Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 123 takie demotywatory

5 lutego 1949 roku na trasie z Gniezna do Warszawy miał miejsce bardzo dziwny wypadek samochodowy – W okolicach Witkowa jeden z samochodów najechał na stalową zaczernioną linę rozciągniętą między drzewami. Główna teoria mówi, że była to nieudana próba zamachu na życie wracającego z ingresu z Gniezna nowowybranego prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego. Do wypadku z jego udziałem nie doszło tylko dlatego, że samochód wiozący prymasa zmienił trasę przejazdu
Zaraz będę w domu, tylko na chwilę wlecę do autokomisu –
0:31
Czesi znaleźli na to sposób i stworzyli "antysmogowe" piwo, które nosi nazwę Pražský chodec, czyli praski pieszy – Pomaga oczyścić powietrze z dwutlenku węgla, benzopirenu i drobinek kurzu. Wystarczy wypić jedną butelkę. Jak działa? Bardzo prosto. Wypijesz jedno piwo i nie możesz wsiąść do samochodu.Ruch samochodowy jest w Pradze największym źródłem smogu. Zaleca się picie z kolegami zaraz po pracy, wtedy służbowy samochód na pewno zostanie w garażu. Wrócić do domu należy metrem lub tramwajem. A jak się zarejestruje grupę kolegów piwoszy, to dostaje się piwo za darmo. Funduje je miasto Praga!
Przyjrzyj się dobrze, żeby nie zwalniać i nie przyglądać się na drodze –

Top 10 rekordów, których nikt nigdy nie powinien pobijać!

 –  STOP#10NAJDŁUŻSZAODLEGŁOSĆ PRZEBYTAWE WNETRZU TORNADAUciekając przed potężnym wiatrem w stanieMissouri, Matt Suter został przeniesiony przeztornado o prawie 400 metrów! Chlopak powszystkim obudził się żywy, z malą raną glowy#9NAJBARDZIEJ PŁODNIRODZICEMieszkaniec Moskwy, Feodor Vassilyev, razem zdwoma żonami spłodził 22 pary bliźnigt, 9trojaczków i 4 czworaczków, co daje łącznie 87dziecil Najbardziej płodną matką była pierwszažona Feodora- przeżyła aż 27 ciąż.NAJCIĘŻSZY CZŁOWIEKW HISTORII#8Jon Brower Minnoch z Waszyngtonu mając 12 latważył 135 kilogramów. Jego waga stale rosła, ażosiągnal zawrotne 635 kilogramów. Gdyzachorował na serce, potrzeba było aż dwunastustrażaków, żeby przetransportować go doszpitala.# 7NAJWIĘKSZA ILOŚĆKAMIENI NERKOWYCHPewnemu mieszkańcowi Indii operacyjnieuSunięto aż 172 155 kamieni nerkowych o różnejwielkości, od milimetra do 2,5 centymetra. Tymsamym pobil on poprzedni rekord, który wynosił14 098 kamieni.#6NAJSZYBSZY WYPADEKSAMOCHODOWYDonald Campbell, w 1960 roku pobijał rekord nanajwiększą prędkość na lądzie. Nietsety, podczasszóstego przejazdu testowego w Utah stracitkontrolę nad swoim pojazdem. Konstrukcjamaszyny uratowala mu życie. Uszkodził sobietylko lekko czaszkę i błonę bębenkową, przyprędkości aż 586 kilometrów na godzinę.#5NAJDŁUŻSZY POBYT NASZPITALNYM KORYTARZUZdarzenie bynajmniej nie miało miejsca w Polsce.w Wielkiej Brytanii, Tony Collins leżał na noszachprzez 77 godzini 30 minut. Chory na cukrzycę imeżczyzna przybył do szpitala w Swindon wsobote, a lóżko dostał we wtorek.#4NAJWIĘCEJ AMPUTACJIJEDNEJ REKIClintowi Hallamowi, w 1984 roku, pilarka obcięłarekę powyżej nadgarstka. Lekarze przyszylikończynę, ale zostala zainfekowana iamputowana po raz drugi w 1988. Dziesięć latpoźniej mężczyźnie przeszczepiono rękę, jednakprzeszczep został odrzucony i rękę trzeba byłotrzeci raz amputować w 2001 roku.#3NAJWIĘCEJ ZŁAMANYCHKOŚCIKaskader Robert Craig Knievel, w czasie swojejkariery przeżył 18 wypadków. W rezultacie mial433 zlamania 35 różnych kości. Wśród nichzłamania: czaszki, nosa, szczęki, obu obojczyków,ramion, nadgarstków, mostku i żeber.#2NAJWIĘCEJ WYPADKÓWJEDNEGO DNIAPit bull z Kalifornii, 15 kwietnia 2003 rankiemuciekł z posesji i wpadł pod samochód dostawczy.Stwierdziwszy śmieré zwierzęcia policjant strzeliłdo niego, żeby oszczędzić mu cierpienia. Psazostawiono w kostnicy dla zwierzqt. Po dwóchgodzinach jedenz pracowników zauważył, żepies nadal żyje, okazało się, że stracił jedyniesluch w prawym uchu.#1NAJTRUDNIEJSZY DOZABICIATow prawdzie nie jest rekord Guinnessa, ale fakti tak mrozi krew w żylach. Współtowarzyszebezdomnego Michael Malloya postanowili gozabić i podzielić się jego polisą ubezpieczeniową.Najpierw dali mu dużą dawkę alkoholu liczac, żezapije się na śmierć. Następnie spiskowcyzastępowali alkohol plynem przeciwkozamarzaniu i terpentynq, dawali mu trutkę naszczury oraz zepsute ostrygi z pinezkami. W nocy,gdy temperatura spadla do -25 stopni Celsjusza,współtowarzysze rozebrali go do naga i wylalina niego zimną wodę. Następnie przejechalisamochodem. Ostatecznie, duszqc go gumowymweżem- zabili.
Jeśli masz poczucie humoru i własny warsztat samochodowy –  Nasze godziny pracy Zwykle zaczynamy o godzinie 9-tej lub 10-tej czasami już o 9mej, ale zdarza się że o 11-tej. Wychodzimy tak gdzieś koło 18-tej, 19-tej, niekiedy jednak już o 17-tej. W niektóre dni, szczególnie po południu w ogóle nas nie ma ale ostatnio zwykle jesteśmy. Cennik usług warsztatu samochodowego Usługa Dopłata Cena ogółemUsługa, gdy klient patrzy na ręce mechanika Cena normalna + 50%Usługa, gdy klient patrzy na ręce mechanika i komentuje dopłata + 100%Usługa gdy klient patrzy na ręce mechanika i w dodatku wie lepiej dopłata 200%
 –

Janusz kupuje fotelik dla dziecka - krótka historia (42 obrazki)

Źródło: Strefa Fotelików Olsztyn

Paola Antonini jest piękną modelką, która kilka lat temu miała wypadek samochodowy. Lekarze musieli jej amputować nogę, co nie złamało jej ducha i nie odebrało miłości do życia

 –

Tak wygląda podróżowanie z niepełnosprawnym dzieckiem: Najgorsze jest to, że dotyczy to też miejsc, które zostały przebudowane za grubą kasę i powinny być przystosowane do takich sytuacji

Najgorsze jest to, że dotyczy to też miejsc, które zostały przebudowane za grubą kasę i powinny być przystosowane do takich sytuacji –  Alicja Kaiser Konieczna27 stycznia o 14:53 · Jestem mamą, dziecka z niepełnosprawnością. Od urodzenia jego stan się stabilizuje, ale rozwój nie ulega znaczącej poprawie. Szymek nie chodzi, nie siedzi, jest dzieckiem całkowicie zależnym. Z każdym kilogramem i centymetrem jest coraz trudniej i ciężej, ale dajemy radę. Raz na kwartał jeździmy do Berlina przebadać Szymka i ustawić mu leki i tak już od 10 lat. Zazwyczaj jeździmy samochodem, ale podróż trwa ok8h i jest bardzo męcząca. Dlatego wybrałam ICC Gdańsk-Berlin 5:30h. Przystąpiłam do zakupu biletu przez internet, utworzyłam konto, zalogowałem się, wybieram trasę itd., przychodzę do ustawowych ulg, żeby wybrać tą właściwą i tu pierwszy klops. Nie można wybrać taryfy zniżkowej dla inwalidów i ich opiekunów. Pomyślałam, że słaby ten user experience, trudno przejdę się do kasy, przynajmniej obędzie się bez pomyłek. Zmierzam do centrum obsługi klienta ICC. Nawet estetyczne pomieszczenie kilka kas, fotel, siadasz, zamawiasz. Więc siadam i mówię:- dzień dobry, chciałabym zakupić bilet, z Gdańska do Berlin, to moja pierwsza podróż pociągiem z synem lat 13, jest dzieckiem z niepełnosprawnością, całkowicie zależnym ode mnie jako opiekuna, nie chodzi, nie siedzi, nie stoi samodzielnie. Z jakiej oferty mogłabym skorzystać, aby była dopasowana do naszych potrzeb i była najkorzystniejsza finansowo, co tu dużo mówić, idzie kryzys.Pani poinformowała mnie, że są jeszcze bilety w promocyjnej taryfie i może mi taki bilet właśnie sprzedać. Ok, więc wygenerowała bilet i mówi, że do zapłaty jest 630 zł, przełknąłem ślinę i pytam, ale czy to na pewno to jest najkorzystniejsza oferta, bo mój przejazd z synem jest objęty zniżką, nie wiem teraz dokładnie jaką, ale czy nie będzie taniej, jeśli kupimy bilety poza promocja? Pani popatrzyła w stronę koleżanki i retorycznie odparła, Krysiu na 78% nie będzie taniej? No nie, to będzie najkorzystniejsza oferta. Więc jeszcze się dopytuje, ale czy na pewno nie byłoby taniej, kupić bilet na odcinek krajowy i osobno na zagraniczny? Pani powiedziała, że nie, że bilet do z Rzepina do Berlina, będzie droższy niż promocyjne, że normalny bilet kosztuje 230 zł a tutaj mam za 150+. Widząc narastającą irytację pani kasjerki, uznałam że wyczerpałam temat i zakupiłam bilet za 630 zł. Dopytam jeszcze czy jest możliwość uzyskania pomocy asystenta przy wniesieniu dziecka do pociągu. Pani podała numer, pod którym mam taką usługę zamówić, koniecznie przynajmniej 48 h wcześniej. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Po przyjeździe do domu zadzwoniłam pod wskazany numer i zanim umówiłam się z drużyną transportową, zapytałam, ile kosztowałby mnie przejazd z Gdańska do Berlina, korzystając ze zniżki dla osoby z niepełnosprawnością i opiekuna. Pani po chwili odpowiedziała, że przejazd dla dwóch osób na odcinku Gdańsk-Rzepin kosztować będzie mnie 31zł,a bilet z Rzepina do Berlina ok.19 €, spadłam z krzesła... Oszołomiona tą informacją, udałam się ponownie do centrum obsługiICC, niestety było już zamknięte, dla pewności podeszłam do kas regionalnych, sprawdzam i dopytuję, ile kosztuje bilet ze zniżką dla osób z niepełnosprawnością, pani potwierdziła cenę, która podano na infolinii. Wtedy poprosiłam o wymianę na tańszy bilet i zwrot różnicy za zakupiony bilet 630zł. I tu kolejna niespodzianka bilet promocyjny za 630zł, jest bezzwrotny i nie podlega wymianie! Zrezygnowana odeszłam, z zamiarem, że przyjadę jutro do centrum obsługi i na pewno pani kierownik coś poradzi. Rano pojawiam się w centrum ObsługiICC Gdańsk Główny, siadam, mówię: witam, chciałabym zwrócić bilet, który wczoraj zakupiłam, gdyż zostałam wprowadzona w błąd i przepłaciłam znacznie za przejazd. Pani zrobiła strapioną minę i potwierdziła, że te bilety nie podlegają zwrotom, dowiedziałam się też, że na stacji Gdańsk Gł. nie ma żadnego kierownika, nie ma też starszej kasjerki, ani nikogo kto zawiaduje tą niefrasobliwą obsługą, turkusowe zarządzanie. Nie kryjąc rozczarowania i reszty, poprosiłam pomimo wszystko o formularz reklamacyjny i zakupiłam również ten tańszy bilet. Poprosiłam o zorganizowanie brygady pomocniczej, pani wypełniła formularz, jeszcze raz potwierdziłam wszystkie informacje dotyczące syna i jego ograniczeń. Zirytowana wyszłam. Po godzinie zadzwoniono do mnie z infolinii ICC z potwierdzeniem złożenia zapotrzebowania na pomoc przy załadunku osoby niepełnosprawnej. Przeszłam jeszcze raz przez formularz zgłoszeniowy, odpowiadając ponownie na wszystkie pytania i korygując źle zaznaczone przez kasjerkę odpowiedzi np. „czy ma problem z poruszaniem się?” Odp.: NIE ?! Podczas rozmowy okazało się jednak, że jeśli osoba nie jest w stanie samodzielnie zejść z wózka i podtrzymywana przez drużynę wejść po schodkach, to taka pomoc nie będzie mogła być udzielona, gdyż według przepisów drużyna nie może podnosić osoby będącej na wózku i wnosić jej do pociągu. I tu zaniemówiłam. Właśnie mam bilet za 630złi kolejny, który kupiłam przed chwilą i na końcu okazuje się, że ten pociąg w ogóle nie jest przystosowany do transportu osób niepełnosprawnych niechodzących! Pani wytłumaczyła, na czym pomoc polega i że taka osoba musi być zdolna do stania lub chodzenia i przy asyscie drużyny będzie wprowadzona do pociągu. Mogę też wnieść sama dziecko na rękach... stwierdziłam, że nie ma takiej opcji, syn jest po operacji i kręgosłupa waży 28 kg, nie podjęłabym się takiego CrossFit na peronie na mrozie. Powtórzyłam pytanie, czy istnieje jakaś inna możliwość umieszczenia w pociągu dziecka bez wyjmowania go z wózka? Niestety w świetle przepisów nikt nie może mi oficjalnie pomoc, pewnie mogłabym liczyć na uprzejmość drużyny, ale... Zwątpiłam, czy ktokolwiek z nich widział kiedyś osobę z niepełnosprawnością. Dopytam jeszcze czy i dlaczego jest taka rozbieżność w informacjach między centrum obsługi klienta na dworcu a infolinią, która informuje mnie o tym wszystkim w momencie, kiedy bilety już mam zakupione i dlaczego te informacje nie są przekazywane przed zakupem biletu, a dopiero po fakcie i okazuje się że bilet jest bezzwrotny, więc nawet nie mogę odstąpić od tego przejazdu, tylko ewentualnie na drodze jakiegoś indywidualnego rozpatrzenia składać reklamację! Pani nie była w stanie mi na to odpowiedzieć i wcale się nie dziwię. Zostawiłam otwarte zlecenie na pomoc przy wsiadaniu z nadzieją, że być może drużyna będzie na tyle empatyczna i po prostu pomoże mi wnieść młodego na pokład.Coś jednak dalej budziło mój jaskółczy niepokój, weszłam na stronę internetową, przejrzałem warunki reklamacji, okazało się, że aby złożyć reklamację, należy również mieć zaświadczenie o rezygnacji z biletu, czego pani w kasie oczywiście mi nie dała, nie można czegoś takiego wygenerować poprzez stronę www, gdyż bilet został kupiony w kasie. Więc dalej, pakuję się znowu w auto, jadę na dworzec, wysiadam, wchodzę do centrum ICC, już bez witania, bo się dzisiaj rano witałyśmy. Proszę o formularz rezygnacji z przyjazdu. Pani spojrzała na bilety, już je kojarzyła i mówi:-no nie, na te bilety nie trzeba takiego formularza, bo one są bezzwrotne. Więc dopytuję, czy reklamacja będzie uwzględniona bez tego formularza, bo na stronie jest napisane, że bez rezygnacji reklamacje i zwroty nie są uwzględniane.- ale pani tego nie potrzebuję, bo ten bilet i tak nie może być zwrócony ani wymieniony.Poprosiłam o pieczątkę i podpis, pieczątka to zawsze coś. I jeszcze na odchodne powiedziałam tylko, że drużyna, którą pani umówiła do pomocy, nie może mi pomóc, bo nie mogą podnosić wózka z dzieckiem i wnosić go do pociągu, bo przepisy na to nie pozwalają. Pani zdziwiona odparła:- Pierwsze słyszę!Niczego innego się nie spodziewałam. Pani pokazała mi palcem gdzie mam iść i się dopytać. Uśmiechnęłam się i poprosiłam, aby sama się dopytała, bo to w jej interesie jest mieć wiedzę, która się „dzieli”. Dziękuję, do widzenia, nie polecam.Dzień wyjazduPrzyjeżdżamy na dworzec 7 rano, dziecko zapakowane szczelnie w kokon, bo temperatura - 7, ale na dworcu trzeba być 30 min wcześniej, jakoś damy radę, podchodzę do informacji i pytam o drużynę, wyłania się miła pani z miłym panem, w uniformach jak brygada antyterrorystyczna, spodnie bojówki z kieszeniami, wysokie buty na grubej podeszwie antypoślizgowej, czapki, rękawiczki kamizelki odblaskowe, naprawdę robi to wrażenie. Silni, zwarci i bojowi jak mawiał dziadek. Pomyślałam sobie, na pewno nie będzie problemu, jak, poproszę, żeby wnieśli młodego z wózkiem. Przyszliśmy naokoło dworca w Gdańsku, nie działa żadna winda ani schody, remont, przeszliśmy przez dwa szlabany, dostaliśmy się na peron, czekamy, czekamy, czekamy. Pociąg podjeżdża, otwierają się drzwi do naszego wagonu, z którego wyskakuje chwatki konduktor i zanim się obejrzałam łapie za wózek i wnosi go razem ze mną do pociągu. W tym momencie drużyna już była w tunelu, nawet nie zdążyłam im podziękować... Ani zapytać, czy pomogą. Dlatego umawiać się trzeba koniecznie 48 h wcześniej, bo taki jest ruch w interesie, a zakres pomocy to asysta w przejściu pod szlabanem.Sam przedział dla osoby na wózku i jego opiekuna bardzo wygodny, WARS działa, konduktor bardzo miły i uprzejmy no i toaleta również dostosowana do potrzeb. Weszłam, sprawdziłam, jak można by tutaj przewinąć takie dziecko jak Szymon, no nie da się, ale w rogu stoi coś dużego, przykrytego jakąś szarą płachtą. Pomyślałam to na pewno przewijak! I zabrałam się do zdejmowania tej płachty, po zdjęciu okazało się, że tam jest coś, co wygląda jak jakiś rodzaj drabiny albo barierki. Podnoszę, w sumie lekkie to, aluminiowe, może da się na tym jednak młodego przewinąć. Nagle dostrzegam napis, zaniemówiłam, „rampa do wysokościowych peronów”. Czyli jest rampa, jest w pociągu ukryta, nikt nie wie, że tam jest, nikt o tym nie informuje, nikt z tego nie korzysta, bo nie wie, pani w kasie nie wiedziała, pani na infolinii też, drużyna o tym nie wiedziała, konduktor powiedział, że sprawdzi, czy działa...Po przekroczeniu granicy dopytałam niemieckiego konduktora, czy będę mogła, skorzystać z tej rampy wysiadając w Berlinie. Powiedział, że nie mają przeszkolenia w obsłudze polskich platform, ale zobaczy, co da się zrobić. Na marginesie nawet nie sprzedał mi biletu, tylko się uśmiechnął. Dojeżdżamy do Berlina, ja już lekko struchlałam, bo nikt nie przychodzi z pomocą, żadnej informacji zwrotnej od niemieckiego konduktora, może zapomniał, może olał. Wyglądam nerwowo i próbuje zgadywać, z której strony pojawi się peron, nie wiem jak ustawić wózek przy drzwiach, jeszcze do wyniesienia fotelik samochodowy też około 16kg.Podjeżdżamy, zatrzymujemy się, widzę peron, widzę pustkę, nie ma nikogo, nie ma osoby, która miała nas odebrać, nie ma nikogo, kto mógłby nam pomóc, przerażona myślę, jak ja go teraz stąd wyciągnę?? Aż tu nagle podjeżdża łazik marsjański prowadzony przez starszego pana w czerwonym berecie i mówi:-Achtung! machen Sie frei platz, langsam, langsam. Młody już na platformie hydraulicznej zjeżdża w dół. Można? Można! Nie miałam okazji podziękować panu konduktorowi, podziękowałam panu od platformy. Poniżej zdjęcia, a więc jednak można zadzwonić z pociągu, wysłać taką pomoc bez 48-godzinnego zapasu.To już prawie koniec, ale ostatnim miłym akcentem była obsługa w niemieckiej kasie. Stoję w kolejce, podchodzę i proszę o bilet powrotny z Berlina, mówię, w czym rzecz, że ja i Szymek... Pani informuje mnie, żejako opiekun jadę za darmo, a Szymon ma ulgowy bilet jak każde dziecko. Już prawie odchodzę, a pani mówi, halo, halo, widzę, że mogę pani sprzedać bilet tańszy o10€, to jak pani pozwoli, to wycofam ten wcześniejszy bilet, nie mogę pani zrobić zwrotu na kartę, więc wypłacę pani gotówkę, jeśli się pani zgodzi? Wmurowało mnie, a kasjerka dopytuje czy mam jeszcze jakieś życzenia? Więc wspominam o pomocy z łazikiem marsjańskim. Pani zamówiła asystę, nie było żadnej ankiety i innych sprawdzających pytań, uprzedziła, że pomoc będzie tylko po stronie niemieckiej i spytała, czy potrzebuje pomocy w Gdańsku, bo może napisać adnotację, pomyślałam, fajnie by było, tylko czy ktoś przeczyta maila po niemiecku albo angielsku, czy wystarczą 48 h, aby to przetłumaczyć i zorganizować... Podziękowałam uprzejmie, jakoś sobie poradzę.PowrótBerlin HBF pan z platformą czekał, platformy były na dwóch końcach peronu, a nie jedna na dworzec. Wszystko szybko i sprawnie, wracamy. W Poznaniu po zmianie obsługi konduktorskiej zgłaszam, że będę wysiadać we Wrzeszczu i czy mógłby mi ktoś pomoc, bo w toalecie jest rampa i trzeba ja tylko zahaczyć. Pani powiedziała, że wróci z wiadomością i na pewno się uda, wróciła i potwierdziła, że ochrona dworca pomoże mi wysiąść. No to odetchnęłam z ulgą. Dojeżdżamy, czekamy w korytarzu, przed nami kilka osób, zastanawiam się, czy może już zdjąć plandekę z rampy, żeby było szybciej, poprosić, aby pasażerowie skorzystali z innego wyjścia, żeby nie przeciągać. W końcu Wrzeszcz peron, wszyscy wyszli, wyglądam, widzę mojego partnera, idzie w naszą stronę, ale nie ma nikogo z ochrony... Łapię fotelik, aby go wynieść, kładę na peronie, wracam po Szymka, a tu gwizd, świst i drzwi zamknęły się przed moim nosem, panika, krzyczę, ktoś inny też krzyczy. Pociąg stanął, konduktorka biegnie do nas i krzyczy. Dziecko w pociągu, nikogo z obiecanej pomocy nie ma, a pani mnie konduktor podbiega i przeprasza i mówi, że tam jest winda... winda z peronu do tunelu... ale najpierw trzeba wysiąść. Ochronabyła, ale na drugim końcu peronu, spotkaliśmy się po wejściu do tunelu, zapytałam, czy to nie oni minęli nam pomóc? Pani w mundurze straży ochrony kolei odpowiedziała, że nie i że są tu przypadkowo...EpilogGdzie my żyjemy? To nie miejsce na roztrząsanie całego kulawego systemu wsparcia, bo zamiast integrować, częściej wykluczmy osoby z niepełnosprawnością z życia społecznego. Zasłanianie się programem „Dostępność +” nie pomaga w praktycznym zastosowaniu tego, co powinno już działać, tego, co już jest dostępne. Jest obsługa — która nie potrafi sprzedać właściwego biletu, pomoc — która nie pomaga, rampa — o której istnieniu nikt nie wie, infolinia — która coś weryfikuje, ale po fakcie i w końcu konduktor—który zapomina, straż ochrony kolei — uktóra przypadkiem włóczy się po peronie... W sumie wszystko jest, ale z czapy i nie działa „Dostępność -”A przecież, to jedna firma, jeden biznes, jedna Polska, ale każdy ma gdzieś, następstwo tego, co robi, albo czego nie robi, ignorancja i całkowity brak odpowiedzialności.Przeczytałam ostatnio, że w ramach programu „Dostępność +” planowana, jest modernizacja 100 szlaków górskich i dostosowanie ich do potrzeb osób niepełnosprawnych, cudownie już jadę tam koleją!Mam nadzieję, że na tych szlakach będą również dostępne strzelnice i muzyczne ławeczki na 100-lecie niepodległości, bo jak twierdzi posłanka Krynicka:„Te strzelnice, Obrona Terytorialna, te ławeczki, to wszystko jest też dla osób niepełnosprawnych (...)”Szkoda, że wśród tych wszystkich atrakcji dla osób z niepełnosprawnością, nie znalazły się fundusze na kilka podnośników, zintegrowanie przekazu, rzetelnie przeszkolony personel, który z rozumieniem treści, komunikuje się po polsku.Czy to jest aż tak trudne?
Kobieta z trójką dzieci miała wypadek samochodowy. Na miejscu zjawiła się straż pożarna. Na zdjęciu widzimy jednego ze strażaków jak uspokaja przerażonego 4-letniego chłopca. Jego matka z rodzeństwem pojechali do szpitala karetką, a on sam musiał czekać na kolejną – „Było tak głośno, tyle obcych osób dookoła, pewnie wszystko go bolało, więc zacząłem z nim rozmawiać. Chciał się przytulić, ale nie mogliśmy zdjąć go z noszy, ponieważ mógł mieć uszkodzony kręgosłup. Po prostu chciał, aby ktoś przy nim był" - opowiadał strażak
 –
Mówić "uuuu, kiepsko"po otwarciu maski –
Wypadek samochodowy, przynajmniej kilka osób jest poszkodowanych, kobieta leży na ulicy, chyba wypadła z auta przez przednią szybę. Zatrzymuję samochód i biegnę do niej, chyba się jeszcze porusza, chyba jeszcze żyje. Klękam nad nią i pytam: – - Słyszy mnie pani? Co się stało?Ona: Co....Co? [Wyraźnie w szoku]- Ma pani całą sukienkę we krwi...Ona: to spódnica.
Pan Zdzisław to niezwykły przypadek człowieka. Od 30 lat bezinteresownie pomaga mieszkańcom Legionowa – Pan Zdzisław to najsłynniejszy wolontariusz w Legionowie, 74-latek pomaga ludziom od 30 lat. Niedawno sam potrzebował pomocy, otrzymał ją od ludzi, których poruszyła jego dobroć i bezinteresowność.Kiedy Pan Zdzisław w 1989 roku przeszedł na emeryturę, nie chciał być bezczynny. Wiedział, że ma jeszcze sporo sił, aby pomagać innym. Robił co tylko mógł, angażował się w zbiórki dla potrzebujących, rozwoził drewno, sprzątał piekarnię w zamian za bułki, które potem rozdawał dzieciom. Jest uważany za dobrego ducha Legionowa.Przez jakiś czas pomagał również sąsiadowi, który był inwalidą. Gdy mężczyzna zmarł, wolontariusz otrzymał jego wózek. Wtedy w głowie Pana Zdzisława zrodził się kolejny pomysł – stworzenie rikszy. Pan Zdzisław połączył go z rowerem i zaczął rozwozić schorowanych i potrzebujących mieszkańców Legionowa.W miarę upływu czasu, wolontariusz zda sobie jednak sprawę, że nie ma już tyle siły co kiedyś. Rozwiązaniem miał być wózek elektryczny, lecz emeryta nie było stać na taki zakup czy modernizacje. Mężczyzna postanowił zwrócić się o pomoc do każdej możliwej instytucji i urzędu, nie przyniosło to jednak żadnego efektu.Na szczęście znalazł się ktoś, kto postanowił pomóc Panu Zdzisławowi. Była to osoba z Żyrardowa.– Gdzieś w telewizji, chyba w „Teleexpressie” zauważyłem materiał o panu Zdzisławie, wolontariuszu z Legionowa, który szukał finansowania do elektrycznego pojazdu i tak sobie od razu pomyślałem – czemu by mu nie pomóc? Skrzyknęliśmy się z chłopakami na forum dla pasjonatów pojazdów elektrycznych i każdy dorzucił coś od siebie. Ja w dwa tygodnie złożyłem i zainstalowałem elektrykę w rikszy – mówi w wywiadzie dla portalu tustolica.pl,Tomasz Wierzchoń, posiadający własny warsztat samochodowy w Żyrardowie.– Jestem wdzięczny tym ludziom, którzy pochylili się nad moim problemem i poświęcili swój czas i pieniądze, żeby zrobić dla mnie coś takiego – mówi Zdzisław Wasilewski.W pojeździe zamontowano akumulator, który znacznie ułatwi mieszkańcowi Legionowa jeżdżenie. Nie wyeliminuje zupełnie konieczności pedałowania, ale odejmie mu sporo pracy. Pojazd może jechać z prędkością 13 km/h
Chłopak o imieniu Ryan miał wypadek samochodowy i przeszedł przez ciężką operację. Kiedy się wybudził ze śpiączki, twierdził, że widział niebo – Nastolatka auto dachowało i uderzyło w drzewo, od razu stwierdził, że coś jest nie tak, bo nic nie czuł. Dosłownie nic. W szpitalu okazało się, że młody chłopak ma pęknięte kręgi szyjne i jest sparaliżowany od szyi w dół – ręce i nogi są bezwładne. Musiał przejść operację, podczas której jego stan z minuty na minutę pogarszał się, lekarze musieli skupić się na tym, by utrzymać chłopaka przy życiu.  Kiedy chłopak obudził się po operacji, powiedział:"Pamiętam wujka, jakby był w niebie, powiedział mi, że przeżyję operację i wszystko będzie dobrze. Od tego momentu wszystko będzie dobrze. Uśmiechał się".Ryan uważa, że miał szczęście zobaczyć niebo, że wie, że Bóg istnieje i daje ludziom dobre rzeczy. Nie narzeka na wypadek, uważa, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Wcześniej był nieszczęśliwy, miał depresję i nie spotykał się z Bogiem za często. Teraz wie, że radość jest w nas samych i w modlitwie. Nawet jego bliscy zauważyli, że Ryan mimo tego, że jest całkowicie sparaliżowany nie narzeka, uśmiecha się częściej niż przed wypadkiem i dla każdego ma dobre słowo
Esencja polskiego warsztatu - orzełek, papież Polak i kalendarz z gołą babą –
Dom jednorodzinny, obok warsztat samochodowy, a nad nimi kilkukondygnacyjny niedokończony blok. Taki architektoniczne "cudo" powstało przy ulicy Centralnej 57 w Krakowie – To samowola budowlana. Urzędnicy nakazali jej rozbiórkę, jednak inwestor od blisko 10 miesięcy nie reaguje na pisma magistratu
Poznajcie Scotty'ego - dzielnego psa, który jako szczeniak miał wypadek samochodowy, w wyniku którego miał zmiażdżone żebra, biodra i plecy. Pomimo dalszych przeciwności losu, Scotty się nie poddał i dalej potrafi się cieszyć życiem – Bierzmy przykład ze Scotty'ego!
Królowa Elżbieta to naprawdę wspaniała, twarda babka – Pewnego razu, z wizytą w jej posiadłości w Belmoral był król Arabii Saudyjskiej. Zaproponowano mu przejażdżkę po okolicach i niespodziewanie królowa Elżbieta wskoczyła za kierownicę i odjechała z królem. Kobietom w Arabii Saudyjskiej nie wolno prowadzić żadnych pojazdów i król Abdullah nie był do tego przyzwyczajony. Jego nerwowość wzrosła, kiedy królowa - kierowca wojskowy i mechanik samochodowy podczas II wojny światowej - mocno dodała gazu swoim Land Roverem, jadąc wzdłuż wąskich, szkockich dróg, przez cały czas głośno mówiąc. Abdullah przez tłumacza skierował słowa do królowej Elżbiety, aby zwolniła i skoncentrowała się na drodze