Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 339 takich demotywatorów

Włamywacz w Wielkiej Brytanii zaatakował śrubokrętem właściciela okradanego domu. Właściciel bronił się nożem raniąc napastnika, ten uciekł i wykrwawił się na ulicy – Następnego dnia ludzie składają na płocie kwiaty, by uczcić pamięć zabitego włamywacza, a właściciel domu musi mieć zapewnioną ochronę policji...
Pewien kierowca we wschodnich Chinach tak bardzo spieszył się do domu, że nie udzielił pomocy kobiecie z dzieckiem, których wcześniej potrącił na jezdni. Kilka godzin później okazało się, że ofiarami wypadku była jego żona i syn – Do zdarzenia doszło w miejscowości Zibo w prowincji Shandong we wschodnich Chinach. Po rodzinnej kolacji trzyosobowa rodzina postanowiła się rozdzielić w drodze do domu. Mężczyzna pojechał minibusem, a jego żona i 6-letni syn pojechali rowerami. Kobieta miała powiedzieć, że mąż był pod wpływem alkoholu, dlatego nie chciała wsiadać razem z nim do auta. W pewnej chwili minibus rozpędził się i potrącił kobietę oraz dziecko.Przerażony kierowca uciekł z miejsca zdarzenia i nie udzielił pomocy poszkodowanym. O wypadku policję poinformował jeden ze świadków zdarzenia, który wezwał pogotowie. Mimo akcji reanimacyjnej życia chłopca nie udało się uratować. Kobieta w ciężkim stanie i z licznymi złamaniami walczy o życie w szpitalu.Kilka godzin po wypadku do mieszkania sprawcy wypadku zapukali funkcjonariusze lokalnej policji. Kiedy mężczyzna dowiedział się, że ofiarami wypadku są jego żona oraz syn, wpadł w szał. Kierowca tłumaczył, że nie miał pojęcia, kim były potrącone przez niego osoby. Chińczyk przyznał się do popełnienia przestępstwa i trafił do aresztu tymczasowego. Wyjaśnieniem dokładnych okoliczności sprawy zajmuje się policja
Kiedy pod filmikami z wypadków czytam komentarze w stylu "ja bym uciekł", "ja bym wyrobił", "ja bym dał radę"... – Ch*ja byś dał radę
0:27
Z ZOO w Kanadzie uciekł łoś i terroryzuje krowy na okolicznych farmach –  Canada: moose escapes from zoo and goes on cow raping rampage.Calgary, a moose that has escaped from the calgary zoo is wreaking havoc on local farms in the area as the 2000 pound beast has allegedly been sexually assaulting a large number of cows
 –  Kobieta wypiła jednym duszkiem wartą $200 butelkę koniaku żeby nie oddawać jej ochronie na lotniskuNie każdy bohater osi pelerynę
Spiro Haddad to chrześcijanin z Syrii, który w 2015 roku przyjechał do Europy, a konkretnie Austrii. Gdy zobaczył jednak, jacy uchodźcy napływają do Europy, uciekł z powrotem do Syrii, bo tutaj bał się o swoje życie – Oto do czego doprowadziliśmy...

Mąż uciekł z jej siostrą i zostawił tylko list. Jej odpowiedź powala na łopatki

Mąż uciekł z jej siostrą i zostawił tylko list. Jej odpowiedź powala na łopatki – Pewna kobieta wróciła do domu i zastała na blacie kuchennym list od męża:Kochana żono, piszę ten list aby przekazać Ci, że odchodzę. Spędziliśmy ze sobą 7 lat, byłem dobrym mężem - nie mam sobie nic do zarzucenia. Te ostatnie dwa lata były dla mnie piekłem. Twój szef zadzwonił dzisiaj i powiedział, że rzuciłaś pracę, wtedy miarka się przebrała, nie mam do Ciebie już siły. Tydzień temu kiedy przyszłaś z pracy, nawet nie zauważyłaś, że ściąłem włosy, przygotowałem Twoje ulubione danie i miałem na sobie jedwabne bokserki. Nawet nie tknęłaś jedzenia, bez słowa usiadłaś na kanapie zaczęłaś oglądać Twoje ulubione seriale. Już nie mówisz, że mnie kochasz, nie uprawiamy już seksu. Nie wiem czy mnie zdradzasz, czy Twoje uczucie się wypaliło... Jedno jest pewne, odchodzę! Twój za chwilę były-mążP.S. Nie szukaj mnie, wyprowadzamy się z Twoją siostrą do innego województwa.Kiedy dowiadujesz się, że Twój mąż zdradził Cię i to jeszcze z Twoją własną siostrą, może to być jeden z najgorszych dni w Twoim życiu. Jednak nie dla tej kobiety... miała bowiem pewnego asa w rękawie. Jeszcze tego samego wieczoru odpisała mężowi na list."Drogi były mężu, nic mnie bardziej nie uszczęśliwiło dzisiaj niż ten list od Ciebie. To prawda, byliśmy małżeństwem ponad 7 lat, jednak byłeś daleki od ideału męża. Byłam tak przywiązana do moich seriali, bo odciągały mnie od ciągłego płaczu i myślenia o tym jak bardzo jestem nieszczęśliwa w tym małżeństwie. Tydzień temu kiedy wróciłam do domu od razu zauważyłam Twoją nową fryzurę. Nic nie mówiłam, bo wyglądałeś w niej jak dziewczyna i nie chciałam Ci robić przykrości. Kiedy ugotowałeś moje "ulubione danie", musiałeś pomylić mnie z moją siostrą, bo ja od 6 lat nie jadam wieprzowiny. Jeśli chodzi o te jedwabne bokserki, kiedy tylko zobaczyłam cenę 99 złotych na metce, która dalej z nich zwisała, modliłam się, żeby to nie była ta sama 100, którą pożyczyłam wczoraj mojej siostrze. Jednak po tym wszystkim dalej czułam, że możemy jeszcze uratować nasz związek. Kiedy okazało się, że wygrałam w LOTTO 3 miliony złotych rzuciłam natychmiast pracę i kupiłam dla nas 2 bilety na Majorkę. Liczyłam, że podczas egzotycznych wakacji może  uda nam się znowu rozniecić dawną iskrę. Jednak kiedy przyszłam do domu Ciebie już nie było i zastałam tylko list na kuchennym blacie. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy i ułożysz sobie życie tak jak zawsze tego pragnąłeś. Mój prawnik mówi, że Twój list wystarczy jako dowód niewierności i nie masz prawa do ani grosza z mojego majątku. Pozdrawiam Twoja była żona -teraz szczęśliwa i bogataP.S. Czy moja siostra Karolina wspominała Ci, że urodziła się jako Karol?"

Przetrwałem straszliwą apokalipsę pierwszej niedzieli z zamkniętymi sklepami

Przetrwałem straszliwą apokalipsę pierwszej niedzieli z zamkniętymi sklepami – W moim przypadku kluczowa okazała się sobota rano. Ledwie kilka godzin wcześniej gruchnęła wiadomość, że sklepy mają być zamknięte w całą drugą niedzielę marca aż do poniedziałku. Kilkadziesiąt godzin skondensowanego piekła. Wstałem jak co rano, jak co rano się ubrałem i jak co sobotę ruszyłem do Lidla. Parking pod sklepem, zazwyczaj senny o tej porze, przypominał zaatakowany przez szerszenie ul.Tłoczące się wszędzie samochody wypełniały – niemałą przecież – przestrzeń do ostatniego miejsca. Ludzie przemykali pomiędzy nimi pośpiesznie, chcąc czym prędzej zrobić zapasy. Niektórzy omijali auta ostrożnie, ale inni – ci, którzy nie potrafili zachować zimnej krwi – nie mieli tyle szczęścia i ginęli pod kołami rozpędzonych do 20 kilometrów na godzinę samochodów. Widząc upiorne zagęszczenie, właściciele aut rezygnowali nawet z podjeżdżania pod same drzwi sklepu, nie tarasowali wejścia swoimi budzącymi zachwyt maszynami, tylko zatrzymywali się w najdalszych zakamarkach parkingu, w miejscach, z których wyrastały dwumetrowe chaszcze. Dalej za to stawali na trawnikach. Wybiegający ze sklepu ludzie, czekający na otwarcie od wczesnych godzin porannych, usiłowali wskrzesić w sobie choć wspomnienie człowieczeństwa na tym wybiegu ludzkich pragnień i ostrzegali, by nie wchodzić do środka, bo tam rozgrywa się dramat, który będzie śnił się nam po nocach. Nie chciałem wierzyć, ale oni nie cofali się nawet po wypadające z siatek ziemniaki. Uwierzyłem. Nikomu jednak nie przyszło nawet do głowy odejść, przeczekać, przyjść później. Przecież już wstali, już się ubrali, może nawet nagrzali samochód w ten chłodny poranek. Wszyscy wiedzieli, że to najpoważniejsza gra – gra, która toczy się o ich życie i życie ich bliskich. Zamknięty w potrzasku zbiorowy umysł, który będzie parł dopóki nie osiągnie swojego celu. Wszyscy wiedzieliśmy, że pisowski reżim nie zatrzyma się, więc i my nie mogliśmy się zatrzymać. Łudziliśmy się, że opór coś zmieni. Choć sytuacja wyglądała potwornie, ruszyłem i jakimś cudem udało mi się wejść do sklepu.Nawet będąc pomnym sytuacji na parkingu, tliła się we mnie nadzieja, że nie jest tak źle. Nie może być. Przecież jesteśmy ludźmi. LUDŹMI, DO DIABŁA. Ale ci od wypadających ziemniaków nie kłamali – w „moim” Lidlu rozgrywały się dantejskie sceny. Od wejścia uderzył mnie odór ciepłej krwi. W tym momencie utraciłem wszelką nadzieję. W myślach pożegnałem się z żoną i dziećmi, ale wiedziałem, że dla nich muszę podjąć tę, być może ostatnią w życiu, walkę. Tu nie szło o jakiegoś tam karpia czy Crocsy. Chciałem, żeby byli ze mnie dumni. Tylko jak długo przetrwają, gdy mnie zabraknie? Myśli zaczęły wędrować z złym kierunku, traciłem czas, więc czym prędzej ruszyłem po bułki. Próbowałem nie patrzeć na półki z herbatą i dżemem, pod którymi leżały zwłoki kilku kobiet w średnim wieku. Najwidoczniej walczyły o ostatnie opakowanie earl greya. „Jezu, to krew czy powidła śliwkowe?” – natychmiast odsunąłem od siebie makabryczną myśl, bo na horyzoncie pojawiło się stoisko z pieczywem. Są jeszcze nasze ulubione bułki gryczane! Tylko co tam robi ten facet? Chryste, gryzie rękę kobiety, która dokłada pieczywo! Błagam, niech mnie tylko nie zauważy, bym mógł zapakować kilka bułek i ruszyć dalej. Gdzie są torby papierowe?! Nie ma papierowych – są tylko foliówki. Czy to już ostateczna granica upodlenia? Przecież dopiero tu wszedłem. Oczami wyobraźni widzę wszystkie żółwie z Pacyfiku, które połkną tę foliówkę. Przepraszam, ale albo wy, albo ja i moja rodzina. Obyście trafiły w lepsze miejsce. Nie mam czasu na dłuższy rachunek sumienia. Ominąwszy ukradkiem żarłacza białego w ludzkiej skórze, przechodzę obok uderzającego miarowo w ścianę wózka elektrycznego prowadzonego wcześniej przez młodego chłopaka, który teraz zwisał przez kierownicę martwy, z porem w oku, i zdaję sobie sprawę z tego, że zbliżam się do stoiska z warzywami. Wokoło słychać krzyki ludzi, trzask łamanych kości i brzęk tłuczonych butelek, ale staram się nie zwracać uwagi na rozgrywające się wokoło dramaty. Uwaga, lecące jabłko. Niewiele brakowało. W końcu dotarłem do warzyw i owoców. Jakieś nogi wystające spod skrzynek z bananami trzęsą się w rytm zapewne ostatniego tchnienia właściciela kończyn. Może ulżę mu choć trochę – odciążam skrzynie i ładuję kiść bananów do koszyka. W międzyczasie strząsam dłoń, która chwyta mnie za nogę nie wiadomo skąd. Idę po awokado. Kurwa, znowu twarde. Jakiś dzieciak zaczyna szarpać mnie za rękaw. Oczy ma zapłakane, nie potrafi wydusić z siebie słowa, wskazuje tylko na coś palcem. Podnoszę wzrok i widzę całkiem młodą kobietę, która pyta drugą, czy ta nie mogłaby oddać jej mrożonego pstrąga, którego ma w koszyku, bo ojciec tej pierwszej „uciekł z jakąś bezdzietną lambadziarą, a czasy dla młodych matek są trudne, a synek by się ucieszył, bo tak lubi pstrąga”, na co ta z pstrągiem odpowiada, że nie bardzo, bo też lubi pstrąga, a poza tym była pierwsza, na co pytająca reaguje słowami: „To się pierdol, po co się obnosisz tak z tym pstrągiem?!”. Patrzę z powrotem na dzieciaka. Oddaję mu awokado, ja i tak nie będę miał czasu czekać, aż dojrzeje. Przed oczami widzę obraz własnych dzieci. Muszę ruszać dalej.Czekała mnie trudna decyzja: wybrać krótszą, ale bardziej ryzykowną drogę pomiędzy warzywami a zamrażarkami, czy dłuższą, ale bezpieczniejszą drogę wzdłuż ściany z przyprawami? Wąska droga przez szlak warzywno-zamrażarniczy to doskonałe miejsce na zasadzkę. Droga Cynamonowa wzdłuż półki daje z kolei lepszą widoczność, ale tam tłum ludzi kotłuje się o ostatnią butelkę przyprawy do zup w płynie. Czas ucieka, podejmuj decyzję. Niech będzie Przewężenie Bakłażana. Ruszam ostrożnie, za pas zatykam pora niczym wielki wojownik swój miecz. Procentuje doświadczenie zebrane przy wózku elektrycznym chwilę wcześniej. Podchodzę, zbliżam się do przewężenia, ostrożnie wychylam się zza stoiska za papryką. SZAST! Przed oczami przelatuje mi podstarzały ochroniarz. Chyba próbował uspokoić sytuację na stoisku z produktami „deluxe”, gdzie właściciel terenowego volvo, którego minąłem na parkingu, ładował już trzeci wózek chałwy. Pozostawione przez wózek ślady krwi dały mi jasno do zrozumienia, że ten człowiek bardzo lubi chałwę. Odwróciłem szybko wzrok. Nie chciałbym lubić chałwy aż tak mocno. Na szczęście udało mi się przedostać na wędliny bez większych problemów. Tam szybko biorę opakowanie Żywieckiej i filetu z kurczaka i mknę na nabiał. „Po co ci glebogryzarka o 8 rano, człowieku?!” – myślę sobie na widok nieszczęśnika w średnim wieku omamionego „promocją z gazetki”. Po drodze chwytam duże opakowanie goudy. Jednak los się do mnie dzisiaj uśmiecha. Za wcześnie! Skup się, masz rodzinę, która na ciebie liczy. Ale fakt, już niedaleko. Przede mną najtrudniejsza część przeprawy: dział z alkoholem.Zdyszany docieram do Kanionu Wysokich i Niskich Oktanów. Gdybym nie znajdował się w Lidlu, to przysiągłbym, że jakimś cudem dotarłem na plan filmowy „Hooligans”. Ludzie pakują do wózków wszystko. Przy półce z winem dostrzegam sąsiadkę, która zazwyczaj gardzi winami poniżej pięciu dych za butelkę, ale teraz pakuje każdą ocalałą Kadarkę. Na podłodze szkło, okaleczeni ludzie wiją się z bólu. Ktoś próbował wyjechać z paletą Argusa na wózku widłowym, ale został zatrzymany i zjedzony na miejscu. Przeskakuję między ciałami i – na tyle, na ile to możliwe – ostrożnie zbliżam się do kas. Kątem oka dostrzegam jeszcze butelkę piwa rzemieślniczego. Czy to możliwe? Czy promień słońca naprawdę rozświetlił to mroczne miejsce? Udaje mi się, chwytam butelkę. Jestem już przy kasach. Jezu, jak dobrze, że nie działają, 6 złotych za pilsa – kto to widział? Zrównuje się ze mną mężczyzna, na oko w moim wieku. Patrzymy na siebie, potem na swoje zakupy. Gość uśmiecha się z politowaniem, ja jestem pod wrażeniem kilkudziesięciu opakowań mięsa mielonego, czterech zgrzewek niegazowanej wody Saguaro, worka ziemniaków, kartonu kasz, trzech litrów oleju rzepakowego, dziesięciu bochenków chleba i opakowania mentosa, które miał w swoim wózku. Mentosy! Chwytam jeszcze jakieś słodycze znajdujące się przy kasach i kieruję się do wyjścia. Koleś od wózka zaklinował się przy przejściu między kasami i desperacko próbuje się uwolnić. Zauważam biegnących w jego kierunku ludzi o wygłodniałych spojrzeniach. Nie czuję triumfu. Na wszelki wypadek chwytam leżący przy kasie egzemplarz nowej książki Okrasy i im go rzucam. Wybiegam na parking, a zza pasa wylatuje mi por, o którym zdążyłem dawno zapomnieć. Niewiele się tu zmieniło – może poza rosnącą liczbą ciał. Krzyczę do przebiegających obok ludzi, żeby nie wchodzili, ale oni nie słuchają. Teraz wszystko rozumiem. Biorę oddech świeżego powietrza i wracam do domu.Udało mi się wrócić do rodziny. Zabarykadowaliśmy się w mieszkaniu i resztę dnia spędziliśmy na wspominaniu lepszych czasów. W niedzielę nie wyszliśmy z domu, bo się baliśmy. Podobno po to właśnie wprowadzono nowe prawo – by ludzie mogli cieszyć się wspólnie spędzonym czasem. Jestem pewien – chciałbym być – że prawodawcy nie przewidzieli jednak rozmiaru skutków ubocznych swoich własnych działań. Zasunęliśmy rolety w mieszkaniu, żeby nie widzieć kłębów dymu. Z radia dowiedzieliśmy się o zamieszkach, o policji, która używa ostrej amunicji wobec demonstrantów i szabrowników. Niektórzy nie zdążyli zrobić zakupów i usiłowali plądrować sklepy. Wiele osób umarło z głodu. Odgłosy wystrzałów i syren zagłuszaliśmy radiem. Modliliśmy się o to, by nikt nie zapukał do naszych drzwi.Niepokój rośnie. Nikt nie wie, co będzie dalej. Pierdol się, pisowski reżimie
Brak słów. Syryjski uchodźca zamordował żonę, bo go irytowała. Relacjonował wszystko na Facebooku – 41-letni Abu Marwan mieszka w Niemczech. Syryjczyk bestialsko zadźgał nożem swoją żonę, a potem uciekł, zabierając ze sobą syna. Na żywo, zaledwie minuty po morderstwie, opowiedział o nim swoim obserwatorom. W obecności swojego syna tłumaczył, że tak kończą kobiety, które irytują mężów i plamią ich honor
Zmarł pies, który od 11 lat wiernie czuwał przy grobie swojego pana – W 2005 Miguel Guzman kupił psa (Capitana) dla swojego 13-letniego syna Damiana. Rok później mężczyzna niestety zmarł, a czworonóg uciekł. Zmartwiona rodzina myślała, że 4-letni pies znalazł nowego właściciela albo miał wypadek.Ale kilka miesięcy później, ku ich zdziwieniu, zobaczyli Capitana na grobie zmarłego właściciela. Pracownicy cmentarza oraz sąsiedzi dawali mu jedzenie i picie, gdy zrozumieli, że co noc tam śpi.To, co najbardziej zaskoczyło rodzinę to fakt, iż cmentarz jest daleko od ich domu i nigdy nie zabrali tam psa. Daily Mail cytuje zarządcę Hectora Baccegę: „Pojawił się pewnego dnia, sam, i zaczął chodzić po cmentarzu, aż znalazł grób właściciela.”Mężczyzna dodał: „W ciągu dnia czasami chodzi po cmentarzu, ale zawsze wraca na grób. I każdego dnia, dokładnie o szóstej, kładzie się na grobie i zostaje tam całą noc.”Damian powiedział, że wielokrotnie próbowali zabrać Capitana do domu, ale on zawsze uciekał na grób.Capitan opłakiwał pana przez jedenaście lat, aż do swojej śmierci kilka dni temu. Spoczywaj w pokoju, słodki i lojalny psiaku
Georg Gartner, niemiecki nazista służący w Afrika Korps, który uciekł z amerykańskiego obozu i przez ponad 40 lat "ukrywał" się w USA – Gdy się "ukrywa" będąc poszukiwanym przez FBI zakłada kilka firm i żyje sobie jak pączek w maśle. Gdy po ponad 40-stu latach dożywa emerytury postanawia się ujawnić i liczy na łagodne potraktowanie z uwagi na wiek (nie myli się). Obecnie jako emeryt w każdy weekend wraz ze swoimi amerykańskimi przyjaciółmi spotyka się w knajpie gdzie przy butelce sznapsa potępia polski antysemityzm i nietolerancję. Na początku 2014r. rząd III RP wpadł pomysł dodrukowania kilku mld i obniżenia świadczeń polskim emerytom by wypłacić Żydom zadośćuczynienie za krzywdy których ci doznali z rąk armii w której służył Gartner
John Dillinger uciekł z więzieniaz drewnianą atrapą broni, okradł posterunek policji, przeżył strzelaninęz FBI, poddał się operacji plastycznej, by zmienić twarz i usunąć odciski palców – W efekcie tych działań rząd prowadził za nim całorocznego pościg, który kosztował ich sześć razy więcej,niż łup ukradziony przez Dillingera
Nie jest sztuką trzymać faceta na smyczy, żeby nie uciekł – Sztuką jest sprawić, aby mimo braku smyczy,facet uciekać nie chciał
 –
W Szczecinie odbyło się uroczyste pożegnanie Brutusa - 11-letniego psa policyjnego, który odszedł na emeryturę – W policji służył wiernie przez 10 lat, pracował w Wydziale Prewencji Komendy Miejskiej Policji w Szczecinie. Kiedy przyszedł czas na zasłużoną emeryturę, zorganizowano mu uroczyste pożegnanie.Brutus jest jedenastoletnim owczarkiem niemieckim o czarnym umaszczeniu. Przez dziesięć lat uczestniczył w patrolach, brał udział w zabezpieczaniu imprez masowych oraz poszukiwaniach osób zaginionych, tropił także ślady pozostawione przez przestępców na miejscu zdarzenia.Brutus podczas uroczystego pożegnania przeszedł przed szeregiem innych psów-funkcjonariuszy,  następnie w podziękowaniu za swoją służbę otrzymał kość i zapas karmy. Prezenty wręczyły mu także dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 48 w Szczecinie.Przewodnikiem psa był asp. Grzegorz Matolicz z Wydziału Prewencji Komendy Miejskiej Policji w Szczecinie. W czwartek wspomniał jeden z sukcesów swojego podopiecznego.– Kierowca nie zatrzymał się do kontroli; uciekł, zostawił samochód i oddalił się na ogrody działkowe. Przyjechaliśmy z Brutuskiem po czterech godzinach na miejsce zdarzenia. Po nawęszeniu wnętrza pojazdu Brutus podjął pracę węchową, dotarliśmy na ogrody działkowe i dokładnie wskazał działkę. Co najciekawsze, sprawca schował się w budzie dla psa – mówi Matolicz. Dodaje, że pies z wiekiem złagodniał, w młodości był bowiem bardzo agresywny, zgodnie ze szkoleniem, które przeszedł.Emerytowany psi funkcjonariusz będzie odpoczywał na wsi, opiekę nad nim będzie sprawował jego dotychczasowy przewodnik. Jego następcą będzie teraz owczarek niemiecki o imieniu Aslan, który przechodzi właśnie szkolenie u boku tego samego przewodnika.W Referacie Przewodników Psów Służbowych Wydziału Prewencji Komendy Miejskiej Policji w Szczecinie służy 13 psów. Są to głównie psy patrolowo-tropiące, a także psy o różnych specjalizacjach, jak pies tropiący czy wyszkolony do znajdowania materiałów wybuchowych. Aby przystąpić do służby, zwierzęta muszą przejść wstępne szkolenie w Zakładzie Kynologii Policyjnej w Sułkowicach
Żółw, który uciekł z domupół roku temu, został odnalezionytylko 322 metry dalej – Tallulah zbiegła ze swojego ogrodu w brytyjskim Oxfordzie w lipcu. 9-letnia żółwica dokonała spektakularnej ucieczki przez dziurę w płocie, następnie przeszła przez ogród sąsiadów, przekroczyła ruchliwą drogę i udała się na szkolne boisko, gdzie po pół roku została odnaleziona przez jednego z uczniów, który zgłosił pojawienie się zbiega służbom
Codziennie ujawnia jeden numer rejestracji człowieka, który uszkodził jego auto! – Na Facebooku doszło do bardzo nietypowej akcji. Pewien kierowca uderzył zaparkowany samochód, a następnie uciekł z miejsca zdarzenia. Poszkodowany zdołał jednak zrobić zdjęcie, na którym widać numery rejestracyjne sprawcy. Aby go odszukać, opublikował post, w którym daje szanse uciekinierowi. Ma się do niego zgłosić, w przeciwnym razie codziennie odsłaniany będzie jeden numer z tablicy. Jeśli nie zdąży tego zrobić, sprawa trafi na policję. "Dajmy kierowcy szansę chociaż przeprosić. Bo tu nie chodzi nawet o uszkodzenia na aucie, ale o sam fakt ucieczki. Może pierwszy raz jechał autem i czegoś się przestraszył? Nie wiem... Sprawdźmy to!" - pisze Marcin Piestrzeniewicz w swojej publikacji
Ten byczek uciekł w Niemczech z transportu do rzeźni po tym, jak ciężarówka, w której był przewożony uległa wypadkowi. Przerażony, szukał schronienia w supermarkecie – Po ewakuacji sklepu został na miejscu zastrzelony, pomimo tego, że nikogo już w sklepie nie było, więc trudno wierzyć w wyjaśnienia, że stanowił dla kogokolwiek zagrożenie. To zdjęcie jest jeszcze bardziej dojmujące ze względu na gorzką ironię faktu, że zginął tam, gdzie ostatecznie miały trafić jego zwłoki...
To się nazywa dramat samotności –  Pijany wszedł do sklepu i ukradł manekina. Tłumaczył, że nie ma z kim pić Właścicielka butiku Margerita musiała zmierzyć się z bardzo niecodziennym zdarzeniem. Do jej sklepu wbiegł pijany mężczyzna, który zabrał manekina i uciekł. 36-latek miał pecha. Na drodze ucieczki spotkał bowiem dzielnicowego.
Polski pies, który jeździ koleją. Podróżuje na trasie Żukowo-Kartuzy – Niski beżowy kundelek czekał dziś rano na stacji w Żukowie. Czekał jak na pasażera przystało – na ławce na przystanku. Gdy tylko przyjechał pociąg, wszedł do środka i usiadł pod siedzeniem, blisko grzejnika.- Okazuje się, że znają go konduktorzy i maszynista. Śmiali się, że pies ten to ich kolega i ma już bilet miesięczny. Często podróżuje na trasie Żukowo-Kartuzy. Widać jednak, że szuka „swojego” człowieka. Może komuś uciekł?Pies ma dużą, brązową obrożę z dużym metalowym kołem, być może zerwał się z łańcucha. Ma także poranione przednie łapy. Jak podkreśla Czytelniczka, jest łagodny i przyjacielski.- Żal psiaka, jest naprawdę spokojny i niegroźny