Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 18 takich demotywatorów

 – „Korci nas trochę, żeby uruchomić organy ścigania, chociażby po to, żeby zobaczyć  facjatę tego matołka i usłyszeć jego płaczliwe: ojej ja nie chciałem, ja nie wiedziałem, i co teraz będzie? <RaptorPizzeria Raptorius PoznańPiątkowo1 dzień. →Zazwyczaj nie umieszczamy takich przykładówumysłowej biedy, ale w tym przypadku ciekawi nasewentualny finał tej sprawy.Kwalifikuje się ona bowiem jako oszustwo, więc limit 8stów jak za zwykle złodziejstwo, chyba nie ma tuzastosowania.Korci nas trochę, żeby uruchomić organy ścigania,chociażby po to, żeby zobaczyć facjatę tego matołkai usłyszeć jego płaczliwe: ojej ja nie chciałem, ja niewiedziałem, i co teraz będzie?ANULAC17:3610.03.2024Zamówienie nr. 108 XID 63994427Raptorius PiątkowoŹródło: Portal 1Numer: 880PQBDOSTAWATermin realizacji:18:30TELEFONངང 566 67 ་uj w Dup01-606 Poziplac Wiktora D.lokal 11x Pizza Raptorius[duża 42 cm]+ podwójne clasto+ cebula+ prażona cebula+ kukurydza+ fasola+ pieczarki+ papryka+ papryczki jalapeno+ pomidory+ karczochy+ ollwkl+ kapary+ ananas+ szpinak+ brokuły+ Cukiniasuszone pomidory+ ogórek kiszony+sos pesto+ kebab drobiowy+ kurczak+ szynkadojrzewająca+ chorizo+ mięso wołowo-wieprzowe+ kabanos+ boczek+ salami+ szynka+ tuńczyk+ ser+ mozarella+ feta+ Camembert+ gouda+ rokpol+ sos czosnkowy+ sos pomidorowy+ sos ostry+sos 1000 wyspDostawa:Suma:358,00353,00 zł5,00 złzłGOTÓWKA
Najlepsze pieczarki na Halloween –  Perfect for Halloween!!Aellosblogspo
 –  PARAGON FISKALNYZapiekanka vege (falafel) B 1 szt-22.0022.008Zap. Mix szynka- pieczarki B 1 szt-24.00Sprzedaż opodatkowana B:Kwota PTU B 82SUMA PTUSUMA :DO ZAPŁATY:Gotówka:F30278PLNROZLICZENIE PŁATNOŚCINr Sys.:24.00846.003.413.4146.0046.0046.0007-2023 21:2143711300930E9008129C450E0FZDPEAG 1901335780Dziękujemy i zapraszamy ponownie :-)I oczywiście31819
Czekają nas ciężkie Święta –  Lidl sp. z.o. o. sp. k. Poznańska 48, Jankowice 62-080 Tarnowo Podgórne www.lidl.pl 2022-12-10 RęcznikPap.2w.1x400 1 * 12,99 12,99 A Przys.d.psa worecz. 1 * 5,99 5,99 B Pieczarki marynowane 1 * 3,99 3,99 D Olej rzepak.tłocz. 1 * 7,99 7,99 D Płyn do jamy ustn. 1 * 5,69 5,69 A Masło Ekstra 2 * 6,99 13,98 D Kwiaty c.Róże 35cm 1 * 10,99 10,99 B Papr.słod.mix500g 1 * 9,99 9,99 D BIO napójMigd.b.c. 1 * 6,18 6,18 D Przekąs. z peperoni 1 * 16,99 16,99 D Ser carski w plas. 1 * 8,69 8,69 D Papryka Piquillo 1 * 3,80 3,80 D Serek wiej.lekki3% 2 * 1,99 3,98 D Żeberka wieprzowe 0,830 * 22,99 19,08 D Miód PL wielokw. 1 * 22,99 22,99 D Surówka z kapusty 1 * 5,99 5,99 D Pure Parówki z ind. 1 * 5,99 5,99 D Ziemn.jadalne2,5kg 1 * 8,39 8,39 D PTU A 18,68 Kwota A 23,00% 3,49 PTU B 16,98 Kwota B 8,00% 1,26 PTU D 138,03 Kwota D 0,00% 0,00 Suma 4,75 Razem 173,69 85 1572 nr: 9228 19:54 Płatność Karta płatnicza 173,69 RAZEM PLN 173,69

Całe to grzybobranie to jest dla jakichś psycholi

 – Rośnie to w lesie przy samej ziemi, lisy na to szczają — i nie tylko lisy, i nie tylko szczają.Jagód z lasu pod żadnym pozorem nie jedz bez dokładnego umycia, bo lis oszcza i bąblowica murowana, ale borowika to pod żadnym pozorem nie myj, bo smak wypłuczesz, tylko pędzelkiem omieć i możesz omnomnować na surowo.Widziałeś kiedyś dwa nagie ślimaki kopulujące na jagodzie? No raczej nie, bo się na niej nie zmieszczą, ale taki kapelusz grzyba to dosłownie łóżko w leśnym burdelu.A ty narażasz się na kleszczowe zapalenie mózgu, pobłądzenie, utonięcie w bagnie, kradzież auta zostawionego pod lasem, gwałt, walkę na śmierć i życie z dzikimi zwierzętami, przygniecenie przez drzewo, weekend we wnykach, postrzelenie przez niedowidzącego myśliwego, rozerwanie przez niewypał, klasyczne zjedzenie przez czarownicę, mimowolny udział w gangsterskich porachunkach, młodzieżowej orgii, kibolskiej ustawce, czarnej mszy lub nazistowskim zlocie — nie wspominając już o nieludzkim wstawaniu o czwartej nad ranem, żeby inni cię nie ubiegli — tylko po to, aby już w zaciszu własnego domostwa raz jeszcze położyć swe kruche człowiecze życie na szali, racząc podniebienie zebranymi plechowcami.Popatrz na taki kebab — mały, średni, duży, XXL zemsta faraona, rollo, w bułce, w picie, w boxie, z sosem łagodnym, ostrym — jakiego nie wybierzesz, p r a w i e nic ci nie będzie.Z pieczywem, słodyczami, nabiałem i tym zielonym z pola sytuacja ma się podobnie.Ale z grzybami to oczywiście zupełnie inna śpiewka — połowa chcę cię zabić od razu, a reszta niekoniecznie chce, ale może, jak się będziesz z nimi niewłaściwie obchodził.Do reklamówek i wiader nie zbieraj, bo, wiadomo, bakterie w plastiku mnożą się jak poeci w Internecie — zatrucie murowane.Przechowywanie, wiadomo, maksimum jeden dzień w lodówce, bo inaczej rozkład białek, mordercze pleśnie i nawet jadalny może cię zabić.Nie dogotujesz, wiadomo, śmierć w agonii.Połączysz niewłaściwego z alkoholem, wiadomo, wątroba po jednym posiłku jak po dekadzie picia denaturatu.Oczywiście każdy smaczny grzyb musi mieć swojego toksycznego sobowtóra, żeby był dreszczyk emocji, nierzadko poprzedzający dreszcze przedśmiertne.Jakby tego było mało, że połowa to istne fabryki trucizny, to wszystkie są prawdziwymi składowiskami metali ciężkich wyciąganych z otoczenia — no po prostu nie może być inaczej.Ale metale ciężkie to nic, bo przecież są jeszcze metale lekkie, a zwłaszcza alkaliczne, o których nikt nie pamięta — taki na przykład radioaktywny izotop cezu o liczbie masowej 137, obecny w polskiej przyrodzie od 1986, kiedy to nasi sąsiedzi zza Buga odtworzyli w Czarnobylu katastrofę atomową na podstawie fabuły tego znanego serialu HBO.Oczywiście cez-137 najlepiej magazynują najpopularniejsze grzyby wszech czasów, tak zwane „czarne łebki” — innymi słowy, do jakiegoś 2136 roku konsumpcja podgrzybków w województwie olsztyńskim to igranie ze śmiercią, a w opolskim to już nawet nie igranie, a walka MMA w occie, na maśle i w śmietanie.Całe to zbieranie grzybów to taka uproszczona wersja rosyjskiej ruletki — z użyciem dubeltówki zamiast rewolweru: czarne albo czerwone; wóz albo wywóz; niebo w gębie albo piekło za życia.Atlasów narobili książkowych, poradników internetowych, nawet aplikacji na smartfona, a ludzie nadal zajadają się na śmierć muchomorami.Może to dlatego, że dla amatorów zostają tylko trujaki, bo zawodowcy zrywają na potęgę, wszystko jak leci, pięćdziesiąt kilo w jeden dzień — „białko w lesie za darmo rozdajo, biere wszysko, blaszki nie blaszki, Baśka, nic to, trzy razy obgotuje i do wudeczki bendzie jak znalas”.Normalnie zbierać, nie umierać.Tak że naginasz pół dnia po lesie, sadząc przysiady i nerwowo oglądając się na kleszcze, żmije, wilki, gwałcicieli i myśliwych, a potem stoisz całą noc nad zlewem i omiatasz sobie grzyba pędzelkiem.Ale i tak najciekawszą częścią rytuału jest ta, kiedy stajesz nagi przed lustrem i ze światełkiem w ręku wyginasz śmiało ciało, zaglądając w największe zakamarki siebie, żeby sprawdzić, czy ci czasem coś gdzieś nie wlazło.Całkowicie normalne, nie powiem.Las to w ogóle specyficzne miejsce — z dala od cywilizacji, posterunków policji i monitoringu, a możesz na legalu przemieszczać się z nożem i to w garści.Pewnie dlatego to takie popularne zajęcie w tych nerwowych czasach.A teraz jeszcze przyszła jesień, ludzie na Facebooku spamują na lewo i prawo, ile to nie zebrali, ledwo wysiedli z samochodu, ba, niektórzy to drzwi uchylili, a złoto lasu samo im się kilogramami do środka ładowało.Naczyta się tego i naogląda normalny człowiek i też go nachodzi ochota na igraszki ze śmiercią, bo przecież w sklepie trzy ususzone kapelusze o łącznej wadze dwudziestu gramów kosztują dziesięć polskich złotych, a parę kilometrów dalej wystarczy parę przysiadów i fortuna zostaje w kieszeni.Co w ogóle można zrobić z dwudziestu gram grzybów? Okłady na oczy?W ten właśnie sposób sam poczułem gorączkę grzybni i wylądowałem na leśnym parkingu.To tutaj trafiają wszyscy amatorzy.Zawodowcy strzegą najbogatszych grzybowisk lepiej niż oczu w głowie — prawdopodobnie znaleźli te miejsca, jak zakopywali tam zwłoki.Na parkingu tymczasem tłok jak pod Ikeą w czasie pandemii. Najbliżej stoją jakieś dziewczyny w wyzywających strojach.Ubrały się tak, żeby były dobrze widoczne w lesie, a teraz pewnie handlują grzybami — myślę.- Ile? – pytam.- W pipu osięsiąt, do papu pięsiąt.- Nie rozumiem – ponawiam pytanie: – Grzybki po ile?- My badanu a czystu, ne ma grzybku.Biedne grzybiarki — myślę — Nic nie nazbierały, nic nie sprzedadzą, nie będą miały co do ust włożyć.Ale już moją uwagę zwraca biały SUV, z którego wysiada lalunia w białym dresiku i białych adidaskach. Za nią buja się popisany ochroniarz z buldogiem francuskim na smyczy i designerskim koszykiem wyplecionym z kolorowej wikliny przez chińskie dzieci za miskę ryżu zgodnie ze staropolskim wzorem i nowopolską strategią gospodarczą. Lalunia rusza w las, ochroniarz z buldogiem za nią.Za tymi nie ma sensu iść, chyba że chcesz zostać mistrzem drugiego planu w relacji na Instagramie, bo co chwila przystają, ale nie żeby podnieść grzyba, tylko żeby nadać internetowy przekaz dla innych przedstawicieli swojego gatunku:„Grzybuw nie ma ale i tak jest zaebiście”.Oczywiście grzyby są, tylko oni ich nie widzą, bo widzieć nie chcą, a jeść czegoś, co rośnie w lesie, na pewno nie zamierzają.Kawałek dalej jakiś koleś wali pokłony przed grzybem.- Wszystko w porządku? – pytam.- Szatan – odpowiada i zaczyna lizać grzyba pod kapeluszem.- Rozumiem – kłamię, kreślę znak krzyża w powietrzu i odchodzę.Ale wtem kątem oka dostrzegam cień przemykający między drzewami.Ruszam za nim i po chwili widzę dokładnie:Stary sweter w jodełkę, spodnie moro, kalosze, bagnet za pasem, wiadro po farbie z ołowiem, pordzewiały rower marki Ukraina.Widzę tutaj dwie opcje — typ albo idzie na grzyby albo wraca do porzuconych w lesie zwłok na kolejną porcję pośmiertnych amorów.Wiem, że jeśli chcę znaleźć grzyby, muszę za nim iść, ale doskonale zdaję sobie również sprawę, że mogę już nie wrócić.Zakładam, że to jednak mistrz ceremonii i ruszam za nim w bezpiecznej odległości. Gość tymczasem doskonale zdaje sobie sprawę, że ma ogon, bo co jakiś czas odwraca się i posyła mi to podejrzany uśmiech, to podstępne spojrzenie.Idę dokładnie za nim i jakimś cudem to ja zbieram twarzą pajęczyny.Wtem rozpływa się między drzewami.No, dobra, jestem w lesie, teraz tylko znaleźć jakieś grzyby i wyjść z tego cało.Halo, czy są tu jakieś grzyby?Kurde, no są.Rosną sobie ot tak sobie. Jak gdyby nigdy nic.I to jeden nieopodal drugiego.Dziwne… Może mi w to nie uwierzycie, ale w dwie godzinki nazbierałem pełen koszyk i to bez żadnych niebezpiecznych sytuacji!No dobra, teraz tylko odnaleźć drogę powrotną do auta i dotrzeć do niego w jednym kawałku.Kurde…Przecież moje auto widać stąd, gdzie stoję…Idę i zastanawiam się nad tym wszystkim.Jak bym nie próbował tego ugryźć, za każdym razem wychodzi mi, że po prostu miałem niebywałe szczęście.Nieopodal parkingu ten sam koleś co wcześniej wali pokłony przed innym grzybem.- Szatan? – pytam.- Papierzak – odpowiada.- Religijny człowiek – mówię do siebie.Wracam do domu.Myślę, czy by może nie odpocząć, ale przecież nie ma chwili do stracenia.Biorę szczoteczkę do zębów i zabieram się za czyszczenie.Po kilku godzinach grzyby lśnią jak nowe.Pora je sprawdzić.Aplikacja w smartfonie pokazuje, że połowa to pieczarki, a połowa muchomory.Wyrzucam połowę.Dla pewności otwieram lodówkę i skanuję grzyby na pizzy z Biedronki.Też muchomory.Wyrzucam pizzę i aplikację.Połowy połowy sam jednak nie jestem pewien, więc i ta ląduje w koszu. Tymczasem połowa połowy połowy jest obgryziona przez ślimaki.Nie no, przecież samiec alfa i omega ze szczytu łańcucha pokarmowego nie będzie dojadał resztek po jakimś mięczaku-obojnaku.Wyrzucam.Rozcinam pozostałe i okazuje się, że w połowie połowy połowy połowy robale dokazują jak patusy pod Żabką w niedzielę wolną od handlu.Wyrzucam.Nie jest tak źle, zostały mi dwie garści grzybów!W mojej głowie powoli układa się genialny plan:Jedną garść usmażę, drugą — ususzę.Wpisuję w wyszukiwarkę: „gesler, grzyby, przepis, łatwy, zanzibar”.„Najpierw obgotuj przez 10 minut i wylej wodę. Potem obgotuj przez następne 10 minut i wylej wodę. Potem już tylko na 10 minut na rozgrzaną patelnię”.Kierując się zdrowym rozsądkiem i rozsądnymi instrukcjami, z mojego koszyka grzybów wyszły mi dwie garści grzybów, a z jednej z nich trzy czwarte łyżki stołowej.Coś musiałem źle zrobić, bo przecież nie wyparowały…W końcu nadchodzi ta wiekopomna chwila:Nabieram je na łyżkę i zjadam — na raz, bez chlebka, z namaszczeniem.Mm… O tak… Kawior lasu…Hm…Smak chyba wylałem razem z wywarem…Trudno — suszenie na pewno się uda.W imię intensywnego grzybowego aromatu!Zgodnie z zaleceniami — piekarnik na 40 stopni i idę spać.Wstaję rano, w mieszkaniu unosi się intensywny grzybowy aromat.Udało się! — myślę.Ochoczo otwieram piekarnik.Szukam moich grzybów, ale ich nie widzę.Wchodzę do Internetu i tam również szukam.W Internecie moich grzybów nie ma, ale wychodzą na jaw nowe informacje:92% wody, no kto by pomyślał.Ołów, kadm, rtęć i arsen.Radioaktywny izotop cezu.Rabdomioliza.To całe grzebanie to jest dla jakichś psycholi!Grzybobranie.Grzybobabranie
U mnie pieczarki –
 –  Bożu, właśnie wydarzyła sięsytuacji, która mogła przytrafićsię tylko miPodczas czekania na kuriera,myłam i obierałam pieczarkiI jakoś tak się zamyśliłamPrzyszedł kurier, poszłamotworzyć mu drzwi z pieczarką wrękuChłop daje mi paczkę, a jaautomatycznie w zamian dajęmu pieczarkęKurwa, pieczarkę... Ale to niewszystkoZamknęłam drzwi, a kurierzapukał, oddał mi tę nieszczęsnąpieczarkę i powiedział, że dozapłaty jest 150 zł
Oni wszyscy dążą do tego, aby Polacy byli jak pieczarki – Trzymani w mroku i karmieni g***em
Niewielkiej pizzerii z Niemiec UEFA wytoczyła proces. Chodzi o jedną z pozycji z menu, która nazywa się "Champignons League". Champignons oznacza pieczarki, ale nazwa kojarzy się z Ligą Mistrzów, która jest znakiem zastrzeżonym –

To były czasy!

To były czasy! –  My, urodzeni w latach 50-60-70-80 tych, wszyscy byliśmy wychowywani przez rodziców patologicznych.Na szczęście nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy, jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Dzięki temu nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za smarowanie dzieci spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy.Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy trochę się baliśmy. Dorośli nie wiedzieli, do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać. Pies łaził z nami – bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na sznurku i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas później na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierzęta. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie obsikać lub „tam” nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył po tej czynności rąk. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień Dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień Dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień Dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby.Skakaliśmy z balkonu na odległość. Musieliśmy znać tabliczkę mnożenia, pisać bezbłędnie. Nikt nie znał pojęcia dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i kto wie jakiej tam jeszcze dys… Nikt nas nie odprowadzał do szkoły. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Jedliśmy też koks, szare mydło, Akron z apteki, gumy Donaldy, chleb masłem i solą, chleb ze śmietaną i cukrem, oranżadę do rozpuszczania oczywiście bez rozpuszczania, kredę, trawę, dziki rabarbar, mlecze, mszyce, gotowany bob, smażone kanie z lasu i pieczarki z łąki, podpłomyki, kartofle z parnika, surowe jajka, plastry słoniny, kwasiory/szczaw, kogel-mogel, lizaliśmy kwiatki od środka. Jak kogoś użarła przy tym pszczoła to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię.Ojciec za pomocą gwoździa pokazał, co to jest prąd w gniazdku. To nam wystarczyło na całe życie. Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz. Jak się ktoś skaleczył, to ranę polizał i przykładał liść babki. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi, ciepłe mleko prosto od krowy, kranówkę, czasami syropy na alkoholu za śmietnikiem żeby mama nie widziała, lizaliśmy zaparowane szyby w autobusie. Nikt się nie brzydził, nikt się nie rozchorował, nikt nie umarł. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Nikt się nie bawił z opiekunką.Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Bawiliśmy się w klasy, podchody, chowanego, w dwa ognie, graliśmy w wojnę, w noża (oj krew się lała ), skakaliśmy z balkonu na kupę piachu, graliśmy w nogę, dziewczyny skakały w gumę, chłopaki też jak nikt nie widział. Oparzenia po opalaniu smarowaliśmy kefirem. Jak się głęboko skaleczyło to mama odkażała jodyną albo wodą utlenioną, szorowała ranę szczoteczką do zębów i przyklejała plaster. I tyle. Nikt nie umarł.W wannie kąpało się całe rodzeństwo na raz, później tata w tej samej wodzie. Też nikt nie umarł. Podręczniki szanowaliśmy i wpisywaliśmy na ostatniej stronie imię, nazwisko i rocznik. Im starsza książka tym lepiej. Jedyny czas przed telewizorem to dobranocka. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.Nasze mamy rodziły nasze rodzeństwo normalnie, a po powrocie ze szpitala nie przeżywały szoku poporodowego – codzienne obowiązki im na to nie pozwalały. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze” wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw.A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!

Karyna zaorana:

 –  Zapiekanki u Kariny t 9 3 Maja 18, 43-450 Ustroń uzeum stroriski( Fast food im. J. Jarockiegr Daria Nowakowska 22 punkty O * 4-** miesiąc temu Przecież od zawsze było wiadome, że towar w tej budzie jest kupowany w biedronce. Ja się dziwię czemu mieszkańcy Ustronia tam jedzą? To małe miasteczko i wszyscy wszystko wiedzą, a tym bardziej że w biedronce są najniższe ceny i właściciel Kariny się tam zaopatruje. Co do kultury Pana Właściciela to nie ma Co się dziwić jest na takim poziomie jak wygląd budy oraz poziomu jedzenia. Pozdrawiam Ilb 2 Odpowiedź właściciela miesiąc temu Ludzie jedzą bo im smakuje. Biedronka? A co to jakiś zły sklep? Pani wybaczy, ale nie mamy krowy, świni, kury ani ogródka z pomidorami.. Mięso mielone, wołowe, kurczak itd trzeba kupić żeby z tych produktów zrobić kotlety mielone, wołowe itp itd... Nie wiedziała Pani o tym? Nic dziwnego.. 30% naszego społeczeństwa nie wie że 500+ nie daje im Kaczyński.. Zapraszamy gorąco do tej budy, pokażemy Pani jak się robi kotlety, jak się kroi pieczarki i gotuje a potem pokażę Pani fakturę ile kosztują warzywa w Biedronce a ile np. w Makro. Wygląd budy? Tak, to jest buda z fast foodem i na jej tle selfie nikt Pani nie każe sobie robić;) Kultura? Czasem trafi się jakiś gbur i zawsze dajemy mu szansę, jak naprawdę nie pomaga i jest bardzo uciążliwy to wtedy zniżamy się do jego poziomu. Musiała więc Pani prezentować bardzo wysoki level... Niech zgadnę - to Pani wykrzykiwała że klienta całuje się dzisiaj po dupie i Pani żądała zapiekanki natychmiast pomimo ogromnej kolejki? A może to Pani domagała się darmowego sosu i straszyła że jak nie to obsmaruje nas w internecie? To Pani wyzywała Karinę od szmat bo zabrakło oscypka? Którą Gwiazdą Pani była? Tylko na takie zachowanie klientów reagujemy tak jak reagujemy -jak domasz się zapiekanki z pominięciem kolejki to mówimy ci że nie jesteś pępkiem świata, jak straszysz że nas obsmarujesz w internecie to proponujemy udostępnienie WiFi, jak domagasz się darmowego sosu albo gratisowych frytek bo przecież kupiłeś dwa hot-dogi po 4z1 każdy to my mówimy że my nie jesteśmy PiS i my musimy opłacić ZUS, podatki i dziesiątki innych wydatków związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej. A jak zaczynasz wyzywać od ku*w i szmat to mówimy: wypad gwiazdo!! I to Was "jedynkowiczów" tak bardzo boli - że ktoś nie wchodzi Wam bez wazeliny do dupy i że ma odwagę reagować. Jedyne co wam potem pozostaje to wypisywać bzdury w internecie i stawiać jedynki a to bardzo przykre, bo od pewnego czasu analizuję ten mały procent negatywnych opinii i widzę że to przeważnie osoby bezrobotne albo gwiazdeczki strzelające selfie 3 razy na dzień. Nikt z osób próbujących zrobić coś ze swoim życiem albo prowadzących działalność gospodarczą, nikt zakompleksiony, szukający poklasku w internecie itp nie wystawia nagminnie jedynek, bo wie że to może być przykre dla drugiej strony która naprawdę stara się i w niejednym przypadku próbuje związać koniec z końcem. Nie rozumiem tego.. jak mi coś nie smakuje albo mi nie pasi, to po prostu tam nie wracam nie czuję potrzeby wystawiania jedynek... Powiem znajomym: "Stary ja tam nie idę bo mi nie smakuje". Tyle. Osoby zakompleksione, złe, puste, robią to często bo wtedy czują się zauważone. No i dopięła Pani swego Pani Dario, na te 10 minut Panią zauważyłem;) Widzę że Pani jak tej pory wystawiła na Google 2 opinie - oczywiście dwie jedynki (pewnie zaraz się to zmieni;) Fakt, nie szczerzymy kłów do każdego klienta, przeważnie dlatego że po prostu nie ma czasu na nadmierną uprzejmość i nie kłaniamy się w pas, jesteśmy zawsze szczerzy - i w dialogu i w jedzeniu, a mimo to mamy średnią: Google 4,1 pyszne.pl 4,5 i Facebook 4,5. Wie Pani czemu? Bo serwujemy naprawdę dobre jedzenie, a to w tym wszystkim jest najważniejsze. Powodzenia w oczekiwaniu na darmowy hajs, na który my ciężko pracujemy i jak zwykle spotkamy się w.. Biedronce 3 3 3 PS ostatnimi czasy jakby się kapkę poprawiło i ten naprawdę nikły margines nieżyczliwych klientów ok 1% zmniejszył się jeszcze bardziej.. Myślę że warto być sobą i opisywać wszystko takim jakie właśnie jest Bez udawania, bez poprawności politycznej, bez przytakiwania klientowi nawet jak ten krzyczy i obraża. Ty jesteś po jednej stronie a my po drugiej. Bądź w porządku, a gwarantuję ci że my też będziemy ti
Jak to jest z tym jedzeniem? – Kupuje zwykle tanie pieczarki z biedry, to wszystkie ładne, ale pewnie nafaszerowane wszystkim. Kupuję pieczarki "BIO" z biedry to czyste, ale połowa do wyrzucenia, bo prawie wszystkie nóżki wyżarte sita, a kilka zgniłych bądź spleśniałych. I to nie odosobniony przypadek
Ale póki jest 500+ na dziecko, na krowę, na świnię, trzynastki itp. to wszyscy zadowoleni –  WIELKANOCNA 	DROZYZNA 	CHLEB 	3,50 ZŁ 	44,10 zł 	DZflĘKl PLS 	CEBULA 	1,30 ZŁ 	4 3,99zł 	PIECZARKI 	7,65 	4 8,04 zł 	KIEŁBASA 	- PODWAWELSKA 	18,30 ZŁ 	423,06 ZŁ 	OLE31L 	6,08 ZŁ 	46 60 ZŁ 	CUKIER KC 	1,96 ZŁ 	42,57 ZŁ 	MAJONEZ 	200 ML 	3,90 ZŁ 	44,30 ZŁ 	. KIEŁBASA BIAŁA 	KC 	422,90 ZŁ 	18,90 	SZYNKA 	WIEPRZOWA 	28,90 ZŁ 	430,10 zł
Coś mi mówi, że w pizzy znajdowały się znacznie lepsze grzybki niż pieczarki –  MAN ACCUSED OF ATTACKING WOMAN WITH PIZZA

30 najdziwniejszych fragmentów z dokumentacji medycznych Szwedów:

30 najdziwniejszych fragmentów z dokumentacji medycznych Szwedów: – 1. Nie ma dreszczy, ale jej mąż mówi, że była bardzo gorąca w łóżku, w nocy2. Pacjent miał depresję, odkąd mnie poznał, 19933. Ponieważ nie może zajść w ciążę ze swoim mężem, pomyślałem, że lepiej ją obudzić4. Pacjent odmówił autopsji5. Pacjent nie ma historii samobójstw6. Jest otępiała od palców w dół7. Tak między nami, to powinniśmy dać radę zapłodnić tę kobietę8. Na drugi dzień kolano miało się lepiej, a trzeciego zniknęło9. Skóra była wilgotna i sucha10. Badanie przez odbyt wykazało normalną tarczycę11. Od czasu do czasu, stale, nieczęste ataki migreny12. Pacjenta poinformowano o wynikach autopsji13. Pacjent nie miał operacji jelit, zamiast tego został brokerem14. Powiedziała, że przez większość życia miała zatwardzenie, aż się zmieniła15. Pacjentka ma dwoje nastoletnich dzieci, innych nieprawidłowości nie stwierdzono16. 12 centymetrowa, owrzodzona noga17. Pacjent ważył w domu 78 kg zanim przyszedł tutaj bez ubrań18. Zatoki zaczerwienione 5-600 razy19. Pacjent po raz kolejny został ranny20. Pacjentka ma małe znaczki w pochwie21. Ma pieczarki między palcami22. Zemdlał. Nic nie pamięta do obudzenia się w łóżku z dwoma pielęgniarkami23. Nie rusza się, bo jest nieprzytomny24. Wcześniej pracował jako turysta25. Kierowca ciężarówki z dobrą kondycją, zazwyczaj przejeżdża milę bez zadyszki26. Myśli, że sika bez problemów. Jak sam mówi, ‘jak koń’27. Opisała ból głowy jako ekscytujący28. Stolce są tego samego koloru, jak drzwi do pokoju 1929. Pacjent nie toleruje sera, mleka i masła, ani matki i brata30. Obecne lekarstwa: nie wiem, jak się nazywają

Ach, to były czasy!

Ach, to były czasy! –  My, urodzeni w latach 50-60-70-80-90 tych, wszyscy byliśmy wychowywani przez rodziców patologicznych.Na szczęście nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy, jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Dzięki temu nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za smarowanie dzieci spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy.Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy trochę się baliśmy. Dorośli nie wiedzieli, do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać. Pies łaził z nami – bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na sznurku i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas później na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierzęta. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie obsikać lub „tam” nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył po tej czynności rąk. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień Dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień Dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień Dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby.Skakaliśmy z balkonu na odległość. Musieliśmy znać tabliczkę mnożenia, pisać bezbłędnie. Nikt nie znał pojęcia dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i kto wie jakiej tam jeszcze dys… Nikt nas nie odprowadzał do szkoły. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Jedliśmy też koks, szare mydło, Akron z apteki, gumy Donaldy, chleb masłem i solą, chleb ze śmietaną i cukrem, oranżadę do rozpuszczania oczywiście bez rozpuszczania, kredę, trawę, dziki rabarbar, mlecze, mszyce, gotowany bob, smażone kanie z lasu i pieczarki z łąki, podpłomyki, kartofle z parnika, surowe jajka, plastry słoniny, kwasiory/szczaw, kogel-mogel, lizaliśmy kwiatki od środka. Jak kogoś użarła przy tym pszczoła to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię.Ojciec za pomocą gwoździa pokazał, co to jest prąd w gniazdku. To nam wystarczyło na całe życie. Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz. Jak się ktoś skaleczył, to ranę polizał i przykładał liść babki. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi, ciepłe mleko prosto od krowy, kranówkę, czasami syropy na alkoholu za śmietnikiem żeby mama nie widziała, lizaliśmy zaparowane szyby w autobusie. Nikt się nie brzydził, nikt się nie rozchorował, nikt nie umarł. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Nikt się nie bawił z opiekunką.Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Bawiliśmy się w klasy, podchody, chowanego, w dwa ognie, graliśmy w wojnę, w noża (oj krew się lała ), skakaliśmy z balkonu na kupę piachu, graliśmy w nogę, dziewczyny skakały w gumę, chłopaki też jak nikt nie widział. Oparzenia po opalaniu smarowaliśmy kefirem. Jak się głęboko skaleczyło to mama odkażała jodyną albo wodą utlenioną, szorowała ranę szczoteczką do zębów i przyklejała plaster. I tyle. Nikt nie umarł.W wannie kąpało się całe rodzeństwo na raz, później tata w tej samej wodzie. Też nikt nie umarł. Podręczniki szanowaliśmy i wpisywaliśmy na ostatniej stronie imię, nazwisko i rocznik. Im starsza książka tym lepiej. Jedyny czas przed telewizorem to dobranocka. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.Nasze mamy rodziły nasze rodzeństwo normalnie, a po powrocie ze szpitala nie przeżywały szoku poporodowego – codzienne obowiązki im na to nie pozwalały. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze” wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw.A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!
Tata zawsze czujny –
Źródło: facebook
Grzyby, które zjadłem, to chyba nie były pieczarki... –  Grzyby, które zjadłem, to chyba nie były pieczarki... –

1