Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 173 takie demotywatory

Tak wygląda podróżowanie z niepełnosprawnym dzieckiem: Najgorsze jest to, że dotyczy to też miejsc, które zostały przebudowane za grubą kasę i powinny być przystosowane do takich sytuacji

Najgorsze jest to, że dotyczy to też miejsc, które zostały przebudowane za grubą kasę i powinny być przystosowane do takich sytuacji –  Alicja Kaiser Konieczna27 stycznia o 14:53 · Jestem mamą, dziecka z niepełnosprawnością. Od urodzenia jego stan się stabilizuje, ale rozwój nie ulega znaczącej poprawie. Szymek nie chodzi, nie siedzi, jest dzieckiem całkowicie zależnym. Z każdym kilogramem i centymetrem jest coraz trudniej i ciężej, ale dajemy radę. Raz na kwartał jeździmy do Berlina przebadać Szymka i ustawić mu leki i tak już od 10 lat. Zazwyczaj jeździmy samochodem, ale podróż trwa ok8h i jest bardzo męcząca. Dlatego wybrałam ICC Gdańsk-Berlin 5:30h. Przystąpiłam do zakupu biletu przez internet, utworzyłam konto, zalogowałem się, wybieram trasę itd., przychodzę do ustawowych ulg, żeby wybrać tą właściwą i tu pierwszy klops. Nie można wybrać taryfy zniżkowej dla inwalidów i ich opiekunów. Pomyślałam, że słaby ten user experience, trudno przejdę się do kasy, przynajmniej obędzie się bez pomyłek. Zmierzam do centrum obsługi klienta ICC. Nawet estetyczne pomieszczenie kilka kas, fotel, siadasz, zamawiasz. Więc siadam i mówię:- dzień dobry, chciałabym zakupić bilet, z Gdańska do Berlin, to moja pierwsza podróż pociągiem z synem lat 13, jest dzieckiem z niepełnosprawnością, całkowicie zależnym ode mnie jako opiekuna, nie chodzi, nie siedzi, nie stoi samodzielnie. Z jakiej oferty mogłabym skorzystać, aby była dopasowana do naszych potrzeb i była najkorzystniejsza finansowo, co tu dużo mówić, idzie kryzys.Pani poinformowała mnie, że są jeszcze bilety w promocyjnej taryfie i może mi taki bilet właśnie sprzedać. Ok, więc wygenerowała bilet i mówi, że do zapłaty jest 630 zł, przełknąłem ślinę i pytam, ale czy to na pewno to jest najkorzystniejsza oferta, bo mój przejazd z synem jest objęty zniżką, nie wiem teraz dokładnie jaką, ale czy nie będzie taniej, jeśli kupimy bilety poza promocja? Pani popatrzyła w stronę koleżanki i retorycznie odparła, Krysiu na 78% nie będzie taniej? No nie, to będzie najkorzystniejsza oferta. Więc jeszcze się dopytuje, ale czy na pewno nie byłoby taniej, kupić bilet na odcinek krajowy i osobno na zagraniczny? Pani powiedziała, że nie, że bilet do z Rzepina do Berlina, będzie droższy niż promocyjne, że normalny bilet kosztuje 230 zł a tutaj mam za 150+. Widząc narastającą irytację pani kasjerki, uznałam że wyczerpałam temat i zakupiłam bilet za 630 zł. Dopytam jeszcze czy jest możliwość uzyskania pomocy asystenta przy wniesieniu dziecka do pociągu. Pani podała numer, pod którym mam taką usługę zamówić, koniecznie przynajmniej 48 h wcześniej. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Po przyjeździe do domu zadzwoniłam pod wskazany numer i zanim umówiłam się z drużyną transportową, zapytałam, ile kosztowałby mnie przejazd z Gdańska do Berlina, korzystając ze zniżki dla osoby z niepełnosprawnością i opiekuna. Pani po chwili odpowiedziała, że przejazd dla dwóch osób na odcinku Gdańsk-Rzepin kosztować będzie mnie 31zł,a bilet z Rzepina do Berlina ok.19 €, spadłam z krzesła... Oszołomiona tą informacją, udałam się ponownie do centrum obsługiICC, niestety było już zamknięte, dla pewności podeszłam do kas regionalnych, sprawdzam i dopytuję, ile kosztuje bilet ze zniżką dla osób z niepełnosprawnością, pani potwierdziła cenę, która podano na infolinii. Wtedy poprosiłam o wymianę na tańszy bilet i zwrot różnicy za zakupiony bilet 630zł. I tu kolejna niespodzianka bilet promocyjny za 630zł, jest bezzwrotny i nie podlega wymianie! Zrezygnowana odeszłam, z zamiarem, że przyjadę jutro do centrum obsługi i na pewno pani kierownik coś poradzi. Rano pojawiam się w centrum ObsługiICC Gdańsk Główny, siadam, mówię: witam, chciałabym zwrócić bilet, który wczoraj zakupiłam, gdyż zostałam wprowadzona w błąd i przepłaciłam znacznie za przejazd. Pani zrobiła strapioną minę i potwierdziła, że te bilety nie podlegają zwrotom, dowiedziałam się też, że na stacji Gdańsk Gł. nie ma żadnego kierownika, nie ma też starszej kasjerki, ani nikogo kto zawiaduje tą niefrasobliwą obsługą, turkusowe zarządzanie. Nie kryjąc rozczarowania i reszty, poprosiłam pomimo wszystko o formularz reklamacyjny i zakupiłam również ten tańszy bilet. Poprosiłam o zorganizowanie brygady pomocniczej, pani wypełniła formularz, jeszcze raz potwierdziłam wszystkie informacje dotyczące syna i jego ograniczeń. Zirytowana wyszłam. Po godzinie zadzwoniono do mnie z infolinii ICC z potwierdzeniem złożenia zapotrzebowania na pomoc przy załadunku osoby niepełnosprawnej. Przeszłam jeszcze raz przez formularz zgłoszeniowy, odpowiadając ponownie na wszystkie pytania i korygując źle zaznaczone przez kasjerkę odpowiedzi np. „czy ma problem z poruszaniem się?” Odp.: NIE ?! Podczas rozmowy okazało się jednak, że jeśli osoba nie jest w stanie samodzielnie zejść z wózka i podtrzymywana przez drużynę wejść po schodkach, to taka pomoc nie będzie mogła być udzielona, gdyż według przepisów drużyna nie może podnosić osoby będącej na wózku i wnosić jej do pociągu. I tu zaniemówiłam. Właśnie mam bilet za 630złi kolejny, który kupiłam przed chwilą i na końcu okazuje się, że ten pociąg w ogóle nie jest przystosowany do transportu osób niepełnosprawnych niechodzących! Pani wytłumaczyła, na czym pomoc polega i że taka osoba musi być zdolna do stania lub chodzenia i przy asyscie drużyny będzie wprowadzona do pociągu. Mogę też wnieść sama dziecko na rękach... stwierdziłam, że nie ma takiej opcji, syn jest po operacji i kręgosłupa waży 28 kg, nie podjęłabym się takiego CrossFit na peronie na mrozie. Powtórzyłam pytanie, czy istnieje jakaś inna możliwość umieszczenia w pociągu dziecka bez wyjmowania go z wózka? Niestety w świetle przepisów nikt nie może mi oficjalnie pomoc, pewnie mogłabym liczyć na uprzejmość drużyny, ale... Zwątpiłam, czy ktokolwiek z nich widział kiedyś osobę z niepełnosprawnością. Dopytam jeszcze czy i dlaczego jest taka rozbieżność w informacjach między centrum obsługi klienta na dworcu a infolinią, która informuje mnie o tym wszystkim w momencie, kiedy bilety już mam zakupione i dlaczego te informacje nie są przekazywane przed zakupem biletu, a dopiero po fakcie i okazuje się że bilet jest bezzwrotny, więc nawet nie mogę odstąpić od tego przejazdu, tylko ewentualnie na drodze jakiegoś indywidualnego rozpatrzenia składać reklamację! Pani nie była w stanie mi na to odpowiedzieć i wcale się nie dziwię. Zostawiłam otwarte zlecenie na pomoc przy wsiadaniu z nadzieją, że być może drużyna będzie na tyle empatyczna i po prostu pomoże mi wnieść młodego na pokład.Coś jednak dalej budziło mój jaskółczy niepokój, weszłam na stronę internetową, przejrzałem warunki reklamacji, okazało się, że aby złożyć reklamację, należy również mieć zaświadczenie o rezygnacji z biletu, czego pani w kasie oczywiście mi nie dała, nie można czegoś takiego wygenerować poprzez stronę www, gdyż bilet został kupiony w kasie. Więc dalej, pakuję się znowu w auto, jadę na dworzec, wysiadam, wchodzę do centrum ICC, już bez witania, bo się dzisiaj rano witałyśmy. Proszę o formularz rezygnacji z przyjazdu. Pani spojrzała na bilety, już je kojarzyła i mówi:-no nie, na te bilety nie trzeba takiego formularza, bo one są bezzwrotne. Więc dopytuję, czy reklamacja będzie uwzględniona bez tego formularza, bo na stronie jest napisane, że bez rezygnacji reklamacje i zwroty nie są uwzględniane.- ale pani tego nie potrzebuję, bo ten bilet i tak nie może być zwrócony ani wymieniony.Poprosiłam o pieczątkę i podpis, pieczątka to zawsze coś. I jeszcze na odchodne powiedziałam tylko, że drużyna, którą pani umówiła do pomocy, nie może mi pomóc, bo nie mogą podnosić wózka z dzieckiem i wnosić go do pociągu, bo przepisy na to nie pozwalają. Pani zdziwiona odparła:- Pierwsze słyszę!Niczego innego się nie spodziewałam. Pani pokazała mi palcem gdzie mam iść i się dopytać. Uśmiechnęłam się i poprosiłam, aby sama się dopytała, bo to w jej interesie jest mieć wiedzę, która się „dzieli”. Dziękuję, do widzenia, nie polecam.Dzień wyjazduPrzyjeżdżamy na dworzec 7 rano, dziecko zapakowane szczelnie w kokon, bo temperatura - 7, ale na dworcu trzeba być 30 min wcześniej, jakoś damy radę, podchodzę do informacji i pytam o drużynę, wyłania się miła pani z miłym panem, w uniformach jak brygada antyterrorystyczna, spodnie bojówki z kieszeniami, wysokie buty na grubej podeszwie antypoślizgowej, czapki, rękawiczki kamizelki odblaskowe, naprawdę robi to wrażenie. Silni, zwarci i bojowi jak mawiał dziadek. Pomyślałam sobie, na pewno nie będzie problemu, jak, poproszę, żeby wnieśli młodego z wózkiem. Przyszliśmy naokoło dworca w Gdańsku, nie działa żadna winda ani schody, remont, przeszliśmy przez dwa szlabany, dostaliśmy się na peron, czekamy, czekamy, czekamy. Pociąg podjeżdża, otwierają się drzwi do naszego wagonu, z którego wyskakuje chwatki konduktor i zanim się obejrzałam łapie za wózek i wnosi go razem ze mną do pociągu. W tym momencie drużyna już była w tunelu, nawet nie zdążyłam im podziękować... Ani zapytać, czy pomogą. Dlatego umawiać się trzeba koniecznie 48 h wcześniej, bo taki jest ruch w interesie, a zakres pomocy to asysta w przejściu pod szlabanem.Sam przedział dla osoby na wózku i jego opiekuna bardzo wygodny, WARS działa, konduktor bardzo miły i uprzejmy no i toaleta również dostosowana do potrzeb. Weszłam, sprawdziłam, jak można by tutaj przewinąć takie dziecko jak Szymon, no nie da się, ale w rogu stoi coś dużego, przykrytego jakąś szarą płachtą. Pomyślałam to na pewno przewijak! I zabrałam się do zdejmowania tej płachty, po zdjęciu okazało się, że tam jest coś, co wygląda jak jakiś rodzaj drabiny albo barierki. Podnoszę, w sumie lekkie to, aluminiowe, może da się na tym jednak młodego przewinąć. Nagle dostrzegam napis, zaniemówiłam, „rampa do wysokościowych peronów”. Czyli jest rampa, jest w pociągu ukryta, nikt nie wie, że tam jest, nikt o tym nie informuje, nikt z tego nie korzysta, bo nie wie, pani w kasie nie wiedziała, pani na infolinii też, drużyna o tym nie wiedziała, konduktor powiedział, że sprawdzi, czy działa...Po przekroczeniu granicy dopytałam niemieckiego konduktora, czy będę mogła, skorzystać z tej rampy wysiadając w Berlinie. Powiedział, że nie mają przeszkolenia w obsłudze polskich platform, ale zobaczy, co da się zrobić. Na marginesie nawet nie sprzedał mi biletu, tylko się uśmiechnął. Dojeżdżamy do Berlina, ja już lekko struchlałam, bo nikt nie przychodzi z pomocą, żadnej informacji zwrotnej od niemieckiego konduktora, może zapomniał, może olał. Wyglądam nerwowo i próbuje zgadywać, z której strony pojawi się peron, nie wiem jak ustawić wózek przy drzwiach, jeszcze do wyniesienia fotelik samochodowy też około 16kg.Podjeżdżamy, zatrzymujemy się, widzę peron, widzę pustkę, nie ma nikogo, nie ma osoby, która miała nas odebrać, nie ma nikogo, kto mógłby nam pomóc, przerażona myślę, jak ja go teraz stąd wyciągnę?? Aż tu nagle podjeżdża łazik marsjański prowadzony przez starszego pana w czerwonym berecie i mówi:-Achtung! machen Sie frei platz, langsam, langsam. Młody już na platformie hydraulicznej zjeżdża w dół. Można? Można! Nie miałam okazji podziękować panu konduktorowi, podziękowałam panu od platformy. Poniżej zdjęcia, a więc jednak można zadzwonić z pociągu, wysłać taką pomoc bez 48-godzinnego zapasu.To już prawie koniec, ale ostatnim miłym akcentem była obsługa w niemieckiej kasie. Stoję w kolejce, podchodzę i proszę o bilet powrotny z Berlina, mówię, w czym rzecz, że ja i Szymek... Pani informuje mnie, żejako opiekun jadę za darmo, a Szymon ma ulgowy bilet jak każde dziecko. Już prawie odchodzę, a pani mówi, halo, halo, widzę, że mogę pani sprzedać bilet tańszy o10€, to jak pani pozwoli, to wycofam ten wcześniejszy bilet, nie mogę pani zrobić zwrotu na kartę, więc wypłacę pani gotówkę, jeśli się pani zgodzi? Wmurowało mnie, a kasjerka dopytuje czy mam jeszcze jakieś życzenia? Więc wspominam o pomocy z łazikiem marsjańskim. Pani zamówiła asystę, nie było żadnej ankiety i innych sprawdzających pytań, uprzedziła, że pomoc będzie tylko po stronie niemieckiej i spytała, czy potrzebuje pomocy w Gdańsku, bo może napisać adnotację, pomyślałam, fajnie by było, tylko czy ktoś przeczyta maila po niemiecku albo angielsku, czy wystarczą 48 h, aby to przetłumaczyć i zorganizować... Podziękowałam uprzejmie, jakoś sobie poradzę.PowrótBerlin HBF pan z platformą czekał, platformy były na dwóch końcach peronu, a nie jedna na dworzec. Wszystko szybko i sprawnie, wracamy. W Poznaniu po zmianie obsługi konduktorskiej zgłaszam, że będę wysiadać we Wrzeszczu i czy mógłby mi ktoś pomoc, bo w toalecie jest rampa i trzeba ja tylko zahaczyć. Pani powiedziała, że wróci z wiadomością i na pewno się uda, wróciła i potwierdziła, że ochrona dworca pomoże mi wysiąść. No to odetchnęłam z ulgą. Dojeżdżamy, czekamy w korytarzu, przed nami kilka osób, zastanawiam się, czy może już zdjąć plandekę z rampy, żeby było szybciej, poprosić, aby pasażerowie skorzystali z innego wyjścia, żeby nie przeciągać. W końcu Wrzeszcz peron, wszyscy wyszli, wyglądam, widzę mojego partnera, idzie w naszą stronę, ale nie ma nikogo z ochrony... Łapię fotelik, aby go wynieść, kładę na peronie, wracam po Szymka, a tu gwizd, świst i drzwi zamknęły się przed moim nosem, panika, krzyczę, ktoś inny też krzyczy. Pociąg stanął, konduktorka biegnie do nas i krzyczy. Dziecko w pociągu, nikogo z obiecanej pomocy nie ma, a pani mnie konduktor podbiega i przeprasza i mówi, że tam jest winda... winda z peronu do tunelu... ale najpierw trzeba wysiąść. Ochronabyła, ale na drugim końcu peronu, spotkaliśmy się po wejściu do tunelu, zapytałam, czy to nie oni minęli nam pomóc? Pani w mundurze straży ochrony kolei odpowiedziała, że nie i że są tu przypadkowo...EpilogGdzie my żyjemy? To nie miejsce na roztrząsanie całego kulawego systemu wsparcia, bo zamiast integrować, częściej wykluczmy osoby z niepełnosprawnością z życia społecznego. Zasłanianie się programem „Dostępność +” nie pomaga w praktycznym zastosowaniu tego, co powinno już działać, tego, co już jest dostępne. Jest obsługa — która nie potrafi sprzedać właściwego biletu, pomoc — która nie pomaga, rampa — o której istnieniu nikt nie wie, infolinia — która coś weryfikuje, ale po fakcie i w końcu konduktor—który zapomina, straż ochrony kolei — uktóra przypadkiem włóczy się po peronie... W sumie wszystko jest, ale z czapy i nie działa „Dostępność -”A przecież, to jedna firma, jeden biznes, jedna Polska, ale każdy ma gdzieś, następstwo tego, co robi, albo czego nie robi, ignorancja i całkowity brak odpowiedzialności.Przeczytałam ostatnio, że w ramach programu „Dostępność +” planowana, jest modernizacja 100 szlaków górskich i dostosowanie ich do potrzeb osób niepełnosprawnych, cudownie już jadę tam koleją!Mam nadzieję, że na tych szlakach będą również dostępne strzelnice i muzyczne ławeczki na 100-lecie niepodległości, bo jak twierdzi posłanka Krynicka:„Te strzelnice, Obrona Terytorialna, te ławeczki, to wszystko jest też dla osób niepełnosprawnych (...)”Szkoda, że wśród tych wszystkich atrakcji dla osób z niepełnosprawnością, nie znalazły się fundusze na kilka podnośników, zintegrowanie przekazu, rzetelnie przeszkolony personel, który z rozumieniem treści, komunikuje się po polsku.Czy to jest aż tak trudne?
Nie mamy problemu z noszeniem skarpet od rana do wieczora, ale gdy tylko zdejmiemy je ze stóp, w sekundę stają się zbyt obrzydliwe, by znów je włożyć –
Pozory czasem mylą –  Około godziny 5 wyjechałem roweremz domu do pracy. Na ulicy cisza, spokóii zero ludzi. Nagle samochód gwałtownie hamuje,a z niego wychodzą cztery miśkiMyślę sobie ,ku*wa będzie wpie*doluciekać drogą czy polem?" Jaka byłamoja ulga gdy jeden z nich powiedział mi,,Hej zrobisz nam zdjęcie, bo chcieliśmy miećfotkę ze wschodem słońca"53
Wyobraźcie sobie, jaką ulgę musiała poczuć pierwsza osoba, która kiedykolwiek zaciągnęła się helem, kiedy jego działanie się zakończyło –

Polski przedsiębiorca pokazał różnicę między polskimi i brytyjskimi urzędnikami. Jego wpis robi furorę w internecie

Polski przedsiębiorca pokazał różnicę między polskimi i brytyjskimi urzędnikami. Jego wpis robi furorę w internecie – "Rok 2006, mieszkam w Glasgow. Idę do pobliskiego Revenue (ich US) zasięgnąć języka po pomoc w wypełnieniu formularzy podatkowych. Siedzę w poczekalni, przechodzący urzędnicy zaczepiają mnie dwa razy czy można w czymś pomóc i na co czekam. Tłumaczę spokojnie, że mam numerek i zaraz moja kolej. W końcu podchodzę do biurka. Szeroki uśmiech, pada pytanie czy chcę coś do picia. Potem życzliwie przeprowadza przez proces, pomaga, pokazuje. Nie ma specjalnego traktowania ale jest życzliwość, wręcz krępująca. Wychodzę z załatwioną sprawą.Polska, Urząd Skarbowy. Zostaję wezwany w kwestiach niejasności VATu przy sprzedaży usług IT do UK. Zgłaszam się do pokoju na 4 piętrze. Dwie babki, jeden łysy jegomość. Babka daje znak ręką żebym podszedł do biurka nie spoglądając w moją stronę. Staję przed biurkiem, krzesła brak więc biorę z kąta. Zanotowane wzrokiem. Wystawiałeś faktury do Szkocji z błędnym podaniem przyczyny zerowego Vatu. Musisz zapłacić VAT za ostatni rok. Na pewno - pytam? Na pewno. Prawo. Robi mi się gorąco. Dzwonię do księgowej. Podaję słuchawkę babce. 5 minut rozmowy. OK - wystaw korekty faktur. Wyraźna ulga, wychodzę na miękkich kolanach ale szczęśliwy. Łysy podnosi głowę - "Nie ciesz się tak, nie ciesz. Miałeś farta."Pod US jest budka z tostami, w Szczecinie są genialne tosty z pieczarkami i serem. Po jednej z wizyt (łysy wykrakał, to nie był ostatni raz) w US stoję po tosta. Przede mną pani nieźle ubrana odbiera bułę i idzie w swoją stronę. Moja kolej. Pani wraca z wypapranym okruchami uśmiechem na twarzy. HA! Nie wydałaś mi paragonu! I wymachuje legitymacją US. Sprzedawczyni spokojnie tłumaczy, że paragon położyła na ladzie i babsko nie wzięło - to prawda, sam widziałem. W razie czego pokazuje na kamerę w narożniku, można sprawdzić nagranie. Babiszczę coś tam mamrocze - tym razem się upiekło, odchodzi zawiedziona żując bułę. Dziewczyna uśmiecha się do mnie i mówi, że co jakiś czas próbują. Nie mogę uwierzyć, że to prawda.Dublin, Irlandia, konferencja branżowa. Rozkładamy się ze stoiskiem. Senny początek ale po 9.00 pojawiają się zainteresowani, nagle poruszenie. Przybiega jegomość, za moment będzie tu Pat Breene, Minister Handlu. No tak, będą fotki w otoczeniu innowacji. Odwiedza po kolei stoiska, przychodzi do nas, zadaje pytania (na temat ;), rozmawia bez zadęcia. Pada informacja, że my z Polski. Dyskretny znak ręką do wsparcia i żegna się. Za moment pojawiają się ludzie z ich agencji wsparcia firm z zagranicy, spisują dane. Po godzinie są znowu, już zrobili intel w Polsce co my za jedni. W ciągu godziny sprowadzają gościa, który tłumaczy zasady działania i daje numery telefonów, kontakty i potrzebne informacje. Zjawiają się inwestorzy, padają poważne propozycje. Wszystko w ciągu 2h.Berlin, spotkanie największej społeczności branżowej VR w Europie. Ostatnie piętro industrialnego budynku nad Szprewą. Na ścianach obdrapany beton, prelegent z Nvidia podstawia drabinę malarską, kładzie maka i robi prezkę dla przedstawicieli 300 firm. Następny jest gość z MSI, denerwuje się bo na sali masa ludzi z branży. Bez połysku, bez torebek, pendrive'ów i szopki. Ani grosza z UE.Konferencja w Polsce, wielomilionowy budżet z UE, organizuje spółka z budżetu samorządu. Przyjeżdżamy, opowiadamy o technologii, za darmo. Nie będzie honorarium - bez zwrotu za dojazd. Na sali znajomi, zero klientów. Ale przyjeżdżajcie, skorzystacie. Myślimy sobie - wspieramy lokalne społeczności. Co tam. Oprawa super cacy. Błysk i połysk. Laski odstawione jak na balu karnawałowym, torebki, pendrive'y, katalogi, teczki. Film promocyjny profeska na fejsie. Na koniec konferencji podziękowanie w mailu od pani organizatorki, od myślnika załącza wszystkie swoje dokonania, CC do szefa. Na pierwszy rzut oka widać, że bedą premie.Polska misja gospodarcza w Londynie. Największe targi IT na świecie. Zapchane pawilony. Mamy się promować. High hopes. Na spotkanie zorganizowane przez misję przychodzi 5 osób, w tym ambasador. W samym oku cyklonu udaje się zrobić spotkanie na które nie przychodzi nikt.Dlaczego w Amsterdamie, Londynie, Berlinie czy Dublinie jestem traktowany dobrze i życzliwie, a u siebie podejrzliwie? Dlaczego ich agencje wsparcia są skuteczne a nasze nie? Dlaczego u nas musi być wysoki połysk i bizancjum pomimo, że w Berlinie Google wystawia się na drewnianym stoisku w obdrapanym betonowcu (i o dziwo to ma styl). Dlaczego na ich konferencjach zarabiają wszyscy, a na naszych organizatorzy? Może w końcu warto by się zastanowić, skąd oni tam w Berlinach i Londynach mają tę kasę a my nie.Tam sobie rozmyślam czytając projekt ustawy z dnia 25 maja br. o odpowiedzialności prawnej podmiotów zbiorowych. I uspokajam się, że zawsze jest sąd... I konstytucja biznesu
Dlaczego w ramach promocji dzietności nie zwiększono ulgi na dzieci tylko "dano" pieniądze do ręki? – Gdyby ulga na dzieci była od sumarycznej daniny to dostaliby ją tylko pracujący, czyli wychowujący dzieci w kulturze pracy, a poza tym nie byłoby zjawiska zwalniania się, "bo z 500+ i zasiłku mam więcej" a przy okazji mogłoby to skuteczniej zachęcać do rezygnacji z pracy na czarno bo przestałoby się to opłacać
Źródło: Tylko nie opłaciłoby się to rozdającym a można by też zrobić tak żeby te pieniądze od razu odliczać od podatków co miesiąc

Kelnerka wiedziała, że nie dostanie napiwku i tym samym zmarnuje swój czas…

Kelnerka wiedziała, że nie dostanie napiwku i tym samym zmarnuje swój czas… – Chłopiec, w wieku zaledwie 10 lat, przyszedł do kawiarni i usiadł przy jednym ze stolików.Kelnerka podeszła do stolika i postawiła przed chłopcem szklankę, a ten  zapytał niewinnie:„Proszę pani, ile kosztuje deser lodowy?Odpowiedziała:„50 centów.”Nastała chwila ciszy, w której chłopiec myślał, patrząc się w dół, a potem poprosił kelnerkę o koszt zwykłego loda.Odpowiedziała chłopcu, a w jej głosie słychać było, że najchętniej już by od niego poszła:„Filiżanka lodów kosztuje 35 centów.”Postanowił zamówić więc zwykłe lody, po czym oddał jej menu z uśmiechem.Zaledwie kilka minut po tym wróciła z lodami i rachunkiemChłopiec grzecznie siedział, jadł swoje lody, zapłacił za nie i wyszedł.Niedługo potem zobaczyła, że stół jest pusty i odetchnęła z ulgą, że dziecko nie zajęło jej zbyt wiele czasu.  W pewnym momencie zobaczyła na stoliku coś, co naprawdę ją dotknęło i sprawiło, że poczuła się niewiarygodnie smutna. Okazało się, że chłopczyk zostawił dla niej 15 centów napiwku, dokładnie tyle, ile ,,zabrakło mu”, żeby móc kupić sobie deser lodowyZawsze pomyśl o drugim człowieku, który także ma swoje marzenia i smutki. Że liczą się drobne gesty. Dzięki temu świat może stać się lepszym miejscem
Recepta, wersja z 1962 r. Dla dzieciz ulgą na kaszel, przepisanaprzez pediatrę z Arkansas –
Kiedy myślisz, że gorzej już być nie może, zacznij się walić deską po nodze. Zobaczysz jaką poczujesz ulgę, gdy przestaniesz – - Forrest Gump
Kobieta zostawiła 2,5-letniego syna w nagrzanym samochodzie i poszła załatwić sprawy do urzędu – Tym razem do wydarzeń doszło w czwartek w Krośnie Odrzańskim w województwie lubuskim. Matka zostawiła w aucie 2,5-letnie dziecko, bo malec nie chciał z nią iść do urzędu. Zniecierpliwiona kobieta postanowiła zostawić syna, by w międzyczasie załatwić swoje sprawy.Kobieta przechodząca ulicą usłyszała płacz dziecka. Zaniepokojona starała się zlokalizować źródło dźwięku. Szybko okazało się, że to maluch, którego matka zamknęła w pojeździe. Mimo lekko uchylonego okna, chłopiec był przerażony i cierpiał.Kobieta czekała ponad 20 minut. W końcu stwierdziła, że sytuacja robi się zbyt niebezpieczna, a chłopiec zaczyna wpadać w panikę. Mieszkanka Krosna Odrzańskiego wezwała policję. Przyjechało także pogotowie ratunkowe, które po badaniach z ulgą stwierdziło, że dziecku nic się nie stało.Kiedy matka wróciła do samochodu, była zaskoczona obecnością funkcjonariuszy i medyków. Została pouczona o konsekwencjach swojej nieodpowiedzialności. Dzięki szybkiej reakcji kobiety, na szczęście nie doszło do tragedii
- Kuźwa, aleś mnie pan wystraszył,już myślałem, że to kanary... –
 –  - Dzień dobry. Spodobała mi się jedna koszulka od państwa i chciałabym ją zakupić, ale mam pytanie - czy druk się spiera?- Nie, nie ma nic przeciwko.
Marysia - blondynka martwiła się, że mechanik okaże się kolejnym naciągaczem. Z ulgą przyjęła wiadomość, że jej samochód wymaga tylko wymiany płynu do kierunkowskazów –

Co za ulga

Co za ulga –  KIEDY ZBLIŻAJĄ SIĘ WALENTYNKI A TY NIE WIESZ CO DAĆ DZIEWCZYNIE ALE PRZYPOMNISZ SOBIE ŻE NIE MASZ DZIEWCZYNY

Życie w skrócie:

 –  Żegnaj liceum! Przetrwałem! Teraz już nic gorszego mi się nie przytrafi.Studia.PracaMałżeństwoWychowywanie dzieciSłodka ulga śmierci
Co za ulga! –  SYNUMUSZE CIE WRESZCIEO TO ZAPYTAĆ!czy TY JESTEŚ GEJEM?ATO, Oczywiście, ZE NIEJA JESTEMKSIĘŻNICZKA!
Uff, to dopsze –  mam rzeczy na sprzedasz po 15 złsprzedażtak, sprzedam
Kłamstwo jest jak środek przeciwbólowy - daje natychmiastową ulgę ale ma skutki uboczne ciągnące się w nieskończoność –  lie truth

Poruszający wpis matki do córki, której pozwoliła żyć własnym życiem:

 –  11.10.1999 - moja córka Oliwia Małkowska skończyłaby dziś 18 lat- piękny wiek wkraczania w dorosłe życie.Codziennie myślę jakby wyglądała, Byłaby wyższa? Szczuplejsza? Jakie miałaby wartości? Jakie pasje? Czy przyprowadziłaby nowego chłopaka, a może przygarnęłaby kota? Zawsze o tym marzyła…Co chciałaby dostać na swoje 18 urodziny? Nie wiem i nigdy się tego nie dowiem bo zdecydowała inaczej Piszę ten post bo bardzo czuję, że jestem jej to winna. Wiem , że by sobie tego życzyłaSkąd wiem? Matka takie rzeczy po prostu wieDlaczego FB? Bo wiele osób może ten post przeczytać i wielu osobom ten post może pomóc albo otworzyć oczy ..Oliwia była wyjątkowa, zawsze pod prąd, zawsze swoimi drogami, na pozór bardzo silna – nauczyciele mówili bezczelna. Potrafiła uciąć rozmowę ciętą ripostą a dla przyjaciół zrobiła by wszystko, pod warunkiem, że zasłużyli na jej przyjaźń a wiem, że to nie było łatwe i szybko można było wypaść z listy …A ona była krucha i wrażliwa, delikatna tak, że nie udźwignęła życia..W zasadzie dedykuję ten post wszystkim rodzicom Kochani – nigdy nie zapominajcie o wyjątkowości swoich dzieci, o tym , że są cudem nawet jeśli w tej chwili właśnie powiedziały Wam coś przykrego. Jeśli tak właśnie się stało to nie dotyczy to w ogóle Was- one mają swój świat i wszystkie problemy odreagowywują właśnie w ten sposób, na Was- bo wiedzą że mogą sobie na to pozwolićNie są gorsze bo nie potrafią się dobrze wysłowić, nie są też gorsze gdy matematyka idzie im jak krew z nosaWasze dzieci są wyjątkowe właśnie dlatego, że są.. że wybrały kiedyś Was aby uczyć się z Wami iść przez życie, doświadczaćPozwólcie im na popełnianie błędów inaczej nie nauczą się życia..Nie przynudzajcie próbując im wcisnąć swoje prawdy- jak mówił Janusz Korczak- po 5 minutach dziecko przestanie was słuchać nudząc się przy tym okrutnie Nie mówcie im jak mają żyć – tylko żyjcie tak abyście swoim zachowaniem inspirowali je do tego co dobre. Nie przeżyjecie za nich ich życia, więc nawet nie próbujcieNie wymuszajcie dobrych ocen gdy czujecie że ten właśnie przedmiot to nie ich bajka.. nie muszą być orłami ze wszystkiego- przecież Wy też nie jesteścieUczestniczcie w ich życiu będąc ale nie nadmiernie kontrolując – inaczej zrobią wszystko aby Was przechytrzyć.. po co?Uczcie się dzieci – czytajcie książki jeśli nie rozumiecie swoich dzieci .Ja czytałam aby pojąć fenomen inności Oliwii - często przechwytywała te książki - czytała i mówiła: Matka widzę, że się starasz, nieźle Ci idzie.. jaki to był komplement.Krzyś Bazyl – zawsze gdy się spotykamy powtarza- Aneta Twoje dziecko to piękna i dojrzała dusza- ono przyszło na świat aby czegoś się nauczyć i czegoś doświadczyć, ale ma mądrość o której nie masz zielonego pojęcia Ty bądź po prostu - ucz swoje dziecko szacunku do innych –sama mając w swojej postawie szacunek do każdego.. do Pana przy szlabanie i Pani która sprząta Twoje biuro. Kłaniaj się nisko- dziecko to widzi..Niech Twoje dziecko wie, że nie może naśmiewać się z innych. Ty jesteś za to odpowiedzialny!!!!Ja zawsze uczyłam moje dzieci szacunku. Kiedyś syn przyszedł i opowiedział o dziwnym koledze co to chodzi po korytarzu i cały czas rozmawia przez telefon-(dla syna to było takie zabawne…)miałam łzy w oczach- poprosiłam aby wszedł w jego skórę – w skórę chłopaka który boi się odtrącenia dlatego udaje być może rozmowy przez telefon aby w oczach rówieśników nie wyjść na takiego co nie ma nikogo.. Wziął do serca, Olina pomagała swoim przyjaciołom jak tylko umiała.. śmiała się, że zaraziłam ją tym i trzeba będzie z tym przekleństwem żyć a ja byłam szczęśliwa..Gdy jeszcze była, pomagała mi kupować ubrania dla dzieciaków z domów dziecka Dziś nie ma Oliwii – została wielka tęsknota codziennie, ale to co mi zostawiła jest bezcenne – bo nauczyła mnie swoim odejściem wielkiego szacunku do drugiego człowieka- jego odmienności i innościMam syna dorosłego, mam też siostrę którą wychowuję- o ile o 19 latce mogę tak powiedziećObydwoje tak jak Oliwia są niesamowici – każde na swój sposób, jestem z nimi i dla nich ale nigdy nie narzucam, wierzę w ich mądrość i wierzę, że sobie poradzą …Czasem widzę jak się męczą rozkminiając swoje bardzo ważne problemy ( pamiętajcie – ich problemy są baaaaardzo ważne, nawet jeśli dla Ciebie trywialne) ale wiem że sobie poradzą – ja jestem – i jeśli tylko zechcą mogę z nimi porozmawiać, opowiedzieć o swoich podobnych doświadczeniach z wieku dorastania – ale decyzja i ostatnie słowo jak rozwiązać problem- należą do nich.11.12 2014 –miną trzy lata odkąd Oliwia jest w innym wymiarzePrzeczytałam kilkadziesiąt książek, byłam na wielu warsztatach, obejrzałam mnóstwo filmów, przeprowadziłam setki godzin rozmów z przyjaciółmi aby ją odnaleźć bo szukałam wszędzie i aby zrozumieć :DLACZEGO? Nie znam odpowiedzi, ale po tych trzech prawie latach mam akceptację dla jej decyzjiDziś jestem dla wielu młodych ludzi tu – kocham młodzież !!! bo jest wyjątkowa- mam przyjemność i wielki zaszczyt współpracować z nimi . Zarażają mnie swoimi pasjami, są kreatywni , otwarci, gotowi do pomocy … Jestem mimo wszystko wielką szczęściarą w swoim Nowym życiu bez OliwiiW sierpniu tego roku dzięki Ewie Foley dałam sobie oficjalne prawo do bycia szczęśliwą, chcę przeżyć to życie tak aby pod koniec powiedzieć – nie spieprzyłaś, wykorzystałaś nawet jeśli nie byłaś doskonałaCzuję, że moje dziecko odetchnęło dziś z ulgą . To taki prezent dla MOJEJ PRINCIPESSY na 18 urodzinyNa zdjęciu Oli - wierzę, że wreszcie znalazła wolność
Mądra lekcja życiowa pewnej nauczycielki. Kazała dzieciom przynieść ziemniaki do szkoły. Po tygodniu miała wyjaśnić czemu miało to służyć – W szkole nie tylko powinniśmy uczyć się przedmiotów, ale cenne są także te chwile, gdy czerpiemy wiedzę przydatną w życiu codziennym. Do tematu właśnie w ten sposób podeszła pewna nauczycielka. Poprosiła swoich uczniów o to, aby następnego dnia do szkoły przynieśli w torbach ziemniaki. Ich liczba miała odpowiadać osobom, których młodzi ludzie nie lubią.Rano w klasie pojawiły się dzieci z torbami. Niektórym było ciężko, inne pojawiły się tylko z jednym ziemniakiem. Wtedy nauczycielka zaczęła mówić:"Moi drodzy, chciałabym, żebyście przez najbliższy tydzień przynosili ze sobą na lekcje ziemniaki, tak jak dzisiaj."Dzieci nie do końca widziały sens w tym, co pani nauczycielka kazała im robić, ale nie miały zamiaru się przeciwstawiać i grzecznie wysłuchały polecenia. Na początku traktowały to jako zabawę, ale po dwóch dniach było niektórym naprawdę ciężko. Po tygodniu odetchnęły z ulgą, że w końcu mogą pozbyć się tego, co zaczynało im przeszkadzać. Gdy skończyła się przerwa, dzieci czekały na nauczycielkę, która miała wyjaśnić, po co to wszystko było."Cieszę się, że wszyscy dotrwali do końca eksperymentu. Nie było łatwo, wiem. Jednak to wszystko po to, abyście zrozumieli pewne rzeczy. Chowana uraza i nienawiść są właśnie jak te ziemniaki. Ciążą Wam w sercu i do niczego dobrego to nie prowadzi. Sprawiają, że jest nam źle i z biegiem czasu jest coraz gorzej. Tylko przez tydzień musieliście je nosić, a wyobraźcie sobie, jak byście się czuli, gdybyście nosili je przez całe życie tak, jak niektórzy noszą nienawiść w sercu. To nie jest droga do szczęścia i zawsze będzie nam ciążyć."