Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 260 takich demotywatorów

Ach ta klima –
- Kochanie- Tak żabko- Powiedz mi coś miłego- Śmierć wrogom ojczyzny, skarbie- Ach! Precz z żydokomuną, misiaczku –
Ach ta ludzka hipokryzja... –

Trochę anegdot z życia Jana Himilsbacha - genialnego aktora, nazywanego Marcelem Proustem spod budki z piwem:

 –  Przed barem "Zodiak" w Warszawie, gdy robotnicyukładali chodnik- "Tyle dróg budują, tylko, ku**a, nie ma dokąd iść!".W hotelu, gdzie dzielił pokój ze znawcą antyku, poetą,Mieczysławem Jastrunem- "Ustalmy, szczamy do umywalki czy nie?".Gdy zaproponowano mu rolę Hamleta i nie doszło dopremiery- "Hamlet to nudna rola, a Ofelia zwykła szmata".Na scenie Kabaretu "Pod Egidą" Jan Pietrzak (ciekawedlaczego, pewnie z zazdrości) bezskutecznie namawiał godo zakończenia spontanicznego popisu:- Jasiu, zejdź!- Zejdę, jak zejdzie Edward Gierek!!! - OdparłHimilsbach.Historiami o parze Himilsbach-Maklakiewicz zapisanojuż tony papieru. W zasadzie byl to jedyny duet aktorskiwykreowany przez polskie kino. "Wniebowzięci", "Jakto się robi?" - to klasyka polskiej komedii. Równieżprywatnie byli ze sobą bardzo zżyci. Plotka głosi, że wdwa dni po pogrzebie Maklaka Himilsbach zadzwonił dojego matki.- Zdzisiek jest? - pyta zachrypniętym głosem.- Ależ panie Janku - dziwi się matka - przecież pan wie,że Zdzisiek umarł.- Wiem, ku**a, ale mi się w to wierzyć nie chce. Bardzopanią przepraszam.Cały Himilsbach."Jasiu" grywał zwykle - z nielicznymi wyjątkami -króciutkie, kilkudziesięciosekundowe epizody w filmachlat 70-tych i 80-ych. Oficjalnie mówi się, że do filmuściągnął go Marek Piwowski propozycją zagrania w"Rejsie". Sam Himilsbach utrzymywał, że byłoodwrotnie, że to on wysłał Piwowskiego na studiareżyserskie.Najsłynniejsza anegdota o Himilsbachu iznienawidzonych przez niego samego oponentachbrzmiała:Któregoś dnia do warszawskiego "Spatifu" wszedłprzewodniczący Komitetu Kinematografii - partyjny"książę" od którego zależały wszystkie ówczesneprodukcje. Kłaniał się grzecznie panom aktorom,panowie aktorzy z poszanowaniem, odpowiadaliukłonami. "Książę" usiadł, zamówił herbatkę. Naglespostrzegł Janka.- Dobry wieczór panie Janku... - Rzekł w swejłaskawości.- Uważaj w którą stronę kręcisz łyżeczką ch.ju! -odpowiedział Himilsbach.Znów, cały "Jasiu".Pierwszym dyrektorem warszawskiego "Spatifu", który'przeszedł do historii filmu, był Włodzimierz Sidorowski.Tę karierę dyrektor zawdzięcza Janowi Himilsbachowi."Jaś" postanowił, że tak będzie się nazywał grany przezniego bohater "Rejsu". To był akt zemsty, boSidorowski z powodu jakiejś rozróby dał mu kiedyśczasowy' szlaban na zabawy' w lokalu.Jak już mowa o "Rejsie".. Jeśli gdzieś usłyszymy: "O,droga...", to koniecznie należy' dokończyć: "...chy'ba naOstrołękę". W towarzystwie wręcz wypada zagaić:"Służbowo...". Zawsze bowiem znajdzie się ktośuprzejmy, kto skwapliwie zapyta: "Jak to służbowo?". Imożna będzie odpowiedzieć, wymachując jednocześnieręką przed sobą: "Na statek...". Brakuje jeszcze tylko,aby ktoś rzucił od niechcenia: "Nuda. Nic się nie dzieje,proszę pana". Wtedy już pozostaje tylko się przedstawić:"Bardzo mi przykro, Sidorowski".Kolejna anegdotka z "Rejsu" dotyczy synkaMamoniów, który' zachow ał się bardzo nieprzyzwoicie ipozbawił filmow ego Sidorowskiego posiłku. Jakutrzy'muje Dominik Kubiński, ponoć któregoś razu,kiedy milicja zatrzymała wstawionego JanaHimilsbacha, Marek Piw owski poszedł na komisariat,by wyjaśnić spraw ę. Komendant posterunku zgodził sięnie wyciągać konsekwencji, pod warunkiem że w filmiezagra jego synek. I stąd wziął się mały' Romuś, który' taknaprawdę w cale nie zwinął Sidorowskiemu kiełbasy..Opowiada Mamcarz:W latach 80-tych pracowałem w kabarecie działającymprzy ZPR-ach w Warszawie. Najbarwniejszą postaciąkabaretu był Jan Himilsbach. W miesiącach letnichzwykle występowaliśmy w miejscowościachnadmorskich, trochę pracując, trochę odpoczywając.Ja, jako osoba najmłodsza z grupy, miałem za zadaniedyskretnie baczyć na to, by Jasiu nie nadszarpnąłswojego zdrowia i był sprawny dnia następnego. Był tojeden z pierwszych moich wyjazdów z grupą. Trasęrozpoczęliśmy w Gdańsku. Zostałem zameldowany wjednym pokoju z Himilsbachem w hotelu Hevelius.Rozpakowaliśmy się i Jasiu daje komendę.- Chodź idziemy do baru. Mam na jedno piwo.- Nie jest źle, nie ma pieniędzy, więc nie przeholuję -pomyślałem.Schodzimy. W barze zaraz pojawiło się kilka osób znieograniczoną zdolnością finansową. Każdy chciałwypić zdrowie z Panem Jankiem, a przy' okazji ze mną.Miałem czuwać nad tym, by Himilsbach nie wypił zadużo. Byłem w sytuacji dość niezręcznej. Nie chciałemzachowywać się gruboskórnie, postanowiłem więcwiększość alkoholu spływającego na nasz stolikprzyjmować na siebie, by jakoś chronić Janka.Około godziny drugiej Himilsbach spotkał się (jak siępóźniej dowiedziałem) przy' windzie z Jurkiem Cnotą.- Co, zjeżdżasz do baru? - pyta Cnota.- Cały czas jestem. Odprowadziłem tylko Mamcarza,ma strasznie słabą głowę. Kogo mi oni dali do pokoju! -odpowiedział Himilsbach.Himilsbach pił kiedyś piwo na środku Marszałkowskiej.Podeszła do niego staruszka- Co Pan tu, proszę Pana, sieje zgorszenie? Piwo Panpije na środku ulicy?- Babciu - powiada Janek - pani nie wie o co chodzi, jado organizmu wprowadzam bajkowy' nastrój.Od śmierci Maklakiewicza - Himilsbach coraz rzadziejpojawiał się w Alejach (chodzi o "Spatif'). Byłschorowany i stan zdrowia nie pozwalał mu na zabawy'tak huczne, jak dawniej. Nie miał już swojejcharakterystycznej chrypy, mówił szeptem, chodził ztrudem. Znany warszawski lekarz, codzienny gość"Spatifu",wyznaczył mu więc alkoholowy' limit - sto gramdziennie. Jednak w niedługi czas potem zobaczyłHimilsbacha w stanie wskazuj ącym na spożyciewiększej ilości.- Jasiu! A nasza umowa - karcił aktora - miałeśpoprzestać na stu gramach?!- A ty' myślisz, że ja tylko u ciebie się leczę? - spokojnieodparował Himilsbach.Cały' "Jasiu".
Ach ten XXI wiek... –
Ach te kobiety... –
Irlandzcy kibice vs. węgierski reporter – Ach te chuligany!
Jeśli wdasz się w dyskusję z kobietą cokolwiek byś nie powiedział - już przegrałeś –  ONA: Co tak siedzisz?ON: Jak siedzę?ONA: Taki znudzony. Dawniej się ze mną nie nudziłeś.ON: Nie jestem znudzony. Czytam gazetę.ONA: Dawniej w moim towarzystwie nie czytałeś gazety.ON: Od czasu jak jesteśmy małżeństwem, stale jestem wtwoim towarzystwie, a kiedyś przecież muszę przeczytać gazetę.ONA: Już ci się nie podoba, że jesteśmy małżeństwem?Dawniej byłeś szczęśliwy z tego powodu.ON: Zlituj się, wcale nie powiedziałem, że mi się nie podoba.ONA: Dawniej nie miałeś zwyczaju zarzucać mi kłamstwa.ON: Nie zarzucam ci kłamstwa. Czego ty chcesz ode mnie?ONA: Nic nie chcę od ciebie. Chcę tylko, żeby mnietraktował jak dawniej.ON: Dobrze, postaram się.ONA: Dawniej nie musiałeś się starać.ON: Moja droga, daj mi spokój.ONA: Mogę ci dać spokój. Tylko ciekawa jestem, czydawniej też byś się tak do mnie odezwał.ON: (milczy)ONA: Już nawet nie raczysz odpowiedzieć. Dawniej sprawiałaCi przyjemność każda rozmowa ze mną. Może nie? No,powiedz, nie?ON: Tak.ONA: Ach, więc przyznajesz się nareszcie!ON: Do czego się przyznaję, na miłość boską?ONA: Do czego? Żeś się zmienił w stosunku do mnie.ON: O czym ty mówisz?ONA: Na szczęście sam się przyznałeś, tylko dlaczego?Powiedz mi szczerze, dlaczego jesteś inny niż dawniej?ON: Przestań się mnie czepiać. Czego ty chcesz ode mnie?ONA: Tylko tego, żebyś był taki jak dawniej, (chwila ciszy)Ach, więc nie możesz już być dla mnie taki jak dawniej ?Dobrze. Tylko żeby później nie było na mnie. Ty sam tegochciałeś.ON: Czego chciałem? Co ty wygadujesz?ONA: No sam przed chwilą powiedziałeś, że mnie już niekochasz. Bardzo się cieszę, że sam zacząłeś tę rozmowę.Przynajmniej będę wiedziała. Już nie będę się łudzić, żekiedykolwiek będziesz znów taki jak dawniej.ON: Słuchaj, gadasz takie głupstwa, że aż mnie trzęsie.Przestań bajdurzyć, bo mnie szlag trafi, i daj mi przeczytaćgazetę, do wszystkich diabłów!ONA: A kochasz mnie jeszcze? Tak jak dawniej? I jesteśdla mnie znów taki jak dawniej? I przepraszasz mnie zawszystko, coś powiedział bez zastanowienia? Biedny! Przykroci, żeś doprowadził do tego, żebym pomyślała, że już niejesteś taki jak dawniej... No, to dobrze. Już się niegniewam. Co tak siedzisz?ON: Jak siedzę?ONA: Taki znudzony. Dawniej się ze mną nie nudziłeś.
Ach, te wspomnienia... –
Pod koniec lat trzydziestych XX wieku będący wówczas u szczytu sławy Julian Tuwim nadawał telefonicznie depeszę. Odbierająca ją pracownica poczty powtórzyła bezbłędnie treść, lecz zacięła się przy nazwisku nadawcy: – — Tufin? Turyn? Nie dosłyszałam.— T – jak tlen, U – jak uran, W – jak wodór, I – jak iperyt, M – jak mangan — przeliterował wybitny poeta. — Ach, Tuwim! — wykrzyknęło radośnie dziewczę.— Więc pani już wie, kim jestem?— Oczywiście! Na pewno jest pan chemikiem.
Ach te korki! –
Ach ta pogoda...człowiek nie wie w co się ubrać –

Ach te dawne czasy..

Ach te dawne czasy.. –
Ach, te wspomnienia... –
Nie ilość lajków, nie ilość ach i ochw życiu, ale to jak traktujemy słabszych i biedniejszych od siebie pokazujenasze piękno –
Ach, ta słowiańska uroda typowej Polki! – Co ci Francuzi...
Ach, te wspomnienia... –  Ach, te wspomnienia... –
Ach, cobyśmy zrobili bez tej Unii! –
Wpadłem na manekina i powiedziałem "przepraszam". Zdałem sobie sprawę, że to manekin, więc dodałem: "Ach, myślałem, że jesteś człowiekiem" – I zdałem sobie sprawę, że wciąż mówię do manekina...
Wcześniej, gdy przegrywała, w mediach ludzie mówili, że się skończyła – Teraz - "ach wielki moment w karierze, przełom w polskim sporcie..."