Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 412 takich demotywatorów

K*tasie, który tak robisz na placu zabaw, obyś sam w dupie miał milion takich pinesek do końca życia! –
Pamiętasz? –
Chciał zgwałcić 6-letnią dziewczynkę. Pitbull odgryzł mu genitalia! – Na oddział intensywnej terapii tureckiego szpitala, trafił pedofil, tuż po tym, jak próbował zgwałcić 6-letnią dziewczynkę. W jej obronię stanął pies, który odgryzł mężczyźnie genitalia.Pewnej pięknej, słonecznej niedzieli,  37-latek przyglądał się dzieciom bawiącym się na placu zabaw. Wyczekiwał chwili, gdy mała dziewczynka zostanie na nim całkiem sama. Gdy tak się stało, podszedł do niej i zaczął przekonywać ją, by wraz z nim udała się do domu. Twierdził, że jej mama musiała zostać dłużej w pracy i poprosiła go o odwiezienie córki.Mężczyźnie udało się zaprowadzić dziewczynkę do pobliskiego lasu, gdzie zamierzał ją zgwałcić. Na szczęście był z nią jej ukochany obrońca – pies rasy pitbull.Czworonożny towarzysz dziewczynki nie wahał się ani chwili i gdy tylko zorientował się, że jego podopieczna jest w niebezpieczeństwie, rzucił się na napastnika. Ponieważ ten miał już spuszczone spodnie, pies dosłownie odgryzł mu genitalia! Po chwili, pozbawiony członka zboczeniec leżał w kałuży krwi…
Może i mój plac zabaw nie spełniał żadnych standardów. Może i nie byłem bezstresowo wychowany, może i nie zawsze dostawałem dobre stopnie, ale wychowano mnie tak, aby kochać rodzinę, pomagać starszym i po prostu szanować ludzi –
Dzień 237: Wciąż nie mają pojęcia, że nie jestem człowiekiem –
Plac zabaw w Rosji –
 –
Tak wyglądał plac zabaw w Dallas w 1900 r. – Dzisiaj rodzice dostaliby zawału, widząc na nim swoje dziecko
Źródło: Facebook
Portal do innego wymiaru –
I to wszystko za 600 zł za turnus - 24 h/dobę – Skoro pracownicy mają podniesioną stawkę do 12 zł za godzinę my też poprosimy 12 zł za 24 godziny pracy lub określenie w warunkach umowy od której do której pracujemy, bo póki co pojęcie czasu wolnego dla wychowawcy kolonijnego nie istnieje Plan Dnia wychowawcy kolonijnego:6.00 - pobudka6.30 - kontrola higieny7.00 - śniadanie8.00 - zbiórka8.30 - 13.00 - organizacja czasudla grupy13.00 - obiad14.00 - 18.00 - organizacjaczasu dla grupy18.00 - obiad19.00 - zajęcia wieczorne21.00 - kontrola przedwieczorna22.00 - cisza nocnacała noc - czuwanie isprawdzanie czy wszyscy żyjąWymagania?Całkowita dyspozycyjność,znajomość pierwszej pomocyumiejętność gry na gitarze,znajomość setek gier, zabaw,cierpliwość do dzieci,umiejętność pracy w stresie,dojazd własny, sprzęt własny,brak możliwości powrotu dodomuOdpowiedzialność w 100% zazdrowie i życie dziecka, brakczasu wolnego, gdy wszystkojest OK nikt Cię nie pochwali,niech jedna rzecz będzie nie tak,rodzice Cię zjedzą, szef biurawyrzuci z pracy, zła sławapójdzie w świat
Źródło: http://www.wychowawcy.pl/praca.html - tutaj znajdują się stawki dla wychowawców. Dla ludzi z zewnątrz praca wychowawcy to wieczne wakacje, tak naprawdę jest to ciężka, odpowiedzialna praca i od 20 lat nam się wmawia, że powinniśmy robić to dla dzieci

Te place zabaw robią spore wrażenie, jednak, gdy byłam dzieckiem, to na podwórku był tylko trzepak i stara zdezelowana huśtawka, a zabawa i tak była przednia (28 obrazków)

Filip Chajzer otworzył niedawno salon fryzjerski dla dzieci. Dziennikarz otrzymał ostatnio wzruszający list od mamy jednej ze swojej klientek - małej Heli, która walczyła z rakiem i przeszła chemioterapię – "Drogi Filipie (pozwolę sobie bo moje matczyne serce przepełnia wdzięczność) Bardzo dziękujemy za możliwość wizyty w "Czuprynkach". Helcia ze względu na kontynuację chemioterapii nie może się kontaktować z innymi dziećmi i nie dla niej wizyty na placach zabaw, w kawiarnianych salkach dziecięcych czy w tak cudnych miejscach jak Wasz bajkowy salon fryzjerski dla dzieci. Gdyby nie to, że zgodziliście się tylko dla niej otworzyć wcześniej, przed planowanymi wizytami, ta wizyta w Czuprynkach musiałaby poczekać do przyszłego roku :-(Dla Helci włosy, które jej odrosły po chemioterapii to symbol jej zdrowienia, są ważnym elementem powrotu do normalności. Pewnie dlatego równie ważne jest ich strzyżenie... Helcia została dziś przyjęta jak prawdziwa księżniczka! Uśmiech nie schodził z jej buzi :-) Przemiła Pani poza pełnym profesjonalizmem dodała również szczyptę szaleństwa i w efekcie na głowie pojawiły się różowo niebieskie pasemka. Niby tak nie wiele, ale ile to radości dla małej dziewczynki, która ponad rok spędziła w szpitalnych izlolatkach. Chce, żeby Pan w naszym imieniu jeszcze raz podziękował całej załodze Czuprynek, a i Pana ściskamy z całego serca!Mama i Helenka"
Dlaczego nauczyciel fizyki nie powinien zajmować się dziećmi na placu zabaw –
Spieldalaj kulwo! - ryknął trzyletni chłopczyk do swojej rówieśniczki, która miała czelność wepchnąć mu się w kolejkę do zjeżdżalni na placu zabaw –
Tatusiowie, nie dajcie się wrobić! –  Zasłyszane parę godzin temu na placu zabaw:Babcia mówiła mi, żebym uczyła dziecko mówić ”tata" jako pierwszesłowo.Czemu?Bo jak się obudzi w nocy to będzie wołać tatę, a ia go wtedy obudzę izapytam: no woła cię, nie pójdziesz?Czemu ja na to nie wpadłam?
Symulator końca studiów i wejścia na rynek pracy –
Pewien pomysłowy tata stworzył swemu dziecku takie centrum zabaw, żeby miał zajęcie –
Kiedy zdasz sobie sprawę, że twoje dzieciństwo dobiegło końca –
Osiedle z placem zabaw dla dzieci –

Ach, to były czasy!

Ach, to były czasy! –  My, urodzeni w latach 50-60-70-80-90 tych, wszyscy byliśmy wychowywani przez rodziców patologicznych.Na szczęście nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy, jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Dzięki temu nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za smarowanie dzieci spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy.Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy trochę się baliśmy. Dorośli nie wiedzieli, do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać. Pies łaził z nami – bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na sznurku i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas później na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierzęta. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie obsikać lub „tam” nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył po tej czynności rąk. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień Dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień Dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień Dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby.Skakaliśmy z balkonu na odległość. Musieliśmy znać tabliczkę mnożenia, pisać bezbłędnie. Nikt nie znał pojęcia dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i kto wie jakiej tam jeszcze dys… Nikt nas nie odprowadzał do szkoły. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Jedliśmy też koks, szare mydło, Akron z apteki, gumy Donaldy, chleb masłem i solą, chleb ze śmietaną i cukrem, oranżadę do rozpuszczania oczywiście bez rozpuszczania, kredę, trawę, dziki rabarbar, mlecze, mszyce, gotowany bob, smażone kanie z lasu i pieczarki z łąki, podpłomyki, kartofle z parnika, surowe jajka, plastry słoniny, kwasiory/szczaw, kogel-mogel, lizaliśmy kwiatki od środka. Jak kogoś użarła przy tym pszczoła to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię.Ojciec za pomocą gwoździa pokazał, co to jest prąd w gniazdku. To nam wystarczyło na całe życie. Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz. Jak się ktoś skaleczył, to ranę polizał i przykładał liść babki. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi, ciepłe mleko prosto od krowy, kranówkę, czasami syropy na alkoholu za śmietnikiem żeby mama nie widziała, lizaliśmy zaparowane szyby w autobusie. Nikt się nie brzydził, nikt się nie rozchorował, nikt nie umarł. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Nikt się nie bawił z opiekunką.Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Bawiliśmy się w klasy, podchody, chowanego, w dwa ognie, graliśmy w wojnę, w noża (oj krew się lała ), skakaliśmy z balkonu na kupę piachu, graliśmy w nogę, dziewczyny skakały w gumę, chłopaki też jak nikt nie widział. Oparzenia po opalaniu smarowaliśmy kefirem. Jak się głęboko skaleczyło to mama odkażała jodyną albo wodą utlenioną, szorowała ranę szczoteczką do zębów i przyklejała plaster. I tyle. Nikt nie umarł.W wannie kąpało się całe rodzeństwo na raz, później tata w tej samej wodzie. Też nikt nie umarł. Podręczniki szanowaliśmy i wpisywaliśmy na ostatniej stronie imię, nazwisko i rocznik. Im starsza książka tym lepiej. Jedyny czas przed telewizorem to dobranocka. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.Nasze mamy rodziły nasze rodzeństwo normalnie, a po powrocie ze szpitala nie przeżywały szoku poporodowego – codzienne obowiązki im na to nie pozwalały. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze” wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw.A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!