Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 22 takie demotywatory

Absurd w Błotnicy koło Gorzowa Wielkopolskiego. Od grudnia strażacy nie mogą wyjechać z remizy swoim wozem, gdyż... brama jest za wąska – - Brama jest za wąska. Stara miała 3,15 metra szerokości, samochód ma 3,05. Było ciasno, ale byliśmy w stanie wyjechać. Obecna brama ma 2,85 m szerokości - tłumaczy Mateusz Wróbel, prezes OSP Błotnica.- Zgodnie z uchwałą Prezydium Zarządu OSP wytyczne są takie, że brama dla pojazdów powyżej 3 metrów musi mieć wymiar 3,50 na 3,50 m. I takie było zapisanie ofertowe. Ta brama nie spełnia norm. Na dodatek wybrano firmę, która jako jedyna przedstawiła ofertę na bramę mniejszą, niż było w zapytaniu ofertowym. Brama powinna mieć certyfikat CE, pan wójt mówił, że ten certyfikat ma. Jak się okazało, nie jest to prawda - usłyszeli reporterzy "Interwencji" podczas spotkania ze strażakami i mieszkańcami STRAZOSPYOLORSSTRAŻ
 –  HE
 –
0:27
Najwęższa uliczka w Pradze –
 –
0:06
Egoiści też kochają ludzi. Tylko mają wąską specjalizację –
Ludger Sylabris był lokalnym moczymordą w miejscowości Saint-Pierre – Pewnego dnia w 1902 roku upił się i trafił do aresztu. To było największe szczęście w jego życiu. Następnego dnia wybuchł wulkan Mount Pelee zabijając prawie wszystkich mieszkańców miasteczka. Ci albo spłonęli, albo zatruli się trującymi gazami i brakiem tlenu.Ludger był zamknięty w areszcie, który przypominał bunkier. Ze światem łączyła go tylko wąska szczelina. Gdy wulkan wybuchł, mężczyzna nasikał na swoje ubranie, by ją zatkać i uchronić się przed zatruciem.To bardzo pouczająca historia: ci, którzy tego dnia poszli do pracy, do szkoły, chcieli być uczciwymi i płacić podatki - umarli. Ostał się tylko patol... Pewnego dnia w 1902 roku upił się i trafił do aresztu. To było największe szczęście w jego życiu. Następnego dnia wybuchł wulkan Mount Pelee zabijając prawie wszystkich mieszkańców miasteczka. Ci albo spłonęli, albo zatruli się trującymi gazami i brakiem tlenu.Ludger był zamknięty w areszcie, który przypominał bunkier. Ze światem łączyła go tylko wąska szczelina. Gdy wulkan wybuchł, mężczyzna nasikał na swoje ubranie, by ją zatkać i uchronić się przed zatruciem.To bardzo pouczająca historia: ci, którzy tego dnia poszli do pracy, do szkoły, chcieli być uczciwymi i płacić podatki - umarli. Ostał się tylko patol...
Najwęższa uliczka w Pradze jest tak wąska, że obowiązuje na niej ruch wahadłowy i ustawiono sygnalizator świetlny –
Źródło: reddit.com
Kolos MS Braemar przecisnął się przez Kanał Koryncki – Kanał Koruncki to wyjątkowo wąska przeprawa, której do tej pory unikały większe statki pasażerskie. Tymczasem szeroki na 22 m MS Braemar przepłynął trasę.Statek pasażerki MS Braemar ma 196 m długości i 22 m szerokości i jest jak do tej pory największym, któremu udało się przepłynąć Kanał Koryncki. Do pokonania było prawie 6,5 km, a cała przeprawa wymagała bardzo dużej precyzji
 –

Tak powinna wyglądać edukacja seksualna!

 –  Przemek StarońCzasami zdarza mi się usłyszeć, że pracuję tylko z dobrą, zdolną, zdrową, normalną młodzieżą i to zawęża mój obraz świata. Hehe. Może dobrze by było, żeby świat się dowiedział, że nauczyłem się pracować z ludźmi "dobrymi", "zdolnymi", "zdrowymi", "normalnymi" po szeregu doświadczeń pracy z grupami, które zupełnie zaprzeczają powyższemu wyobrażeniu.Z dziećmi cierpiącymi na autyzm i niepełnosprawność umysłową. Z uczniami szkół specjalnych. Z młodzieżą z patologicznych rodzin. Z młodzieżą z oddziałów psychiatrycznych. Z osadzonymi z najcięższego zakładu karnego w Polsce. Z osobami cierpiącymi na hardcorowe zaburzenia osobowości, objawiające się hiperreligijnością i wyparciem seksualności.Pamiętam, jak jednym z moich pierwszych doświadczeń po uzyskaniu magisterium z psychologii były warsztaty na organizowanym przez jedną z katolickich organizacji obozie socjoterapeutycznym dla chłopców pochodzących z rodzin dysfunkcjonalnych. Jednym z elementów programu były rozmowy o relacjach, miłości, przyjaźni.Pamiętam, że zapowiedzialem ten temat dzień wcześniej.Podszedł do mnie wtedy szesnastolatek, Marcin.- Panie Przemku, my mamy dla Pana tutaj największy rispekt. I dlatego proszę, żeby nie zrobił Pan z siebie debila.Nie skumałem.- Wie Pan, bo oni tu wszyscy nam pierdolą o czystości i mówią jakimś językiem ze średniowiecza. Ja wiem, że Pan mówi do nas zupełnie inaczej, ale i tak wolę Pana ostrzec, tak na wszelki wypadek. Powiem Panu kawał, to będzie najlepsze wytłumaczenie. Przychodzi ojciec do syna i mówi, że muszą porozmawiać o seksie. A syn na to: dobrze, tato. Co chcesz wiedzieć?Uśmiechnął się do mnie z błyskiem w oku. Skumałem totalnie. Ten chłopak był jednym z tych, którzy uświadamiali mi, świeżakowi po studiach, absurdalność podziału na ludzi zdrowych i zaburzonych, a także bezsensowność stereotypów o dzieciach z rodzin dysfunkcyjnych.Na drugi dzień zapytałem tę grupę, jaka jest wg nich idealna dziewczyna.- Wąska - odparł chłopiec siedzący (choć lepszym określeniem byłoby: rozwalony na krześle w pozycji "mam wyjebane") w ostatnim rzędzie, żujący gumę i momentalnie wzbudzający tą wypowiedzią śmiech kolegów.Wiedziałem, że to jest ten moment, kiedy muszę podjąć bardzo szybką i bardzo mądrą decyzję co do kierunku zajęć.- Nie dziwię się, penis nie lubi zbyt wiele miejsca.Czekali pewnie na jakiś oburzony hurrdurr, a dostali odpowiedź, której się nie spodziewali. Zapadła absolutna cisza.- No co, Wasz kolega powiedział to, co wszyscy czujemy. Szanuję ludzi odważnych i mówiących prawdę.OK, teraz zapadła naprawdę absolutna cisza.- Popatrzcie - tu zrobiłem słynne
Uliczka w Pradze. Jest tak wąska, że ustawiono sygnalizację świetlną dla pieszych –

Przetrwałem straszliwą apokalipsę pierwszej niedzieli z zamkniętymi sklepami

Przetrwałem straszliwą apokalipsę pierwszej niedzieli z zamkniętymi sklepami – W moim przypadku kluczowa okazała się sobota rano. Ledwie kilka godzin wcześniej gruchnęła wiadomość, że sklepy mają być zamknięte w całą drugą niedzielę marca aż do poniedziałku. Kilkadziesiąt godzin skondensowanego piekła. Wstałem jak co rano, jak co rano się ubrałem i jak co sobotę ruszyłem do Lidla. Parking pod sklepem, zazwyczaj senny o tej porze, przypominał zaatakowany przez szerszenie ul.Tłoczące się wszędzie samochody wypełniały – niemałą przecież – przestrzeń do ostatniego miejsca. Ludzie przemykali pomiędzy nimi pośpiesznie, chcąc czym prędzej zrobić zapasy. Niektórzy omijali auta ostrożnie, ale inni – ci, którzy nie potrafili zachować zimnej krwi – nie mieli tyle szczęścia i ginęli pod kołami rozpędzonych do 20 kilometrów na godzinę samochodów. Widząc upiorne zagęszczenie, właściciele aut rezygnowali nawet z podjeżdżania pod same drzwi sklepu, nie tarasowali wejścia swoimi budzącymi zachwyt maszynami, tylko zatrzymywali się w najdalszych zakamarkach parkingu, w miejscach, z których wyrastały dwumetrowe chaszcze. Dalej za to stawali na trawnikach. Wybiegający ze sklepu ludzie, czekający na otwarcie od wczesnych godzin porannych, usiłowali wskrzesić w sobie choć wspomnienie człowieczeństwa na tym wybiegu ludzkich pragnień i ostrzegali, by nie wchodzić do środka, bo tam rozgrywa się dramat, który będzie śnił się nam po nocach. Nie chciałem wierzyć, ale oni nie cofali się nawet po wypadające z siatek ziemniaki. Uwierzyłem. Nikomu jednak nie przyszło nawet do głowy odejść, przeczekać, przyjść później. Przecież już wstali, już się ubrali, może nawet nagrzali samochód w ten chłodny poranek. Wszyscy wiedzieli, że to najpoważniejsza gra – gra, która toczy się o ich życie i życie ich bliskich. Zamknięty w potrzasku zbiorowy umysł, który będzie parł dopóki nie osiągnie swojego celu. Wszyscy wiedzieliśmy, że pisowski reżim nie zatrzyma się, więc i my nie mogliśmy się zatrzymać. Łudziliśmy się, że opór coś zmieni. Choć sytuacja wyglądała potwornie, ruszyłem i jakimś cudem udało mi się wejść do sklepu.Nawet będąc pomnym sytuacji na parkingu, tliła się we mnie nadzieja, że nie jest tak źle. Nie może być. Przecież jesteśmy ludźmi. LUDŹMI, DO DIABŁA. Ale ci od wypadających ziemniaków nie kłamali – w „moim” Lidlu rozgrywały się dantejskie sceny. Od wejścia uderzył mnie odór ciepłej krwi. W tym momencie utraciłem wszelką nadzieję. W myślach pożegnałem się z żoną i dziećmi, ale wiedziałem, że dla nich muszę podjąć tę, być może ostatnią w życiu, walkę. Tu nie szło o jakiegoś tam karpia czy Crocsy. Chciałem, żeby byli ze mnie dumni. Tylko jak długo przetrwają, gdy mnie zabraknie? Myśli zaczęły wędrować z złym kierunku, traciłem czas, więc czym prędzej ruszyłem po bułki. Próbowałem nie patrzeć na półki z herbatą i dżemem, pod którymi leżały zwłoki kilku kobiet w średnim wieku. Najwidoczniej walczyły o ostatnie opakowanie earl greya. „Jezu, to krew czy powidła śliwkowe?” – natychmiast odsunąłem od siebie makabryczną myśl, bo na horyzoncie pojawiło się stoisko z pieczywem. Są jeszcze nasze ulubione bułki gryczane! Tylko co tam robi ten facet? Chryste, gryzie rękę kobiety, która dokłada pieczywo! Błagam, niech mnie tylko nie zauważy, bym mógł zapakować kilka bułek i ruszyć dalej. Gdzie są torby papierowe?! Nie ma papierowych – są tylko foliówki. Czy to już ostateczna granica upodlenia? Przecież dopiero tu wszedłem. Oczami wyobraźni widzę wszystkie żółwie z Pacyfiku, które połkną tę foliówkę. Przepraszam, ale albo wy, albo ja i moja rodzina. Obyście trafiły w lepsze miejsce. Nie mam czasu na dłuższy rachunek sumienia. Ominąwszy ukradkiem żarłacza białego w ludzkiej skórze, przechodzę obok uderzającego miarowo w ścianę wózka elektrycznego prowadzonego wcześniej przez młodego chłopaka, który teraz zwisał przez kierownicę martwy, z porem w oku, i zdaję sobie sprawę z tego, że zbliżam się do stoiska z warzywami. Wokoło słychać krzyki ludzi, trzask łamanych kości i brzęk tłuczonych butelek, ale staram się nie zwracać uwagi na rozgrywające się wokoło dramaty. Uwaga, lecące jabłko. Niewiele brakowało. W końcu dotarłem do warzyw i owoców. Jakieś nogi wystające spod skrzynek z bananami trzęsą się w rytm zapewne ostatniego tchnienia właściciela kończyn. Może ulżę mu choć trochę – odciążam skrzynie i ładuję kiść bananów do koszyka. W międzyczasie strząsam dłoń, która chwyta mnie za nogę nie wiadomo skąd. Idę po awokado. Kurwa, znowu twarde. Jakiś dzieciak zaczyna szarpać mnie za rękaw. Oczy ma zapłakane, nie potrafi wydusić z siebie słowa, wskazuje tylko na coś palcem. Podnoszę wzrok i widzę całkiem młodą kobietę, która pyta drugą, czy ta nie mogłaby oddać jej mrożonego pstrąga, którego ma w koszyku, bo ojciec tej pierwszej „uciekł z jakąś bezdzietną lambadziarą, a czasy dla młodych matek są trudne, a synek by się ucieszył, bo tak lubi pstrąga”, na co ta z pstrągiem odpowiada, że nie bardzo, bo też lubi pstrąga, a poza tym była pierwsza, na co pytająca reaguje słowami: „To się pierdol, po co się obnosisz tak z tym pstrągiem?!”. Patrzę z powrotem na dzieciaka. Oddaję mu awokado, ja i tak nie będę miał czasu czekać, aż dojrzeje. Przed oczami widzę obraz własnych dzieci. Muszę ruszać dalej.Czekała mnie trudna decyzja: wybrać krótszą, ale bardziej ryzykowną drogę pomiędzy warzywami a zamrażarkami, czy dłuższą, ale bezpieczniejszą drogę wzdłuż ściany z przyprawami? Wąska droga przez szlak warzywno-zamrażarniczy to doskonałe miejsce na zasadzkę. Droga Cynamonowa wzdłuż półki daje z kolei lepszą widoczność, ale tam tłum ludzi kotłuje się o ostatnią butelkę przyprawy do zup w płynie. Czas ucieka, podejmuj decyzję. Niech będzie Przewężenie Bakłażana. Ruszam ostrożnie, za pas zatykam pora niczym wielki wojownik swój miecz. Procentuje doświadczenie zebrane przy wózku elektrycznym chwilę wcześniej. Podchodzę, zbliżam się do przewężenia, ostrożnie wychylam się zza stoiska za papryką. SZAST! Przed oczami przelatuje mi podstarzały ochroniarz. Chyba próbował uspokoić sytuację na stoisku z produktami „deluxe”, gdzie właściciel terenowego volvo, którego minąłem na parkingu, ładował już trzeci wózek chałwy. Pozostawione przez wózek ślady krwi dały mi jasno do zrozumienia, że ten człowiek bardzo lubi chałwę. Odwróciłem szybko wzrok. Nie chciałbym lubić chałwy aż tak mocno. Na szczęście udało mi się przedostać na wędliny bez większych problemów. Tam szybko biorę opakowanie Żywieckiej i filetu z kurczaka i mknę na nabiał. „Po co ci glebogryzarka o 8 rano, człowieku?!” – myślę sobie na widok nieszczęśnika w średnim wieku omamionego „promocją z gazetki”. Po drodze chwytam duże opakowanie goudy. Jednak los się do mnie dzisiaj uśmiecha. Za wcześnie! Skup się, masz rodzinę, która na ciebie liczy. Ale fakt, już niedaleko. Przede mną najtrudniejsza część przeprawy: dział z alkoholem.Zdyszany docieram do Kanionu Wysokich i Niskich Oktanów. Gdybym nie znajdował się w Lidlu, to przysiągłbym, że jakimś cudem dotarłem na plan filmowy „Hooligans”. Ludzie pakują do wózków wszystko. Przy półce z winem dostrzegam sąsiadkę, która zazwyczaj gardzi winami poniżej pięciu dych za butelkę, ale teraz pakuje każdą ocalałą Kadarkę. Na podłodze szkło, okaleczeni ludzie wiją się z bólu. Ktoś próbował wyjechać z paletą Argusa na wózku widłowym, ale został zatrzymany i zjedzony na miejscu. Przeskakuję między ciałami i – na tyle, na ile to możliwe – ostrożnie zbliżam się do kas. Kątem oka dostrzegam jeszcze butelkę piwa rzemieślniczego. Czy to możliwe? Czy promień słońca naprawdę rozświetlił to mroczne miejsce? Udaje mi się, chwytam butelkę. Jestem już przy kasach. Jezu, jak dobrze, że nie działają, 6 złotych za pilsa – kto to widział? Zrównuje się ze mną mężczyzna, na oko w moim wieku. Patrzymy na siebie, potem na swoje zakupy. Gość uśmiecha się z politowaniem, ja jestem pod wrażeniem kilkudziesięciu opakowań mięsa mielonego, czterech zgrzewek niegazowanej wody Saguaro, worka ziemniaków, kartonu kasz, trzech litrów oleju rzepakowego, dziesięciu bochenków chleba i opakowania mentosa, które miał w swoim wózku. Mentosy! Chwytam jeszcze jakieś słodycze znajdujące się przy kasach i kieruję się do wyjścia. Koleś od wózka zaklinował się przy przejściu między kasami i desperacko próbuje się uwolnić. Zauważam biegnących w jego kierunku ludzi o wygłodniałych spojrzeniach. Nie czuję triumfu. Na wszelki wypadek chwytam leżący przy kasie egzemplarz nowej książki Okrasy i im go rzucam. Wybiegam na parking, a zza pasa wylatuje mi por, o którym zdążyłem dawno zapomnieć. Niewiele się tu zmieniło – może poza rosnącą liczbą ciał. Krzyczę do przebiegających obok ludzi, żeby nie wchodzili, ale oni nie słuchają. Teraz wszystko rozumiem. Biorę oddech świeżego powietrza i wracam do domu.Udało mi się wrócić do rodziny. Zabarykadowaliśmy się w mieszkaniu i resztę dnia spędziliśmy na wspominaniu lepszych czasów. W niedzielę nie wyszliśmy z domu, bo się baliśmy. Podobno po to właśnie wprowadzono nowe prawo – by ludzie mogli cieszyć się wspólnie spędzonym czasem. Jestem pewien – chciałbym być – że prawodawcy nie przewidzieli jednak rozmiaru skutków ubocznych swoich własnych działań. Zasunęliśmy rolety w mieszkaniu, żeby nie widzieć kłębów dymu. Z radia dowiedzieliśmy się o zamieszkach, o policji, która używa ostrej amunicji wobec demonstrantów i szabrowników. Niektórzy nie zdążyli zrobić zakupów i usiłowali plądrować sklepy. Wiele osób umarło z głodu. Odgłosy wystrzałów i syren zagłuszaliśmy radiem. Modliliśmy się o to, by nikt nie zapukał do naszych drzwi.Niepokój rośnie. Nikt nie wie, co będzie dalej. Pierdol się, pisowski reżimie
Na bank wysłużona i z zaniżonym przebiegiem –  Dostawa List polecony priorytetowy lokalizacja: Białystok. Polska czas wysyłki: 24 godziny szczegóły dostawy Witam serdecznie. Mam do zaoferowania unikatową, używaną torbę marki Biedronka, rocznik 2017. Jestem jej pierwszym właścicielem, torba użytkowana głównie przez żonę przy wyjazdach na zakupy. Jak na swój wiek torba jest bardzo zadbana, czysta, posiada jedynie kilka drobnych rys i odkształceń. Obecnie nie wymaga żadnego wkładu finansowego. Zakupiona w polskim sklepie. Wiek udokumentowany paragonem. Stan techniczny regularnie sprawdzany przez żonę, torba posiada aktualny przegląd "na oko" pod kątem ewentualnych usterek. Model torby w wersji limitowanej, produkowany do końca 2017r. W połączeniu z klapkami i skarpetkami, stała się ona pewnego rodzaju symbolem epoki. Ergonomiczny, nowoczesny kształt imponował i nadal imponuje pięknym kobietom oraz niczym magnes przykuwa pożądliwe męskie spojrzenia. Torba dla koneserów i miłośników sztuki, doskonale wpasuje się np w kolekcję kartonów po markowych butach w piwnicy. Nie kupicie jej już w żadnym sklepie, a według moich prognoz, model ten będzie z czasem zyskiwał na wartości-stanowi więc doskonałą inwestycję na przyszłość. Specyfikacja: Marka: Biedronka Rok produkcji: 2017 Przebieg: Kilka razy wte i wewte Typ: Reklamówka Kategoria: Dostawcze Pojemność: 5.0 I Moc: 10 KM Kolor: Biały Kraj pochodzenia: Polska Pierwszy właściciel: Tak Stan: Używane Bezupadkowa: Tak Liczba uchwytów: 2 Zastosowane technologie: Zapakuj i przenieś, klimatyzacja (regulowana rozwarciem torby), wzmocnione uchwyty, poduszka powietrzna (po napompowaniu). kolor: zł darmowa biel powiadomienie sms edytuj mycha2302 obserwuj 9 dni do końca licytacji (piątek 9 marca, 12:34:34) licytuj Torby w przedmiotach sprzedającego Wszystkie przedmioty sprzedającego Pytanie do sprzedającego Model o pojemności 5.0 I, zapewniający osiągi rzędu 10 KM (kilogramów mąki). Przestronne wnętrze torby gwarantuje komfortowe warunki transportu zakupów przy zachowaniu relatywnie niewielkich rozmiarów, umożliwiających korzystanie z torby na zatłoczonej ulicy czy przeciśnięcie się przez wąską kolejkę do kasy. Bardzo tania w eksploatacji. Doskonale spisuje się na krótkich, miejskich odcinkach pomiędzy sklepami, nadaje się też do dłuższych transportów zakupów np z galerii położonej na obrzeżach miasta. Wysokie zawieszenie torby na ramieniu, pozwala bezpiecznie i swobodnie pokonywać najwyższe krawężniki bez ryzyka uszkodzenia podstawy torby. Bardzo dobrze się nosi, równo i bez luzów trzyma się dłoni. Miękkie, wygodne rączki, zadbają o twój codzienny komfort. Niezwykle wytrzymała przy zachowaniu niskich parametrów grubości materiału. Przy konstrukcji torby zastosowano innowacyjną technologię "zapakuj i przenieś" która umożliwia wypełnienie torby zakupami i przetransportowanie ich do dowolnego miejsca. Sprzedaję by zrealizować swoje marzenie o wiklinowym koszu na zakupy. Nowemu nabywcy torba na pewno odwdzięczy się długą, bezproblemową i tanią eksploatacją. Zapraszam do licytacji!
Źródło: https://allegro.pl/

Pamiętacie "Żywego Kena", który ma za sobą prawie 60 operacji plastycznych? Teraz podda się kolejnej, bo chce usunąć... sześć żeber 34-latek, który chciał upodobnić się do męskiej wersji lalki Barbie zamierza przejść również operację płci

34-latek, który chciał upodobnić się do męskiej wersji lalki Barbie zamierza przejść również operację płci – Na wszystkie dotychczasowe operacje Rodrigo Alves wydał ponad 450 tysięcy funtów, za które zoperował sobie nos, wszczepił silikonowe implanty imitujące mięśnie brzucha i bicepsy, a nawet... powiększył jądra.W wywiadzie przyznał, że przygotowuje się do usunięcia sześciu żeber, ponieważ chciałby uzyskać efekt dużo węższej, "kobiecej" talii.Lubię zakładać dwurzędowe marynarki z mocno wyciętą talią. Jeśli usunę swoje żebra, będę miał klasyczną figurę. To sprawi, że moja talia będzie bardzo wąska, więc będę mógł w końcu zakładać fajne marynarki. Moi przyjaciele wykonywali już ten zabieg wcześniej - nie jest to łatwa procedura, ale wiem, że jest możliwa - powiedział dziennikarzowi.Na koniec dodał, że jego inspiracją jest gwiazda Keeping Up with the Kardashians, Caitlyn Jenner, która poddała się operacji płci i została kobietą w 2015 roku i że chciałby wziąć z niej przykład w przyszłości:"Jestem bardzo szczęśliwy będąc mężczyzną, ale nie chciałbym zostać starym, obwisłym mężczyzną. Na starość zrobię to samo co Caitlyn zrobiła. Jak skończę 50 lat, zrobię operację płci. Wolę być seksowną staruszką niż pomarszczonym dziadkiem"Wszystko wskazuje na to, że "Żywy Ken" dobije do 100 operacji plastycznych. Jak sądzicie, co postanowi sobie zoperować, aby uczcić jubileusz?

O tym dlaczego program 500+ jest szkodliwy, wypowiedziała się kobieta pracująca w sądzie rodzinnym i nieletnich:

 –  Ta wąska grupa rodziców korzystająca z programu 500+ dokonuje poważnych nadużyć na pomysłodawcach i autorach programu. Przyjmuję założenie, że intencje wprowadzenia tego karkołomnego przedsięwzięcia były pozytywne, wszak korzysta z niego wiele pozytywnych rodzin i może dzięki niemu poprawić jakość życia swoich dzieci.Program jest wykorzystywany przez całkiem dużą grupę ludzi w sposób głęboko niemoralny. Podsądni sądów rodzinnych potrafią ominąć prawo i działać wyłącznie dla korzyści materialnych. Nie są wyjątkami sytuacje, w których ludzie żyjący w związku konkubenckim pobierają alimenty z budżetu państwa. Pani konkubina podaje do sądu o alimenty ojca swoich dzieci, pana konkubenta. Oczywiście mieszkają razem, ale to „drobiazg”. Pan konkubent nigdzie nie pracuje, więc komornik nie może ściągnąć nawet jednej złotówki. Sądy ze względów humanitarnych orzekają alimenty po 500 zł na dziecko, bo matka jest samotna i musi je jakoś utrzymać. Pan konkubent w tym czasie się zadłuża i jako alimenciarzowi dług rośnie. Cóż z tego, kiedy i tak nigdy nie pójdzie do pracy i do jego ostatnich dni nikt z niego nie ściągnie żadnego długu. Żyje wesoło z rodzinką z alimentów, których nie płaci. Pani konkubina, bardzo pomysłowa kobieta, biegnie po 500+. Przecież się należy. Oczywiście dostaje po 500 zł na każde dziecko, bo tak mówi prawo ustanowione przez PiS. Jeżeli mają pięcioro dzieci, co nie jest wcale rzadkością, nie pracując, mają 2500 zł alimentów i 2500 zł z programu 500+, razem 5000 zł. Zdarzają się również dodatkowe zasiłki celowe, na leki, na książki dla całej drużyny dzieci, zasiłki rodzinne po 124 zł na dziecko i inne synekury z tytułu wielodzietności, np. zniżki na komunikację miejską. Rekordziści sądów rodzinnych mają po 7000 zł bez pracy. Teraz szanowni Państwo autorzy programu, bardzo proszę powiedzieć nam, fachowcom, jakich użyć metod, aby aktywizować zawodowo dysfunkcyjnych rodziców. Ten program utrwala najgorsze cechy, lenistwo, roszczeniowość i niechęć do wszystkich ludzi, którzy chcą w ich życie wprowadzić zmiany. Jakie dobre zmiany powinny być wprowadzane? Przede wszystkim aktywizacja zawodowa, nic za darmo. Trzeźwość, edukacja wychowawcza, treningi czystości i codziennej dbałości o dzieci i ich miejsce do życia, edukacja w kontekście dobrego wzorca rodzica itd. Niestety jest to za trudne i wymaga wysiłku. A tym rodzinom nie chce się trudzić. Zrozumienie, że dobrobyt jest wynikiem pracy, osiąga się, pracując i dając taki wzorzec dzieciom. Czego uczy program 500+? Tego, że nie muszę się starać. Do tego należy dodać problem zadłużenia zajmowanych mieszkań i zajmowanie mieszkań na dziko. Czynsz płacą tylko idioci, a przestrzeganie prawa jest dla frajerów. Nikt nie kontroluje takich rodzin, bo nie wiadomo, kto miałby to robić. Poza tym nie ma przepisów, które mogłyby rodzinę tych pieniędzy pozbawić, np. za złe ich wydatkowanie. Niedoróbka prawna!!!!!!Napisałam, że jest to wąska grupa. Tak, ale jest to grupa najbardziej prokreacyjna. W tych rodzinach nikt dzieci nie planuje, po prostu rodzą się jedno po drugim. W sytuacji niżu demograficznego niebawem będzie to całkiem pokaźna liczba młodych zdemoralizowanych przez rodziców obywateli, wszak człowiek uczy się przez przykład i z rodziny czerpie wszystko. Z programu korzysta również wiele rodzin, które dobrze wychowują swoje dzieci, pracują i bardzo mało zarabiają, zmagają się z życiem. To dobrze, że mogą poprawić jakość życia swoich dzieci. Martwi mnie, że nie dostają pieniędzy ci wszyscy młodzi, wykształceni ludzie, którzy mają tylko jedno dziecko, bo są odpowiedzialni. Nie mogą mieć więcej, bo spłacają kredyty mieszkaniowe, bo inwestują w dobre przedszkole czy szkołę, bo nie poradzą sobie z dwojgiem, ponieważ jedno z rodziców musiałoby zrezygnować z pracy, np. dwoje wykształconych ludzi po studiach zarabia razem 4000 zł w średnim mieście. Niestety tak niskie są w Polsce pensje. Z tych pieniędzy spłacają kredyt mieszkaniowy, opłacają czynsz oraz przedszkole. Zostaje im na cały miesiąc niewielka suma. Należy tu dodać, że przestrzegają prawa, mieszkanie kupili, a 500+ miesięcznie mogą im dać rodzice, jak zabraknie im do końca miesiąca. Dziecko wychowują bardzo dobrze, nie piją alkoholu, nie palą papierosów, często nie mają na bilety do kina. Co, szanowny Panie Prezesie, powie Pan tym rodzinom? Co, szanowny Panie Prezesie, powie Pan samotnym pracującym matkom, które również nie dostają 500+, bo mają tylko jedno dziecko? Nie znam gorszej ustawy pomocowej, tak bardzo niesprawiedliwej i demoralizującej.Wracając do moich nieszczęśników, podsądnych sądów rodzinnych, to w ostatnich miesiącach w ich domach przybyło nowoczesnych telewizorów, telefonów komórkowych, laptopów z internetem. Anteny satelitarne i dekodery są w każdym domu, wszyscy piją kawę, palą papierosy, ale nie zawsze są trzeźwi. Rodzice, którzy zaczęli pracę od stycznia, zakończyli ją po okresie próbnym, aby nie stracić uprawnień do chociażby jednej złotówki. Już nie pracują, bo mogliby stracić część świadczeń. Dzieci gnieżdżą się nadal w brudnych mieszkaniach, jedzą żywność z wyprzedaży, a rodzice nic nie zmienią, bo i tak w każdym miesiącu dostaną to, co im się należy. Tego nauczą również swoje dzieci.
Kobieta – Czego nie usłyszy, to sobie dopowie Co mówi facet	Co słyszy kobietaSpóźnię się. Nie czekaj na mnie z kolacją,	Jestem z kochankąTa sukienka jest chyba za wąska. Może zapiszesz się na siłownię?	Jesteś za gruba, schudnij!Wychodzę	Idę do klubu ze striptizem, upije się i pójdę na dziwkiNie jest Ci za gorąco?	Zdejmij te ubrania i pokaż cyckiŁadzie dziś wyglądasz	Miło że się postarałaś, chociaż razJesteś głodna?	Lubię patrzeć jak masz coś w buziŁadna sukienka	Ciekawe jak wyglądasz bez niejJesteś piękna	Kocham Cię, chcę ożenić się z Tobą, mieć wspólne mieszkanie i dzieciŁadny makijaż	1 tak Ci w niczym nie pomożeNowe spodnie?	Niepotrzebnie kupiłaś sobie nowy ciuch, masz tyle rzeczy
W szwedzkiej szkole dyrektor zakazał wywieszania narodowej flagi oraz stosowania symboli, bo mogą się źle kojarzyć przybyszom z "innych krajów" – Jak myślicie, o kogo może chodzić? Polakom czy Niemcom może się źle kojarzyć? Czy jednak chodzi o bardzo konkretną wąską grupę "przybyszów"?Szwedzi nie ustają w biciu rekordów głupoty i braku instynktu samozachowawczego. Czy można jeszcze bardziej wypiąć d*pę przed ludźmi, którzy nie mają dla ciebie żadnego szacunku?
Ochotnicza Straż Pożarna w Bierutowie koło Oleśnicy zdobyła wymarzony wóz bojowy. Nie może nim jednak wyjechać do akcji, bo pojazd nie mieści się w bramie remizy – Dokładnie 6 cm brakuje, by z remizy mogły wyjechać wozy strażackie. Nie tylko ten nowy, ale także pojazdy wyposażone w drabinę. Konserwator zabytków nie zgodził się na wykucie otworu, gdyż budynek jest za stary. Strażacy zmuszeni są do korzystania z tylnego wyjazdu, musząc przeciskać się wąską uliczką pomiędzy zaparkowanymi samochodami. Wszelkie instytucję odsyłają strażaków z kwitkiem. Co, jeśli kiedyś nie zdążą dojechać na czas?
Uwielbiam swoją cudowną sylwetkę, wąską talię i płaski brzuszek – Ale nienawidzę tej fałdy tłuszczu, która to wszystko skrywa