Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 22 takie demotywatory

Na szczęście nic poważniejszego Mariuszowi się nie stało, jednak ostrzega przez śliskimi nawierzchniami – "Zadyszki człowiek dostaje, łapy marzną, a muszę Wam powiedzieć, że ślisko jak cholera. Niby na zero, ale gołoledź jest, hamulcem przyhamowałem w zakręt i składaka zaliczyłem - pierwszego w tym roku. Dobrze, że na łokciach i kolanach mam ochraniacze pod dresem, bo by mogły być łapki pościerane" Mariusz Pudzianowski17 godz. ·Dobrze ze ochraniacze były na łokcie i kolana bo drift boczny zaliczyłem z rana
Po prostu kot w spodniach, czapce, ochraniaczach na łokcie i ze złamanym sercem –
Na kolanach mają tylko ochraniacze, których używali do jazdy na deskorolkach. Przejdą trzy dni treningu przed walką. A ty? Dalej narzekasz? – Źle ci w pracy, szefa nie lubisz, za mało zarabiasz? Nie masz najnowszego telefonu? Matka cię wkurza, bo każe ci posprzątać twój pokój? Kolega w klasie, w pracy cię wnerwią, bo jest głupi? Nie przeszedłeś na wyższy poziom gry więc życie straciło dla Ciebie sens? Każdy z tych chłopców na zdjęciu mógłby być twoim synem, wnukiem lub bratem. Ty jutro obudzisz się w swoim łóżku. Oni nawet nie wiedzą czy będzie jutro. Do czego jeszcze musi dojść, żeby ludzie zaczęli się nawzajem szanować? Doceniać siebie, swoje życie, swoją pracę, swojego szefa, swoich rodziców, sąsiadów i kolegów? Zastanów się co jest dla Ciebie ważne. Czy lepiej mieć szefa nad sobą czy generała? Czy lepiej wstać o 6 do pracy, czy nie spać kilka dni w okopach? Czy ta kawa rano nie smakuje wyjątkowo po tym co czytasz? Zacznijcie doceniać swoje życie, póki macie wybór
Nareszcie możemy kupować legalnie sprzęt wojskowy!Szkoda tylko, że nie dla siebie – Od 17 marca do 17 maja br. każdy polski obywatel może nabyć wojskowy sprzęt ochronny… w celu przekazania go Ukrainie. Konieczne jest przy tym uzyskanie potwierdzenia oświadczenia końcowego użytkownika od przedstawicielstwa dyplomatycznego Ukrainy w Rzeczypospolitej Polskiej. Chodzi m.in. o płyty opancerzone, metalowe, kamizelki kuloodporne.11 marca w życie weszła nowa ustawa dotycząca obrotu sprzętem wojskowym. Zasady kupowania wojskowego sprzętu ochronnego zostały uproszczone. Uproszczono również zasady wywozu takiego sprzętu z terytorium RP.Wśród zaopatrzenia znajdują się sprzęty opancerzone lub ochronne, konstrukcje oraz ich elementy składowe (płyty opancerzone, metalowe i niemetalowe), kamizelki kuloodporne, hełmy wojskowe i policyjne, ochraniacze twarzy, kończyn i innych części ciała – napisano w komunikacie na stronie Ministerstwa Rozwoju i Technologii.Na pierwszy rzut oka wygląda to na dobrą wolnościową zmianę. Rzeczywistość jest jednak inna.Polacy mogą kupować wojskowy sprzęt ochronny, ale nie dla siebie, tylko dla Ukraińców. Dla siebie wciąż nie mogą kupić nawet kamizelki kuloodpornej, bo, zdaniem wielu przedstawicieli służb państwa, utrudniałoby to pracę np. policji
 –  "Mistrzyni Polski seniorek JekatierinaKurakowa dostała w nagrodę rajstopy wrozmiarze 10-12 lat. Natalia Kaliszek,mistrzyni Polski w konkurencji partanecznych, również rajstopy, ale w rozmiarzeXXL. Mistrz Polski w tej samej konkurencji,partner Natalii, Maksym Spodyriew otrzymałochraniacze na łyżwy, wicemistrzowie Polskiw tej samej konkurencji również ochraniacze.
To znaczy, że mężczyznom 100 lat zajęło zorientowanie się, że głowa też jest ważna –
 –  Raz udało mi się oszukać w szpitalu automat z foliówkami ochronnymi na buty. Wrzuciłem do niego piątaka, a on wypluł z siebie ochraniacze. Wydawałoby się, że nic w tym nadzwyczajnego nie ma, gdyby nie to, że wypluł chyba wszystkie ochraniacze jakie miał. Sypało się z niego i sypało, dopóki nie odłączyłem go od prądu. Być może jest to największa wygrana w moim życiu... Jackpot, do k*rwy nędzy.
Kanadyjski harcerz Quinn Roney, odpowiedział na prośbę lokalnych szpitali o stworzenie „ochraniaczy na uszy”, aby pomóc odciążyć uszy pracowników służby zdrowia od noszenia masek przez cały dzień. – 13-latek nie tylko przekazuje swoje "nauszniki" do lokalnych szpitali, ale także udostępnił wzór umożliwiający ich druk 3D wszystkim! Urządzenie pomaga również tym, którzy przez wrodzone wady uszu odczuwają ciągły ból z ich noszenia!
 –  Magazyn Press @PressRedakcja Obok zaleceń, by wyposażyć się w kamizelkę odblaskową jest w instrukcji punkt o zakładaniu przez dziennikarzy kasku oraz unikania noszenia łańcuszków, gdyż „w przypadku zaatakowania mogą posłużyć do duszenia" press. pl "Załóż kask czy ochraniacze". Przed Marszem Niepodległości policja ostrzega dziennikarzy
W tym roku bijatyki z policją, podpalanie mieszkań i wyrywanie drzewek będzie miało w Polsce charakter państwowy –  Marsz Niepodległości. Policja publikuje 10 przykazań dla dziennikarzy. "Załóż kask czy ochraniacze"Komenda Główna Policji opublikowała zasady bezpieczeństwa dla dziennikarzy, którzy 11 listopada będą relacjonować Marsz Niepodległości. Polecono m.in. "unikać noszenia dokumentów na szyi na smyczy lub łańcuszku", bo "w przypadku zaatakowania mogą posłużyć do duszenia".
Postanowił bowiem zadedykować grę pamięci swojego czteronożnego przyjaciela. Poprosił nawet o specjalne, dedykowane ochraniacze ze zdjęciem swojego psa, które przyniosły mu szczęście w trakcie meczu – Kto kiedykolwiek tęsknił za swoim ukochanym zwierzęciem, ten doskonale zrozumie ból Szkota

To były czasy!

To były czasy! –  My, urodzeni w latach 50-60-70-80 tych, wszyscy byliśmy wychowywani przez rodziców patologicznych.Na szczęście nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy, jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Dzięki temu nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za smarowanie dzieci spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy.Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy trochę się baliśmy. Dorośli nie wiedzieli, do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać. Pies łaził z nami – bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na sznurku i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas później na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierzęta. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie obsikać lub „tam” nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył po tej czynności rąk. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień Dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień Dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień Dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby.Skakaliśmy z balkonu na odległość. Musieliśmy znać tabliczkę mnożenia, pisać bezbłędnie. Nikt nie znał pojęcia dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i kto wie jakiej tam jeszcze dys… Nikt nas nie odprowadzał do szkoły. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Jedliśmy też koks, szare mydło, Akron z apteki, gumy Donaldy, chleb masłem i solą, chleb ze śmietaną i cukrem, oranżadę do rozpuszczania oczywiście bez rozpuszczania, kredę, trawę, dziki rabarbar, mlecze, mszyce, gotowany bob, smażone kanie z lasu i pieczarki z łąki, podpłomyki, kartofle z parnika, surowe jajka, plastry słoniny, kwasiory/szczaw, kogel-mogel, lizaliśmy kwiatki od środka. Jak kogoś użarła przy tym pszczoła to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię.Ojciec za pomocą gwoździa pokazał, co to jest prąd w gniazdku. To nam wystarczyło na całe życie. Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz. Jak się ktoś skaleczył, to ranę polizał i przykładał liść babki. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi, ciepłe mleko prosto od krowy, kranówkę, czasami syropy na alkoholu za śmietnikiem żeby mama nie widziała, lizaliśmy zaparowane szyby w autobusie. Nikt się nie brzydził, nikt się nie rozchorował, nikt nie umarł. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Nikt się nie bawił z opiekunką.Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Bawiliśmy się w klasy, podchody, chowanego, w dwa ognie, graliśmy w wojnę, w noża (oj krew się lała ), skakaliśmy z balkonu na kupę piachu, graliśmy w nogę, dziewczyny skakały w gumę, chłopaki też jak nikt nie widział. Oparzenia po opalaniu smarowaliśmy kefirem. Jak się głęboko skaleczyło to mama odkażała jodyną albo wodą utlenioną, szorowała ranę szczoteczką do zębów i przyklejała plaster. I tyle. Nikt nie umarł.W wannie kąpało się całe rodzeństwo na raz, później tata w tej samej wodzie. Też nikt nie umarł. Podręczniki szanowaliśmy i wpisywaliśmy na ostatniej stronie imię, nazwisko i rocznik. Im starsza książka tym lepiej. Jedyny czas przed telewizorem to dobranocka. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.Nasze mamy rodziły nasze rodzeństwo normalnie, a po powrocie ze szpitala nie przeżywały szoku poporodowego – codzienne obowiązki im na to nie pozwalały. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze” wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw.A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!
Chiny oferują Polsce pomoc w walce z koronawirusem – "Strona chińska nigdy nie zapomni o pomocnej dłoni wyciągniętej przez rząd polski i Polaków w stronę Chin, gdy te walczyły z epidemią. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie" - przekazała ambasada Chińskiej Republiki Ludowej w Polsce.Placówka dyplomatyczna zapewniła, że w obecnym trudnym momencie "Chiny są gotowe stanąć ramię w ramię z Polakami". Jak dowiedziała się "Rz", w poniedziałek ambasador Chin w Polsce Liu Guangyuan poinformował Ministerstwo Spraw Zagranicznych, że rząd chiński zadecydował o przekazaniu stronie polskiej wyrobów ułatwiających walkę z epidemią.Do Polski z Chin mogą trafić: zestawy testowe wykrywające wirusowy kwas nukleinowy, maseczki N95, medyczna odzież ochronna, w tym okulary ochronne, rękawiczki, ochraniacze na obuwie.
Tego mi brakowało gdy kładłempanele u siebie w domu –
0:39
Brak ochraniaczy –
Twarz legendarnego bramkarza Terry'ego Sawchuka, zanim weszły w użycie ochraniacze na twarz, które stały się standardowym sprzętem hokejowym, 1966 r. –
Nadzieja uczy czekania –  Pracuję w sklepie sportowym. Z tydzień temu facet kupił rower, był bardzo zadowolony. Następnego dnia wrócił i kupił rękawiczki, bo miał dłonie obtarte od kierownicy. Kolejnego dnia przyszedł z bandażem na ręce i kupił ochraniacze na łokcie. Kolejnego dnia przyszedł utykając i kupił nakolanniki. Od tej pory go nie widziałem. Chyba po kask już nie przyjdzie.
100 lat zajęło facetom zrozumienie,że mózg też jest ważny... –  Pierwszy ochraniacz na jądra użyto w czasie gry w krykieta w 1874 r Pierwszego kasku w sporcie użyto w 1974 r

Ach, to były czasy!

Ach, to były czasy! –  My, urodzeni w latach 50-60-70-80-90 tych, wszyscy byliśmy wychowywani przez rodziców patologicznych.Na szczęście nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy, jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Dzięki temu nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za smarowanie dzieci spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy.Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy trochę się baliśmy. Dorośli nie wiedzieli, do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać. Pies łaził z nami – bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na sznurku i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas później na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierzęta. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie obsikać lub „tam” nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył po tej czynności rąk. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień Dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień Dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień Dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby.Skakaliśmy z balkonu na odległość. Musieliśmy znać tabliczkę mnożenia, pisać bezbłędnie. Nikt nie znał pojęcia dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i kto wie jakiej tam jeszcze dys… Nikt nas nie odprowadzał do szkoły. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Jedliśmy też koks, szare mydło, Akron z apteki, gumy Donaldy, chleb masłem i solą, chleb ze śmietaną i cukrem, oranżadę do rozpuszczania oczywiście bez rozpuszczania, kredę, trawę, dziki rabarbar, mlecze, mszyce, gotowany bob, smażone kanie z lasu i pieczarki z łąki, podpłomyki, kartofle z parnika, surowe jajka, plastry słoniny, kwasiory/szczaw, kogel-mogel, lizaliśmy kwiatki od środka. Jak kogoś użarła przy tym pszczoła to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię.Ojciec za pomocą gwoździa pokazał, co to jest prąd w gniazdku. To nam wystarczyło na całe życie. Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz. Jak się ktoś skaleczył, to ranę polizał i przykładał liść babki. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi, ciepłe mleko prosto od krowy, kranówkę, czasami syropy na alkoholu za śmietnikiem żeby mama nie widziała, lizaliśmy zaparowane szyby w autobusie. Nikt się nie brzydził, nikt się nie rozchorował, nikt nie umarł. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Nikt się nie bawił z opiekunką.Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Bawiliśmy się w klasy, podchody, chowanego, w dwa ognie, graliśmy w wojnę, w noża (oj krew się lała ), skakaliśmy z balkonu na kupę piachu, graliśmy w nogę, dziewczyny skakały w gumę, chłopaki też jak nikt nie widział. Oparzenia po opalaniu smarowaliśmy kefirem. Jak się głęboko skaleczyło to mama odkażała jodyną albo wodą utlenioną, szorowała ranę szczoteczką do zębów i przyklejała plaster. I tyle. Nikt nie umarł.W wannie kąpało się całe rodzeństwo na raz, później tata w tej samej wodzie. Też nikt nie umarł. Podręczniki szanowaliśmy i wpisywaliśmy na ostatniej stronie imię, nazwisko i rocznik. Im starsza książka tym lepiej. Jedyny czas przed telewizorem to dobranocka. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.Nasze mamy rodziły nasze rodzeństwo normalnie, a po powrocie ze szpitala nie przeżywały szoku poporodowego – codzienne obowiązki im na to nie pozwalały. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze” wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw.A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!
"Hokeiści noszą ochraniacze na jaja od 1874 roku. Od 1974 roku noszą również kaski – Trzeba było 100 lat, żeby się przekonali, iż mózgjest równie niezbędny do życia."