Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 22 takie demotywatory

Podczas zderzenia większość pasażerów straciła przytomność - autobus zatonął na głębokość około 10 metrów. Bez chwili wahania Shavarsh wskoczył do lodowatej wody, by ratować ludzi – Nurkując na głębokość 10 metrów, Shavarsh użył nóg do wybicia tylnej szyby trolejbusu. Jeden po drugim uratował życie 20 ludziom (w rzeczywistości uratował ponad 20, ale nie wszystkich się udało). Spędził prawie 20 minut w lodowatej wodzie i wykonał 30 nurkowań do wraku autobusu. Jego brat - Kamo Karapetyan - również pływa i opiekował się rannymi, gdy Shavarsh wyciągał ich na powierzchnię.Świadkowie, którzy widzieli, jak Shavarsh wyciąga ludzi na powierzchnię, powiedzieli, że jego stopy i plecy były pełne odłamków szkła. Zapytany później, co było w tym najbardziej przerażające, Shavarsh odpowiedział:"Wiedziałem, że mogę uratować tylko tyle istnień ludzkich, że bałem się popełnić błąd. Na dole było tak ciemno, że prawie nic nie widziałem. Podczas jednego z nurkowań przypadkowo złapałem siedzenie zamiast pasażera... Zamiast tego mogłem uratować życie. To siedzenie wciąż nawiedza mnie w koszmarach."Po 30. nurkowaniu Shavarsh stracił przytomność. Ten odważny czyn drogo go kosztował; doznał ciężkiego obustronnego zapalenia płuc i skażenia krwią z zanieczyszczonej wody. Lekarze nie byli pewni, czy Shavarsh kiedykolwiek wyzdrowieje. Jego życie wisiało na włosku, podczas gdy przez 46 dni pozostawał nieprzytomny. W końcu wyzdrowiał, ale nigdy nie był w stanie ponownie konkurować. Dzisiejsi eksperci są zgodni, że nikt poza Shavarshem nie mógł zrobić tego, co on.Jakby tego było mało dla jednego człowieka... 19 lutego 1985 roku Shavarsh znalazł się w pobliżu płonącego budynku, w którym uwięzieni byli ludzie. Wpadł i bez namysłu zaczął wyciągać ludzi. Po raz kolejny został ciężko ranny (ciężkie oparzenia) i długo przebywał w szpitalu. W wieku 69 lat nadal daje radę realVE
*Weź kiełbasę prosto z patyka i włóż w chleb *Dodaj keczupu lub musztardy *Oparzenia języka, o k***a*Mmm, pychota –
Maszyna wytwarzająca nową skórę dla osób z poparzeniami – Urządzenie wielkości stolika do kawy pozwala na rozciąganie skóry do znacznie większych rozmiarów. Ma ono pomóc milionom ludzi, którzy cierpią z powodu wyniszczających obrażeń lub śmierci spowodowanej oparzeniami.Technologia nazwana denovoGraft jest już wykorzystywana w leczeniu ludzi, pomimo tego, że dopiero dość niedawno zakończono II fazę badań. Dzieje się tak, ponieważ dla kilku osób jest to tak naprawdę ostatnia deska ratunku.Kawałek skóry wielkości monety umieszczony w szwajcarskiej maszynie bioinżynieryjnej, może stworzyć materiał do przeszczepu skóry wielkości pokrywy studzienki kanalizacyjnej.„W tej chwili możemy pomnożyć powierzchnię oryginalnej próbki przez współczynnik 100, dążymy jednak do współczynnika 500” - powiedziała dziennikarzom szwajcarskiego serwisu informacyjnego Swiss Info Daniela Marino, współzałożycielka i dyrektor firmy CUTISS, która opracowuje technologię denovoGraft.„W Europie istnieje 20 placówek, w których leczy się poważne oparzenia, zaczniemy od współpracy z nimi. Możemy zrobić to na własną rękę, ale oczywiście później będziemy musieli znaleźć partnerów” - dodała.Według Marino III faza badań zostanie zakończona po 2023 roku, a zabieg początkowo dostępny będzie głównie w Europie.Rynek rekonstrukcji skóry, w przypadku blizn i poparzeń, wyceniany jest na niespełna 2 miliardy dolarów, lecz w sektorze tym na pełny etat zatrudnionych jest jedynie około 40 osób.

Według oficjalnych danych podawanych przez National Weather Service tylko w Stanach Zjednoczonych w ciągu każdego spośród ostatnich dziesięciu lat na skutek uderzenia pioruna ginęło średnio 25 ludzi W sumie jednak około 90% osób przeżywa tego typu wypadek, odnosząc jedynie mniej lub bardziej poważne obrażenia

W sumie jednak około 90% osób przeżywa tego typu wypadek, odnosząc jedynie mniej lub bardziej poważne obrażenia – Po raz pierwszy Roy Sullivan został trafiony przez piorun w 1942 roku w wieku 30 lat. Ukrywał się przed burzą w nowej wieży wykorzystywanej do wypatrywania pożarów lasu, lecz nie miała ona jeszcze piorunochronu i po którymś z kolei uderzeniu zaczęła płonąć. Mężczyzna wybiegł więc na zewnątrz i po zaledwie kilku krokach został porażony, czego efektem były dziura w bucie, oparzenie nogi, krwawienie i utrata paznokcia przy paluchu prawej nogi. Drugi wypadek przydarzył się w 1969 roku, gdy Roy Sullivan prowadził ciężarówkę po górskiej drodze. Choć zwykle w takich okolicznościach powinien być bezpieczny, został porażony przez otwarte okno po tym, gdy piorun trafił w rosnące przy drodze drzewa. Doznał poparzeń twarzy, a jego brwi i inne nieosłonięte włosy spłonęły. Stracił też przytomność, ale ciężarówka zatrzymała się przed urwiskiem. Niemal dokładnie rok później mężczyzna został porażony po raz trzeci, gdy piorun trafił w transformator przy jego domu, czego efektem były oparzenia ramienia.Gdy podczas niewielkiego deszczu wiosną 1972 roku Roy Sullivan przebywał w wartowni na wzniesieniu i zajmował się pracą, na skutek trafienia pioruna zniszczeniu uległa skrzynka bezpiecznikowa, a włosy na głowie mężczyzny zapaliły się. Przez dłuższą chwilę miał on problemy z ugaszeniem ognia, gdyż głowa nie mieściła się pod kranem i musiał użyć wilgotnych ręczników, po czym pojechał do szpitala. Po tym wydarzeniu trafił do Księgi Rekordów Guinnessa, ale już w 1973 roku został porażony po raz piąty. Próbował wyprzedzić burzę podczas jazdy ciężarówką, a gdy uznał, że pogoda się uspokaja, wysiadł na zewnątrz. Gdy tylko to zrobił, został bezpośrednio trafiony piorunem, przez co znów jego włosy na głowie zapłonęły, a poparzone zostały obie nogi.Pięć miesięcy po tym, jak w czerwcu 1976 roku Roy Sullivan został porażony po raz szósty podczas chodzenia po terenie parku i skręcił kostkę, a jego włosy znów zapłonęły, postanowił odejść z pracy i przeprowadzić się wraz z żoną w nowe miejsce. Tam mężczyzna zamontował ponad dziesięć piorunochronów przy swojej przyczepie kempingowej i pobliskich drzewach. Mimo to już na początku lata 1977 roku został trafiony po raz siódmy podczas połowu ryb, przez co wpadł do wody, doznał oparzeń brzucha i klatki piersiowej, a także stracił słuch w jednym uchu. Sam mężczyzna przyznał nawet, że tak naprawdę po raz pierwszy podobny incydent miał miejsce w jego dzieciństwie, gdy podczas pracy na polu piorun trafił w ostrze jego kosy, ale nic mu się nie stało. Wydarzenie to nie zostało jednak udokumentowane i nie jest oficjalnie uznawane.Na zdjęciu widoczny jest Roy Sullivan w swoim kapeluszu uszkodzonym podczas jednego z wypadków. Mężczyzna odebrał sobie życie za pomocą pistoletu w 1983 roku
Teraz już wiem, że strzela, ale dorosłych to zbytnio nie obchodzi - ból od oparzenia parą czy strzelającymi kroplami oleju jest niczym w porównaniu do egzystencjalnego kryzysu –

To były czasy!

To były czasy! –  My, urodzeni w latach 50-60-70-80 tych, wszyscy byliśmy wychowywani przez rodziców patologicznych.Na szczęście nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy, jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Dzięki temu nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za smarowanie dzieci spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy.Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy trochę się baliśmy. Dorośli nie wiedzieli, do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać. Pies łaził z nami – bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na sznurku i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas później na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierzęta. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie obsikać lub „tam” nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył po tej czynności rąk. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień Dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień Dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień Dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby.Skakaliśmy z balkonu na odległość. Musieliśmy znać tabliczkę mnożenia, pisać bezbłędnie. Nikt nie znał pojęcia dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i kto wie jakiej tam jeszcze dys… Nikt nas nie odprowadzał do szkoły. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Jedliśmy też koks, szare mydło, Akron z apteki, gumy Donaldy, chleb masłem i solą, chleb ze śmietaną i cukrem, oranżadę do rozpuszczania oczywiście bez rozpuszczania, kredę, trawę, dziki rabarbar, mlecze, mszyce, gotowany bob, smażone kanie z lasu i pieczarki z łąki, podpłomyki, kartofle z parnika, surowe jajka, plastry słoniny, kwasiory/szczaw, kogel-mogel, lizaliśmy kwiatki od środka. Jak kogoś użarła przy tym pszczoła to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię.Ojciec za pomocą gwoździa pokazał, co to jest prąd w gniazdku. To nam wystarczyło na całe życie. Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz. Jak się ktoś skaleczył, to ranę polizał i przykładał liść babki. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi, ciepłe mleko prosto od krowy, kranówkę, czasami syropy na alkoholu za śmietnikiem żeby mama nie widziała, lizaliśmy zaparowane szyby w autobusie. Nikt się nie brzydził, nikt się nie rozchorował, nikt nie umarł. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Nikt się nie bawił z opiekunką.Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Bawiliśmy się w klasy, podchody, chowanego, w dwa ognie, graliśmy w wojnę, w noża (oj krew się lała ), skakaliśmy z balkonu na kupę piachu, graliśmy w nogę, dziewczyny skakały w gumę, chłopaki też jak nikt nie widział. Oparzenia po opalaniu smarowaliśmy kefirem. Jak się głęboko skaleczyło to mama odkażała jodyną albo wodą utlenioną, szorowała ranę szczoteczką do zębów i przyklejała plaster. I tyle. Nikt nie umarł.W wannie kąpało się całe rodzeństwo na raz, później tata w tej samej wodzie. Też nikt nie umarł. Podręczniki szanowaliśmy i wpisywaliśmy na ostatniej stronie imię, nazwisko i rocznik. Im starsza książka tym lepiej. Jedyny czas przed telewizorem to dobranocka. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.Nasze mamy rodziły nasze rodzeństwo normalnie, a po powrocie ze szpitala nie przeżywały szoku poporodowego – codzienne obowiązki im na to nie pozwalały. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze” wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw.A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!
Zdjęcie mieszkańców Kraśnika, wykonane z masztu 5G – Czerwona skóra to silne oparzenia wywołane przez fale WiFi
Rasa nordycka latem nie ma lekko –
 –  NAWILŻA SKÓRĘ USUWA KATAR REDUKUJE SrPFS \\Bot► i U  ŁAGODZI BÓL ZWANYM BÓLEM ISTNIENIA \\IMBIR i \TOSTER/ U \5 ŁAGODZI PODRAŻNIENIA SKÓRY \x PŁATKI \OWSIANE U ROZLUŹNIA MIĘŚNIE C MINUT ZDROWIA\ ZMNIEJSZA ZMARSZCZKI ŁAGODZI OPARZENIA SŁONECZNE OCET i  JABŁKOWY U ROZLUŹNIA UMYSŁ \OLEJKI AROMATYCZNE!
 –  Stopnioweprzyzwyczajanie skóry dosłońca przez kilka dni,żeby uniknac oparzeńsłonecznych i uzyskaćładny kolor opaleniznySpędzenie na słońcucałego dnia, smażeniedo koloru homara,bolesne oparzenia iskóra schodząca przeztydzień
 –  NAWILŻASKÓRĘREDUKUJESTRESZMNIEJSZAZMARSZCZKIVmleko /v-zXUSUWAKATARIMBIR IV-ZZIOŁA /—ZŁAGODZI BOLZWANYM BÓLEMISTNIENIAVtoster/ v77-Z 77^OLEJKI /77-ZŁAGODZIOPARZENIASŁONECZNEOCET 7JABŁKOWY /ZŁAGODZIPODRAŻNIENIASKODYYT PŁATKI\\OWSIANE77-ROZLUŹNIAMIĘŚNIE/ SÓL     I 'Aromatyczne/77-Z 77-ZROZLUŹNIAUMYSŁOLEJKIROMATYCZNE

Dla każdego jest nadzieja. Mężczyzna omal nie spłonął żywcem. Mimo to potem znalazł miłość

 –  Jedenaście lat temu Joe Kinanposzedł na koncert rockowy.Pożar, do którego doszłopodczas wydarzenia,całkowicie zmienił jego życie.Kinan był wśród najciężejpoparzonych ofiar zaprószeniaognia w klubie The Station wWest Warwick, do któregodoszło w 2003 roku. Miałoparzenia trzeciego i czwartegostopnia i spaloną skórę głowy.Lekarze musieli amputować mwszystkie palce, stracił równieżJednak, gdy obudził się potrzymiesięcznej śpiączce,poczuł, że żyje. Trzej innipacjenci szpitala, któryzostali przywiezieni z takimisamymi obrażeniami, niemieli tyle szczęścia.Do dzisiaj Kinan przeszedł 128operacji. Niektóre, takie jakprzeszczepy skóry, trzebapowtarzać co kilkanaściemiesięcy. Mężczyzna nadalpanicznie boi się ognia - dręczągo wizje i koszmary.Tragiczne wydarzeniapomogły jednak Kinanowipoznać miłość swojego życia.Swoją dziewczynę spotkał nakongresie zorganizowanymprzez stowarzyszenieskupiające ocalałych zpożarów. Para szybko się wsobie zakochała, czegoowocem jest córeczka Hadley.

Przeczytaj i podaj dalej - ostrzeż swoją rodzinę i znajomych

Przeczytaj i podaj dalej - ostrzeż swoją rodzinę i znajomych –  UWAGA NA BARSZCZSOSNOWSKIEGO!Widzisz tę roślinę? Wygląda niewinnie, ale w rzeczywistościkontakt z nią może zakończyć się tragicznie!Skąd ta roślina wzięła się w Polsce0Barszcz Sosnowskiego pochodzi z Kaukazu, a do Polskizostał sprowadzony w czasach PRL, jako tania pasza dlazwierząt. Szybko okazało się, że z jego uprawą i zbioremjest sporo problemów, a wydzielane przez tę roślinęsubstancje stanowią poważne niebezpieczeństwodla ludzkiego zdrowia. Stała się ona chwastem trudnymdo zwalczenia i występuje teraz w wielu rejonach kraju,głównie w Polsce południowej, południowo-wschodnieji południowo-zachodniej. Osiąga do 3,5 m. wysokościJakie ma działanieWABarszcz Sosnowskiego ma silne działanie toksycznei alergizujące. Włoski na łodygach i liściach wydzielająparzące olejki eteryczne, które powodują uczuleniena skórze i górnych drogach oddechowych.Kontakt z nim może wywołać u ludzi m.in.oparzenia II i Ш stopnia oraz zapalenie spojówekCo zrobić gdy się poparzymyPoparzyć się Barszczem Sosnowskiego możnabardzo łatwo przez nieświadome otarcie sięo niego podczas zwykłej wycieczki za miastolub nawet pikniku w parkuATOPo kontakcie z rośliną należy szybko i dokładnieobmyć skórę wodą z mydłem i unikać ekspozycjipodrażnionych miejsc na światło słoneczne przynajmniejprzez 48 godzin. W przypadku kontaktu z oczami, należyje przemyć dokładnie wodą i chronić przed światłem (nosidokulary z filtrem chroniącym przed UV). Jeśli doszłodo podrażnienia skóry, objawy zapalne zmniejszazastosowanie miejscowo maści (kremów)W zależności od odporności uczuleniowej każdyorganizm może zareagować inaczej, podobnie jakz użądleniem przez pszczołę: jedna osoba poczuje tylkoból, inna natychmiast bardzo szybko spuchnie.Jeżeli pojawi się zaognienie skóry, zwłaszczana bardzo dużej powierzchni, wizyta u lekarzabędzie nieunikniona!0
Schronisko dla zwierząt w Kanadzie zapomniało o kotach. W samochodzie spędziły 22 dni – Po 22 dniach spędzonych w samochodzie koty były odwodnione, głodne i miały oparzenia na opuszkach łap. Mimo tego udało się je uratować. "Jesteśmy zdruzgotani wieściami o wypadku, który ostatnio przydarzył się przy transporcie zwierząt" - napisała w specjalnym oświadczeniu organizacja, która przy transporcie zwierząt zapomniała o części z nich
Oblała sunię gorącym olejem, a ona zadziwiła ludzi swoim zachowaniem wobec szczeniąt – Była bezdomnym psem, który tułał się po ulicy w poszukiwaniu jedzenia dla siebie i swoich szczeniąt.Zbliżyła się do pewnego domu, którego właścicielce nie spodobało się, że Lina wchodzi na jej posesję.Ta straszna kobieta chwyciła garnek z rozgrzanym olejem i oblała Linę…Rany i poparzenia„Znaleźliśmy ją ranną i poparzoną, głównie na głowie i grzbiecie. Miała też poparzone oczy”Pomimo okropnych ran i wielkiego bólu, Lina nie wyszła ani na chwilę ze swej roli matki i w dalszym ciągu sprawowała opiekę nad swoimi maleństwamiNa szczęście wraz z upływem czasu i z pomocą cudownych ludzi, Lina każdego dnia zdrowiałaBezdusznych zwyrodnialców jak widać nie brakuje

Przeczytaj i podaj dalej - ostrzeż swoją rodzinę i znajomych

Przeczytaj i podaj dalej - ostrzeż swoją rodzinę i znajomych – Mamy teraz coraz częściej gorące, wilgotne dni, a to jest najgorszy moment, by spotkać tę roślinę UWAGA NA BARSZCZ SOSNOWSKIEGO!Widzisz tę roślinę? Wygląda niewinnie, ale w rzeczywistości kontakt z nią może zakończyć się tragicznie!Skąd ta roślina wzięła się w PolsceBarszcz Sosnowskiego pochodzi z Kaukazu, a do Polski został sprowadzony w czasach PRL, jako tania pasza dla zwierząt. Szybko okazało się, że z jego uprawą i zbiorem jest sporo problemów, a wydzielane przez tę roślinę substancje stanowią poważne niebezpieczeństwo dla ludzkiego zdrowia. Stała się ona chwastem trudnym do zwalczenia i występuje teraz w wielu rejonach kraju, głównie w Polsce południowej, południowo-wschodniej i południowo-zachodniej. Osiąga do 3,5 m. wysokościJakie ma działanieBarszcz Sosnowskiego ma silne działanie toksyczne i alergizujące. Włoski na łodygach i liściach wydzielają parzące olejki eteryczne, które powodują uczulenie na skórze i górnych drogach oddechowych. Kontakt z nim może wywołać u ludzi m.in. oparzenia II i III stopnia oraz zapalenie spojówekCo zrobić gdy się poparzymyPoparzyć się Barszczem Sosnowskiego można bardzo łatwo przez nieświadome otarcie się o niego podczas zwykłej wycieczki za miasto lub nawet pikniku w parku.Po kontakcie z rośliną należy szybko i dokładnie obmyć skórę wodą z mydłem i unikać ekspozycji podrażnionych miejsc na światło słoneczne przynajmniej przez 48 godzin. W przypadku kontaktu z oczami, należy je przemyć dokładnie wodą i chronić przed światłem (nosić okulary z filtrem chroniącym przed UV). Jeśli doszło do podrażnienia skóry, objawy zapalne zmniejsza zastosowanie miejscowo maści (kremów). W zależności od odporności uczuleniowej każdy organizm może zareagować inaczej, podobnie jak z użądleniem przez pszczołę: jedna osoba poczuje tylko ból, inna natychmiast bardzo szybko spuchnie. Jeżeli pojawi się zaognienie skóry, zwłaszcza na bardzo dużej powierzchni, wizyta u lekarza będzie nieunikniona!
Nie działa na oparzenia, ale przynajmniej trzyma w nocy kołdrę z daleka od nóg –

Ach, to były czasy!

Ach, to były czasy! –  My, urodzeni w latach 50-60-70-80-90 tych, wszyscy byliśmy wychowywani przez rodziców patologicznych.Na szczęście nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy, jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Dzięki temu nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za smarowanie dzieci spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy.Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy trochę się baliśmy. Dorośli nie wiedzieli, do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać. Pies łaził z nami – bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na sznurku i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas później na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierzęta. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie obsikać lub „tam” nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył po tej czynności rąk. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień Dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień Dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień Dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby.Skakaliśmy z balkonu na odległość. Musieliśmy znać tabliczkę mnożenia, pisać bezbłędnie. Nikt nie znał pojęcia dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i kto wie jakiej tam jeszcze dys… Nikt nas nie odprowadzał do szkoły. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Jedliśmy też koks, szare mydło, Akron z apteki, gumy Donaldy, chleb masłem i solą, chleb ze śmietaną i cukrem, oranżadę do rozpuszczania oczywiście bez rozpuszczania, kredę, trawę, dziki rabarbar, mlecze, mszyce, gotowany bob, smażone kanie z lasu i pieczarki z łąki, podpłomyki, kartofle z parnika, surowe jajka, plastry słoniny, kwasiory/szczaw, kogel-mogel, lizaliśmy kwiatki od środka. Jak kogoś użarła przy tym pszczoła to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię.Ojciec za pomocą gwoździa pokazał, co to jest prąd w gniazdku. To nam wystarczyło na całe życie. Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz. Jak się ktoś skaleczył, to ranę polizał i przykładał liść babki. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi, ciepłe mleko prosto od krowy, kranówkę, czasami syropy na alkoholu za śmietnikiem żeby mama nie widziała, lizaliśmy zaparowane szyby w autobusie. Nikt się nie brzydził, nikt się nie rozchorował, nikt nie umarł. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Nikt się nie bawił z opiekunką.Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Bawiliśmy się w klasy, podchody, chowanego, w dwa ognie, graliśmy w wojnę, w noża (oj krew się lała ), skakaliśmy z balkonu na kupę piachu, graliśmy w nogę, dziewczyny skakały w gumę, chłopaki też jak nikt nie widział. Oparzenia po opalaniu smarowaliśmy kefirem. Jak się głęboko skaleczyło to mama odkażała jodyną albo wodą utlenioną, szorowała ranę szczoteczką do zębów i przyklejała plaster. I tyle. Nikt nie umarł.W wannie kąpało się całe rodzeństwo na raz, później tata w tej samej wodzie. Też nikt nie umarł. Podręczniki szanowaliśmy i wpisywaliśmy na ostatniej stronie imię, nazwisko i rocznik. Im starsza książka tym lepiej. Jedyny czas przed telewizorem to dobranocka. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.Nasze mamy rodziły nasze rodzeństwo normalnie, a po powrocie ze szpitala nie przeżywały szoku poporodowego – codzienne obowiązki im na to nie pozwalały. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze” wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw.A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!
I to pokazuje klasę naszej Justyny –  Doping. Biegi narciarskie: trzęsienie ziemi wbiegach, Therese Johaug złapana na dopinguTherese Johaug, najlepsza biegaczka narciarskaostatnich dwóch sezonów, złapana na dopingu.Miała brać costebol, steryd anaboliczny, jedną zdopingowych broni byłej NRD. Jak tłumaczy, byłw kremie na oparzenia słoneczne.Clostebol i Trofodermin, czyli lek, który zawiera tę zabronioną substancję -to będą przez najbliższe dni najważniejsze słowa w biegach narciarskich.W czwartek rano norweskie media podały, że Therese Johaug wpadła naużyciu costebolu.
Źródło: 1,79225,20830221,doping-biegi-narciarskie-trzesienie-ziemi-w-biegach-therese.html
A jaka jest twoja wymówka? –  Oto Anakin Skywalker, Darth Vader Był niewolnikiem jako dziecko. Nigdy nie poznał swojego ojca i stracił swoją matkę, żonę, dzieci, nogi i rękę. Ma 95% oparzenia ciała i respirator, który pozwala mu żyć. MIMO TO PODBIŁ GALAKTYKĘ JAKA JEST TWOJA WYMÓWKA?