie narzekał.
Wezmę otwartą puszkę farby, co złego może się stać? –
0:10
Na chodnikach w Bostonie znajdują się wiersze, które są widoczne dla przechodniów tylko wtedy,gdy pada deszcz –
 –
0:10
 –  Dziś pewna pani stwierdziła, że pojedzie pod prąd na drodze jednokierunkowej. Wpadła na jakiegoś faceta. Zaczęła krzyczeć żeby ją przepuścił, bo jest kobietą i nie umie cofać. Facet kazał jej wycofać i jej nie przepuścił, bo po pierwsze - nie miał gdzie wycofać, a po drugie -nie musiał. Za nim ustawiła się kolejka i wszyscy kierowcy z samochodów rzucili się na tego biedaka, który jechał zgodnie z zasadami ruchu, a nie na tę pizdę, która prawo jazdy to chyba w czipsach znalazła, do tego łamie prawo i nie potrafi jeździć tyłem. Jakieś 7-8 osób wrzeszczało na niego, żeby jej ustąpił, bo korek - co z tego, że to ona popierdala pod prąd na drodze jednokierunkowej... Nie wytrzymałem i wstawiłem się za nim, w konsekwencji czego grozili nam obu, że porysują nam samochody, spuszczą powietrze i wywiozą do lasu. Wniosków z tej historii nie ma żadnych, chciałem się tylko tym podzielić, bo wciąż jestem mocno nabuzowany. Co z tymi ludźmi jest nie tak... P.S. Facet nie przepuścił tej niedouczonej pizdy - zjechała na chodnik.
Kilka dni temu odebrano i przekazano do użytkowania chodnik w Dąbroszynie. W uroczystym przecięciu wstęgi 500 metrowego chodnika uczestniczyli m.in: – - starosta koniński,- burmistrz Rychwała,- przedstawiciele Rady Miejskiej w Rychwale,- sołtys wsi Dąbroszyn,- przedstawiciele wykonawcy tj. Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Rychwale,- Zarządu Dróg Powiatowych w Koninie,- no i ksiądz
W wyniku błędu geodezyjnego maleńka działka została pozostawiona jako część posiadłości. Miasto poprosiło rodzinę Hessów o przekazanie jej na cele publiczne, ale ci odmówili –
 –
0:18
Tylko troglodyci zostawiają tak hulajnogi –
 –
Matki zostały spisane i będą wzywane na wyjaśnienia. Kreda została skonfiskowana – Ale to nie byle jaki chodnik, tylko chodnik przed biurem PiSu, przy ulicy Retoryka. A w lasach umierają ludzie
 –
Jakiej prędkości? Nie wiem, cico to wprowadzali też nie –
Także uważajcie, czujne oko SM dokładnie oceni Waszą prędkość i sprawdzi czy nie przekraczacie nieustalonej wartości! –  Zauważyliście jaki bubel prawny powstał ostatnio podczas"regulowania sprawy hulajnóg elektrycznych"?Strażnicy Miejscy mogą nałożyć mandat na rowerzystę lubużytkownika hulajnogi elektrycznej, który porusza się po chodnikuszybciej niż prędkość zbliżona do pieszych. To efekt nowelizacjiustawy, która weszła w życie 30 sierpnia.- Prędkość strażnik oceni wzrokowo, na podstawieposiadanego doświadczenia. Nie jest wymagany żadeninstrument pomiarowy – informuje Waldemar Forysiakz wrocławskiej Straży Miejskiej.Warto dodać, że zgodnie z przepisami, kierujący hulajnogą powinienutrzymywać prędkość zbliżoną do prędkości pieszego zawsze gdyznajduje się na chodniku. Również w sytuacji, gdy na chodniku nie mapieszych.Innymi słowy - mamy dostosować prędkość do prędkości pieszego,nawet jeśli tego nie ma na chodniku, więc nie mamy punktuodniesienia. W takim razie jakiego pieszego?Dwu metrowego wysportowanego 30-letniego mężczyzny, któryspieszy się do pracy? Starszej Pani wracającej z kościoła? Czystudentki, która biegnie na tramwaj? To wszystko są piesi. Wybierzciemądrze, bo strażnik oceni to wzrokowo!Tworzenie prawa, które pozwala służbom subiektywnie decydować otym czy je spełniacie, czy nie jest genialnym polem do nadużyć -szczególnie w rzeczach takich jak prędkość, w odniesieniu do którejistnieją odpowiednie jednostki jej wyrażania i przyrządy do pomiaru.O ile wszyscy się zgodzą, że hulajnoga jadąca z dużą prędkościąpomiędzy ludźmi na chodniku to duże niebezpieczeństwo, którepowinno zostać zminimalizowane, tak utrzymywanie tej prędkości wmomencie kiedy nie mijamy się z pieszymi podważa sens używaniajakichkolwiek urządzeń, skoro w tym samym tempie możemy dojśćspacerem. I taniej. A może nawet szybciej, bo, odpukać, jeszcze nambiegać nie zabronili...
 –