Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 307 takich demotywatorów

Ta bajka to... prawdziwa historia:

+18
Ten demotywator może zawierać treści nieodpowienie dla niepełnoletnich.
Zobacz
Ta bajka to... prawdziwa historia: – Do siedzącego przy śniadaniu w szpitalnej stołówce Centrum Onkologii zamyślonego księdza podszedł mocno wychudzony chłopak w kraciastej piżamie ze swoim skromnym posiłkiem na tacy:- Można się do księdza dosiąść?- Jasne - przytaknął jakby nadal nieobecny facet w koloratce.- Ksiądz tutaj to do kogoś, czy ze sobą? - kontynuował pytania chłopak.- Ze sobą, ale to początek drogi - odpowiedział ksiądz wciągając się w rozmowę - Z lekarzem już wiemy, że jest, ale nie wiemy z jakiej grupy i w jakim stopniu rozwoju.- Ksiądz się nie martwi - uśmiechnął się chłopak - Niech ksiądz żyje najzwyczajniej normalnie jak dotąd.- A czy teraz ja mogę ci zadać pytanie? - zwrócił się z badawczym wzrokiem ksiądz, który był pewien, że siedzący przed nim łysy młodzieniec przypominający bardziej cień człowieka o niemal trupim wyglądzie skóry musi być onkologicznym pacjentem dość długo.- Niech ksiądz pyta. Powiem jak na spowiedzi - roześmiał się chłopak.Ksiądz dość niepewnie jakby wiedział, że o pewne rzeczy nie wypada wypytywać mimo wszystko zapytał przyciszonym głosem:- Jesteś młody, bardzo młody i tak bardzo chory. Nie masz o to żalu? Żalu do Boga? Żalu do świata? Żalu do losu?- Proszę Księdza, mam obecnie 21 lat i choruję na raka od 16 roku życia - zaczął odpowiadać młodzieniec, jakby przygotowany na to pytanie - I nic lepszego nie mogło mi się przytrafić.Jak miałem 14 lat mój tata wyprowadził się do młodszej kobietki niż mama. Moje gimnazjum – szkoda gadać – myślałem, że tak mało zgranej społeczności szkolnej nie ma na świecie. A ja?Wypieszczony jedynak. Spadochroniarz z podstawówki. Taki typowy gnojek bez ambicji, bez chęci do nauki i bez chęci do pobożnego życia. Właściwie bez chęci do normalnego życia. Proszę mi wierzyć księże, że mimo bierzmowania wcale mi też nie było z Panem Bogiem po drodze.I przyszła zmiana.Kiedy zachorowałem rodzice umówili się, że będą mnie odwiedzać w klinice naprzemiennie, aby nawet się nie spotkać na szpitalnym korytarzu, ale ekonomia wzięła górę i tata zaproponował, że skoro codziennie do mnie przyjeżdża, to może zabierać matkę po drodze. Po jednym z powrotów ode mnie tata wysadzając mamę pod blokiem zapytał czy może wrócić. Wrócił I tak już zostało. Po roku urodził mi się braciszek, a lekarz zgodził się na przepustkę, abym został chrzestnym. Wiem, że nie zdążę założyć własnej rodziny, ale mam już dzieciaka jak swojego i do tego brata! I mogę się cieszyć z jego rozwoju, śledzić jak rośnie i jakie robi postępy. I jestem przekonany, że jak mnie już nie będzie, to będzie komu jeździć na mojej deskorolce, a rodzice na starość nie zostaną sami.A w gimnazjum z powodu mojej choroby najpierw zintegrowała się moja klasa, a wkrótce cała szkoła... Bal charytatywny jeden, drugi... Rozgrywki sportowe... Aukcje przedmiotów i autografów jakiś sławnych ludzi, którzy pewnie mnie nie znają... Mi już żadna kasa nic nie pomoże, a oni tak się rozkręcili, że chcą dalej wspólnie działać.Proszę księdza - zawsze chciałem mieć tatuaż na łydce, ale matka twierdziła, że to gadżet kryminalistów. I niech Ksiądz spojrzy jaka plecionka. Gdybym nie zachorował mógłbym sobie ją z głowy wybić młotkiem.I chyba najważniejsze: uważam, że jest ogromnym przywilejem wiedzieć, że miesiące, tygodnie i dni się kończą. I w pewnym momencie okazało się, że jestem taki uprzywilejowany, że już nic nie da się zrobić.Po pierwsze - swoje dni przestałem marnować na głupoty, na kłótnie, na uprzykrzanie życia innym. W miarę możliwości naprawiłem wyrządzone szkody i napisałem kilka listów do ludzi, których skrzywdziłem – w tym do mojej wychowawczyni.Po drugie - rozdysponowałem też swoje rzeczy i nagrałem komórką kilka godzin monologu z myślą o moim braciszku. Jestem też przygotowany na spotkanie z Bogiem odnawiając życie sakramentalne i zaprzyjaźniając się z Matką Bożą przez codzienny różaniec póki sił mi starczy.Proszę księdza – aż trudno w to uwierzyć, ale ten mój nowotwór przyniósł w życiu tyle dobra. Nie trzeba bać się śmierci. Trzeba bać się zmarnować swoje życie...* Michał zmarł w niespełna 4 miesiące po tej rozmowie - w Święto Matki Bożej Różańcowej - 7 października.

Rozmowa dwóch aniołów. Czyli przypowieść z morałem

Rozmowa dwóch aniołów. Czyli przypowieść z morałem – Rozmowa dwóch aniołów. Starszy anioł patrzy surowo na podwładnego.- Raport. W skrócie.- Żywy. Idzie do pracy. Ma jakąś nadzieję.- Jaką?- Ciężko powiedzieć. Dwukrotnie pokazałem mu szczęśliwy sen - nie widzi. Mówi, że męczy się w pracy.- Co jest w pracy?- Tak, jak u wszystkich innych. Szef. Gwar. Palarnia. Plotki.- Czy szef jest surowy?- Szef jak szef. Tak samy jak wszędzie. Z jakiegoś powodu się go boi...- Strach odpędzałeś?- Jasne. W drodze do biura. Machałem skrzydłami nad głową. Rozproszyłem nawet chmury.Musiałem przelecieć skrzydłem nad uchem, żeby zobaczył słońce.- Po drodze ładna nieznajoma? Na obcasach. Z zapachem ekscytujących perfum?- No to mnie obrażasz... W metrze zderzyłem nos w nos.- I jak?- Nie ma mowy. „Przepraszam” i dalej w swoje myśli.- A po pracy?- Sklepy. Telewizja. Pozmywać naczynia. Internet. Sen.- Zepsułeś telewizor?- Oczywiście. Z jakiegoś powodu kupił nowy...- Wyłączałeś Internet?- Pięć dni z rzędu. Po prostu zaczął zostawać w pracy. Do późnego wieczora. Mogą to robić.- Więc. Co z weekendem?- Śpi przed obiadem. Sprząta mieszkania. Wieczorem przyjaciele, głupie rozmowy, wódka. W domu po północy. Rano z bólem głowy pod kołdrą. Albo do telewizora. Albo do komputera.- A ona?- Bardzo blisko. Trzy domy dalejj. Chodzą do tego samego supermarketu po artykuły spożywcze.- W kolejce zderzał?- Wszystko jest tak jak być powinno. I poza instrukcją - na przystanku, na wakacjach.- Sprawdzałeś linie losu?- Tak, są połączone! O to właśnie chodzi… To takie miasto… Taki sposób na życie… No cóż, już tego nie zniosę! Zadanie niewykonalne!- Gdzie jest twoja lista silnych środków zaradczych?- Oto jest, szefie. Grypa z gorączką i majaczeniem. Zwichnięcie, złamanie. Wypadek samochodowy. Bankructwo. Pożar. Zamieszki na ulicach. Kryzys finansowy. Wojna domowa…- Wystarczająco. W imię Miłości do ekstremalnych środków przyzwolenie otrzymane. Po prostu wybierz jedną rzecz. Spełnić!- Jasne!Morał: zauważ i wykorzystaj wszystkie możliwości, które daje ci Bóg, a wtedy twój anioł nie będzie musiał uciekać się do skrajnych środków!

30 przykładów mniej lub bardziej kiepskiego dnia #25 (31 obrazków)

Oto casting na rolę czarnego kota w filmie "Tales of Terror", który odbył się 15 grudnia 1961 roku.

Oto casting na rolę czarnego kota w filmie "Tales of Terror", który odbył się 15 grudnia 1961 roku. – Jak się pewnie domyślacie po tytule samego filmu, czarny kot nie grał tam jakiejś wyjątkowo wesołej roli. W jednej ze scen miał zostać omyłkowo zamurowany we wnęce piwnicy. Oczywiście, biały kot w żadnym wypadku nie zagrałby tak dobrze tej kreacji. Ani też żaden inny. Czarne koty są bowiem owiane złą sławą od kilku stuleci i doskonale nadają się do odgrywania mrocznych postaci oraz złowieszczych omenów. Jednak, wbrew pozorom, ich kulturowe konotacje wciąż stanowią ogromny problem, i to nie tylko w masowym odbiorze na wielkim ekranie. Zarówno bowiem statystyki, jak i dane naukowe jednoznacznie wskazują na to, że to właśnie czarne koty spędzają najwięcej czasu w schroniskach, najrzadziej są adoptowane i najczęściej poddawane są eutanazji. Wygląda więc na to, że to nie ludzie mają pecha z powodu kotów, lecz koty z powodu, cóż, ludzi.Jak to się właściwie zaczęło? Otóż, według pewnej brytyjskiej legendy sprzed pięciuset lat, pewnego razu wędrujący nocą ojciec i syn natknęli się na czarnego kota, który przeciął im drogę. Nagłe pojawienie się w ciemnym lesie małej i podejrzanej kreatury z odblaskiem w oczach i sierścią w kolorze przywołującym najgorsze sceny z piekieł zrobiło na wędrowcach niemałe wrażenie. Oczywiście, negatywne wrażenie. Przestraszyli się oni tak bardzo, że rzucili się na kota z kamieniami. Zranione i spłoszone zwierzę czym prędzej czmychnęło do pobliskiej chaty, którą - jak na ironię losu - zamieszkiwała kobieta, w otoczeniu uznawana za pustelniczkę. Kiedy rankiem kolejnego dnia odkryto, że jest ona poraniona i kuleje, bez wahania wydedukowano, że z pewnością musi być czarownicą umiejącą przeobrazić się w kota. Czarnego kota, bo to przecież ewidentna ingerencja sił nieczystych.No i tak to się właśnie zaczęło. A przynajmniej, tak twierdzi legenda. Przekonanie o tym, że niektóre kobiety są w stanie zamieniać się w koty i później z powodzeniem hasać sobie po miejskich ulicach lub po lasach było jednym z powodów, którymi motywowano polowanie na czarownice, tak rozpowszechnione w XVII wieku. Oczywiście polowano także na czarne koty wierząc, że są nimi zaklęte wiedźmy. Dane historyczne wskazują na to, że we Francji do 1630 roku miesięcznie palono regularnie aż kilka tysięcy kotów! Co ciekawe, w żadnym stopniu nie wpływało to na zmniejszenie się liczby narodzin czarnych osobników.Oczywiście, z czasem polowań zaprzestano, jednak przesąd o czarnym kocie przetrwał i pozostał żywy w kulturze wielu krajów. Żywy do tego stopnia, że wciąż stanowi realny problem. Kwestia utrudnionej adopcji to tylko jeden aspekt tego absurdalnego casusu. Niektóre schroniska w Stanach celowo zawieszają lub ograniczają adopcję czarnych kotów w okolicach Halloween, z obawy, że zwierzęta będą wykorzystywane do tortur lub do "żywych dekoracji", a następnie - porzucane. Czarne koty dużo częściej są także zwracane do schronisk, ponieważ - o zgrozo! - nie fotografują się tak dobrze, jak osobniki innego koloru, co dla niektórych właścicieli, lubujących się we wspólnych selfie z pupilem, jest warunkiem sine qua non. Dane? Królewskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami (RSPCA) podaje, że w ciągu ostatnich lat aż 70% porzuconych kotów, które trafiły pod jego opiekę miało czarne umaszczenie.I to właśnie z powodu tego jakże przykrego "syndromu czarnego kota" włoskie Stowarzyszenie Obrony Zwierząt i Środowiska oraz Ruch Obrony Czarnych Kotów zdecydowały się wyznaczyć w kalendarzu Dzień Czarnego Kota, który w Polsce obchodzimy właśnie dzisiaj. Jego celem jest poprawa losu i wizerunku czarnych kotów, które z powodu zupełnie absurdalnych ludzkich wymysłów cierpią, choć nie zrobiły niczego złego.
Zapłakana wnuczka odwiedziła swoją babcię. Powiedziała jej, że życie jest zbyt trudne. Na co staruszka dała jej ważną lekcję życia – Widząc, jak roztrzęsiona i zestresowana jest jej wnuczka, starsza pani wzięła ją za rękę i posadziła przy kuchennym stole. Sama w tym czasie nastawiła wodę w trzech garnkach. Gdy zagotowała się, do jednego garnka wrzuciła jajko, do drugiego marchewkę, a do trzeciego ziarenka kawy. Po 20 minutach wyjęła jajko i marchewkę i wlała kawę do filiżanki. Poprosiła wciąż zapłakaną wnuczkę, by dotknęła marchewkę, rozbiła jajko i napiła się kawy. Ta spojrzała na babcię zdziwiona, ale zrobiła to,o co prosiła. W międzyczasie mądra staruszka wyjaśniła jej, w czym rzecz:Widzisz kochana, te trzy rzeczy zostały poddane przeciwności losu, jaką jest wrzątek. Zobacz, co się stało z marchewką - przedtem była twarda i mocna, a teraz jest miękka i słaba. Za to jajko na początku było kruche, prawda? Skorupka chroniła delikatne wnętrze, które pod wpływem wrzątku zrobiło się twarde. Wyjątkowa jest kawa! Ona zmieniła wrzącą wodę. A teraz, moja droga, zadaj sobie pytanie o to, czym jesteś: marchewką, jajkiem czy kawą?Zanim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć, babcia dokończyła myśl:Zastanów się dobrze, czy jesteś jak marchew, na pozór twarda, ale przy najmniejszej przeciwności losu miękka i słaba? Czy raczej jesteś jak jajko, pozornie delikatna, ale twoje serce twardnieje z bólu po utracie kogoś bliskiego lub pod wpływem innych bolesnych wydarzeń? A może jednak jesteś jak kawa? Ziarna kawy uwalniają swój prawdziwy smak i naturę wraz ze wzrostem temperatury wody. Czy potrafisz przeanalizować problem i ruszyć dalej?Wnuczka nie wiedziała, co odpowiedzieć. Każdy z nas musi zadać sobie to pytanie, na spokojnie je przemyśleć i... dokonać najlepszego wyboru.

30 przykładów mniej lub bardziej kiepskiego dnia #24 (31 obrazków)

Definicja ironii losu –

30 przykładów mniej lub bardziej kiepskiego dnia #23 (31 obrazków)

Lilly jest piękną, mądrą suczką, która na wskutek ciężkiej choroby straciła wzrok. Jakość jej życia bardzo się pogorszyła. Stała się smutna i osowiała, rozważano uśpienie Lilly, żeby oszczędzić jej cierpienia. – Na szczęście na jej drodze pojawiła się Madison emerytowany przewodnik, osób niewidomych. Madison szybko zrozumiała, że teraz musi stać się oczami Lilly, suczki stały się nierozłączne. Ta przyjaźń uratowała Lilly życie, szybko odzyskała wigor i chęć do zabawy. Obie przyjaciółki biegają razem, bawią się i czerpią radość z życia. Przez większość czasu suczki, połączone są specjalną smyczą, aby zachować ze sobą kontakt.Ta historia jest nie tylko poruszająca, ale niesie też pewną naukę dla ludzi:Pokazuje, że miłość i przyjaźń, są w stanie pokonać wszelkie ograniczenia i dać szczęście na przekór przeciwnością losu.
Halo Warszawa!Starsza miła pani sprzedaje na placu Konstytucji grzyby, które sama zerwała. Jak przechodzicie to kupcie, będziecie mieć dobrą grzybową a pani nie będzie musiała długo stać. – PS: niesamowicie mnie wzrusza widok starszych osób, które mimo przeciwności losu walczą i z honorem próbują zarobić bez żebrania. Handel kwiatami, grzybami i innymi rzeczami to praca wymagająca czasu, wstania rano, czekania godzinami i zarobek pewnie z tego mały. Każdego z nas może to spotkać i smutne, że tak wiele osób musi dorabiać do emerytury. Chwilkę z panią porozmawiałem, myślę, że to też ważne. Starszym osobom też tego brakuje, takiego zwykłego kontaktu, bardzo często bardziej od pieniedzy.Smacznej grzybowej

Historia najbardziej poruszającego zdjęcia z 11 września - człowiek, który umierał na oczach milionów ludzi

Historia najbardziej poruszającego zdjęcia z 11 września - człowiek, który umierał na oczach milionów ludzi – "Odlatuje z tej ziemi jak strzała. Chociaż nie wybrał swojego losu, wydaje się, że w ostatnich chwilach życia przyjął go".Kim był "The Falling Man", który zdecydował się na skok z wieży WTC11 września 2001 r. Godzina 8.46. W północną wieżę World Trade Center uderza samolot pasażerski American Airlines uprowadzony przez terrorystów Al-Kaidy. Maszyna wbija się w budynek odcinając górne piętra.Setki osób znalazły się w potrzasku. Otacza je ogień i dym. Windy nie działają, a nawet gdyby, to zamieniły się w śmiertelną pułapkę. Zawalone są wyjścia ewakuacyjne. Temperatura wzrasta do kilku tysięcy stopni. Żelbetonowe konstrukcje dosłownie się topią. Ci, którzy mają szczęście, giną w momencie wybuchu. Inni umierają w męczarniach. Wychylają się z okien, by złapać haust powietrza. Tak bardzo pragną oddychać. Ściągają ubrania i machają nimi do ekip ratunkowych w helikopterach latających w pobliżu wież."O Boże! Oni skaczą!"Nie ma jeszcze 9. Richard Drew, fotograf Associated Press odbiera telefon od szefa. Polecenie jest krótkie - Drew ma przerwać pracę i natychmiast jechać pod World Trade Center.Jedzie metrem, którego jest jedynym pasażerem. Na miejscu widzi już nie jedną, a dwie płonące wieże. "O Boże! Oni skaczą!" - zewsząd słychać okrzyki grozy. Rzeczywiście, co chwila od ścian wieżowców odrywają się miniaturowe punkciki. Drew działa instynktownie. Naciska migawkę. Pstryka w zapamiętaniu. Potem okaże się, że zanim dotrze do niego charakterystyczne mlaśnięcie towarzyszące rozbijaniu się ciał, każdej zauważonej postaci zdążył zrobić od 9 do 12 ujęć.Gdy wybije 10:28, upada wieża północna. Richard Drew robi ostatnie zdjęcia i ucieka12 września 2001 r. jedna z jego fotografii pod tytułem "The Falling Man" ukazuje się na okładce "The New York Times'a". Jest wstrząsająca.Pisano, że zbuntował się przeciwko strasznym okolicznościom i po raz ostatni o sobie zadecydował. "New York Times" nie napisał, kim był. Po prostu nie można było tego ustalić. Wystarczyło jednak, że go pokazał.Kim jesteś?Przygotowując materiał, obejrzał wszystkie ujęcia serii "The Falling Man".Ten człowiek był przerażony, lecąc zrywał z siebie koszulę -opowiadał potem dziennikarz. Pod koszulą ofiary Junod dostrzegł pomarańczowy T-shirt. Uczepił się tego szczegółu, a zidentyfikowanie "Spadającego Mężczyzny" stało się dla niego niemal sprawą życia i śmierci. Po pierwsze, chciał oddać mu hołd, po drugie - przywrócić "Skoczków z WTC" do narodowej pamięci.11 września "The Falling Man" był w restauracji "Windows on the World" w północnej wieży WTC. Bo to jej obsługa nosiła charakterystyczne białe fartuchyBył piękny, słoneczny poranek, Nowy Jork budził się do życia. Brakowało szefa kuchni Michaela Lomonaco- spóźnił się do pracy. Gdy w końcu zbliżał się do budynku, w wieżę uderzył samolot. Mężczyzna z przerażeniem patrzył w górę, modląc się, by jego koledzy uszli z życiem. Modlił się na próżno - zginęli wszyscy, którzy tamtego ranka przebywali w lokalu.Lomonaco był przekonany, że wie kogo widzi na zdjęciu. Jego zdaniem "The Falling Man" to Jonathan Briley, inżynier dźwięku w restauracji.11 września w pamięci Amerykanów nie jest dniem takich osób, jak "The Falling Man".Fakt, że ktoś był w stanie wyskoczyć z okna WTC jest nadal zbyt bolesnyTo, jak zginęli otwiera ranę, ale jest też czymś, co zarazem ją zabliźniaHistorie, takie ja "The Falling Man", płyną w świat i czynią Amerykę silniejszą, dając lekcję namwszystkim "Odlatuje z tej ziemi jak strzała. Chociaż nie wybrał swojego losu, wydaje się, że w ostatnich chwilach życia przyjął go".Kim był "The Falling Man", który zdecydował się na skok z wieży WTC11 września 2001 r. Godzina 8.46. W północną wieżę World Trade Center uderza samolot pasażerski American Airlines uprowadzony przez terrorystów Al-Kaidy. Maszyna wbija się w budynek odcinając górne piętra.Setki osób znalazły się w potrzasku. Otacza je ogień i dym. Windy nie działają, a nawet gdyby, to zamieniły się w śmiertelną pułapkę. Zawalone są wyjścia ewakuacyjne. Temperatura wzrasta do kilku tysięcy stopni. Żelbetonowe konstrukcje dosłownie się topią. Ci, którzy mają szczęście, giną w momencie wybuchu. Inni umierają w męczarniach. Wychylają się z okien, by złapać haust powietrza. Tak bardzo pragną oddychać. Ściągają ubrania i machają nimi do ekip ratunkowych w helikopterach latających w pobliżu wież."O Boże! Oni skaczą!"Nie ma jeszcze 9. Richard Drew, fotograf Associated Press odbiera telefon od szefa. Polecenie jest krótkie - Drew ma przerwać pracę i natychmiast jechać pod World Trade Center.Jedzie metrem, którego jest jedynym pasażerem. Na miejscu widzi już nie jedną, a dwie płonące wieże. "O Boże! Oni skaczą!" - zewsząd słychać okrzyki grozy. Rzeczywiście, co chwila od ścian wieżowców odrywają się miniaturowe punkciki. Drew działa instynktownie. Naciska migawkę. Pstryka w zapamiętaniu. Potem okaże się, że zanim dotrze do niego charakterystyczne mlaśnięcie towarzyszące rozbijaniu się ciał, każdej zauważonej postaci zdążył zrobić od 9 do 12 ujęć.Gdy wybije 10:28, upada wieża północna. Richard Drew robi ostatnie zdjęcia i ucieka.12 września 2001 r. jedna z jego fotografii pod tytułem "The Falling Man" ukazuje się na okładce "The New York Times'a". Jest wstrząsająca.Pisano, że zbuntował się przeciwko strasznym okolicznościom i po raz ostatni o sobie zadecydował. "New York Times" nie napisał, kim był. Po prostu nie można było tego ustalić. Wystarczyło jednak, że go pokazał.Kim jesteś?Przygotowując materiał, obejrzał wszystkie ujęcia serii "The Falling Man".Ten człowiek był przerażony, lecąc zrywał z siebie koszulę -opowiadał potem dziennikarz. Pod koszulą ofiary Junod dostrzegł pomarańczowy T-shirt. Uczepił się tego szczegółu, a zidentyfikowanie "Spadającego Mężczyzny" stało się dla niego niemal sprawą życia i śmierci. Po pierwsze, chciał oddać mu hołd, po drugie - przywrócić "Skoczków z WTC" do narodowej pamięci.11 września "The Falling Man" był w restauracji "Windows on the World" w północnej wieży WTC. Bo to jej obsługa nosiła charakterystyczne białe fartuchy.Był piękny, słoneczny poranek, Nowy Jork budził się do życia. Brakowało szefa kuchni Michaela Lomonaco -spóźnił się do pracy. Gdy w końcu zbliżał się do budynku, w wieżę uderzył samolot. Mężczyzna z przerażeniem patrzył w górę, modląc się, by jego koledzy uszli z życiem. Modlił się na próżno - zginęli wszyscy, którzy tamtego ranka przebywali w lokalu.Lomonaco był przekonany, że wie kogo widzi na zdjęciu. Jego zdaniem "The Falling Man" to Jonathan Briley, inżynier dźwięku w restauracji.11 września w pamięci Amerykanów nie jest dniem takich osób, jak "The Falling Man". Fakt, że ktoś był w stanie wyskoczyć z okna WTC jest nadal zbyt bolesny.To, jak zginęli otwiera ranę, ale jest też czymś, co zarazem ją zabliźnia.Historie, takie ja "The Falling Man", płyną w świat i czynią Amerykę silniejszą, dając lekcję nam wszystkim
Gdy poeta Bolesław Leśmian był kierownikiem literackim Teatru Polskiego w Łodzi, zgłosił się do niego młody poeta, z prośbą o opinię na temat przyniesionych wierszy. Najpierw Leśmian zlekceważył go, a potem, podobno, dość mocno skrytykował przedstawione utwory. Młodym poetą był Julian Tuwim, a przyniesione wiersze znalazły się w jego pierwszym tomiku poezji: „Czyhanie na Boga”. – Julian Tuwim tak pięknie wspominał swojego recenzenta: "Jeżeli się poezje do pereł i kosztowności przyrównywa - dorobek Leśmiana jest nieprzebranym skarbcem. Toczył po tym świecie Bożym wątłe swe ciałko, zdumiony, że chodzi, że ludzie dookoła, przerażony bełkotem, chaosem i turkotem nieistotnych zdarzeń - On, przybysz z niewspółmiernych z istniejącym światem stron, Ptak Fantastyczny, dziwnym a złośliwym zrządzeniem losu skazany na dwunożny, nieskrzydlaty byt na Ziemi. Jeżeli gdzieś w zaświatach, w niebiosach i zamyśleniach istnieje nieobjęte zmysłami Państwo Poezji - to nikt inny, tylko Leśmian był na Ziemi jego ambasadorem…”.„Kiedy Leśmian przyjeżdżał do Warszawy ze swojego rejentostwa z prowincji, Tuwim całował go w rękę” – opowiadał poecie Czesławowi Miłoszowi poeta Aleksander Wat.

30 przykładów mniej lub bardziej kiepskiego dnia #22 (31 obrazków)

 –  "Kościół winien byćoddzielona od państwa, niewolno mu zajmować siękształceniem młodzieży.Naród powinien być panemwłasnego losu i jego prawapowinny być nadrzędnewobec praw kościoła. Żadnareligia nie może im przeczyćodwołując się do prawaboskiego, przeciwnie, każdareligia powinna być^posłuszna prawomustanowionym przez naród."lemoriał' TadeuszaKościuszki, 1815 r.

35 przykładów mniej lub bardziej kiepskiego dnia #21 (35 obrazków)

Ostry list do rządu

 –  Ostry list do rząduList otwarty"Szanowny" Panie Premierze również Panie PrezydenciePiszę do Was z Centrum Nowej Białej z pokładu TIRa pełnego wodyWoda jest pyszna i zimna a w te upały po 30C + wchodzi idealnie dzięki temu że stoiw samochodzie chłodniI tutaj ta sielanka niestety się kończy ...Ponieważ jest jeden mały PROBLEMA mianowicie że ta woda i ta ciężarówka nie są od Pana ani od nikogo z Waszej "Elity" to samo dotyczy ton jedzenia ubrań środków chemicznych sprzętu oraz wszystkiego co tutaj dotarło ...Wszystko co tutaj jest pochodzi nie od Was jak obiecywaliście a od zwykłych ludzi, od Polaków którzy nie pozwolą aby inni cierpieli głód i biedę po tym co się stało w sobotnie popołudniePrzyjechaliście tutajNaobiecywaliście Zrobiliście swoją szopkę I co ??? no i oczywiście nic !!!Codziennie około 500 wolontariuszy plus mieszkańcy bez dachu nad głową pracują od świtu do zmierzchu aby wieś postawić na nogi aby wrócić do domu i czuć się bezpiecznieCodziennie to samo ponad 500 osób musi jeść kila razy dziennieCodziennie to 500 osób karmione jest zupełnie za darmo przez restauratorów zcałego Podhala i nie tylkoTak tak tych Restauratorów którzy w ostatnim okresie sami ledwo wiążą koniec z końcema jednak nic nie mówią tylko pomagają jak mogąi dostarczają codziennie ponad 1500 świeżych i pysznych posiłków V W i Tutaj przepraszam ale niestety pojawia się przekleństwo K.u.r.w.a chwała Im za to ±.±.£1Czy wy Tam na Wiejskiej wiecie ile to jest jedzenia pracy czasu i organizacji!!! Ja się pytam gdzie jest jakiś sztab kryzysowyGdzie jest jakaś logistyka gdzie są jakieś dostawy kuchnia polowa jakakolwiek realna pomoc na miejscu ? Gdzieeee !!!Zostawiliście ludzi na pastwę losu Bez środków bez pomocy bez niczegoAle nie martwcie się dadzą sobie radę bo mają wokół siebie innych cudownych ludzi Państwo z kartonu Level Expert...Edit. Mam jeszcze ogromną prośbę do ludzi z wielkimi sercamiZrobiliście robotę nie do opisania ££-CJedzenia wody ubrań chemii itd jest pod sufitprosimy wstrzymać się ze zbiórką i wysyłkąBo ludzie już nie dają rady tego pakowaćJesteście mistrzami £ dziękujęJeśli możecie to proszę ^ pomagajcie tutaj
Nos Pinokia – Jeśli Pinokio dostanie pytanie z dziedziny na której się nie zna, i próbując wyjść z sytuacji skłamie mówiąc pierwszą rzecz jaka mu przyjdzie do głowy, ale jakimś zrządzeniem losu ta odpowiedź będzie faktycznie prawidłowa, to czy jego nos się wydłuży bo nie przyznał się, że nie zna prawidłowej odpowiedzi, czy też jednak pozostanie krótki bo odpowiedź była faktycznie poprawna?

Tymczasem w Kołobrzegu:

 –  Chciałbym się z wami podzielić historią, która zrobiła mi dzień. Otóż w poniedziałek wielkanocny banda dzbanuszków wjechała srebrnym Passeratti na kołobrzeską plażę, po czym doznała potężnego szoku, gdyż okazało się, że Passat wcale nie jest tak kozackim autem jak mówi się na forach internetowych i skubany zamiast driftować, wziął i jak gdyby nigdy nic zakopał się w piachu <No kto mógł przewidzieć?>Po chwili na miejsce podjechały bagiety, poheheszkowały z typów, po czym dali kierowcy pięć punktów karnych i mandat wysokości UWAGA UWAGA 50zł (szaleństwo). I już mieli się zbierać, ale pomyśleli sobie, że są święta i głupio tak zostawić dzbanuszków na pastwę losu, więc na odchodne zapytali, czy mają wezwać pomoc drogową? Kierowca na to: A ile by to kosztowało? Na co policjant: Uuu to nie są tanie rzeczy i 5 stówek to minimum, na co kierowca, że chyba kogoś pojebawszy i nawet gdyby przypadkiem miał luźne 5 stówek, to by sobie nowy spoiler ogarnął do Passata, a nie wydawał na burżujską pomoc drogową, po czym przeleciał cały Kołobrzeg, żeby pożyczyć od kogoś łopatę, co by samodzielnie wykopać furę. I o dziwo ktoś mu ją nawet pożyczył, ALE. Ale w międzyczasie zdążyła przyjechać kołobrzeska prasa i zrobić z tego wydarzenia artykuł.I teraz jest piękny plot twist, gdyż ponieważ artykuł z tej kołobrzeskiej gazety jakimś cudem dotarł do mojego rodzinnego Nakła nad Notecią i suprajsik -> jedna babeczka z Nakła rozpoznała na zdjęciu swojego Passata, którego dzień wcześniej oddała do mechanika, którego to mechanika ktoś jej polecił na fejsbuniu, kiedy to wrzuciła posta o treści -> Hej, szukam dobrego mechanika z Nakła i okolic NIE ZA MILIONY MONET. Ktoś coś? -> No to jej polecili XDOstatecznie babeczka odzyskała auto, ale była tak wkurzona całą akcją, że zgłosiła mechanika NIE ZA MILIONY MONET na policje, a ci z kolei wezwali typa na przesłuchanie i zapytali: Gościu WTF? Na co mechanik NIE ZA MILIONY MONET odpowiedział, że normalnie, naprawił furę i chciał sprawdzić, czy wszystko działa jak należy, więc zapakował ziomków i pojechali zrobić test na trasie... na ponad 200-kilometrowej trasie i to w jedną stronę XDPolicja na to, że sorry gościu, ale przywłaszczyłeś sobie cudzy pojazd za co grozi do 5 lat więzienia, więc masz tu książkę o seksie tantrycznym i zacznij się oswajać. Gość już miał się rozpłakać, wtem na komendę wbija właścicielka Passeratti i mówi, że odwołuje zeznania, bo jak odpiaszczała furę to na tylnym siedzeniu znalazła bursztynek, a że dawno nie była na urlopie, to dzięki temu bursztynkowi poczuła się, jakby dostała ekwiwalent urlopu i dzięki temu wybacza typowi
 –  Janusz Piechociński Ta samotna koparka przywracająca żeglowność Kanału Sueskiego to jak premier MM w walce z covidem, opuszczony przez lekarzy i opozycję
"Lincoln" zarobił w kinach 275.000.000 dolarów, co jest ironią losu.Z historycznego punktu widzenia Lincoln nie radził sobie zbyt dobrzew kinowym świecie –