Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 115 takich demotywatorów

 –  Jestem pilotem wycieczek,to jest zupełnie normalne,że kierowcy autokarunależą się oklaski zaszybką i bezpiecznąpodróż. Tak samo z lotami,dla obsługi samolotu jestto zawsze bardzo miłygest. Śmieją się zawsze ci,dla których te oklaski niesą przeznaczone *jKJedyne co pilot cywilnyrobi oprócz picia kawyprzy włączonymautopilocie i wciśnięciakilk guzików to ląduje istartuje ^2 g Lubię to! OdpowiedMKacper Smagała toczemu jest tak małopilotów, skoro to żadnafilozofia?2 g Lubię to! OdpowiedAiM< ; bo niekażdy lubi kawę (
 –
Chore polskie przepisy powodują, że jeszcze nadająca się do spożycia żywność ląduje w śmietniku zamiast trafić do potrzebujących – Prawdziwie demotywujący widok...
 –  Neil Armstrong ląduje na Księżycu. Wysiadaz ładownika i mówi:To jest mały krok dla człowieka, ale dużydla... Zaraz, co to?Patrzy, a parę metrów dalej pali się ognisko,przy którym siedzi trzech facetów.Rozmawiają i pieką kiełbaski. Okazuje się,że są to Ukrainiec, Egipcjanin i Polak.A wy co tu robicie? - pyta zbity z tropuArmstrong.No, ja akurat doitem krowę i jak pieprznęłow Czarnobylu, to aż tu doleciałem - mówiUkrainiec.A ja mówi Egipcjanin - chodziłem popiramidach i tak jakoś mnie przerzuciło.- No a ty? pyta Polaka.- Kurwa, nie wiem. Z wesela wracam
Kiedy będzie już wystarczająco duży, dostanie hasło do poczty i dostęp do wszystkich wspomnień – Dzielę się tym pomysłem z wami,bo może komuś się spodoba i wykorzysta u siebie

I zaorane

I zaorane –  Czy Ty wiesz ile jedzenia ląduje na śmietniku???A czy Ty wiesz ile śmieci ląduje w jedzeniu???
Wyczerpany podróżą gołąb ląduje niedaleko księcia. Ten cały szczęśliwy chwyta list, który dostarczył gołąb, drżącymi z emocji dłońmi otwiera kopertę i czyta:"Kuję miecze. Niedrogo!" – ...i tak pojawił się pierwszy SPAM
"Nie chcę nic mówić, ale nasze drogi są całkiem spoko obecnie..." –
 –  Wchodzisz na stronę 	Strona się chwilę ładuje 	Czytasz co tam było 	rok 	2018 	01 	02 	03 	-0 	Wchodzisz na stronę 	Zamykasz okienko z Rodo 	Zamykasz pasek 	informujący o cookies 	04 	05 	06 	Zamykasz okienko 	Zamykasz okienko proszące 	Zamykasz zgodę 	z prośbą o wysyłanie 	o wyłączenie Adblocka Club 	na ustalenie lokalizacji 	powiadomień 	zamykasz reklamę w-hui• 	potrzebujesz na całą stronę 	07 	08 	00 	Czytasz co to za. 	Zamykasz informację 	Czytasz resztę co tam 	o newsletterze 	było. i nie doczytujesz 	do końca bo trzeba 	zakupić subskrypcję 	żeby mieć pełny dostęp 	do artykułu
 –  PODJEBIEMY RADYJKO?CZEKAJ, MOŻE SIĘ DA ODPALIĆKURWA, GDZIE MÓJ STATEK
 –  taka sytuacjapierwsze zebranie w szkole mojego syna - ląduję w tej samej klasie co 30 lat temu, siadam w tej samej ławce i słucham tej samej nauczycielkii tylko to krzesło haniebnie skarlało
Tak ładuję akumulatory –
Belgia dokonała zakupu pierwszego samochodu Tesla dla policji – I ładuje go generatorem diesla
...i tak narodziła się''polska utylizacja w chmurze''.. –  Chiny nie chcą już plastikowych śmieci. Świat nie wie, co zrobić ze 111 mln ton CZERWIEC 24, 2018 • ROZWIĄZANIA, ŹRÓDŁA Jeszcze w ubiegłym roku Chiny był największym na świecie importerem plastikowych odpadów. Tylko w 2016 roku przyjęły ich 7,35 mln ton. Była to ponad połowa całego światowego rejestrowanego obrotu tymi odpadami. W sumie — jak wylicza świetny popularnonaukowy serwis "l Fucking Love Science" — cały świat wyrzuca w ciągu roku około 320 milionów ton plastiku, ale tylko około 9 proc. z tego jest wykorzystywane ponownie. Reszta ląduje na wysypiskach i w oceanach.
Źródło: smoglab.pl
 –  Rok 2008: 1. Wchodzisz na stronę 2. Strona się chwilę ładuje 3. Czytasz co tam było Rok 2018: 1. Wchodzisz na stronę 2. Zamykasz okienko z RODO 3. Zamykasz pasek informujący o cookies 4. Zamykasz okienko z prośbą o wysyłanie powiadomień 5. Zamykasz okienko proszące o wyłączenie Adblocka (lub zamykasz reklamę w-hui-drogiego-auta-którego -nie-potrzebujesz na całą strone ) 6. Zamykasz zgodę na ustalenie lokalizacji 7. Czytasz co ta... 8. Zamykasz informację o newsletterze 9. Czytasz resztę co tam było... 10. Nie doczytujesz do końca bo trzeba zakupić subskrypcję żeby mieć pełen dostęp do artykułu...
Źródło: facebook.com/robert.bernaciak
Rok 20081. Wchodzisz na stronę2. Strona się chwilę ładuje3. Czytasz, co tam było – Rok 20181. Wchodzisz na stronę2. Zamykasz okienko z RODO3. Zamykasz pasek informujący o cookies4. Zamykasz okienko z prośbą o wysyłanie powiadomień5. Zamykasz okienko proszące o wyłączenie Adblocka (lub zamykasz reklamę w-hui-drogiego-auta-którego -nie-potrzebujesz na całą strone)6. Czytasz co ta...7. Zamykasz informację o newsletterze8. Czytasz resztę, co tam było

Przetrwałem straszliwą apokalipsę pierwszej niedzieli z zamkniętymi sklepami

Przetrwałem straszliwą apokalipsę pierwszej niedzieli z zamkniętymi sklepami – W moim przypadku kluczowa okazała się sobota rano. Ledwie kilka godzin wcześniej gruchnęła wiadomość, że sklepy mają być zamknięte w całą drugą niedzielę marca aż do poniedziałku. Kilkadziesiąt godzin skondensowanego piekła. Wstałem jak co rano, jak co rano się ubrałem i jak co sobotę ruszyłem do Lidla. Parking pod sklepem, zazwyczaj senny o tej porze, przypominał zaatakowany przez szerszenie ul.Tłoczące się wszędzie samochody wypełniały – niemałą przecież – przestrzeń do ostatniego miejsca. Ludzie przemykali pomiędzy nimi pośpiesznie, chcąc czym prędzej zrobić zapasy. Niektórzy omijali auta ostrożnie, ale inni – ci, którzy nie potrafili zachować zimnej krwi – nie mieli tyle szczęścia i ginęli pod kołami rozpędzonych do 20 kilometrów na godzinę samochodów. Widząc upiorne zagęszczenie, właściciele aut rezygnowali nawet z podjeżdżania pod same drzwi sklepu, nie tarasowali wejścia swoimi budzącymi zachwyt maszynami, tylko zatrzymywali się w najdalszych zakamarkach parkingu, w miejscach, z których wyrastały dwumetrowe chaszcze. Dalej za to stawali na trawnikach. Wybiegający ze sklepu ludzie, czekający na otwarcie od wczesnych godzin porannych, usiłowali wskrzesić w sobie choć wspomnienie człowieczeństwa na tym wybiegu ludzkich pragnień i ostrzegali, by nie wchodzić do środka, bo tam rozgrywa się dramat, który będzie śnił się nam po nocach. Nie chciałem wierzyć, ale oni nie cofali się nawet po wypadające z siatek ziemniaki. Uwierzyłem. Nikomu jednak nie przyszło nawet do głowy odejść, przeczekać, przyjść później. Przecież już wstali, już się ubrali, może nawet nagrzali samochód w ten chłodny poranek. Wszyscy wiedzieli, że to najpoważniejsza gra – gra, która toczy się o ich życie i życie ich bliskich. Zamknięty w potrzasku zbiorowy umysł, który będzie parł dopóki nie osiągnie swojego celu. Wszyscy wiedzieliśmy, że pisowski reżim nie zatrzyma się, więc i my nie mogliśmy się zatrzymać. Łudziliśmy się, że opór coś zmieni. Choć sytuacja wyglądała potwornie, ruszyłem i jakimś cudem udało mi się wejść do sklepu.Nawet będąc pomnym sytuacji na parkingu, tliła się we mnie nadzieja, że nie jest tak źle. Nie może być. Przecież jesteśmy ludźmi. LUDŹMI, DO DIABŁA. Ale ci od wypadających ziemniaków nie kłamali – w „moim” Lidlu rozgrywały się dantejskie sceny. Od wejścia uderzył mnie odór ciepłej krwi. W tym momencie utraciłem wszelką nadzieję. W myślach pożegnałem się z żoną i dziećmi, ale wiedziałem, że dla nich muszę podjąć tę, być może ostatnią w życiu, walkę. Tu nie szło o jakiegoś tam karpia czy Crocsy. Chciałem, żeby byli ze mnie dumni. Tylko jak długo przetrwają, gdy mnie zabraknie? Myśli zaczęły wędrować z złym kierunku, traciłem czas, więc czym prędzej ruszyłem po bułki. Próbowałem nie patrzeć na półki z herbatą i dżemem, pod którymi leżały zwłoki kilku kobiet w średnim wieku. Najwidoczniej walczyły o ostatnie opakowanie earl greya. „Jezu, to krew czy powidła śliwkowe?” – natychmiast odsunąłem od siebie makabryczną myśl, bo na horyzoncie pojawiło się stoisko z pieczywem. Są jeszcze nasze ulubione bułki gryczane! Tylko co tam robi ten facet? Chryste, gryzie rękę kobiety, która dokłada pieczywo! Błagam, niech mnie tylko nie zauważy, bym mógł zapakować kilka bułek i ruszyć dalej. Gdzie są torby papierowe?! Nie ma papierowych – są tylko foliówki. Czy to już ostateczna granica upodlenia? Przecież dopiero tu wszedłem. Oczami wyobraźni widzę wszystkie żółwie z Pacyfiku, które połkną tę foliówkę. Przepraszam, ale albo wy, albo ja i moja rodzina. Obyście trafiły w lepsze miejsce. Nie mam czasu na dłuższy rachunek sumienia. Ominąwszy ukradkiem żarłacza białego w ludzkiej skórze, przechodzę obok uderzającego miarowo w ścianę wózka elektrycznego prowadzonego wcześniej przez młodego chłopaka, który teraz zwisał przez kierownicę martwy, z porem w oku, i zdaję sobie sprawę z tego, że zbliżam się do stoiska z warzywami. Wokoło słychać krzyki ludzi, trzask łamanych kości i brzęk tłuczonych butelek, ale staram się nie zwracać uwagi na rozgrywające się wokoło dramaty. Uwaga, lecące jabłko. Niewiele brakowało. W końcu dotarłem do warzyw i owoców. Jakieś nogi wystające spod skrzynek z bananami trzęsą się w rytm zapewne ostatniego tchnienia właściciela kończyn. Może ulżę mu choć trochę – odciążam skrzynie i ładuję kiść bananów do koszyka. W międzyczasie strząsam dłoń, która chwyta mnie za nogę nie wiadomo skąd. Idę po awokado. Kurwa, znowu twarde. Jakiś dzieciak zaczyna szarpać mnie za rękaw. Oczy ma zapłakane, nie potrafi wydusić z siebie słowa, wskazuje tylko na coś palcem. Podnoszę wzrok i widzę całkiem młodą kobietę, która pyta drugą, czy ta nie mogłaby oddać jej mrożonego pstrąga, którego ma w koszyku, bo ojciec tej pierwszej „uciekł z jakąś bezdzietną lambadziarą, a czasy dla młodych matek są trudne, a synek by się ucieszył, bo tak lubi pstrąga”, na co ta z pstrągiem odpowiada, że nie bardzo, bo też lubi pstrąga, a poza tym była pierwsza, na co pytająca reaguje słowami: „To się pierdol, po co się obnosisz tak z tym pstrągiem?!”. Patrzę z powrotem na dzieciaka. Oddaję mu awokado, ja i tak nie będę miał czasu czekać, aż dojrzeje. Przed oczami widzę obraz własnych dzieci. Muszę ruszać dalej.Czekała mnie trudna decyzja: wybrać krótszą, ale bardziej ryzykowną drogę pomiędzy warzywami a zamrażarkami, czy dłuższą, ale bezpieczniejszą drogę wzdłuż ściany z przyprawami? Wąska droga przez szlak warzywno-zamrażarniczy to doskonałe miejsce na zasadzkę. Droga Cynamonowa wzdłuż półki daje z kolei lepszą widoczność, ale tam tłum ludzi kotłuje się o ostatnią butelkę przyprawy do zup w płynie. Czas ucieka, podejmuj decyzję. Niech będzie Przewężenie Bakłażana. Ruszam ostrożnie, za pas zatykam pora niczym wielki wojownik swój miecz. Procentuje doświadczenie zebrane przy wózku elektrycznym chwilę wcześniej. Podchodzę, zbliżam się do przewężenia, ostrożnie wychylam się zza stoiska za papryką. SZAST! Przed oczami przelatuje mi podstarzały ochroniarz. Chyba próbował uspokoić sytuację na stoisku z produktami „deluxe”, gdzie właściciel terenowego volvo, którego minąłem na parkingu, ładował już trzeci wózek chałwy. Pozostawione przez wózek ślady krwi dały mi jasno do zrozumienia, że ten człowiek bardzo lubi chałwę. Odwróciłem szybko wzrok. Nie chciałbym lubić chałwy aż tak mocno. Na szczęście udało mi się przedostać na wędliny bez większych problemów. Tam szybko biorę opakowanie Żywieckiej i filetu z kurczaka i mknę na nabiał. „Po co ci glebogryzarka o 8 rano, człowieku?!” – myślę sobie na widok nieszczęśnika w średnim wieku omamionego „promocją z gazetki”. Po drodze chwytam duże opakowanie goudy. Jednak los się do mnie dzisiaj uśmiecha. Za wcześnie! Skup się, masz rodzinę, która na ciebie liczy. Ale fakt, już niedaleko. Przede mną najtrudniejsza część przeprawy: dział z alkoholem.Zdyszany docieram do Kanionu Wysokich i Niskich Oktanów. Gdybym nie znajdował się w Lidlu, to przysiągłbym, że jakimś cudem dotarłem na plan filmowy „Hooligans”. Ludzie pakują do wózków wszystko. Przy półce z winem dostrzegam sąsiadkę, która zazwyczaj gardzi winami poniżej pięciu dych za butelkę, ale teraz pakuje każdą ocalałą Kadarkę. Na podłodze szkło, okaleczeni ludzie wiją się z bólu. Ktoś próbował wyjechać z paletą Argusa na wózku widłowym, ale został zatrzymany i zjedzony na miejscu. Przeskakuję między ciałami i – na tyle, na ile to możliwe – ostrożnie zbliżam się do kas. Kątem oka dostrzegam jeszcze butelkę piwa rzemieślniczego. Czy to możliwe? Czy promień słońca naprawdę rozświetlił to mroczne miejsce? Udaje mi się, chwytam butelkę. Jestem już przy kasach. Jezu, jak dobrze, że nie działają, 6 złotych za pilsa – kto to widział? Zrównuje się ze mną mężczyzna, na oko w moim wieku. Patrzymy na siebie, potem na swoje zakupy. Gość uśmiecha się z politowaniem, ja jestem pod wrażeniem kilkudziesięciu opakowań mięsa mielonego, czterech zgrzewek niegazowanej wody Saguaro, worka ziemniaków, kartonu kasz, trzech litrów oleju rzepakowego, dziesięciu bochenków chleba i opakowania mentosa, które miał w swoim wózku. Mentosy! Chwytam jeszcze jakieś słodycze znajdujące się przy kasach i kieruję się do wyjścia. Koleś od wózka zaklinował się przy przejściu między kasami i desperacko próbuje się uwolnić. Zauważam biegnących w jego kierunku ludzi o wygłodniałych spojrzeniach. Nie czuję triumfu. Na wszelki wypadek chwytam leżący przy kasie egzemplarz nowej książki Okrasy i im go rzucam. Wybiegam na parking, a zza pasa wylatuje mi por, o którym zdążyłem dawno zapomnieć. Niewiele się tu zmieniło – może poza rosnącą liczbą ciał. Krzyczę do przebiegających obok ludzi, żeby nie wchodzili, ale oni nie słuchają. Teraz wszystko rozumiem. Biorę oddech świeżego powietrza i wracam do domu.Udało mi się wrócić do rodziny. Zabarykadowaliśmy się w mieszkaniu i resztę dnia spędziliśmy na wspominaniu lepszych czasów. W niedzielę nie wyszliśmy z domu, bo się baliśmy. Podobno po to właśnie wprowadzono nowe prawo – by ludzie mogli cieszyć się wspólnie spędzonym czasem. Jestem pewien – chciałbym być – że prawodawcy nie przewidzieli jednak rozmiaru skutków ubocznych swoich własnych działań. Zasunęliśmy rolety w mieszkaniu, żeby nie widzieć kłębów dymu. Z radia dowiedzieliśmy się o zamieszkach, o policji, która używa ostrej amunicji wobec demonstrantów i szabrowników. Niektórzy nie zdążyli zrobić zakupów i usiłowali plądrować sklepy. Wiele osób umarło z głodu. Odgłosy wystrzałów i syren zagłuszaliśmy radiem. Modliliśmy się o to, by nikt nie zapukał do naszych drzwi.Niepokój rośnie. Nikt nie wie, co będzie dalej. Pierdol się, pisowski reżimie
Kiedy tylko staję się przygnębiony tym, co dzieje się na świecie, myślę o terminalu przylotów na lotnisku Heathrow w Londynie – Ogólnie krąży przekonanie, że żyjemy w świecie nienawiści i chciwości, ale ja tego nie widzę. Wydaje się, że miłość jest wszędzie. Często nie jest szczególnie godna uwagi, ale zawsze jest tu w pobliżu. Ojcowie i synowie, matki i córki, mężowie i żony, dziewczyny i chłopaki, starzy przyjaciele. Kiedy samolot ląduje w Twin Towers, żadne rozmowy telefoniczne wychodzące od ludzi opuszczających samolot nie są wiadomościami nienawiści czy zemsty, ale wszystkie są pełne miłości. Jeśli tego właśnie szukasz, to mam wrażenie, że przekonasz się, że miłość jest właściwie wszędzie dookoła
A wciąż udaję, że ładuję magazynek pistoletu, kiedy zmieniam akumulator w wkrętarce –
Pomijając to cokolwiek ta dziewczyna ma na głowie. Gość z tyłu ładuje telefon, a chłopak po prawej wygląda jakby męczył go wewnętrzny ból istnienia to jest to prawdziwy obraz szkoły –