Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 336 takich demotywatorów

Okazuje się, że tygrys jednak zagryzł a nie zastrzelił pracownika Zoo – ...i wszystko to wiemy dzięki wnikliwym i intensywnym działaniom polskiej prokuratury. Brawo prokuratura!!!
Centrum Zdrowia Dziecka podało lekarza, który leczył marihuaną chorych na padaczkę do prokuratury – Jedyne na co naraził kogoś Dr Bachański to na wycofanie grantu dla pewnego ważnego lekarza z CZD w kwocie 10 mln EURO na poszukiwanie leku na padaczkę lekooporną. Prokuratura powinna więc zająć się dyrekcją CZD a nie Dr Bachańskim Leczył w Polsce marihuaną, teraz myśli o emigracji. "Nie będę miał problemów ze znalezieniem pracy"Neurolog Marek Bachański, który do niedawna leczył eksperymentalnie chore na padaczkę dzieci środkami zawierającymi marihuanę, rozważa emigrację. Lekarz uważa, że w Polsce spotkał się z „odsądzaniem od czci i wiary”.W lipcu władze warszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka poinformowały, że eksperymentalna terapia, jaką prowadził Bachański, została zawieszona ze względów formalnych.– Leczenie prowadzone przez dra Marka Bachańskiego nigdy nie zostało, wbrew przepisom i wielokrotnym prośbom Dyrekcji IPCZD, zgłoszone i nie otrzymało zgody Komisji Bioetycznej, a więc było nielegalne. Było prowadzone bez planu dawkowania leków i badań kontrolnych, bez rzetelnej oceny skuteczności i bezpieczeństwa leczenia w dokumentacji medycznej pacjentów – napisano w oświadczeniu Instytutu „Pomnik – Centrum Zdrowia Dziecka”.Sam Bachański jest zaskoczony tym, że władze placówki zgłosiły zastrzeżenia dopiero w lipcu, po 10 miesiącach prowadzenia terapii. – Przez 10 miesięcy nikt nie miał zastrzeżeń do prowadzonej dokumentacji – powiedział neurolog stacji TVN24.W liście do ministra zdrowia Mariana Zembali lekarz dodał, że jego przełożeni wiedzieli o prowadzonej terapii i zgodzili się na leczenie obejmujące maksymalnie dziesięciu pacjentów. – W zasadzie nikt dokładnie tego nie nadzorował. Nikt się mnie nie pytał: słuchaj, mam wątpliwości co do stanu twoich pacjentów – mówił Bachański.
Biskup to sobie może gowysyłać gdzie chce – A prokuratura powinna wysłać go na ławę oskarżonych Ksiądz obmacywał uczennice. Trafił do innej parafii. Proces ruszy w sierpniuJuż w sierpniu ksiądz Stanisław G. zasiądzie na ławie oskarżonych. Odpowie za molestowanie seksualne uczennic podstawówki. Czeka na proces w tej samej parafii, do której przeniesiono innego duchownego, zamieszanego w skandal z homoseksualną pornografią.Sąd w Zamościu zajmie się sprawą Stanisława G. 10 sierpnia. Ksiądz uczył w szkole podstawowej w Sulmicach. Prokuratura zarzuciła mu molestowanie seksualne pięciu dziewczynek, które przygotowywał do Pierwszej Komunii Świętej.W czerwcu duchowny przyznał się do molestowania trzech uczennic. Z ustaleń Prokuratury Rejonowej w Zamościu wynika, że do napastowania dziewczynek dochodziło regularnie w latach 2009-2014. Ksiądz miał obmacywać uczennice i wkładać im ręce pod bieliznę. Według śledczych dochodziło do tego zarówno w szkole podczas zajęć, jak i w kościele.Kiedy sprawa została nagłośniona przez media, dyrektor podstawówki w Sulmicach zrezygnowała ze stanowiska. Rodzice uczniów zarzucają jej, że nie reagowała na sygnały o molestowaniu dzieci przez księdza. Stanisław G. uczył nawet wówczas, gdy trwało śledztwo w jego sprawie. Wreszcie przełożeni księdza pozbawili go uprawnień do nauczania w szkołach. Stanisław G. nie może też zbliżać się do uczennic.Duchowny stracił również funkcję proboszcza w Kalinówce, niedaleko Zamościa. Trafił tam przed laty dość nieoczekiwanie. Wcześniej wykładał bowiem na uczelni. Robił karierę naukową. Jak ustaliliśmy, z końcem czerwca Stanisław D. został przeniesiony z Kalinówki. Decyzją biskupa trafił do parafii św. Mikołaja w Hrubieszowie, gdzie jest rezydentem.
Po prostu brak słów... –  Prokuratura zwolniła dwoje sprzedawców "Mocarza". Komendant: Żal, materiał był kompletny Katowicka prokuratura zwolniła do domu dwoje handlarzy. którzy sprzedawali dopalacze o nazwie "Mocarz". żal, bo materiał dowody przeciwko nim Dyl kompletny, poparty opinią biegłych - ocenił generał Jarosław Szymczyk. szef śląskiej policji. Jego ludzie przejęli już 2 tysiące dziatek tego narkotyku I zatrzymali 9 dilerów.Rodzice prezesa Wolnych Konopi pozostaną w areszcie. Sąd oddalił zażalenie Jeleniogórski sąd podtrzymał decyzję o tymczasowym aresztowaniu rodziców prezesa stowarzyszenia Wolne Konopie. Małżeństwo trafiło za kratki pod koniec czerwca, gdy zostali zatrzymani za przewiezienie do Polski ponad litra oleju z konopi. Wyciąg miał służyć do celów leczniczych.
Gdzieś na Bahamach, Seszelachalbo innym Bora-Bora – Siedzi sobie i śmieje się jak czyta,że policja nie wie kogo właściwie szuka Skok na kasę w Swarzędzu. Konwojent mógł ukraść nawet 8 mln zł w gotówce Zuchwała kradzież w Swarzędzu. Konwojent, który od kilku miesięcy pracował pod skradzioną tożsamością, zabrał nawet 8 mln zł i zniknął. Pieniądze miały trafić do bankomatów O sprawie jako pierwszy poinformował "Głos Wielkopolski". - Wygląda to na bardzo dobrze przygotowany skok, a sprawca mógł mieć wspólników - mówi nam, zastrzegając anonimowość, jedna z osób znających ustalenia śledztwa. Sprawę bada prokuratura. Złodziej od kilku miesięcy pracował w firmie ochroniarskiej. W piątek razem z innymi ochroniarzami rozwoził gotówkę do bankomatów. Pierwszy postój mieli w Swarzędzu. To wtedy doszło do skoku. Dwóch pracowników wysiadło z samochodu i wkładało pieniądze do kasetki w bankomacie. Wtedy złodziej, który został w pojeździe, po prostu odjechał. Pozostali ochroniarze natychmiast zawiadomili swoją firmę i policję. Samochód miał GPS pozwalający go namierzyć. Ale złodziej też był przygotowany. Według naszych informacji włączył urządzenie zakłócające sygnał. Porzucony pod lasem samochód odnalazł dopiero... grzybiarz. Policja chciała zabezpieczyć ślady: odciski palców, ślady biologiczne. Ale złodziej oblał całe auto substancją chemiczną, dzięki której zatarł ślady. Pieniądze w samochodzie Mimo że skok był profesjonalnie przygotowany, w samochodzie firmy ochroniarskiej pozostała część pieniędzy. Dlatego śledczy podejrzewają, że złodziej bardzo się spieszył albo nie miał więcej miejsca w swoim samochodzie. Ile pieniędzy przewozili ochroniarze? Policja nie ma pewności, bo złodziej zabrał też dokumenty. Śledczy opierają się tylko na oświadczeniu pracowników firmy ochroniarskiej - według nich było to ok. 8 mln zł. Nasi informatorzy nie chcą mówić, ile pieniędzy udało się odzyskać. Kim jest poszukiwany mężczyzna? Na razie policja, według naszych informacji, nie bardzo wie, kogo szukać. Złodziej posługiwał się bowiem fałszywym nazwiskiem i dokumentami. Nikt w agencji ochroniarskiej go dokładnie nie zweryfikował. Tożsamość skradł jednemu z mieszkańców spod Poznania, do którego policja oczywiście natychmiast dotarła. Został przesłuchany jako świadek - nie miał pojęcia o kradzieży. Skok stulecia w Wielkopolsce - powtórka z 1993 roku? Piątkowa kradzież może przejść do historii jako wielkopolski skok stulecia. Wcześniej nazywano tak brawurową kradzież wypłaty dla pracowników Swarzędzkich Fabryk Mebli. W 1993 r złodzieje udający konwojentów przejęli ponad 5 mld zł, czyli dzisiejsze pól miliona złotych. Choć ta suma miała wtedy większą wartość - były to 1302 przeciętne miesięczne wynagrodzenia. Pomysłowość rabusiów była wielka. Przecięli linię telefoniczną między Poznaniem a Swarzędzem, odwołali prawdziwych ochroniarzy, a potem sami ich udawali. Towarzyszące im kasjerki związali i porzucili w lesie, a samochód dla zatarcia śladów - spalili. Na trop złodziei udało się trafić dzięki drobiazgowej analizie wraku samochodu, ustalono, kiedy go sprawdzono, gdzie parkował. Złodzieje wpadli 23 dni po napadzie. Tamto śledztwo prowadził Maciej Szuba, wtedy naczelnik wydziału kryminalnego, potem szef poznańskiej policji. - Jedyny trop, jakim dysponuje w tej sprawie policja, to wizerunek złodzieja. Ale skoro cały skok był tak dobrze przygotowany, to nie można wykluczyć, że złodziej zadbał też o zmianę wyglądu. Mógł przefarbować, zapuścić lub zgolić włosy, wąsy, brodę - mówi Maciej Szuba, dziś prywatny detektyw. Były policjant Maciej Szuba przypuszcza, że w przypadku poniedziałkowego rabunku złodziej jeszcze przed zatrudnieniem się w firmie ochroniarskiej musiał wiedzieć, jak takie firmy działają. - Albo więc obserwował bankomaty podczas uzupełniania gotówki, albo sam wcześniej pracował w takiej firmie. To może być dla policji trop -podpowiada Maciej Szuba. Jego zdaniem w takich sprawach policja musi też zwrócić uwagę na osoby, które nagle zaczęły wydawać dużo gotówki. - Takie pieniądze swędzą, jest pokusa, by je wydawać. Pamięta pan, jak wpadli sprawcy najsłynniejszego w PRL skoku na bank w Wołowie? Żona jednego z nich po prostu poszła na zakupy - mówi Szuba. Ale dodaje też, że dziś sytuacja jest inna: - Złodziej mógł wyjechać za granicę. Nie ma przestępstwa doskonałego, każdy popełnia jakiś błąd. Teraz zadaniem policji jest ten błąd znaleźć.
Podobno świadek ma prawo odmówić odpowiedzi – Która naraziłaby jego lub osoby mu najbliższe na konsekwencje karne Wiesz co ci grozi za niewskazanie, kto kierował samochodem?Trybunał Konstytucyjny 22 lipca w pełnym składzie powróci do oceny przepisu przewidującego grzywnę dla właściciela pojazdu, którym popełniono wykroczenie drogowe - za niewskazanie, kto kierował autem. Regulację zaskarżył prokurator generalny."Żadna służba nie ma prawa domagać się od kogokolwiek udowodnienia własnej niewinności odnośnie jakiegokolwiek wykroczenia. Tym bardziej żadna służba nie ma prawa domagać się od kogokolwiek dostarczania dowodów własnej winy" - podkreśliła we wniosku do TK Prokuratura Generalna.W sprawie chodzi głównie o przypadki zarejestrowania przekroczenia prędkości przez fotoradar. Według Kodeksu wykroczeń karze grzywny podlega właściciel pojazdu, który "wbrew obowiązkowi nie wskaże na żądanie uprawnionego organu, komu powierzył pojazd do kierowania lub używania w oznaczonym czasie".Będzie to już kolejna odsłona rozpatrywania tej regulacji przed TK. W połowie marca zeszłego roku - po rozpatrzeniu pytania zadanego przez lubelski sąd rejonowy - Trybunał uznał w pełnym składzie (przy trzech zdaniach odrębnych), że przepis ten jest zgodny z konstytucją.Tamto orzeczenie nie zamknęło jednak sprawy oceny zgodności przepisu z ustawą zasadniczą. Do TK bowiem - oprócz rozpatrzonego już pytania lubelskiego sądu - wpłynął także wniosek prokuratora generalnego. We wniosku PG wskazano natomiast na możliwość naruszenia zapisów konstytucji, na które lubelski sąd nie powołał się w swoim pytaniu.
To są zwyrodnialcy nie dzieci!Nie rozumiem jak można być tak głupim i nie dostrzegać ludzkiej tragedii?! –  Dręczony przez kolegów 14-latek powiesił się. To, co po jego śmierci rozpętało się w sieci, jest przerażająceWyzywany od "pedziów", szykanowany przez kolegów, 14-letni Dominik z Bieżunia popełnił samobójstwo. Szkoła zastanawia się, gdzie zawiodła, prokuratura prowadzi śledztwo. A w sieci na profilach pamięci chłopca rozpętała się wojna. Gimnazjaliści z niesłychaną brutalnością komentują całą historię.Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nasStaranna fryzura, modne spodnie rurki, spokojny, grzeczny, ambitny, przejmował się ocenami. Do tego Dominik to ulubieniec koleżanek.Ale w szkole nie miał lekko. Wedle relacji mieszkańców, którzy rozmawiali z "Dziennikiem Zachodnim", chłopiec był wyzywany od "pedziów", prześladowany, a nawet obrzucony kamieniami.Śmierć DominikaW liście pożegnalnym Dominik opisał siebie, pogrupował też kolegów na przyjaciół i wrogów, z nazwiskami. Przeprosił mamę za to, co zrobi, napisał, że ją kocha i na pewno się jeszcze spotkają. Uprosił ją, by tego dnia mógł nie iść do szkoły, bo bał się jednej lekcji. Mama się zgodziła. Po powrocie do domu zastała syna martwego. 14-latek powiesił się - opisuje reportaż programu "Uwaga" w TVN.Okoliczności zdarzenia bada w tej chwili płocka prokuratura. Z zeznań ma wynikać, że chłopiec sygnalizował nauczycielom, iż jest "zaczepiany, popychany, wyzywany", śledczy będą wyjaśniać reakcję szkoły i nauczycieli na zgłaszany przez dziecko problem. W ankiecie przeprowadzonej przez kuratorium oświaty po śmierci Dominika uczniowie napisali że "nauczyciele krzyczą, są agresywni, denerwują się, stosują groźby". Dzieci informowały też o przypadkach przemocy wśród nich samych.W sieci żałoba i... nienawiść. "Dobrze, że zdechł"Po śmierci Dominika młodzież reaguje na swój sposób - zakłada na Facebooku profile upamiętniające Dominika. Błyskawicznie zdobywają one popularność, jeden polubiło 11 tysięcy ludzi. Wiele osób wpisuje "świeczki" ['] i szczere wyrazy współczucia. Ale jest coś jeszcze. Mówiąc językiem internetu - hejt.Obrzydliwe, prymitywne wypowiedzi, zawierające wulgarne wyzwiska, obrażające zmarłego nastolatka, wśród których "pedał" to łagodne określenie. A nawet memy:Pojawiła się nawet strona "Dobrze, że zdechł" - po akcji facebookowiczów, która zgromadziła 3,5 tys. ludzi, została usunięta. Osoby obrażające Dominika spotykają się z ostrą reakcją, ale jest ich naprawdę dużo. Pod imieniem i nazwiskiem młodzi ludzie obrażają się wzajemnie, niewybrednie żartują z Dominika. Poniżej przykłady:"Dobrze ze zdech polska nie ejst dla pedalow"; "bardzo dobrze rze ta k***a zginela haha jee***y pedal" (pisownia oryginalna) - ten rynsztok chyba najlepiej podsumowuje wypowiedź jednej z internautek: "Niestety tak właśnie jest z tolerancją tu u nas w Polsce. Tutaj nie można być oryginalnym, nie można być sobą, ponieważ od razu w grupie ludzi z otoczenia tej osoby znajdzie się ktoś, komu ta oryginalność nie będzie pasować".
Politycy obiecywali, że wyciągną wnioski z afery podsłuchowej – I słowa dotrzymali Nielegalne nagrania nie będą dowodami w sądzie, nawet jeśli będą dotyczyły najcięższych przestępstwpch, k publikacja: 17.06.2015 aktualizacja: 07:44wyślijdrukuj Sąd nie będzie mógł od 1 lipca stosować w procesie karnym dowodu zdobytego z naruszeniem prawa (fot. pixabay.com/succo) Na nic się przyda dokument wykradziony ze skrzynki pocztowej czy nagrania z podsłuchu. Sąd nie będzie mógł od 1 lipca stosować w procesie karnym dowodu zdobytego z naruszeniem prawa. W myśl art. 168a kodeksu postępowania karnego, będącego elementem dużej noweli, dowody takie zostaną zdyskwalifikowane – pisze „Rzeczpospolita”. Afera podsłuchowa? „Wprost”: nagrania kompromitują politykówTo nowość w Polsce, ale nie np. w USA, gdzie zakazane są wszelkie nielegalnie zdobyte dowody. Zdaniem Rzeczpospolitej nowy przepis nie tylko utrudni ściganie przestępców, prowadzenie procesów i śledztw, ale też odbierze wartość ostatnio ujawnionym nagraniom rozmów polityków. Redaktorzy gazety podkreślają, że są one np. podstawą śledztwa w sprawie Mennicy, a więc wątku zakusów władzy na wpływanie na prezesa tej spółki, o czym mówił były minister Bartłomiej Sienkiewicz w rozmowie z prezesem NBP. By nagrania te nie straciły wartości, prokuratura musiałaby wnieść akt oskarżenia przed 1 lipca br. co się nierealne.
Może niech prokurator teraz zaskarży Google'a, a potem ocenzuruje cały internet – Z internetem chcecie walczyć? O naiwni...
Zbigniew Stonoga to od teraz  Zbigniew S. - dosłownie godzinę temu został zatrzymany przez policję. Przed jego domem auta prokuratorskie, ambulans i więźniarka –
Od "afery podsłuchowej", która zaczęła się w "SOWIE" minął już rok – Obecnie prokuratura toczy postępowanie karne przeciw "ludziom odpowiedzialnym za założenie nielegalnych podsłuchów", czyli kelnerom i innym pracownikom restauracji. Podsłuchani oczywiście nie ponieśli żadnej odpowiedzialności za to do czego się przyznali nieświadomie na "nielegalnych" nagraniach. To jest POLSKA! Podejście władzy pod tytułem: "Macie nam dać kraść tyle ile chcemy, zamknąć mordy, nie odzywać się, udawać, że tego nie widzicie i żyć w biedzie, a jak się który odważy odezwać, że mu źle, to udupimy na amen"
A czy to nie kolidujez jej planami... na życie? –  Sprawa umorzona. Izabella Ch. trafi do zakładu zamkniętegoSąd umorzył sprawę Izbelli Ch., która w grudniu 2013 roku wjechała po pijanemu do przejścia podziemnego w centrum. Prokuratura, bazując na opinii biegłych, stwierdziła, że kobieta jest chora psychicznie i w momencie popełnienia czynu była niepoczytalna.Ch. zostanie skierowana na leczenie do psychiatrycznego zakładu zamkniętego. Sąd przychylił się do wniosku prokuratury o wydaniu kobiecie zakazu prowadzenia pojazdów. Jak podał reporter TVN 24 Łukasz Gonciarski, który był na rozprawie, oba środki zapobiegawcze orzeczono bezterminowo."Strzał z armaty do wróbla"Z decyzją sądu nie zgadza się obrona kobiety. – Rozstrzygnięcie nie jest dla nas satysfakcjonujące, szczególnie jeśli chodzi o bezterminowe umieszczenie mojej klientki w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym – powiedział obrońca Izabelli Ch., mec. Witold Kabański i zapowiedział, że w tym zakresie będzie złożone zażalenie.
By żyło się lepiej – Wydawać by się mogło, że wyrok za działania uderzające w prawa pracownicze to kwestia czasu. Nic bardziej mylnego. Postępowanie prowadzone przez Prokuraturę Rejonową Gdańsk-Oliwa zostało umorzone. Z jakiego powodu? Prokuratorzy uznali, że niewypłacanie wynagrodzeń nie miało charakteru uporczywego i złośliwego naruszania praw pracowniczych. Dopiero gdyby tak się stało, postępowanie konsorcjum mogłoby zostać uznane za przestępstwo. Dodatkowo, zaległości za wynagrodzenia i nadgodziny wynosiły "jedynie" trzy miesiące.
Gdy nie wystawisz paragonu na kilka groszy, to będą Ciebie ścigali wszelkimi sposobami, ale jak sprzedajesz sól drogową jako spożywczą... – ...to umarzają, ponieważ tak naprawdę nic się nie stało
To ta słynnarosyjska gościnność... –  Napadli na Polaków w obwodzie kaliningradzkimTrzej Polacy zostali napadnięci na terenie Rosji w obwodzie kaliningradz­kim, w okolicach przejścia granicznego Grzechotki Mamonowo w Braniewie (woj.warmińsko-ma­zur­skie) na stacji benzynowej. Z relacji Polaków wynika, że Rosjanie zażądali od nich pieniędzy za ochronę, a gdy odmówili, zaczęli ich bić. Sprawę wyjaśnia policja i prokuratura w Braniewie.Z nieoficjalnych informacji wynika, że Polacy zostali napadnięci na stacji benzynowej, kiedy wracali do Polski.Po sygnale od Straży Granicznej przyjęliśmy zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa rozboju. Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że do zdarzenia kryminalnego o charakterze rabunkowym doszło na terenie Rosji. Dotyczyło ono trzech mieszkańców województwa warmińsko–ma­zur­skie­go – powiedziała TVP Info sierż. Izabela Niedźwiedzka-Pardela z Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie.Policjantka dodała, że zostały przeprowadzone oględziny samochodów, którymi podróżowali Polacy. Przesłuchiwani też są świadkowie. Podczas przeszukiwania jednego pojazdu, policjanci zabezpieczyli metalowy element, który zostanie poddany szczegółowemu badaniu. Nie wykluczamy, że podczas tego zdarzenia mogła zostać użyta broń – dodała Niedźwiedzka-Pardela.Jak podkreśla policja, aby wyjaśnić sprawę, będzie potrzebna współpraca z Rosjanami, ponieważ do zdarzenia doszło na terenie tego kraju. Sprawę prowadzi prokuratura w Braniewie.
Tymczasem w lubelskiej prokuraturze praca wre –
Prokuratura na pewno postawi zarzut oszustwa – Oczywiście nie fałszywemu "wnuczkowi", tylko babci, która dała mu fałszywki - przecież żyjemy w Polsce.
Źródło: tvp.pl
Teraz, kiedy my jesteśmy terroryzowani "tezą", że jadąc 60 km/h jesteśmy mordercami swojej rodziny,  prokuratura i biegli pół roku się zastanawiają czy... – ...jazda białym bmw 200 km/h po mieście mając w poważaniu światła, znaki, pasy ruchu i przede wszystkim innych uczestników ruchu drogowego stwarza w ogóle jakieś niebezpieczeństwo
Jak znam polskie prawa, lada dzień prokuratura oskarży go o pobicie –
Źródło: gazetakrakowska.pl
Pies przebrany za pająka stwarza realne zagrożenie życia. Ale facet jeżdżący ponad 200 km/h po głównych ulicach stolicy już nie. – Zgłaszam popełnienie przestępstwa. Kretynizm prokuratorów bezgranicznie mnie przestraszył.