Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 220 takich demotywatorów

Ale dupek... –

Reakcje zwierzaków, które widzą śnieg po raz pierwszy (28 obrazków)

Pielęgnując w sobie dobro –
Suczka o imieniu Liu pracuje dla szpitala. Jest skuteczniejsza w diagnozie od elektroniki – Suczka imieniem Liù wącha mocz badanych. Na podstawie jej reakcji lekarze mogą określić, czy pacjent cierpi na raka prostaty.Pies wspomaga lekarzy na oddziale onkologii już od pięciu lat. Zwierzak pracuje dla szpitala Humanitas we włoskiej Lombardii. Guz ma charakterystyczną budowę molekularną, a Liù jest w stanie wyczuć ją dzięki zmysłowi węchu. Zwierzę nie chodzi jednak po szpitalnych korytarzach, lekarze przekazują próbki moczu do wojskowego centrum weterynarii w Grosseto.Eksperyment rozpoczął się pięć lat temu. Diagnozy stawiane przez zwierzę miały być jedynie testem dla psa. Okazało się jednak, że wyniki są dużo lepsze niż wcześniej przypuszczano. Liù poprawnie wskazuje mocz pacjenta z nowotworem prostaty w 98 proc. przypadków – informuje włoski dziennik "La Stampa". Jest w stanie wykryć ślady raka już w jego wczesnej fazie

Miał się tylko zająć kotem żony. Nie uwierzysz co mu się przytrafiło. Ponoć autentyczna historia opisana przez jednego z użytkowników na pewnym forum:

Miał się tylko zająć kotem żony. Nie uwierzysz co mu się przytrafiło. Ponoć autentyczna historia opisana przez jednego z użytkowników na pewnym forum: – „Posiadam. Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze schroniska, rasy małe kocię. Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że jest małe, że chodzi to to bez przerwy za mną i trzeszczy – a to na ręce, a to żreć, a to trzeszczy dla samego trzeszczenia, zupełnie jak jej pani.Generalnie pogłaskać mogę, kopnąć jakąś rzecz, która leży na ziemi żeby kot za nią biegał też, niech chowa się zdrowo do czasu, aż raz zapomnę zamknąć terrarium i zajmie się nim mój wąż, reszta to nie mój problem. Ale do czasu.Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje się w celach służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie karmienie, wyprowadzanie i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako ze to zawsze lekko olewam i robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem małżonki nie nastręcza mi to wiele problemów.Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj – niezamykania łazienki, gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuweta, do którego kot robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może spokojnie pomyśleć. Mnie jednak uczono cale życie zamykać te cholerne drzwi do łazienki za sobą, więc stale żona mi trzeszczała, ze kot tam nie może wejść i „myśleć”. Ja jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej niż ten kot, sam dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, wyp***ć wiec. I postawiłem na swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze mną. Jak nie ma małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć coby przypomnieć, ze trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to ona ma już w biosie zaprogramowane – ja wychodzę i zamykam, ona idzie i otwiera, żeby kot mógł wejść – taka technologia po prostu. Czasem kot skacze na klamkę, ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa na niej bezradnie. Jednak jak moja żona będzie nadal go tak karmić- to w szybkim tempie będzie za każdym razem klamkę up***ł – a wtedy wiadomo – wąż.Dobrze wiec, uporządkuję: żona – delegacja, ja – praca. Wracam, wchodzę do domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się tez chce. Idziemy razem – ja toaletka, okienko uchylam, papierosek (bo żona będzie za trzy dni – wiec spokojnie wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest cudnie. Kotek wskakuje na kaloryfer, na parapecik i patrzymy razem przez okno.No cudnie. Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam wodę, a ten mały sk***l jak nie śmignie i sru za tym petem z tego parapetu i do kibla. Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie zdążył miauknąć. No ja p***ę. Nie, ni ch***ja to niemożliwe jest. Przecież nawet taki mały kot jest k***a za duży, żeby przejść tym syfonem. Ale słyszę tylko pizdut – oż k***a, no to nie mogło mi się zdawać – coś ciężkiego poszło w pion. K***a, wszyscy święci w trójcy jedyny Boże, ukazali mi się przed oczami. Kot k***a popłynął wprost w odmęty prawego dopływu królowej polskich rzek.Lecę k***a na dół do piwnicy, choć może powinienem od razu do schroniska, zanim wróci moja żona – nie ma wafla, znajdę jakiegoś małego czarnego z białą krawatka, nie było jej kilka dni, może się nie połapie. Ale ch***j, najpierw do piwnicy – zbiegam po schodach, słucham – coś drapie w rurze, pion, kawałek płaskiej rury – miauczy – jest, k***a, żyje i nie poleciał do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie to ch***j, przynajmniej będę miął jego truchło i powiem, ze kojfnął z przyczyn naturalnych albo tylko lekko nienaturalnych, bo przecież mi baba nie uwierzy za ch***ja trefla, ze kot sam wpadł do kibla. Ale na razie drapie i żyje.Znalazłem taki wziernik, gdzie można zaglądnąć do tej rury i wołam. Kici, kici! Ni ch***ja, nie przyjdzie, wołam, wołam, a ten głąb zamiast przyjść do mnie to chce iść tam skąd przyszedł, czyli do góry w pion. Ja go wołam, a on do góry drapie. I udrapie, udrapie kilkanaście centymetrów i zjazd w dół. No powaliło i mnie, ze tu stoję i jego (kota) Tak przez pól godziny. Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem i ni ch***ja, uparł się i nic tylko rura do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby włożyć rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda – fight fire with fire – ogień zwalczaj ogniem.Zatkałem tę rurę przy wzierniku deszczułkami, których używam na podpałkę do kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie dalej i z buta na górę do kibla – geberit i woda w dół – bombs gone. I bieg do piwnicy. Po drodze słyszę jak się przewala po rurach – podziałało. Wbiegam do piwnicy i k***a koniec świata. Nie ma moich deszczułek – no może z jedna, cala prowizoryczna tama poszła w ch***j i kota tez nie słychać już. K***a, gdzie ta rura teraz idzie – coś mi zaświtało, że kanalizacją w ulicy, dom od ulicy ze 30 metrów – może nie wszystko stracone i gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze.Biegnę na ulicę, jest studzienka – mam nadzieje, że to od mojego domu. Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić. Powrót do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni cholery – najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl! Auto stoi na ulicy – mam pas do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas, wsteczny – poszło, aż zakurzyło. Po jaka cholerę takie te wieka robią ciężkie. Smród jak cholera, ale złażę tam – ciemno jak w d***e, rura jest, wygląda, że idzie od mojego domu. Latarka. K***a, mam w aucie, ch***jową, ale może starczy. Włażę po raz drugi- smród mnie już nie zabije – przywykłem po chwili. Zaglądam i jest, oczyska mu się tylko święcą. I znów ta sama bajka. Kici, kici, kici, a ten mały skurczybyk spierdziela w druga stronę. No ja p***ę. Szlag mnie trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi, a na dodatek ktoś mi zwali te pokrywę na łeb i moje problemy się skończą jak nic. Nie chcesz po dobroci, tobędzie po złości.Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki, tak by mi nie wpadł głębiej. Zużyłem wszystkie taśmy samoprzylepne, plastry, żeby nie wpadł do głównej nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwile do rury, ale słyszę tylko miauczenie i nic nie widzę. Poszedł gdzieś w p***u. Jeszcze tylko trójkąt, żeby nikt się w tę otwartą studzienkę nie w***ł, bo na ulicy ciemno. Sąsiad, k***a, ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc, a teraz ch***j złamany stoi i się dopytuje. Co mam mu k***a powiedzieć? Ze przepycham kotem kanalizacje? Idźżesz w ch***j, pacanie. Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł do domu i pozatykał sobie tez wszystkie otwory, bo na początku osiedla była awaria i wszystkie ścieki się wracają i wybijają w domach – a ten baran się przestraszył, poleciał i przed swoim domem siłuje się z pokrywa. Niech ma za swoje.Wracając do kota – bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko gotowe, wiec do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam wodę. Papierosik i czekam pod studzienka, bo nuż mu się zmieni i wyjdzie dobrowolnie. K***a, drugi sąsiad przyszedł – po pięciu minutach następny odmyka wieko, teoria samospełniającej się przepowiedni działa – ludzie to są barany. Idę do domu, obie wanny pełne, ognia – spuszczam wodę z wanien i dokładam dwa spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma ch***ja, to go musi wygonić albo utopić.Lecę na ulice, woda wali na brezent aż huczy, a tego s***a dalej nie wylało z kąpielą. K***a mać, urwało się wszystko w p***u i popłynęło, bo ileż to utrzyma tej wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki – w ch***j – jak się to gdzieś przytka, to będę miał p***e. Znowu do domu po drugi pogrzebacz, bo trzeba zamknąć ten p***y dekiel. Wchodzę – a ten s***l kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja p***ę! Jak on k***a wyszedł, którędy? Ano k***a wziernikiem w piwnicy – zostawiłem otwarty. Ja k***a stoję i marznę a ten gnojek tarza się w mojej pościeli. Z***ę! Przerobię na pasztet! I jeszcze z radości włazi na mnie. K***a mać. Przynajmniej kuleje.Straty: z***e łazienki, w obu przelała się woda z wanien, z***a piwnica, bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała na piwnicę. Pościel w sypialni do wyrzucenia, brezent z reklamą firmy – poszedł w ch***j, latarka – w ch***j, pogrzebacz w ch***j. Afera na ulicy jak ch***j
Oby więcej takich policjantów! –  Oficer policji w Baltimore dostał telefon zezgłoszeniem o niebezpiecznym pit bulluplątającym się po okolicyGdy przybył na mniejsce okazalo się, że ludzieotoczyli psa i zaczęli go zastraszać i na niegokrzyczeć przez co zwierzak dostał szału.Podążyłem za nim później, żeby zobaczyc jak sięzachowuje. Jako miłośnik psów po chwiliwyszedłem z samochodu i przywołatem go dosiebie. Pies podszedł do mnie z podkulonymogonem. Wziąlem butelkę wody z wozu izacząłem go poić.W tym momenciefunkcjonariusz stwierdzil,e nie moze go juzostawić, ponieważzostanie on pewnieuśpiony, więc postanowiłzabrać go do domu.Wpuścił"niebezpiecznego" psa dosamochodu i już w drodzepowrotnej wiedział, żepodjął dobrą decyzję.Oficer Waskiewicz nazwal psa Bo i przedstawigo pozastałym swoim podopiecznym - przyjęłygo bez żadnych zastrzeżeń.Bo był nieco zaniedbany przez poprzedniegowłaściciela, ale szybko powrócit do zdrowia.

Ogromne poświęcenie mężczyzny o imieniu Adam Warwick, aby uratować niedźwiedzia. Oto ich historia:

 –  Najłatwiejszym i najbezpieczniejszym sposobem usunięcia niedźwiedzia z terenów zabudowanych byłoby uśpienie zwierzęcia i przewiezienie go ale strzałka ze środkiem usypiającym sprawiła, że niedźwiedź wpadł w panikę i zaczął uciekać w kierunku oceanu spanikowany zwierzak dotarł do zatoki i zaczął płynąć , jednak już po kilku chwilach środek usypiający zadziałał i niedźwiedź zaczął robić się senny i zdezorientowany. Adam warwick , biolog - specjalista od dzikiej przyrody - wiedział, że niedźwiedź bez wątpienia utonie, więc postanowił działać. podpłynął do oszołomionego drapieżnika i podtrzymał go. zareagowałem impulsywnie. Adrenalina podskoczyła mi, gdy zobaczyłem niedźwiedzia w wodzie. zwierzę oparło się na adamie, by nie utonąć, jednak nogi niedźwiedzia robiły sie coraz słabsze i słabsze. Adam podtrzymywał niedźwiedzia pod głową, aby nie wpadła mu do wody,. To nie było łatwe zadanie. Mężczyzna pozostawał opanowany i nie chciał się poddać. To było naprawdę ciężkie, ale adam zaczął wyciągać (ważącego ponad 180kg) niedźwiedzia z wody.w końcu udało im się dotrzeć do brzegu. Nie obyło sie bez ran mężczyzna miał kilka zadrapań na ciele i rozciętą nogę. wkrótce ruszyła reszta ekipy im na pomoc.  W końcu odzyskawszy siły niedźwiedź hasał radośnie po swoim lesie
Dziwny zwierzak z Australii, prawdopodobnie jadowity –
W niedzielę w Oviedo, w stanie Floryda odnaleziono porzuconego i zaniedbanego psa. Postanowiła przyjąć zwierzaka w środku nocy – Kari Falla odmieniła życie bezpańskiego psa. Zwierzak był porzucony, miał za długą i zainfekowaną pchłami sierść. Nie mógł samodzielnie chodzić. Fryzjerka postanowiła doprowadzić go do ładu. Efektami swojej pracy podzieliła się na swoim profilu społecznościowym."O północy otworzyliśmy nasz salon, aby pomóc temu szczeniakowi znalezionemu w środku nocy. Była to nieoczekiwana, spontaniczna interwencja, nie chcieliśmy aby dłużej cierpiał z powodu bólu. Dobrzy ludzie uratowali go przed potrąceniem przez samochód, zorganizowali transport i przywieźli na miejsce. Po kilku męczących godzinach golenia i oczyszczania w końcu ujrzeliśmy jego słodką buzię!" before after
Były żołnierz był o krok od popełnienia samobójstwa. Jego życie ocalił kot – Josh Marino walczył w Iraku. Kiedy stamtąd wrócił, dopadła go choroba, w wyniku której chciał popełnić samobójstwo. Niezwykły przypadek odwiódł go od tego kroku w dosłownie ostatniej chwili.Zespół stresu pourazowego jest zaburzeniem, które szczególnie często dotyka żołnierzy powracających z wojny. Tak było też w przypadku Josha Marino, który doznał obrażeń mózgu w wyniku wybuchu w Bagdadzie. Ze służby wrócił nie tylko z obrażeniami czaszki, ale i chorobą psychiczną, z którą nie był w stanie sam sobie poradzić. Było tak źle, że postanowił popełnić samobójstwo.Josh przygotował wszystko, czego potrzebował. Znalazł odpowiedni nóż, napisał pożegnalny list i zostawił go na swoim komputerze. Postanowił jeszcze wyjść na dwór zapalić ostatniego papierosa. Wtedy wydarzyło się coś, czego nie przewidział. Z krzaków dobiegło go miauczenie kota. Czarno-biały zwierzak podszedł do żołnierza i zaczął się ocierać o jego nogę, pozwalając się głaskać.W tym momencie Josh się popłakał. Zaczął myśleć o swoich problemach i problemach kociaka. Zastanawiał się, co może zrobić, żeby mu pomóc. Ostatecznie zrezygnował z próby samobójczej.Od tej pory codziennie wychodził na dwór z puszką tuńczyka i karmił kota, który zawsze wskakiwał mu na kolana. Doszło do tego, że zwierzak zaczął reagować na głos Josha. Mężczyzna dzięki tej ''znajomości'' poczuł się bezpiecznie
W pewnym irlandzkim gimnazjum monitoring zarejestrował dziwne, niewytłumaczalne sceny, które zdaniem wielu świadczą o tym, że szkoła może być nawiedzona – 1 października o godzinie 3 nad ranem kamery szkoły Deer Park w Cork w Irlandii zarejestrowały zdarzenie, które trudno jest logicznie wytłumaczyć. Wideo zostało opublikowane w sieci i szybko stało się viralem.Zanim jednak je obejrzycie, ostrzegamy - nie róbcie tego przed snem. Krótki film, który podzielił internautów, ma przedstawiać zjawiska paranormalne, a według niektórych obecność duchów. Uczniowie i pracownicy irlandzkiego gimnazjum już wcześniej odkryli, że szkoła jest "nawiedzona". Z przerażeniem opowiadają, że czują się w niej nieswojo. Zdarza się, że nagle i bez żadnego powodu ogarnia ich uczucie chłodu i niepokoju. Pewnego dnia jeden z nauczycieli miał na teren uczelni wprowadzić psa, który jednak wyraźnie nie chciał wejść do budynku. Jego właściciel twierdzi, że zwierzak musiał się czegoś bardzo bać. Rano panie sprzątające skarżą się na porozrzucane na szkolnej podłodze śmieci, chociaż po skończeniu lekcji nikogo w niej już nie ma. Dyrektor placówki Kevin Barry postanowił w końcu zbadać sprawę. Z jego polecenia w szkole zamontowano monitoring oraz czujniki ruchu. Chociaż te drugiego niczego nie zarejestrowały, kamery udokumentowały "obecność duchów". Trudno odnieść się do autentyczności nagrania. Władze próbują ustalić, czy sceny zarejestrowane w prawie 200-letniej szkole nie są efektem czyjegoś głupiego żartu

Pies godzinami wpatrywał się w okno. Kiedy właścicielka odkryła powód, postanowiła działać

Pies godzinami wpatrywał się w okno. Kiedy właścicielka odkryła powód, postanowiła działać – Jedynie dwie szyby dzieliły zwierzaka od wybranki losu, czyli kota sąsiada. Historia miłości natychmiast opanowała media społecznościowe.Trzeba przyznać, że dość nietypowe zauroczenie. Pies codziennie godzinami wpatrywał się w okno. W końcu zaciekawiony właściciel postanowił sprawdzić, czego szuka zwierzak i tak prawda wyszła na jaw.Na parapecie w mieszkaniu naprzeciwko leżał kot. W normalnych okolicznościach pies zacząłby szczekać.Jednak ten psiak siedział spokojnie i spoglądał pełen miłości na sąsiada. Właścicielka stwierdziła, że to urocze i tak miłość trwała kolejne 6 miesięcy.Pewnego dnia nieoczekiwanie kot zniknął, a na parapecie zawitały doniczki z kwiatami. Pies był w totalnej rozsypce.Rozczarowany nie mógł spoglądać na swoją wybrankę. Właścicielka postanowiła działać w nadziei, że sąsiad zrozumie zauroczenie jej pupila.„Drogi sąsiedzie,Choć to śmieszne, myślę, że powinieneś wiedzieć, że mój pies jest szaleńczo zakochany w Twoim kocie. Od prawie 6 miesięcy! Trzy razy dziennie spogląda przez okno. Teraz stoją tam rośliny doniczkowe i zwierzak jest załamany… Zawsze jednak sprawdza i szuka swojego ukochanego kota. Może mógłbyś przestawić kwiaty na inne okno?”Sąsiad wykazał się nadzwyczajnym zrozumieniem i historia musiała go poruszyć równie mocno, bo następnego dnia rośliny zniknęły.Kot wrócił na parapet, a na szybie została umieszczona karteczka: „Dla prawdziwej miłości.”. Pies znów mógł adorować kota.Tej miłości nie pokonały ani szyby, ani kaktusy
Policjant z Ostródy przygarnął 6-tygodniowego kotka, uratowanego spod maski samochodu – Ktoś zadzwonił na policję w Ostródzie w woj. warmińsko-mazurskim z informacją, że pod maską stojącego na osiedlu samochodu znajduje się jakieś zwierzę. Jak się okazało, był to mały kotek. Uratowany zwierzak zamiast do schroniska trafił w ręce jednego z funkcjonariuszy, który przygarnął 6-tygodniowego malucha.Ostródzcy funkcjonariusze, odpowiadając na zgłoszenie, udali się na jedną z ulic,  gdzie poinformowano ich, że pod maską samochodu znajduje się zwierzę. Policjanci szybko ustalili właściciela pojazdu, który przyjechał na miejsce. Otworzył on maskę pojazdu i funkcjonariusze wydostali z niego… małego kotka.Nie chcąc oddać go do schroniska policjanci w pierwszej kolejności zadzwonili do swoich znajomych. Losem kotka zainteresował się policjant ruchu drogowego,  który postanowił się nim zaopiekować.Policjant wraz z małym zwierzakiem był już u weterynarza. Kotek ma się dobrze. Jest to kocur, który ma około 6 tygodni. Funkcjonariusz wraz ze swoimi bliskimi zastanawiają się  teraz nad imieniem dla nowego członka rodziny
Cała prawda o testowaniukosmetyków na zwierzętach –  O latwowierności internautóvwOstatnio widziałem demotywator o zwierzętachwykorzystywanych do eksperymentów nad nowymiśrodkami farmaceutycznymilkosmetykami (http://demotywatory.pl/3933258#comments ). Idioci. IdiociwszędzieByło wiele znawców i obrońców zwierząt mówiących o tymjak to źle mają te biedne króliki doświadczalne, że leżą wpourywanych kończynach z otwartymi ranami...Tak się składa, że pracowalem 3 lata w labolatorium pewnejznanej francuskiej firmy kosmetycznej "I"S Ro er" (paniezapewne rozpoznają nazwę)Po pierwsze, zwierzęta które mieliśmy do testów w życiu niemiały ropiejących oczy czy ran otwartych... Ludzie, tamtestowano kosmetyki, nie kwas siarkowy!! Postaram sięobalić kilka najpopularniejszych teorii wielkich miłośnikówzwierząt.PIEKIELAPo pierwsze słynny test, w którym wkraplało sięunieruchomionemu zwierzakowi substancję testowane dooczu i trzymało się aż nie zdechnie... Bzdura nad bzdurąOwszem, unieruchamiało się tak zwierzęta, ale na 30min. inie wkraplało im się nic do oczu, tylko myło nowymiszamponami które uprzednio przeszły jakies 10 testów namateriałach organicznych, sprawdzających PH roztworuczy nie jest on szkodliwy itp. Po tych 30min. spłukiwaliśmyszampon, który nawet nie był na oczach i wszystko, królikiwracaly do klatekRany otwarte, pourywane kończyny, mózgi na podłodzeDebilizm po prostu... Ludzie, tamodłamkowych, a zwykłe kosmetyki. W dodatku w faziekońcowej, przed wyjściem na taśmy, po uprzednimsprawdzeniu na wielu innych odczynnikach. Jeszcze żadenzwierzak nie zmarł w takim laboratorium od jakichś ran czyzakażeńsię nie testowało granatowWZdjęcia z rzekomych miejsc kaźni zazwyczaj wcale niepochodzą z laboratoriów, a gabinetów weterynarii. Tobzdura, aby od testów kosmetyków wypadaly włosy, czyropialy oczy...- Zwierzęta mają zapewnioną opiekę weterynaryjną! To niejest tak, że leżą w gównie i swoich martwychprzodkachlpotomkach z ranami bez jakiegokolwiekznieczulenia! Zawsze wśród nas jest osoba przeszkolonajako weterynarz. A jej interwencje sa nawiasem mówiącpotrzebne 1-2 razy na rok...PIEKIELNTak więc drodzy niespelnieni ekolodzy i wielcy milośnicyzwierząt, jak już zabieracie jakieś zdanie, róbcie toporządnie. Dziękuję dobranoc
Ostatnia wieczerza –
Źródło: Własne zbiory
Świetny przykład tego jak bardzo śmieci są niebezpieczne dla zwierząt – W tym przypadku jeżyk zaplątał się w żyłki i nie mógł się uwolnić
Źródło: Włącz dźwięk

Kot ze schroniska wyciąga od ludzi banknoty – zebrane pieniądze przeznaczane są na pomoc bezdomnym

Kot ze schroniska wyciąga od ludzi banknoty – zebrane pieniądze przeznaczane są na pomoc bezdomnym – Jeżeli jesteś przekonany, że większość kotów to niezwykle leniwe zwierzęta, powinieneś zapoznać się z tym wyjątkowym przypadkiem.Ten kot nigdy nie narzeka na nudę, ponieważ całymi dniami… kradnie ludziom pieniądze. Zwierzak adoptowany przez agencję marketingową został pewnego dnia odnaleziony w towarzystwie kilku tajemniczo rozrzuconych na podłodze dolarów.Kiedy sytuacja zaczęła się powtarzać, szef firmy postanowił zbadać przyczyny tego zjawiska. Wysunął na ten temat pewną teorię: zwierzak wdzięczył się do przechodniów przez szklane drzwi, zachęcając ich do zabawy, więc kusili go wsuwanymi przez szparę dolarami.Prawdopodobnie wcale nie spodziewali się, że utracą wykorzystane w tym celu banknoty, lecz zwinny kot zaczął szybko wzbogacać się dzięki swojej kociej zręczności.Zdecydował, że zebrane pieniądze zostaną przeznaczone na szczytny cel – pomoc lokalnej społeczności bezdomnych.Takiego złodzieja ze świecą szukać...
Żubr z Polski zastrzelony w Niemczech w pierwszy dzień swojego pobytu tam – Żubr od miesięcy maszerował po Polsce. Zwierzak przeszedł w Polsce ponad sto pięćdziesiąt kilometrów. Z Mirosławca przez Gorzów Wielkopolski dotarł do Owczar. To ich naturalne zachowanie, przekonują miłośnicy przyrody. Gdy tylko przepłynął na teren Niemiec został bez skrupułów zastrzelony, bo "mógł powodować zagrożenie"
W Sucharzewie doszło do wypadku. Ta scena wzruszyła nawet policjantów – Sam wypadek w Sucharzewie (woj. kujawsko-pomorskie), w powiecie mogileńskim, nie był wyjątkowy. To, co stało się po wypadku, już tak.To była prawdziwa psia wdzięczność - twierdzą policjanci z Mogilna. I opowiadają o wypadku 21-latki, która dachowała swoim seicento, gdy próbowała ominąć psa.Zwierzak wtargnął na drogę. Na szczęście kobiecie udało się go nie rozjechać, a po samym wypadku pies wrócił i okazał wdzięczność poszkodowanej za ocalenie - donosi na swoich stronach policja kujawsko-pomorska.Gdy medycy opatrywali 21-latkę, do otwartych bocznych drzwi pojazdu podszedł czworonóg-winowajca. Jak twierdzi świadek tego wydarzenia, dzielnicowy asp. szt. Tomasz Foremski, to był bardzo wzruszający moment Wyglądało na to, że pies dziękuje kobiecie za ocalenie życia.Przez cały czas nie odstępował 21-latki, kładąc głowę obok jej stóp i czekał, aż ratownicy medyczni skończą opatrywać jej nogę - dodaje serwis komendy wojewódzkiej
Mieszkanka Teksasu, Tiele Dockens zobaczyła ostatnio dość niecodzienny widok. Ulicą Sinton szedł pies, a w pysku trzymał jakiś pakunek – Ulicą Sinton szedł pies, a w pysku trzymał jakiś pakunek. Kobieta podeszła bliżej i zobaczyła, że zwierzak targa ogromny worek z karmą dla psów. Biedak przestraszył się, że huragan pozbawi go jedzenia i zaczął gromadzić zapasy. Dziewczyna początkowo myślała, że psiak jest bezdomny, lecz później okazało się, że ma troskliwego właściciela, którego chciał trochę odciążyć i samodzielnie zadbać o własną skórę