Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 52 takie demotywatory

Przed dwoma miesiącami w Olsztynie uruchomiono ekomaty. Ratusz podał, że mieszkańcy wrzucili do nich 40,2 tys. opakowań plastikowych i szklanych. Osoby, które włożyły do urządzeń butelki i puszki, odebrały bonusy o łącznej wartości prawie 1,5 tys. zł – Urząd miasta podkreślił, że aby bardziej zachęcić mieszkańców do korzystania z ekomatów we wrześniu bonus przyznawany za wrzucenie do nich puszek i butelek wzrósł z 5 groszy do 25 groszy
Majówka 2021. W Warszawie wprowadzono zakaz grillowania. Ograniczenia w 7 dzielnicach – - W siedmiu warszawskich dzielnicach istnieje ryzyko przekroczenia poziomu docelowego dla benzo(a)pirenu w pyle zawieszonym PM10 - poinformował stołeczny ratusz. Benzo(a)piren jest jednym z głównych składników zanieczyszczenia powietrza. Dla mieszkańców dzielnic Wawer, Wesoła, Ochota, Włochy, Wola, Mokotów i Ursus oznacza to wprowadzenie ograniczeń m.in. w rozpalaniu grilli czy ognisk. Decyzja obowiązuje od 26 kwietnia 2021 roku aż do 31 grudnia 2021 roku. Na wskazanym obszarze obowiązują działania określone przez Zarząd Województwa w Programie ochrony powietrza dla poziomu 1 (kolor żółty) - ryzyko przekroczenia poziomu docelowego dla benzo(a)pirenu w pyle zawieszonym PM10, tj.: ograniczenie rozpalania grilli i ognisk, zakaz korzystania z instalacji do spalania biomasy drzewnej (kominków, piecyków kominkowych, piecyków ozdobnych) - nie dotyczy, gdy jest to jedyne źródło ciepła lub gdy do lokalu nie jest dostarczana energia elektryczna wskutek awarii), zakaz używania dmuchaw do liści"
Nie można umieszczać niedźwiedziana fladze państwowej, a potem być zaskoczonym, gdy zjawia się na spotkaniu w ratuszu –  abc@4029newsNiedźwiedź przywędrował do budynku ratuszaw Kalifornii 4029tv.com/article/bear-c.
 –  1. A do kotletów była sałata, którą mamusia przyprawiłapotem.2. Wojski przyłożył ucho do ziemi i usłyszał tupotniedźwiedzich kopyt.3. Robak, ratując Tadeusza, strzelił do niedźwiedzia,który nie wiedział, że jest jego ojcem.4. Rycerze urządzali teleturnieje.5. Było ich tysiące, a nawet setki.6. Pan Dulski był sterylizowany przez żonę.7. Tatarzy jeździli konno i pieszo.8. Boryna był teściem żony syna Antka Hanki.9. Ludwik XIV był samolubem. Twierdził, że Francja toja.10. W odróżnieniu od innych zwierząt ptaki majanakrapiane jaja.11. Biesiadowali przy suto zastawionych stolcach.12. Po jednej stronie rynku naszego miasteczka stoikościół, po drugiej stronie ratusz, a dookoławybudowano same nowe domy publiczne.13. Meteorolodzy wychodzą trzy razy dziennie oglądaćswoje narządy.14. Rodzicami Żeromskiego byli Józef i WincentyŻeromscy.15. Anielka mimo zakazu ojca kolegowała się z Magdą iświniami.16. Kangur ma łeb do góry, dwie krótkie przedniekończyny, dwie tylne długie, a w worku ma brzuch namałego i długi ogon.
Urzędnicy tłumaczą, że mechanizmy pracują tylko do minus 15 stopni Celsjusza. Poniżej tej temperatury automatycznie się wyłączają –
Feminatywy w ofensywie. Już nie tylko sekretarka czy sprzątaczka - warszawski ratusz ogłosił, że od stycznia w urzędach będziemy mogli spotkać inne zawody z żeńskimi końcówkami. A zatem będziemy mogli tam napotkać na inspektorki, dyrektorki czy burmistrzynie – "Od 1 stycznia 2021 r. Panie prezydentki, inspektorki, naczelniczki, burmistrzynie czy dyrektorki będą mogły posługiwać się żeńskimi formami nazw stanowisk w komunikacji zewnętrznej i wewnętrznej, w tym na stronach internetowych i komunikatach prasowych, w stopkach wysyłanych e-maili, nagłówkach pism urzędowych, wizytówkach czy tabliczkach przydrzwiowych" - czytamy w informacji stołecznego ratusza.
Paryski ratusz został ukarany za umieszczenie zbyt dużo kobiet na wyższych stanowiskach – Podczas awansów nie zachowano odpowiednich procedur. Francuskie przepisy nie pozwalają bowiem na zatrudnienie więcej niż 60 proc. osób jednej płci na kierowniczych stanowiskach. Złamano więc krajowe przepisy dotyczące parytetu płci z 2018r. i burmistrz musi zapłacić 90 tysięcy euro grzywny
Wielka afera według TVP. Dziennikarze "Wiadomości" dostrzegają iż grafiki świąteczne przygotowane przez warszawski ratusz są jakoś mało chrześcijańskie, no i do tego ten islamski półksiężyc –
Głośno było ostatnio o kawale, jaki zrobili rosyjscy żartownisie dzwoniąc do Andrzeja Dudy i wmawiając mu, że rozmawia z sekretarzem generalnym ONZ – To jednak nic w porównaniu z żartem, jaki wyciął władzom Poznania w 1924 r. student Romuald Gantkowski razem z grupą kolegów. Zadzwonił do kilku redakcji, podając się za pracownika wydziału prasowego polskiego MSZ. Niedługo potem, 12 czerwca, w poznańskiej prasie ukazał się komunikat: „Z wielkobrytyjskiej wystawy w Wembley przybywa dziś do Poznania dwu delegatów Beludżystanu (leżącego w Azji, południowy wschód równiny Iranu). Gości podejmować będzie tutejsze Polsko-Tureckie Towarzystwo”. Nikt z miasta nie wiedział wtedy jeszcze, że za tą lakoniczną depeszą kryje się perfekcyjnie przygotowany dowcip. Pomysłodawca kawału poinformował miejskie władze, że beludżystańscy goście przejeżdżają przez Polskę incognito, ale chcą na chwilę zatrzymać się w Poznaniu i zwiedzić zamek oraz ratusz.Żartownisie przebrali się m.in. w turbany wypożyczone z teatralnej garderoby i wsiedli w wypożyczoną u znajomego Gantkowskiego limuzynę berliet. Przed dworcem powitał ich komendant policji w odświętnym mundurze, białych rękawiczkach, z szablą u boku. Funkcjonariusz w stroju galowym zapewnił, że policjanci objęli misję dyskretną opieką i zaprosił gości do zamku. Tam czekali na nich już intendent gmachu, dziekan uniwersytetu, profesorowie i... tłum poznaniaków.Wizyta książąt w zamku trwała ponad godzinę. Goście piękną francuszczyzną rozpytywali o szczegóły doskonale sobie znanego gmachu, a biedni profesorowie nie mieli pojęcia, że z przesadną uprzejmością kłaniali się... studentom pierwszego roku.Co ciekawe, gdy misja zwiedzała Poznań, w operze, gdzie wieczorem miało się odbyć galowe przedstawienie na cześć gości, trwały gorące poszukiwania... nut beludżystańskiego hymnu narodowego. Książęta zostali na nie zaproszeni przez reprezentanta rady miejskiej w ratuszu.Tam też okazało się, że poznańskie władze bezpieczeństwa zdążyły już zadzwonić do Warszawy i dowiedzieć się, że o misji z Beludżystanu nikt nie słyszał. Goście musieli uwolnić się spod policyjnej opieki i szybko zakończyć kawał.Jeszcze tego samego wieczora policja zażądała od rektora uniwersytetu wydania dowcipnych studentów. Ten jednak oświadczył prasie, że stanowczo odmawia, bo to jeden z lepszych kawałów, o jakich słyszał w życiu. Koniec końców ścigania sprawców odpuścił sam prezydent, który po ochłonięciu ogłosił, że „również uśmiał się z tego dowcipu na swój sposób”
Wszystko dla bezpieczeństwa mieszkańców, więc czy cośmoże pójść nie tak? –

Dziś obchodzimy 16. rocznicę śmierci Marvina Heemeyera, człowieka nękanego przez bezduszną biurokrację, który w odwecie zrównał z ziemią pół miasta

Dziś obchodzimy 16. rocznicę śmierci Marvina Heemeyera, człowieka nękanego przez bezduszną biurokrację, który w odwecie zrównał z ziemią pół miasta – Marvin był mechanikiem samochodowym w miasteczku Granby w Kolorado. W 2001 roku wdał się z ratuszem w spór dotyczący planów zagospodarowania przestrzeni miejskiej. Zmienione chwilę wcześniej plany zakładały budowę fabryki cementu w miejscu, w którym odcięłaby jedyną drogę dojazdową do zakładu Heemeyera, co uniemożliwiłoby mu prowadzenie interesów i uczyniłoby posiadany przez niego grunt praktycznie bezwartościowym. Heemeyer bezskutecznie zabiegał o pozostawienie drogi dojazdowej i składał liczne apelacje od decyzji, jednak ratusz niezmiennie sprzyjał budowie fabryki, a także jawnie krytykował postawę Marvina za pośrednictwem lokalnych mediów.Następnie miejscowa administracja nakazała mu przyłączenie się do miejskiej kanalizacji. Aby to zrobić, Marvin musiałby przekopać się przez trzy metry działki sąsiada, z którym z powodu budowy cementowni był w sporze, i który nie wyrażał na to zgody. Dla władz miasta nie miało to znaczenia i regularnie karały Marvina za brak podłączenia do kanalizacji.Ostatecznie Marvin postanowił wybudować drogę na własny koszt i kupił buldożer Komatsu D335A, równocześnie składając wniosek o niezbędne pozwolenie na budowę drogi, jednak i ten wniosek został odrzucony przez urzędników miejskich. Kiedy kolejne petycje do władz, mediów i lokalnej społeczności nie dały żadnych skutków, Heemeyer poddał się, dzierżawiąc grunt firmie wywożącej śmieci. Umowa zakładała, że miałby on sześć miesięcy na wyprowadzenie się z posesji.Jak się później okazało, okres ten wykorzystał na ulepszenie swojego buldożera, osłaniając go miejscami ponad 30 centymetrami stali i betonu, instalując kamery zapewniające widoczność otoczenia w każdym kierunku, dwa karabiny i jeden pistolet maszynowy pozwalające na prowadzenie ostrzału z wnętrza pojazdu, 900 kilogramowy właz, a w końcu konstruując klimatyzację. 4 czerwca 2004 roku konstruktor zasiadł za sterami buldożera, wyjeżdżając przez ścianę swego dawnego warsztatu, a następnie zrównując z ziemią fabrykę cementu i dom sąsiada. W ciągu kilkugodzinnej wyprawy Heemeyer zniszczył doszczętnie budynek ratusza, siedzibę lokalnej gazety, dom burmistrza i wiele innych budynków publicznych powiązanych z osobami, które były zaangażowane w spór.  Łącznie w gruzach legło 13 budynków.To, że nikt nie został ranny, niektórzy świadkowie przypisywali precyzyjnej kalkulacji działań Heemeyera. Policja i oddziały SWAT próbowały powstrzymać maszynę, ale zarówno ogień z broni długiej, jak i granaty nie miały żadnego wpływu na pojazd, i ostatecznie, po oddaniu ponad 200 strzałów (w tym amunicji przeciwpancernej), siły porządkowe musiały po prostu bezsilnie obserwować wydarzenia. Gdy po pewnym czasie w pojeździe zawiodła chłodnica, a jedna z gąsienic zapadła się w piwnicy sklepu Gambles, operator buldożera sięgnął po pistolet i popełnił samobójstwo. Zarówno pozostawione przez niego nagrania, jak i sposób budowy włazu, wskazują, że nigdy nie zamierzał opuścić buldożera — właz został skonstruowany tak, by jego ponowne otwarcie graniczyło z niemożliwością. Straty spowodowane przez Heemeyera oszacowano na ponad 7 milionów dolarów. Mimo potępienia ze strony lokalnych władz i mediów, dla wielu osób stał się ludowym bohaterem i symbolem sprzeciwu wobec władzy. Buldożer został rozebrany na części, które rozesłano do różnych złomowisk i zniszczono tak, aby nie pozostał po nim żaden ślad
 –
Opolski ratusz pochwalił się remontem parkingu. Ciekawe jaki sygnał chciał wysłać do niepełnosprawnych... –
Jarosław - po co komu zieleń? – Jarosław na Podkarpaciu to kolejne miasto, w którym wycina się piękne, zdrowe drzewa i likwiduje zieleń miejską. Jak wypowiada się sam burmistrz miasta Pan Waldemar Paluch: "Ten projekt zakłada, że przed ratuszem powstanie dwuelementowa fontanna, po lewej i po prawej stronie. A w tym miejscu obecnie są tereny zielone, które znikną. (…) Może nie wszystkim mieszkańcom ten projekt się podoba, ale dla mnie było najważniejsze, by nie skupiać się na projekcie, czy on jest dobry, czy on jest zły, czy mi się podoba czy podoba się mieszkańcom. Skupiłem się na pozyskaniu środków finansowych na tę inwestycję." Jednym słowem - po co komu zieleń? Na zdjęciach powyżej widok jarosławskiego rynku latem i obecnie. Trzecie z  kolei zdjęcie zostało wykonane w Jarosławiu nad Sanem, gdzie  wycięto kilkanaście pięknych drzew. Dlaczego? Jak sam Pan burmistrz mówi: "Tam zaplanowany jest amfiteatr czy inny obiekt, więc musieliśmy wyciąć kilka drzew."  Pozostaje tylko czekać na kolejne inwestycje i ulepszenia
Źródło: ekspresjaroslawski.pl lookcam.pl
Warszawski ratusz w ramach projektu ekologicznego wynajął stado kóz od hodowcy z Dagestanu i umieścił na wyspie w Warszawie. Opiekę nad nimi powierzył... bezdomnemuza 50 zł miesięcznie i parówki – Wiem że brzmi to jak pomysł paranoika, ale to zdarzyło się naprawdę w Warszawie, a raczej wciąż trwa.Obecnie połowa z 60 kóz zdechła, część pływa w Wiśle do góry raciczkami, a reszta zdechłych kóz leży gdzieś obok.Widzimy zagrożone wyginięciem śnieżne pantery na reklamach WWF, ale nie widzimy zdychających kóz na wyspie w Warszawie

Kilka dni temu obchodziliśmy 15. rocznicę śmierci Marvina Heemeyera, człowieka nękanego przez bezduszną biurokrację, który w odwecie zrównał z ziemią pół miasta

Kilka dni temu obchodziliśmy 15. rocznicę śmierci Marvina Heemeyera, człowieka nękanego przez bezduszną biurokrację, który w odwecie zrównał z ziemią pół miasta – Marvin był mechanikiem samochodowym w miasteczku Granby w Kolorado. W 2001 roku wdał się z ratuszem w spór dotyczący planów zagospodarowania przestrzeni miejskiej. Zmienione chwilę wcześniej plany zakładały budowę fabryki cementu w miejscu, w którym odcięłaby jedyną drogę dojazdową do zakładu Heemeyera, co uniemożliwiłoby mu prowadzenie interesów i uczyniłoby posiadany przez niego grunt praktycznie bezwartościowym. Heemeyer bezskutecznie zabiegał o pozostawienie drogi dojazdowej i składał liczne apelacje od decyzji, jednak ratusz niezmiennie sprzyjał budowie fabryki, a także jawnie krytykował postawę Marvina za pośrednictwem lokalnych mediów.Następnie miejscowa administracja nakazała mu przyłączenie się do miejskiej kanalizacji. Aby to zrobić, Marvin musiałby przekopać się przez trzy metry działki sąsiada, z którym z powodu budowy cementowni był w sporze, i który nie wyrażał na to zgody. Dla władz miasta nie miało to znaczenia i regularnie karały Marvina za brak podłączenia do kanalizacji.Ostatecznie Marvin postanowił wybudować drogę na własny koszt i kupił buldożer Komatsu D335A, równocześnie składając wniosek o niezbędne pozwolenie na budowę drogi, jednak i ten wniosek został odrzucony przez urzędników miejskich. Kiedy kolejne petycje do władz, mediów i lokalnej społeczności nie dały żadnych skutków, Heemeyer poddał się, dzierżawiąc grunt firmie wywożącej śmieci. Umowa zakładała, że miałby on sześć miesięcy na wyprowadzenie się z posesji.Jak się później okazało, okres ten wykorzystał na ulepszenie swojego buldożera, osłaniając go miejscami ponad 30 centymetrami stali i betonu, instalując kamery zapewniające widoczność otoczenia w każdym kierunku, dwa karabiny i jeden pistolet maszynowy pozwalające na prowadzenie ostrzału z wnętrza pojazdu, 900 kilogramowy właz, a w końcu konstruując klimatyzację. 4 czerwca 2004 roku konstruktor zasiadł za sterami buldożera, wyjeżdżając przez ścianę swego dawnego warsztatu, a następnie zrównując z ziemią fabrykę cementu i dom sąsiada. W ciągu kilkugodzinnej wyprawy Heemeyer zniszczył doszczętnie budynek ratusza, siedzibę lokalnej gazety, dom burmistrza i wiele innych budynków publicznych powiązanych z osobami, które były zaangażowane w spór.  Łącznie w gruzach legło 13 budynków.To, że nikt nie został ranny, niektórzy świadkowie przypisywali precyzyjnej kalkulacji działań Heemeyera. Policja i oddziały SWAT próbowały powstrzymać maszynę, ale zarówno ogień z broni długiej, jak i granaty nie miały żadnego wpływu na pojazd, i ostatecznie, po oddaniu ponad 200 strzałów (w tym amunicji przeciwpancernej), siły porządkowe musiały po prostu bezsilnie obserwować wydarzenia. Gdy po pewnym czasie w pojeździe zawiodła chłodnica, a jedna z gąsienic zapadła się w piwnicy sklepu Gambles, operator buldożera sięgnął po pistolet i popełnił samobójstwo. Zarówno pozostawione przez niego nagrania, jak i sposób budowy włazu, wskazują, że nigdy nie zamierzał opuścić buldożera — właz został skonstruowany tak, by jego ponowne otwarcie graniczyło z niemożliwością. Straty spowodowane przez Heemeyera oszacowano na ponad 7 milionów dolarów. Mimo potępienia ze strony lokalnych władz i mediów, dla wielu osób stał się ludowym bohaterem i symbolem sprzeciwu wobec władzy. Buldożer został rozebrany na części, które rozesłano do różnych złomowisk i zniszczono tak, aby nie pozostał po nim żaden ślad
Warszawa bez fajerwerków – Rafał Trzaskowski ogłosił, że w sylwestrową noc warszawski ratusz rezygnuje z miejskiego pokazu fajerwerków na rzecz pokazu laserowego. Chodzi o dobro zwierząt, które boją się głośnych wystrzałów. Czy to dobra decyzja, czy zła?
Mężczyzna szuka kobietyw każdy piątek – Na jednym z drzew zawisło ogłoszenie. Czytamy, że mężczyzna szuka kobiety, którą spotkał w komunikacji miejskiej i chyba szaleńczo się zauroczył. Nawet miasto Warszawa zaangażowało się w poszukiwania.Z ogłoszenia dowiadujemy się, że dwa tygodnie temu o godzinie 14.00 wsiadł z jedną z pasażerek do tramwaju, a następnie z tą samą kobietą do autobusu. Jak widać bardzo utkwiła mu w głowie, bo jest zdeterminowany i chętny do czekania w każdy piątek na tym samym przystanku, którym się spotkali.Stołeczny ratusz postanowił mu pomóc i udostępnił na swoich portalach społecznościowy ogłoszenie. - Szczęściu trzeba pomagać, pomocy potrzebuje pan, który spotkał panią w tramwaju numer 27"To się nazywa miłość od pierwszego wejrzenia..." Dnia 9.XI.2018r. — godz. 14-ta wsiedliśmy do tramwaju „27", następnie do autobusu „184" PROSZĘ O SPOTKANIE Czekam na Panią na przystanku autob. „184" gdzie wsiedliśmy CZEKAM W KAŻDY PIĄTEK o godz.14-tej.
Wrzesień 1939, Lublin, kilkudziesięciokilogramowa niemiecka bomba spada na miejski ratusz, przebijając drugie i pierwsze piętro – Nie wybucha, ale może to nastąpić w każdym momencie, a siedziba magistratu jest wypełniona ludźmi, to dzień wypłaty. Jan Gilas, ojciec dwójki dzieci, woźny urzędu miejskiego, działa instynktownie, wynosząc niewybuch przed budynek i chwilę później, prawdopodobnie z powodu stresu i wielkiego wysiłku organizmu, umiera na zawał, wciąż obejmując bombę. Moment śmierci 38-letniego mężczyzny uwiecznia znany lubelski fotograf Edward Hartwig (późniejszy więzień sowieckich łagrów). 79 lat później niewielka uliczka w pobliżu lubelskiego ratusza zostanie nazwana imieniem zapomnianego bohatera, pamiątkową tabliczkę odsłonią synowa i dwóch wnuków Jana Gilasa
 –