Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 16 takich demotywatorów

 –
0:01
Przynajmniej wszystkie przedszkolaki zaraz po śniadaniu bez marudzenia idą leżakować –  alkohole bajkowy świat dziecka
Coś mi tu nie pasuje –  bajkowy świat dziecka
Podszedł do baru, przy którym spał mężczyzna. Jego uśmiechnięta twarz wyrażała szczęście kompletne. Aktor spojrzał na śpiącego, westchnął i zawołał: – - Panie barman, dla mnie to samo!
 –
Bajkowy las w Korce w Albanii –
0:15
Radny swoją propozycję szczegółowo uzasadnił: – - Myślę, że wobec licznych przekazów medialnych,w których pojawia się symbol tęczy, nie ma potrzeby rozwijać mojego uzasadnienia legnickie Pole. dnia 21.08.2020 r.Marek SulkowskiRadnv Gminv Legnickie Pole■Wójt Gminy Legnickie Puleta pośrednictwem Prze>vodniczącego Rady Gminy Legnickie PoleTREŚĆ INTERPELACJI /ZAPYTANIA (krótkie przedstawienie sianu faktycznego):W związku z przygotowanym projektem uchwal) Rady Gminy Legnickie Pole wsprawie utworzenia Żłobka Gminnego „Tęczowy Zakątek" w Legnickim Polu i nadania mustatutu, w imieniu mieszkańców gminy legnickie Pole zwracam się z prośbą o dokonaniezmiany jego nazwy. Proponuję aby przyjąć nazwę np. „Bajkowy Zakątek" lub inna, nicbudzącą negatywnych emocji i nic zawierającą dwuznaczności.UZASADNIENIE ISTOTNEGO ZNACZENIA DLA GMINY I JEJ MIESZKAŃCÓW:Nic ulega wątpliwości, że lęcza jest przepięknym zjawiskiem optycznym imeteorologicznym, które wielu z nas wypatruje po każdej burzy. Niestety od 1978 r koloryleczy nie są już tylko zjawiskiem fizycznym, które można uznać za neutralne. Przypominam,że zgodnie z definicją zamieszczoną w słowniku jeżyka polskiego neutralny oznacza„niewyrażający ocen ani emocji". Ze wszystkich rozmów prowadzonych z mieszkańcami nalemat tworzonego żłobka wynika jednoznacznie, żc zaproponowana nazwa jest nietrafiona inależy ją bezwzględnie zmienić.Myślę, żc wobec licznych przekazów medialnych, w których pojawia się symboltęczy, nie ma potrzeby rozwijać mojego uzasadnienia.
Łukasz Kopeć przerobił swojego trabanta na znaną postać z filmu dla dzieci "Auta". A teraz jeździ wesołym "Złomkiem" po całym kraju, dając dzieciom radość – Na początku to miała być jedynie zabawka dla Pana Łukasza i dzieci. Niespodziewanie auto jednak zaczęło wywoływać dużo uśmiechu i radości wśród wszystkich malców, którzy go ujrzeli."Były sytuacje, że dzieci z naszej miejscowości zabierały rodziców na spacer pod naszą bramę, by zobaczyć czy stoi na podwórku nasze cudeńko. Później pojawiły się zaproszenia na festyny, urodziny i pomysły na stworzenie kolejnych uśmiechniętych aut. Nie pozostało nic innego tylko to zrobić!" - mówi Łukasz Kopeć
Źródło: facebook.com/nieoplacasiealewarto
 –  Film "Kler" jest zakłamany.Mają rację ci którzy twierdzą, że film Kler Wojciecha Smarzowskiego jest zakłamany. Konkretnie zakłamane są sceny, w których wieś buntuje się przeciwko księdzu podejrzewanemu o pedofilię. Polskie społeczeństwo owszem potępia en masse pedofilię, ale też nie przyjmuje do świadomości, że takich czynów może dopuszczać się osoba duchowna, która jest w okolicy powszechnie znana i szanowana. Oczywiście Smarzowski zrobił film fabularny, a nie dokument i w filmie takim może wymyślać sobie sceny jakie chce. Ale skoro to ma być film mówiący prawdę, nie tylko o klerze, ale także o nas jako społeczeństwie, to sceny gdy na kościelnym murze wypisywane są hasła "pedofil" , sceny gdy młodzi, wyrywni mieszkańcy gonią księdza po wsi i chcą go zatłuc, bo skrzywdził dziecko, sceny w których księdzu wybija się na plebanii szybę i osacza się go potępieniem są nieprawdziwe i jest to czysty wymysł reżysera i scenarzysty. Rozumiem, że twórcy filmu tego typu sceny były potrzebne do konstrukcji fabuły, ale nie zmienia to faktu, że są one czystą fantazją. W Polsce NIGDY nie doszło do takich sytuacji. Wręcz odwrotnie. Społeczności wiejskie, w których ujawniono księży pedofilii zaciekle ich broniły. Ksiądz Michał M. z Tylawy był bezkarny przez trzydzieści lat. Rozbierał dzieci, całował, pieścił, wkładał palce w pochwy nieletnich dziewczynek, spał z nimi w łóżku. Gdy pojawiły się oskarżenia i zarzuty broniła go nie tylko hierarchia kościelna, ale także mieszkańcy Tylawy. Dziwnym trafem wielu pedofilii jest w Polsce chronionych przez silnych i wpływowych ludzi władzy i Kościoła. Znany polityk PiS poseł Stanisław Piotrowicz, bronił przed laty księdza z Tylawy mówiąc, że ksiądz klepał dziewczynki po tyłku z ojcowską troską, a głaskał je po brzuszku bo "ma zdolności bioenergoterapeutyczne". Dzięki tej obronie wpływowej osoby, przestępca z Tylawy został skazany jedynie na dwa lata w zawieszeniu. Inny głośny przypadek to ksiądz Wojciech Gil, któremu udowodniono gwałt analny na trzech chłopcach w wieku 7-12 lat, a w jego komputerze odkryto 87 tysięcy zdjęć pedofilskich. Mieszkańcy jego rodzimej Modlnicy pod Krakowem stanęli za nim murem i twierdzili, że padł ofiarą prowokacji. Warto przypomnieć też smutny przypadek arcybiskupa Paetza z Poznania, któremu udowodniono molestowanie seksualne młodych księży. Broniły go elity miasta, a wielu prominentnych artystów, biznesmenów i naukowców napisało list w jego obronie. W tym osoby tak wpływowe jak multimilioner dr Jan Kulczyk, dyrygent Stanisław Stuligrosz, dyrektor Teatru Wielkiego w Poznaniu Stanisław Pietras, rektor ASP Włodzimierz Dreszer czy słynna polska rzeźbiarka Magdalena Abakanowicz. Osoby z absolutnego topu polskich elit nie miały empatii w stosunku do ofiar arcybiskupa, ale znalazły litościwe usprawiedliwienia dla osoby znanej i wpływowej. W tym przypadku głoszona od lat teoria prawicowych publicystów o "zmowie elit" nie jest tylko czczą gadką. Tak już jest. Silnych i wpływowych się broni. Dla maluczkich jest lekceważenie. Aby nie trzymać się tylko przykładów kościelnych warto wspomnieć skandaliczny przypadek dyrektora chóru Poznańskie Słowiki Wojciecha Kroloppa, który przez wiele lat był w Poznaniu nietykalny (pierwsze pogłoski o jego skłonnościach pojawiły się już w latach 70). Gdy wybuchła afera z jego udziałem rodzice chłopców śpiewających w chórze organizowali akcje w obronie pedofila. Niestety jako społeczeństwo nie jesteśmy gotowi uwierzyć, że osoby powszechnie znane i szanowane to zboczeńcy i przestępcy. Nie jesteśmy w stanie potępić też wysokiej rangi hierarchów kościelnych, którzy o pedofilii swoich podwładnych wiedzieli od lat i to ukrywali. Sceny osaczania księdza Kukuły przez oburzonych mieszkańców są w filmie Smarzowskiego zwyczajnie nieprawdziwe. Żadne polskie dziecko nie zapyta księdza: "Czy ksiądz jest pedofilem?" (jest taka scena w filmie). Nikomu takie pytanie nie przyjdzie do głowy, a gdyby nawet to taki dzieciak z miejsca dostałby w pysk od głęboko wierzących rodziców. I w tym sensie uważam film "Kler" za "bajkowy", a reszta problemów tam pokazana, to po prostu lustro przystawione Polsce kościelnej prosto w twarz.
"Budzę się rano, a zmięte prześcieradło obok już jest puste. Z boku stoi widmo szafy, którą obiecałeś wczoraj złożyć. Na podłodze stos pudełek z komórki - zdaje się, że jednak szukałeś śrubokręta... – Na lodówce są naklejki: "Możesz nie gotować wieczorem. Jako prawdziwy obrońca ojczyzny wywalczę dla ciebie pizzę".Tak, naprawdę jesteś moim obrońcą. I chcę ci podziękować za to, że jesteś właśnie taki jaki jesteś: prosty, szczery, z dziwnymi przyzwyczajeniami i wspaniałą umiejętnością podniesienia na duchu w każdej chwili (choć, aby to zrobić wystarczy spojrzeć na mnie tak jak umiesz).Za to, że jesteś moim bohaterem. W każdej sytuacji patowej, jak na przykład cieknąca bateria z łazience lub wielki i straszny pająk w sypialni, ty pozostajesz zadziwiająco niewzruszony, jakby ze mną mieszkał dzielny bajkowy bohater lub superbohater z komiksów. A może wszystko na raz. Za to, że czytasz książkę, która ci się nie podoba, a ja ją uwielbiam, lub jesz moje nieudane kotlety i mówisz, że są pyszne, lub kłócisz się z sąsiadem, bo ten przeszkadza mi oglądać serial wieczorem. Z tych drobiazgów składa się nasze życie.Za to, że jesteś moją kamienną ścianą, drzwiami stalowymi i stalowym zamkiem w jednej osobie. Zaufanie do ciebie - to oczywistość, o której nie trzeba przypominać.Za to, że zawsze jesteś blisko mnie. Nawet jeśli z woli nieba na planetę spadnie meteoryt lub będą chcieli nas zniewolić kosmici, twoja ręka będzie mocno ściskać moją.Chcę podziękować ci za twoją cierpliwość. Wiem, że często ją poddaję próbie. Zdarza się, że musisz czekać na mnie dużo czasu i zastanawiasz się, jak to rozciągają się moje metaforyczne "5 minut", lub iść na ustępstwa w takich bardzo prostych i śmiesznych rzeczach jak wybór filmu na wieczór lub kawiarni do pójścia na kolację. "Przepraszam" - mówię wtedy ze słodkim uśmiechem.I wreszcie chcę podziękować ci za to, że zawsze starasz się mnie uszczęśliwić, nawet jeśli do szczęścia pozostał tylko jeden powód. Tym powodem jesteśmy my sami.Tak, dziś jest właśnie ten dzień. Dzień kiedy przypominam sobie wszystkie najlepsze i najmilsze uczynki, które robiłeś dla mnie niby przelotnie, bez okazji, nawet czasami zmęczony wzdychając, ale mimo wszystko dając do zrozumienia, że mój wybór "raz i na zawsze" był prawidłowy. I to jest cała prawda."
Prawdziwy Scooby-Doo! Największy, a zarazem najstrachliwszy! – Sian Barrett jest posiadaczką psa Presleya, który został właśnie nazwany prawdziwym Scooby Doo. Wszystko za sprawą tego, że Presley boi się wszystkiego, łącznie z malutkimi psami podobnie, jak sam bajkowy Scooby. Pies waży około 82 kg, a jego wzrost sięga 180 cm, posiada jednak najdelikatniejszą naturę jaką można spotkać u zwierzęcia
Filip Chajzer otworzył niedawno salon fryzjerski dla dzieci. Dziennikarz otrzymał ostatnio wzruszający list od mamy jednej ze swojej klientek - małej Heli, która walczyła z rakiem i przeszła chemioterapię – "Drogi Filipie (pozwolę sobie bo moje matczyne serce przepełnia wdzięczność) Bardzo dziękujemy za możliwość wizyty w "Czuprynkach". Helcia ze względu na kontynuację chemioterapii nie może się kontaktować z innymi dziećmi i nie dla niej wizyty na placach zabaw, w kawiarnianych salkach dziecięcych czy w tak cudnych miejscach jak Wasz bajkowy salon fryzjerski dla dzieci. Gdyby nie to, że zgodziliście się tylko dla niej otworzyć wcześniej, przed planowanymi wizytami, ta wizyta w Czuprynkach musiałaby poczekać do przyszłego roku :-(Dla Helci włosy, które jej odrosły po chemioterapii to symbol jej zdrowienia, są ważnym elementem powrotu do normalności. Pewnie dlatego równie ważne jest ich strzyżenie... Helcia została dziś przyjęta jak prawdziwa księżniczka! Uśmiech nie schodził z jej buzi :-) Przemiła Pani poza pełnym profesjonalizmem dodała również szczyptę szaleństwa i w efekcie na głowie pojawiły się różowo niebieskie pasemka. Niby tak nie wiele, ale ile to radości dla małej dziewczynki, która ponad rok spędziła w szpitalnych izlolatkach. Chce, żeby Pan w naszym imieniu jeszcze raz podziękował całej załodze Czuprynek, a i Pana ściskamy z całego serca!Mama i Helenka"
Tak obecnie wyglądaDolina Pięciu Stawów Polskich – W zaledwie jedną noc spadło 50 cm śniegu.Miejmy nadzieję, że ten bajkowy widok nie opuścinas aż do końca zimy

Trochę anegdot z życia Jana Himilsbacha - genialnego aktora, nazywanego Marcelem Proustem spod budki z piwem:

 –  Przed barem "Zodiak" w Warszawie, gdy robotnicyukładali chodnik- "Tyle dróg budują, tylko, ku**a, nie ma dokąd iść!".W hotelu, gdzie dzielił pokój ze znawcą antyku, poetą,Mieczysławem Jastrunem- "Ustalmy, szczamy do umywalki czy nie?".Gdy zaproponowano mu rolę Hamleta i nie doszło dopremiery- "Hamlet to nudna rola, a Ofelia zwykła szmata".Na scenie Kabaretu "Pod Egidą" Jan Pietrzak (ciekawedlaczego, pewnie z zazdrości) bezskutecznie namawiał godo zakończenia spontanicznego popisu:- Jasiu, zejdź!- Zejdę, jak zejdzie Edward Gierek!!! - OdparłHimilsbach.Historiami o parze Himilsbach-Maklakiewicz zapisanojuż tony papieru. W zasadzie byl to jedyny duet aktorskiwykreowany przez polskie kino. "Wniebowzięci", "Jakto się robi?" - to klasyka polskiej komedii. Równieżprywatnie byli ze sobą bardzo zżyci. Plotka głosi, że wdwa dni po pogrzebie Maklaka Himilsbach zadzwonił dojego matki.- Zdzisiek jest? - pyta zachrypniętym głosem.- Ależ panie Janku - dziwi się matka - przecież pan wie,że Zdzisiek umarł.- Wiem, ku**a, ale mi się w to wierzyć nie chce. Bardzopanią przepraszam.Cały Himilsbach."Jasiu" grywał zwykle - z nielicznymi wyjątkami -króciutkie, kilkudziesięciosekundowe epizody w filmachlat 70-tych i 80-ych. Oficjalnie mówi się, że do filmuściągnął go Marek Piwowski propozycją zagrania w"Rejsie". Sam Himilsbach utrzymywał, że byłoodwrotnie, że to on wysłał Piwowskiego na studiareżyserskie.Najsłynniejsza anegdota o Himilsbachu iznienawidzonych przez niego samego oponentachbrzmiała:Któregoś dnia do warszawskiego "Spatifu" wszedłprzewodniczący Komitetu Kinematografii - partyjny"książę" od którego zależały wszystkie ówczesneprodukcje. Kłaniał się grzecznie panom aktorom,panowie aktorzy z poszanowaniem, odpowiadaliukłonami. "Książę" usiadł, zamówił herbatkę. Naglespostrzegł Janka.- Dobry wieczór panie Janku... - Rzekł w swejłaskawości.- Uważaj w którą stronę kręcisz łyżeczką ch.ju! -odpowiedział Himilsbach.Znów, cały "Jasiu".Pierwszym dyrektorem warszawskiego "Spatifu", który'przeszedł do historii filmu, był Włodzimierz Sidorowski.Tę karierę dyrektor zawdzięcza Janowi Himilsbachowi."Jaś" postanowił, że tak będzie się nazywał grany przezniego bohater "Rejsu". To był akt zemsty, boSidorowski z powodu jakiejś rozróby dał mu kiedyśczasowy' szlaban na zabawy' w lokalu.Jak już mowa o "Rejsie".. Jeśli gdzieś usłyszymy: "O,droga...", to koniecznie należy' dokończyć: "...chy'ba naOstrołękę". W towarzystwie wręcz wypada zagaić:"Służbowo...". Zawsze bowiem znajdzie się ktośuprzejmy, kto skwapliwie zapyta: "Jak to służbowo?". Imożna będzie odpowiedzieć, wymachując jednocześnieręką przed sobą: "Na statek...". Brakuje jeszcze tylko,aby ktoś rzucił od niechcenia: "Nuda. Nic się nie dzieje,proszę pana". Wtedy już pozostaje tylko się przedstawić:"Bardzo mi przykro, Sidorowski".Kolejna anegdotka z "Rejsu" dotyczy synkaMamoniów, który' zachow ał się bardzo nieprzyzwoicie ipozbawił filmow ego Sidorowskiego posiłku. Jakutrzy'muje Dominik Kubiński, ponoć któregoś razu,kiedy milicja zatrzymała wstawionego JanaHimilsbacha, Marek Piw owski poszedł na komisariat,by wyjaśnić spraw ę. Komendant posterunku zgodził sięnie wyciągać konsekwencji, pod warunkiem że w filmiezagra jego synek. I stąd wziął się mały' Romuś, który' taknaprawdę w cale nie zwinął Sidorowskiemu kiełbasy..Opowiada Mamcarz:W latach 80-tych pracowałem w kabarecie działającymprzy ZPR-ach w Warszawie. Najbarwniejszą postaciąkabaretu był Jan Himilsbach. W miesiącach letnichzwykle występowaliśmy w miejscowościachnadmorskich, trochę pracując, trochę odpoczywając.Ja, jako osoba najmłodsza z grupy, miałem za zadaniedyskretnie baczyć na to, by Jasiu nie nadszarpnąłswojego zdrowia i był sprawny dnia następnego. Był tojeden z pierwszych moich wyjazdów z grupą. Trasęrozpoczęliśmy w Gdańsku. Zostałem zameldowany wjednym pokoju z Himilsbachem w hotelu Hevelius.Rozpakowaliśmy się i Jasiu daje komendę.- Chodź idziemy do baru. Mam na jedno piwo.- Nie jest źle, nie ma pieniędzy, więc nie przeholuję -pomyślałem.Schodzimy. W barze zaraz pojawiło się kilka osób znieograniczoną zdolnością finansową. Każdy chciałwypić zdrowie z Panem Jankiem, a przy' okazji ze mną.Miałem czuwać nad tym, by Himilsbach nie wypił zadużo. Byłem w sytuacji dość niezręcznej. Nie chciałemzachowywać się gruboskórnie, postanowiłem więcwiększość alkoholu spływającego na nasz stolikprzyjmować na siebie, by jakoś chronić Janka.Około godziny drugiej Himilsbach spotkał się (jak siępóźniej dowiedziałem) przy' windzie z Jurkiem Cnotą.- Co, zjeżdżasz do baru? - pyta Cnota.- Cały czas jestem. Odprowadziłem tylko Mamcarza,ma strasznie słabą głowę. Kogo mi oni dali do pokoju! -odpowiedział Himilsbach.Himilsbach pił kiedyś piwo na środku Marszałkowskiej.Podeszła do niego staruszka- Co Pan tu, proszę Pana, sieje zgorszenie? Piwo Panpije na środku ulicy?- Babciu - powiada Janek - pani nie wie o co chodzi, jado organizmu wprowadzam bajkowy' nastrój.Od śmierci Maklakiewicza - Himilsbach coraz rzadziejpojawiał się w Alejach (chodzi o "Spatif'). Byłschorowany i stan zdrowia nie pozwalał mu na zabawy'tak huczne, jak dawniej. Nie miał już swojejcharakterystycznej chrypy, mówił szeptem, chodził ztrudem. Znany warszawski lekarz, codzienny gość"Spatifu",wyznaczył mu więc alkoholowy' limit - sto gramdziennie. Jednak w niedługi czas potem zobaczyłHimilsbacha w stanie wskazuj ącym na spożyciewiększej ilości.- Jasiu! A nasza umowa - karcił aktora - miałeśpoprzestać na stu gramach?!- A ty' myślisz, że ja tylko u ciebie się leczę? - spokojnieodparował Himilsbach.Cały' "Jasiu".

Wymarzony duet, czyli fotograf i modelka, którzy dokumentują swoje podróże w bajkowy sposób (17 obrazków)

Wzorowy ojciec: poświęcił mnóstwo swojego czasu, aby zrealizować marzenie swojego dziecka (13 obrazków)


1