Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 344 takie demotywatory

W małej wsi Uwielin w mazowieckim od niedawna istnieje "biblioteka na przystanku". – Na przystanku "Dębowa 01" coś dla siebie znajdą i dzieci, i dorośli. "Bardzo się cieszę, że zaglądacie do Skrzynki Skarbów. Jeśli podoba się tobie zabawka, to możesz zabrać ją do domu. Byłoby fajnie, gdybyście do skrzynki przyniosły, również swoje zabawki, które Wam się znudziły i już się nimi nie bawicie. One na pewno sprawią radość innym dzieciom. Pamiętaj tylko, że zabawki nie mogą być popsute" – pisze w liście do najmłodszych Teresa Wójcicka, sołtys Uwielin
Posłanka lewicy, Daria Gosek-Popiołek bez skruchy przyznaje, że też maluje kredą po chodniku i chce się oddać w ręce policji – "Szanowny Panie Komendancie!Na podstawie art. 19 pkt 1 i 20 pkt 1 ustawy z dnia 9 maja 1996 roku o wykonywania mandatu posła i senatora (Dz.U. 1996 Nr 73 poz. 350 z późn. zm) niniejszym zwracamy się z interwencją poselską ws. wydarzeń w Krakowie w dniu 07.10.2021 związanych z aktywnościami obywatelskimi osób dorosłych i dzieci chcących zamanifestować swoje wsparcie dla rodzin uchodźców.W dniu tym dzieci i dorośli, manifestując wsparcie dla dzieci i ich rodzin, które poddawane są na granicy polsko-białoruskiej procedurze tzw. push-back, spotkały się na ulicy Retoryka i przy pomocy kredy (zmywalnej, zwykłej kredy wykorzystywanej do zabaw i gier dziecięcych) rysowały na chodniku obrazki i pisały słowa wsparcia i empatii w stosunku do dzieci wypychanych przez Straż Graniczną poza terytorium Polski.Dochodzą do nas sygnały, że wobec niektórych uczestników tego wydarzenia były podejmowane czynności służbowe przez policjantów – tj. wylegitymowanie jak również zarekwirowana została kreda. Dowiadujemy się, że na miejsce miał zostać sprowadzony technik kryminalny w celu zbadania szkód wyrządzonych płytkom chodnikowym przez malujące dzieci i ich rodziców.Mając na uwadze powyższe, proszę o udzielenie odpowiedzi na następujące pytania:1. Jakie były przyczyny podjęcia czynności służbowej i jaka była podstawa prawna jej podjęcia?2. Ile tego typu działalności służbowych zostało w tym dniu podjętych?ilu policjantów i techników kryminalnych zostało zaangażowanych w te czynności?3. Jak wiele interwencji w ciągu ostatnich 12 miesięcy polegających na rekwirowaniu kredy i uniemożliwianiu rysowania nią na chodniku zostało przeprowadzonych?4. Jak wiele zgłoszeń dotyczących naruszania prawa przez dzieci rysujące kredą na chodniku zostało w ciągu ostatnich 12 miesięcy przyjętych?5. Jaka jest szacowana wysokość strat powstałych na chodnikach spowodowana rysowaniem przez dzieci kredą?Uprzejmie prosimy o przedstawienie odpowiedzi na wyżej postawione pytania.Jednocześnie w ramach poczucia obywatelskiej odpowiedzialności chcemy zaznaczyć, że w ciągu minionego roku posłanka Daria Gosek-Popiołek wielokrotnie ze swoimi dziećmi rysowała kredą na chodniku na skwerze przy ulicy Koniecznego i jest do dyspozycji organów śledczych w związku z, jak rozumiemy, możliwością naruszenia prawa przez nią i jej dzieci.Daria Gosek-Popiołek"
 –
Ma już na swoim koncie 260 tys obserwatorów, a jego zadania rozwiązują zarówno dzieci jak i dorośli –
Lipiec 2017, Echmiadzin koło Erywania, dorośli grają w tryktraka, dzieci w piłkę, czyli ostatnie chwile przed wybuchem kolejnej wojny światowej… Niesamowity moment uwiecznia Maciej Dakowicz, prowadzący w Armenii tygodniowe warsztaty fotografii ulicznej. – W małym, sennym miasteczku niewiele się dzieje, więc polski fotograf i dwóch uczestników jego zajęć wybierają pozornie mało interesującą popołudniową scenkę na osiedlu. Dakowicz usadawia się w taki sposób, by partię tryktraka mieć na pierwszym planie, panów siedzących pod sklepem w tle i bawiące się dzieci po prawej stronie kadru. Ustawia elektroniczną migawkę, tak aby nie irytować grających odgłosem klikania i już po dwóch minutach ma swoje fantastyczne ujęcie, o czym w tym momencie jeszcze nie wie: „A o tym co stanie się za chwilę… można przeczytać w podręcznikach historii”.
W żołądku 2-letniego Marcelka znaleziono pety i karmę dla szczurów – W Sądzie Okręgowym w Poznaniu toczy się sprawa 22-letniej Anity W., która jest oskarżona o zamordowanie 2-letniego Marcelka. Kobieta wraz z partnerem urządziła piekło swojemu dziecku. Śledczy ustalili, że chłopiec był bity, rzucany do łóżeczka i uciszany kołdrą. Dorośli karmili go karmą dla szczurów oraz pozwalali, by jadł niedopałki papierosów
 –
0:15
I tak do pierwszego lockdownu –
Czasem warto zatrzymać się i pomyśleć jak dziecko –
Szczerze mówiąc, w ogóle nie podoba mi się kierunek, w którym to wszystko zmierza –
Żeby ich córka nie czuła się inna od wszystkich, rodzice postanowili zrobić coś niesamowitego – Honey-Rae Phillips to urocza dziewczynka, która ma półtora roku. Niestety prawie połowa jej ciała pokryta jest w znamionach. Po porodzie miała problemy z oddychaniem i została zabrana na oddział intensywnej opieki neonatologicznej, tam została włożona do inkubatora.Gdy rodzice Honey-Rae wychodzili z nią często zakładali jej grube pończochy by ukryć znamiona. Pomyśleli jednak, że skoro dorośli mogą być niewrażliwi, to jak przyjmą Honey-Rae inne dzieci w przedszkolu czy szkole. Postanowili więc zrobić coś dużo lepszego.Tanya Phillips, mama dziewczynki, na swoje 40 urodziny postanowiła sobie zrobić tatuaże, które wyglądają zupełnie jak znaki małej Honey-Rae. Tata dziewczynki, Adam, zrobił sobie takie tatuaże na święta Bożego Narodzenia.Rodzice wierzą, że dzięki temu Honey-Rae nie będzie czuła się inna. Dodatkowo chcieli w ten sposób pokazać jak bardzo ją kochają. Jej mama powiedziała w wywiadzie, że robienie tatuażu było bolesne, ale warte tego bólu.

20 dziecięcych pytań, które dorosłym nawet nie przyszłyby go głowy (21 obrazków)

Kiedy znowu chcesz się poczuć jak beztroskie dziecko –
0:05
 –  10-letni ja powrzuceniupieniążka natacęDorosły ja, któryzdaje sobie sprawę zpatologii i zepsuciainstytucji Kościoła
Gdy jesteśmy dorośli, płacimy gruby hajs, by dietetyk powiedział nam,co mamy jeść –
Jak widzę pszczoły dzisiaj –
W Kępnie przedszkole zaprezentowało dzieciom z okazji ich święta przedstawienie "Murzynek Bambo", gdzie dorośli pomalowali się na czarno – Wyczuwam nadchodzący hejt ze strony specjalistów od poprawności politycznej
Uczestnik postępowego programu w Danii, w którym dorośli rozbierają się przed dziećmi, okazał się pedofilem – Został skazany za molestowanie dziecka oraz posiadanie 3 tys. zdjęć i filmów z pornografią dziecięcą
 –  SOS dla podwórek na Muranowie Niestety, smutna prawda. To podwórko na Nowolipiu było kiedyś placem zabaw otoczonym murkiem z zielenią i ławkami. Dzieci miały piaskownicę, huśtawki, drążki do ćwiczeń, stoliki do gry w warcaby. Pośrodku z fontanny spływał po górce strumyk. Podwórko dostało w latach 70. nagrodę za najładniejsze podwórko na Muranowie...

To były czasy!

To były czasy! –  My, urodzeni w latach 50-60-70-80 tych, wszyscy byliśmy wychowywani przez rodziców patologicznych.Na szczęście nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy, jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Dzięki temu nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za smarowanie dzieci spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy.Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy trochę się baliśmy. Dorośli nie wiedzieli, do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać. Pies łaził z nami – bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na sznurku i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas później na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierzęta. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie obsikać lub „tam” nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył po tej czynności rąk. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień Dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień Dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień Dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby.Skakaliśmy z balkonu na odległość. Musieliśmy znać tabliczkę mnożenia, pisać bezbłędnie. Nikt nie znał pojęcia dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i kto wie jakiej tam jeszcze dys… Nikt nas nie odprowadzał do szkoły. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Jedliśmy też koks, szare mydło, Akron z apteki, gumy Donaldy, chleb masłem i solą, chleb ze śmietaną i cukrem, oranżadę do rozpuszczania oczywiście bez rozpuszczania, kredę, trawę, dziki rabarbar, mlecze, mszyce, gotowany bob, smażone kanie z lasu i pieczarki z łąki, podpłomyki, kartofle z parnika, surowe jajka, plastry słoniny, kwasiory/szczaw, kogel-mogel, lizaliśmy kwiatki od środka. Jak kogoś użarła przy tym pszczoła to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię.Ojciec za pomocą gwoździa pokazał, co to jest prąd w gniazdku. To nam wystarczyło na całe życie. Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz. Jak się ktoś skaleczył, to ranę polizał i przykładał liść babki. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi, ciepłe mleko prosto od krowy, kranówkę, czasami syropy na alkoholu za śmietnikiem żeby mama nie widziała, lizaliśmy zaparowane szyby w autobusie. Nikt się nie brzydził, nikt się nie rozchorował, nikt nie umarł. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Nikt się nie bawił z opiekunką.Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Bawiliśmy się w klasy, podchody, chowanego, w dwa ognie, graliśmy w wojnę, w noża (oj krew się lała ), skakaliśmy z balkonu na kupę piachu, graliśmy w nogę, dziewczyny skakały w gumę, chłopaki też jak nikt nie widział. Oparzenia po opalaniu smarowaliśmy kefirem. Jak się głęboko skaleczyło to mama odkażała jodyną albo wodą utlenioną, szorowała ranę szczoteczką do zębów i przyklejała plaster. I tyle. Nikt nie umarł.W wannie kąpało się całe rodzeństwo na raz, później tata w tej samej wodzie. Też nikt nie umarł. Podręczniki szanowaliśmy i wpisywaliśmy na ostatniej stronie imię, nazwisko i rocznik. Im starsza książka tym lepiej. Jedyny czas przed telewizorem to dobranocka. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.Nasze mamy rodziły nasze rodzeństwo normalnie, a po powrocie ze szpitala nie przeżywały szoku poporodowego – codzienne obowiązki im na to nie pozwalały. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze” wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw.A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!