Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 177 takich demotywatorów

Kiedyś to było, teraz już nie ma

Kiedyś to było, teraz już nie ma – Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze... na śniadanie matka kroiła wiatr, ojca nie znałem, bo umarł na raka wątroby, kiedy zginął w tragicznym wypadku samochodowym, po samospaleniu się na imieninach u wujka Eugeniusza. Wujka Eugeniusza zabrało NKWD w 59. Nikt nie narzekał.Wszyscy należeliśmy do hord i łupiliśmy okolicę. Konin, Szczecin i Oslo stały w płomieniach. Bawiliśmy się też na budowach. Czasem kogoś przywaliła zbrojona płyta, a czasem nie. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka odcinała stopę i mówiła z uśmiechem, "masz, kurna, drugą, nie"? Nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że wszyscy zginiemy. Nikt nie narzekał.Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z gruźlicą, szkorbutem, nowotworem i polio służył mocz i mech. Lekarz u nasbywał. Chyba że u babci – po mocz i mech. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Jedliśmy muchomory sromotnikowe, na które defekowały chore na wściekliznę żubry i kuny. Nie mieliśmy hamburgerów – jedliśmy wilki. Nie mieliśmy czipsów – jedliśmy mrówki. Nie było wtedy coca-coli, była ślina niedźwiedzi. Była miesiączka żab. Nikt nie narzekał.Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał karę. Dół z wapnem, nóż, myśliwska flinta – różnie. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo — jak zwykle. Potem ojciec wracał do domu, a po drodze brał sobie nowe dziecko. Dzieci wtedy leżały wszędzie. Na trawnikach, w rowach melioracyjnych, obok przystanków, pod drzewami. Tak jak dzisiaj leżą papierki po batonach. Nie było wtedy batonów, dzieci leżały za to wszędzie. Nikt nie narzekał.Latem wchodziliśmy na dachy wieżowców, nie pilnowali nas dorośli. Skakaliśmy. Nikt jednak nie rozbił się o chodnik. Każdy potrafił latać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji, aby się tej sztuki nauczyć. Nikt też nie narzekał.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Czasem akurat wtedy nadjeżdżał jelcz lub star. Wtedy zdychaliśmy. Nikt nie narzekał.Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Podobnie jak wybite zęby, rozprute brzuchy, nagły brak oka czy amatorskie amputacje. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a od pomocy, to jeszcze nikt nie umarł. Ciocia Janinka powtarzała, "lepiej lanie niż śniadanie". Nikt nie narzekał.Gotowaliśmy sobie zupy z mazutu, azbestu i Ludwika. Jedliśmy też koks, paznokcie obcych osób, truchła zwierząt, papier ścierny, nawozy sztuczne, oset, mszyce, płody krów, odchody ryb, kogel-mogel. Jak kogoś użarła pszczoła, to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię. Jak ktoś się zadławił, to pił 3 szklanki mleka i przykładał sobie rozgrzaną patelnię. Nikt nie narzekał.Nikt nie latał co miesiąc do dentysty. Próchnica jest smaczna. Kiedy ktoś spuchł od bolącego zęba, graliśmy jego głową w piłkę. Mieliśmy jedną plombę na jedenaścioro. Każdy ją nosił po 2-3 dni w miesiącu. Nikt nie narzekał.Byliśmy młodzi i twardzi. Odmawialiśmy jazdy autem. Po prostu za nim biegliśmy. Nasz pies, MURZYN, był przywiązany linką stalową do haka i biegł obok nas. I nikomu to nie przeszkadzało. Nikt nie narzekał.Wychowywali nas gajowi, stare wiedźmy, zbiegli więźniowie, koledzy z poprawczaka, woźne i księża. Nasze matki rodziły nasze rodzeństwo normalnie – w pracy, szuwarach albo na balkonie. Prawie wszyscy przeżyliśmy, niektórzy tylko nie trafili do więzienia. Nikt nie skończył studiów, ale każdy zaznał zawodu. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. To przykre. Obecnie jest więcej batonów niż dzieci.My, dzieci z naszego jeziora, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze" wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez słodyczy, szacunku, ciepłego obiadu, sensu, a niektórzy – kończyn.Nikt nie narzekał.
- Szeregowy, dlaczego macie niewypastowane buty?!- Ch*j to pana obchodzi, panie sierżancie!- CO?! DLACZEGO MACIE, KU*WA, NIEWYPASTOWANE BUTY?!- Pasta mi się skończyła, panie sierżancie!- CH*J MNIE TO OBCHODZI!- No przecież mówiłem... –
Ciężko wszystkim dogodzić – 8:00 - Ulepiłem bałwana.8:40 - Przechodzący narodowiec rzucił, że jest za mało biały. 8:43 - Zeskrobałem z bałwana nalot że smogu. 8:50 - Wyborca PiS narzekał, że ten długi nos z marchewki to niesmaczna krytyka premiera8:54 - Wyborca Bosaka zauważył, że bałwan ma pięć guzików, a wszyscy wiedzą, że tak naprawdę to wulgarne słowo. 9:02 - Proboszcz się czepił, że bałwan nie ma krzyżyka tylko pogańską miotłę9:15 - Antyimigranci z sąsiedztwa wpadli z awanturą, że sprowadziłem obcego na osiedle. 9:22 - Chciałem usunąć bałwana i zrobić nowego ale dopadli mnie obrońcy życia i pokazali mi zdjęcia kałuż po usunięciu bałwanów. 9:31 - Wpadł Urząd Skarbowy zrobić domiar za dodatkowego lokatora - za opłaty za wodę, śmieci, deszczówkę i PIT od najmu... 9:40 - Założyłem bałwanowi maseczkę. Antyszczepionkowiec zerwał maskę, krzyczał coś o baranach i nasikał na bałwana. 9:50 - Dostałem mandat za obrazę uczuć religijnych bo bałwan miał "rzułtą mordę" 10:00 - Dla świętego spokoju ulepiłem jeszcze dwa bałwany. Przyjechała policja i spałowali wszystkie za nielegalne zgromadzenie. Z resztek ulepiłem osiem śnieżek
Rok 2021 w Polsce - filmik powstał w celach humorystycznych na podstawie pasty –
Co takiego zaskoczyło Merka na pokładzie samolotu, którym odbywał podróż? Posiłek. Dziennikarz był mocno zdziwiony tym, co zaserwowano mu pod hasłem "pasta with sausage", czyli makaron z kiełbasą – Swoim daniem pochwalił się w mediach społecznościowych. Jak przyznał - robi to niezbyt często, jednak ten specjał "zasłużył sobie" na specjalne potraktowanie
 –
0:08

Grzybobranie w pigułce

Grzybobranie w pigułce – Coś na rozweselenie dla tych, co nie znajdują grzybówCałe to grzybobranie to jest dla jakichś psycholi.Rośnie to w lesie przy samej ziemi, lisy na to szczają — i nie tylko lisy, i nie tylko szczają.Jagód z lasu pod żadnym pozorem nie jedz bez dokładnego umycia, bo lis oszcza i bąblowica murowana, ale borowika to pod żadnym pozorem nie myj, bo smak wypłuczesz, tylko pędzelkiem omieć i możesz omnomnować na surowo.Widziałeś kiedyś dwa nagie ślimaki kopulujące na jagodzie? No raczej nie, bo się na niej nie zmieszczą, ale taki kapelusz grzyba to dosłownie łóżko w leśnym burdelu.A ty narażasz się na kleszczowe zapalenie mózgu, pobłądzenie, utonięcie w bagnie, kradzież auta zostawionego pod lasem, gwałt, walkę na śmierć i życie z dzikimi zwierzętami, przygniecenie przez drzewo, weekend we wnykach, postrzelenie przez niedowidzącego myśliwego, rozerwanie przez niewypał, klasyczne zjedzenie przez czarownicę, mimowolny udział w gangsterskich porachunkach, młodzieżowej orgii, kibolskiej ustawce, czarnej mszy lub nazistowskim zlocie — nie wspominając już o nieludzkim wstawaniu o czwartej nad ranem, żeby inni cię nie ubiegli — tylko po to, aby już w zaciszu własnego domostwa raz jeszcze położyć swe kruche człowiecze życie na szali, racząc podniebienie zebranymi plechowcami.Popatrz na taki kebab — mały, średni, duży, XXL zemsta faraona, rollo, w bułce, w picie, w boxie, z sosem łagodnym, ostrym — jakiego nie wybierzesz, p r a w i e nic ci nie będzie.Z pieczywem, słodyczami, nabiałem i tym zielonym z pola sytuacja ma się podobnie.Ale z grzybami to oczywiście zupełnie inna śpiewka — połowa chcę cię zabić od razu, a reszta niekoniecznie chce, ale może, jak się będziesz z nimi niewłaściwie obchodził.Do reklamówek i wiader nie zbieraj, bo, wiadomo, bakterie w plastiku mnożą się jak poeci w Internecie — zatrucie murowane.Przechowywanie, wiadomo, maksimum jeden dzień w lodówce, bo inaczej rozkład białek, mordercze pleśnie i nawet jadalny może cię zabić.Nie dogotujesz, wiadomo, śmierć w agonii.Połączysz niewłaściwego z alkoholem, wiadomo, wątroba po jednym posiłku jak po dekadzie picia denaturatu.Oczywiście każdy smaczny grzyb musi mieć swojego toksycznego sobowtóra, żeby był dreszczyk emocji, nierzadko poprzedzający dreszcze przedśmiertne.Jakby tego było mało, że połowa to istne fabryki trucizny, to wszystkie są prawdziwymi składowiskami metali ciężkich wyciąganych z otoczenia — no po prostu nie może być inaczej.Ale metale ciężkie to nic, bo przecież są jeszcze metale lekkie, a zwłaszcza alkaliczne, o których nikt nie pamięta — taki na przykład radioaktywny izotop cezu o liczbie masowej 137, obecny w polskiej przyrodzie od 1986, kiedy to nasi sąsiedzi zza Buga odtworzyli w Czarnobylu katastrofę atomową na podstawie fabuły tego znanego serialu HBO.Oczywiście cez-137 najlepiej magazynują najpopularniejsze grzyby wszech czasów, tak zwane „czarne łebki” — innymi słowy, do jakiegoś 2136 roku konsumpcja podgrzybków w województwie olsztyńskim to igranie ze śmiercią, a w opolskim to już nawet nie igranie, a walka MMA w occie, na maśle i w śmietanie.Całe to zbieranie grzybów to taka uproszczona wersja rosyjskiej ruletki — z użyciem dubeltówki zamiast rewolweru: czarne albo czerwone; wóz albo wywóz; niebo w gębie albo piekło za życia.Atlasów narobili książkowych, poradników internetowych, nawet aplikacji na smartfona, a ludzie nadal zajadają się na śmierć muchomorami.Może to dlatego, że dla amatorów zostają tylko trujaki, bo zawodowcy zrywają na potęgę, wszystko jak leci, pięćdziesiąt kilo w jeden dzień — „białko w lesie za darmo rozdajo, biere wszysko, blaszki nie blaszki, Baśka, nic to, trzy razy obgotuje i do wudeczki bendzie jak znalas”.Normalnie zbierać, nie umierać.Tak że naginasz pół dnia po lesie, sadząc przysiady i nerwowo oglądając się na kleszcze, żmije, wilki, gwałcicieli i myśliwych, a potem stoisz całą noc nad zlewem i omiatasz sobie grzyba pędzelkiem.Ale i tak najciekawszą częścią rytuału jest ta, kiedy stajesz nagi przed lustrem i ze światełkiem w ręku wyginasz śmiało ciało, zaglądając w największe zakamarki siebie, żeby sprawdzić, czy ci czasem coś gdzieś nie wlazło.Całkowicie normalne, nie powiem.Las to w ogóle specyficzne miejsce — z dala od cywilizacji, posterunków policji i monitoringu, a możesz na legalu przemieszczać się z nożem i to w garści.Pewnie dlatego to takie popularne zajęcie w tych nerwowych czasach.A teraz jeszcze przyszła jesień, ludzie na Facebooku spamują na lewo i prawo, ile to nie zebrali, ledwo wysiedli z samochodu, ba, niektórzy to drzwi uchylili, a złoto lasu samo im się kilogramami do środka ładowało.Naczyta się tego i naogląda normalny człowiek i też go nachodzi ochota na igraszki ze śmiercią, bo przecież w sklepie trzy ususzone kapelusze o łącznej wadze dwudziestu gramów kosztują dziesięć polskich złotych, a parę kilometrów dalej wystarczy parę przysiadów i fortuna zostaje w kieszeni.Co w ogóle można zrobić z dwudziestu gram grzybów? Okłady na oczy?W ten właśnie sposób sam poczułem gorączkę
 –  Moja rodzina pochodzi z Podkarpacia. Kiedyś wszyscy pędzili u siebie bimber. Teraz ta znakomita sztuka zanika. Z rodziny pędzi już tylko wujas. Ale bimber przedni! Kaca na następny dzień nie ma żadnego! Cała rodzina ustawia się w kolejce, a i ja mam zamówienia dla moich znajomych, bo rzeczywiście alko świetne. W sklepie takiego nie znajdziecie.Pojechaliśmy na 30-lecie małżeństwa mojej ciotki i wujka (nie tego wujasa od bimbru, ale on też tam był). Impreza z rozmachem, takie małe wesele: knajpa, grajki, wszystkie ciotki, kuzynki w nowych sukniach, po fryzjerach, chłopy w garniturach. Oczywiście, wcześniej zrobione było zamówienie na bimberek u wujasa. Na każdym stole buteleczka, co chwilę donoszona nowa. Elegancko.Wszyscy bawili się do rana. Wszyscy dobrze się wstawili, ale żadnego mordobicia nie było. Impreza udana. Nocowaliśmy u dziadków w domu. Rano wbiega babcia, że z dziadkiem trzeba do szpitala. Mama zdenerwowana zbiega na dół do niego. On mówi, że nie widzi. Wszyscy myślą jedno: metanol. Wujas spieprzył i dziadek oślepł.No ale jak metanol, jak wszyscy pili? Poza tym dziadek wypił takie ilości, że powinien zejść z tego świata, a nie tylko oślepnąć.Babka już pakuje torbę, bo jadą do szpitala. Matka prawie ryczy, a mi tu coś nie pasuje.Podchodzę do dziadka i mówię mu, że to nie może być od bimbru. Ten przyznaje mi rację. "To od czego?" - pytam. A on na to: "A boja po prostu nie mogę patrzeć na cierpienie kobiet i dzieci na polsko-białoruskiej granicy".
Uwielbiam stacje benzynowe nocą. Pełne gwaru i pośpiechu w ciągu dnia, po 23:00 w dni powszednie stają się ostoją spokoju i harmonii, w której na kilka minut cukrzycowe tętno Warszawy zwalnia i wybija klasyczne 120 na 80 – Sprzedawca może sobie darować wciskanie płynu do spryskiwaczy i hot dogów, bo wie, że po pierwsze o tej porze tajemniczy klient już śpi, a po drugie ten, kto odwiedza jego przybytek w nocy, gdyby chciał sobie pryskać szyby droższą od paliwa premium mieszanką wody i ludwika, to by o to poprosił. On szanuje swój czas i ja szanuję jego, wiem, że za 8 zl brutto za godzinę czas między klientami spędza pod kocykiem na zapleczu i załatwiamy geszeft tak jak trzeba - szybko i dokładnie.O tej porze 95% klientów to faceci - spośród których każdy wie jak jest - że kartkujący najnowsze "Men's Health" facet w marynarce nie wraca z przedłużonego spotkania członków zarządu, tylko od kochanki; że nic nie wyjdzie z kariery raperskiej tankującego LPG za 20 zł młodego właściciela hondy civic i że skończy z jakąś zwykłą dziewczyną na 8 piętrze w bloku na Białołęce i będzie zapierdalać po 12 h dziennie, żeby starczyło na wycieczkę szkolną dla dzieci; że palący spokojnie papierosa przy myjni taksówkarz nigdy nie "rzuci tej taksy w cholerę", tylko będzie w niej jeździł, aż skasuje go jakiś najebany małolat w starym e36.Ale w zmęczonych oczach i pełnych kofeiny sercach jest też wiara, że ujście rzeki okaże się źródłem. I to w gruncie rzeczy właśnie ta wiara, a nie benzyna napędza to wszystko
 –  Kiedyś w komentarzach wyczytałem interesującą radę: "Narzekasz, że kobiety odmawiają Ci oralnych przyjemności, a co sam robisz w tym kierunku, żeby to się zmieniło? Mam dla ciebie radę jak to zmienić - przed seksem oralnym spróbuj umyć swoje intymne miejsca miętową pastą do zębów zamiast mydła lub szamponu, jak zazwyczaj to robisz. Po pierwsze pasta na pewno zabije wszystkie zbędne zapachy, a po drugie doda odświeżającego miętowego zapachu, który sprawi, że dziewczynie będzie przyjemniej." Tak więc autorze, SPŁOŃ W PIEKLE! Płoń tak samo jak płonął mój wacek!
Narzeczona Włocha robiąc spaghetti postanowiła wkręcić go i złamać makaron na pół nagrywając jego reakcję – No i zaręczyny zerwane...
0:31
 –
0:13
Wku*wiają mnie już tacy piwosze-neofici, co to ku*wa całe życie walili harnasie za 1,99 i inne tatry, a teraz nagle koneserzy piw kraftowych – Pół biedy, jak ustawiasz się na piwo w plenerze. Teraz każdy monopolowy musi mieć w lodówkach jakieś ciachany palone, kormorany niskosłodzone i inne żywe bezglutenowe, nabierze sobie taki 6 różnych do siatki i zadowolony nie truje dupy. Ale nie daj boże kup sobie piwo jakiegoś większego browaru. Nie mówię to o obiektywnie hujowych harnasiach, żubrach czy innych tyskich, ale normalnych piwkach typu perła czy Łomża, co to przyjemnie obalić latem bez kontemplacji bukietu smakowego. Zaraz się zaczyna:"hurrr durrr co ty pijesz, koncernowe siki, jebie tekturo, za tyle samo mogłeś mieć ekokraftowy CIEMNY PRZENICZNY LAGER PILS PALONY JASNY PEŁNY z BROWARU KOCZKODAN, mmm, pacz jakie to dobre, wyliżem jeszcze butelke po wypicu!!!!!!!"Nieważne, że 5 lat temu sami spuszczali się nad „perło export”, bo okazało się, że istnieje poniżej 4 zł coś nie jebie żółcią jak harnaś i nie chce się rzygać wypiciu 7. Prawdziwa jazda zaczyna się przy próbie ustawienia w jakiejś knajpie. Lokale z wyborem mniejszym niż 15 gatunków piw kratowych albo belgijskich czy niemieckich odpadają. Rzut oka na kartę wystarczy, i już trzoda:"o, nie ma południowosaksońskiego stouta 16894 IPA uberchmielone 69 IBU z browaru Himmler, wychodzimy, co mie tu jakimś guwnem pizner urkłel chco otruć!"  Koniec końców po sprawdzeniu wszystkich lokali z jedzeniem lądujesz w jakimś speluno pubie z gównomuzyką i wyborem 10 0000 piw o zjebanych nazwach typu „atomowy morświn”, „natarcie pszenicy” albo o nazwach na zasadzie „w chuj długa nazwa procesu technologicznego+nazwa wioski, z której jest browar.- pacz, to je zajebisty lokal, to je wybór, mmm, ukraińskie piwo pszeniczne środkowej fermentacji wysokohmielone palone otwartej ekstaktacji w niedomknietej kadzi browaru Jabolon, w schłodzonym kuflu, tak jak mówił Kopyr na blogu, boże, jakie to dobre, mmm…I żłopie tą zupę o konsystencji gunwa, co to do niczego nie podobna. To tyle żali na dziś, gorzej jak spotka się dwóch takich januszy koneserów piwa i pierdolo całe spotkanie, ale to już temat na inną opowieć, jak chcecie, to napisze…
Każden jeden amerykański film o mafii wygląda absolutnie tak samo – Nowy Jork, piździ. Ulicą idzie trzech typów (de Niro, Pacino i Pesci), Włosi / Irlandczycy / polscy Żydzi. Idą, bo się chcą wkręcić do mafii Tortellinich / rodziny Ślepego Joe / czegokolwiek, co strzela i handluje trefnym towarem. Dostają zadanie. Jadą, wywlekają z domu gościa, który okantował capo di tuttti ferdi na pięć dolców, zabijają go łopatami, ładują do bagażnika, wiozą do lasu, grzebią w zagajniku, rzygają z nerwów i wracają do domu, cuchnąc krwią. Zaczynają handlować dragami. Przywala się policja, ale komisarz O'Neilly to brudna glina i w zamian za obietnicę sprzątnięcia Sprytnego Jacka i trochę białego towaru siedzi cicho.Ferajna zaczyna dużo zarabiać, rodziny nie wiedzą czemu. Głowa ich mafii wpada w konflikt z Giovannim Giorgio, który przemyca uran z Czeczeni. Giorgio kiedyś uratował życie dziadkowi najstarszego typa, więc jest spina. Najmłodszy (Pesci) uzależnia się od kokainy i zaczyna zdradzać żonę. Capo di tutti frutti di mare każe chłopakom sprzątnąć Giovanniego jako test przed wejściem na wyższy poziom mafii. Giorgio śpi z rybkami, ale najstarszemu (Pacino) puszczają nerwy i ginie trzy dni później w strzelaninie z policją. Resztę łapią w niespodziewanym kotle po kostki w lewych gnatach i białym proszku. Najmłodszy rozpruwa się na psach za lżejszy wyrok, ale bratanek Ślepego Joe siedzący w pierdlu podrzyna mu w nocy gardło za zdradę rodziny. Średni (de Niro) dostaje osiemnastokrotne dożywocie, ale ucieka po trzech latach i ukrywa się w Uzbekistanie. Wraca w wieku 83 lat do Nowego Jorku, siada pod miejscem, gdzie stała jego dawna kamienica i wspomina młodość. Morricone pierdzi do trąbki.Trzy godziny minęły jak siedem. 6 Oscarów. Stary chrapie o 23.40 przed TVP Kultura
Źródło: Piotr Ponewczyński

Polska 2021. Media informują, że naukowcy odkryli lecącą w stronę Ziemi asteroidę o średnicy kilkunastu kilometrów

Polska 2021. Media informują, że naukowcy odkryli lecącą w stronę Ziemi asteroidę o średnicy kilkunastu kilometrów – 12 dni do zderzenia -Premier Morawiecki oświadcza, że dzięki wysokiej ściągalności podatku VAT, Polska jest dobrze przygotowana na taką ewentualność.11 dni do zderzenia -Minister Gowin udziela wywiadu, w którym stwierdza, że taka asteroida to są biliony ton kruszywa i różnych materiałów, których wykorzystanie będzie ogromną szansą dla polskiego przemysłu budowlanego.10 dni do zderzenia -Prezydent Duda udaje się na Jasną Górę.9 dni do zderzenia -Opozycja pyta rząd, dlaczego nie uruchomiono programu budowy schronów.Premier odpowiada, że nie ma pewności czy dojdzie do zderzenia. Przypomina, że na Śląsku mamy mnóstwo kopalń, które łatwo na schrony zaadaptować.Górnicy ogłosili pogotowie strajkowe i zażądali od rządu podwyżek.8 dni do zderzenia -Naukowcy utrzymują, że asteroida najprawdopodobniej wpadnie do oceanu, co grozi serią fal tsunami o globalnym zasięgu.7 dni do zderzenia -Rząd wprowadza zakaz zbliżania się do akwenów. W Sejmie ostra dyskusja, czy zakazu nie należy rozszerzyć na rowy melioracyjne i kałuże.6 dni do zderzenia -Prezydent Duda wygłosił orędzie, w którym oświadczył, że nie przestaje się uczyć i właśnie samodzielnie wykopał ziemiankę.5 dni do zderzenia -Premier Morawiecki poinformował, że polityka zamykania kopalń prowadzona przez PO doprowadziła do tego, że jednak nie wszyscy Polacy zmieszczą się w kopalniach i zasugerował, aby pójść w ślady prezydenta. Zapewnił, że mamy więcej łopat niż Niemcy, w przeliczeniu na milion mieszkańców. TVP zrobiło reportaż na ten temat i zrobiło z Donalda Tuska zbrodniarza.4 dni do zderzenia -Gowin zwołał konferencję prasową. Łamiącym się głosem oznajmił, że się nie cieszy i waha. Nie doprecyzował o co chodzi.3 dni do zderzenia -Episkopat zwrócił się do rządu o 100 miliardów, za które zorganizuje szturm modlitewny w intencji zatrzymania asteroidy.2 dni do zderzenia -Wicepremier Jarosław Kaczyński wygłasza w Sejmie przemówienie. Mówi, że jeszcze nie znamy całej prawdy o Smoleńsku. Pochwalił zupę pomidorową, którą jadł ostatnio u Prezes Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej.1 dzień do zderzenia -Polsat cały dzień wyświetla "Armagedon".Dzień 0 -Asteroida ominęła Ziemię. Premier ogłosił sukces rządu w walce z asteroidą, podkreślając istotną pomoc Kościoła. Skarb państwa wykonał przelew na konto Episkopatu. Na wniosek Przemysława Czarnka postanowiono na jakiś czas utrzymać zakaz zbliżania się do akwenów, na wypadek, gdyby asteroida zawróciła
Co to było? –
Historia z morałem dla tych, którzy na co dzień nie doceniają pracy kobiet: – Ojciec wraca z pracy i widzi, jak trójka jego dzieci siedzi przed domem, ciągle ubrana w piżamy i bawi się w błocie wśród pustych pudelek po chińszczyźnie, porozrzucanych po całym ogródku. Drzwi do auta zony były otwarte, podobnie jak drzwi wejściowe do domu i nie było najmniejszego śladu po psie.Mężczyzna wszedł do domu i zobaczył jeszcze większy bałagan. Lampa leżała przewrócona, a chodnik zawinięty pod samą ścianę. Na środku pokoju głośno grał telewizor na kanale z kreskówkami, a jadalnia była zarzucona zabawkami i rożnymi częściami garderoby. W kuchni nie było lepiej: w zlewie stała góra naczyń, resztki śniadania były porozrzucane po stole, lodówka stała szeroko otwarta, psie jedzenie było wyrzucone na podłogę, stłoczona szklanka leżała pod stołem, a przy tylnych drzwiach była usypana kupka z piasku.Mężczyzna szybko wbiegł na schody, depcząc przy okazji kolejne zabawki i kolejne ciuchy, ale nie zważał na to, tylko szukał swojej żony. Zaniepokoił się, że może jest chora, albo ze stało się coś poważnego. Zobaczył, że spod drzwi do łazienki wypływa woda. Zajrzał do środka i zobaczył mokre ręczniki na podłodze, rozlane mydło ikolejne porozrzucane zabawki. Kilometry papieru toaletowego leżały porozwijane miedzy tym wszystkim, a lustro i ściany były wymalowane pasta do zębów. Przyśpieszył kroku i wszedł do sypialni, gdzie znalazłswoją żonę, leżąca na łóżku w piżamie i czytającą książkę. Spojrzała na niego, uśmiechnęła się i zapytała jak mu minął dzień.Popatrzył na nią z niedowierzaniem i zapytał:- Co tu się dzisiaj działo?Uśmiechnęła się ponownie i odpowiedziała:- Pamiętasz, kochanie, ze codziennie jak wracasz z pracy do domu, to pytasz mnie, co ja do cholery dziś robiłam?- Tak - odpowiedział z niechęcią.- Wiec dziś tego nie zrobiłam
 –  Jakieś 12km do najbliższego sklepu, ćmie sobiećmika i podchodzi do mnie typ w koszulce zkorwinem:- cześć.- cześć.- czy mógłbym odkupić papierosa?- nie, mogę ci dać jednego.- ale ja chce kupić. - i mi kuc dwa złote próbujewcisnąć w prawicę.- stary, nie chcę kasy. Bierz fajkę i szerokiejdorogi.- wiem, że to kosztuje, odkupię. Nie ma nic zadarmo.- tego faja fostaniesz za darmo, albo wcale, bomam w dupie kapitalizm. (Tu kuc pięnie podrapałsię po głowie, uwielbienie wolnego rynku walczyłoze strasznym nałogiem nikotynowym, źrenice musię rozszerzały gdy patrzył na me pożułkłe palcetrzymające czerwonego westa, rozpinającejednicześnie bluzę z za której wyłoniła siękoszulka z ACK.Mierzyliśmy się przez chwilę wzrokiem, którymmierzą się kowboje na łesternach. Ja zwyciągniętą w jego stronę ramką westów zamiasttinczestera, on ze swą dwójką złotych celującą wpodniesioną pięść na mym podkoszulku.- ja naprawdę chcę zapłacić.- a ja mam to w dupie. Bierzesz za darmochę,przyznając, że kapitalizm chuj, albo nie palisz.Wziął jebany mrucząc dzięki.
"Z zawodu jestem programistą. Sporym problemem w naszej branży jest wypalenie zawodowe. Nie da się ukryć, ze po kilkunastu latach kodowania, praca nie daje już takiej satysfakcji jak kiedyś – Ludzie radzą sobie z tym problemem na różne sposoby, dla mnie ciekawym rozwiązaniem jest zamieszczanie w aplikacjach tzw. easter eggów - zabawnych niespodzianek dla użytkowników.Jednym z moich ulubionych pomysłów jest wyświetlanie użytkownikom raz na kilka miesięcy ogromnego, czarnego kutasa. Każdy tego kutasa widzi, ale trwa to ułamek sekundy i nijak nie daje się zreprodukować. Dlatego ludziom wydaje się, że to przywidzenie. Nikt nie zgłasza to jako buga, ani nawet nie dzieli się spostrzeżeniami ze współpracownikami, bo każdy boi się oskarżenia, że w trakcie pracy z excelem przywidują się mu kutasy.Tym sposobem całe korpo ogląda w pracy kutasy, ale nikt nic z tym nie robi, bo każdy boi się przyznać."

Ci ludzie mieszkają z prawdziwymi potworami i mają na to dowody w postaci zdjęć (17 obrazków)

Źródło: boredpanda.com