Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 273 takie demotywatory

Zastrzelili oswojone dziki w Orzeszkowie. Zgodnie z prawem – Chociaż już minęło kilka dni, ja ciągle nie mogę dojść do siebie. Ten knur był taki ufny, podchodził do człowieka z myślą, że dostanie coś do jedzenia, a dostał... kulkę. Nie mogę spokojnie o tym myśleć.Na facebookowym profilu "leśny patrol - ludzie przeciw myśliwym" pojawił się poruszający film i tytuł: Myśliwi wymordowali zdrowe oswojone zwierzęta w azylu, w którym mieszkały". Rzecz działa się w Orzeszkowie w gospodarstwie Rancho Kupała niedaleko Hajnówki w województwie podlaskim. - Tak, zgodziłem się na likwidację stada, ale nie myślałem, że przyjedzie myśliwy i po prostu je zastrzeli - mówi właściciel gospodarstwa

Niedaleko pada jabłko od jabłoni

Niedaleko pada jabłko od jabłoni –  CHCĘ ZOSTAĆ MILIONEREMJAK MÓJ OJCIECTWÓJ OJCIEC JESTMILIONEREM?NIE, ON TEŻ CHCE
Ciężarówka z Niemiec próbowała nielegalnie przewieźć na terytorium Polski tony śmieci – W Dąbrowie Niemodlińskiej niedaleko Opola policja zatrzymała do kontroli ciężarówkę, ale że coś im w ładunku, który miał być odpadami plastikowymi, "śmierdziało", wezwali inspektorów transportu drogowego. Okazało się, że polski przedsiębiorca przywiózł z Niemiec do Polski odpady komunalne, czyli zwykłe śmieci.
Źródło: Polsat news
Wszedł z 3-letnim synkiem na środek jezdni. Chwilę później nadjechał autobus – Do bardzo groźnego wypadku doszło w Skołoszowie, znajdującym się niedaleko Przemyśla. Na jezdnię wtargnął mężczyzna, który w ramionach trzymał 3-letniego synka. Doszło do potrącenia.Zdarzenie miało miejsce w poniedziałek przed południem. 36-letni mieszkaniec Przemyśla wszedł na jezdnię z synkiem na rękach, nie zważając na nadjeżdżające samochody. Jednemu z kierowców udało się ich wyminąć. Niestety, mężczyzna prowadzący autobus nie zdołał tego zrobić. Nie udało mu się również wyhamować.Ojciec i jego synek zostali zabrani do szpitala. Dziecko ma złamaną nóżkę. Na razie nie wiadomo, jakie obrażenia odniósł mężczyzna
Golas na plaży pod Warszawą. Zapytał czy może się przy nas "pobawić" – Całkiem nagi mężczyzna paradował po plaży wśród spacerujących tam kobiet i zaczepiał je. Odstraszyła go dopiero groźba zawiadomienia policji.Dzika plaża niedaleko ruin po dawnym szpitalu jest często odwiedzana przez mieszkańców. Przychodzą tu także rodziny z dziećmi.W okresie letnim spędzają tam czas mieszkańcy Mazowsza. Po chamsku zapytał, czy może się przy nas „pobawić” – bulwersuje się zgorszona plażowiczkaJakby kobieta chodziła naga po plaży i zapytałaby się czy może się pobawić przypadkowo spotkanych mężczyzn, to nic by nie było. Ale jak mężczyzna to wielkie halo...
Od śmiechu niedaleko jest do płaczu –
Trzy bezdomne psy pilnowały ją i opiekowały się nią, próbując nawet ją karmić przez blisko dwa dni, aż sprawą zainteresowały się władze, a dziecko zostało uratowane –
75-letniemu staruszkowi upadł na ziemię okruch. Potraktowali go gorzej niż przestępcę – 75-letni pan zgłodniał podczas zakupów z córką w centrum Manchesteru. Postanowił coś przegryźć. Gdy jadł ulubiony pasztecik z mięsem, kawałek kruchego ciasta upadł mu na ziemię.Wówczas podeszły do niego dwie urzędniczki, które ukarały go mandatem w wysokości 50 funtów, czyli prawie 250 złotych.Dziwny jest ten świat. Całkiem niedaleko inni ludzie rzucali okruchy gołębiom i nie spotkała ich karaGdy mężczyzna odmówił przyjęcia mandatu, kobiety poinformowały go, że wszystko nagrywały i kara i tak go nie ominie. Dodały też, ze po upływie 12 dni kwota do zapłaty wzrośnie do 60 funtów czyli około 300 złotych.Przyjęliby mandat z pokorą, gdyby wyrzucili na ziemię prawdziwe śmieci. Jednak ledwie widocznych okruchów nie powinno się do nich zaliczać.Tata zawsze był porządnym obywatelem, który przestrzegał prawa. Teraz potraktowano go jak przestępcę. Nic dziwnego, że jest tak zdenerwowany - oznajmia z przykrością córka mężczyznyBrak słów...
Ech, ta dzisiejsza młodzież… 16 lat ma, z chłopakiem się prowadza, a matce życzeń z okazji 30 urodzin to zapomniała złożyć… –
18-letni chłopak zaopiekował się bezdomnym i ofiarował mu szansę na nowe życie – "Bezdomny! Każda drobna pomoc jest wspaniała. Uśmiechnij się. Bądź szczęśliwy. Dziękuję" - kartkę o takiej treści znalazł 18-letni uczeń Luis Xavier del Rosario przy 52-letnim bezdomnym w Sydney w Australii. Mężczyzna o imieniu Ian siedział na rozgrzanym chodniku niedaleko przystanku autobusowego, z którego wracał Luis. Widok wyczerpanego 52-latka chwycił go za serce, dlatego nie przeszedł obok niego obojętnie. Po zaledwie kilku minutach rozmowy wiedział o nim już niemal wszystko... Ian wyznał mu, że od zawsze doskwiera mu samotność (wychowywał się w rozbitej rodzinie, a na ulicy mieszka od 6 lat) i panicznie boi się śmierci, gdyż nie chce odejść zapomniany. 18-latek na tyle zaufał nieznajomemu, że postanowił zabrać go do domu swojej rodziny, by ten mógł się odświeżyć. Na tym się nie skończyło. Luis zadbał też o ciepłe ubrania dla Iana, pełnowartościowy posiłek, a także zmianę wyglądu. Wizyta u fryzjera, a przede wszystkim zaspokojenie głodu wywołały na jego twarzy uśmiech. Na bezinteresowną pomoc wydał 250 dolarów. Drogi mężczyzn rozeszły się, gdyż Luis musiał opuścić Sydney (był tam tylko z odwiedzinami u rodziny). Gdy żegnał się z Ianem, ten obiecał mu, że znajdzie pracę. 18-latek liczy na to, że uda im się jeszcze skontaktować. Dlaczego tak młody chłopak zdecydował się mu pomóc? Z bardzo prostego powodu. Od swojej rodziny otrzymał przez całe życie tyle wsparcia i miłości, że uznał, że powinien podzielić się tym z potrzebującym. Naprawdę nie trzeba wiele, by dać komuś szansę na nowe życie!
Łączy ich wiara, teraz połączy ich wspólny adres. Pod Krakowem powstaje osiedle dla wierzących – Osiedle Fatimskie powstaje dla tych, którzy marzą nie tylko o pięknym domu i jego otoczeniu. Jest dla tych, którzy chcą stworzyć dom, którego sercem są szczęśliwi ludzie polegający na Bogu, który jest ich inspiracją, wsparciem i bezpieczeństwem" - czytamy na stronie inwestora.  Osiedle Fatimskie powstaje niedaleko Krakowa
Źródło: Interia.pl

Historia, która daje do myślenia:

 –  Historia, która daje do myślenia: Niedaleko mojego domu znajduje się sklep zoologiczny. Mijałem go prawie codziennie i obserwowałem przez szybę zwierzęta w klatkach. Pewnego dnia zobaczyłem, że właściciel sklepu wywiesił nad drzwiami tabliczkę "Szczeniaczki na sprzedaż" i postawił na podeście przy szybie wielką klatkę, w której znajdowało się kilka uroczych, ślicznych piesków. Nie minęło kilka godzin, a przy witrynie zebrało się kilkanaścioro dzieci. Wszystkie zachwycały się pieskami, a jakaś dziewczynka nadała im nawet imiona. Wracałem akurat z pracy i obserwowałem tę grupkę dzieci, wśród których pewien chłopiec szczególnie zwrócił moją uwagę. Trzymał się z boku, obserwował witrynę z bezpiecznej odległości, po czym jako jedyny wszedł do sklepu. Poszedłem za nim, bo szczeniaczki były tak urocze, że zapragnąłem podarować jednego w prezencie mojej dziewczynie. Chłopiec zapytał sprzedawcę, czy mógłby obejrzeć pieski, bo chciałby sobie jednego kupić. Właściciel zaprowadził go pod klatkę i otworzył ją, by chłopiec mógł się pobawić ze zwierzakami. - Wszystkie kosztują po 50 zł, a ten najmniejszy 35 - powiedział. Podszedłem pod klatkę i zauważyłem, że najmniejszy szczeniaczek dziwnie się poruszał i wyraźnie odstawał od pozostałych. Chłopiec spytał właściciela, co mu dolega. Usłyszeliśmy, że piesek urodził się z za krótką łapką i już nigdy nie będzie mógł normalnie chodzić. - Chciałbym go kupić - powiedział chłopiec i wręczył sprzedawcy banknot 50-złotowy. Mężczyzna zdziwił się i spytał malca, czy jest pewien, że chce akurat tego szczeniaczka. - Za tę kwotę możesz sobie wybrać innego, zdrowego i ładniejszego. Chłopiec uparł się jednak, że chce najmniejszego. Wówczas właściciel wyjął pieska i powiedział chłopcu, by wziął go sobie za darmo. Malec jeszcze bardziej się zdenerwował: - Nie chcę, by mi go pan dawał za darmo! Ten szczeniak jest wart tyle samo, co wszystkie pozostałe! Właściciel przyjął od chłopca pieniądze i na odchodne powiedział, że ten pies nigdy nie będzie umiał normalnie chodzić, skakać, ani bawić się tak jak pozostałe. Wtedy chłopiec odwrócił się w jego stronę i podciągnął lewą nogawkę. Ujrzeliśmy wygiętą w kilku miejscach nogę, która wspierała się na stalowej rurce. - Ja też nie umiem normalnie chodzić, ani skakać, ani bawić się tak jak inne dzieci. Dlatego ten szczeniaczek będzie potrzebował kogoś, kto go rozumie...

Przetrwałem straszliwą apokalipsę pierwszej niedzieli z zamkniętymi sklepami

Przetrwałem straszliwą apokalipsę pierwszej niedzieli z zamkniętymi sklepami – W moim przypadku kluczowa okazała się sobota rano. Ledwie kilka godzin wcześniej gruchnęła wiadomość, że sklepy mają być zamknięte w całą drugą niedzielę marca aż do poniedziałku. Kilkadziesiąt godzin skondensowanego piekła. Wstałem jak co rano, jak co rano się ubrałem i jak co sobotę ruszyłem do Lidla. Parking pod sklepem, zazwyczaj senny o tej porze, przypominał zaatakowany przez szerszenie ul.Tłoczące się wszędzie samochody wypełniały – niemałą przecież – przestrzeń do ostatniego miejsca. Ludzie przemykali pomiędzy nimi pośpiesznie, chcąc czym prędzej zrobić zapasy. Niektórzy omijali auta ostrożnie, ale inni – ci, którzy nie potrafili zachować zimnej krwi – nie mieli tyle szczęścia i ginęli pod kołami rozpędzonych do 20 kilometrów na godzinę samochodów. Widząc upiorne zagęszczenie, właściciele aut rezygnowali nawet z podjeżdżania pod same drzwi sklepu, nie tarasowali wejścia swoimi budzącymi zachwyt maszynami, tylko zatrzymywali się w najdalszych zakamarkach parkingu, w miejscach, z których wyrastały dwumetrowe chaszcze. Dalej za to stawali na trawnikach. Wybiegający ze sklepu ludzie, czekający na otwarcie od wczesnych godzin porannych, usiłowali wskrzesić w sobie choć wspomnienie człowieczeństwa na tym wybiegu ludzkich pragnień i ostrzegali, by nie wchodzić do środka, bo tam rozgrywa się dramat, który będzie śnił się nam po nocach. Nie chciałem wierzyć, ale oni nie cofali się nawet po wypadające z siatek ziemniaki. Uwierzyłem. Nikomu jednak nie przyszło nawet do głowy odejść, przeczekać, przyjść później. Przecież już wstali, już się ubrali, może nawet nagrzali samochód w ten chłodny poranek. Wszyscy wiedzieli, że to najpoważniejsza gra – gra, która toczy się o ich życie i życie ich bliskich. Zamknięty w potrzasku zbiorowy umysł, który będzie parł dopóki nie osiągnie swojego celu. Wszyscy wiedzieliśmy, że pisowski reżim nie zatrzyma się, więc i my nie mogliśmy się zatrzymać. Łudziliśmy się, że opór coś zmieni. Choć sytuacja wyglądała potwornie, ruszyłem i jakimś cudem udało mi się wejść do sklepu.Nawet będąc pomnym sytuacji na parkingu, tliła się we mnie nadzieja, że nie jest tak źle. Nie może być. Przecież jesteśmy ludźmi. LUDŹMI, DO DIABŁA. Ale ci od wypadających ziemniaków nie kłamali – w „moim” Lidlu rozgrywały się dantejskie sceny. Od wejścia uderzył mnie odór ciepłej krwi. W tym momencie utraciłem wszelką nadzieję. W myślach pożegnałem się z żoną i dziećmi, ale wiedziałem, że dla nich muszę podjąć tę, być może ostatnią w życiu, walkę. Tu nie szło o jakiegoś tam karpia czy Crocsy. Chciałem, żeby byli ze mnie dumni. Tylko jak długo przetrwają, gdy mnie zabraknie? Myśli zaczęły wędrować z złym kierunku, traciłem czas, więc czym prędzej ruszyłem po bułki. Próbowałem nie patrzeć na półki z herbatą i dżemem, pod którymi leżały zwłoki kilku kobiet w średnim wieku. Najwidoczniej walczyły o ostatnie opakowanie earl greya. „Jezu, to krew czy powidła śliwkowe?” – natychmiast odsunąłem od siebie makabryczną myśl, bo na horyzoncie pojawiło się stoisko z pieczywem. Są jeszcze nasze ulubione bułki gryczane! Tylko co tam robi ten facet? Chryste, gryzie rękę kobiety, która dokłada pieczywo! Błagam, niech mnie tylko nie zauważy, bym mógł zapakować kilka bułek i ruszyć dalej. Gdzie są torby papierowe?! Nie ma papierowych – są tylko foliówki. Czy to już ostateczna granica upodlenia? Przecież dopiero tu wszedłem. Oczami wyobraźni widzę wszystkie żółwie z Pacyfiku, które połkną tę foliówkę. Przepraszam, ale albo wy, albo ja i moja rodzina. Obyście trafiły w lepsze miejsce. Nie mam czasu na dłuższy rachunek sumienia. Ominąwszy ukradkiem żarłacza białego w ludzkiej skórze, przechodzę obok uderzającego miarowo w ścianę wózka elektrycznego prowadzonego wcześniej przez młodego chłopaka, który teraz zwisał przez kierownicę martwy, z porem w oku, i zdaję sobie sprawę z tego, że zbliżam się do stoiska z warzywami. Wokoło słychać krzyki ludzi, trzask łamanych kości i brzęk tłuczonych butelek, ale staram się nie zwracać uwagi na rozgrywające się wokoło dramaty. Uwaga, lecące jabłko. Niewiele brakowało. W końcu dotarłem do warzyw i owoców. Jakieś nogi wystające spod skrzynek z bananami trzęsą się w rytm zapewne ostatniego tchnienia właściciela kończyn. Może ulżę mu choć trochę – odciążam skrzynie i ładuję kiść bananów do koszyka. W międzyczasie strząsam dłoń, która chwyta mnie za nogę nie wiadomo skąd. Idę po awokado. Kurwa, znowu twarde. Jakiś dzieciak zaczyna szarpać mnie za rękaw. Oczy ma zapłakane, nie potrafi wydusić z siebie słowa, wskazuje tylko na coś palcem. Podnoszę wzrok i widzę całkiem młodą kobietę, która pyta drugą, czy ta nie mogłaby oddać jej mrożonego pstrąga, którego ma w koszyku, bo ojciec tej pierwszej „uciekł z jakąś bezdzietną lambadziarą, a czasy dla młodych matek są trudne, a synek by się ucieszył, bo tak lubi pstrąga”, na co ta z pstrągiem odpowiada, że nie bardzo, bo też lubi pstrąga, a poza tym była pierwsza, na co pytająca reaguje słowami: „To się pierdol, po co się obnosisz tak z tym pstrągiem?!”. Patrzę z powrotem na dzieciaka. Oddaję mu awokado, ja i tak nie będę miał czasu czekać, aż dojrzeje. Przed oczami widzę obraz własnych dzieci. Muszę ruszać dalej.Czekała mnie trudna decyzja: wybrać krótszą, ale bardziej ryzykowną drogę pomiędzy warzywami a zamrażarkami, czy dłuższą, ale bezpieczniejszą drogę wzdłuż ściany z przyprawami? Wąska droga przez szlak warzywno-zamrażarniczy to doskonałe miejsce na zasadzkę. Droga Cynamonowa wzdłuż półki daje z kolei lepszą widoczność, ale tam tłum ludzi kotłuje się o ostatnią butelkę przyprawy do zup w płynie. Czas ucieka, podejmuj decyzję. Niech będzie Przewężenie Bakłażana. Ruszam ostrożnie, za pas zatykam pora niczym wielki wojownik swój miecz. Procentuje doświadczenie zebrane przy wózku elektrycznym chwilę wcześniej. Podchodzę, zbliżam się do przewężenia, ostrożnie wychylam się zza stoiska za papryką. SZAST! Przed oczami przelatuje mi podstarzały ochroniarz. Chyba próbował uspokoić sytuację na stoisku z produktami „deluxe”, gdzie właściciel terenowego volvo, którego minąłem na parkingu, ładował już trzeci wózek chałwy. Pozostawione przez wózek ślady krwi dały mi jasno do zrozumienia, że ten człowiek bardzo lubi chałwę. Odwróciłem szybko wzrok. Nie chciałbym lubić chałwy aż tak mocno. Na szczęście udało mi się przedostać na wędliny bez większych problemów. Tam szybko biorę opakowanie Żywieckiej i filetu z kurczaka i mknę na nabiał. „Po co ci glebogryzarka o 8 rano, człowieku?!” – myślę sobie na widok nieszczęśnika w średnim wieku omamionego „promocją z gazetki”. Po drodze chwytam duże opakowanie goudy. Jednak los się do mnie dzisiaj uśmiecha. Za wcześnie! Skup się, masz rodzinę, która na ciebie liczy. Ale fakt, już niedaleko. Przede mną najtrudniejsza część przeprawy: dział z alkoholem.Zdyszany docieram do Kanionu Wysokich i Niskich Oktanów. Gdybym nie znajdował się w Lidlu, to przysiągłbym, że jakimś cudem dotarłem na plan filmowy „Hooligans”. Ludzie pakują do wózków wszystko. Przy półce z winem dostrzegam sąsiadkę, która zazwyczaj gardzi winami poniżej pięciu dych za butelkę, ale teraz pakuje każdą ocalałą Kadarkę. Na podłodze szkło, okaleczeni ludzie wiją się z bólu. Ktoś próbował wyjechać z paletą Argusa na wózku widłowym, ale został zatrzymany i zjedzony na miejscu. Przeskakuję między ciałami i – na tyle, na ile to możliwe – ostrożnie zbliżam się do kas. Kątem oka dostrzegam jeszcze butelkę piwa rzemieślniczego. Czy to możliwe? Czy promień słońca naprawdę rozświetlił to mroczne miejsce? Udaje mi się, chwytam butelkę. Jestem już przy kasach. Jezu, jak dobrze, że nie działają, 6 złotych za pilsa – kto to widział? Zrównuje się ze mną mężczyzna, na oko w moim wieku. Patrzymy na siebie, potem na swoje zakupy. Gość uśmiecha się z politowaniem, ja jestem pod wrażeniem kilkudziesięciu opakowań mięsa mielonego, czterech zgrzewek niegazowanej wody Saguaro, worka ziemniaków, kartonu kasz, trzech litrów oleju rzepakowego, dziesięciu bochenków chleba i opakowania mentosa, które miał w swoim wózku. Mentosy! Chwytam jeszcze jakieś słodycze znajdujące się przy kasach i kieruję się do wyjścia. Koleś od wózka zaklinował się przy przejściu między kasami i desperacko próbuje się uwolnić. Zauważam biegnących w jego kierunku ludzi o wygłodniałych spojrzeniach. Nie czuję triumfu. Na wszelki wypadek chwytam leżący przy kasie egzemplarz nowej książki Okrasy i im go rzucam. Wybiegam na parking, a zza pasa wylatuje mi por, o którym zdążyłem dawno zapomnieć. Niewiele się tu zmieniło – może poza rosnącą liczbą ciał. Krzyczę do przebiegających obok ludzi, żeby nie wchodzili, ale oni nie słuchają. Teraz wszystko rozumiem. Biorę oddech świeżego powietrza i wracam do domu.Udało mi się wrócić do rodziny. Zabarykadowaliśmy się w mieszkaniu i resztę dnia spędziliśmy na wspominaniu lepszych czasów. W niedzielę nie wyszliśmy z domu, bo się baliśmy. Podobno po to właśnie wprowadzono nowe prawo – by ludzie mogli cieszyć się wspólnie spędzonym czasem. Jestem pewien – chciałbym być – że prawodawcy nie przewidzieli jednak rozmiaru skutków ubocznych swoich własnych działań. Zasunęliśmy rolety w mieszkaniu, żeby nie widzieć kłębów dymu. Z radia dowiedzieliśmy się o zamieszkach, o policji, która używa ostrej amunicji wobec demonstrantów i szabrowników. Niektórzy nie zdążyli zrobić zakupów i usiłowali plądrować sklepy. Wiele osób umarło z głodu. Odgłosy wystrzałów i syren zagłuszaliśmy radiem. Modliliśmy się o to, by nikt nie zapukał do naszych drzwi.Niepokój rośnie. Nikt nie wie, co będzie dalej. Pierdol się, pisowski reżimie
Udało się! Policja schwytała zwyrodnialca, który skatował 4-miesięcznego pieska – 30-letni Bartosz D. skatował swojego psa Fijo pod koniec stycznia. Piesek ma uszkodzony kręgosłup, przez co najprawdopodobniej już nigdy nie będzie sam chodził. Ponadto sprawca połamał psu miednicę i żebra, a także powybijał zęby. Żona Bartosza D. znalazła psa w kałuży krwi. Mężczyzna długo się ukrywał, ale policji udało się go schwytać niedaleko Torunia. Wielkie podziękowania dla policji!
Koszmarna pomyłka. Niewinny człowiek 18 lat przesiedział w więzieniu – Ciało 15-letniej Małgosi znaleziono 1 stycznia 1997 r., niedaleko miejsca, gdzie bawiła się podczas zabawy sylwestrowej Dziewczyna umierała przez wiele godzin. Prokuratorzy stwierdzili, że sprawców było kilku. Zatrzymano jednak tylko Tomasza K. - wówczas miał 23 lata. Do winy przyznał się tylko raz, bo twierdzi, że był bity przez policjantów. Mężczyzna usłyszał wyrok 25 lat więzienia. Teraz okazuje się, że jest niewinny.- Kiedy poszliśmy do jego celi i powiedzieliśmy, że zatrzymaliśmy inną osobą w tej sprawie, Tomasz K. stwierdził: panowie, czekałem na was 18 lat - opowiada reporterom stacji oficer CBŚ, który zajmował się sprawą
 –  Wiosna niedaleko, a zrobiło się bardzo zimno.Na przełomie lutego i marca w całym krajubędą najniższe temperatury od początku roku.Jeż, który nie hibernuje, a którego spotkacie wogrodzie, parku, na ulicy czy gdziekolwiek indziej wobecnych warunkach pogodowych, nie ma żadnychszans na przeżycie. Nie zahibernuje ponownie,zamarznie najbližszej nocy, kiedy temperaturaspadnie poniżej -10 stopni.Spotkanego ježa należy zabrać do domu, powoliogrzać, podać wodę i zadzwonić po pomoc deoośrodka rehabilitacji dzikich zwierząt. Podajemynumery alarmowe naszych ośrodków:505 140 960 Ośrodek Rehabilitacji Jeży "Jerzy dlaJezy" w Ktodzku606 950 949Jezurkow。OSrodek Rehabilitaciiwierząt w Skierdach pod Warszaw
Tak wygląda końcówka Wielkiego Muru Chińskiego. Niedaleko miejscowości Qinhuangdao wpada on do Morza Żółtego –
Wkurzył się, że żona bez jego wiedzy zmieniła nazwisko. Zemścił się na niej w chamski sposób – Pewna sieć marketów mieszcząca się w Rosji ogłosiła nietypową promocję. Otóż każdy, kto zmieni nazwisko na nazwę ich sklepu, będzie mieć szansę na to, żeby dostawać około 800 euro miesięcznie.Korzystając z okazji, pewna kobieta, która ostatnimi czasy nie dogadywała się z mężem, postanowiła skusić się na ofertę i zmieniło nazwisko na nazwę supermarketu, w którym sama pracowała. Mąż kobiety nie pozostał jednak obojętny wobec decyzji żony i postanowił się na niej zemścić. To, co zrobił, przechodzi ludzkie pojęcie.Choć ciężko w to uwierzyć, mężczyzna wynajął betoniarkę i zlecił, aby jej zawartość przelano do zaparkowanego niedaleko samochodu małżonki.Wiedział, że będzie to idealna kara dla jego „ukochanej”, ponieważ dbała o porządek w aucie jak mało kto.Cała akcja miała miejsce w biały dzień. Jakby tego było mało, mężczyźni świetnie się bawili, podczas gdy samochód był zalewany betonem
Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Niterói, niedaleko Rio de Janeiro –
Escadaria Selarón, czyli kolorowe schody w Rio de Janeiro – Zaczęły powstawać zupełnie spontanicznie, gdy artysta Jorge Selarón chciał odnowić część schodów niedaleko swojego domu. Prace nad nimi trwały od 1990 roku do jego śmierci w 2013. Jest to jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w całej Brazylii