Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 326 takich demotywatorów

Pisarka i publicystka Janina Wieczerska, kuląc się z zimna, paliła przed jakimś budynkiem papierosa i skarżyła się drugiemu nałogowcowi: – – W dobie szalejącej poprawności politycznej jedyną powszechnie akceptowaną formą agresji jest antynikotynizm. Jak pan w towarzystwie powie, że jest pan alkoholikiem, narkomanem, pedałem, lesbijką, czy kim sobie pan tam chce, to wszyscy będą mili i współczujący. Każdy się nad panem użali. Ale niech pan spróbuje w towarzystwie powiedzieć, że pan pali. Wszyscy zgodnie zakrzykną: „Wypie*dalaj na dwór!”.
Anegdota z czasów wojny –
Reżyser Andrzej Wajda pokazał w Ameryce nominowaną do Oscara "Ziemię obiecaną"; podszedł do niego nieznajomy mężczyzna – "Nazywam się Martin Scorsese - powiedział. - Widziałem pański "Popiół i diament". Wspaniały. Za chwilę będzie wyświetlany mój film pod tytułem "Taksówkarz". W ostatniej scenie bohater nosi ciemne okulary…Ciemne okulary były znakiem rozpoznawczym Zbigniewa Cybulskiego, grającego główną rolę w "Popiół i Diament".Scorsese od zawsze był wielkim fanem polskiego kina
Witold Gombrowicz obrał jabłko, zjadł je, a następnie zjadł obierki. Zapytany, dlaczego to zrobił, odparł: – - Dałem matce słowo honoru, że będę obierał owoce
Do Warszawy przyjechał jeden z amerykańskich tłumaczy utworów Henryka Sienkiewicza. Gdy spytano o cel jego wizyty, Sienkiewicz powiedział: – - W całej Ameryce nikt nie mógł wytłumaczyć, co znaczy słowo „wciórności” i jak to wyrazić po angielsku.
Ksiądz profesor Józef Tischner lubił zdrzemnąć się po obiedzie. – - Proszę mnie nie budzić - mówił - chyba, żeby ogłosili, że zniesiono celibat!
Teorię „dwóch bram” sformułował aktor Zdzisław Maklakiewicz: – - Trzeciego dnia powstania idę z kumplem ulicą, a tu nagle jak nie trzaśnie bomba. Prysnęliśmy do dwóch bram, w dwie różne strony. Dzisiaj kumpel jest wiceministrem, a ja drugorzędnym aktorem. I to dlatego, że ja wpadłem do bramy z kobietami i dziećmi, a kumpel do tej, w której stali chłopcy z Armii Ludowej.
Aktor Wiesław Gołas ma słabość do płci pięknej. Kiedyś zapytano go, jakie dziewczyny podobają mu się najbardziej? Gołas odpowiedział: – - Mogą mieć nawet szesnaście lat, byleby młodo wyglądały...!
Pewnego razu, sekretarka powiedziała Steve'owi Jobsowi, że nie mogła zdążyć na czas, bo jej samochód nie chciał odpalić. Jobs tego samego dnia przyszedł do niej, rzucił jej kluczyki do nowego Jaguara i powiedział: – "Trzymaj. I masz się już więcej nie spóźniać"

Trochę anegdot z życia Jana Himilsbacha - genialnego aktora, nazywanego Marcelem Proustem spod budki z piwem:

 –  Przed barem "Zodiak" w Warszawie, gdy robotnicyukładali chodnik- "Tyle dróg budują, tylko, ku**a, nie ma dokąd iść!".W hotelu, gdzie dzielił pokój ze znawcą antyku, poetą,Mieczysławem Jastrunem- "Ustalmy, szczamy do umywalki czy nie?".Gdy zaproponowano mu rolę Hamleta i nie doszło dopremiery- "Hamlet to nudna rola, a Ofelia zwykła szmata".Na scenie Kabaretu "Pod Egidą" Jan Pietrzak (ciekawedlaczego, pewnie z zazdrości) bezskutecznie namawiał godo zakończenia spontanicznego popisu:- Jasiu, zejdź!- Zejdę, jak zejdzie Edward Gierek!!! - OdparłHimilsbach.Historiami o parze Himilsbach-Maklakiewicz zapisanojuż tony papieru. W zasadzie byl to jedyny duet aktorskiwykreowany przez polskie kino. "Wniebowzięci", "Jakto się robi?" - to klasyka polskiej komedii. Równieżprywatnie byli ze sobą bardzo zżyci. Plotka głosi, że wdwa dni po pogrzebie Maklaka Himilsbach zadzwonił dojego matki.- Zdzisiek jest? - pyta zachrypniętym głosem.- Ależ panie Janku - dziwi się matka - przecież pan wie,że Zdzisiek umarł.- Wiem, ku**a, ale mi się w to wierzyć nie chce. Bardzopanią przepraszam.Cały Himilsbach."Jasiu" grywał zwykle - z nielicznymi wyjątkami -króciutkie, kilkudziesięciosekundowe epizody w filmachlat 70-tych i 80-ych. Oficjalnie mówi się, że do filmuściągnął go Marek Piwowski propozycją zagrania w"Rejsie". Sam Himilsbach utrzymywał, że byłoodwrotnie, że to on wysłał Piwowskiego na studiareżyserskie.Najsłynniejsza anegdota o Himilsbachu iznienawidzonych przez niego samego oponentachbrzmiała:Któregoś dnia do warszawskiego "Spatifu" wszedłprzewodniczący Komitetu Kinematografii - partyjny"książę" od którego zależały wszystkie ówczesneprodukcje. Kłaniał się grzecznie panom aktorom,panowie aktorzy z poszanowaniem, odpowiadaliukłonami. "Książę" usiadł, zamówił herbatkę. Naglespostrzegł Janka.- Dobry wieczór panie Janku... - Rzekł w swejłaskawości.- Uważaj w którą stronę kręcisz łyżeczką ch.ju! -odpowiedział Himilsbach.Znów, cały "Jasiu".Pierwszym dyrektorem warszawskiego "Spatifu", który'przeszedł do historii filmu, był Włodzimierz Sidorowski.Tę karierę dyrektor zawdzięcza Janowi Himilsbachowi."Jaś" postanowił, że tak będzie się nazywał grany przezniego bohater "Rejsu". To był akt zemsty, boSidorowski z powodu jakiejś rozróby dał mu kiedyśczasowy' szlaban na zabawy' w lokalu.Jak już mowa o "Rejsie".. Jeśli gdzieś usłyszymy: "O,droga...", to koniecznie należy' dokończyć: "...chy'ba naOstrołękę". W towarzystwie wręcz wypada zagaić:"Służbowo...". Zawsze bowiem znajdzie się ktośuprzejmy, kto skwapliwie zapyta: "Jak to służbowo?". Imożna będzie odpowiedzieć, wymachując jednocześnieręką przed sobą: "Na statek...". Brakuje jeszcze tylko,aby ktoś rzucił od niechcenia: "Nuda. Nic się nie dzieje,proszę pana". Wtedy już pozostaje tylko się przedstawić:"Bardzo mi przykro, Sidorowski".Kolejna anegdotka z "Rejsu" dotyczy synkaMamoniów, który' zachow ał się bardzo nieprzyzwoicie ipozbawił filmow ego Sidorowskiego posiłku. Jakutrzy'muje Dominik Kubiński, ponoć któregoś razu,kiedy milicja zatrzymała wstawionego JanaHimilsbacha, Marek Piw owski poszedł na komisariat,by wyjaśnić spraw ę. Komendant posterunku zgodził sięnie wyciągać konsekwencji, pod warunkiem że w filmiezagra jego synek. I stąd wziął się mały' Romuś, który' taknaprawdę w cale nie zwinął Sidorowskiemu kiełbasy..Opowiada Mamcarz:W latach 80-tych pracowałem w kabarecie działającymprzy ZPR-ach w Warszawie. Najbarwniejszą postaciąkabaretu był Jan Himilsbach. W miesiącach letnichzwykle występowaliśmy w miejscowościachnadmorskich, trochę pracując, trochę odpoczywając.Ja, jako osoba najmłodsza z grupy, miałem za zadaniedyskretnie baczyć na to, by Jasiu nie nadszarpnąłswojego zdrowia i był sprawny dnia następnego. Był tojeden z pierwszych moich wyjazdów z grupą. Trasęrozpoczęliśmy w Gdańsku. Zostałem zameldowany wjednym pokoju z Himilsbachem w hotelu Hevelius.Rozpakowaliśmy się i Jasiu daje komendę.- Chodź idziemy do baru. Mam na jedno piwo.- Nie jest źle, nie ma pieniędzy, więc nie przeholuję -pomyślałem.Schodzimy. W barze zaraz pojawiło się kilka osób znieograniczoną zdolnością finansową. Każdy chciałwypić zdrowie z Panem Jankiem, a przy' okazji ze mną.Miałem czuwać nad tym, by Himilsbach nie wypił zadużo. Byłem w sytuacji dość niezręcznej. Nie chciałemzachowywać się gruboskórnie, postanowiłem więcwiększość alkoholu spływającego na nasz stolikprzyjmować na siebie, by jakoś chronić Janka.Około godziny drugiej Himilsbach spotkał się (jak siępóźniej dowiedziałem) przy' windzie z Jurkiem Cnotą.- Co, zjeżdżasz do baru? - pyta Cnota.- Cały czas jestem. Odprowadziłem tylko Mamcarza,ma strasznie słabą głowę. Kogo mi oni dali do pokoju! -odpowiedział Himilsbach.Himilsbach pił kiedyś piwo na środku Marszałkowskiej.Podeszła do niego staruszka- Co Pan tu, proszę Pana, sieje zgorszenie? Piwo Panpije na środku ulicy?- Babciu - powiada Janek - pani nie wie o co chodzi, jado organizmu wprowadzam bajkowy' nastrój.Od śmierci Maklakiewicza - Himilsbach coraz rzadziejpojawiał się w Alejach (chodzi o "Spatif'). Byłschorowany i stan zdrowia nie pozwalał mu na zabawy'tak huczne, jak dawniej. Nie miał już swojejcharakterystycznej chrypy, mówił szeptem, chodził ztrudem. Znany warszawski lekarz, codzienny gość"Spatifu",wyznaczył mu więc alkoholowy' limit - sto gramdziennie. Jednak w niedługi czas potem zobaczyłHimilsbacha w stanie wskazuj ącym na spożyciewiększej ilości.- Jasiu! A nasza umowa - karcił aktora - miałeśpoprzestać na stu gramach?!- A ty' myślisz, że ja tylko u ciebie się leczę? - spokojnieodparował Himilsbach.Cały' "Jasiu".
Jedna z anegdot głosi, że porucznik Bolesław Długoszowski - Wieniawa, późniejszy generał i adiutant marszałka Józefa Piłsudskiego, miał przesłuchać wziętego do niewoli radzieckiego oficera. Butny Rosjanin od razu na początku oskarżył Długoszowskiego: – - Zdrajcy! Idziecie razem z Germanami na swoich, na Słowian. O co wy się właściwie bijecie?- O naszą wolność oczywiście - odpowiedział Wieniawa. - A wy o co?- O honor.- No, to każdy walczy o to, czego mu brak.
Król Stanisław August Poniatowski słynął z tego, że chętnie rozdawał ordery. Zdarzyło się kiedyś, że dekorując pewnego niezbyt uczciwego człowieka powiedział do niego: – - Wręczając Waści order proszę o jedną przysługę.- Wykonam ją solennie! – odparł odznaczony.- Otóż zdejm pan ten order, gdy będziesz wieszany!
W garderobie aktorki rozmawiały o pielęgnacji włosów. Padały przepisy na mycie ich w piwie, nafcie, żółtkach, gdy do garderoby wszedł aktor Andrzej Zaorski. – A pan, panie kolego, czym myje włosy, jajami? – zapytała jedna z pań. – – Nie, rękami – odpowiedział.
 –  Anegdotka z pracy.Azarath nagrywa sobie gitary. Gdyby młody Penderecki zszedł na złą drogę izaprzyjaźnił się z LaVeyem to pewnie pisałby takie utwory jak te z nowejpłyty-Leci więc ten numer, no zagłada jakaś, tempo 28obpm, brzmi jakby siękun/va cmentarz walił, i WTEM Zbynol przerywa nagranie i - napawde,zupełnie na poważnie pyta:-Ty, czy to nie jest za wesołe??o_O
Aktor Roman Wilhelmi zabalował i zapomniał o domu. Musiał znaleźć wytłumaczenie. O pomoc poprosił znajomego technika z teatru, który w rozmowie z żoną wyjaśnił: – - Tak, jest w szpitalu. Nie, nic poważnego, po prostu zasłabł, więc zostawiliśmy go na badaniach. Kto mówi? Ja, doktór ordynatór.- Boże, źle obsadziłem… - jęknął Wilhelmi
Poeta Antoni Słonimski słuchał transmisji radiowej z kolarskiego Wyścigu Pokoju. W pewnym momencie spiker zawołał: – - Proszę państwa, na czele peletonu jadą Polacy, gonią ich Niemcy i Rosjanie….- I pomyśleć, że tak od tysiąca lat… - skomentował Słonimski.
Jeśli myślisz, że dawniej mężczyźni byli bardziej romantyczni, to przeczytaj list Stanisława Ignacego Witkiewicza, pisarza, malarza i fotografika, do swojej żony: – Ale mam pecha. Wczoraj, kiedy robiłem pipi w lesie i zapatrzyłem się na krajobraz, bąk koński uciął mnie w kutasa. Spuchło to jak balon i myślałem, że odpadnie. Ale jodyna i Staroniewicz uratowali to cenne utensylium dla dobra przyszłych pokoleń. Dziś jest tylko czerwone, ale może jeszcze odpadnie. Jak odpadnie, to Ci przyślę w formalinie”.
Pewnego majowego dnia Sławomir Mrożek dostrzegł młodego człowieka w garniturze i domyślając się, że jest to maturzysta, zapytał z troską: – – Było „Tango”?– Było – odpowiedział strapiony młodzieniec.– Przepraszam – wydusił Mrożek.
Wysiadając z taksówki, Wojciech Kossak dał szoferowi dziesięć złotych napiwku.– Córka pana profesora dała mi wczoraj dwadzieścia – mruknął szofer.– Ona może, bo ma bogatego ojca. A ja jestem sierota... – odpowiedział Kossak. – Docenisz wartość pieniędzy, kiedy sam zaczniesz je zarabiać
Pod koniec lat trzydziestych XX wieku będący wówczas u szczytu sławy Julian Tuwim nadawał telefonicznie depeszę. Odbierająca ją pracownica poczty powtórzyła bezbłędnie treść, lecz zacięła się przy nazwisku nadawcy: – — Tufin? Turyn? Nie dosłyszałam.— T – jak tlen, U – jak uran, W – jak wodór, I – jak iperyt, M – jak mangan — przeliterował wybitny poeta. — Ach, Tuwim! — wykrzyknęło radośnie dziewczę.— Więc pani już wie, kim jestem?— Oczywiście! Na pewno jest pan chemikiem.