Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 142 takie demotywatory

100 lat temu prawie każdy miał konia,a tylko najbogatsi mieli samochody.Dziś prawie wszyscy mają auta,ale tylko bogaci mogą pozwolićsobie na posiadanie koni –
Cztery drewniane rydwany całkowicie nietknięte wraz ze szczątkami koni - dynastia Zhou, Chiny, 1045-266 pne –
 –
 –
Co auto z mocą 10,000 koni robi z oponą podczas startu –
+20 koni mechanicznych –
 –
Dramatyczny widok – W Krakowie doszło do dramatycznego upadku konia, ciągnącego dorożkę. Próbowali mu pomóc przechodnie. "Jak widać na zdjęciach, biedne zwierzę leży w pobliżu murów Wawelu"Po pewnym czasie koń wstał z pomocą zebranych osób, ale jego stan wzbudzał poważne obawy. Pomimo tego zwierzę zostało ponownie zaprzęgnięte do dorożki i ponownie trafiło do pracy na postój przy Rynku Głównym.Wstyd!"Zarobek kosztem bezbronnych zwierząt to najgorsza z podłości, a turyści, którzy korzystają z takich wątpliwych "przyjemności" są również odpowiedzialni za krzywdę koni..."
Krowa bohaterka została złapana.Nie przeżyła transportu – Padła krowa, które uciekła z transportu i przez kilka tygodni ukrywała się na wyspach Jeziora Nyskiego. Weterynarze, którym udało się ją złapać i uśpić, są "zdruzgotani",  ponieważ zostawiali ją w dobrym stanie.Uśpione zwierzę transportowano do gospodarstwa. Ostatecznie zwierzę zostało kupione przez starostę nyskiego. Samorządowiec obiecał, że krowa trafi do powiatowego ośrodka dla emerytowanych koni pod NysąSmutny koniec bohaterskiej krowy
W 1903 roku, 115 lat temu, Walter Baker pojawił się jak kosmita podróżujący w kosmosie. Ścigając się swoją opływową elektryczną torpedą przeciwko prymitywnym powozom bez koni –
GPS wyświetli nam dozwoloną prędkość, a gdy ją przekroczymy da nam ostrzeżenie. Jeśli i to nie poskutkuje - nie zdejmiemy nogi z gazu, nie przyhamujemy - samochód sam się tym zajmie – Bruksela chce zamienić auto, symbol wolności, w celę więzienną, za którą sami będziemy płacić. Ostatnie tygodnie spędziłem w takim aucie, w ramach zastępczaka, i uznaję, że lepiej już jeździć taksówką, lub tramwajem.Wpływ elektroniki na jazdę jest tak duży, że zabiera całą frajdę zamieniając kierowce w bezmózga kręcącego kierownicą, a i ten element jest ograniczany przez detektor pasów na drodze.Niby 200 koni, a poszaleć się nie da, bo zablokowano nawet mryganie długimi w przypadku, gdy radar wykrył auto z przodu. Najlepsze, że pewnego dna wóz stanął na środku drogi i nie dał się odpalić, gdyż padł jakiś bezpiecznik w elektronice.Idąc dalej tokiem myślenia totalniaków z UE, za kilka lat auta, które sami sobie kupimy będą wysyłały do naszych domów mandaty za przekroczenie prędkości.Swoją droga będzie zabawnym obserwować, jak poczciwe maluchy i inne dezele wyprzedzać będą wypasione BMW i Mercedesy. Oczywiście do czasu kiedy zostaną przez UE zabronione.Kto pójdzie siedzieć, gdy auto odejmie moc przy wyprzedzaniu, a wszystko skończy się śmiercią kierowcy? Programista, członek zarządu czy urzędnik?
Ile koni widzisz? –
Ile to ma koni? –
Nieczęsty to widok! Targ w Legionowie,a na nim PRAWDZIWY koniarz. Przeczytajcie, co miał do powiedzenia prosty sprzedawca ziemniaków – Pani, ona ma 25 lat! Jak ją dziesięć lat temu kupiłem to pod nóż miała iść. Święty koń. Aut się nie boi, ciężarówek się nie boi, pociągów się nie boi. Wie pani, 35 kilometrów nią przyjechałem. Jakbym teraz wyjechał to by pierwsza była jak w domu będę. Do pługa, do brony, włókuję. Kiedyś dawniej to się do Warszawy jeździło z ziemniakami, 70 kilometrów, tak?Bez problemu.U nas na czterdziestu gospodarzy tylko nas trzech ma konie. A reszta posprzedawała, na mięso, zjeść, k... jego mać, każde zwierzę tylko zjeść. Jeden miał takiego pięknego karego ogierka i źrebkę. Mówi że za sześć tysięcy sprzedał. I po co sprzedawał?! To przyszłość jest, taka źrebka. Mówili że kolki. Bo to koń musi spokojnie jeść. Pani na nią popatrzy. Owies dostanie. Je spokojnie. Powolutku. Kilka godzin i zje, Niespiesznie. Jaka kolka?! To dobry koń jest. Dwadzieścia pięć lat."Prosty koń i prosty człowiek, a takiej mądrości i zachwytu nad zwierzęciem - życzę wszystkim miłośnikom koni
To nagranie kolejki do wozów nad Morskie Oko wywołało falę oburzenia wśród internautów – Temat wykorzystywania koni w drodze do Morskiego Oka wraca non stop. Tego dnia – nagranie pochodzi z ubiegłej środy – był upał, temperatura sięgnęła 32 stopno C. "Z dołu na górę wyjechało około 160 wozów. Wniosek z tego taki, że konie musiały zrobić przynajmniej po 2 kursy" – podsumowuje Kampania przeciwko Transportowi i Ubojowi Koni. "To jest inwalidztwo mentalne, brak serca i empatii. A osoby niepełnosprawne widzimy wielokrotnie jak z pomocą przyjaciół zdobywają Morskie Oko bez zamęczania koni". Pisze też, że ostatnio jej członkowie schodzili z Morskiego Oka 45 minut, a tu stania w kolejce było na 2 godziny. To dopiero jest szczyt lenistwa
 –  Interwencja Policjantów Zespołu Konnego z Chorzowa doczekała się już poematów na temat wczorajszych zajść na stadionie Ruchu Chorzów :) pieśni będą o nich pisać :)„Potyczka nad Rawą”, 2017 – obraz autorstwa księżniczki Natalii z Siwców, miłośniczki turniejów oraz koni.Drugiego dnia miesiąca czerwca roku pańskiego dwa tysiące siedemnastego, po zakończeniu turnieju goszczonego przez baroneta Patermana, pana na Cichej, gawiedź która przybyła na widowisko wypowiedziała posłuszeństwo swojemu seniorowi wszczynając bunt. Swołocz już w trakcie turnieju dawała wyraz swemu niezadowoleniu wobec rządów chorzowskiego władyki. Jednakże prawdziwe piekło rozpętało się dopiero w chwili zakończenia zmagań turniejowych.Najpierw na pola turniejowe wyrzucono chmarę płonących pochodni, a następnie wśród pospólstwa doszło do ruszenia, które hurmem rzuciło się na ubity grunt atakując reprezentacje turniejowe, zarówno swoją jak i gościnną, a także stojących na straży prawa i porządku gwardzistów cesarskich.Nie kierowana żadną taktyką hołota prędko rozpierzchła się po całych polach turniejowych rzucając się jak sfora zdziczałych kundli. Na ten moment czekał dowódca gwardii trzymający w odwodzie elitarny oddział cesarskiej ciężkiej jazdy i wydał jej rozkaz rozpędzenia zbydlęconego hultajstwa. Cesarscy tratując i siecząc kogo popadnie prędko uporali się z całą hałastrą zapobiegając rozprzestrzenieniu się buntu na resztę miasta Chorzów także zwanego Królewską Hutą. Następnego dnia pojmanych bezecników stracono, a minister królewski, szlachetny Zbigniew z Bydgoszczy zapowiedział reperkusje wobec nieudolnego baroneta.Na poniższym obrazie widzimy ciężkozbrojnego jeźdźca cesarskiego tratującego krnąbrnego kmiecia w barwach herbowych kasztelu Cicha 6. Nie jest to tylko wierna reprodukcja dramatycznych zdarzeń, obraz niesie ze sobą bogatą symbolikę. Żołnierz w pełnym uzbrojeniu na rozpędzonym karym rumaku z jednej strony budzi grozę, z drugiej zaś podziw – jego spokojna postawa i lśniący biały hełm ukazują szlachectwo i dostojeństwo elitarnych stróżów prawa. Służbowy buzdygan, który dzierży w prawej dłoni jest natomiast symbolem władzy nad plebsem nadanej mu przez samego cesarza. Po prawej stronie, na bliższym planie widzimy idącego mu w sukurs pieszego gwardzistę, symbol lojalności, braterstwa i porządku panującego w cesarskich formacjach.Upadający nicpoń zaś obrazuje przede wszystkim porażkę buntowników, a także ich niską pozycję społeczną, bezład, prostactwo oraz uległość wobec potęgi władzy cesarskiej. Jego znamiennie zasłonięta przez artystkę twarz z kolei pokazuje jej pogardę wobec niego i mu podobnych – dla niej znaczy tyle co robactwo, albo śmieć niegodny wiernego odwzorowania.

Mężczyzna leciał samolotem i nie był zadowolony z faktu, że obok siedziała gruba kobieta, która ciągle coś mówiła do niego. Ta historia uczy, aby nie oceniać powierzchownie:

Mężczyzna leciał samolotem i nie był zadowolony z faktu, że obok siedziała gruba kobieta, która ciągle coś mówiła do niego. Ta historia uczy, aby nie oceniać powierzchownie: – Latanie nie kojarzy się raczej miło – stres, strach, mało miejsca na nogi, płaczące dzieci, a jeśli dodatkowo trafi nam się marudny towarzysz podróży od razu wszystkiego się odechciewa.To właśnie spotkało pewnego mężczyznę, który leciał z Londynu do Berlina. Obok niego usiadła głośna i zbyt przyjaźnie nastawiona kobieta, która cały czas chciała z nim rozmawiać. Najgorsze w tym wszystkim jednak było to, że kobieta była bardzo otyła.Pierwsza myśl jaka zawitała w głowie mężczyzny, to że się zaraz udusi. Kobieta była zdecydowanie za duża na samolotowy fotel, a jej wielkie ramie wchodziło już na jego „teren”. Czuł coraz większe obrzydzenie, a samolot jeszcze nie zdążył wystartować.„Grubaska nachyliła się nade mną z szerokim uśmiechem. Wymusiłem fałszywe dzień dobry, myśląc jedynie o tym, że jej wielki tyłek nie mieści się w fotelu, a jej ogromne ciało niebezpiecznie zbliża się do mnie.– Cześć, co słychać? – zagadnęła znowu z uśmiechem. Udawałem, że jej nie słyszę i zapatrzyłem się w okno, modląc się, aby nie udusić się w trakcie lotu. Wydawało mi się, że grubaska wysysa całe powietrze z kabiny. Ona jednak, zupełnie niezrażona, znów się odezwała.– Cześć, jak się masz? – spojrzałem na nią, ukrywając niesmak i średnio uprzejmie wymamrotałem „dzień dobry”. Byłem rozwścieczony na myśl o znoszeniu jej gabarytów, potu i głosu przez tyle godzin. Denerwowałem się jeszcze bardziej, gdyż ona nadal mówiła.– Mam na imię Laura, jestem Angielką. Ty pewnie jesteś z Japonii? – typowe. Nienawidzę tego. Już mocno poirytowany rzuciłem, że jestem z Hongkongu. Japonia, Chiny… co to za różnica. Kobieta jednak niezrażona, nadawała dalej.– Skoro mamy spędzić razem te kilka godzin, powinniśmy się lepiej poznać, prawda? – chciała chyba powiedzieć, że to JA muszę ją lepiej poznać. Minęło dosłownie kilka minut, a ja już wiedziałem, że leci do Berlina, aby odwiedzić przyjaciół i chce kupić prezenty dla swoich uczniów, bo jest nauczycielką w podstawówce. No cóż, mówiła dużo i chcąc nie chcąc, poznałem właściwie jej całe życie. Odpowiadałem półsłówkami, ale to chyba nie był wystarczający wkład w rozmowę.Po chwili poczułem coś dziwnego.”„Głos tej grubej kobiety zaczął w końcu mnie odprężać. Była co prawda niewiarygodnie otyła, ale przy okazji miała bardzo ciepły i miły głos. Akurat rozmyślałem na ten temat, gdy średnio rozgarnięta stewardessa zapytała mnie, czy mam wystarczająco dużo miejsca. Zanim zdążyłem odpowiedzieć, zrobiła to za mnie Laura:– Nie powinien cierpieć tylko dlatego, że koło niego siedzi słoń. – spojrzałem na Laurę nieco zdziwiony, a stewardessa z czerwonymi policzkami oddaliła się. Czy tego chciałem, czy nie, moja rezerwa w stosunku do tej kobiety przepadła. Była zbyt miła, gadatliwa i autoironiczna. Od razu widać było, że jest oczytana, a na jej twarzy cały czas widniał, niczym doklejony, szeroki uśmiech.W porze obiadu Laura przeszła jednak samą siebie. Wciągnęła mnie oczywiście do rozmowy i okazało się, że nie tylko świetnie opowiada, ale także jest świetnym słuchaczem. Kiedy dostaliśmy deser, zaczęła żartować ze stewardessą:– Naparstek musu czekoladowego na deser, a to dobre! – cóż, porcje były niezbyt duże nawet dla mnie. Zmęczona stewardessa nagle rozpromieniała i zaczęła się śmiać. Na ucho szepnęła Laurze, że jest ona najlepszym, co ją dzisiaj spotkało.Laura to niezwykła kobieta, która potrafi zarazić każdego swoją energią i pozytywnym nastawieniem. Może trochę bezmyślnie, ale zapytałem, czy nie chciała przejść na dietę. Moje pytanie bardzo ją zdziwiło. Odpowiedziała, że dobrze czuje się w swoim ciele, więc po co ma cokolwiek zmieniać?”„Ośmielony zachowaniem Laury, pytałem dalej. Tym razem o to, czy nie obawia się żadnych chorób.– Nie no, coś ty. Chorym jest się gdy ciągle myśli się o chorobie. Ja wierzę w samospełniające się proroctwa. Poza tym, wszystkie reklamy o odchudzaniu i zdrowym trybie życia są głupie. Ja czuje się dobrze we własnej skórze. Nie muszę zrzucać dwudziestu kilogramów. Zamiast męczyć się na bieżni, wolne spotkania z przyjaciółmi. Tak czy siak, uważam na to, co jem, a dodatkowo, codziennie chodzę na długie spacery. A że jestem większa? Najwyraźniej tak miało być.Laura zamówiła wino. Też się skusiłem. Popijając je, zaczęła mi tłumaczyć, że musi być większa, gdyż ma wielkie serce no i musi je gdzieś zmieścić. Ten argument bardzo dobrze do niej pasował.– Wiele osób widzi we mnie jedynie grubaskę z wielkim tyłkiem i biustem. – prawie zakrztusiłem się winem, bo chwilę wcześniej sam o niej tak myślałem.– Moja nadwaga nie może zdominować mojego życia. Poza tym mam więcej energii niż te wszystkie modeleczki razem wzięte.Zapytałem ją z ciekawości o to, czy jest w związku. Okazało się, że… nie narzeka na brak zainteresowania, chociaż jest szczęśliwą mężatką. Dodatkowo uwielbia podróże. Wtedy Laura zamyśliła się na chwilę.”„Powoli sącząc wino wyłożyła mi swoją teorię na temat relacji damsko-męskich:– Zawsze to samo. Kobiety uwielbiają swoich mężczyzn i wychwalają ich pod niebiosa. Dopóki ci czegoś nie zepsują. Wystarczy jedno potknięcie, a kobieta zupełnie się zmienia i zupełnie ulatuje z niej radość ze związku. Mężczyźni z kolei szukają kobiety, która będzie ich najlepszą przyjaciółką. Taką z którą będzie można konie kraść. Z czasem jednak najważniejszy staje się kredyt i rachunki, a szaleństwa zakochanych przyjaciół idą w odstawkę. Wystarczy jednak znaleźć złoty środek. Coś pomiędzy kredytem a kradnięciem koni.Nawet nie zauważyłem kiedy minęła mi podróż. W towarzystwie Laury czas szybko płynął, a jej gadanie pomogło zupełnie inaczej spojrzeć na relacje międzyludzkie, na to, jak potrafią mylić pozory, no i również spojrzeć inaczej na samego siebie.Poczułem odrazę przez to, co na początku myślałem o tej niezwykłej kobiecie. Jest ona najpiękniejszą, jaką w życiu spotkałem.”
 –
Istnieje pewna chińska przypowieść o wieśniaku, który uprawiał swojepole z pomocą starego konia – Któregoś dnia koń uciekł na wzgórza, a kiedy sąsiad wyraził wieśniakowi współczucie z powodu takiego nieszczęścia, ten odpowiedział:„Nieszczęście? Szczęście? Kto wie?” Po tygodniu koń wrócił ze wzgórz na czele stada dzikich koni, i tym razem sąsiad gratulował wieśniakowi takiego fortunnego obrotu sprawy. A ten rzekł:„Nieszczęście? Szczęście? Kto wie?”A potem, kiedy jego syn starał się okiełznać któregoś z dzikich koni, spadł z grzbietu zwierzęcia i złamał nogę.Wszyscy uważali to za nieszczęście. Ale nie chłop, którego jedyną reakcją było:„Nieszczęście? Szczęście? Kto wie?” Kilka tygodni później do wioski wkroczyli żołnierze i zabierali do wojska wszystkich mieszkających tam sprawnych młodzieńców. Gdy zobaczyli, że syn tego wieśniaka ma złamaną nogę, zostawili go w spokoju.Czy teraz to było szczęście? Nieszczęście? Kto to wie...
Apeluję w imieniu wszystkich koni: – Przestańcie nas walić!